Ptak Czy eksperymentaria zastąpią szkołę w uczeniu fizyki
Transkrypt
Ptak Czy eksperymentaria zastąpią szkołę w uczeniu fizyki
Ptak Czy eksperymentaria zastąpią szkołę w uczeniu fizyki? „Słyszałem i zapomniałem. Widziałem i zapamiętałem. Zrobiłem i zrozumiałem.” Konfucjusz Dyskusja na temat najskuteczniejszych sposobów nauczania, czyli spór między zwolennikami teorii oraz tzw. wiedzy książkowej a sympatykami nabywania umiejętności przez praktykę i doświadczenie trwa chyba dłużej niż istnieje przymus szkolny i system oświaty. A właśnie do tego problemu sprowadza się próba odpowiedzi na pytanie: „czy eksperymentaria zastąpią szkołę w uczeniu fizyki?”. Rozpatrując to zagadnienie, należy zastanowić się również nad sytuacją współczesnej szkoły, stwarzanymi przez nią możliwościami oraz tym, jak ta szkoła zmienia się, by lepiej i efektywniej nauczać dzieci i młodzież. Najtrudniejszym - i najbardziej ryzykownym, bo wzbudzającym najwięcej kontrowersji - jest pytanie o to, kto (lub co) jest w największym stopniu odpowiedzialny za edukację i wychowanie młodych ludzi i czy możemy dopuścić, by nie tylko szkoła, ale też inna instytucja miała wpływ na rozwój młodego pokolenia. Są to najważniejsze kwestie, jakie poruszę w tej pracy i które pozwolą - w moim mniemaniu - na dogłębne i szczegółowe rozpatrzenie postawionego wyżej pytania problemowego. Moje doświadczenia z eksperymentarium sprowadzają się do wizyty w Centrum Nauki „Kopernik” w Warszawie dwa lata temu, czyli w pierwszej klasie szkoły średniej. Posiadając pewne „wyposażenie intelektualne” z zakresu fizyki, chemii i historii, traktowałam tę wizytę jako sposób na uzupełnienie wiedzy i spędzenie miłego popołudnia z przyjaciółmi. Towarzystwo – rzeczywiście - miałam cudowne, niestety, było to jedyne spełnione oczekiwanie wobec tegoż eksperymentarium - to, co zobaczyłam w „Koperniku” stanowiło tylko wizualizację tego, o czym już wcześniej czytałam lub co słyszałam, bądź też prezentowało te eksperymenty, na które nie można było sobie pozwolić w warunkach szkolnych (jak na przykład ogromny model wahadła Foucaulta). Oczywiście, dla młodszej „publiczności” wiele eksponatów było nie tylko niezwykłą atrakcją, ale również ogromnym zaskoczeniem i nieprawdopodobnym odkryciem. Biorąc jednak pod uwagę, iż za kilka lat dowiedzieliby się tego samego z podręcznika fizyki czy z przekazu ustnego swojego nauczyciela, nie można stwierdzić, by wizyta w „Koperniku” poszerzyła znacząco ich horyzonty i zasób wiedzy. Uderzyło mnie także to, że wiele niezbyt ciekawych i odkrywczych eksperymentów próbowano przedstawić nam jako osiągnięcia na miarę Nagrody Nobla. I tak, niezbyt skomplikowane łamigłówki logiczno-matematyczne pojawiały się zaraz obok wystawy o „boskiej cząsteczce” - bozon Higgsa. Kolejnym rozczarowaniem - nie będącym jednak winą samego eksperymentarium - była niska świadomość i wiedza zwiedzających, co prowadziło do ogromnych kolejek do pewnych eksponatów i zupełnego braku zainteresowania innymi. Nie jest moim celem ocena Centrum Nauki „Kopernik” ani odwiedzających go turystów i nie to chciałam tu przedstawić. Ta sytuacja pokazuje jednak czym dla większości ludzi jest tego rodzaju ośrodek - jest to atrakcja, zabawa, niejako instynktowne podążanie za tym, co kolorowe, ładnie wyglądające, zabawne, niewymagające wysiłku a sprawiające przyjemność. To co odnajdziemy w eksperymentariach, to obiekty ciekawe, absorbujące, ale nieuporządkowane w żaden dydaktyczny sposób i niedające żadnych konkretnych doświadczeń, umożliwiających poznanie świata (kolejne eksponaty nie są ze sobą – zazwyczaj - powiązane ani pod względem dziedziny nauki, jakiej dotyczą, ani nawet czasu, w którym powstały). Jak więc wiedza podręcznikowa (szkolna) ma się do tej, jaką zdobędziemy w eksperymentarium? Nawet ci, którzy nie są zainteresowani fizyką czy chemią muszą przyznać, iż wiedza, jaką zdobywamy z tego zakresu w szkole, daje nam pewne wyobrażenie o świecie i przygotowanie do życia. Oczywiście można zaprzeczyć temu stwierdzeniu, wykazując zupełną nieprzydatność teorii kwantowych czy wiedzy o budowie atomowej materii w życiu codziennym. Jednak to, czego dowiedziałam się w liceum, pozwala mi odpowiedzieć na pytanie: „jak funkcjonuje świat?”, „dlaczego jest tak a nie inaczej?”, „co sprawia, że to wszystko działa?”. Kinematyka, dynamika, optyka, elektrodynamika pozwalają na poznanie praw i zasad tego świata. Eksperymenty z Centrum Nauki „Kopernik” nie dają takich możliwości, szczególnie, iż jest to wiedza, która łatwo może „ulecieć” tzn. doświadczenia nabyte w tym ośrodku nie pozostaną z nami na długo, ponieważ, zdobywając je, nie byliśmy nastawieni na naukę i zapamiętywanie. Oczywiście i tutaj znalazłoby się wielu przeciwników mojej opinii, którzy zarzuciliby mi niezgodność z prawdą, gdyż - jak stwierdził Konfucjusz w cytacie przywołanym jako motto mojej pracy - człowiek znacznie lepiej uczy się przez praktykę niż przez tzw. „wkuwanie” regułek. Dokładniej nad tym problemem zastanowię się w dalszej części pracy. Oczywiście, ogromną zaletą każdego eksperymentarium jest możliwość bezpośredniego obcowania z nauką, samodzielne przeprowadzanie doświadczeń i wspomniane wcześniej praktyczne zastosowanie wiedzy. To, co zrobimy samodzielnie i co odkryjemy sami, zapamiętamy na dłużej. Czy jednak konieczne jest dla człowieka o przeciętnej wiedzy i inteligencji, by musiał przeprowadzać nawet najbardziej banalne eksperymenty, by zapamiętać najprostsze prawa rządzące tym światem? Ja sama uważam, że genialnym narzędziem poznawczym i sposobem zdobywania informacji jest doświadczenie i aktywna praca. Widzę jednak sens takich działań, jeśli dotyczą one jakiegoś skomplikowanego problemu, niejasnego zagadnienia, trudnego do wyobrażenia i zrozumienia zjawiska. Natomiast jałowe i bezcelowe wydają się próby demonstrowania pewnych komunałów, czy takich eksperymentów, których wyników spodziewamy się instynktownie. Czy nie będzie więc oszczędnością czasu i energii zapoznanie się z pewnymi wiadomościami poprzez przeczytanie ich w podręczniku? Czy nie powinniśmy zaufać inteligencji i zdrowemu rozsądkowi uczniów, którzy są w stanie ogarnąć swoim rozumem np. zjawisko bezwładności ciał czy rozpuszczalności substancji bez przeprowadzania trywialnych eksperymentów? Pytanie problemowe tej pracy dotyczy w szczególności nauki fizyki. Czym są lekcje fizyki w szkole średniej? Jaką rolę odgrywają w nich doświadczenia? Chociaż liczba godzin poświęconych na fizykę została w ostatnich latach (w związku z tzw. nową podstawą programową) znacznie ograniczona, to w dalszym ciągu pedagodzy starają się przekazać spójną i konkretną wiedzę z tego przedmiotu. Bardzo częste i popularne są nie tylko eksperymenty przeprowadzane przez nauczycieli, ale również samodzielna praca uczniów. Muszę przyznać, iż zajęcia praktyczne przeprowadzane nawet dwa lata temu pamiętam znacznie lepiej niż schematy i regułki przeczytane w książkach. Czy jednak te interesujące doświadczenia są wystarczające dla ludzi, którzy pragną poświęcić się fizyce, zostać wybitnymi naukowcami i dokonywać wielkich odkryć? Oczywistym wydaje się, że właśnie ciężka praca, dogłębna znajomość przedmiotu i żmudna, ale przynosząca rezultaty, nauka pozwalają na przeprowadzenie tych praktycznych badań, które określilibyśmy mianem przełomowych. Co więc można powiedzieć „w obronie” eksperymentariów? Jednym z argumentów przemawiających za wyższością eksperymentarium nad nauką w szkole jest niemożność przeprowadzenia pewnych eksperymentów w budynku szkoły. Rzeczywiście, pracownie chemiczne i fizyczne muszą spełnić wysokie wymagania, jeśli nauczyciele korzystający z tych sal chcą w nich pokazać uczniom pewne doświadczenia uznane za niebezpieczne lub takie, do wykonania których potrzebne są profesjonalne urządzenia i przyrządy. Ten komentarz przywodzi mi na myśl dwa doświadczenia. Jednym z nich była przeprowadzona w moim gimnazjum reakcja chemiczna kwasu azotowego (V) z miedzią. W jej wyniku powstawał tlenek azotu (IV) - gaz trujący, niebezpieczny, dlatego też doświadczenie musiało być przeprowadzane pod wyciągiem laboratoryjnym. Nie każda pracownia chemiczna w szkole gimnazjalnej jest w taki wyposażona, dlatego też rzadko pokazuje się gimnazjalistom ten eksperyment. Rzeczywiście stwarza on zagrożenie, jednak nawet moja szkoła, czyli gimnazjum na prowincji, posiada możliwości by go bezpiecznie zaprezentować. Reakcja ciekawa, nietypowa, zachodząca w sposób efektowny, więc warta zademonstrowania uczniom, gdyż umożliwi im łatwiejsze zapamiętanie osobliwej i rzadko spotykanej aktywności metali szlachetnych. Drugim eksperymentem, który miałam na myśli, jest wspomniane już wcześniej wahadło Foucaulta. Nie jest możliwe, by wybudować w pracowni fizycznej taki model w skali, w jakiej zrobiło to Centrum Nauki „Kopernik”. Co ważniejsze dla moich rozważań, interesujące było zachowanie ludzi w tym warszawskim eksperymentarium - gromadzili się oni wokół ogromnego wahadła i obserwowali przez kilkanaście minut jego monotonny ruch tylko po to, by stać się świadkiem przewrócenia kolejnego patyczka i by „skomentować” to wydarzenie głośnymi brawami i śmiechem. Pamiętam, jakie zdziwione miny mieliśmy z moim przyjacielem, gdy zaobserwowaliśmy to zachowanie. Nie tylko dzieci, ale i ich rodzice oraz opiekunowie stali jak zahipnotyzowani, wpatrując się w wahadłowy ruch błyszczącej, srebrnej kuli. Do dzisiaj zastanawiam się, czy nie było im szkoda czasu i siły, by bezmyślnie patrzeć na to czego - co grosze - nawet nie rozumieli! Widząc kilkuletnie dziecko, trzymane na siłę przez rodziców przy barierce, zrobiło mi się go szkoda - maleństwo nie miało pojęcia, co się dzieje, a jego rodzice nie pokusili się nawet, by przeczytać ustawioną obok eksponatu tabliczkę z informacjami na jego temat i spróbować wytłumaczyć dziecku, na co właściwie patrzą. Życie więc pokazuje, iż doświadczenia niebezpieczne i trudne są przeprowadzane w szkołach i uczniowie mają dostęp do istotnych informacji. Czy więc rzeczywiście jest tak wielką wadą to, że niektórych eksperymentów nie można i nie przeprowadza się w szkole? Czy uczniowie tracą na tym tak wiele? Czy eksperymentarium prezentuje przełomowe odkrycia i to, o czym uczeń nie mógłby po prostu usłyszeć? Wydaje się, iż nawet jeżeli niektóre istotne doświadczenia nie są prezentowane w czasie lekcji fizyki czy chemii, to lepszym rozwiązaniem będzie przekazanie wiedzy na ich temat w sposób atrakcyjny i rzetelny przez nauczycieli czy podręczniki, a nie organizowanie wycieczek szkolnych do kolejnych ośrodków edukacyjnych. Ważnym postulatem jest tu konieczność zachowania przez szkołę pewnej wyłączności na edukację dzieci i młodzieży, co wiąże się z tym, że nie można przerzucać odpowiedzialności za nauczanie na inne instytucje jak np. eksperymentaria. O ile szkoły powinny korzystać z wszelkich dostępnych źródeł wiedzy i miejsc przeznaczonych do pogłębiania zainteresowań uczniów, o tyle powinny pozostać „hegemonem” w szkolnictwie. Rozsądniejsze będzie więc dofinansowanie szkół umożliwiające im dostosowanie warunków nauczania do potrzeb dzieci i młodzieży niż próby przeniesienia lekcji fizyki do budynku eksperymentarium. Na początku tej pracy wspomniałam o reformach oświatowych, dokonywanych w ostatnich latach. Pewne trendy w tej dziedzinie mogłyby wskazywać na wzrost znaczenia technologii w nauczaniu i odejściu od metod tradycyjnych. Zgodnie z „modą zachodnią”, coraz więcej ćwiczeń wykonywanych jest w oparciu o Internet, informacje są w swobodny sposób przesyłane drogą elektroniczną, większą uwagę poświęca się nawet naukom ścisłym niż humanistycznym. Dobrym zakończeniem moich przemyśleń będzie refleksja nad tymi zmianami i opinia - prognoza na temat tego, jak będzie wyglądała szkoła za 50 - 70 lat. Wydaje się, że w najbliższych latach zauważymy dalszy wzrost opisanej powyżej tendencji i zainteresowania dziedzinami nauki takimi jak fizyka, chemia, technologia informacyjna, inżynieria. Moim zdaniem dojdziemy jednak - i to dość szybko - do apogeum tych preferencji: rynek pracy nasyci się potrzebnymi dzisiaj specjalistami, badania prowadzone na najwyższym szczeblu staną się jeszcze bardziej elitarne, a w związku z tym zainteresowanie tymi dziedzinami zacznie się ograniczać do specjalistów i osób szczególnie uzdolnionych i zainteresowanych. Jak to wpłynie na wygląd polskiej szkoły? Co wspólnego ma ta hipoteza z „relacją” szkoła- eksperymentarium? Wydaje się, że ta prognoza pozwala stwierdzić, iż zmieniająca się szkoła, umożliwi zaspokojenie najważniejszych potrzeb edukacyjnych młodych ludzi. Eksperymentaria - ze względu na swoją banalność i pocieszną prostotę - nie tylko nie zastąpią szkoły w uczeniu fizyki, ale staną się znacznie mniej atrakcyjne. Samodzielna obserwacja i przeprowadzanie eksperymentów, chociaż niezwykle twórcze i wartościowe (jak opisywałam wcześniej), nie zastąpią nigdy podręcznika przedstawiającego logicznie powiązane dziedziny fizyki, ustnego przekazu nauczycieli ani - tym bardziej kontaktu z tymi nauczycielami wywierającymi swoistą presję na uczniach, która - przyjmując formę motywacji czy konstruktywnej krytyki - wspomaga dzieci i młodzież w systematycznym i zdyscyplinowanym przyswajaniu wiedzy. Rodzi się jeszcze jedno pytanie: „czy jakakolwiek instytucja, zjawisko społeczne albo sposób przekazywania informacji są w stanie zastąpić szkołę?”. Chociaż świat tak szybko się zmienia, to obowiązek szkolny - w takiej czy innej formie - funkcjonuje nieugięcie. I chociaż mamy dostęp do właściwie nieograniczonego zbioru książek oraz nieskończonego źródła informacji, jakim jest Internet, to i tak największą wiedzę zdobywamy za pośrednictwem szkoły i nauczycieli. Chociaż programy typu Discovery Channel (oferujące m. in. prezentację ryzykownych doświadczeń) cieszą się popularnością, to żaden z nich nie może nawet konkurować z „siłą rażenia” jaką posiada przymus szkolny. „Teoria śni, praktyka uczy.” Tak stwierdził Karol Holtei. Nauczyciele życzą sobie, by każdy uczeń uczył się jak najwięcej, uczniowie zaś pragną uczyć się jak najszybciej. Jednak najpiękniejszy jest sen, w którym odnajdziemy zachwycające odkrycia i niespełnione marzenia. Stąd bierze się niepodważalna wartość teorii.