Galeria - What`s Up Magazine
Transkrypt
Galeria - What`s Up Magazine
e m a g a z i n p i e r w s z y d l a o u t s o u r c i n g u i k o r p o r a c j i ddjm architekci z Krakowa Galeria na skrzyżowaniu szlaków aleje Numer 16 | Wrzesień 2016 | www.whatsupmagazine.pl | nakład 25 tys. | egzemplarz bezcenny wolniej znaczy lepiej kraków w siodle tylko szlaków brak znanylekarz.pl medycyna w sieci Wersja w pdf na www.whatsupmagazine.pl 2 what’s up? www.whatsupmagazine.pl Enter spis treści rozmowa numeru 6 Michał Pękała – DocPlanner hr 8 9 Szpital kliniczny Princeton-Plainsboro w New Jersey. Wrzesień 2016. Właśnie zdiagnozowano u Ciebie zespół stresu korporacyjnego. Objawia się dość dziwacznie, bo nieznośnie swędzącym uczuleniem, które wyparowuje wyłącznie w jednym przypadku: po kilku dniach spędzonych w ultrasuchych przestrzeniach izraelskiej pustyni Negev. Twoja delegacja, na którą przyleciałeś do amerykańskiej centrali giganta IT, zamienia się w ciąg męczących, szpitalnych dni opłacanych przez ubezpieczyciela. Leczysz się u znanego specjalisty – dr. House’a. Twój przypadek analizowany jest bez końca, bo House postanawia, że… Stop. To nie kolejny odcinek telewizyjnego serialu ani bajka dla znudzonych korpoludków. To raczej poetycka fantazja o potencjalnym losie kogoś z nas. Każdego dnia nie tylko coraz bardziej doświadczeni na naszych stanowiskach, ale i coraz starsi. Coraz bardziej skuteczni, ale i wyczerpani pracą. Powtarzalność rutynowych czynności, korporacyjny sznyt, mechanizacja zachowań, wyzwania, jakie sobie stawiamy – wszystko to w coraz bardziej zauważalny sposób odbija się na naszym zdrowiu. I niech nikogo nie zmyli „ekologiczny” komfort naszych biur, karta Multisport w portfelu, „fit” lunche w pracowniczej kantynie. Operowanie na co dzień w jednostajnej pozycji, wgapienie w ekran komputera i oddychanie pełnym toksyn krakowskim powietrzem – już to wystarczy, aby za jakiś czas być zmuszonym do odwiedzenia któregoś ze specjalistów. W powakacyjnym numerze „What’s Up Magazine” piszemy o Waszym zdrowiu z perspektywy obecnego od 2014 roku w Krakowie temat numeru 3Galeria Krakowska Pod lupą TESTu: Salary Tracker | Ucz się zarządzać talentami Konferencja: HR w Centrach Usług Biznesowych i IT | Prezentacja: WSZiB przedstawiamy 10 Lundbeck 12 Cosmetic Scan | Uber nieruchomości 13DDJM: Jesteśmy z Krakowa 14 Nagroda im. Stanisława Witkiewicza z miasta 16 Aleje: Wolniej czyli szybciej duńskiego Lundbeck oraz robiącego globalną karierę portalu medycznego ZnanyLekarz.pl. Obie marki skutecznie wykuwają sobie niszę na medycznym oraz farmaceutycznym rynku. Obie pokazują, że branża zdrowotna z powodzeniem potrafi chłonąć skuteczne innowacje. Wielu z Was kojarzy wizytę u lekarza z twardą ławką w zatłoczonej poczekalni. Ławka w poczekalni biura ZnanegoLekarza to… huśtawka. Wygodna, sprężysta, podwieszona na łańcuszkach. Ot, metafora. Taka ma być współczesna medycyna: przyjazna użytkownikowi, przełamująca stereotypy, innowacyjna, skuteczna. Ale nie tylko o Lundbeck czy serwisach DocPlanner opowiadamy w wrześniowym wydaniu. Znajdziecie też teksty o startupach, architekturze, HR, kulturze, biznesowej edukacji i koktajlach na koniec męczącego dnia. A w raporcie numeru przybliżamy Wam historię i przyszłość najważniejszego handlowego adresu w mieście – Galerii Krakowskiej. Każdy z Was bywa tam statystycznie raz w tygodniu, tak jak każdy z Was raz na miesiąc bierze w ręce świeży numer „What’s Up Magazine” i czyta porcję przygotowanych przez nas artykułów. Niech będą one dla Was „umilaczem”, pretekstem do rozmów, spotkań, myśli w czasie powakacyjnego przyspieszenia. I niech skutecznie leczą z jakichkolwiek symptomów „stresu korporacyjnego”, którego – rzecz jasna – nikomu nie życzymy. Owocnej lektury! dbamy o ciebie / siesta 17 Group training | Prezentacja: Kraków Business Run siesta 18 Bursztyny po litewsku 20 Kraków w siodle wokół stołu 21 Sababa siedem uciech głównych 22 Kulturalny wrzesień Redakcja what’s up magazine pierwszy dla outsourcingu i korporacji www.whatsupmagazine.pl redaktor naczelny Rafał Romanowski zastępca Magda Wójcik wydawca Fundacja Aktywnych Obywateli im. Józefa Dietla dyrektor artystyczny & ilustracje Joanna Sowula fotografie Piotr Banasik editor (english) Łukasz Cioch korekta Agata Malczewska reklama Anna Głuc [email protected] + 48 503 920 670 kreacja i marketing Agencja Kreatywna Lemon Media facebook Whatsupmagazine.pl twitter @WhatsUpKrakow kontakt +48 519 636 121 [email protected] Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów, nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam i ogłoszeń. Is your glass half-empty? The summer is almost over. The single thought of days becoming shorter and gloomy, temperatures plummeting and air quality deteriorating to levels best described as near-unbearable, is enough to make a lot of people lose their smiles. If, come September, you find this to be your first thought, you might want to reconsider your outlook on life in general and calibrate your mind to the positive. In the first edition of What’s Up Magazine after the holiday break, we take you on a rather optimistic journey, starting with the story of Galeria Krakowska, on its 10th anniversary. Kraków’s most popular shopping destination (ca. 100 000 visitors a day) is also a powerful symbol of the city’s economic transformation. Following its construction, the entire district where it’s situated has been modernized, with new hotels, offices and housing developments flourishing in this once-unfashionable (to put it mildly) part of Kraków. Hotel Mercure Kraków Stare Miasto, situated right opposite, is among the most recent projects coming up in the vicinity. Rumour has it, it will open in less than a month. With the current number of large-scale shopping malls in Kraków, it’s only logical that our next story should take us to the salary trends in the region. In cooperation with ASPIRE, Advisory Group TEST Human Resources have recently completed a comprehensive study of trends in salaries. It is called Salary Tracker 2016 and we’re quite sure many of you will go right to this section of our magazine. In one of this month’s most captivating case studies, we take a look at the story behind znanylekarz.pl and DocPlanner. In an interview with Michał Pękała (VP Growth), we follow the path from an idea to a successful business model implementation. We also share with you some interesting stories from Lundbeck Group Business Services – one of the world’s most respected pharmaceutical brands. Last but not least, the final health-related story of the month is that of Cosmetic Scan – an app developed in Kraków, one full of surprises. Never have enough of good architecture? Neither do we. Let us take you to “the best house in Małopolska” and talk to DDJM, one of Kraków’s most extraordinary architecture offices. Finally, we go back to one of Kraków’s unresolved dilemmas, i.e. the types of restrictions that should be introduced on car traffic in Kraków’s city centre. As always, to refresh our outlook on what’s interesting out there, we go on a trip, to a destination of choice. This time, it’s Lithuania. Do enjoy our fresh and crispy edition of What’s Up Magazine and remember to find yourselves enough reasons to keep on smiling. Winter is coming ;) Łukasz Cioch temat numeru Wrzesień 2016 3 GALE RIA NOWY CZAS W NOWYM MIEŚCIE Tłum kłębi się od rana. Prowadzonymi przez trzy poziomy arteriami płynie aż do późnego wieczora. A i wówczas otoczenie nie wycisza się całkiem: otwartym kubikiem łączącym podziemny dworzec PKP z tzw. „wyjściem na miasto” podążają podróżni z walizkami, plecakami, dziećmi za rękę. Mijają zamknięte kioski z gazetami, wygaszone punkty z lodami, oświetlony roboczym światłem market Saturn z elektroniką. Nieco ciszej będzie tu do kolejnego ranka. Gdy zadrą głowy, na wysokości kondygnacji +1 zobaczą wielką mapę kontynentu, zwieńczenie tzw. Hali Europejskiej. Mapa jest biała, pokrywa całą ścianę: Lizbona po lewej, Kiszyniów w Mołdawii po prawej, Sztokholm od góry, maltańska La Valetta od spodu. Kraków jakby w środku… Galeria Krakowska. Centralny punkt na handlowo-komunikacyjnej mapie blisko milionowego Krakowa. Punkt zborny przybywających do miasta gości. Obojętnie, czy docierają tu pociągiem, autobusem czy samolotem – dworzec jest ostatnim przystankiem podróży przed wkroczeniem w krakowską materię. Od razu mieszają się z tłumem krakowian, turystów, Polaków, biznesowych gości z zagranicy. Tych, którzy w Galerii załatwiają ostatnie sprawunki przed wyjechaniem z miasta, ale i tych, co ruszają tu po pracy na zakupy w markowych sklepach. Strategiczna lokalizacja Jedno jest pewne: lokalizacyjnie Galeria nie mogła trafić lepiej. Jest immanentną częścią organizmu, jaki śmiało możemy określić słowem „centrum”. Podczas gdy oddalony o niespełna kilometr Rynek Główny pełni od wieków funkcję centralnego placu miasta, fot. Piotr Banasik Galeries Lafayette w Paryżu. Markthal w Rotterdamie, brukselska Galeries St-Hubert, Galeria Wiktora Emmanuela II w centrum Mediolanu, słynny Harrods w Londynie. A najważniejsza w Krakowie „świątynia zakupów” – Galeria Krakowska – obchodzi właśnie 10-lecie istnienia. Co się tam (będzie) działo... Galerię Krakowską odwiedza ponad 100 tys. osób dziennie. To nowe centrum na miarę XXI wieku, które z powodzeniem wyrwało Rynkowi, Floriańskiej, Grodzkiej, Szewskiej czy Sławkowskiej palmę pierwszeństwa na handlowej mapie miasta. Robi się tu zarówno eleganckie zakupy, jak i te pierwszej potrzeby. Handel rozgrywa się tu więc na jeszcze większą skalę, niż przez wieki w kramach okolic Rynku Głównego. Dziś przy Rynku bije turystyczno-gastronomiczno-polityczne serce Krakowa. Tu panuje komunikacyjno-handlowa wrzawa jak w ulu. Bez dwóch zdań, Galeria Krakowska to pierwszy handlowy adres w mieście. Tak się utarło przez ostatnią dekadę i nic nie wskazuje, aby miało się zmienić. 10 lat obecności GK w tym miejscu to pasmo nie tylko frekwencyjnych sukcesów. Zresztą o rzesze klientów Krakowskiej nie mogło być trudno. Galerie handlowe przy dworcach w dużych miastach z definicji cieszą się wielką popularnością. Ale jak stworzyć tak prężnie funkcjonujący organizm w miejscu, które – w powszechnej świadomości krakowian – Bóg opuścił na długie dziesięciolecia? Nie wszyscy bowiem pamiętają, że tereny, które teraz błyszczą, świecą, grają i pachną jako nowoczesny dworzec PKP i elegancka Galeria Krakowska, przez lata były symbolem upadku, degrengolady i bankructwa wysuwanych raz po raz świetlanych idei. A tych przydworcowym obszarom nigdy nie brakowało: wymyślano tu i futurystyczne dworce pod ziemią (miasto czekało na nie kilkadziesiąt lat) czy imponującą dzielnicę handlowo-komercyjną w stylu amerykańskich metropolii (aktualnie wciąż w trakcie budowy). Ale szumnym zapowiedziom towarzyszyły zawsze logistyczno-organizacyjne problemy. Przezwyciężane mozolnie lata znoju mieszkańców, depresji inwestorów i wyrzucanych do kosza kolejnych koncepcji projektantów. Tak było jeszcze u progu XXI wieku, kiedy obszar, na którym wznosi się obecnie Galeria Krakowska, budynki przy Pawiej, budowany kompleks biurowy High Five czy dworzec autobusowy MDA, był dla Krakowa niegdyś jednym wielkim wstydem. ciąg dalszy na str. 4 4 temat numeru www.whatsupmagazine.pl Od murów do „Smoka” Ale sięgnijmy głębiej w karty historii, do dość odległej tradycji tego miejsca. W czasach średniowiecznego Krakowa okolice wyjazdowej drogi na północ, m.in. nad Bałtyk czy na Mazowsze, były po prostu uprawnymi polami i chaotycznymi wsiami pod murami warownego miasta. Dopiero później powstały tu pierwsze, „przyrośnięte” ściślej do miasta osady, wśród nich m.in. Wesoła. Wraz z rozwojem odległej o 300 km Warszawy ta część Wesołej zwana była coraz częściej Przedmieściem Warszawskiem. Kiedy Kraków, jedno z głównych miast austro-węgierskiej Galicji, zburzył w latach 1807–1820 swe sędziwe mury, Wesoła i Warszawskie były zwykłymi przedmieściami z mało ciekawą zabudową i tradycyjnym układem komunikacyjnym. Wszystko zmieniło się w 1847 roku wraz z otwarciem przez Austriaków dworca pierwszej linii kolejowej do śląskich Mysłowic. Naturalny proces obrastania dworcowej okolicy w rozmaite funkcje handlowe czy mieszkalne trwał przez kilkadziesiąt lat. Dzięki przyszłościowemu myśleniu tutejszych inwestorów, Kraków dorobił się wielkomiejskiej architektury okolic ulicy Pawiej (hotele, banki), placu Matejki, ulic: Warszawskiej, obecnej Lubicz czy Rakowickiej. Jeszcze w latach międzywojnia mieszkanie w okolicach dworca uchodziło za bardzo prestiżowe, z biegiem czasu dworcowa okolica straciła jednak urok metropolitarności. W czasach PRL-u Pawią czy Warszawską zaczęto częściej omijać, stopniowo odwiedzano raczej z konieczności. Przaśna rzeczywistość socjalistycznej gospodarki odcisnęła mocne piętno na okolicach dworca Kraków Główny. Jego okolice przez czasy Gomułki, Gierka czy Jaruzelskiego opanowali raczej kloszardzi, prostytutki, meliniarze, niż przemykający z walizką w ręku eleganccy podróżni. Poaustriacki dworzec trwał nie remontowany, perony rdzewiały, okolica zaczęła straszyć. Symbolem upadku tej okolicy stał się przystanek autobusowy PKS Kraków, przez lata próbujący stać się „dworcem” autobusowym. W istocie był to wyłożony popękanymi płytami i zalany lepikowym asfaltem plac, gdzie wśród brudnych ścian dworcowego budynku, zardzewiałych słupów z numerami platform, łuszczącego się ogrodzenia, tysiące podróżnych koczowały w oczekiwaniu na upragniony kurs. Desperatów chcących zjeść cokolwiek zapraszał w swe czeluści kultowy Bar Smok, gdzie – jak czytamy wśród wielu opinii przywołujących tamten czas krakowian – „subtelna kompozycja starej ściery i niemytych kloszardów, z lekką nutką przypalonych ziemniaków” była przez lata dominującym zapachem. Zmiany pełzające Apogeum rozkładu datuje się już na czasy wolnej Polski, po 1989 roku. Tragiczny ten stan zdawał się trwać aż po koniec świata. Aż nagle, pod koniec XX wieku (rok 1998) na niszczejące okolice dworca PKP i PKS połakomił się niespodziewanie… zagraniczny inwestor. I to z górnej półki: tryskający milionami dolarów i wymachujący portfolio z tuzinami zrealizowanych projektów Tishman Speyer Properties ze Stanów Zjednoczonych. Mieszkańcy Krakowa nie posiadali się ze zdumienia, bo obok poczerniałego kikuta „Szkieletora” przy nie tak odległym Rondzie Mogilskim, to właśnie przydworcowe tereny cieszyły się w powszechnym mniemaniu najgorszą reputacją. Amerykanie szybko przedstawili szumne plany: w okolicach Pawiej/Warszawskiej chcieli wybudować tzw. Nowe Miasto: kompleks reprezentacyjnych budynków komercyjno-handlowych z wkomponowaną funkcją biurową i apartamentową. Osią nowej dzielnicy miał być kompletnie przebudowany dworzec PKP z imponującą zabudową wokół. Inwestor wymarzył sobie ogromną dworcową halę wraz z przyległościami: hotelami, bankami, galerią ekskluzywnych sklepów oraz biurami międzynarodowych korporacji (negocjowano wstępnie z m.in. PricewaterhouseCoopers). Właśnie ci najemcy mieli stać nowymi ambasadorami miasta, które po kilku dekadach socjalistycznego odcięcia od reszty Europy, raczkowało właśnie w nowej, kapitalistycznej rzeczywistości. Kraków przełomu wieków ewidentnie nie był gotowy na zagra- fot. Jacek Boroń dokończenie ze str. 3 Bar Smok Projekt staje się ciałem Niemiecki inwestor uwinął się z swymi planami znacznie szybciej niż poprzednicy. I choć na starcie znów napotkano logistyczny problem (turecka firma, która miała budować tunel pod powstającymi zabudowaniami, zastopowała prace na blisko pół roku), wkrótce potem na centralnie położonych działkach na skos od budynku dworca rozpoczęto z impetem budowę Galerii Krakowskiej. Od tamtej pory koniunktura na przydworcowe rejony w cenniczne inwestycje tej skali. Przedstawiciele Tishmana przez kilka trum Krakowa zdaje się nie mieć końca. Galeria Krakowska od lat (1998–2002) bili głową w urzędniczy mur, napotykając raz po początku skupia w sobie komunikacyjne i handlowe funkcje całej raz kolejne trudności i zajmując się bardziej kolekcjonowaniem dzielnicy. Otworzono ją uroczyście 28 września 2006, zaproszono kolejnych wypadających trupów z szafy, niż rychłym startem inmiejscowych notabli, polityków i dziennikarzy. Na pustych jeszwestycji. Inna sprawa, że na dość kosmiczne projekty amerykańcze, przyciemnionych korytarzach rozstawiono nakryte białymi skiej firmy patrzono w Krakowie również dość sceptycznie. Jedni obrusami stoły. Wystawny bankiet, jaki serwowano gościom za wszelką cenę dążyli do ułatwienia Tishmanowi ich realizacji, tego wieczoru, stał się symbolem nowych czasów. Startująca widząc w tym wielką szansę dla odradzającego się po socjalistycznastępnego dnia galeria ECE – pierwszą jaskółką realizowanego do tej pory projektu Nowe Miasto. nej zapaści miasta. Inni wietrzyli sprytny deal realizowany z zimI choć większe od Krakowa miasta (np. Hamburg, budujący do ną krwią przez Amerykanów. W myśl tej koncepcji Tishmanowi miało chodzić wyłącznie o strategiczne 2030 roku HafenCity – nowoczesną dzielniz punktu widzenia rozwoju metropolii Nowi lokatorzy Galerii cę w portowych dokach) zakładają czas retereny, a śmiałe wizje kreślone na de- Krakowskiej alizacji śmiałych projektów nawet na kilkaskach projektantów zamydlały tylko dziesiąt lat, trudno opędzić się od wrażenia, Chantelle, Gant, Green że gdyby nie Galeria Krakowska, po okolicy oczy krakowskim urzędnikom. Kiedy Kraków kłócił się sam z sobą, in- Cafe Nero, Grycan, krakowskiego dworca nadal hulałby wiatr. westor stopniowo tracił entuzjazm do Tymczasem w ostatnich latach dokończono Guess, Hebe, Kakadu, krakowskiego projektu. Koszt budowy i uruchomiono przyległe do niej Krakowdzielnicy Nowe Miasto określany był na Kiko Milano, Laurel, Liu skie Centrum Komunikacyjne, wzniesiono kompleks biurowy wzdłuż Pawiej oraz lukkilkaset milionów dolarów, zmęczona Jo, McArthur, Mohito, negocjacjami firma rozpoczęła nowe Motive&More, O’Bag, susowy hotel sieci Andel’s. Trwają prace inwestycje w innych punktach globu. przy kolejnych budynkach, m.in. pokaźnej Original Marines , O atmosferze tamtych czasów (rok inwestycji biurowej High Five (na pustych dotąd działkach przyległych do Galerii od 2002) najlepiej świadczy dialog z inter- Perfect Body Center, strony północnej). Zabudowa tego obszanetowego forum „Gazety Wyborczej”: Próchnik, Rabarbar, głos nr 1: „Oszuści z Tishman Speyer! ru ma być dość ścisła i stanowić dobrą Rainbow Tours, Rolex, Konia z rzędem temu kto jeszcze wierzy, wizytówkę dla wjeżdżających do centrum Krakowa od strony Warszawy czy świetnie że pseudoinwestorzy z USA zainwestują Sevi Kebab, Sinsay, skomunikowanego lotniska. choć jedną złotówkę w naszym mieście! Tallinder, Tally Weijl, Teraz pewnie się okaże, że sprzedadzą Tommy Hilfiger, Up 8 komuś tereny i miasto zostanie w piękTradycyjna (po)nowoczesność ny sposób zrobione w bambuko. Moja propozycja to automatyczna deportacja Geograficznie na miejscu koszmarnego kombinatorów z Tishman do Ameryki”. baru Smok stoi dziś czterogwiazdkowy hotel Andel’s. Samą bryłę Galerii ustawiono w miejscu dawnego budynku dworca PKS, głos nr 2: „Tishman buduje na świecie rozmaite centra, biurowce, nowe miasta. Popatrzcie na Paryż, Londyn, Frankfurt, Nowy Jork, porośniętego chaszczami placu oraz wiecznie zakorkowanego Sao Paulo. Różnica polega na tym, że tamtejsze społeczności nie podjazdu dla taksówek i wyjazdu archaicznych PKS-ów. Chaotyczsą tak ksenofobicznie zamknięte, nie wietrzą w każdym obcym – szczególnie jeśli jest to renomowana firma – oszusta, który tylko patrzy, jak kogoś wykiwać. Przypuszczam jednak, że skorumpowanie, zaściankowość, ksenofobia i zwyczajna głupota polskich urzędasów przeszła najczarniejsze oczekiwania Amerykanów”. Czy w annałach historii Tishman Speyer Properties zapisze się jako spekulant gruntem czy prężny inwestor, któremu władze rzucały kłody pod nogi – trudno rozstrzygać. Jedno jest pewne: w lutym 2004 Amerykanie sprzedali większość terenu niemieckiemu gigantowi inwestycyjnemu ECE, co umożliwiło otwarcie nowego rozdziału w historii okolic dworca. dziś stoi tu czterogwiazdkowy hotel Andel’s. Samą bryłę Galerii ustawiono w miejscu dawnego budynku dworca PKS temat numeru Wrzesień 2016 - Na pewno śledzimy z uwagą wszelkie trendy sprzedażowe, jakimi kierują się klienci. Z pewnością sprzedaż internetowa jest dla nas sporym wyzwaniem, ale jesteśmy pewni, że galeria handlowa pełna markowych sklepów nadal będzie dla naszych gości atrakcyjnym wyborem. Na pewno będziemy iść z duchem czasu bo już teraz sfera prezentacji towaru na żywo i w internecie zaczyna się przenikać. A właśnie w galerii można produkt dotknąć, powąchać, porównać z innymi towarami. fot. materiały prasowe ne parkowanie „gdzie się da” skończyło się również w momencie oddania Galerii do użytku: na najwyższych kondygnacjach działa parking na 1400 miejsc, dookoła przebudowano układ ulic z dodatkowymi miejscami dla pozostawienia samochodu. Przedłużono też istniejące pasaże pod peronami, m.in. pełen bukinistów i handlarzy bielizną tunel „Magda”, które teraz kończą się w połowie poziomu -1 GK. Z dawnego pejzażu okolicy nie zostało praktycznie nic. Oczy Krakowian cieszy teraz okazały plac Nowaka-Jeziorańskiego (zwany potocznie Kolejowym) między ulicą Lubicz, całodobową pocztą, a mieniącą się wieczorami na rozmaite kolory fasadą najważniejszej w mieście galerii. Dziesięć lat po uruchomieniu kluczowej dla Krakowa inwestycji koncernu ECE można śmiało stwierdzić, że założenia projektantów spełniły się co do joty. Na trzech piętrach o łącznej powierzchni 129 tysięcy m kw. (powierzchnia handlowa to 60 tys. m kw., a biura 5,5 tys. m kw.) zlokalizowano około 270 markowych sklepów, 11 punktów usługowych oraz 22 kawiarnie, fast foody i restauracje. To właśnie w nich załatwia się w Krakowie lwią część tzw. szybkiego biznesu (przyjazd/przylot do Krakowa, spotkania biznesowe nad laptopem, wymiana wizytówek, szybka kawa, przekąska, wyjazd). Galeria odważnie zmierza w nowe czasy. Na co dzień współpracuje z wieloma młodymi twórcami, którym udostępnia swe powierzchnie. I tak kilka sezonów temu jedną ze ścian pokryło ogromne malowidło graffiti a w maju 2016 GK stała się areną zbiorowego instameet. Aktywnych w globalnym serwisie Instagram autorów zdjęć z pokolenia Y wpuszczono do na co dzień zamkniętych przestrzeni, aby uchwycili nieoczekiwane kadry, m.in. ułożony z ich ciał układ na wieży zegarowej – najwyższym punkcie galerii. Efekt..? Sprawdźcie na Instragramie pod hashtagiem #galeriakrkinstameet. 5 Galeria jest tak rozpoznawalnym miejscem, że krakowianie umawiając się pod nią nie dopowiadają …”Krakowska”. Funkcjonuje jako „Galeria” i kropka. Miejsce centralne, punkt odniesienia. - Tak, wydaje mi się, że wrośliśmy w pejzaż zarówno okolicy, jak i samego Krakowa. Staramy się na bieżąco integrować ludzi wokół nie tylko zakupów, ale i wydarzeń kulturalnych, gier, rozmaitych akcji. Współpracujmy m.in. z Krakowskim Biurem Festiwalowym i krakowskimi artystami. Wszystko to podnosi i tak wysoki prestiż Galerii, co oczywiście przekłada się na liczby odwiedzających nas klientów. Dość wspomnieć, że tylko przez ostatni rok odwiedziło nas aż 36 milionów ludzi. Czyli można powiedzieć, był u nas statystycznie choć raz prawie każdy mieszkaniec Polski. Rafał Romanowski Jarosław Szymczak – dyrektor Centrum Handlowego Galeria Krakowska Na skrzyżowaniu szlaków Jaką strategię na przyszłość obierze Galeria Krakowska? Być bardziej lux, bardziej eko, bardziej podążać za sprzedażowymi trendami obecnymi w internecie? rafał romanowski: 100 tysięcy odwiedzających dziennie. Imponujący wynik. jarosław szymczak: Porównywalny jedynie ze Złotymi Tarasami przy Dworcu Centralnym w Warszawie. Tak ogromna liczba klientów to wielki sukces tego przedsięwzięcia, ale też gigantyczne wyzwanie logistyczne. Jesteśmy na skrzyżowaniu wszelkich szlaków kolejowych, autobusowych, mikrobusowych blisko milionowej aglomeracji. Proszę zauważyć, że liczba 100 tysięcy odwiedzających każdego dnia oznacza, że w ciągu tygodnia jest u nas praktycznie każdy mieszkaniec Krakowa. Wrośliście w miasto. Galeria Krakowska to dla obecnych w mieście sprawdzony adres. Food&Fashion na 10. urodziny Pyszne torty, wyśmienite gwiazdy i wysmakowana moda to przepis na udane urodziny według Galerii Krakowskiej. Już na początku listopada zaprosi nas na huczne świętowanie swojego okrągłego jubileuszu. Na początku listopada Galeria Krakowska zamieni się w studio przypominające telewizję śniadaniową – z tą różnicą, że śniadanie przeciągnie się aż do kolacji i potrwa przez trzy dni, a przy stole zasiądą znani i na modzie się znający. Joanna Horodyńska, która na co dzień bezlitośnie krytykuje gwiazdy, na dywanik tym razem zaprosi klientów Galerii Krakowskiej. Dziesięć wyłonionych w konkursie kobiet weźmie udział w metamorfozie, którą stylistka przeprowadzi wraz z Tomaszem Jacykowem. Jacyków być może trafi teraz do twojej szafy i powie co warto nosić, by wyglądać atrakcyjnie, a jednocześnie w zgodzie z obowiązującymi trendami. W nadążeniu za najnowszymi kolekcjami i poszerzeniu garderoby o kolejne kilka sukienek z pewno- I naturalne miejsce dla ekspansji światowych marek na Kraków. Takich jak choćby Starbucks czy Marc O’Polo, ale też wielu marek z innych segmentów rynku. Cieszy nas to, że jesteśmy dla nich miejscem pierwszego wyboru. Tak było od początku, co potwierdza, że to prestiżowy adres. w sklepie Zara. Choć mają sklepy tej sieci na każdym rogu w Hiszpanii wygrywa myślenie „kupujemy to, co znamy”. Lubię takie obserwacje. Na bieżąco monitorujemy trendy wśród naszych klientów i staramy się współpracować z najemcami, aby oferować najlepsze warunki dla ich zakupów. I chyba się to udaje. Jak jest statystyczny klient? Dawniej wszystkim zależało, żeby tworzyć uśrednione profile statystycznego klienta. Ale szybko zorientowano się, że odmalowanie takiej postaci, np. kobiety w wieku 40 lat z dwójką dzieci, niekoniecznie ma się do tego, kto odwiedza daną galerię. U nas są to głównie ludzie młodzi: turyści, studenci, dojeżdżający do pracy w centrach usług czy sektorze prywatnym. I co ciekawe, np. licznych ostatnio u nas Hiszpanów najwięcej można spotkać… ścią pomogą prezenty od rezydujących w Galerii sklepów i salonów usług – w sobotę klienci mogą liczyć na specjalne rabaty. Przyjęcie urodzinowe nie może się jednak odbyć bez tortu, dlatego w niedzielę na klientów Galerii będą czekać słodkie poczęstunki. Eleganckie szpilki z marcepanu czy torebka ulepiona z mlecznej czekolady rozpłyną się w ustach każdego, kto będzie chciał świętować jubileusz. Przygotowaniem deserów zajmą się prawdziwi specjaliści, bo w ostatnim dniu imprezy czeka nas powtórka z finału IV edycji MasterChefa. Damian Kordas i Adam Kozanecki ponownie zostaną rywalami, a w Galerii Krakowskiej wezmą udział w słodkim pojedynku. rozmawiał: Rafał Romanowski To oczywiście niejedyne atrakcje, bo przez cały urodzinowy czas czekają na was liczne konkursy i zabawy. Śledźcie uważnie profile społecznościowe Galerii, a być może to wy znajdziecie się na okładce magazynu Inspiracje. Na pewno nie zapomnicie o życzeniach dla Jubilata, gdyż w urodzinowy weekend na Rynku Głównym pojawią balony, w których ukryte zostaną niespodzianki – słodkie upominki i bony zakupowe. Nam również nie pozostaje nic innego, niż wznieść szampana za kolejne lata odświeżania nie tylko naszych szaf, ale i pejzażu Krakowa. Dagmara Marcinek Jak w ulu Bez dwóch zdań Galeria Krakowska to pierwszy handlowy adres w mieście. Tak się utarło przez ostatnią dekadę i nic nie wskazuje, aby miało się to zmienić. Miejsce odwiedza dziennie 100 tys. osób 6 rozmowa numeru www.whatsupmagazine.pl z wizytą u... znanylekarz.pl Mamy ambicję stać się w pełni globalnym serwisem i niemal w całości przenieść proces zamawiania lekarskich wizyt do internetu – mówi Michał Pękała, VP Growth w DocPlanner. rafał romanowski: Dr House, doktor Queen, doktor Strange – współczesna popkultura aż roi się od kreacji znanych lekarzy. W realu chodzi chyba o to samo: spotkać lekarza najlepszego w swej dziedzinie. michał pękała: Dlatego właśnie założyliśmy internetowy serwis ZnanyLekarz.pl. Zdajemy sobie sprawę, jak ważne dla pacjenta jest oddanie swego zdrowia w ręce specjalisty. Ułatwiamy mu to. I działa. Zwykle o powodzeniu danego pomysłu decyduje przypadek albo najprostsze skojarzenie. Jak było w przypadku Waszego serwisu? Jakoś koło 2010 roku Mariusz Gralewski, nasz szef i założyciel ZnanyLekarz.pl i DocPlanner, miał tzw. życiową sytuację. Zadzwonił po konsultację do miejscowej przychodni i spytał o najlepszego dermatologa. Nie potrafiono mu odpowiedzieć. Zapytał więc, kogo najlepiej oceniają pacjenci, ale i tu nie uzyskał żadnych danych. Wpadł więc na pomysł, aby tego rodzaju informacje zamieszczać skatalogowane w internecie. Impuls chwili. Zaskakująco skromne początki, a daleko zaszliście. 40 krajów, 17 mln użytkowników miesięcznie. Imponująco. Dzięki. Aktualnie, dzięki połączeniu z hiszpańskim serwisem Doctoralia, nasza spółka DocPlanner operuje na 40 rynkach w Europie, Azji i Ameryce Południowej. W zespołach DocPlanner pracuje ćwierć tysiąca ludzi. Rośniemy rzeczywiście dość szybko. interesujące informacje. Mariusz kupił to forum od jego założyciela, który akurat wyjeżdżał na kilka lat do Chin i nie miał czasu nadal go prowadzić. Dzięki temu zyskał bezcenną bazę i nie musiał raczkować od początku. Dopiero wówczas zaczęła się poważna robota. Mariusz miał już doświadczenie w budowaniu GoldenLine, więc mógł je wykorzystać. Postanowił cały ten zasób uporządkować, skatalogować, nadać mu jakiś kształt. A przy okazji pchnąć to wszystko na jakieś w miarę wyczuwalne biznesowe tory. Pierwotny pomysł uleżał się trochę, ale stopniowo zaczął przypominać serwis w obecnym kształcie. W „Forbes” czytam, że wykorzystano w tym celu jedno z najprostszych narzędzi – Google Keyword Tool. Stworzyliście ranking 20 najpopularniejszych lekarskich specjalizacji 40 największych miast Polski. Miksując z sobą potencjalne frazy Mamy też ambicję stać się w pełni globalnym serwisem i niemal (np. „pediatra Gdynia” czy „ginekolog Lublin”) i wpisując je do w całości przenieść proces zamawiania lekarskich wizyt do inwyszukiwarki, waszym oczom ukazały się zaskakujące wyniki: ternetu. To nie zaskoczenie, bo lekarska branża również ulega miesięcznie Polacy szukali lekarzy w internecie aż 3 miliony automatyzacji. razy! Jak szybko postawiono cały serwis i ile zajęło zbudowania zaufania Signum temporis? pacjentów i lekarzy? Wizyta lekarska to Konieczność. W dobie internetu Chwilę to trwało. Uporządkowaliśmy konieczność. Nie da się postrzegać coś, na co długo się informacje, stworzyliśmy pierwsze prowspółczesnej medycyny, jak i innych file, dodaliśmy nowe opinie, przekonaczeka, a często z brabranż bliskich problemom codzienliśmy pierwszych lekarzy, żeby zapisali ku czasu, pośpiechu nej egzystencji, bez związków z siesię do nas. Cały czas wszystko wewnątrz cią. Coś, co kiedyś było fanaberią czy czy kolejki za drzwianaturalnie się rozrastało. Sporym wyzwafuturologią, teraz jest na porządku niem było stworzenie optymalnego momi, wychodzimy z niej dziennym. I od tego nie ma ucieczdelu biznesowego. Zaczęliśmy od reklaki, bo dzięki internetowi jest łatwiej, z poczuciem rozczamowania, czyli umożliwienia placówkom wygodniej i bardziej profesjonalnie. medycznym reklamowanie się na naszej rowania. My propoTak działamy i, szczerze mówiąc, nie platformie. Szybko jednak doszliśmy wyobrażamy sobie powrotu do dawnujemy optymalne do wniosku, że nie tędy droga. Nie było nych realiów. to ani skalowalne, ani nie generowało wykorzystanie wizyty specjalnej wartości. Dodaliśmy więc kilka Zaskoczyło mnie, że na początku lekarskiej dzięki nafunkcjonalności, wśród nich nasz obecny ZnanyLekarz.pl był tylko… interwyróżnik, czyli kalendarz wizyt. szemu kalendarzowi netowym forum dyskusyjnym. Takim typowym, mocno zakurzonym i rozmaitym funkcjoInternetowy kalendarz wizyt u lekarzy peer-to-peer i to prowadzonym za skierowany do pacjentów. Szczerze mónalnościom darmo przez grupę pasjonatów wiąc, pomysł prosty jak drut. Aż trudno rozsianych po Polsce. Tak, to było takie forum powstałe z czystej potrzeby serca. Było już stosunkowo dobrze wypromowane, ludzie wymieniali się tam informacjami i rekomendacjami na temat konkretnych lekarzy, leczenia chorób, przychodni, szpitali. Panował na nim ogromny chaos, ale przy detektywistycznym zacięciu można było znaleźć rozmowa numeru Wrzesień 2016 7 fot. Rafał Romanowski że staramy się zmieniać przyzwyczajenia. Niemniej jednak nasze biuro robi wrażenie, również na lekarzach, którzy nas odwiedzają i celowo kojarzy się z branżą, w której działamy, tyle że w nowoczesny i przemyślany sposób. Tu każdy ma się czuć dobrze, a jeśli chodzi o produkt – ma spełniać swoją misję i pomagać znaleźć najlepszego specjalistę. Brainly, w Polsce działające pod kryptonimem Zadane.pl, czyli wyprowadzona od startupowego pomysłu na szerokie wody konstelacja edukacyjnych portali, gdzie ludzie pomagają sobie w zdobywaniu wiedzy. Biznes z Krakowa, który też konsekwentnie podąża wyznaczoną ścieżką. Dobry przykład? O takie pomysły chodzi. A raczej o ich realizację w praktyce i nie załamywanie rąk problemami po drodze. Po jakimś czasie pomysł broni się i może mieć – tak jak Brainly – kilkadziesiąt milionów użytkowników. Nie ma prostej recepty na sukces, ale jak widać dobre sprofilowanie pod jeden temat i zrozumienie esencji własnego pomysłu może dać wielkie korzyści. Opieka zdrowotna w Polsce źle się kojarzy. Nie obawialiście się wchodzenia w biznes na tak grząskim gruncie? Właśnie to potraktowaliśmy jak wielkie wyzwanie. Nowe, świeże, coś innowacyjnego. Głównie chodziło nam o to, aby mniej lub bardziej trafne skojarzenia z polską służbą zdrowia zastąpić efektywnym systemem. Wizyta lekarska to coś, na co długo się czeka, a często z braku czasu, pośpiechu czy kolejki za drzwiami, wychodzimy z niej z poczuciem rozczarowania. My proponujemy optymalne wykorzystanie wizyty lekarskiej dzięki naszemu kalendarzowi i rozmaitym funkcjonalnościom. Przekonaliście lekarzy, żeby weszli w sieć. W pewnym sensie. Bardziej można powiedzieć, że lekarzom pokazaliśmy narzędzie, które może usprawnić im pracę. Bardzo często to świetni specjaliści z myśleniem biznesowym, które musi przegrywać w konfrontacji z kulejącą wciąż rzeczywistością. Tradycyjny lekarz mnóstwo czasu poświęca na przygotowanie gabinetów, odbieranie telefonów itd., zamiast zająć się tym, co potrafi najlepiej: efektywnie leczyć. My staramy się wyciąć z rozpiski jego dnia zbędne elementy, np. odbieranie telefonów. I od razu ma więcej czasu dla pacjentów, a mniej roboty do wykonania. Jak przebiegała ewolucja waszych pomysłów? Na początku wszystko było tak super proste, że aż za proste (śmiech). Np. wszystkie wizyty lekarskie były tej samej długości, co na dłuższą metę było nie do utrzymania. Teraz jesteśmy zintegrowani z Google Kalendarz, dzięki czemu lekarze mogą widzieć wszystkie dane dotyczące wizyt bezpośrednio na ZnanyLekarz.pl. Stworzyliśmy też bardziej zaawansowany projekt, czyli system zarządzania placówką medyczną. I, co ciekawe, bardzo długo by- Dla lekarzy? Czyli że to lekarz umawia sobie wizyty? Dokładnie. Na przykład we Włoszech większość pacjentów dodawanych jest do platformy przez lekarzy, po wcześniejszym kontakcie telefonicznym, który akurat w tym kraju jest nadal niezwykle popularny. Zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie to pacjent szuka lekarza, a dzięki internetowi nie musi dzwonić, tylko po prostu wpisuje się na dany termin. Właśnie. Rynki medyczne poszczególnych krajów różnią się od siebie. Jak bardzo? Obserwujemy głównie Polskę, Turcję, Hiszpanię oraz najszybciej rosnące Włochy. Polska odróżnia się bardzo, chyba każdy z pacjentów wie, jak bardzo specyficzny to teren. Interesującym przykładem jest Turcja, ludzie ufają nie konkretnym lekarzom, a markom szpitali, klinik czy przychodni. Np. kiedy chcę iść do okulisty, szukam dużego, wysoko ocenianego, renomowanego szpitala, najlepiej w Ankarze, Stambule czy Izmirze, a nie specjalisty najlepiej ocenianego przez pacjentów. Włochy są bardzo podobne do Polski, tam również ludzie są skłonni do opiniowania lekarzy. Hiszpania, gdzie działamy jako Doctoralia, nieco inna. Każda mutacja waszych serwisów jest dostosowana do danego rynku? Raczej inaczej kalkulowana biznesowo. Rdzeń natomiast jest taki sam. Teraz wasz serwis przechodzi kolejne transformacje. Z czasem na stronie www będzie można nie tylko umówić wizytę czy ocenić danego specjalistę, ale też wpiąć wirtualną kartę, wyklikać w kilka sekund historię choroby. W którym kierunku zmierza ZnanyLekarz.pl? Nadal poszukujący startup czy monetyzujący się szybko globalny serwis? Wyzwaniem dla nas jest, jak połączyć doświadczenia z wielu mutacji serwisu. Chcemy, żeby serwis ZnanyLekarz stał się największą platformą dla lekarzy i pacjentów na świecie. Poczekalnia przy recepcji w waszym warszawskim biurze to nie twarda ławka jak w korytarzu przychodni, ale huśtawka. Centralne miejsce zajmuje z kolei… wbita w ścianę karetka pogotowia… Karetka to nasza minisala do spotkań, a to już jak najbardziej przeciw jakimkolwiek stereotypom (śmiech). Ale to też symbol, Trawestując tytuł obrazu Gauguina: „Skąd przyszliście? Kim jesteście? ” – już wiemy, teraz czas na „Dokąd idziecie”? Na pewno interesujemy się rozwojem elektronicznych kartotek pacjenta, wszelkich informacji o jego przypadłościach dostępnych w zaszyfrowanej i bezpiecznej chmurze danych. Podobnie kwestią komunikacji na linii doktor – pacjent, w której możemy pośredniczyć. Dla przykładu – w Turcji okazuje się, że zaufanie do sieci społecznościowych jest tak ogromne, że bardzo popularne jest komunikowanie się z lekarzem za pomocą np. komunikatorów Messenger czy WhatsApp. W Polsce to ekstrawagancja, tam normalność. A telemedycyna? Bardzo interesuje nasz telemedycyna. W ogóle temat leczenia na odległość z wykorzystaniem narzędzi typu Skype czy serwisów społecznościowych. Niedawno zainwestowaliśmy w tym celu w spółkę Telemedico. Mieszkając w Warszawie czy Krakowie i nie mając dostępu np. do kardiologa, możemy odbyć internetową konsultację w Berlinie czy Buenon Aires. I to jest przyszłość. Równie dobrze interesując się medycyną szamańską, np. z dżungli Peru czy Boliwii, mogę skontaktować się z miejscowym szamanem? Przydałby się tu bardziej Snapchat, szybko ulatujące w przestrzeń strumienie transmisji… Wszystko się da. Ważne, aby uchwycić aktualne procesy i zacząć je samemu kreować. Za chwilę pojawią się w codziennym życiu np. elektroniczne recepty i też zmieni to nieco realia rynku. Jako DocPlanner chcemy adaptować się do zwyczajów i przepisów, ale też mieć odwagę mówić, że krajowe czy międzynarodowe prawo musi nadgonić trendy. Kto u was pracuje? 107 osób w Warszawie, ponad 200 w całej grupie DocPlanner, m.in. w biurach w Rzymie i Stambule. Różni, utalentowani i zmotywowani ludzie. Głównie ci, którzy mają już jakieś dokonania w startupach czy tworzeniu serwisów bądź aplikacji. Mamy na pokładzie osoby pracowały przy aplikacji JakDojade, albo stworzyły Loko – odpowiednika Tindera dla mody, groupon.pl, niania.pl, itp. 15 proc. zespołu to obcokrajowcy, w warszawskim biurze m.in. z Hiszpanii, Ukrainy, Turcji czy Czech. Rekordowo brzmią też kwoty jakie wysypują przed wami inwestorzy. Cieszy nas to zainteresowanie, ale chyba największą satysfakcję mamy z tego, że wszystkiego dokonaliśmy w stosunkowo małym zespole świetnie rozumiejących się ludzi. Otwarcie DocPlannera w 21 krajach zajęło nam zaledwie 13 miesięcy, a zajmowały się tym dwie, w porywach trzy, osoby. I to jest fantastyczne w tego typu biznesach, że dobry pomysł dzięki wytrwałości i konsekwencji ma szansę na sukces w globalnej skali. rozmawiał: Rafał Romanowski Michał Pękała, VP Growth w DocPlanner fot. Rafał Romanowski uwierzyć, że nikt nie wpadł na to wcześniej… A właśnie. Byliśmy jednymi z pionierów. Obecnie mamy kilku mocnych konkurentów, np. indyjską firmę Practo, w którą zainwestował Google i która ma „tylko” 4 mln użytkowników. Innym rywalem stał się serwis Doctolib z Francji. Są bardzo agresywni w inwestowaniu, zasobni w fundusze. Wracając do pytania: tak, serwisy typu DocPlanner to stosunkowo prosty pomysł. Jeżeli popatrzymy w historię internetu, również w ostatnich sezonach, najprostsze pomysły okazują się tymi najlepszymi. Takie marki jak Twitter czy Facebook to bardzo proste, logiczne, intuicyjne produkty, które potwierdzają swą wartość dopiero w dłuższej perspektywie. Ale, co niesłychanie istotne, są to firmy mocno sprofilowane pod daną czynność i obrany kierunek oraz konsekwentnie kroczące swoją drogą. Jako ZnanyLekarz.pl weszliśmy w niszę zdrowotną i od samego początku się tego trzymamy. liśmy przekonani, że trzeba ukierunkować ten projekt tak, żeby pacjent mógł znaleźć i umówić się lekarza. Przed samym startem usługi, jaką jest kalendarz wizyt w ZnanyLekarz.pl, ktoś z zespołu wpadł na pomysł: a może by zrobić to samo, ale dla lekarzy? Na czym zarabia serwis? Jedyną opcją płatną w serwisie jest kalendarz wizyt, który udostępniają lekarze. Nie są to jednak wygórowane kwoty, a efekty dla ich posiadaczy są widoczne niemal od razu. 8 HR www.whatsupmagazine.pl hr pod lupą testu Salary Tracker 2016 Ile zarabiają pracownicy w biurze obok? Co sprawia, że odchodzą do konkurencji? Jaką podwyżkę zaoferować, by zatrzymać u siebie prawdziwe talenty? Raporty Płacowe to kopalnia wiedzy dla managerów i specjalistów HR. Eksperci z Advisory Group TEST Human Resources po raz kolejny przygotowali raport skierowany do branży SSC/BPO i IT. Tym razem „Salary Tracker 2016” powstał we współpracy z Aspire. „what’s up magazine”: 61 firm, ponad 18 tysięcy przebadanych pracowników. Olbrzymia liczba danych i pewnie ciężka praca. Żyjecie? maria jach-chrząszcz: Taka praca to nasza codzienność (śmiech). Choć faktycznie od lutego do czerwca niemal bez wytchnienia zajmowaliśmy się obróbką danych. Ale jesteśmy bardzo zadowoleni z raportu „Salary Tracker 2016”, bo zawiera ciekawe i przede wszystkim rzetelne informacje dotyczące branży SSC/ /BPO i IT. Na tym nam zależało. agnieszka keiper: Przygotowaliśmy go w oparciu o naszą autorską metodologię, pozwalającą wyeliminować subiektywną ocenę. Stworzyliśmy algorytmy pomagające odnaleźć wspólny mianownik np. wśród nazw stanowisk, które w branży SSC czasami są bardzo egzotyczne i nieprzystające do siebie. m.j-c.: Przeanalizowaliśmy też dane ze względu na różne aspekty, takie jak wiek, staż pracy czy zajmowane stanowisko... nowisku specjalisty GL to 6 tys. zł brutto, ale pracownicy obsługujący procesy takie jak należności i zobowiązania muszą się liczyć z mniejszymi pieniędzmi. Salary Tracker uwzględnia zmiany w branży SSC/BPO. Skoro więc mówimy o księgowości, w naszym raporcie mamy stanowiska, które jeszcze niedawno „wrzucaliśmy do jednego worka”. W dużej skali obserwujemy dziś procesy takie jak rozliczanie podróży służbowych czy bankowość związana ze skarbem firmy. A co z resztą SSC i BPO? m.j-c.: Optymistycznie! Zarobki pracowników rosną w każdej firmie z sektora BPO/SSC i IT. Tu procent podwyżek jest wyraźnie większy niż np. w sektorze produkcyjnym, gdzie wynagrodzenia zwiększa tylko 75 proc. firm. Obszerny raport o tym, kto zarabia najwięcej. Jakieś zaskoczenia? benefitach, które zawsze są na czasie… m.j-c.: W dalszym ciągu wygrywa IT. Gdy przygotowywaliśmy Osławione benefity typu karta Multisport czy dopłaty za dojazd do firmy na rowerze wciąż przyciągają kandydatów? Księgowi też dostali teraz to, czego chcieli rok temu? m.j-c.: W księgowości jest bardzo stabilnie. Mediana na sta- Bez wychodzenia z domu możemy obsługiwać klientów na całym świecie. W jakich językach? m.j-c.: Przede wszystkim niemieckim i angielskim. a.k.: Dalej francuski, włoski, hiszpański… m.j-c.: Najbardziej pożądany jest jednak ciągle niemiecki – posługuje się nim około 40 proc. pracowników, ale obecny jest w aż 80 proc. przebadanych przez nas centrów usług… Które firmy wzięliście pod lupę? a.k.: Przede wszystkim zajmujemy się krakowskim rynkiem, stąd też 35 przebadanych firm ma swoje siedziby właśnie tutaj. Ale zatrudnieni migrują, a centra usług mają swoje siedziby w różnych miastach, dlatego wyjście poza Kraków pozwoliło nam spojrzeć globalnie na zagadnienie. Przygotowywaliśmy „Salary Tracker” wspólnie z Aspire, dzięki czemu firmy były bardziej otwarte na współpracę. Dzięki temu poszerzyliśmy próbę w porównaniu do ubiegłego roku. Szykuje się dłuższa współpraca z Aspire? a.k.: Wspólny projekt ma trwać trzy edycje ale mam nadzieję, że to dopiero początek współpracy. Dzięki Aspire jeszcze we wrześniu pojawiliśmy się na śniadaniu biznesowym. Spotkaliśmy się tam ze specjalistami zajmującymi się HR-em, czyli potencjalnymi odbiorcami raportu, by dowiedzieć się, jakie tematy są dla nich ważne. m.j-c.: Następnie na konferencji Aspire „The Dragon Wakes” w maju tego roku mogliśmy przedstawić częściowe wnioski z naszych badań. Sala była pełna, co świadczy o zainteresowaniu raportem. Myślę więc, że wiele firm będzie mogło czerpać z niego korzyści. Korzyści na pewno, ale jakie? Poeci mówią, że pieniądze to nie wszystko. Jakie jeszcze niespodzianki kryje Salary Tracker? m.j-c.: Np. informacje o podwyżkach, rotacji pracowników czy raport dla tego sektora w ubiegłym roku, pytaliśmy programistów Java i testerów oprogramowania nie tylko o zarobki, ale i oczekiwania co do wysokości pensji. A teraz zaobserwowaliśmy, że oczekiwania sprzed roku, które były średnio o 30 proc. wyższe niż faktyczne wynagrodzenia, dziś stały się rzeczywistością. nie jest usystematyzowana. m.j-c.: Niektóre firmy mają już wdrożone procedury, jednak w większości przypadków decyduje o tym przełożony i okoliczności. Zauważyliśmy jednak, że home office może zajmować już około 20 proc. rocznego czasu pracy. m.j-c.: Aktualne dane, dzięki którym możemy zobaczyć, jakie jest nasze miejsce na rynku i jak daleko jest konkurencja. A kwintesencją tego biznesu jest by być zawsze o krok przed rywalami. Zwłaszcza tymi z naszego sąsiedztwa, bo to tam mogą odejść nasi pracownicy. I właśnie Salary Tracker da nam dane, które podpowiedzą, jak pozyskać talent. I go nie stracić. rozmawiała: Dagmara Marcinek m.j-c.: Obecnie, przychodząc do firmy, można w ciemno założyć, że do pensji dorzucą nam pakiet benefitów. A teraz różnica pojawia się tylko wtedy, gdy nie ma dodatkowych świadczeń. W związku z tym wygrywają benefity związane z działalnością firmy np. zniżki na bilety lotnicze czy produkty wytwarzane przez daną firmę. a.k.: W naszym raporcie analizowaliśmy też kilka nowych trendów pojawiających się obecnie w korporacjach, np. home office. Okazało się, że 70 proc. pracowników ma możliwość wykonywania swoich obowiązków w trybie zdalnym, ale ta kwestia ciągle Maria Jach-Chrząszcz – starszy konsultant w Advisory Group TEST Human Resources Agnieszka Keiper – konsultant w Dziale Analiz i Raportów Płacowych w Advisory Group TEST Human Resources Pod patronatem AGH nauczy, jak zarządzać talentami Akademia Górniczo-Hutnicza w roku akademickim 2016/2017 rusza z kierunkiem Talent Management in Tech Companies. Studia podyplomowe Talent Management in Tech Companies mają za zadanie wykształcić przede wszystkim wysokiej jakości menadżerów oraz team leaderów IT, a także specjalistów ds. rekrutacji czy ekspertów HR. Obszary, w których studenci będą zdobywać swoją wiedzę, to przede wszystkim pozyskiwanie i zarządzanie talentami, kreowanie strategii HR i rekrutacji (talent acqusition), HR business partnering, budowanie kultury organizacji i zaangażowania pracowników czy zarządzanie projektami według nowoczesnych metod. Cały program studiów został sprofilowany tak, by dostosować się do specyfiki zarządzania talentami zarządzają w branży technologicznej – i to nie tylko w sektorze IT, ale także high tech, engineering czy telecom. – Pomysł na studia o takim profilu zrodził się z chęci dzielenia się wiedzą i pokazania najlepszych praktyk w firmach sektora technologicznego. Wykładowcy to praktycy z doświadczeniem managerskim w obszarze IT, high-tech, engineering oraz eksperci w dziedzinie zarządzania talentami i HR. Łączymy dwie perspektywy: korporacyjną i startupową. Wszystkie kursy opracowaliśmy w formie interaktywnej, jako warsztaty lub konwersatoria. Program studiów jest skonstruowany tak, aby holistycznie przygotować do pracy na stanowiskach strategicznych w obszarze budowania zespołów i zarządzania talentami – mówi Justyna Pawlak-Mihułka, inicjator i opiekun merytoryczny studiów. Studia podyplomowe trwają dwa semestry, wszelkie informacje odnośnie rekrutacji można znaleźć na stronie kierunku. Termin zgłoszeń mija 30 września, ale rekrutacja może zakończyć się wcześniej, jeśli wypełni się limit miejsc. Dagmara Marcinek HR Wrzesień 2016 9 Pod patronatem HR w Centrach Usług Biznesowych i IT Według ogólnoświatowych prognoz, do końca 2018 r. blisko 25 proc. pracowników na całym świecie zmieni swoją pracę. Pionki na szachownicy rynku pracy w Polsce coraz częściej zaczynają rozstawiać pracownicy, szczególnie w branży IT, ale też SSC i BPO. Z takimi wyzwaniami muszą na co dzień mierzyć się HR managerowie, dyrektorzy personalni i specjaliści HR. To tylko jeden z nielicznych tematów, który będzie przedmiotem dyskusji podczas ogólnopolskiej konferencji „HR w Centrach Usług Biznesowych i IT”, którą organizuje Advisory Group TEST Human Resources. „300 nowych miejsc pracy w Krakowie”, „Firma X znów rekrutuje”, „Firma Y otwiera swoją siedzibę w Polsce i szuka pracowników” – takie nagłówki stały się już codziennością na krakowskim rynku pracy. Sektor SSC/BPO i IT rozgościł się tu na dobre. W największych miastach Polski jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe biurowce, a wynajmujące je korporacje systematycznie informują o kolejnych rekrutacjach. Centra usług muszą rywalizować o specjalistów, a zatrzymanie talentów staje się kluczowym zadaniem zarządzających firmami. – SSC/BPO i IT jest specyficzną branżą, szybko się rozwija i ma zupełnie inne problemy niż pozostałe sektory na rynku. Dlatego organizujemy konferencję „HR w Centrach Usług Biznesowych i IT”, skierowaną właśnie do managerów, dyrektorów personalnych czy szefów centrów usług. Tutaj uczestnicy mogą rozmawiać we własnym gronie o kwestiach, które rzeczywiście ich dotyczą – tłumaczy Anna Rodo, koordynatorka konferencji z Advisory Group TEST Human Resources. Konferencja odbędzie 18 i 19 października w hotelu Holiday Inn w Krakowie. Weźmie w niej udział około 120 HR managerów i kluczowych specjalistów HR działających w branży. Uczestnicy będą pracować w grupach oraz brać aktywny udział w dyskusjach, ponieważ organizatorzy zrezygnowali ze standardowych wykładów. Zamiast nich w programie pojawiły się wyłącznie warsztaty i case studies. – W ciągu 15 minut nie da się przedstawić wyczerpująco tematu, ani zaangażować uczestników, dlatego każda sesja trwa co najmniej godzinę i oprócz prezentacji zawiera także czas na dyskusję czy grupowe rozwiązywanie zadań. Czas ten jest szczególnie cenny dla uczestników, ponieważ mogą w swobodnej atmosferze wymienić się własnymi doświadczeniami. Rozmowy w kuluarach, networking, praca przy stolikach to kluczowe elementy całego wydarzenia – wyjaśnia koordynatorka konferencji. Advisory Group TEST Human Resources organizuje konferencję już po raz trzeci, a jej po- przednie odsłony spotkały się z dużym zainteresowaniem, czego dowodem są powracający uczestnicy. Niektórzy pojawiają się ponownie w zupełnie innej roli, np. Barbara Skoczek i Natalia Stępień z Volvo Polska Sp. z o.o., uczestniczki ostatniego spotkania, tym razem podczas forum przedstawią case study swojej firmy pt. „Ambasador Kultury, czyli prawa ręka HR”. Oprócz tego na konferencji pojawią się takie tematy, jak budowanie zaangażowania, automatyzacja procesów HR, różnorodność kulturowa a rynek pracy czy skutki wyścigu dotyczącego pakietu wynagrodzeń. Z pewnością jednym z ciekawszych warsztatów będzie ten dotyczący kwestii home office. Trend pracy zdalnej jest coraz popularniejszy w branży SSC/BPO/ITO, dlatego HRowcy często poszukują odpowiedzi na temat prawnych rozwiązań. – Staramy się różnicować tematy i dotykać problemów, z którymi spotykają się zarządzający zasobami ludzkimi w branży SSC/BPO i IT. Po każdej konferencji przeprowadzamy ankiety ewaluacyjne, które pozwalają nam sprawdzić, jakie kwestie są interesujące dla naszych uczestników. Tematy konferencji są więc odpowiedzią na to zapotrzebowanie – dodaje Anna Rodo. Kolejne lata na pewno przyniosą wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji w branży SSC/BPO/ITO. Działy HR, chcąc przygotować się na nadchodzące zmiany, muszą nieustannie aktualizować swoją wiedzę, być o krok przed „sąsiadem” z biurowca obok. To tylko niektóre elementy gwarantujące sukces w zarządzaniu zasobami ludzkimi. Dagmara Marcinek Anna Rodo – Marketing and Administration Manager w Advisory Group TEST Human Resources WSZiB: profesjonalne profesje WSZiB uczelnia powstała w 1995 roku. Dostępne tu kierunki to: Zarządzanie, Finanse i Rachunkowość oraz Informatyka wiające otrzymanie tytułów specjalisty baz danych SQL Server oraz Data Scientist. Wymagania rynku dla specjalistów są powszechnie znane. Wyższa Szkoła Zarządzania i Bankowości działa w tej branży od lat, a jej władze mają świadomość, że w mieście, gdzie w samych w centrach usług wspólnych znalazło już pracę 54 tys. osób, mało kto ma czas na zbędne papierkowe procesy, żmudną logistykę zaliczeń czy tradycyjne modele umawiania zjazdów. – Wyróżniamy się unikalnym systemem zarządzania procesem studiowania. Student na bieżąco śledzi swój kalendarz zajęć oraz profile wykładowców. Ma również dostęp do swoich danych i materiałów szkoleniowych w specjalnie zaszyfrowanej chmurze. Nie mamy fot. materiały prasowe Idealna uczelnia dla pracowników korporacji? Taka, która umożliwi zarówno efektywną pracę, jak i aktywne podnoszenie specjalistycznych kwalifikacji. Wśród wielu ofert na rynku zdecydowanie wyróżnia się Wyższa Szkoła Zarządzania i Bankowości w Krakowie. – Koncentrujemy się obecnie na dostosowaniu oferty naszych studiów do potrzeb krakowskich korporacji. Ale nie tylko, bowiem do studiowania u nas zachęcamy wszystkich, którzy chcą zdobyć profesjonalną wiedzę przekazaną przez precyzyjnie dobrany zespół specjalistów – zachęca Kamil Kowalik, rzecznik prasowy uczelni. Wśród uczelnianych kierunków, które od kilku lat cieszą się niesłabnącą popularnością, przedstawiciele szkoły wymieniają m.in. finanse i rachunkowość, kursy z analizy finansowej, prawa gospodarczego i prawa pracy, podatku dochodowego od osób fizycznych i osób prawnych oraz podatku od towarów i usług. – Choć nasza kadra to głównie uznane grono doktorów, doktorów habilitowanych i profesorów, te bardziej praktyczne kursy prowadzą u nas również aktywni zawodowo w stricte tej dziedzinie specjaliści, m.in. pracownicy renomowanych kancelarii podatkowych i małopolskich urzędów skarbowych – przybliża Bartosz Banduła, kierownik Centrum Studiów Podyplomowych i Projektów UE z ramienia WSZiB. Absolwenci uczelni chwalą też liczne odmiany kierunków związanych z zarządzaniem: – Zarządzanie zasobami ludzkimi, rozwiązywanie konfliktów, zarządzanie kryzysowe oraz nasza perełka: zarządzanie w ochronie zdrowia, czyli całkowicie praktyczne studia prowadzone przez rozpoznawalnych w branży specjalistów i praktyków – rekomenduje Kamil Kowalik. Na tegoroczny hit zapowiada się kolejna edycja Akademii Menedżera, która przygotowuje potencjalnych kandydatów do objęcia kierowniczych stanowisk w firmach, zarządzania finansami, marketingiem i sprzedażą w przedsiębiorstwie, zarządzania projektami i zasobami ludzkimi. Chwalone są zajęcia umożli- indeksów, dokumenty do rekrutacji można przesłać internetowo. Wszelkie inne kwestie, łącznie z płatnościami, załatwiane są elektronicznie. Praktycznie jedyny kontakt z dziekanatem to ten, kiedy idziemy odebrać swój dyplom – zaznacza Bartosz Banduła. Do kogo w pierwszej kolejności kierowana jest oferta szkoły? Cały program nauczania przygotowany jest pod kątem studiującego, który równocześnie pracuje. Przede wszystkim kierujemy więc swą ofertę do osób kończących tzw. klasyczne studia, które czują, że brakuje im profesjonalnego wykształcenia w danej dziedzinie, potrzebnego im do spodziewanego awansu zawodowego. W dalszej kolejności będą to ci, którzy kończą np. studia ekonomiczne, a chcą specjalizować się bądź certyfikować w konkretnej działce wiedzy. Kiedy odbywają się zajęcia? Najczęściej od godz. 17 w piątek i przez weekend, w rozmaitych konfiguracjach. Na tych, którym studia umożliwią w niedalekiej przyszłości starania o kluczowe stanowiska w swych firmach, czeka wykwalifikowana kadra ekspercka. W końcu wspólnym celem jest nie tylko zdobycie upragnionej pozycji w biznesie, ale też awans finansowy. Rafał Romanowski 10 przedstawiamy www.whatsupmagazine.pl Lundbeck Z PASJĄ DO LUDZI 700 milionów osób na świecie cierpi na choroby centralnego układu nerwowego. Te dokuczliwe choroby nazywane są często jednym z największych wyzwań w medycynie XXI wieku. Firma Lundbeck – duński potentat farmaceutyczny będący jedną z najbardziej cenionych marek na światowym rynku leków – od wielu lat pomaga osobom żyjącym z depresją, schizofrenią, chorobą Alzheimera oraz chorobą Parkinsona. Rosną jak na molekułach Od niedawna Lundbeck rozwija w Krakowie swoje Centrum Usług Biznesowych wspierające kompleksowe procesy w obszarach finansów, HR, zakupów dla Europy i Ameryki Północnej oraz globalnego wsparcia IT. Krakowski oddział jest ważną częścią Grupy Lundbeck mającą faktyczny wpływ na kształtowanie strategii rozwoju firmy. Świetnym tego przykładem jest spotkanie Globalnej Rady Finansów w krakowskim biurze firmy w czerwcu 2016, podczas którego omawiano strategię i kierunek rozwoju obszaru Finansów w Grupie Lundbeck. W Krakowie Lundbeck to świeża marka. Pierwszy pracownik został tu zatrudniony w marcu 2014 roku, a biuro w Quattro Business Park przy al. Bora Komorowskiego otwarto po zaledwie dwóch miesiącach. Dziś firma zatrudnia w Krakowie ponad 150 osób i nadal się rozwija. – Na początku planowaliśmy zatrudnienie ok. 120 osób i mieliśmy się zajmować nieco innymi zadaniami. Jednak bardzo szybko okazało się, że obejmiemy znacznie szerszy i bardziej kompleksowy obszar. Cieszy nas to i dopinguje do podejmowania dalszych wyzwań – mówi Marcin Młynarczyk, dyrektor zarządzający w Lundbeck Group Business Services w Krakowie. W sercu firmy Lundbeck na pierwszym miejscu stawia ludzi – zarówno pacjentów jak i swoich pracowników. – Myślę, że ogromnie ważne jest to, że w naszej firmie każdy pracownik może znaleźć ambitne i rozwijające zadania. Złożone procesy, które przejęliśmy i nadal przejmujemy, są u nas realizowane, ale i usprawniane. Wszystko po to, aby zwiększyć konkurencyjność oraz odciążyć nasze oddziały produkcyjno-sprzedażowe. Bardzo wiele mówi fakt, że większość kluczowych stanowisk została obsadzona na podstawie rekrutacji wewnętrznych – mówi Wojciech Duda. – Bardzo istotna jest kultura naszej organizacji, u podstaw której leży odpowiedzialność. Firma dostarcza pracownikom duże możliwości rozwoju (praca przy zaawansowanych procesach, programy szkoleniowe, refundacja kursów językowych czy studiów podyplomowych), w zamian oczekując zaangażowania i wysokiej Pracownicy Lundbeck Pracownicy Lundbeck GBS Kraków podczas imprezy plenerowej w czerwcu 2016 r. Niecodzienna codzienność Oprócz misji, wśród atutów pracy w firmie Lundbeck wymieniana jest przede wszystkim pozytywna atmosfera. – Ufamy sobie nawzajem. Chcemy, aby nasi pracownicy byli odpowiedzialni i posiadali świadomość tego, jak ważna jest ich praca w kontekście funkcjonowania całej firmy. Egalitarna kultura, jaka tutaj panuje, powoduje skrócenie dystansu pomiędzy kadrą menadżerską a pracownikami, oczywiście przy zachowaniu wszelkich profesjonalnych zasad – opowiada Michał Marczyński. Dzięki wyjątkowej kompleksowości procesów, specyficznej strukturze oraz atmosferze opartej na zaufaniu pracownicy firmy Lundbeck w Krakowie mają bardzo często okazję wyjść poza ramy swojego stanowiska i mieć faktyczny wpływ na podejmowane decyzje. Wrażenie robi także niezwykle estetyczne biuro wraz z ogromem udogodnień takich jak np. biurka z możliwością regulacji wysokości, duża liczba ogólnodostępnych sal konferencyjnych, w pełni mobilny sprzęt IT czy piłki i poduszki rozłożone na wszystkich piętrach. Wspólne śniadania, wyjścia na miasto – to także standard w krakowskim biurze Lundbeck. – Angażujemy naszych ludzi w przygotowanie warsztatów tematycznych, kreatywnych wydarzeń, takich jak program dojazdów rowerami do pracy czy wspólny wyjazd na narty – wyliczają moi rozmówcy. W firmie Lundbeck ogromną wartością jest też różnorodność – oprócz absolwentów studiów na kierunkach ekonomicznych czy IT, znajdziemy tutaj kulturoznawców, polonistów a nawet... reżysera filmowego. Krakowski zespół to, oprócz Polaków, pracownicy z Danii, Włoch, Hiszpanii, Francji, Ukrainy, Maroko, Tunezji Wenezueli czy Mauritiusu. Poznając kolejne elementy układanki pod nazwą Lundbeck frapuje nas więc jedno: czy założyciel firmy, Hans Lundbeck, spoglądający z przedwojennego portretu w hallu głównym przewidział swemu nazwisku aż tak dynamiczną karierę... Rafał Romanowski fot. materiały prasowe – Działamy w wyspecjalizowanym obszarze branży farmaceutycznej, jakim jest leczenie chorób mózgu – mówi Wojciech Duda, HR manager w Lundbeck Group Business Services w Krakowie. Choć przez dziesiątki lat działalności Lundbeck wypuścił na rynek sporo leków, obecnie koncentruje się na depresji, schizofrenii oraz chorobach Alzheimera i Parkinsona. W tej branży nie można się spieszyć. Wszystko musi być dokładnie zbadane, sprawdzone, potwierdzone. Wprowadzenie leku na rynek trwa ponad 10 lat, czas ten jest ściśle podzielony na badania, testy i certyfikacje, a ich koszty sięgają często miliardów dolarów. Firma operuje w bardzo specjalistycznych obszarach, wśród lekarzy psychiatrów, rekomendowana jest w fachowych magazynach dla branży medycznej, a jej przedstawiciele występują na organizowanych na całym świecie konferencjach naukowych poświęconych walce ze wspomnianymi chorobami. jakości pracy. Oczekujemy od naszych pracowników ambicji, dobrej energii, inicjatywy, chęci współpracy, profesjonalizmu oraz odpowiedzialności za powierzone zadania. Każda osoba, która posiada te cechy z pewnością zrealizuje swój potencjał w naszej firmie. Już w trakcie wprowadzania nowych pracowników kładziemy nacisk na budowanie świadomości naszej odpowiedzialnej misji – poprawy jakości życia osób dotkniętych chorobami psychicznymi i neurologicznymi – puentuje Marcin Młynarczyk. – Bardzo mocno pozycjonujemy się jako część Grupy Lundbeck. Każdy z nas, czy to w centrali w Kopenhadze, czy w Krakowie, ma równe prawa i obowiązki we wszystkich obszarach działania. Firma bardzo dba o to, aby każdy pracownik czuł, że współuczestniczy w procesie pomocy pacjentom. Choroby układu nerwowego mogą dotknąć każdego z nas, niezależnie od trybu życia czy wykonywanego zawodu. Staramy się mówić o tym wprost nie owijając w bawełnę – kontynuuje Wojciech Duda. A nie jest to łatwe, bo na świecie nadal występuje silna stygmatyzacja pacjentów chorych np. na schizofrenię. Ludzie obawiają się otworzyć ze swoimi problemami, opowiedzieć o chorobie, pokazać się. – Pomagamy pacjentom nie tylko poprzez leczenie, ale również wychodząc do nich. W naszej centrali w Kopenhadze spotkania z pacjentami są na porządku dziennym, teraz to samo chcemy zaszczepić w Krakowie – mówi Marcin Młynarczyk. Nie chcę brzmieć górnolotnie, jednak chcielibyśmy, aby nasi pracownicy na co dzień czuli, że pacjent jest w sercu naszej firmy – zaznacza Michał Marczyński, koordynator projektów HR. reklama 12 przedstawiamy www.whatsupmagazine.pl Przeskanuj sobie krem Tusz do rzęs doprowadza was do łez, a popularny krem powoduje wysypkę? Znacie ten ból, gdy przed półką pełną kosmetyków zastanawiacie się, czy nowy szampon będzie odpowiedni? Wrażliwa skóra nie zawsze dobrze reaguje nawet na bardzo znane (i drogie) produkty z drogerii – na szczęście jest pomysł, jak sobie z tym radzić. Z pomocą przychodzi technologia, którą każdy nosi w kieszeni – smartfon, a na nim krakowska aplikacja Cosmetic Scan. – Pomysł jest prosty: najpierw do programu wprowadzamy dane odnośnie uczulających nas substancji i składników kosmetyków –tłumaczy Tomasz Tomczak, CEO firmy. – Indywidualny profil skóry można przygotować samemu lub we współpracy z dermatologiem. Później wystarczy zeskanować kod kreskowy kosmetyku, którego używamy lub który chcemy kupić, by dowiedzieć się, czy jest odpowiedni dla naszej cery. Aplikacja jest bardzo prosta w obsłudze – wystarczy kilka sekund, by otrzymać informację o wybranym produkcie. I nawet jeśli nie za bardzo odróżniamy łacińskie nazwy składników kosmetycznych, to program z łatwością wskaże nam te produkty, które mogą być używane bez negatywnych konsekwencji. – Oczywiście, najbardziej pożądany byłby kontakt z dermatologiem, ale aplikacja może sama stworzyć bazę składników, których wolelibyśmy unikać, korzystając z naszych dotychczasowych wyborów – opowiada Tomasz Tomczak. Dzięki temu można korzystać z Cosmetic Scan już kilka chwil po pobraniu go z AppStore albo sklepu Google Play. Pomysłodawcą kosmetycznego skanera jest Piotr Przewrocki, twórca rozbudowanego systemu controllingu finansowego dla obsługi przedsiębiorstw. Oferowany przez niego produkt był jednym z pierwszych tego typu w Europie, co pokazuje jasno, że nie boi się wchodzić na nowe rynki. Cosmetic Scan jest wprawdzie dopiero w fazie testów (pierwsza wersja pojawiła się na rynku w marcu tego roku), ale wersję beta pobrało już kilka tysięcy osób. – Cały czas pozostajemy w kontakcie z naszymi użytkownikami, bo ich sugestie przyczyniają się do poprawy działania programu – zdradza kulisy tworzenia aplikacji Tomasz Tomczak. Efektem tej współpracy są wprowadzane na bieżąco zmiany i nowości, dotyczące chociażby większej liczby informacji o produkcie, dodawaniu ocen użytkowników, ulepszonej analizie składu kosmetyków i szczegółowych informacji na temat danej substancji. A i to nie wszystko. – Wciąż rozrasta się nasza baza danych kosmetyków. Dziś jest w niej już ponad 18 tys. produktów – chwali się Tomczak. – Nawiązujemy współpracę z nowymi firmami kosmetycznymi, dzięki czemu większość rzeczy, jakie można znaleźć w popularnych drogeriach, może być skanowana przez Cosmetic Scan. Choć kosmetyczny skaner skierowany jest przede wszystkim do użytkowników indywidualnych, to menadżer projektu przypomina, że jego wykorzystanie nie musi ograniczać się tylko do pokazywania, po które kosmetyki warto sięgnąć. – Aplikacja pozwoli także na zebranie wielkiej ilości zagregowanych danych, które mogą być wykorzystane w specjalistycznych raportach dla firm kosmetycznych – zwraca uwagę Tomasz Tomczak. Polscy producenci kosmetyków podbijają świat, a marki takie jak Dr Irena Eris, Ziaja czy Sylveco konkurują na drogeryjnych półkach ze swoimi zachodnimi konkurentami jak równy z równym. Może czas, by świat podbił także producent aplikacji, pomagającej wybrać najodpowiedniejsze z tych produktów? Cosmetic Scan wystarczy zeskanować kod kreskowy kosmetyku, by dowiedzieć się, czy jest odpowiedni dla naszej cery Piotrek Banasik Uber W lutym zatrudniono pierwsze osoby, do wakacji trwały prace adaptacyjne w nowoczesnych biurach Browaru Lubicz fot. materiały prasowe Uber mocno stawia na Kraków. Młody zespół krakowskich specjalistów obsługuje stąd miliony użytkowników tej szalenie popularnej na całym świecie aplikacji. A start Center of Excellence to największa w Polsce inwestycja zagraniczna sektora nowoczesnych usług dla biznesu w minionym roku. 30, 70, 110, 150 – tak zwiększa się zatrudnienie specjalistów w krakowskim Center of Excellence największego startupu świata – Ubera. Do końca przyszłego roku 150-osobowy zespół, pracujący w biurach Browaru Lubicz, przejmie praktycznie większość procesów logistyczno-finansowych Ubera w regionie EMEA – ogromnej części świata, obejmującej populację blisko 2 miliardów ludzi. – Mocne tempo rozwoju jest właściwe dla tak perspektywicznego rynku, jakim jest Polska, oraz tak innowacyjnego miasta jak Kraków. Obecność tutaj nie tylko dopinguje nas do efektywnej pracy, ale i kompletowania naprawdę wartościowego zespołu – fot. materiały prasowe Uber się rozwija tak Chris Bates, szef krakowskiego zespołu Center of Excellence, odpowiada na pytanie „dlaczego Kraków?”. Zamiar uruchomienia Center of Excellence w Krakowie ogłoszono w grudniu 2015 r. W lutym zatrudniono pierwsze osoby, do wakacji trwały prace adaptacyjne w nowoczesnych biurach Browaru Lubicz. Oficjalnie centrum rusza 15 września, ale już od kilku miesięcy z Krakowa koordynowane są procesy, dzięki którym globalny rozwój Ubera staje się faktem. Uber jest firmą technologiczną, która łączy użytkowników aplikacji z kierowcami. Korzystają oni z platformy w czasie rzeczywistym, aby współdzielić swój przejazd z innymi. Polska jest trzecim największym rynkiem Ubera na terenie Unii Europejskiej. Nasz kraj wyprzedzają tylko Wielka Brytania i Francja. W pierwszym roku działalności tempo wzrostu usługi na polskim rynku było wyższe niż w przypadku Londynu, Paryża, Amsterdamu czy Sztokholmu. Polska znajduje się także wśród 15 państw na świecie (spośród ponad 70, w których Uber jest dostępny), gdzie aplikacja działa w więcej niż pięciu miastach. Obecnie Uber oferuje swoje usługi w dziewięciu miastach w Polsce, ale do końca roku liczba ta ma wzrosnąć. Kraków był drugim po Warszawie miastem, w którym dostępna była aplikacja. W samej Warszawie każdego miesiąca rejestruje się ponad 10 tys. nowych użytkowników, a 3,5 tys. kierowców miesięcznie zgłasza chęć rozpoczęcia współpracy z Uberem w całej Polsce. – Nasze centrum zajmuje się bardzo wieloma zagadnieniami związanymi m.in. z rozwiązywaniem problemów pasażerów, ułatwianiem pracy kierowcom, kwestiami technicznymi, logistycznymi, ubezpieczeniowymi oraz finansowymi – przybliża swoją pracę Martyna Basara z Center of Excellence Ubera. Opowiada o młodym zespole, pozytywnej atmosferze i pracy, do której każdego dnia chce się przychodzić. – Uber stawia na zmotywowanych, młodych, otwartych, ciekawych ludzi i zdobywanie przez nich praktycznych umiejętności. To w końcu jedna z najważniejszych i najbardziej innowacyjnych marek świata. W Krakowie naszych pracowników szukamy wśród absolwentów, ale też studentów ostatnich lat, ze znajomością języków – głównie włoskiego, francuskiego, rosyjskiego, niemieckiego, czeskiego czy słowackiego – dodaje Chris Bates, co ciekawe – były oficer armii amerykańskiej, który po odejściu z wojska pracował w Uberze m.in. w Niemczech. W uruchomienie w Krakowie Center of Excellence Uber zainwestował już 40 mln zł. W strukturze organizacyjnej najszybciej rozwijającego się technologicznego startupu świata krakowskie centrum ma zająć jedno z najważniejszych miejsc. – Tak jak rozwija się Uber, tak i nasze centrum zajmować się będzie coraz bardziej zaawansowanymi procesami. Produkt Ubera zmienia świat, a my – tu, w Krakowie – już teraz trzymamy rękę na jego pulsie – zapowiada Chris Bates. Rafał Romanowski nieruchomości Wrzesień 2016 13 jesteśmy z krakowa Dawid Hajok: Działacie na rynku nieprzerwanie od ćwierć wieku, pomimo różnych zawirowań. W tym czasie wiele biur upadło, wiele się podzieliło. Marek Dunikowski: Tym, co mnie interesuje i fascynuje zarazem, jest aspekt przemian gospodarczych, kierunków ekonomicznych. Staram się przewidywać to, jak rynek będzie się zachowywał. To perspektywiczne myślenie jest bardzo istotne dla biura, które realizuje w istocie tylko projekty komercyjne. Nasz zawód jest bardzo uzależniony od koniunktury ekonomicznej. Architektura pojawia się dopiero wtedy, kiedy jest już wybudowana. Do tego momentu istnieją tylko projekty, a one nie wpływają na przestrzeń. fot. materiały prasowe Nasze biuro mieści się na Starym Mieście, kilka kroków od Rynku Głównego i choć trudno tu zaparkować, nie zdecydowałbym się na zmianę tego miejsca na żadne inne na świecie – rozmowa z Markiem Dunikowskim, szefem biura DDJM. Bez potrzeby nie ruszasz się poza Stare Miasto? Mam tutaj wszystko, co potrzeba. W Krakowie, w przeciwieństwie do innych dużych polskich miast, większość tego, co ważne, dostępne jest na piechotę. Tu da się funkcjonować bez samochodu, a ludzie na co dzień spotykają się na kawie. Choć z perspektywy Warszawy wygląda to jak leserstwo, z tych spotkań bardzo wiele wynika. Zawsze tak to funkcjonowało i nie trzeba było wcale pokonywać w tym celu dużych dystansów. To dlatego kiedy Urząd Marszałkowski ogłosił plany budowy miasteczka muzyki wraz z nowym gmachem Filharmonii na zielonych bulwarach Wisły, przy moście Kotlarskim, protestowałeś. Choć to zaledwie dwa kilometry od Rynku Jaka jest miara waszego rynkowego doświadczenia? Głównego, narzekałeś, że to koniec świata. No tak. Kraków to przecież średniowieczne miasto, którego cenMamy za sobą już ponad pół miliona m kw. powierzchni biurowej, zarówno zaprojektowanej, jak i tej w budowie, czyli tak zwanej trum jakimś zrządzeniem losu przetrwało w niezmienionej struksprzedawalnej powierzchni użytkowej. Oddanych do użytku turze do dziś. Oczywiście w XXI wieku musi spełniać wszystkie funkcje i potrzeby nowoczesnego, wielkomiejskiego organizmu. zostało przeszło 250 tysięcy metrów. Ale to znowu są liczby Nie wyobrażam sobie jednak, aby do Filharmonii jeździć gdzieś i z punktu widzenia architekta, który patrzy na architekturę wyna Grzegórzki. Taki obiekt powinien znałącznie jako sztukę, to być może rzeczy Mam tutaj wszystko, co leźć się ścisłym centrum, tak żeby po konmniej istotne. My podchodzimy jednak do tego równoważnie. Jesteśmy przecież potrzeba. W Krakowie, cercie można było swobodnie przejść spaprzedsiębiorstwem architektonicznym. cerem na Stare Miasto. Wyobraź sobie te w przeciwieństwie do Zrobiłem sobie niedawno takie szacunnobliwe pary w strojach galowych wychoinnych dużych polskich kowe przeliczenie, ile swoich pieniędzy dzące z Filharmonii i jadące tramwajem nasi klienci powierzyli nam we wszyst- miast, większość tego, na Stare Miasto. Nierealne. kich wykonanych projektach w ciągu 25 co ważne, dostępne jest Z emocją opowiadasz o tłumach wylat działalności biura. Oczywiście zostało na piechotę. Tu da się pełniających hotele przypominające to nieco uśrednione, ale sumując dość pałace i sale koncertowe wznoszone precyzyjnie policzone budżety, wyszło funkcjonować bez saw Las Vegas przez gwiazdy światowej około 4 mld złotych! To tyle, co roczny mochodu, a ludzie na architektury. Sam jednak nie projektubudżet Krakowa. co dzień spotykają się jesz tak wystawnych budynków. Wasze realizacje są raczej powściągliwe, miniPrzez okna pracowni, gdzie projektuje- na kawie malistyczne. cie dziś nowoczesne biurowce, wdziera Las Vegas to emanacja cichych i skrytych się hejnał z wieży Mariackiej. Gdzie nie spojrzeć, stare styka się ze nowym. pragnień ludzkiej natury. Ludzie wielokrotNasze biuro mieści się na Starym Mieście, kilka kroków od Rynku nie wstydzą się do tego publicznie przyznać. Uważają nawet, Głównego i choć trudno tu zaparkować, nie zdecydowałbym się że nie jest to w dobrym tonie, a nie wiedzą, że oszukują swoje instynkty. Dlaczego mimo tego projektujemy inaczej? Ponieważ na zmianę tego miejsca na żadne, nawet najbardziej nowoczesne uważam, że dziś na świecie wszystkiego jest za dużo. Ludzie poaluminiowo-szklane biuro gdzieś w luksusowym biurowcu. Nawet jeśli kiedyś przyszłoby nam projektować w najodleglejszych trzebują ponadczasowych wartości. Nawiązując do nich w swojej zakątkach świata, to nasze miejsce zawsze będzie tutaj. architekturze, staramy się dać im poczucie równowagi. Oczywiście architektura powinna uśmiechać się do ludzi, wzbudzać Dokąd chodzisz na kawę? w nich pozytywne emocje, a nie tylko wyrażać ambicje czy waNa kawę to ja chodzę do Dymu. Od lat. leczną naturę architektów, których dążeniem jest, by rzucić świat na kolana. Jeśli są średnio uzdolnieni, a mimo to czują misyjność swojego zawodu, to oznacza katastrofę dla przestrzeni. W przypadku warszawskiego osiedla na Muranowie staraliśmy się zachować charakterystyczną dla śródmieścia różnorodność. Zależało nam na podkreśleniu, że miasto to nawarstwienia, pewne wartości żywe w pamięci zbiorowej, w tradycji i przestrzeni, takie jak chociażby socrealizm, najlepszy okres warszawskiej architektury. Nie chcieliśmy jednak dopuścić do tworzenia kopii, tylko rozwijać zastane wartości. Z kolei Lusławice, gdzie zrealizowaliśmy Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego, to wieś, typowo polski krajobraz, proste budynki, szopy, stodoły a jednocześnie dworki. Zależało nam na wpisaniu w ten klimat współczesnej formy i udało się. To ze względu na potrzebę podkreślenia walorów tego otoczenia do budowy użyliśmy jasnego kamienia i drewna, materiałów kojarzących się z polską tradycją i z naturą. Z kolei projektując „Szkieletora”, spojrzeliśmy na Kraków jak na miasto eklektyczne, w którym wyraźnie daje się odczytać wszystkie warstwy historyczne. Nasz projekt jest tego odbiciem. Wasze budynki przetrwają próbę czasu? Sądzę, że tak. Wydaję mi się, że nie są pretensjonalne i odpowiadają potrzebom rynku. A jeśli potrzeby rynku się zmienią, a funkcje, które dziś pełnią te budynki, staną się przebrzmiałe? Działamy na zasadzie dialogu z inwestorami. Naszym zadaniem jest zaprojektować taki budynek, który zamknie się w rachunku ekonomicznym. A generalnym mottem jest to, żeby budynki było proste, przejrzyste, zachowywały porządek przestrzenny i dyscyplinę. Jeżeli jednak nowy właściciel uzna, że budynek już nie pracuje, nie przynosi odpowiednich dochodów, czy nie nadaje się już do tego aby pełnić swoją pierwotną funkcję i zapadnie racjonalna decyzja, aby zamienić go na inny, nie będę protestował. Upieranie się, że coś jest dziełem ponadczasowym i nie można go tknąć, jest w moim przekonaniu zadufaniem architektów chcących pozostawić po sobie pomniki, niejednokrotnie wątpliwej wartości. Ty nie chcesz pozostawić po sobie żadnego pomnika? Oczywiście, że chciałbym, aby coś po mnie pozostało, ale to czym się zajmuję to rzeczy robione dla ludzi, za ich pieniądze i to oni mają prawo decydować o losie budynku, a nie wybrana garstka znawców, którzy uważają się za wyrocznie. Peter Zumthor powiedział kiedyś: „mam prawo wypowiadać się jako mieszkaniec miasta, ale nie jako architekt, któremu płacą za to, co projektuje i buduje”. I tego się trzymam. Fragmenty wywiadu pochodzą z książki „DDJM”, wydanej przez Agencję Kreatywną Lemon Media. Marek Dunikowski: Szef Biura Architektonicznego DDJM. W 1998 roku Dunikowski znalazł się w gronie 25 najbardziej wpływowych Polaków według tygodnika „Wprost”. Zaliczono go wówczas do „elity architektów wyznaczającej nowy standard”. W 2004 odebrał Honorową Nagrodę SARP. 14 nieruchomości www.whatsupmagazine.pl Najlepszy w Małopolsce Budynki zachwycają niebanalną bryłą i ciekawymi rozwiązaniami architektonicznymi, zaawansowaniem technologii budowlanych pozostających w służbie tradycji. Dowodzą również, że muzeum ekscentrycznego reżysera nad Wisłą, galeria czy prywatny dom na zboczach Gubałówki nie muszą wcale być szablonowe. Mowa o laureatach architektonicznych nagród Zarządu Województwa Małopolskiego, który już po raz 8. przyznał Nagrody im. Stanisława Witkiewicza, promujące najlepsze współczesne realizacje architektoniczne sprzyjające ochronie i kształtowaniu krajobrazu kulturowego Małopolski. Po raz pierwszy główna nagroda trafia do Kościeliska (w 2006 r. wyróżnienie otrzymał budynek jednorodzinny projektu arch. Krzysztofa Gądka w Witowie-Płazówce w gm. Kościelisko). Tegoroczny laureat, „Dom w Tatrach”, zaprojektowany przez tandem młodych architektów Jana Karpiela Bułeckę juniora (kontynuatora tradycji architektonicznych ojca Jana Karpiela Bułecki) i Marcina Steindla (potomka Wincentego Witosa) z biura Karpiel Steindel, zauroczył jurorów. – Wyzwaniem projektowym było pogodzenie pragnień inwestora, który oczekiwał nowoczesnego budynku, z rygorystycznymi założeniami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, określającymi sposób nawiązania do tradycyjnej architektury wsi podhalańskich – tłumaczy Jan Karpiel Bułecka junior. Główną ideą projektu było opracowanie budynku z wykorzystaniem największego waloru działki – widoku na panoramę Tatr. W ten sposób powstał koncept całkowicie przeszklonej ściany. Do jej zrealizowania architekci wykorzystali największe dostępne tafle szklane, projektując elementy konstrukcyjne okien tak, aby po rozsunięciu zanikały z pola widzenia. – Otwarcie wnętrza na południową stronę uzyskano właśnie poprzez umożliwienie swobodnego rozsuwania szklanych płaszczyzn. Ich skrzydła zamontowano na specjalnych szynach zlicowanych z poziomem podłóg. Efekt potęguje sposób, w jaki chowana jest jedna z tafli: między ścianę zewnętrzną a pokrycie elewacyjne – wyjaśnia Marcin Steindel. Nie pominięto przy tym elementów charakterystycznych dla zabudowy wsi podhalańskiej – typowego dachu półszczytowego, rzutu na bazie prostokąta oraz okapów z drewnianą podbitką. Ostry kąt nachylenia, daleko wysunięte okapy oraz podparcie części poddasza na trzech odchylonych od pionu słupach sprawiły, że zadaszenie stało się pełnym ekspresji akcentem budynku. Dach zdaje się „lewitować” nad podstawą. Było to możliwe dzięki zastosowaniu nowoczesnych technologii budowlanych, których nie widać gołym okiem. – Bryła domu stanowi jeden spójny element konstrukcyjny. To nietypowe rozwiązanie zastosowane w projekcie „Domu w Tatrach” dało wrażenie lekkości formy i pozwoliło na wykorzystanie dużych przeszkleń o długości 12 metrów, pozbawionych widocznych barier – podkreśla główny konstruktor Mariusz Stanisz z firmy Galistra Sp. z o.o. Wszystko to dostrzegli i docenili jurorzy Nagrody im. Stanisława Witkiewicza, przyznając budynkowi „Dom w Tatrach” pierwsze miejsce w kategorii budynków mieszkaniowych. – Znaczenie dobrej architektury jest nie do przecenia. Pozwala nie tylko odmienić nieatrakcyjny teren, podnosząc znacznie jego wartość, ale też nadać nowe funkcje istniejącym budynkom. Dlatego też co roku wyróżniamy nagrodą Witkiewicza te realizacje architektoniczne, które nie tylko zachwycają, ale też spełniają ważną rolę – kształtują nasz kulturalny krajobraz, chroniąc to, co jest w nim najcenniejsze – mówi Leszek Zegzda, członek Zarządu Województwa Małopolskiego. Dawid Hajok Nagroda im. Witkiewicza Przyznana jest w trzech kategoriach. Wśród budynków architektury użyteczności publicznej pierwsze miejsce na podium zajęły ex aequo dwa obiekty z Krakowa: budynek Ośrodka Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora CRICOTEKA (autor: IQ2 Konsorcjum: nsMoonStudio Sp. z o.o. i Wizja Sp. z o.o., inwestor: Cricoteka) i Galeria Europa – Daleki Wschód (autor: K. Ingarden, J. Ewý – Architekci Sp. z o.o., inwestor: Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”). W kategorii „Przestrzeń publiczna” zdecydowano jedynie o przyznaniu wyróżnienia. Otrzymała je platforma widokowa w Woli Kroguleckiej (autor: 55 Architekci S.C. Wojciech Świątek i Anna Szewczyk-Świątek, inwestor: Gmina Stary Sącz) na szlaku pieszym na Makowicę, skąd podziwiać można Dolinę Popradu. Nagroda Województwa Małopolskiego im. Stanisława Witkiewicza zostanie wręczona podczas uroczystej gali, która odbędzie się 16 września w Ośrodku Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora cricoteka. fot. materiały prasowe fot. materiały prasowe Po raz pierwszy w szesnastoletniej historii architektonicznej Nagrody im. Stanisława Witkiewicza przyznawanej przez władze województwa małopolskiego, główna nagroda za najlepszą współczesną architekturę mieszkaniową trafia na Podhale, a dokładnie na zbocza Gubałówki. reklama www.praca.arvato.pl If you are looking for a great job and a great company, join us – arvato is the place to grow your career! In Krakow, arvato works in cooperation with the world’s leading search engine provider in a fun and energetic office space. [email protected] we are located at Quattro Business Park Arvato Krakow #JobForReal Real atmosphere Real development Real satisfaction Real job 16 z miasta www.whatsupmagazine.pl Wolniej czyli szybciej Dyskusja o ruchu samochodów w Krakowie powinna toczyć się codziennie, aby pewne prawdy stały się oczywiste. Tym bardziej, że przy okazji decyzji o obniżeniu dopuszczalnej prędkości na Alejach Trzech Wieszczów znów okazało się, że kierowcy żyją wieloma mitami. Kiedy na przełomie czerwca i lipca tego roku rozpoczęła się rozmowa o obniżeniu od września dopuszczalnej prędkości na Alejach Trzech Wieszczów, skonstatowałem, że nie wiedziałem, jak szybko można się było dotąd poruszać legalnie po Alejach. Niby ulica dwupasmowa, rozdzielona pasem zieleni, ale do głowy mi nie przyszło, że można było tam jeździć szybciej niż 50 km/godz. 50 km/godz. to najpopularniejsza prędkość dopuszczalna na terenie zabudowanym. Aleje to zaś centrum miasta, ścisłe centrum, a nie dość odległa od zabudowy ul. Opolska. Niejako oczywiste było więc, że po Alejach jeździć powinno się 50 km/godz. To, jak naprawdę jeździliśmy, było już tylko konsekwencją dostosowania się do innych uczestników ruchu i do przepustowości skrzyżowań (z ręką na sercu trzeba przyznać, że nikt się żadnymi ograniczeniami nie przejmował). Wszyscy jesteśmy ekspertami? Na wieść o obniżeniu prędkości na Alejach tradycyjnie zawrzało. – Znów zabierają coś kierowcom, znów wolność została ograniczona – w tym duchu protestowano na portalach społecznościowych, na spotkaniach konsultacyjnych, w czasie rozmów z radnymi. Mało kto potrafił przy tym z zimną głową zabrać się za sprawdzanie faktów. A te są obezwładniające. Odległość z wiaduktu nad torami kolejowymi do ronda Grunwaldzkiego to 4 km. Jadąc nieustannie z prędkością 50 km/godz., pokonamy ten odcinek w 4 minuty i 48 sekund. Gdyby udało się nam przejechać go z prędkością 70 km/godz. (z taką prędkością można się było najszybciej poruszać na Alejach) trasę pokonalibyśmy w 3 minuty i 25 sekund. Co właściwie postanowiły zabrać władze Krakowa? Minutę i 20 sekund? Przecież taki przejazd możliwy jest właściwie wyłącznie w środku nocy. W pozostałych porach stoimy w korku, który sprawia, że nikt nawet nie zastanawia się jakie na Alejach obowiązuje ograniczenie. Ściganie się po Alejach daje jedną minutę, może dwie, oszczędmoście Dębnickim – przeciwnicy rozwiązania bardzo często ności, za to radykalnie podnosi koszty środowiskowe. Nie warstraszą (nie za bardzo wiadomo, na jakiej podstawie) że na tato się przejmować? Najłatwiej odczuwalnym wpływem spadku kim przejściu będą ginąć ludzie. Na podstawie badań wiemy, że ryzyko śmierci pieszego uderzonego przez samochód osobowy prędkości pojazdów dla otoczenia jest spadek poziomu hałasu. poruszający się z prędkością 70 km/godz. jest znacznie wyższe, Urzędnicy w Krakowie wiedzą to choćby dzięki pomiarom, któniż gdy auto porusza się z prędkością 50 km/godz. Przy potrącerych dokonali przy Plantach przed i po wprowadzeniu ruchu niu pieszego przez samochód jadący z prędkością 70 km/godz. jednokierunkowego. Przy Alejach mieszkają tysiące ludzi i jednym z ich kłopotów jest hałas. A trzeba pamiętać, że nocą, gdy najbarginie 40 na 100 potrąconych. Jeśli do potrącenia dojdzie przy dziej potrzebują ciszy, prędkość aut i szum opon były najwyższe prędkości 50 km/godz., ginie 8 na 100 pieszych. Robi wrażenie, – ograniczenie ma więc sens. nieprawdaż? To m.in. te dane spowodowały, że na całym świecie obniżono dopuszczalną prędkość na terenie zabudowanym z 60 Uspokojenie ruchu ma też pozytywny wpływ na wielkość emido 50 km/godz. – statystycznie podniosło to szansę na przeżycie sji zanieczyszczeń, szczególnie na ograniczenie pyłów. Z badań potrąconego o ponad połowę. Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że nawet połowa pyłów Jeśli te argumenty wciąż nie wystarczają, warto zastanowić się, wznoszonych do powietrza przez pojazdy to starte opony czy klocki hamulcowe. Im bardziej płynna jazda, im czym różni się ul. Dietla od Alej. Na Dietla obowiązuje mniej przyspieszania i hamowania, tym mniej Uspokojenie ruchu ma zanieczyszczeń. Im niższe obroty silnika, tym ograniczenie do 50 km/godz., mniej spalin. zaś obie ulice nie różnią się też pozytywny wpływ wiele, jeśli chodzi o intensywna wielkość emisji zaność ruchu. To działa Korzyści z szybkiej jazdy to nieczyszczeń, szczenajwyżej minuta. Co można Paryż w dniach kryzysowego zanieczyszczególnie na ograniczezrobić w minutę? Spędzając nia powietrza (w Krakowie obowiązywałby ją w wolniej jadącym aucie, one przez połowę roku) ogłasza ograniczenia nie pyłów. Z badań prędkości i m.in. dzięki temu zbija poziom zamożna wpływać na mniejsze Uniwersytetu Warnieczyszczeń. Na marginesie, Paryż podchodzi zanieczyszczenie powietrza coraz bardziej restrykcyjnie do ruchu samocho(co roku z tego powodu umieszawskiego wynika, że dowego, wyłączając z ruchu aut kolejne ulice ra przedwcześnie 400 osób nawet połowa pyłów w Krakowie), wielokrotnie lub – jak niedawno – ogłaszając zakaz ruchu wznoszonych do popodnieść szansę przeżycia samochodów wyprodukowanych przed 1997 r. pieszego, który wtargnie na Przy ograniczonej prędkości łatwiej zawietrza przez pojazdy chować płynność jazdy. Wieloletnie dojezdnię, zadbać o komfort żyto starte opony czy świadczenia inżynierów dowodzą rówcia ludzi mieszkających przy nież, że kiedy samochody poruszają się Alejach. Można dołożyć swoją klocki hamulcowe z prędkościami w przedziale 30–50 km/ malutką cegiełkę, na takich sa/godz. najłatwiej zachować płynność ruchu, mych zasadach, jak dokładamy a przez skrzyżowania przejeżdża więcej samoją, głosując – każde pojedynchodów, niż gdy taka sama kolumna aut jedzie z prędkością np. 70 cze zachowanie ma znaczenie i może wpłynąć na rzeczywistość. km/godz. Paradoks przestaje nim być, gdy zwrócimy uwagę, jaki Władze Krakowa zmian zarządzaniu miejskim transportem dokodystans trzymamy od następnego auta, kiedy jedziemy szybciej, nują niespiesznie, ale dość konsekwentnie. Teraz zabierają się za a jaki, gdy jedziemy wolniej. Przestajemy się też dziwić, gdy przyjuświadamianie, że dokończenie obwodnicy miasta (ostatnio pojarzymy się, co dzieje się, kiedy ktoś na czele szybkiego peletonu wiła się szansa, że uda się to do roku 2023) nie rozwiąże bolączek aut gwałtownie zahamuje, a jak wygląda zachowanie wolniej komunikacyjnych. Żeby zmniejszyć smog i korki trzeba po prostu jadącej grupy w takiej sytuacji. W tym pierwszym przypadku zrezygnować z aut. Po tych wakacjach mamy więc doświadczyć dużo częściej dochodzi do całkowitego zatrzymania kolumny. Ot, od lat odkładanego zwiększenia częstotliwości przejazdów kocała tajemnica: szybsza jazda w mieście to zwykle więcej ostrych munikacji publicznej; nikt nie zrezygnuje z samochodu, nie mając hamowań i ostrego przyspieszania. Czyli więcej zanieczyszczeń. komfortowej alternatywy, niezależnie od tego, jak szybko może nim jeździć. A przecież w ciągu dnia na Alejach nie ma mowy o „zaoszczędzeniu minuty”. Śmiertelnie poważne dane Bartosz Piłat Jest jeszcze jedna grupa danych, która pokazuje sens obniżenia prędkości. Bardzo interesujących danych choćby w kontekście dyskusji dotyczących przywrócenia przejścia dla pieszych na dbamy o ciebie Wrzesień 2016 Weź gumę i ćwicz – Jeśli nie jest łatwo, to znaczy, że warto – mówi Kuba Podgórski z Fitness Platinium®, twórca systemu treningowego Group Training, którego można spróbować w każdym z dwunastu klubów krakowskiej sieci. piotr banasik: O treningu funkcjonalnym i stworzonym przez Ciebie systemie GT wiem niewiele, dlatego poproszę o wykład od początku. kuba podgórski: Program Group Training to jeden z wielu rodzajów treningów dostępnych w sieci Platinium. Na ich tle wyróżnia go jednak nie tylko sprzęt – czyli gumy o różnej gęstości, ale także budowa całego systemu i poszczególnych jednostek treningowych, szczegółowo opracowanych, analizowanych i testowanych, zanim jeszcze staną się częścią programu oferowanego klubowiczom. Taki trójstopniowy research i jasno sprecyzowany plan zajęć jest przez naszych klientów bardzo wysoko oceniany, przede wszystkim ze względu na efekty, jakie przynosi. Jak Group Training wygląda w praktyce? W ramach Group Training mamy siedem różnych obszarów, które realizowane są w poszczególne dni tygodnia: w poniedziałki – siła (strenght), we wtorki – moc (power), w środy – kwestie stabilizacyjne (core), następnie compact, realizujący wszystkie powyższe w formie lokomocyjnej. W piątek następuje workout, czyli podsumowanie tygodnia, będące realizacją wszystkich poznanych technik. W weekend odbywają się programy prozdrowotne, których celem jest regeneracja organizmu i zwiększenie rozciągliwości mięśni. Każdy trening GT jest niezależny w swojej budowie i – chociaż cały dwutygodniowy mikrocykl skupia się każdego dnia na innym obszarze motoryki – to można przystąpić do niego w dowolnym momencie i wybierać poszczególne elementy, nad którymi chcemy pracować. Co daje taka szczegółowość? Czy nie lepiej przyjść na siłownię, skorzystać z bieżni, sztangi lub innych dostępnych przyrządów stosownie do swoich potrzeb? W systemie GT każde z zajęć są dostosowane do możliwości uczestników – czy to przez dobór odpowiednich ćwiczeń, skupiających się na konkretnych partiach ciała lub określonych możliwościach motorycznych, czy to przez dobór gum treningowych o odpowiedniej gęstości. To prawda, że trening jest wymagający – ale na równi z tym dbamy także o skalowanie każdego ćwiczenia, czyli dostosowanie go do potrzeb grupy. Dzięki temu większość osób świetnie sobie z Group Training poradzi, nawet jeśli aktywność fizyczną podejmuje relatywnie rzadko. 17 się uzupełniają. Każdy trening jest dobry, jeśli jest bezpieczny, a w przypadku GT jest to gwarantowane dzięki szczegółowemu planowaniu i opiece trenera. Każdy trener GT – a jest ich już ponad dwudziestu w samym Krakowie – pracuje według ustalonych schematów, które pozwalają w jak największym stopniu dostosować się do ćwiczących, zmotywować ich i zadbać o ich bezpieczeństwo. Jeśli ktoś szuka przemyślanych rozwiązań, analizowanych i udoskonalanych, znajdzie je tutaj. Group Training kładzie nacisk nie tylko na kwestie estetyczne, ale także na podniesienie sprawności ogólnej: siły czy motoryki. To trening dość wymagający, ale jego efekty są widoczne dość szybko. Czy codzienne korzystanie z gum nie nudzi się zbyt łatwo? Na treningach nie ma znużenia, bo cały program zmienia się co dwa tygodnie, dzięki czemu za każdym razem uczymy się nowych technik i nowych wzorców ruchowych. Tłumy klubowiczów na treningach pozwalają przypuszczać, że nasze gumy jeszcze się im nie znudziły. Rozmawiał Piotr Banasik To coś dla mnie, bo ostatnio długie godziny spędzam za biurkiem, jak pewnie większość naszych Czytelników. Dlaczego powinniśmy przyjść do ciebie, a nie wybrać rower czy basen? Oczywiście jedno nie wyklucza drugiego, a wszystkie formy aktywności znakomicie Group Training to jeden z wielu rodzajów treningów dostępnych w sieci Fitness Platinium® Nowe protezy, wsparcie rehabilitacyjne i psychologiczne dla osób po amputacjach, a przede wszystkim radość beneficjentów z tego, że tak wiele osób chce im pomóc – to wszystko udało się osiągnąć dzięki biegaczom, partnerom i sponsorom V, jubileuszowej edycji Poland Business Run. Na co dzień pracują w różnych, często konkurencyjnych firmach. Programują, testują, przeprowadzają analizy finansowe, obsługują klientów. Niektórzy są doświadczonymi managerami, a inni dopiero zaczynają karierę zawodową. Jednak w tym wyjątkowym dniu wszyscy ramię w ramię stanęli na starcie, aby pomóc osobom, które w wyniku różnych nieszczęśliwych zrządzeń losu musiały poddać się amputacji. Zrobili to w siedmiu miastach w Polsce, ale to w Krakowie bieg ma najdłuższe tradycje i jest organizowany na największą skalę. Najszybciej zapełniająca się lista biegaczy w Polsce Już same zapisy do tegorocznej edycji Kraków Business Run wymagały od zawodników nie lada refleksu – limit miejsc wyczerpał się w niespełna 15 minut! Szczęśliwcy, którym udało się zapisać swoje drużyny, rozpoczęli treningi, aby w jak najlepszej formie stanąć na starcie 4 września. Wspólne przygotowania przyniosły wiele korzyści. Pracownicy różnych działów mieli szansę lepiej się poznać. Zawiązały się przyjaźnie i budowała atmosfera współpracy. Co więcej, biegacze zdobywali też nowe kompetencje, sprawdzali się w nieoczekiwanych rolach – finansiści zamieniali się w organizatorów wydarzeń, informatycy przygotowywali plakaty, a managerowie angażowali się w działania promocyjne. Wszystko po to, żeby pomóc jak największej liczbie beneficjentów. Jednak udział w Poland Business Run integruje nie tylko zespoły; sektor biznesowy i społeczność lokalna również mają dzięki biegowi szansę fot. Piotr Banasik Pracownicy krakowskich firm spisali się na medal współpracować szerzej niż zwykle. W organizację największego sztafetowego biegu biznesowego włączyły się firmy, które na czas trwania przygotowań zapomniały o rywalizacji i połączyły siły w szczytnym celu. Specjaliści z firm pracowali na sukces inicjatywy wspólnie z przedstawicielami miasta i organizacji pozarządowych. Nie miało znaczenia, kto jest kim: w Poland Business Run wszyscy zaangażowali się tak samo, czyli całym sercem. Jubileuszowa edycja sukcesem wszystkich biegaczy, organizatorów, sponsorów i partnerów. To dzięki nim – biegaczom, organizatorom, sponsorom i partnerom – mogła się odbyć już piąta edycja Poland Business Run w Krakowie. „To dla nas bardzo ważne widzieć, że z każdym rokiem w naszą inicjatywę angażuje się coraz więcej pracowników. Dziękujemy! Jubileuszowa edycja Poland Business Run jest waszą zasługą. Nasz wspólny sukces postawi na nogi kolejne osoby, które będą mogły wrócić do normalnego życia i realizować swoje marzenia” – powiedziała Agnieszka Pleti, prezes Fundacji Poland Business Run organizującej bieg. Fundusze zebrane w tegorocznej edycji w Krakowie pozwolą na sfinansowanie nowoczesnych protez, wsparcia rehabilitacyjnego i pomoc psychologiczną dla podopiecznych Fundacji Jaśka Meli Poza Horyzonty oraz Stowarzyszenia Wspierania Onkologii Unicorn. 18 siesta www.whatsupmagazine.pl BURSZTYNY po litewsku Elegancka jak wileńska starówka, dzika jak druskiennickie puszcze, morska jak Kurońska. Przed wami Litwa. Turyści czas spędzają głównie w centrum starówki, przy Didžioji. Didžioji ma kształt trójkąta. Otaczają go wytworne kamienice inAle życie tętni też na ulicach Pilies, Vokiečių czy prowadzących krustowane drogimi restauracjami i witrynami modnych sklepów. przy wileńskim uniwersytecie do katedry zaułkach – tam znajGwarno jak na krakowskim Rynku Głównym. Bogate mieszczaństwo wieczorami przyjeżdża tu BMW, mercedesami, porsche na dziemy sporo studenckich pubów i klubów. Niezwykły klimat ma kieliszek wina lub kufel piwa Švyturys. W sercu litewskiej stolicy położona za rzeką Wilnią artystyczna dzielnica Užupio (Zarzecze) z pnącymi się w górę brukowanymi zaułkami. Jej mieszkańcy – Wilnie – czuć wielki świat. Jakby kraj, który jeszcze ćwierć wieku ukochali ją tak bardzo, że nazywają ją „samodzielną republiką temu tkwił w rozsypującym się Związku Radzieckim, chciał raz na Užupio”. Z kolei bliżej tak ważnej dla Polaków Ostrej Bramy zawsze skończyć z komunistyczną przeszłością i odważnie piąć nat-kniecie się na większą liczbę eleganckich restauracji, winiarni się ku zachodnim wzorcom. Siedzimy w Kitchen, szalenie modnej i stylowych piwiarni, modnych zwłaszcza wśród restauracji na pierwszym piętrze jednej z reprezentacyjnych kamienic przy Didžioji. Jemy Niemców i Skandynawów zajadających typoryby i owoce morza we wszechobecnym tu stylu we litewskie jedzenie: cepeliny (pyzy z tartych fusion – łączącym litewską tradycję, bałtyckie ziemniaków), kugel (babka ziemniaczana) czy dojazd smaki, skandynawski minimalizm i wschodnią chłodnik z botwinki i ogórków. lot: duszę. Z Wilna jedziemy do Troków, idealnego miejsca, do Warszawy a stamtąd samoloty Wilno: świeżo odremontowane fasady, równo by spędzić dzień wśród jezior, rozlewisk, trzcin, LOT bezpośrednio do Wilna, tańsza zamków i pałaców wyłaniających się z tafli wody przystrzyżone klomby, eleganckie witryny, zaopcja Air Baltic z przesiadką w Ryjak na pocztówkach z francuskiej doliny Loary. dbane chodniki, czystość. Nieco wschodni urok dze. Malowniczy zamek księcia Witolda górujący od łagodnych kształtów kościołów, cebulastych BUS: z Warszawy autokarem Lux Express, cztery połączenia dziennie wieków (obecnie zrekonstruowany) nad trocwież cerkwi, brył budynków charakterystyczz przystanku przy Dworcu Centralkimi zabudowaniami to symbol współczesnej nych dla tak wielu epok – baroku, klasycyzmu, nym, czas: 8 godz. 20 min, cena: moderny. Do tego zarówno przykłady świetnej, Litwy – powielany w setkach wizerunków na 40–70 zł. pamiątkowych obrazkach czy bibelotach. Orynowoczesnej architektury, jak i małe, pocieszne samochodem: ginalnie Troki to osada Karaimów – pochodzącej domki jakby przeniesione z sielskich wsi Wileń760 km przez Warszawę i Augustów, a następnie przejście graniczne przy z Krymu mniejszości tureckiej wyznającej religię szczyzny. I kilka dzielnic, które wciąż przypomilitewskim Lazdijaj, czas: ok. 10 gonają o czasach ZSRR. Jednak serce miasta bije opartą na Starym Testamencie. Karaimskie budzin, cena paliwa: ok. 200 zł w jedw rytmie stolic z zachodu Europy. dynki w Trokach to miks wschodniej myśli arną stronę (4,5 zł/l, spalanie na trasie chitektonicznej ze słowiańskimi wzorcami, a ich 6l/100 km). kuchnia to atrakcja sama w sobie. Trockie popodojazd do neringi – mierzei kułudnie spędzone na spacerze po karaimskiej wsi, rońskiej: rejsie łódką po jeziorach, degustacji karaimskich Z Wilna 300 km przez Kowno i Kłajrarytasów zapada na długo w pamięć. pedę w kierunku na zachód autoLitwa to jednak nie tylko Wilno i Troki, a także stradą A1. malownicze krajobrazy Kowieńszczyzny, sielskie lasy uzdrowiskowych Druskiennik, okolice Šiauliai i Góra Krzyży z zadziwiającymi konstrukcjami z tysięcy krzyży przywożonych latami przez pielgrzymów, aż po piaszczyste plaże. Zwróćcie uwagę zwłaszcza na Połągę, nazywaną „nadmorskim Zakopanem”, która od wielu lat cieszy się opinią jednego z najbardziej eleganckich kurortów nad Bałtykiem. Pełna ekskluzywnych willi, parków, pomników, fontann, nadbrzeżnych promenad i wykwintnych restauracji, latem wypełniona jest tłumem turystów. Ale w okolicach wiosny czy wczesnej jesieni nabiera dodatkowego uroku. Przejdźcie się główną aleją Basanavičiusa w kierunku morza, aż do fantastycznego molo wbijającego się głęboko w chłodne fale. Nieco na południe traficie do portowej Kłajpedy – może nie tak uroczego miasta jak połącka koleżanka, ale wciąż z ciekawą, hanzeatycką architekturą. Z miasta udajcie się na południe. Przed wami litewska... laguna, cieniutki, obmywany morzem z obu stron pasek piaszczystej przestrzeni, z prowadzącą doń tylko jedną drogą z kierunku Kłajpedy aż po kaliningradzką granicę Rosji. Ta droga, tnąca wąski przesmyk pod nazwą Mierzeja Kurońska na dwie jeszcze węższe połówki, przypomina nieco główną szosę prowadzącą na Hel. Na tym jednak podobieństwa się kończą – Curonian Lagoon (zwana również potocznie Neringą) to z jednej strony niemal saharyjskie, piaszczyste krajobrazy, z drugiej – morskie pejzaże oraz panorama na zalew. Do tego przypominająca skandynawską architektura, elegancja, szyk i spokój, którego tak bardzo brakuje w sezonie na Półwyspie Helskim. Mierzeja Kurońska to zaledwie cztery osady (Juodkrantė, Pervalka, Preila i końcowa Nida) odseparowane od Bałtyku gęstym iglastym lasem i wyjątkowo pięknymi wydmami. Neringa to oaza spokoju, zwłaszcza w uroczych alejkach Juodkrantė czy Nidy, gdzie w kolorowych domkach otwierają się restauracje serwujące wspaniałe rybne specjały na światowym poziomie. Neringa to również stolica litewskiego bursztynu oraz miejsce niezmąconej przyrody, m.in. rezerwatu kormoranów nieopodal Juodkrantė. Znajdziecie tam piaszczyste plaże pozbawione rozwrzeszczanych hord turystów, zaciszne zatoczki, łagodne łuki wybrzeża, wszechobecny zapach jodu i bałtyckich sosen. Jeśli więc szukacie obrazu Bałtyku jak z marzeń, jedźcie na litewską lagunę. Zwłaszcza, że usytuowana jest tak sprytnie, że omijając trudny w transferze obszar rosyjskiej enklawy w Kaliningradzie i tak ciekawiej nam jechać przez Wilno i Kowno. I poznać ten kraj pełen orzeźwiających kontrastów. Rafał Romanowski reklama 20 siesta www.whatsupmagazine.pl K „Zapraszam na przejażdżkę”, „I invite you” – to chyba najczęściej słyszane na Rynku słowa, zachęcające do wspięcia się na dorożkę i zwiedzania Krakowa z „końskiej” perspektywy. Warto jednak wyjść poza centrum i siąść bezpośrednio na końskim grzbiecie, by podziwiać miasto (i całą Małopolskę) stępa albo w kłusie. NIE po betonie głośno dyskutuje się o tym, czy konie nie powinny – szczególnie w letnie miesiące – stać w bardziej zacienionym miejscu. Fiakry pozostawały w orbicie zainteresowań miejskich włodarzy już od dawna – wydany na początku XX wieku przepis regulował ich maksymalną prędkość jako 167 metrów na minutę, czyli około dziesięciu kilometrów na godzinę. To tempo odpowiadające tym, którzy konia mylą z koniakiem, a rum – z rumakiem. Wszystkich, którzy chcieliby nieco więcej adrenaliny, polecamy siodło. przejażdżkę. – Polubiłyśmy się od razu, choć pełne „okiełznanie” klaczy wymaga setek godzin jazdy – dodaje Monika. – Pewne ćwiczenia będzie można wykonywać już po kilku dniach, ale może się okazać, że dopiero po roku będziesz umiał wykorzystać instynkt konia, będąc dla niego przewodnikiem i nauczycielem. Czy, w zasadzie, będziecie uczyć się siebie wzajemnie – śmieje się miłośniczka jazdy konnej. Potwierdza to instruktorka z KJK „Mustang”: – Jazda konna jest dla osób, lubiących obcowanie i z naturą, i ze zwierzętami. Nawet osoby, które na początku się boją bardzo dużego zwierzęcia, z biegiem czasu przekonują się do swojego konia i zaczynają czerpać przyjemność z czasu spędzonego na grzbiecie czy w stajni – zauważa Iwona Berżowska. Dodajmy: zwłaszcza w profesjonalnej szkole jazdy, gdzie odpowiednio wyszkolone konie pomagają szybko przełamać strach. Nie tylko po betonie Koń, jaki jest, każdy widzi Prawdziwą „końską” wolność można poczuć zwłaszcza podczas Rada dla tych, którzy nigdy nie jeździli konno, jest nad wyraz jazdy w terenie. – Oprócz dwóch sporych ujeżdżalni dysponuprosta. – Trzeba podjąć decyzję, wygospodarować trochę czasu, jemy dziesięciohektarową łąką, na której bez problemu można zadzwonić i przyjść do nas – zdradza Iwona Berżowska z Klubu wejść w galop, czyli to, co jeźdźcy lubią najbardziej – opowiada szefowa „Mustanga”. – Ale nawet tak duży obszar nie jest w staJazdy Konnej „Mustang” z Woli Justowskiej, czynna zawodniczka. Na początek nie trzeba specjalistycznenie zastąpić swobodnej jazdy terego sprzętu – pełne wyposażenie konia nowej – dodaje Iwona Berżowska. Jazda konna nie tylko znajdzie się w każdej stadninie, tak jak Kiedyś na Woli Justowskiej jej klub działa odstresowująi kask dla jeźdźca, któremu przydadzą się sąsiadował z Akademickim Kluponadto wygodne spodnie i pełne buty bem Jeździeckim oraz Krakowskim co. Jej terapeutyczne na gładkiej podeszwie – najlepiej za kostKlubem Jazdy Konnej; dziś pozowłaściwości zwiękkę. Doświadczeni instruktorzy pomogą stał sam, a i liczba tras znacznie się zacząć przygodę na końskim grzbiecie. zmniejszyła. Chociaż – jak podają szają pewność siebie, dane PTTK – pod jego egidą znajDlaczego warto spróbować? – Jazda konkształtują odpowiena to sport, a sport to zdrowie – tłumaduje się ponad 2 tys. kilometrów czy trenerka z „Mustanga”. Jazda konna konnych szlaków turystycznych dzialność, rozwijają stymuluje niemal wszystkie mięśnie w całej Polsce, to w samym Krakompetencje społeczne człowieka, poprawia ogólną kondycję kowie ciężko wyjechać w teren. – Kiedyś trasa konna była w Lasku i kształtuje prawidłową postawę ciała. Przy okazji poprawia wydolność serca i obniża ciśnienie tętnicze. Wolskim, ale dziś zarosła, bo koni jest mniej, i trudno już tam – Oprócz lepszej kondycji i ładniejszej figury jazda konna wpływa jeździć – opowiada instruktorka. Nieco inny problem dotyczy na sferę psychiczną człowieka, zwłaszcza po ciężkim dniu pracy – końskiego szlaku w kierunku Balic, na którym prywatni właściciele dodaje Iwona Berżowska. – Jeźdźcy często przychodzą do stajni, pogrodzili działki i trzeba kluczyć lub jeździć po ulicach. – Aby pożeby po prostu pobyć z koniem, poczuć jego ciepło, wyczyścić go jeździć po terenie, najlepiej pojechać do ośrodków pod Krakowem czy zabrać na spacer. To pozwala im zapomnieć o stresie i zaznać – dodaje trenerka. Dokąd? chwili relaksu. Ciekawe są okolice Michałowic, rozległy obszar w pobliżu AlwerJazda konna nie tylko działa odstresowująco. Jej terapeutyczne ni czy pustynia Błędowska. Jurajskim Szlakiem Konnym można dojechać z okolic Zabierzowa (Stadnina Koni Huculskich w Niewłaściwości zwiększają pewność siebie (jeśli potrafię zapanować na ogromnym zwierzęciem, to przecież mogę dużo więcej!), lepicach) aż pod Częstochowę. Wiele krótszych i dłuższych – nakształtują odpowiedzialność, rozwijają kompetencje społeczne wet kilkudniowych – szlaków ulokowano w południowej części – współdziałanie w grupie czy poczucie obowiązku. Specjaliwojewództwa małopolskiego (choćby Szlak Babiogórski), jednak ści zalecają jazdę konną, przyjmującą formę hipoterapii, także ze względu na górzysty charakter terenu ich pokonanie może w przypadku zaburzeń emocjonalnych oraz niedostosowania być sporym wyzwaniem. W samym Krakowie, niestety, pozostaje społecznego. Współpraca z koniem pozwala lepiej zrozumieć jazda po ulicach. też własne ciało, co nie tylko odpręża, ale w dłuższej perspektywie – W mieście jest już ponad sto pięćdziesiąt kilometrów tras rowedaje szansę na lepszą współpracę z otoczeniem. rowych. Może pora pomyśleć o jakiejś trasie dla koniarzy? – pyta Iwona Berżowska. Oczywiście retorycznie. fot. KJK „Mustang” Mniej lub bardziej wystawne dorożki, karety, powozy, fiakry, kariolki i inne dyliżanse łączą się z Krakowem już od wieków, przybierając różnego rodzaju formy, kształty i wielkości. Z biegiem czasu zmieniła się tylko ich funkcja – z codziennego, wytwornego lub całkiem prozaicznego środka transportu stała się niecodzienną atrakcją, docenianą zwłaszcza przez zagranicznych turystów. Nic to dziwnego – krótka przejażdżka wokół Rynku to koszt ponad stu złotych, zaś dalsze trasy – na Wawel czy Kazimierz – mogą nadwerężyć portfel jeszcze bardziej. Dorożki – na mocy miejskiego zarządzenia – można zastać obok bazyliki Mariackiej lub też na północnej pierzei Rynku, nazywanej historycznie linią A–B. W latach 1882–1901 przez Rynek przebiegała pierwsza w Krakowie linia tramwaju konnego, więc tradycja ta jest jak najbardziej uzasadniona. Choć dziś coraz częściej Zrozumieć konia – Koń jest często dużo bardziej rozumny niż człowiek – opowiada Monika, szefowa działu HR w jednej z krakowskich korporacji. Jazdę konną uprawia od 15 lat, dlatego przeszła wszystkie etapy – od lonży z instruktorem po samotne wypady w pagórkowaty, dziki teren. W podkrakowskiej stadninie trzyma swoją klacz, którą odwiedza co drugi–trzeci dzień. Zwykle kończy się na jeździe po padoku, choć raz na jakiś czas stara się zabrać konia na dłuższą Piotr Banasik wokół stołu 21 fot. Michał Ziębowicz Wrzesień 2016 SABABA znaczy WSPANIALE To miejsce tętni zupełnie innym rytmem niż reszta Kazimierza. W głośnikach Bliski Wschód miesza się z funkiem, a przy barze można dostać zapadające w pamięć koktajle. Po bruku pobliskiej Szerokiej spacerują amerykańskie i izraelskie wycieczki, Miodową tną bzyczące meleksy. Nieważne czy wejdziesz przez malowniczy ogródek Hamsy od Miodowej, czy wybierzesz chłodną bramę od Szerokiej, wylądujesz w innym świecie. Kilka drewnianych schodów i wkraczasz do miejsca, gdzie masz poczuć się po prostu wspaniale. Sababa to hebrajskie słowo o samych pozytywnych konotacjach. Pojawia się na ustach Izraelczyków, gdy chcą podkreślić, że coś im się podoba. Krakowska Sababa chce wypełnić to słowo nowymi znaczeniami. – Przede wszystkim jesteśmy koktajl klubem – uściśla Marcin „Makiato” Wójciak, manager klubu. – Przekraczasz nasze drzwi, by dobrze się bawić. Wnętrze Sababy to cztery odrębne światy. Od wychodzącego na ulicę Szeroką kameralnego pomieszczenia przywodzącego na myśl wnętrza klubu dżentelmeńskiego, w którym stoją wygodne fotele obite połyskliwym pluszem, po okazałą salę z DJ-ką i siedmiometrowym surowym barem, za którym wiszą wytrawiane kwasem lustra. Rozejrzyjcie się uważnie, bo nastrój Sababy budują pieczołowicie dobrane detale: niecodzienne lampy z kłębów miedzianego drutu, czy ażurowe „arrasy” nawiązujące do motywów bliskowschodnich dywanów czy mozaik. Zarówno zawartość szkła, jak i wypełniające Sababę dźwięki są mieszaniną inspiracji Bliskim Wschodem i kulturą klubową Zachodu. – Łączymy house, disco, funk i brzmienia Lewantu. Czasem przychodzą do nas osoby, które przyciągnęła właśnie usłyszana przez okno muzyka – uśmiecha się Marcin. W piątki i soboty o muzyczny charakter klubu dbają DJ-e, których dobiera Wojtek Kwiatkowski. Za to, co dzieje się za barem, odpowiada Makiato, barman, a przy okazji ważna postać krakowskiego środowiska kawowego. Obok niego koktajle przygotowuje trzech barmanów. Każdy z nich ma inny styl i doświadczenie. Podglądanie ich w trakcie pracy jest fascynujące. Podobnie jak i same koktajle. – Z jednej strony sięgamy po smaki Bliskiego Wschodu, używane tam przyprawy, owoce. Mamy więc koktajl deserowy na tahini, kardamonowy sour, hibiskus i figi na tequili – opowiada Makiato. – Z drugiej – pokazujemy nasze interpretacje koktajlowej klasyki; stąd na przykład French 75 z syropem z białego grapefruita. Nie zapominamy jednak, gdzie się znajdujemy i pewne produkty przygotowujemy sami, na bazie lokalnych i sezonowych składników: właśnie skończyliśmy konfiturę z jeżyn. Regularnie odwiedzamy Stary Kleparz i Targ Pietruszkowy. Szukamy tam nowych smaków – mówi Marcin i dodaje, że pomysły czerpie także z warsztatów, które odwiedza, na przykład z tych poświęconych chwastom jadalnym. – Czekam na wiosnę, żeby zrobić własny syrop z forsycji – zapala się. Do Sababy trafiają też ciekawe, znalezione przez Marcina alkohole. – Używamy na przykład wspaniałych araków ze Sri Lanki, można się też u nas napić destylatów zbożowych – wymienia. – Będziemy też zapraszać do nas barma11 września nów z innych miast, by prowadzili warsztaty a także gościli u nas na zmianach barmańskich – ujawnia tylko fragment planów Sababy Makiato. Bo jedno jest pewne – to miejsce W niedzielę 11 września po raz trzeci odbędzie jeszcze nieźle namiesza. I to nie się Małe Najedzeni Fest! Po ziemniaki! tylko w kieliszku. Z dotychczasowej frekwencji wnioskujemy, że wszyscy kochamy ziemniaki lub, jak kto woli, Magda Wójcik kartofle i pyry – mówią organizatorki. I tym razem wystawcy udowodnią, że ziemniaki to nie rozgotowane purée do kotleta, lecz warzywo godne królów. Spróbujemy ziemniaków na słodko i słono, w klasycznych polskich przepisach i na modłę meksykańską. Zjemy frytki, sałatki z ziemniaka, moskole, curry, pierogi biłgorajskie, kartoflankę, zapiekankę z pstrągiem, czerninę, ziemniaki z gęsią okrasą. Wśród wystawców pojawią się m.in. Gęś w dymie, Pstrąg Ojcowski, Hummus Amamamusi, Pies Pianista, Krakowski Kumpir, Curry up, Umami Jedzenie Performatywne, Mazaya falafel, Calavera Mexican Grill, Red Beef Burger, Zaczyn, Słodkie Vege, Słodki Warsztat, Sekret Smaku, Makiato, Dolium Vini, Trzech Kumpli - Browar Lotny, cydry rzemieślnicze Smykan. Małe NF! odbędzie się na placu targowym Stary Kleparz, 11 września od godz. 11 do 17. 100 sposobów na ziemniaka 17 września Kurs kuchni włoskiej W sobotę 17 września rusza cykl warsztatów kulinarnych poświęconych kuchni włoskiej, które poprowadzi Krakowski Makaroniarz. Kurs potrwa cały rok, a zajęcia będą się odbywały raz w miesiącu. Będzie można zapisać się zarówno na całość, jak i na pojedyncze spotkania. – Każdy warsztat będzie zarazem pomysłem na pełny posiłek, od przystawki, po deser – wyjaśnia Bartek Kieżun, czyli Krakowski Makaroniarz. – Nie będziemy dzielić naszych zajęć na regiony Włoch czy poszczególne składniki, ale podążymy raczej kluczem tego, co aktualnie jest dostępne na naszych placach targowych – dodaje. Nie obędzie się bez włoskiej klasyki i najbardziej sztandarowych elementów kuchni Półwyspu Apenińskiego. – Na pierwszych zajęciach nauczę m.in. jak zrobić wspaniałe sycylijskie cannoli – zapowiada Kieżun. Warsztaty będą odbywać się w przestronnych pomieszczeniach Food&People przy ul. Grzegórzeckiej na pięciu w pełni wyposażonych stacjach. Liczba miejsc ograniczona. Informacji o warsztatach szukajcie na facebookowym profilu Krakowskiego Makaroniarza i na najedzenifest.pl. siedem uciech głównych Kings of Leon kings of leon, mat. pras. / fot. Dan Winters Grają razem od 16 lat, znają się od zawsze. Trzech braci Followill i ich kuzyn, czyli Kings of Leon, wystąpią w czwartek, 8 września, w Tauron Arenie. Ich debiutancki album „Youth and Young Manhood”, wydany w 2003 roku, stał się natychmiast sensacją na Wyspach Brytyjskich i został uznany przez magazyn NME za jeden z najlepszych albumów minionej dekady. Kolejne lata to pasmo sukcesów. Zespół był headlinerem wielu festiwali: Glastonbury, Coachelli, Lollapaloozy, Rock Am Ring i Rock Im Park oraz Roskilde. Album „Only By The Night” wielokrotnie pokrył się platyną, bijąc rekordy popularności: sprzedano ponad 6,5 miliona egzemplarzy, a wydawnictwo nagrodzono czterema nagrodami Grammy. Kings of Leon wystąpili również dwukrotnie na Open’erze. Oba koncerty są uważane przez samych muzyków za jedne z najlepszych w ich dotychczasowej karierze. Mamy nadzieję, że wrześniowy koncert też takim będzie. Festiwal Filmowy Kino Dzieci odwiedzi blisko 30 miast. W Krakowie zagości w Kinie Pod Baranami 17 września, 1–8 października Sacrum Profanum 17–15 września Dzieci do kin! Do Francji, Japonii, i nawet na księżyc. Między 17 a 25 września trzecia edycja Festiwalu Filmowego Kino Dzieci zabierze najmłodszych w filmową podróż. Milusińscy będą mogli wybrać się na wyprawę w świat kina francuskiego. Na ekranie pojawią się krótkie metraże ze studia Folimage, takie jak „Leon i cztery pory roku” czy „Obraz” w reżyserii Jeana-François Laguionie. Do Japonii zabiorą filmy ze Studia Ghibli, tego samego, w którym powstały „Mój sąsiad Totoro”, czy „Spirited Away: w krainie bogów”. W programie Kina Dzieci znalazła się również premiera pięciu odcinków „Kacperiady” – serialu na podstawie opowiadań dla łobuzów autorstwa Grzegorza Kasdepke. Krakowska publiczność (festiwal odbywa się w prawie 30 miastach) powinna udać się do Kina Pod Baranami. kinodzieci.pl 14. edycja Sacrum Profanum to nie tylko cykl intrygujących koncertów, ale także szereg wydarzeń towarzyszących – panele dyskusyjne, wystawy i spotkania z artystami – zapowiada nadchodzący festiwal Izabela Helbin, dyrektor Krakowskiego Biura Festiwalowego. Program tegorocznego festiwalu jest więcej niż bogaty. Przez osiem dni odbędzie się dziewięć koncertów, w tym dwie opery. Niezmierzona różnorodność muzyki współczesnej rozegrana fot. materiały prasowe 8 września www.whatsupmagazine.pl zostanie także na wystawie w Bunkrze Sztuki (17 września – 11 grudnia). Wystawa „Rondo znaczy koło” zaprezentuje twórczość Anny Zaradny – kompozytorki i artystki sztuk wizualnych, i niejako zapowie nadchodzący festiwal. A ten toczyć się będzie wokół takich nazwisk jak: Karlheinz Stockausen, Luciano Berio, Pierre Boulez. Usłyszymy również kompozycje Mai Ratkje, Agaty Zubel, Witolda Szalonka, Reinholda Friedla, Zbigniewa Karkowskiego i Kaspera T. Toeplitza oraz utwory Johna Zorna z lat 1991–2013, które wykonają Arditti Quartet i pianista Stephen Drury. Ucieszą się też miłośnicy Mike’a Pattona – usłyszeć go będzie można dwukrotnie. Najmłodsi zostaną zaczarowani podczas Korall Koral – opery przygotowanej dla słuchaczy do trzeciego roku życia (na zdjęciu obok). sacrumprofanum.pl Korall Koral opera dziecięca skomponowana przez Maję Ratkje, która znana jest z eksplorowania nowych możliwości głosu fot. materiały prasowe 22 wokół stołu Wrzesień 2016 23 Weekendy we wrześniu Europejskie Dni Dziedzictwa Europejskie Dni Dziedzictwa to jedno z największych cyklicznych wydarzeń ukazujących i promujących bogactwo kulturowe Europy. W Małopolsce będzie można z tej okazji wziąć udział w szeregu bezpłatnych wydarzeń. We wrześniowe weekendy zwiedzimy bezpłatnie wystawy w Muzeum Lotnictwa Polskiego (10–11.09), Cricotece i Forcie Krzesławice (17– –18.09), Muzeum Politechniki Krakowskiej (17.09) czy Muzeum Armii Krajowej (18.09). W niedziele 11 i 18 września udostępniony będzie do zwiedzania gotycki drewniany kościół św. Bartłomieja w Mogile. W Tyńcu będzie można zejść do romańskiej krypty pod kościołem, zwiedzić klasztor z przewodnikiem, a także uczestniczyć w liturgii godzin oraz mszy z chorałem gregoriańskim (10–11, 17–18 września). Z kolei w ramach XV Podgórskich Dni Otwartych Drzwi (23–25 września) zajrzymy do wielu na co dzień niedostępnych miejsc, takich jak forty, kościelne wieże, pracownie rzemieślnicze czy zapomniane obiekty przemysłowe (www.podgorze.pl). Obfity program EDD, który obejmuje całe województwo, można znaleźć na www.edd.nid.pl. Nowy sezon w Kinie Pod Baranami Witkacy Po zobaczeniu 142 filmów w ramach Letniego Taniego Kinobrania – które trwało w Kinie Pod Baranami przez całe wakacje – jesteśmy już gotowi na jesień i wysyp kinowych nowości. Rozpoczyna się czas wielu premier, pojawią się filmy, na które od dawna czekamy. Nowy sezon w Kinie Pod Baranami rusza z kopyta już 2 września, kiedy to na ekrany wejdzie kilka ważnych produkcji: „Julieta” Pedro Almodóvara (prosto z Cannes); „Fuocoammare. Ogień na morzu” (laureat głównej nagrody na tegorocznym Berlinale); film biograficzny „Miles Davis i ja” oraz „Destrukcja” (Demolition), nowy film Jean-Marca Vallée (autora” Dallas Buyers Club” i „Dzikiej drogi”) z udziałem Jake’a Gyllenhaala. 30 września na ekrany wejdzie długo oczekiwana „Ostatnia rodzina”, czyli film o rodzinie Beksińskich, z nagrodzonym za rolę męską na festiwalu wysoki, przystojny, z błyskiem w oku. Artysta. Nie był monogamistą, nie był wierny, nie obiecywał miłości po grobową deskę. Nie rozumiał słowa „zdrada” 30 września Małopolska Noc Naukowców fot. materiały prasowe w Locarno Andrzejem Sewerynem oraz Dawidem Ogrodnikiem. Nie można też przegapić znakomitego filmu Pawła Łozińskiego „Nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham” (23 września) – nagrodzony na Krakowskim Festiwalu Filmowym dokument nie pozostawi nikogo obojętnym. Do zobaczenia w kinie!  fot. zbiory własne witkacologa Stefana Okołowicza Poleca Marynia Gierat Po raz dziesiąty w trakcie Małopolskiej Nocy Naukowców będzie można zajrzeć w zazwyczaj niedostępne zakamarki uczelni, laboratoriów i innych instytucji naukowych. Jak wygląda mózg podczas pracy? Jak przebiega badanie właściwości materiałów? Jak działa Snapchat i dlaczego zdjęcia tak naprawdę nie znikają? Dzieci (oraz, oczywiście, dorośli), lubiące naukowe ciekawostki i zastanawiające się, jak funkcjonują różne elementy rzeczywistości, na pewno znajdą coś dla siebie w obfitym (1400 wydarzeń) programie Małopolskiej Nocy Naukowców, która rozegra się 30 września w Krakowie, Tarnowie, Nowym Sączu, Niepołomicach, Skawinie oraz Andrychowie. Udział w wydarzeniu jest bezpłatny. Szczegółowy program i zasady rezerwacji można znaleźć na www.nocnaukowcow.malopolska.pl. Książka na wrzesień „Kobiety Witkacego. Metafizyczny harem” Biografowie doliczyli się ich blisko 80. Dla Witkacego romanse były niemal jak tlen. Wciąż przy tym kochał swoją żonę i cierpiał, gdy „zawieszała” ich związek. „Różnie się między małżonkami układało, wypracowali już jednak model, zdaniem Witkacego, idealny. Przyjaźń, tolerancja, wzajemne wsparcie. On niemal oficjalnie kogoś ma, ona dyskretnie kogoś miewa. Mimo to nie wyobrażają sobie życia bez siebie” – pisze w „Kobietach Witkacego” Małgorzata Czyńska. Książka ukazała się właśnie w wydawnictwie Znak. Witkacego nazywano Don Juanem z Krupówek, który „sieci zapuszczał szeroko: zaganiał aktorki, panny z ambicjami i doktorowe na wakacjach”. Do żony Jadwigi, zwanej Niną, pisał przy tym: „Ty jednak jesteś jedyna i na to nie ma rady. Wszystkie baby możliwe są niczym wobec Ciebie”. Nina przebywa w Warszawie, Stanisław Ignacy w Za- kopanem. Zachowało się 1278 listów, kart i telegramów, które do niej wysłał. Korespondencja jest z jednej strony ekshibicjonistycznie szczera, a z drugiej pełna wykrętów i pustych deklaracji. Ocalona przez Ninę, staje się złotą nicią wplecioną w materię opowieści Czyńskiej. Przyglądamy się relacjom Witkacego z kobietami – od matki, przez narzeczoną, która popełnia samobójstwo, żonę żyjącą kilkaset kilometrów dalej, liczne kochanki (Ninę zaczyna zdradzać w trzy miesiące po ślubie), po tę ostatnią, którą chciał adoptować i z którą postanowił popełnić samobójstwo na wieść o wkroczeniu Armii Czerwonej na wschodnie ziemie Polski (Czesia przeżyła). „Sprawy sercowe Stanisława Ignacego Witkiewicza nieraz przedstawiają się jak spektakle teatralne. Zresztą robienie z życia teatru to jego specjalność, uwielbia podkręcać i inscenizować nawet zwyczajne sytuacje, rozgrywać ludzi między sobą” – pisze Czyńska, dzięki której na chwilę zostajemy widzami tego spektaklu. reklama