MOJA I KOMUNIA ŚWIĘTA MOJA I KOMUNIA ŚWIĘTA

Transkrypt

MOJA I KOMUNIA ŚWIĘTA MOJA I KOMUNIA ŚWIĘTA
MOJA I KOMUNIA ŚWIĘTA
Rozpoczął się rok szkolny 2006/2007.
Chodziłem wtedy do II klasy. Na religii siostra
zakonna powiedziała nam:
- Dzieci, od października będziecie chodzić
do kościoła na spotkania przedkomunijne.
Od tego czasu w kaŜdą niedzielę
wszyscy z klas II spotykali się w kościele. Ksiądz
opowiadał tam o Panu Jezusie i o komunii.
Wiosną poszedłem z mamą do sklepu kupić mój
pierwszy garnitur. Po namyśle wybraliśmy
kolor ,,kawa z mlekiem’’. Do komunii pozostał
jeszcze miesiąc, ale ja ciągle o niej myślałem.
W końcu nastał ten dzień. Zjadłem
śniadanie i ubrałem się. W kościele mieliśmy się
zebrać o godzinie 10.00. Wyszliśmy z domu, a po drodze
spotkaliśmy moją Chrzestną i Babcię. Pod kościołem było
juŜ duŜo dzieci ze swoimi bliskimi. Ustawiłem się
w jednym z dwóch rzędów: w pierwszym stali chłopcy,
a w drugim dziewczyny. Po chwili wyszła siostra zakonna
i powiedziała:
-Proszę o uwagę, dzieci będą wchodzić do kościoła
pierwsze, a dorośli za nimi.
KaŜdy z nas miał juŜ wcześniej wyznaczone miejsce, które
było przyozdobione wstąŜką. Kiedy wszyscy juŜ weszli, do
ołtarza podszedł ksiądz i ministranci, przeŜegnali się
i usiedli, a ksiądz powitał nas. Msza pierwszokomunijna
miała uroczysty charakter. Dzieci recytowały wiersze,
śpiewały piosenki. Był tam teŜ fotograf i kamerzysta, który
filmował całą tę ceremonię. Wszystko to bardzo mi się
podobało i nie mogłem się doczekać momentu,
kiedy dostanę do ust opłatek. W końcu nadszedł
ksiądz, a my ustawiliśmy się w rzędach. Przyszła
kolej na mnie. Ksiądz powiedział mi:
- Ciało Chrystusa.
I wyciągnął do mnie rękę z opłatkiem,
a ja odpowiedziałem:
- Amen - i wziąłem go do ust.
Był to cudowny moment radości. Wróciliśmy
na miejsca i niedługo potem wyszliśmy z kościoła.
Po zakończeniu mszy św. spotkałem
wujka, który przedtem był w tłumie. Wsiedliśmy
do samochodu i pojechaliśmy do fotografa, który
robił nam zdjęcia. Potem udaliśmy się
na przyjęcie do restauracji. Gdy dojechaliśmy na miejsce,
wszyscy zaczęli składać mnie i mojej siostrze Ŝyczenia:
-śyczę ci duŜo zdrowia, szczęścia, radości i wszystkiego
najlepszego - mówił Chrzestny.
-Dziękuję wujku – odpowiedziałem.
Po złoŜeniu Ŝyczeń i daniu prezentów wszyscy usiedli
i zaczęli jeść. Na stole były przeróŜne potrawy, takie jak:
devolay, schab z ananasem, ziemniaki z koperkiem, frytki,
bukiet surówek, lody, ciasta i inne. Po zjedzeniu
zaczęliśmy się Ŝegnać i rozjeŜdŜać do domów.
Ten dzień był najpiękniejszym dniem w moim
Ŝyciu, zawsze będę o nim pamiętał.
Od dnia moich narodzin mówiono, Ŝe będę
„iskierką szczęścia” całej rodziny. Lekarze zaplanowali
moje narodziny na 20 grudnia 1997r. Kiedy nadszedł
upragniony przez rodzinę grudzień, mama uświadomiła
sobie, Ŝe pewnie na Święta BoŜego Narodzenia będziemy
musiały zostać w szpitalu. Od tamtej pory mama ciągle
myślała o tym, by urodzić mnie wcześniej, aby ten
szczególny czas spędzić w gronie powiększonej juŜ
rodzinki.
Nadszedł 5 grudnia 1997r. Moją mamę nagle
łapią skurcze!
- Ojejku! Ja rodzę! - okrzyk mamy był oczywisty.
- Prędko! Doktorze! - krzyczały pielęgniarki.
PoniewaŜ była to ciąŜa z problemami, mama dwa
tygodnie przed porodem leŜała juŜ w szpitalu. Lekarz
próbował
ją
uspokajać,
jednak
bezskutecznie.
Do szpitala przyjechał tata z dziadkiem. Jednak nie
wpuszczono
ich
na
salę.
Niecierpliwie
czekali
na korytarzu.
- Ile moŜe to trwać ?! - ciągle wypytywała mama.
- Do godziny dwunastej powinno się udać - mówił
doktor.
Nie pomylił się. O 1130 przyszłam na świat. Szybko
zabrano mnie na specjalny oddział dla wcześniaków.
Gdy niesiono mnie korytarzem, tata i dziadek poderwali
się z krzeseł i jednocześnie ruszyli w kierunku drzwi
na korytarz. Razem zablokowali się w drzwiach tak,
Ŝe Ŝaden z nich nie zdąŜył mnie zobaczyć. Po pewnym
czasie mama przyszła do inkubatora - urządzenia,
w którym musiałam leŜeć - i patrząc na mnie poczuła się
najszczęśliwszą osobą na świecie. Następnego dnia
rodzice w szpitalu rozpoczęli losowanie imion dla mnie.
Do wyboru były trzy imiona: RóŜa, Wiktoria i Kornelia.
Jako pierwsze wylosowane zostało Wiktoria, a jako
drugie RóŜa. Od tamtego dnia byłam Wiktorią RóŜą
Twardowską.
Moja mama mówi, Ŝe w dzieciństwie byłam
zawsze radosna, uśmiechnięta i prawie nigdy nie
płakałam. Teraz staram się być taka jak kiedyś, ale nie
zawsze mi się to udaje…
I chociaŜ jestem „gadułką”, to cała rodzina jest
ze mnie dumna i szczęśliwa, Ŝe jestem z nimi.
A wracając do mojego imienia, mama wyjaśniła,
Ŝe rodzice
nazwali
mnie
Wiktorią
(co
oznacza
zwycięstwo) dla upamiętnienia zwycięstwa, jakim było
moje przyjście na świat, mimo wielu przeszkód
i problemów podczas ciąŜy.
Piotr Wenda, kl.Va
Wiktoria Twardowska, kl.VIb