Nr 51 (97) - Opactwo Benedyktynów w Tyńcu

Transkrypt

Nr 51 (97) - Opactwo Benedyktynów w Tyńcu
Nr 51 (97)
Tyniec-Olsztyn
marzec 2015
To, co uczynisz, by zemścić się na bracie, który cię skrzywdził, stanie się
przeszkodą, jaką napotkasz w czasie modlitwy.
Modlitwa wyrasta z łagodności i braku gniewu. Modlitwa jest owocem radości i dziękczynienia. Modlitwa to osłona przed smutkiem i zniechęceniem.
Idź, sprzedaj co masz, pieniądze rozdaj ubogim (Mt 19,21), weź swój krzyż i zaprzyj
się samego siebie (Mk 10,21), abyś mógł się modlić bez rozproszeń.
Jeśli chcesz modlić się jak należy, w każdej chwili wyrzekaj się samego siebie,
a gdy musisz znosić liczne utrapienia, przyjmij je dla dobra modlitwy. Trud,
który przyjąłeś we właściwy sposób, okaże się pożyteczny w czasie modlitwy.
Jeśli pragniesz modlić się, jak należy, nie zasmucaj nikogo. W przeciwnym
razie, na próżno się trudzisz.
Zostaw swój dar przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim
(Mt 5,24), i wtedy przyjdź, a będziesz się modlić bez zamętu. Niewłaściwy
stosunek do braci zaślepia rozum modlącego się i zaciemnia jego modlitwy.
Ci, którzy gromadzą w sobie urazy i smutki, i chcą się modlić, podobni są do
czerpiących wodę po to, by wlać ją do dziurawego dzbana.
(Filokalia, Ewagriusz z Pontu)
Duchu Święty, który mieszkasz we mnie,
Ty znasz moją słabość!
Pomóż mi wierzyć, ufać Bogu i kochać Go.
Mówisz do mnie: „Bądź przybranym dzieckiem Ojca,
bratem twego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa,
który modli się, abyś był bogaty w wiarę i nadzieję,
bogaty w miłosierdzie”.
Uświęć mnie, Duchu Święty,
bym głosił Ewangelię moim braciom,
bym odpowiedział na łaskę, którą mi dajesz,
w oczekiwaniu na Królestwo pokoju i radości!
Duchu Jezusa Chrystusa, naucz mnie modlić się
jak przybrane dziecko, które woła: „Abba, Ojcze!”
–2–
Duchowość monastyczna
Po wybraniu tej książki, jako lektury podczas obiadu drukujemy kolejny fragment książki o. Włodzimierza Zatorskiego OSB „Milczeć aby Usłyszeć” wydanej przez Wydawnictwo TYNIEC w serii: „Z Tradycja Mniszej”.
Sztuka słuchania
Szkoła słuchania
Zasadniczo duchowość benedyktyńska oparta jest na sztuce słuchania. Słowo „słuchaj” jest pierwszym słowem tekstu Reguły i jest jednocześnie kluczem do jej zrozumienia. Warto jednak sobie uświadomić, że Prolog Reguły
św. Benedykta jest oparty na starożytnej (prawdopodobnie z II wieku) nauce
mistagogicznej, czyli nauce wygłaszanej dla nowo ochrzczonych, wprowadzającej ich w tajemnice życia chrześcijańskiego. Pierwotnie zatem odnosił
się on do wszystkich ochrzczonych. Życie monastyczne według św. Benedykta jest wysiłkiem bardzo konkretnego przeżywania prawd Ewangelii
w codzienności. Czytając Prolog, uświadamiamy sobie, jak daleko odeszliśmy od chrześcijańskich tajemnic przeżywanych na co dzień.
Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń [ku nim] ucho swego serca. Napomnienia
łaskawego ojca przyjmuj chętnie i wypełniaj skutecznie, abyś przez trud posłuszeństwa powrócił do Tego, od którego odszedłeś przez gnuśność nieposłuszeństwa (RegBen Prol 1n).
„Słuchaj”, pierwsze słowo Reguły niesie w sobie ogromną treść. W pierwszym słowie naszkicowany jest cały program Reguły. Przede wszystkim mówi
ono o postawie, której istotą jest wsłuchanie się w mądrość pochodzącą od
mistrza. Jest ona głęboko zakorzeniona w chrześcijaństwie i tradycji Biblijnej.
Człowiek i świat stworzony został przez Boga Jego słowem. O tej fundamentalnej wręcz metafizycznej prawdzie o świecie i człowieku często zapominamy. Stworzeni przez słowo sami w istocie jesteśmy o d p o w i e d z i ą .
Ta głęboka prawda metafizyczna ma bardzo konkretne konsekwencje w życiu duchowym. Wynika z niej między innymi bardzo ogólna zasada, o której
już wspomnieliśmy, że to, co jest autentycznie dobre w nas, wszelka pozytywna przemiana, dokonuje się tylko jako odpowiedź na Boże wezwanie.
–3–
Jeżeli jesteśmy odpowiedzią na przychodzące do nas słowo Boga, to najważniejsze w naszej postawie jest słuchanie Bożego wezwania i prawdziwe odpowiadanie. Wtedy naprawdę stajemy się tymi, którymi jesteśmy, bo dokonuje się w nas to, do czego Boże słowo nas wzywa. Właściwie całe nasze
życie jest czasem danym nam na to, byśmy usłyszeli słowo Boże i na nie
odpowiedzieli. Prawdą jest, że urodziliśmy się na tym świecie i żyjemy na
nim i nasze życie kończy się śmiercią. W doczesnym wymiarze życie kończy
się klęską, gdyż zawsze przegrywa ono ze śmiercią. Tak jest w perspektywie
ziemskiej, ale w chrześcijańskiej perspektywie moment śmierci nakłada się
na chwilę nowego narodzenia do życia prawdziwego, które już nie podlega
śmierci.
Przedziwna jest tajemnica rodzenia się człowieka. Posiada ono dwa etapy:
pierwsze narodzenie do tego życia i drugie, które związane jest z nowym
stworzeniem osiąganym po śmierci. O ile nikt nas nie pytał, czy chcemy się
urodzić na tym świecie, gdyż nas nie było i nie było kogo pytać, o tyle teraz
jesteśmy nieustannie pytani przez Boga o to, czy chcemy żyć w pełni. Dopiero wtedy, kiedy usłyszymy to pytanie i odpowiemy na nie pozytywnie,
dokona się w nas nowe stworzenie, dopiero wtedy zaczniemy w pełni żyć.
Ta perspektywa uświadamia nam, że możemy się prawdziwie realizować jedynie jako odpowiedź na Boże wezwanie. Dlatego pierwszym i najistotniejszym naszym zadaniem jest u s ł y s z e n i e B o ż e g o s ł o w a d o n a s
skierowanego.
Pan Jezus wielokrotnie wskazuje na taką potrzebę. Obrazowo mówi o tym
przypowieść o siewcy:
Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedne [ziarna] padły na drogę, nadleciały
ptaki i wydziobały je. Inne padły na grunt skalisty, gdzie niewiele miały ziemi;
i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie,
a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne wreszcie padły na ziemię żyzną i plon
wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny.
Kto ma uszy, niechaj słucha! (Mt 13,3–9).
Według komentarza Pana Jezusa (zob. Mt 13,19–23) ziarnem jest słowo Boże.
Ziarnem, które upadło na drogę, jest słowo, które nie zostało usłyszane
i przyjęte, i dlatego zostało porwane przez ptaki. Ziarnem, które wpadło
między skały, gdzie zaczęło kiełkować, ale ze względu na brak gleby uschło,
–4–
jest słowo, które zostało usłyszane bardzo płytko i dlatego nie miało szans
się zakorzenić. Inne wpadło między ciernie, które są obrazem słowa zrozumianego, przyjętego, ale jednocześnie zagłuszonego przez doczesne troski.
Zbytnie zatroskanie nie pozwoliło słowu się zakorzenić i wzrosnąć. Dopiero kiedy ziarno pada na dobrą glebę, w której może się zakorzenić, przynosi
plon. Przy czym plon ten jest dla ludzi słuchających przypowieści niewyobrażalnie wielki.
Przypowieść przypomina nam o potrzebie usłyszenia słowa i głębokiego
przyjęcia go. Trzeba umieć słuchać i rozumieć, i nie dać się zagłuszyć troskom tego świata. Trzeba umieć przyjąć słowo takie, jakie jest. Wtedy jedynie możemy zrobić coś, co nas prawdziwie zakorzeni w prawdzie i życiu.
Pierwsze zdanie Prologu: Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń [ku nim] ucho swego
serca, jest wezwaniem, które należy odczytać w kontekście tego, co nam o słuchaniu mistrza mówi Ewangelia. Czytamy w niej:
A wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel,
a wy wszyscy jesteście braćmi (...) Nie chciejcie również, żeby was nazywano
mistrzami, bo j e d e n j e s t t y l k o w a s z M i s t r z , C h r y s t u s
(Mt 23,8.10).
Słuchanie odnosi się do jedynego Mistrza, którym jest Chrystus. Jednak
dzisiaj, kiedy nie chodzi On między nami tak, jak to miało miejsce 2000 lat
temu, samo słuchanie staje się sztuką, wymaga ono bowiem dobrego rozeznania wszystkiego, co do nas przychodzi. Nie musimy się jednak martwić
tym, że nie spotykamy Jezusa Chrystusa jako żyjącego człowieka. On sam
powiedział w Ewangelii:
Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Paraklet nie przyjdzie do was... Duch Prawdy, doprowadzi was do całej Prawdy (J 16,7.13).
Dalej Pan Jezus powiedział, że Duch Święty nie będzie nic mówił od siebie,
nie będzie nauczał czegoś nowego, tylko przypomni to, co od Niego usłyszał. Dzięki Duchowi Prawdy słowo Chrystusa uzyskuje moc dotarcia do
naszego serca, potrafimy je zrozumieć i w pełni przyjąć.
Pan Jezus spotykał się z różnymi ludźmi. Przeciwnicy, którzy nie przyjmowali Jego nauki i na końcu skazali Go na śmierć, są obrazem ziarna, które
spadło na drogę. Oni odrzucili słowo i dlatego nie są dla naszych rozważań
ciekawi. Byli jednak i tacy, którzy słuchali i uwierzyli Mu póki Pan Jezus żył.
–5–
Usłyszane słowo jednak ich nie przemieniło, bo w sytuacji kryzysu: uwięzienia, męki i śmierci Jezusa wszyscy się załamali i rozpierzchli. Dopiero po
Zmartwychwstaniu i przyjściu Ducha Świętego dokonała się przemiana w ich
sercach. Podobnie jest z nami, naszym nauczycielem jest Duch Święty.
Wspominaliśmy już wcześniej o „wewnętrznym nauczycielu” u św. Augustyna, którym dla niego jest Chrystus, wieczny Logos. On podpowiada nam, co
jest prawdą. Taka, według Pana Jezusa, jest rola Ducha Świętego, Ducha
Prawdy, który ma nas doprowadzać do całej prawdy. Dzieje się to dzięki temu, że nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam
rzeczy przyszłe (zob. J 16,13).
W każdym z nas mieszka Duch Święty, który przemawia wewnętrznie. Każdy
może ten głos w sobie rozpoznać i za nim pójść. Chrystus przez Ducha trafia
do nas w rozmaity sposób. Zwykle jednak za pośrednictwem ludzi. W drugim rozdziale Reguły czytamy, że „wiara widzi w opacie w klasztorze zastępcę
Chrystusa” (RegBen 2,2). Chrystus przemawia do nas jednak i przez inne
osoby, czasem nawet przez najmniejszego i ostatniego z braci oraz przez gości. Postawa słuchania zawiera w sobie czujność, swoiste wyczulenie na głos
Mistrza. Pod koniec Reguły św. Benedykt powie o ogromnej wartości posłuszeństwa, które należy okazywać nie tylko opatowi, ale i sobie nawzajem
(por. RegBen 71,1), czyli o wsłuchaniu się w słowa drugiego człowieka z pragnieniem spełniania nie swojej woli, lecz woli drugiego (zob. RegBen 5,12).
Nie uciekamy w ten sposób od własnej wolności i odpowiedzialności. Byłoby
to niezgodne z Bożym zamysłem, abyśmy byli sobą, byśmy byli wolni i świadomi własnych czynów. Posłuszeństwo słowom drugiego człowieka jest ćwiczeniem w dystansowaniu się do własnych chęci, aby stać się prawdziwie
wolnym. Ale oznacza to jednocześnie, że nie możemy wypełniać zachcianek
innych ludzi. Posłuszeństwo ma sens, jeśli służy odkrywaniu woli jedynego
Mistrza.
Nie potrzebne byłyby także klasztory pomyślane jako szkoły służby Pańskiej,
jak je widzi w Prologu św. Benedykt. „Słuchanie” powinno być stałą postawą
chrześcijanina, w szczególności mnicha od początku, aż do śmierci. Mnich
zawsze pozostaje uczniem Mistrza, którego słów słucha.
Br. Włodzimierz
–6–
Lectio divina
KTO NIE GRZESZY MOWĄ, JEST MĘŻEM DOSKONAŁYM
3 1 Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, że
tym bardziej surowy czeka nas sąd. 2 Wszyscy bowiem często upadamy. Jeśli kto
nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także
całe ciało. 3 Jeżeli przeto wkładamy koniom wędzidła do pysków, by nam były
posłuszne, to kierujemy całym ich ciałem. 4 Oto nawet okrętom, choć tak są potężne i tak silnymi wichrami miotane, niepozorny ster nadaje taki kierunek, jaki
odpowiada woli sternika. 5 Tak samo język, mimo że jest małym organem, ma powód do wielkich przechwałek. Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. 6 Tak
i język jest ogniem, sferą nieprawości. Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg
życia. 7 Wszystkie bowiem gatunki zwierząt i ptaków, gadów i stworzeń morskich
można ujarzmić, i rzeczywiście ujarzmiła je natura ludzka. 8 Języka natomiast nikt
z ludzi nie potrafi okiełznać; to zło niepohamowane, pełne zabójczego jadu. 9 Za
jego pomocą wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. 10 Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak
być nie może, bracia moi! 11 Czyż z tej samej szczeliny źródła wytryska woda słodka i gorzka? 12 Czy może, bracia moi, drzewo figowe rodzić oliwki albo winna latorośl figi? Także słone źródło nie może wydać słodkiej wody.
Święty Jakub wypowiada bardzo mocne słowa, ostro i jednoznacznie na temat
grzechów językiem. Jest to niezmiernie ważny tekst, który trzeba dobrze przeczytać. W Polsce najczęściej ludzie grzeszą językiem, a tego w ogóle nie zauważają. Skąd się to bierze?
Istnieje ogromna potrzeba poczucia bycia w porządku. Aby to poczucie posiadać i utrzymywać, porównujemy się z innymi. Bardzo nam pomaga to, że
u nich widzimy braki i złe postępowanie. Na tym tle łatwo nam widzieć siebie
w dobrym świetle. Stąd złe mówienie o innych jest tak dla nas „ważne”. Ponadto wydaje się nam, że siebie znamy, że wiemy, co robimy i dlaczego, że to
co sami robimy, jest w porządku, jest normalne i naturalne, bo przecież mamy
dobre intencje (!). Takie nasze przekonanie zaczyna się chwiać dopiero wtedy,
gdy pojawia się jakieś ograniczenie, gdy istnieje zewnętrzne prawo, które czegoś od nas wymaga. Okazuje się, że to prawo budzi w nas opór, bunt. Ten
mechanizm odsłania bardzo dobrze św. Paweł w 7. rozdziale Listu do Rzymian: Jak długo bowiem wiedliśmy życie cielesne, grzeszne namiętności [wzbudzane] przez
Prawo działały w naszych członkach, by owoc przynosić śmierci (Rz 7,5) i dalej: Nie
wiedziałbym bowiem, co to jest pożądanie, gdyby Prawo nie mówiło: Nie pożądaj! Z przy–7–
kazania tego czerpiąc podnietę, grzech wzbudził we mnie wszelakie pożądanie. Bo gdy
nie ma Prawa, grzech jest w stanie śmierci (Rz 7,7n).
Gdy się pojawia „zagrożenie” polegające na tym, że nasze postępowanie
mogłoby być złe, uruchamia się obronny mechanizm usprawiedliwiania siebie. Znajdujemy wiele racji, dla których nasze postępowanie sprzeczne
z normami, jest jednak dobre, a przynajmniej ponieważ inni są gorsi i to
o wiele gorsi, możemy liczyć na Bożą wyrozumiałość dla naszych słabości.
Albo uznajcie, że drzewo jest dobre, wtedy i jego owoc jest dobry, albo uznajcie, że drzewo jest złe, wtedy i owoc jego jest zły; bo z owocu poznaje się drzewo. 34 Plemię żmijowe! Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście?
Przecież z obfitości serca usta mówią. 35 Dobry człowiek z dobrego skarbca
wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. 36
A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie,
zdadzą sprawę w dzień sądu. 37 Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony» (Mt 12,33−37).
33
Kiedy żyjemy spontanicznie, to właściwie żyjemy bez Prawa i wydaje się
nam, że jesteśmy sobą, bo robimy to, co sami chcemy. Kiedy jednak o wartości naszego życia rozstrzygają jakieś prawa, to nie możemy robić dowolnych rzeczy, ale jedynie te, które są zgodne z naszą istotą. Robiąc coś wbrew
temu prawu, okazujemy się niegodziwi, a robiąc coś zgodnie z nim, okazujemy się prawi, sprawiedliwi. O tym kim jesteśmy naprawdę rozstrzyga to, co
się dzieje w naszym sercu, które według Katechizmu jest naszym ukrytym
centrum, do którego nie ma bezpośredniego dostępu ani nasz rozum ani
nasza wola. Jedynie Duch Święty przenika nasze serce (zob. KKK 2563).
Natomiast wypowiadane słowa najszybciej odsłaniają to, co się w sercu dzieje, bo przecież z obfitości serca usta mówią.
Święty Jakub dosadnie, ale prawdziwie określa grzech popełniany językiem. Na
początku bardzo szlachetnie stwierdza: Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało. Jest to pozytywne kryterium, które jednak mówi o tym, że opanowanie języka jest wielką sztuką.
Obawiam się, że w swoim życiu spotkałem tylko jednego takiego człowieka (!). Znałem go krótko, ale z relacji o nim wynikało, że nikt nie słyszał, aby coś złego
powiedział o innych ludziach.
Opanowanie języka jest wielką sztuką, ale jednocześnie jest wysiłkiem, który
przynosi ogromne korzyści, bo daje nam zdolność panowania nad całym
–8–
ciałem czyli nad całym naszym życiem. Jednak ze swej natury jest on „sferą
nieprawości”, jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało i sam
trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia.
Ta prawda była znana już mędrcom Starego Testamentu. Warto w tym miejscu przypomnieć tekst z Księgi Mądrości Syracha, również wspaniały tekst
o grzechach języka, który ukazuje jego przewrotność i niegodziwość:
Przeklinajcie potwarcę i człowieka o dwoistej mowie:
zgubi bowiem wielu żyjących w zgodzie.
Trzeci język wielu unieszczęśliwił
i skazał ich na tułaczkę od narodu do narodu,
zburzył miasta potężne
i domy możnych obalił.
Trzeci język oddalił żony od mężów
i pozbawił je owocu ich trudów.
Kto nastawia mu ucha, nie znajdzie spoczynku
ani nie będzie mieszkał spokojnie.
Uderzenie rózgi wywołuje sińce,
uderzenie języka łamie kości.
Wielu padło od ostrza miecza,
ale nie tylu, co od języka.
Szczęśliwy, kto przed nim był zasłonięty,
kto nie doświadczył jego złości,
kto nie dźwigał jego jarzma
i nie był związany jego pętami.
Jarzmo jego to jarzmo żelazne,
a pęta jego są pętami z brązu.
Okrutną śmierć on zadaje,
nawet Otchłań jest lepsza od niego.
Nie opanuje on bogobojnych
i nie będą się palili w jego płomieniu.
Natomiast ci, którzy Pana porzucają, weń wpadną,
zapali się w nich i nigdy nie wygaśnie;
jak lew będzie przeciw nim wysłany
i rozszarpie ich jak pantera.
Uważaj! Otocz posiadłość swą płotem z cierni,
srebro swoje i złoto mocno zawiąż;
–9–
słowom twoim spraw wagę i ciężarki,
a ustom spraw drzwi i zasuwę!
Bacz, abyś przez język się nie potknął,
i byś nie upadł przed tym, kto ci gotuje zasadzkę (Syr 28,13–26).
Widać, że Jakub miał z czego czerpać. Księgi mądrościowe Starego Testamentu zawierają więcej podobnych treści.
Prawdą jest, że wszyscy na różny sposób upadamy przez język. Do grzechów
języka należy chyba najczęściej popełniany grzech obmowy, czyli przekazywanie komuś złych wiadomości, które uznajemy za prawdziwe (!), o kimś
innym bez istotnego powodu. Można przekazywać takie informacje, ale tylko
wtedy, kiedy powód, dla którego się to robi, jest bardzo ważny. Wartość, dla
której się mówi o złu drugiego człowieka, jest większa od odebrania mu
w tym momencie dobrego imienia u adresata naszej wypowiedzi. Do takich
wartości należy np. konieczne ostrzeżenie kogoś przed złodziejem. Podobnie, kiedy zastanawiamy się jak człowiekowi pomóc, musimy spojrzeć na niego kompleksowo i mówić także o złych rzeczach, żeby móc dobrać właściwe
środki pomocy. Natomiast, kiedy mówi się złe rzeczy dla zaspokojenie ciekawości innych, albo dlatego, żeby się wykazać, że coś nowego wiemy, popełnia się grzech.
Zazwyczaj zasłaniamy się stwierdzeniem, że mówimy prawdę. I pewnie mamy takie przekonanie, co niekoniecznie musi być zgodne z prawdą. Jednak
owa „prawda”, która zawsze jest cząstkowa, nas nie usprawiedliwia! Każdy
uważa, że mówi prawdę. Często jednak opiera się ona na naszych mniemaniach wywodzących się z ocen, wniosków, domysłów. Niezmiernie prawdziwe jest powiedzenie: „każdy sądzi według siebie” i dlatego często osąd innych najwięcej mówi o tym, który taki osąd wypowiada. Natomiast Pan Jezus
nauczał: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni (Mt 7,1). Sposób patrzenia człowieka dyktowany jest tym, co się w nim dzieje, czyli tym, co jest w jego sercu.
Nie tylko odbiera dobre imię innym, ale także sam wzmacnia czarnowidzenie
i tym samym sam siebie niszczy. Bierze udział w propagowaniu zła. Przekonanie o głoszeniu prawdy nie usprawiedliwia grzechu obmowy.
Często grzech obmowy przeradza się w grzech oczerniania, czyli bezpodstawne mówienia o złu, którego nie ma. Do odebrania dobrego imienia dołącza się ponadto grzech kłamstwa. Dlatego oczernienie jest gorsze od obmowy, jest bardziej diaboliczne. Innymi grzechami języka są: przeklinanie, złorzeczenie, agresja w mowie, przedrzeźnianie, wyśmiewanie itd.
– 10 –
Grzechem, który najczęściej uchodzi naszej uwagi jest narzekanie. Święty
Benedykt nazywa to szemraniem. Wyrażanie swego niezadowolenia czasami
może być jedynie wewnętrzne. Cóż zatem w tym złego, skoro człowiek jedynie sam sobie szkodzi, nie innym? Szemranie jest złe przez to, że otwiera
serce na działanie Złego, który jest oskarżycielem braci i chce w nas zniszczyć miłość do innych przez zaszczepienie nieufności, niezadowolenia, niechęci do innych i to w samym sercu. Dlatego św. Benedykt w Regule występuje tak zdecydowanie przeciwko szemraniu pod każdą postacią. Z jednej
strony ostrzega przed nim każdego, a z drugiej nakazuje przełożonym, żeby
tak postępowali, rozstrzygali sprawy i troszczyli się o wszystko, co niezbędne
dla mnichów, żeby ci nie mieli powodów do szemrania. Kiedy ludzie czują
się pokrzywdzeni, szemranie samo się narzuca.
Grzechy języka robią ogromne spustoszenie w wymiarze społecznym,
o czym pisał Syrach. Niestety u nas w środkach masowego przekazu robi
się bardzo często krzywdę ludziom przez obmowę, oczernienie, insynuacje
itd. Ilu szlachetnych ludzi w ten sposób zniszczono w wymiarze życia społecznego?! Mogliby dużo dobrego zrobić, a zostali wyeliminowani, zniszczeni. Istnieje bardzo mocne prawo w przekazie informacji: pierwsza informacja jest najmocniejsza. Dlatego jeśli rzuci się szkalującą informację, to choćby człowiek był niewinny, to się od tego oskarżenia nie wybroni. Pierwsza
informacja pozostaje zakodowana i rozsiewa fatalną aurę, pozostaje mniemanie, że coś tam było na rzeczy, mimo tego że nie ma to nic wspólnego
z prawdą. I to się wykorzystuje w mediach w sposób brutalny. Podobnie
działa zasada Goebbelsa: „kłam, kłam, a zawsze coś z tego zostanie”. Dlatego jeżeli się czyta prasę czy ogląda informacje, trzeba być bardzo krytycznym
i wiedzieć, że nasza psychika jest podatna na kłamstwo i insynuacje, dlatego
powinniśmy być podwójnie sceptyczni.
Jeżeli ktoś po fałszywej informacji w mediach wystąpi do sądu, to sprawa
będzie trwała długo, a po kilku miesiącach, a czasem latach ukazuje się drobnym drukiem na końcu gazety informacja o przeproszeniu za pomówienie,
co nie zwraca człowiekowi dobrego imienia. Kiedyś jeden z arcybiskupów
w Stanach był oskarżony przez jakiegoś chłopaka o pedofilię, kilka lat trwała sprawa sądowa. Na łożu śmierci otrzymał wyrok uniewinniający (!). To
jakaś ironia. Czasami ludzie robią takie rzeczy z chęci zysku, czasem ma to
podłoże ideologiczne, żeby przeciwnika zniesławić. Niestety zdarza się to we
wszystkich środowiskach, nie tylko zlaicyzowanych, ale także katolickich (!).
– 11 –
To jest przerażające, bo całkowicie sprzeczne z Ewangelią, co powoduje
zgorszenie publiczne.
Z drugiej strony obecnie społeczeństwo jest „tolerancyjne” i przymyka oczy
np. na rozwód Sarkozego i małżeństwo z modelką. Nikomu to nie przeszkadza. Kij ma zawsze dwa końce i opluwanie ludzi prowadzi do zobojętnienia
i demoralizacji całego społeczeństwa. Jakub pisze o tym, dając wyraziste
obrazy, a z drugiej strony: Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym. Dlatego praca nad językiem jest ogromnym zadaniem.
Jeżeli znajdziemy się w środowisku grzeszącym językiem, to pierwsza zasada
jest: nie dać się pokonać złu. Jeżeli szerzy się tam złość, agresję czy nienawiść
do kogoś, to nie dać sobie tego zaszczepić, bo najgorsze jest to, że taki jad
wsącza się do serca. I to jest szatańskie. G. Bunge napisał książeczkę „Wino
demonów i chleb anielski”. Tym winem demonów jest gniew, a chlebem
anielskim łagodność. Ważne jest, żeby nie dać sobie zaszczepić tego jadu.
Wszczepianie zła to coś strasznego. Jeżeli ktoś daje sobie to zaszczepić, nie
może być dobrym, bo z obfitości serca mówią usta. Język nienawiści nie ma nic
wspólnego z Chrystusem i Jego Ewangelią: słone źródło nie może wydać słodkiej
wody.
Kto spośród was jest mądry i rozsądny? Niech wykaże się w swoim nienagannym postępowaniu uczynkami spełnianymi z łagodnością właściwą mądrości! 14
Ale jeśli żywicie w sercach waszych gorzką zazdrość i skłonność do kłótni, to nie
przechwalajcie się i nie kłamcie wbrew prawdzie. 15 Nie na tym polega zstępująca
z góry mądrość, ale mądrość ziemska, zmysłowa i szatańska. 16 Gdzie bowiem
zazdrość i żądza sporu tam też bezład i wszelki występek. 17 Mądrość zaś
[zstępująca] z góry jest przede wszystkim czysta, dalej – skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy. 18 Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają
pokój.
13
Najczęściej wielomówstwo jest wyrazem wewnętrznego nieuporządkowania.
Człowiek zamiast wsłuchać się w to, co jest, chce zagadać rzeczywistość, narzucić jej swoje pomysły. Żeby miało sens to, co mówimy, musimy wpierw nauczyć się słuchać. Odnosi się to nie tylko do dialogu z drugim, którego wpierw
trzeba wysłuchać i zrozumieć, co on mówi, żeby móc mu prawdziwie odpowiedzieć. Ponadto musimy jeszcze w swoim sercu usłyszeć prawdziwą odpowiedź
dla niego. Tylko w milczeniu, w skupieniu się w słuchaniu jesteśmy w stanie
mówić prawdę, która rodzi się ze słuchania tego, co od Boga. Tylko taka prawda buduje. Warto się zastanowić, ile rozmów budujących przeprowadziliśmy
w życiu. Niestety większość rozmów to jedynie gadanina.
– 12 –
Zobaczmy, że św. Jakub rozpoznaje prawdę po owocach, a nie po żadnych
formalnych zasadach lub deklaracjach. Podane przez św. Jakuba owoce harmonizują z tymi, jakie podaje św. Paweł w swoich listach. Jednym ciągiem przedstawia je w Liście do Galatów, gdzie mowa jest o owocach Ducha: Owocem zaś
Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność,
opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa (Ga 5,22n). Do tej listy trzeba
dodać pokorę, przebaczenie i wdzięczność. Po nich można poznać, że działa Duch
Święty. Natomiast jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała [czyli
przeciwieństwa Ducha]: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, 20 bałwochwalstwo, czary,
nienawiść, spory, zawiść, gniewy, pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, 21 zazdrość,
pijaństwo, hulanki i tym podobne (Ga 5,19–21). W pojęciu ciała nie chodzi jedynie o naszą fizyczność, bo nie mają z nią nic wspólnego wymienione: nie­
nawiść, spory, zawiść, gniewy, pogoń za zaszczytami, niezgoda rozłamy, zazdrość. One
oznaczają kierowanie się zasadami tego świata, na którym dominują trzy pożądliwości: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia (1 J 2,16).
U Jakuba mamy podobne kryterium. Jeżeli mamy do czynienia ze sporami,
gniewem, to jest to mądrość tego świata i szatańska. Mówi to jednoznacznie:
Mądrość zaś [zstępująca] z góry jest przede wszystkim czysta, dalej – skłonna do zgody,
ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich
i obłudy i dodaje Owoc zaś sprawied­liwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój.
Pokój, wydaje się, jest najłatwiej uchwytnym owocem. Miłość można bowiem
na różny sposób rozumieć i można ją pomylić z namiętnością, emocjonalnym
zauroczeniem, natomiast radość można pomylić z wesołością. Pokój jest chyba
bardziej jednoznaczny. Mądrość polega na szukaniu pokoju, a nie na rozbudzaniu złości, agresji, niechęci. Jeżeli ktoś tak postępuje, to służy dziełu diabła,
choćby robił to „w imię Kościoła”. Nie liczą się deklaracje, tylko owoce naszego postępowania. Natomiast u nas niestety najczęściej kryterium rozpoznania są
deklaracje i zewnętrzne praktyki, jak np. chodzenie do kościoła. Święty Jakub
pisał wcześniej, że także i złe duchy wierzą i drżą (Jk 2,19). Sama wiara w sensie
wiedzy, a tym bardziej w sensie deklaracji, nic jeszcze nie znaczy.
Święty Jakub wyraźnie mówi: Ale jeśli żywicie w sercach waszych gorzką zazdrość
i skłonność do kłótni, to nie przechwalajcie się i nie kłamcie wbrew prawdzie. Żadna
deklaracja nie jest w stanie zamazać owoców, które świadczą o tym czy naprawdę idziemy do Boga czy nie.
Br. Włodzimierz
– 13 –
Historia
BENEDYKTYNI W ZIEMI ŚWIĘTEJ
Naznaczona życiem i męką Jezusa Chrystusa Ziemia Święta, która już u zarania chrześcijaństwa napojona została krwią męczenników, od samego początku pociągała chrześcijan z całego ówczesnego świata. Wielu z nich marzyło o tym, aby przybyć tu i odnaleźć ślady Zbawiciela. Niektórzy z nich
rzeczywiście wybierali się w drogę, ale nie wszyscy docierali do celu. Dla wielu z nich pielgrzymka ta stawała się wypełnieniem ziemskiego życia, ostatnią
podróżą, która, choć nie w Ziemi Świętej, kończyła się spotykaniem z Chrystusem Zmartwychwstałym w niebiańskiej Jerozolimie. Ci, dla których ważne stało się głębsze życie duchowe, bardzo często osiadali tutaj, aby w bliskości miejsc świętych starać się wniknąć w prawdy zbawcze. To właśnie
tutaj, tj. w Egipcie i Palestynie, narodził się ruch monastyczny, który bardzo
szybko rozprzestrzenił się poza jej granice.
Fenomenem nowo powstających zakonów jest niesamowicie intensywny
rozwój na samym początku kształtowania się danej duchowości. Bardzo często jeszcze za życia założyciela rodzina zakonna liczy już kilka tysięcy człon– 14 –
ków i posiada dziesiątki domów nowopowstałego instytutu zakonnego. Charyzmat założyciela i reguła życia pociągają adeptów.
Nie inaczej rzecz miała się ze św. Benedyktem (480-547), który był takim
magnesem dla wielu szukających Boga. „Mamy zatem założyć szkołę służby
Pańskiej – pisze w swojej Regule, która stała się fundamentem życia dla jego
naśladowców – Ufamy przy tym, że zakładając ją nie ustanowimy nic surowego ani nazbyt trudnego” (RegBen, Prolog, 45-46). Warto tutaj wspomnieć,
że św. Benedykt nie jest sensu stricte założycielem zakonu, gdyż, co może
zabrzmieć trochę paradoksalnie, taki w gruncie rzeczy nie istnieje. Istnieją
mnisi benedyktyńscy, którzy w różnych opactwach starają się realizować powołanie monastyczne. Słuszniejsze wydaje się mówienie o rodzinie benedyktyńskiej, która jest czymś dużo głębszym i szerszym niż jurydycznie rozumiany
zakon, a w związku z tym całkowicie uzasadnione jest nazywanie św. Benedykta ojcem monastycyzmu zachodniego. Wiele istniejących już za czasów
św. Benedykta klasztorów mniszych przyjmowało napisaną przez niego Regułę, powiększając w ten sposób rodzinę benedyktyńską. Św. Benedykt nie był
pierwszym, który obrał drogę monastyczną, ale był tym, który nadał jej kierunek i formę istniejącą w Kościele zachodnim także i dziś.
Pierwszy biograf św. Benedykta, św. Grzegorz Wielki (540-590-604), należący do drugiego pokolenia benedyktynów, został wybrany na papieża
w 590 r., a więc w nieco ponad 40 lat po jego śmierci, co świadczy o sile
oddziaływania duchowości benedyktyńskiej na życie ówczesnego Kościoła.
1. Pierwsza fundacja z VII wieku
Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że pierwszy klasztor benedyktynów w Ziemi Świętej jest fundacją papieża Grzegorza Wielkiego. Ówczesny kronikarz Grzegorza, diakon Joannes, pisze, że opatowi Prolusowi
z klasztoru św. Andrzeja w Rzymie została powierzona przez papieża misja
założenia klasztorów w Jerozolimie i na Synaju. Jest wielce prawdopodobne,
że opat Prolus wysłał mnichów swego opactwa, aby poza klasztorem założyli także hospicjum dla pielgrzymów przybywających do tych świętych miejsc.
Gościnność i troska o pielgrzymów, w duchu Reguły św. Benedykta, były
głównymi zadaniami pierwszej benedyktyńskiej fundacji w Ziemi Świętej.
W swojej Regule poucza on bowiem mnichów: „Wszystkich przychodzących
do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa […]. Wszystkim trzeba
też okazywać należny szacunek, a zwłaszcza zaś braciom w wierze (Ga 6,16)
– 15 –
oraz pielgrzymom. […] Z największą troskliwością należy przyjmować ubogich i pielgrzymów, ponieważ w nich to przede wszystkim przyjmujemy
Chrystusa. Ludziom bogatym sama ich pozycja zapewnia zawsze szacunek” (RegBen, 53, 1-2. 15).
Nie wiemy ile klasztorów, hospicjów, kościołów lub kaplic w Jerozolimie
założyli pierwsi benedyktyni do czasu inwazji Persów w roku 614. W dokumentach historycznych z tamtych czasów mowa jest o tym, że ponad 300
chrześcijańskich obiektów uległo zniszczeniu, zwłaszcza podczas pożogi
najeźdźcy. Prawdopodobnie także fundacje Grzegorza Wielkiego padły jej
ofiarą, jednakże nie posiadamy dokładniejszych danych historycznych na ten
temat.
2. Fundacje Karola Wielkiego w IX wieku
Za panowania Karola Wielkiego (742-800-814), szczególnego protektora
benedyktynów, mają miejsce nowe fundacje w Ziemi Świętej. Cesarz zakłada
w Palestynie przynajmniej trzy klasztory: Sancta Maria Latina, opactwo na
Górze Oliwnej oraz konwent sióstr w sąsiedztwie Bazyliki Grobu Bożego.
a) Fundacja Sancta Maria Latina
Pierwszą fundacją Karola Wielkiego był kościół klasztorny Sancta Maria Latina. Zgodnie z oczekiwaniami do klasztoru należało nie tylko duże hospicjum, ale także zasobna biblioteka. Aby zapewnić funkcjonowanie tego projektu, Karol Wielki założył specjalną fundację, której zadaniem była troska
o regularnie przesyłanie ofiar i darowizn do Palestyny. W kronice Glabera
z roku 900 znajdujemy sprawozdanie o datkach z ojczystych klasztorów,
a także o tym, że mnisi każdego roku udawali się do Rouen, aby zbierać ofiary na Ziemię Świętą. Wspomniane są liczne ofiary i bogate darowizny z końca IX i z początku X wieku, przesłane przez angielskiego króla Alfreda Wielkiego (849-871-899).
b) Fundacja na Górze Oliwnej
Szczególną rolę w relacjach z Karolem Wielkim odgrywało opactwo na Górze Oliwnej. O jego istnieniu dowiadujemy się z listu z 809 roku jednego
z zakonników do papieża Leona III (750-795-816), w którym wspomina on
o wielokrotnym wsparciu klasztoru przez samego monarchę, a także o pomocy udzielanej mu przez patriarchę jerozolimskiego oraz przez możnego
– 16 –
przyjaciela Karola Wielkiego, abbasydzkiego kalifa Haruna ar-Raszida (763786-809). Biograf Karola Wielkiego wspomina o tym klasztorze jako o wyjątkowej budowli na miejscu, gdzie Jezus nauczył swoich uczniów modlitwy Ojcze nasz.
W wielu miejscach kronikarz wzmiankuje owe opactwo na Górze Oliwnej.
Znane są imiona pierwszych opatów, Grzegorza Englbalda i Dominika. Posiadamy także informacje o istniejących konfliktach z mnichami Franków za
czasów opata Dominika oraz z mnichami wschodnimi, z klasztoru Mar Saby, w czasie urzędowania igumena Jana. Wzajemne oskarżenia, kłótnie
o miejsca święte oraz spory teologiczne mają w Jerozolimie, jak i większość
innych problemów, bardzo długą historię.
c) Fundacje przy Bazylice Grobu Bożego, w Betlejem
oraz na Hakeldamach
Niewiele informacji posiadamy na temat klasztoru mniszek benedyktyńskich
w sąsiedztwie Grobu Bożego, poza samym potwierdzeniem istnienia tejże
fundacji. W źródłach wspomniane są jeszcze dwa klasztory z tego okresu,
brak jednak dokładniejszych danych, poza prostym wymienieniem ich istnienia. Były to klasztor w Betlejem oraz klasztor na Hakeldamach. Oba zostały
zniszczone na początku IX w., podczas trwającej w latach 810-813 wojny
domowej pomiędzy dwoma synami Haruna ar-Raszida, Al-Mamunem (786813-833) i Al-Aminem (787-809-813).
W trakcie panowania fatymidzkiego kalifa Egiptu Al-Hakima (985-9961021), zwanego Neronem Wschodu, chrześcijanie na Bliskim Wschodzie
doświadczyli okresu intensywnych prześladowań religijnych. W 1009 roku
kalif wydał rozkaz zburzenia kościołów w Palestynie, Egipcie i Syrii, a przede wszystkim Bazyliki Grobu Bożego. Chrześcijański medyk i historyk, Yahya ibn Sa‘id al-Antaki, znany jako Yahya z Antiochii (975-1066), pisze
w swoich Annałach: „Zabrali całe wyposażenie świątyni, a następnie doszczętnie je zniszczyli, pozostawiając jedynie te jego elementy, których zniszczyć nie mogli. Zniszczyli również Kalwarię oraz kościół wzniesiony przez
Konstantyna wraz ze wszystkim, co znajdowało się w jego obrębie. Próbowali także zbezcześcić święte szczątki. Dzieło zniszczenia rozpoczęli we
wtorek, piątego dnia przed końcem miesiąca safar w 400 roku od ucieczki
Proroka” (tj. 17 października 1009 roku). W związku z tym, pomimo tego,
że nie posiadamy dokładniejszych przekazów historycznych, można przyjąć,
– 17 –
że wszystkie trzy fundacje Karola Wielkiego, klasztory jak i hospicja, uległy
zniszczeniu w roku 1010, podczas najazdu Al-Hakima.
3. Nowe projekty w XI wieku i ich zniszczenie w 1187 roku
Benedyktyni przybywają ponownie do Ziemi Świętej jeszcze w tym samym
roku, w którym Al-Hakim dokonał zniszczenia klasztorów. Jego matka,
chrześcijanka, wymogła na synu pozwolenie na powrót chrześcijan do Ziemi
Świętej a także odbudowę zniszczonych kościołów i klasztorów.
a) Fundacja św. Bononiusa
Włoski mnich Bononius († 1026), uczeń św. Romualda (951-1027), został
przez swojego mistrza wysłany z misją kaznodziejską do Egiptu i Syrii.
Osiadł on w Kairze, gdzie pomógł ludności miejscowej odbudować kilka
kościołów i klasztorów benedyktyńskich. Przez pewien czas żył także na
Synaju jako eremita. Prekursor dyplomatyki, Jean Mabillon (1632-1707), który swoje życie monastyczne w opactwie Saint Germain poświęcił badaniu
autentyczności dokumentów związanych z powstaniem i początkami benedyktynów, twierdzi, że Bononius założył na Synaju i w Betlejem dwa opactwa.
b) Odbudowa klasztoru Sancta Maria Latina
Szczególne znaczenie dla zakładania klasztorów benedyktyńskich w Ziemi
Świętej mieli kupcy z Amalfi, miejscowości w dzisiejszej prowincji Salerno,
leżącej niegdyś na przecięciu bizantyjskiego, arabskiego i zachodnioeuropejskiego szlaków handlowych. Posiadali oni liczne przywileje handlowe a także
byli głównymi dostawcami towarów dla papieży. Urodzony w Palestynie
Wilhelm z Tyru (1130-1186), biskup Tyru i średniowieczny kronikarz,
w swoim dziele Historia rerum in partibus transmarinarum gestarum, opisującym
dzieje pierwszej krucjaty i Królestwa Jerozolimskiego, zaświadcza, że ich
interesy na Bliskim Wschodzie były bardzo dobrze zorganizowane i przynosiły profity, co zaś szczególnie ważne, utrzymywali oni przyjacielskie relacje
z kalifami, także z kalifami z Egiptu. Dzięki temu otrzymali placet na sprowadzenie do Jerozolimy benedyktynów w celu rozpoczęcia przez nich odbudowy klasztoru Sancta Maria Latina oraz schroniska dla pielgrzymów.
Warto w tym miejscu zauważyć, że od XI w. wśród pielgrzymów wzrasta
liczba kobiet. Mnisi przy klasztorze Sancta Maria Latina, dzięki wydatnej
pomocy kupców z Amalfi, otworzyli drugie hospicjum dla kobiet pielgrzymów pod nazwą Sancta Maria Minor.
– 18 –
Wzmianki o fundacji tych klasztorów i hospicjów znajdują się w kronikach
Opactwa Świętej Trójcy w Cava de’ Tirreni. Opat tegoż klasztoru polecił
zbudowanie statku, który regularnie przewoził mnichów i pielgrzymów do
Ziemi Świętej. Kronikarz zaznacza także, że zakonnicy z Sancta Maria Latina
troszczyli się o rozwój nauki i handlu na Bliskim Wschodzie.
Pochodzący z Nadrenii Albert z Akwizgranu, dwunastowieczny chrześcijański kronikarz i historyk pierwszej wyprawy krzyżowej, relacjonuje, że oba
klasztory, mnichów za czasów opata Gerarda i mniszek za czasów ksieni
Agnes, podczas oblężenia Jerozolimy przez krzyżowców nie zostały zniszczone. Zaznacza on jednocześnie, że zarówno benedyktyni jak i benedyktynki pełnili posługę dla chorych i ubogich pielgrzymów. Informację tę uzupełnia Johannes z Würzburga, autor Descriptio terrae sanctae, który w drugiej połowie XII w. odwiedził Ziemię Świętą, podając konkretne dane, mianowicie, że
2000 osób korzystało z pomocy benedyktyńskiej. Jak na ówczesne czasy była
to liczna kolosalna, wskazująca na rozmach przedsięwzięcia. Jest to jednocześnie okres powstawania zakonów rycerskich, a klasztor Sancta Maria Latina
zaczyna odgrywać rolę nowego ruchu rycerstwa szpitalnego, dając początek
Rycerzom św. Jana z Jerozolimy zwanych także Kawalerami Maltańskimi.
c) Fundacja "Naszej Pani z Doliny Jozafata"
Za czasów krzyżowców duże znaczenie nabrała nowa fundacja o nazwie
Opactwo Notre Dame z Doliny Jozafata, założone przez opata Hugona
z Cluny (1024-1109). Bp. Wilhelm z Tyru patronat nad opactwem przekazał
Gotfrydowi z Bouillon (1058-1100). Opactwo w Cluny, które odegrało
w Kościele wielką rolę poprzez tzw. reformę kluniacką, cieszyło się sławą
potężnej kongregacji benedyktyńskiej, z wielką liczbą podległych klasztorów
założonych przezeń zarówno na Wschodzie jak i w ówczesnym świecie zachodnim. Do najbardziej znanych i wpływowych fundacji założonych przez
Cluny na Bliskim Wschodzie, na Sycylii, w Apulii i Kalabrii, zaliczane jest
właśnie Opactwo Notre Dame z Doliny Jozafata wraz z przyległym doń
szpitalem, hospicjum oraz siedzibą bractwa, którego członkiem był Baldwin
I z Boulogne (?-1100-1118), który jako pierwszy koronował się na króla Jerozolimy. Hrabia Roger I „Wielki” de Hauteville (1031-1101) zakłada, jako
główną siedzibę wspomagającą to kluniackie opactwo, klasztor św. Magdaleny w Messynie, skąd corocznie zaopatrywano we wszelkie dobra szpital
i przynależne do opactwa hospicjum w Dolinie Jozafata.
– 19 –
d) Fundacja na Górze Tabor
Jest wielce prawdopodobne, że benedyktyni przybyli na Górę Przemienienia
jeszcze przed przybyciem do Ziemi Świętej krzyżowców. Cluny, które w
owym czasie stało u szczytu swojej działalności, wysłało na Górę Tabor
mnichów, pomimo tego, że ów klasztor jeszcze przed ich przybyciem cieszył
się niezależnością i stabilnością. W roku 1103 papież Paschalis II (1053-1099
-1118), w specjalnym piśmie z 29 czerwca, przyznał opatowi z Taboru tytuł
arcybiskupa Galilei i Tyberiady. Tytuł ten potwierdził także dla opata Ponsa
papież Eugeniusz III (1085-1145-1153).
Rok 1113 zapisał się jako szczególnie trudny dla opactwa na Taborze. Turcy,
pod wodzą Malduka, najeżdżają Galileę i przejmują Tabor. Zamordowanych
zostało wówczas 72 mnichów i pracowników klasztoru. Pomimo tego, że
opactwo zostało odbudowane i otoczone murami obronnymi, nie odzyskało
jednak swojej wcześniejszej świetności i ponownie legło w gruzach podczas
najazdu Saladyna (1137-1171-1193).
e) Mniejsze wspólnoty monastyczne
Oprócz opisanych już fundacji benedyktyńskich w Ziemi Świętej wspomnieć trzeba jeszcze mniejsze wspólnoty mnichów żyjących według Reguły
św. Benedykta. Benedyktynom przypisuje się utworzenie w czasach krzyżowców klasztoru u podnóża Góry Mojżesza na Synaju przeznaczonego dla
mnichów pochodzących z Grecji. Istnieją również źródła historyczne mówiące o istnieniu klasztoru mniszek benedyktyńskich przy sadzawce Betesda.
Kroniki benedyktyńskie wspominają także o istnieniu opactwa św. Łazarza
w Betanii. Ta fundacja podwójnego klasztoru dla mniszek i mnichów utworzona została na życzenie papieża Celestyna II (?-1143-1144).
Wszystkie wymienione klasztory benedyktyńskie zostały zniszczone bądź też
zamienione na meczety lub szkoły koraniczne po opanowaniu Jerozolimy
w roku 1187 przez Saladyna. Większość mniszek i mnichów z tych monasterów zbiegła w roku 1187 do Akki, skąd najprawdopodobniej odpłynęli
oni do klasztorów europejskich. Po zwycięstwie odniesionym przez Saladyna
przez prawie 700 lat nie powstały w Ziemi Świętej żadne fundacje benedyktyńskie. cdn
O. Bernhard Alter OSB
– 20 –
Z historii oblatów
+ PAX +
23/VIII/41 sobota
Tyniec
Wczoraj tak mi dzień zleciał, że nie miałem czasu pisać. A wieczorem byłem
już zbyt zmęczony i senny. Jeszcze trochę poczytałem, jeszcze zmówiłem
różaniec – i świeca zgasła.
Dziś jest pochmurno, wietrzno i zimno. Wczoraj było słonecznie, ale również chłodno i z wicherkiem.
Zanotuję dla pamięci porządek dnia w Opactwie i np. moje wczorajsze zajęcie. Wstajemy o godz. 5-ej. Laudes et prima o godz. 520. Rozmyślanie prywatne o 6-ej. Potym Msza św. O godz. 730 śniadanie (kawa – chleb – twaróg).
Następnie do południa jest czas pracy. Ja w tym czasie czytałem, miałem
konferencję z O. K. van Ostem, wyszedłem troszkę na ogród, miałem wywiad z O. Janem – jako z organistą (przy fisharmonii). – O godz. 1240 Tertia,
Sexta, Nona i Angelus. O 13-ej obiad (czytanie Rev. Francuskiej) po obiedzie
wspólne rekreacje ojców – spacer poza klasztor. O 1430 sprawy osobiste, czytanie i drzemka. – 1530 Vespere. Następnie o 16 przeglądałem bibliotekę
wraz z o. Dominikiem. I zaraz miałem drugą konferencję z przeorem. –
O 1740 o. Jan – biblista miał wykład „De topografia terrae sancta”. O. Jan
ma szczere ambicje naukowe, siedzi w tłumaczeniu Starego Testamentu
i spodziewa się, że może Pan Bóg raczy użyć go do pożytecznego dzieła.
O godz. 1840 – w chórze „Completorium” – w pełnej „obsadzie” – ojców
i braci. O 19-ej wieczerza (kasza z troszką mleka i kawałek chleba) po kolacji
spacer na wybrzeże Wisły, pod skały urwiste Tyńca. O. K. van Ost opowiedział mi swoje bojowanie w Polsce. Od r. 1924. – O godz. 20-ej – Matutinum – w chórze. Około 9-ej wiecz. czas spoczynku. (Jeszcze zwykle jest coś
do załatwienia). Dzień okropnie nabity.
Współżycie ojców jest bardzo równe, zgodne, spokojne. Nie widzę – jak
gdzie indziej intryg, skarg i narzekań. Staram się z każdym z ojców mieć
dłuższą rozmowę.
Za chwilę już ma do mnie przyjść o. przeor. Przed chwilą wziął ode mnie
o. Jan – 6 kartek z widokiem Tyńca do wysłania.
Oto spis i nazwiska ojców w Tyńcu:
Karol van Ost – 42 l. – przeor
Piotr Rostworowski – v. prior
– 21 –
Jan Wierusz Kowalski – ekonom – Szwajcar – 29 l.
Dominik Michałowski – bibliotekarz
Mateusz Skibniewski – Gastpater
Kazimierz Ratkiewicz – majordomus
Józef Hajduga (Kan.) – kulinarius
I 5 braci konwersów. Prócz gości (4).
Godz. 2130
Już późno. Za chwilę kładę się spać. Ale chcę jeszcze zanotować parę szczegółów z dnia. O. Przeor przez 2 godziny mówił ze mną o naukowej stronie
benedyktynów. Pokazał mi plany rozbudowy opactwa. Wspaniałe. Ale kiedy
to będzie. – Po obiedzie na spacerze była ożywiona dyskusja z ojcami: Dominikiem i Piotrem o łacinie w śpiewach na parafii. – Zaraz potym odwiedziłem x. proboszcza. Oglądałem akta. Oh! Ah! Jaki wygląd plebanii! … Poruszyłem sprawę śpiewów.
Po nieszporach był u mnie na konferencji o. Piotr – poruszył ciekawe sprawy stosunku jezuitów, dominikanów do benedyktynów. A raczej teologii
tomistycznej a benedyktyńskiej. Podkreślił wagę patrystyki i Pisma św. (w duchu
Ojców K-ła). Mówił o teologii niefilozoficznej (niearystotelesowskiej, patrystycznej). O znaczeniu liturgii dla życia z wiary itd. Tutaj nasunęlo się wiele
myśli i wniosków praktycznych – Dzień znów szybko zleciał.
+ PAX +
24/VIII/41
Tyniec – Opactwo
Na porannej wizycie O. Piotr zapisał mi tytuł Anscar Vonier OSB The Victory of Christ rzecz warta zapisania, a jeszcze bardziej przeczytania! … Ale
jak ją dostać?
Przyniósł mi też O. Piotr inną książeczkę M.J. Scheeben’a – w tłumaczeniu
francuskim „Les Merveilles de la Grace Divine” (…) .
Dziś pada deszcz, ale jest dość ciepło. Mszę św. miałem o godz. 7-ej a w
czasie niej – kazanie. O. Piotr znów zaprosił mnie z kazaniem na sumę, więc
właśnie dopiero co skończyłem mówić. Teraz mam trzy kwadranse do
„oficjum” przed obiedniego. Był u mnie z wizytą miejscowy x. proboszcz
i napisałem list do O. Nowackiego. –
Jutro rano chcę stąd wyruszyć. –
g. 21 – po Matutinum
A więc ostatni wieczór! Tęsknie brzmi rzewna melodia (ostatnia każdego
dnia) „Ave Maris Stella! …” I piękny widok O. Piotra klęczącego przed Madonną stakim złożeniem rąk i schyleniem głowy – jakby naprawdę tulił się
do rodzonej matki.
– 22 –
Po obiedzie odbyłem spowiedź. Omówiliśmy statuty Sióstr Loretanek, porównując niemieckie z francuskimi. Resztę mamy omówić po przerobieniu
statutów przez mnie. –
Pocieszne było, gdy na rekreacji poobiedniej ubrałem się w szkaplerz benedyktyński z kapturem – i byłem podobny do „opata” … A na wieczornej
rekreacji nie tylko żegnałem się z dobrymi ojcami, ale i każdemu dałem przydomek-charakterystykę: Piotrowi – szyderca; Janowi – inkwizytor; przeorowi
– orzech do zgryzienia; Dominikowi – ananasek (wymowa „f” i „d” = angielska); Mateuszowi – perfidny; Kazimierzowi – simplex servus Dei. –
Dzisiejsze nieszpory śpiewane – nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia.
Za to benedykcja była – stylowa.
Cóż napisać, jako „resume” mojego pobytu w Tyńcu: skorzystałem … Czuje
też, że i mój tu przyjazd będzie może miał choć niewielkie skutki. Dobrze mi
tu było, mimo twardego łóżka, jednej wątłej poduszki, mimo prostego i bardzo skromnego jedzenia.
Ludzie są na poziomie.
+ PAX +
25/VIII/41
Tyniec – Opactwo
Niełatwo stąd się wydostać! Dziś zrana lało, że strach! A i teraz niebo mokre, a ziemia błotnista. Myślałem iść na Bielany i odprawić Mszę św. u O. Kamedułów. Ale nic z tego. Za parę minut tutaj będę celebrował. A wyjadę stąd
albo wózkiem, albo pójdę do Skawiny, stamtąd koleją …
H. Sienkiewicz –„Wiry” powieść t. II W-wa Nakł. Gebeth i Wolff – 1910 –
str. 305.
Do zanotowania: [tytuły niemieckich książek].
+ PAX +
26/VIII/41
Kraków – wtorek
W ciągu jednego dnia w Krakowie – nic nie mogę zdążyć załatwić. Obiecuję
sobie tutaj raz jeszcze przyjechać. Szczególnie zastanowiły mnie zbiory
„świątków” i majolik etc. p. Włodzimierza Horbackiego (ul. Krowoderska
48? – róg Szlaku. Ciekawy zbiór i ciekawszy odeń człowiek. – Mam też niemałe korzyści z wizyty u prof. Td. Konecznego (ul. Barbary 18). – Odesłałem miłej Matce Damazie (Felicjance) klucz dla Tyńca na ul. Smoleńsk 4. –
Poznałem siostry „Duchaczki” t.j. Kanoniczki od Ducha św. na ul. Szpitalnej 12 (Przełożona s. Berchmansa Falkowska – ss. Kanoniczki Duch św. de
Saxia.) – Byłem też raz jeszcze w Księgarni Krakowskiej (św. Wojciecha)
– 23 –
i zamówi…łem książki benedyktyńskie z Niemiec.
+ PAX +
27/VIII/41
Kielce – probostwo przy Katedrze
Wstałem raniutko o 430. Mszę św. miałem u „Duchaczek” i słyszałem charakterystyczne godzinki do Ducha św. – Deszcz padał ogromny. Ale akurat
przestał padać na czas marszu mojego na dworzec.
W pociągu miejsc wolnych było dużo. Spotkała mnie p. Basia Piwońska, nauczycielka szkoły Koła Prażan – i całaą drogę gawędziliśmy (Kraków, Zielona 28 m 8 – p. Florentyna Piwońska – matka).
W Kielcach – deszcz lał jak … z Niagary. Polazłem do Katedry. Tutaj przyją…ł mnie sympatyczny x. Wikary Walenty Herczyk – i narysował mi plan
Kielc a na nim siedzibę obecną i Kurii, Bpa, Archity itd.
Niestety – x. Bpa i x. Świderskiego (ul. Parkowa nr. 7) nie zastałem. U x. Świderskiego mieszka tylko jego brat Henryk z żoną Janiną. – Zato nagadałem
się z Architą Jasiem do syta. Spotkałem też miłego p. red. Radziejowskiego
Leona – w Kurii (gdy wychodziłem od x. Mgr. ) pogawędziliśmy sobie, byliśmy razem na obiedzie. U Archity byłem dwakroć. Ciekawe com od niego
usłyszał o tutejszych stosunkach. Mam wrażenie, że tutaj długo nie wytrzyma. – U x. Świderskiego zastałem tylko zabawną p. Świderska Janinę. –
A wieczorem zmachany Henryk spał. Byłem u nich na wieczerzy. Widziałem jakby dekadencję Lalka (biblioteka! Sposób życia!).
Na noc przyszedłem do x. Herczyka. Nie zastałem gospodarza, więc dokończyłem brewiarze i siadłem pisać. –
Jutro mam stąd wyjechać o godz. 928 – zmęczony jestem i senny, że strach …
Warszawa, 29/VIII/41 r.
Jutro rano o 4-ej mam wstać, aby jechać do domu. – Jestem dziś zmęczony,
bo cały dzień nie miałem czasu jeść i cały dzień byłem w mieście. Ale jestem
rad. Otrzymałem worek obuwia i bielizny dla moich biedaków i pogorzelców. Mam też obiecane od „Caritas” – otrzymywać miesięcznie – coś niecoś
dla moich biedaków. – Musząc do Warszawy przyjechać za jakiś tydzień, lub
dwa, aby być u xiędza Biskupa i przedstawić sprawę dachu kościelnego. –
Ciekawą dziś miałem rozmowę z O. W. na Rakowieckiej. W wielu sprawach
jestem zorientowany. Odebrałem od posrebrzenia tacki kościelne – dar firmy
Hempel.
I tak mój mały urlop, wojaż przeleciał … Idę spać! Cdn.
– 24 –
Wydarzenia
POŻEGNANIE OLGI BAŁUCIŃSKIEJ I KS. PRAŁATA
WITOLDA ANDRZEJEWSKIEGO
Dnia 24 stycznia 2015 roku przeżywszy lat 89, po długiej i ciężkiej chorobie,
opatrzona św. Sakramentami zasnęła w Panu w Podgórkach Tynieckich nasza seniorka Olga Bałucińska. Msza św. żałobna przy Zmarłej odprawiona
została w piątek, dnia 30 stycznia 2015 r. o godzinie 10.00 w kościele pod
wezwaniem św. Franciszka z Asyżu przy ul. Ojcowskiej 1 w Krakowie. Potem w piękne słoneczne przedpołudnie odprowadziliśmy Zmarłą na miejsce
wiecznego spoczynku na cmentarzu Bronowice-Pasternik. Mszę św., wobec
choroby o. Włodzimierza, odprawił i pogrzeb poprowadził o. Korneliusz
Pękała OSB. W gronie uczestników tej ceremonii było siedmioro oblatów.
Wielu z nas nie zna Olgi – absolwentki UJ, polonistki, bibliotekarki, jak czytamy w nekrologu. Dlatego w najbliższym czasie postaramy się przybliżyć Jej
postać, w czym obiecał pomóc Jej młodszy o dwadzieścia lat brat Konstanty.
– 25 –
Dnia 30 stycznia kilka minut po godzinie 18 odszedł do domu Ojca po długiej i ciężkiej chorobie w wieku 75 lat ks. prałat Witold Andrzejewski, oblat
tyniecki.
2 lutego chory o. Włodzimierz otrzymał informację:
„Uroczystości pogrzebowe śp. ks. prałata Witolda Andrzejewskiego rozpoczną się 3 lutego. Tego dnia o godz. 16.00 trumna z ciałem zostanie przewieziona do kościoła parafialnego pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Gorzowie Wlkp. przy ul. Mieszka I 59, gdzie rozpocznie się czuwanie modlitewne.
O godz. 18.00 będzie odprawiona Msza św. Po jej zakończeniu czuwanie
modlitewne potrwa jeszcze do godz. 23.00.
Natomiast 4 lutego o godz. 9.00 trumna z ciałem zostanie przewieziona do
kościoła katedralnego w Gorzowie Wlkp. Po dwugodzinnym czuwaniu modlitewnym, o godz. 11.00 będzie odprawiona Msza św. pogrzebowa koncelebrowana przez księży biskupów i zgromadzone duchowieństwo. Po jej zakończeniu nastąpią dalsze obrzędy pogrzebowe na cmentarzu komunalnym
przy ul. Żwirowej w Gorzowie Wlkp. Kondukt wyruszy od nowej bramy”.
I znowu w imieniu klasztoru i oblatów żegnał ks. Witolda o. Korneliusz. tl
– 26 –
UROCZYSTOŚCI W LUBAWIE
15 lutego minęły 384 lata od śmierci Służebnicy Bożej Magdaleny Mortęskiej
benedyktynki, reformatorki i założycielki wielu klasztorów sióstr benedyktynek. Matka Magdalena może być dla współczesnych wzorem odwagi, wierności, miłości i pokory oraz prawości i skuteczności w działaniu na rzecz
przemiany duchowej, nieustannego rozwoju duchowego, ale również intelektualnego i materialnego, a także troski o zbawienie wieczne tych, których Pan
stawia na naszej drodze życia.
W niedzielę 15 lutego 2015 r. w Kościele Św. Jana Chrzciciela i św. Michała
Archanioła w Lubawie została odprawiona Msza Święta w intencji rychłej
beatyfikacji Służebnicy Bożej Magdaleny Mortęskiej, której przewodniczył
i wygłosił homilię upamiętniającą Magdalenę Mortęską ksiądz Mirosław
Mróz – Profesor nauk teologicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
w Toruniu.
Kult Matki Mortęskiej zaczął się zaraz po jej śmierci. Proces beatyfikacyjny,
dwukrotnie przerwany przez zawieruchy dziejowe, aktualnie został wznowiony dzięki staraniom i wsparciu Aliny i Jana Szynaka – obecnych właścicieli
pałacu w Mortęgach. W imieniu Wspólnoty BENEDICTUS uczestniczyły
w uroczystości: Barbara Marszalek, Irena Czerwińska, Maria Kalinowska,
Joanna Letki, Maria Matczuk.
Miejmy nadzieję, że nasze wspólne modlitwy sprawią, iż będziemy świadkami
uznania Służebnicy Bożej Magdaleny Mortęskiej za błogosławioną i za jej
przyczyną będziemy mogli wypraszać dla nas wiele łask.
Maria Kalinowska
– 27 –
Wspomnienia
KSIĄDZ WITOLD ANDRZEJEWSKI
Chciałabym podzielić się osobistym wspomnieniem o ks. Witoldzie, a zacznę
od 20. lutego 2003, kiedy to po południu zadzwonił telefon. Ojciec Włodzimierz nasz opiekun i zarazem mój szef w Wydawnictwie „Tyniec” dzwonił
z prośbą, że jeżeli mogę, to żebym jak najszybciej przyjechała do Tyńca.
W myśl tego, że prośbie szefa się nie odmawia, pojechałam. Na miejscu okazało się, że mam reprezentować oblatów i jednocześnie służyć za „lud Boży”
podczas przyrzeczeń oblackich ks. Witolda Andrzejewskiego, o którego istnieniu nie miałam pojęcia, choć był sławnym kapelanem „Solidarności”,
a już od listopada 2001 roku nowicjuszem oblackim. Przyrzeczenia odbyły
się przed ołtarzem św. Benedykta w obecności o. Włodzimierza i ku mojemu
zdziwieniu o. Augustyna Jankowskiego; zostały złożone na ręce Opata Marka Szeligi. Ojciec Augustyn, jak się okazało, był krewnym matki ks. Witolda.
Po złożeniu gratulacji wycofał się.
Ksiądz Witold, o. Włodzimierz i ja przeszliśmy do Wydawnictwa „Tyniec”,
wówczas mieszczącego się w obecnej rozmównicy obok Wydawnictwa, na
herbatę. Z tego spotkania zapamiętałam rozmowę o prześladowanym biskupie chińskim oraz głęboki, piękny głos ks. Witolda i jego bezpośredniość.
Okazało się, że tak jak ja jest jedynakiem (ojciec księdza zginął podczas
– 28 –
II wojny światowej jeszcze przed jego urodzeniem) i to tylko kilka miesięcy
starszym ode mnie.
W listopadzie tego samego roku odbył się, bardzo skromny, I Ogólnopolski
Zjazd Oblatów, na który z Gorzowa Wielkopolskiego przyjechał nasz oblat
ks. Witold, żywo uczestniczący w dyskusjach po konferencjach odbywających
się w sali na II piętrze Opatówki. Wtedy też uzyskaliśmy obietnicę, że
ks. Witold poprowadzi rekolekcje dla oblatów.
A oto, co zapisałam w sprawozdaniu z tych rekolekcji:
Od piątku 10 grudnia do niedzieli 12 grudnia w opactwie tynieckim oblaci
świeccy uczestniczyli (wtedy jeszcze w kaplicy na Opatówce) w Rekolekcjach
Adwentowych prowadzonych przez ks. prałata Witolda Andrzejewskiego,
wieloletniego duszpasterza akademickiego, od roku 2003 oblata tynieckiego,
na codzień proboszcza parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Gorzowie.
Podczas rekolekcji wysłuchaliśmy pięciu konferencji ks. Witolda, w których
kolejno: Pomagał nam na nowo zakochać się w Bogu; odnaleźć się w Kościele; stanąć w prawdzie o sobie i drugim człowieku; zobaczyć w Jezusie Drogę,
którą mamy wiernie podążać; uświadomił, że radosny to nie znaczy wesołek
i fakt, że radość jest cechą ludzi pokornych, którzy wolni od postawy roszczeniowej wszystko przyjmują jako dar. (…) Rekolekcje zakończyło uroczyste błogosławieństwo o. Opata na zakończenie Mszy św. konwentualnej wobec obecnych parafian. Teraz to dla nas codzienność, ale wtedy był to pierwszy raz, bo wcześniej istnieliśmy w swoistym „podziemiu”. Kiedy spytałam
ks. Witolda, jak to osiągnął, odpowiedział z uśmieszkiem: „Trochę się uparłem” (Trzeba pamiętać, że miał korzenie w Wilnie, był Litwinem, więc potrafił się uprzeć).
I jeszcze wyrażona na gorąco opinia jednej z uczestniczek pod adresem rekolekcjonisty: „Wydaje mi się, że choćby nic nie mówił (tu przesada, bo byłaby
to niepowetowana strata), to Jego postawa i szacunek do Najświętszego Sakramentu wyrażany całym sobą, zupełnie by wystarczył i dał do myślenia”.
Podczas II Krajowego Zjazdu Oblatów Benedyktyńskich w 2008 r., który
odbywał się z wielkim rozmachem w nowo odbudowanej „ruinie”, ks. Witold
odegrał ważną rolę. Dzięki Niemu udało się zaprosić Kazimierza Marcinkiewicza i Marka Jurka, którym szefował w duszpasterstwie akademickim. On
sam po mistrzowsku poprowadził w Sali Petrus wieczór poezji przy świecach
i lampce wina, przecież zanim został księdzem, mimo bezskutecznych prób
niepoddania się powołaniu, o czym mówił na pierwszym zjeździe, był dobrze
zapowiadającym się aktorem.
– 29 –
Następne spotkanie miało miejsce na plebanii w Gorzowie, dokąd odwoziłam o. Włodzimierza po rekolekcjach w Gietrzwałdzie na „generalny remont” w szpitalu w Gorzowie przed rokiem szabatowym. Poznałam staruszkę gospodynię, patrzących na siebie wilkiem wikarych oraz zwiedziłam pełne
pamiątek mieszkanie. Był to bardzo smutny dzień, bo właśnie wtedy
ks. Witold z radia i telewizji dowiedział się o rozwodzie Marcinkiewicza
z chorą na raka żoną. Dosłownie grom z jasnego nieba uderzył w plebanię
i jej mieszkańców. Ksiądz mówił, że już podczas zjazdu dziwił się, że Marcinkiewicz Go unika. Bardzo przejął się losem rodziny, z którą był bardzo
zaprzyjaźniony, a zwłaszcza tym, co spotkało porzuconą żonę.
Już podczas rekolekcji w 2004 roku ksiądz powiedział o tym, że cierpi na
chorobę nowotworową krwi – czerwienicę, „odwrotność białaczki”. Wtedy
już umiał z nią żyć i przyjmować ją jako dar. Podczas zjazdu w 2008 roku
dowiedziałam się, że ks. Witold ma również cukrzycę, a podczas wizyty na
plebanii widziałam, z jaką trudnością chodzi z powodu chorych nóg. Pewnie
dlatego w roku 2012 obchodził nietypowo 40-lecie święceń kapłańskich.
Wtedy po raz ostatni spotkałam się z ks. Witoldem.
Ojciec Włodzimierz, który otrzymał uroczyste zaproszenie, zgodził się zabrać mnie, jako oblatkę, zaprzyjaźnioną z Jubilatem, do Gorzowa. Po popasie w Zielonej Górze, jadąc drogami w budowie, dotarliśmy do kościoła Niepokalanego Poczęcia NMP dosłownie równo z dzwonkiem na Mszę św.
W myśl zasady – ostatni będą pierwszymi – o. Włodzimierz dostał miejsce
na ławeczce przed ławkami kościelnymi. Ja dzięki uprzejmości wiernych
przycupnęłam w ostatniej ławce. Ojciec zżymał się na procesję z podziękowaniami, że to nieliturgiczne, pewnie miał rację, ale dzięki temu widać było,
jaką miłością cieszył się ks. Witold. On przyjmował wszystko z pokorą i humorem, jak np. wspólne, zgodne wystąpienie „Solidarności” Gorzowskiej
i Zielonogórskiej, co określił mianem cudu. Na zakończenie z chóru zagrała
kapela góralska spod samiuśkich Tater. Na drugi dzień krótkie pięć minut na
plebanii, przekazanie prezentów z Tyńca, gratulacje i życzenia wielu spotkań,
które niestety nie spełniły się.
Stan zdrowia ks. Witolda coraz bardziej się pogarszał, co było słychać
w rozmowach telefonicznych. Na III Zjazd już nie dojechał. Ostatnie miesiące, to była trudna walka o życie tu na ziemi, o czym zawiadamiałam was
w listach z prośbą o modlitwę. Piszę te słowa w 11-tą rocznicę poznania
ks. Witolda, dziękując Bogu, że postawił Go na mojej drodze. tl
– 30 –
PROGRAM SPOTKANIA W OLSZTYNIE
KATEDRALNY DOM PARAFIALNY
PONIEDZIAŁEK 2. III. 2015
16:00 – Chorał Gregoriański ze Scholą Węgajty (nauka śpiewu Nieszporów)
17:00 – ROZPOCZĘCIE COMIESIĘCZNEGO SPOTKANIA
WSPÓLNOTY „BENEDICTUS” – Bądź szczęśliwy!
– uroczyste zapalenia świecy – symbolu obecności wśród nas Chrystusa
– wezwanie do Ducha Świętego
– 10 min. indywidualnej medytacji w sercu
– Nieszpory
– Lectio Divina, Jk 3
– Dzielenie się i umacnianie Słowem Bożym
– Sprawy bieżące Wspólnoty
Eucharystia w Bazylice Katedralnej pod wezwaniem Św. Jakuba
REKOLEKCJE OBLATÓW W TYŃCU
PIĄTEK – NIEDZIELA 27–29. III. 2015
O. KRZYSZTOF GZELLA Z BISKUPOWA
Temat: Pierwsze dziewięć miesięcy zażyłości z Maryją
Uczestnicy, którzy owocnie chcą przeżyć ten czas, niech 25 marca podejmą
adopcję duchową za tą osobę, którą poznają w czasie owych rekolekcji.
Brzmi to enigmatycznie, ale rekolekcje sporo wyjaśnią.
27. III Rozpoczęcie rekolekcji w Sali Paulus o godz. 10.00
29. III Podczas Mszy Świętej Konwentualnej uroczyste błogosławieństwo. O godz. 12.30 w Sali Paulus spotkanie z o. Opatem na zakończenie rekolekcji.
W odpowiedzi na potrzebę rozmawiania – po obiedzie jest możliwość
zrobienia tego przy herbacie lub kawie w Lapidarium.
– 31 –
WARSZAWSKIE SPOTKANIA BENEDYKTYŃSKIE
Temat:
Nauka modlitwy z Ewagriuszem z Pontu, cz. 3 (o. Szymon Hiżycki
OSB)
27. marca w piątek Ursynów
Parafia bł. Edmunda Bojanowskiego:
20.00
Msza św. z homilią
20.45
Agapa
21.10
Konferencja tematyczna i spotkanie zakończone Kompletą
28. marca w sobotę kościół ss. sakramentek
na Rynku Nowego Miasta:
9.00
Ok. 9.45
10.00
10.45
Msza św. z homilią
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Konferencja tematyczna
Spotkanie w salce zakończone Modlitwą w ciągu dnia
z Liturgii Godzin
KALENDARIUM
2.III
Spotkanie grupy Benedictus w Olsztynie
9.III
Św. Franciszki Rzymskiej
19.III
Św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny
21.III
Przejście do nieba Św. Benedykta
21.III
Benedykcja o. Opata
27-28.III. Benedyktyńskie Spotkania w Warszawie – Nauka modlitwy
z Ewagriuszem z Pontu, cz. 3 (o. Szymon Hiżycki OSB)
27-29.III Rekolekcje Wielkopostne oblatów tynieckich
– 32 –