Nr 51 (97) - Opactwo Benedyktynów w Tyńcu
Transkrypt
Nr 51 (97) - Opactwo Benedyktynów w Tyńcu
Nr 51 (97) Tyniec-Olsztyn marzec 2015 To, co uczynisz, by zemścić się na bracie, który cię skrzywdził, stanie się przeszkodą, jaką napotkasz w czasie modlitwy. Modlitwa wyrasta z łagodności i braku gniewu. Modlitwa jest owocem radości i dziękczynienia. Modlitwa to osłona przed smutkiem i zniechęceniem. Idź, sprzedaj co masz, pieniądze rozdaj ubogim (Mt 19,21), weź swój krzyż i zaprzyj się samego siebie (Mk 10,21), abyś mógł się modlić bez rozproszeń. Jeśli chcesz modlić się jak należy, w każdej chwili wyrzekaj się samego siebie, a gdy musisz znosić liczne utrapienia, przyjmij je dla dobra modlitwy. Trud, który przyjąłeś we właściwy sposób, okaże się pożyteczny w czasie modlitwy. Jeśli pragniesz modlić się, jak należy, nie zasmucaj nikogo. W przeciwnym razie, na próżno się trudzisz. Zostaw swój dar przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim (Mt 5,24), i wtedy przyjdź, a będziesz się modlić bez zamętu. Niewłaściwy stosunek do braci zaślepia rozum modlącego się i zaciemnia jego modlitwy. Ci, którzy gromadzą w sobie urazy i smutki, i chcą się modlić, podobni są do czerpiących wodę po to, by wlać ją do dziurawego dzbana. (Filokalia, Ewagriusz z Pontu) Duchu Święty, który mieszkasz we mnie, Ty znasz moją słabość! Pomóż mi wierzyć, ufać Bogu i kochać Go. Mówisz do mnie: „Bądź przybranym dzieckiem Ojca, bratem twego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, który modli się, abyś był bogaty w wiarę i nadzieję, bogaty w miłosierdzie”. Uświęć mnie, Duchu Święty, bym głosił Ewangelię moim braciom, bym odpowiedział na łaskę, którą mi dajesz, w oczekiwaniu na Królestwo pokoju i radości! Duchu Jezusa Chrystusa, naucz mnie modlić się jak przybrane dziecko, które woła: „Abba, Ojcze!” –2– Duchowość monastyczna Po wybraniu tej książki, jako lektury podczas obiadu drukujemy kolejny fragment książki o. Włodzimierza Zatorskiego OSB „Milczeć aby Usłyszeć” wydanej przez Wydawnictwo TYNIEC w serii: „Z Tradycja Mniszej”. Sztuka słuchania Szkoła słuchania Zasadniczo duchowość benedyktyńska oparta jest na sztuce słuchania. Słowo „słuchaj” jest pierwszym słowem tekstu Reguły i jest jednocześnie kluczem do jej zrozumienia. Warto jednak sobie uświadomić, że Prolog Reguły św. Benedykta jest oparty na starożytnej (prawdopodobnie z II wieku) nauce mistagogicznej, czyli nauce wygłaszanej dla nowo ochrzczonych, wprowadzającej ich w tajemnice życia chrześcijańskiego. Pierwotnie zatem odnosił się on do wszystkich ochrzczonych. Życie monastyczne według św. Benedykta jest wysiłkiem bardzo konkretnego przeżywania prawd Ewangelii w codzienności. Czytając Prolog, uświadamiamy sobie, jak daleko odeszliśmy od chrześcijańskich tajemnic przeżywanych na co dzień. Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń [ku nim] ucho swego serca. Napomnienia łaskawego ojca przyjmuj chętnie i wypełniaj skutecznie, abyś przez trud posłuszeństwa powrócił do Tego, od którego odszedłeś przez gnuśność nieposłuszeństwa (RegBen Prol 1n). „Słuchaj”, pierwsze słowo Reguły niesie w sobie ogromną treść. W pierwszym słowie naszkicowany jest cały program Reguły. Przede wszystkim mówi ono o postawie, której istotą jest wsłuchanie się w mądrość pochodzącą od mistrza. Jest ona głęboko zakorzeniona w chrześcijaństwie i tradycji Biblijnej. Człowiek i świat stworzony został przez Boga Jego słowem. O tej fundamentalnej wręcz metafizycznej prawdzie o świecie i człowieku często zapominamy. Stworzeni przez słowo sami w istocie jesteśmy o d p o w i e d z i ą . Ta głęboka prawda metafizyczna ma bardzo konkretne konsekwencje w życiu duchowym. Wynika z niej między innymi bardzo ogólna zasada, o której już wspomnieliśmy, że to, co jest autentycznie dobre w nas, wszelka pozytywna przemiana, dokonuje się tylko jako odpowiedź na Boże wezwanie. –3– Jeżeli jesteśmy odpowiedzią na przychodzące do nas słowo Boga, to najważniejsze w naszej postawie jest słuchanie Bożego wezwania i prawdziwe odpowiadanie. Wtedy naprawdę stajemy się tymi, którymi jesteśmy, bo dokonuje się w nas to, do czego Boże słowo nas wzywa. Właściwie całe nasze życie jest czasem danym nam na to, byśmy usłyszeli słowo Boże i na nie odpowiedzieli. Prawdą jest, że urodziliśmy się na tym świecie i żyjemy na nim i nasze życie kończy się śmiercią. W doczesnym wymiarze życie kończy się klęską, gdyż zawsze przegrywa ono ze śmiercią. Tak jest w perspektywie ziemskiej, ale w chrześcijańskiej perspektywie moment śmierci nakłada się na chwilę nowego narodzenia do życia prawdziwego, które już nie podlega śmierci. Przedziwna jest tajemnica rodzenia się człowieka. Posiada ono dwa etapy: pierwsze narodzenie do tego życia i drugie, które związane jest z nowym stworzeniem osiąganym po śmierci. O ile nikt nas nie pytał, czy chcemy się urodzić na tym świecie, gdyż nas nie było i nie było kogo pytać, o tyle teraz jesteśmy nieustannie pytani przez Boga o to, czy chcemy żyć w pełni. Dopiero wtedy, kiedy usłyszymy to pytanie i odpowiemy na nie pozytywnie, dokona się w nas nowe stworzenie, dopiero wtedy zaczniemy w pełni żyć. Ta perspektywa uświadamia nam, że możemy się prawdziwie realizować jedynie jako odpowiedź na Boże wezwanie. Dlatego pierwszym i najistotniejszym naszym zadaniem jest u s ł y s z e n i e B o ż e g o s ł o w a d o n a s skierowanego. Pan Jezus wielokrotnie wskazuje na taką potrzebę. Obrazowo mówi o tym przypowieść o siewcy: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedne [ziarna] padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na grunt skalisty, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne wreszcie padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha! (Mt 13,3–9). Według komentarza Pana Jezusa (zob. Mt 13,19–23) ziarnem jest słowo Boże. Ziarnem, które upadło na drogę, jest słowo, które nie zostało usłyszane i przyjęte, i dlatego zostało porwane przez ptaki. Ziarnem, które wpadło między skały, gdzie zaczęło kiełkować, ale ze względu na brak gleby uschło, –4– jest słowo, które zostało usłyszane bardzo płytko i dlatego nie miało szans się zakorzenić. Inne wpadło między ciernie, które są obrazem słowa zrozumianego, przyjętego, ale jednocześnie zagłuszonego przez doczesne troski. Zbytnie zatroskanie nie pozwoliło słowu się zakorzenić i wzrosnąć. Dopiero kiedy ziarno pada na dobrą glebę, w której może się zakorzenić, przynosi plon. Przy czym plon ten jest dla ludzi słuchających przypowieści niewyobrażalnie wielki. Przypowieść przypomina nam o potrzebie usłyszenia słowa i głębokiego przyjęcia go. Trzeba umieć słuchać i rozumieć, i nie dać się zagłuszyć troskom tego świata. Trzeba umieć przyjąć słowo takie, jakie jest. Wtedy jedynie możemy zrobić coś, co nas prawdziwie zakorzeni w prawdzie i życiu. Pierwsze zdanie Prologu: Słuchaj, synu, nauk mistrza i nakłoń [ku nim] ucho swego serca, jest wezwaniem, które należy odczytać w kontekście tego, co nam o słuchaniu mistrza mówi Ewangelia. Czytamy w niej: A wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi (...) Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo j e d e n j e s t t y l k o w a s z M i s t r z , C h r y s t u s (Mt 23,8.10). Słuchanie odnosi się do jedynego Mistrza, którym jest Chrystus. Jednak dzisiaj, kiedy nie chodzi On między nami tak, jak to miało miejsce 2000 lat temu, samo słuchanie staje się sztuką, wymaga ono bowiem dobrego rozeznania wszystkiego, co do nas przychodzi. Nie musimy się jednak martwić tym, że nie spotykamy Jezusa Chrystusa jako żyjącego człowieka. On sam powiedział w Ewangelii: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Paraklet nie przyjdzie do was... Duch Prawdy, doprowadzi was do całej Prawdy (J 16,7.13). Dalej Pan Jezus powiedział, że Duch Święty nie będzie nic mówił od siebie, nie będzie nauczał czegoś nowego, tylko przypomni to, co od Niego usłyszał. Dzięki Duchowi Prawdy słowo Chrystusa uzyskuje moc dotarcia do naszego serca, potrafimy je zrozumieć i w pełni przyjąć. Pan Jezus spotykał się z różnymi ludźmi. Przeciwnicy, którzy nie przyjmowali Jego nauki i na końcu skazali Go na śmierć, są obrazem ziarna, które spadło na drogę. Oni odrzucili słowo i dlatego nie są dla naszych rozważań ciekawi. Byli jednak i tacy, którzy słuchali i uwierzyli Mu póki Pan Jezus żył. –5– Usłyszane słowo jednak ich nie przemieniło, bo w sytuacji kryzysu: uwięzienia, męki i śmierci Jezusa wszyscy się załamali i rozpierzchli. Dopiero po Zmartwychwstaniu i przyjściu Ducha Świętego dokonała się przemiana w ich sercach. Podobnie jest z nami, naszym nauczycielem jest Duch Święty. Wspominaliśmy już wcześniej o „wewnętrznym nauczycielu” u św. Augustyna, którym dla niego jest Chrystus, wieczny Logos. On podpowiada nam, co jest prawdą. Taka, według Pana Jezusa, jest rola Ducha Świętego, Ducha Prawdy, który ma nas doprowadzać do całej prawdy. Dzieje się to dzięki temu, że nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe (zob. J 16,13). W każdym z nas mieszka Duch Święty, który przemawia wewnętrznie. Każdy może ten głos w sobie rozpoznać i za nim pójść. Chrystus przez Ducha trafia do nas w rozmaity sposób. Zwykle jednak za pośrednictwem ludzi. W drugim rozdziale Reguły czytamy, że „wiara widzi w opacie w klasztorze zastępcę Chrystusa” (RegBen 2,2). Chrystus przemawia do nas jednak i przez inne osoby, czasem nawet przez najmniejszego i ostatniego z braci oraz przez gości. Postawa słuchania zawiera w sobie czujność, swoiste wyczulenie na głos Mistrza. Pod koniec Reguły św. Benedykt powie o ogromnej wartości posłuszeństwa, które należy okazywać nie tylko opatowi, ale i sobie nawzajem (por. RegBen 71,1), czyli o wsłuchaniu się w słowa drugiego człowieka z pragnieniem spełniania nie swojej woli, lecz woli drugiego (zob. RegBen 5,12). Nie uciekamy w ten sposób od własnej wolności i odpowiedzialności. Byłoby to niezgodne z Bożym zamysłem, abyśmy byli sobą, byśmy byli wolni i świadomi własnych czynów. Posłuszeństwo słowom drugiego człowieka jest ćwiczeniem w dystansowaniu się do własnych chęci, aby stać się prawdziwie wolnym. Ale oznacza to jednocześnie, że nie możemy wypełniać zachcianek innych ludzi. Posłuszeństwo ma sens, jeśli służy odkrywaniu woli jedynego Mistrza. Nie potrzebne byłyby także klasztory pomyślane jako szkoły służby Pańskiej, jak je widzi w Prologu św. Benedykt. „Słuchanie” powinno być stałą postawą chrześcijanina, w szczególności mnicha od początku, aż do śmierci. Mnich zawsze pozostaje uczniem Mistrza, którego słów słucha. Br. Włodzimierz –6– Lectio divina KTO NIE GRZESZY MOWĄ, JEST MĘŻEM DOSKONAŁYM 3 1 Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, że tym bardziej surowy czeka nas sąd. 2 Wszyscy bowiem często upadamy. Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało. 3 Jeżeli przeto wkładamy koniom wędzidła do pysków, by nam były posłuszne, to kierujemy całym ich ciałem. 4 Oto nawet okrętom, choć tak są potężne i tak silnymi wichrami miotane, niepozorny ster nadaje taki kierunek, jaki odpowiada woli sternika. 5 Tak samo język, mimo że jest małym organem, ma powód do wielkich przechwałek. Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. 6 Tak i język jest ogniem, sferą nieprawości. Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia. 7 Wszystkie bowiem gatunki zwierząt i ptaków, gadów i stworzeń morskich można ujarzmić, i rzeczywiście ujarzmiła je natura ludzka. 8 Języka natomiast nikt z ludzi nie potrafi okiełznać; to zło niepohamowane, pełne zabójczego jadu. 9 Za jego pomocą wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. 10 Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może, bracia moi! 11 Czyż z tej samej szczeliny źródła wytryska woda słodka i gorzka? 12 Czy może, bracia moi, drzewo figowe rodzić oliwki albo winna latorośl figi? Także słone źródło nie może wydać słodkiej wody. Święty Jakub wypowiada bardzo mocne słowa, ostro i jednoznacznie na temat grzechów językiem. Jest to niezmiernie ważny tekst, który trzeba dobrze przeczytać. W Polsce najczęściej ludzie grzeszą językiem, a tego w ogóle nie zauważają. Skąd się to bierze? Istnieje ogromna potrzeba poczucia bycia w porządku. Aby to poczucie posiadać i utrzymywać, porównujemy się z innymi. Bardzo nam pomaga to, że u nich widzimy braki i złe postępowanie. Na tym tle łatwo nam widzieć siebie w dobrym świetle. Stąd złe mówienie o innych jest tak dla nas „ważne”. Ponadto wydaje się nam, że siebie znamy, że wiemy, co robimy i dlaczego, że to co sami robimy, jest w porządku, jest normalne i naturalne, bo przecież mamy dobre intencje (!). Takie nasze przekonanie zaczyna się chwiać dopiero wtedy, gdy pojawia się jakieś ograniczenie, gdy istnieje zewnętrzne prawo, które czegoś od nas wymaga. Okazuje się, że to prawo budzi w nas opór, bunt. Ten mechanizm odsłania bardzo dobrze św. Paweł w 7. rozdziale Listu do Rzymian: Jak długo bowiem wiedliśmy życie cielesne, grzeszne namiętności [wzbudzane] przez Prawo działały w naszych członkach, by owoc przynosić śmierci (Rz 7,5) i dalej: Nie wiedziałbym bowiem, co to jest pożądanie, gdyby Prawo nie mówiło: Nie pożądaj! Z przy–7– kazania tego czerpiąc podnietę, grzech wzbudził we mnie wszelakie pożądanie. Bo gdy nie ma Prawa, grzech jest w stanie śmierci (Rz 7,7n). Gdy się pojawia „zagrożenie” polegające na tym, że nasze postępowanie mogłoby być złe, uruchamia się obronny mechanizm usprawiedliwiania siebie. Znajdujemy wiele racji, dla których nasze postępowanie sprzeczne z normami, jest jednak dobre, a przynajmniej ponieważ inni są gorsi i to o wiele gorsi, możemy liczyć na Bożą wyrozumiałość dla naszych słabości. Albo uznajcie, że drzewo jest dobre, wtedy i jego owoc jest dobry, albo uznajcie, że drzewo jest złe, wtedy i owoc jego jest zły; bo z owocu poznaje się drzewo. 34 Plemię żmijowe! Jakże wy możecie mówić dobrze, skoro źli jesteście? Przecież z obfitości serca usta mówią. 35 Dobry człowiek z dobrego skarbca wydobywa dobre rzeczy, zły człowiek ze złego skarbca wydobywa złe rzeczy. 36 A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. 37 Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony» (Mt 12,33−37). 33 Kiedy żyjemy spontanicznie, to właściwie żyjemy bez Prawa i wydaje się nam, że jesteśmy sobą, bo robimy to, co sami chcemy. Kiedy jednak o wartości naszego życia rozstrzygają jakieś prawa, to nie możemy robić dowolnych rzeczy, ale jedynie te, które są zgodne z naszą istotą. Robiąc coś wbrew temu prawu, okazujemy się niegodziwi, a robiąc coś zgodnie z nim, okazujemy się prawi, sprawiedliwi. O tym kim jesteśmy naprawdę rozstrzyga to, co się dzieje w naszym sercu, które według Katechizmu jest naszym ukrytym centrum, do którego nie ma bezpośredniego dostępu ani nasz rozum ani nasza wola. Jedynie Duch Święty przenika nasze serce (zob. KKK 2563). Natomiast wypowiadane słowa najszybciej odsłaniają to, co się w sercu dzieje, bo przecież z obfitości serca usta mówią. Święty Jakub dosadnie, ale prawdziwie określa grzech popełniany językiem. Na początku bardzo szlachetnie stwierdza: Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało. Jest to pozytywne kryterium, które jednak mówi o tym, że opanowanie języka jest wielką sztuką. Obawiam się, że w swoim życiu spotkałem tylko jednego takiego człowieka (!). Znałem go krótko, ale z relacji o nim wynikało, że nikt nie słyszał, aby coś złego powiedział o innych ludziach. Opanowanie języka jest wielką sztuką, ale jednocześnie jest wysiłkiem, który przynosi ogromne korzyści, bo daje nam zdolność panowania nad całym –8– ciałem czyli nad całym naszym życiem. Jednak ze swej natury jest on „sferą nieprawości”, jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia. Ta prawda była znana już mędrcom Starego Testamentu. Warto w tym miejscu przypomnieć tekst z Księgi Mądrości Syracha, również wspaniały tekst o grzechach języka, który ukazuje jego przewrotność i niegodziwość: Przeklinajcie potwarcę i człowieka o dwoistej mowie: zgubi bowiem wielu żyjących w zgodzie. Trzeci język wielu unieszczęśliwił i skazał ich na tułaczkę od narodu do narodu, zburzył miasta potężne i domy możnych obalił. Trzeci język oddalił żony od mężów i pozbawił je owocu ich trudów. Kto nastawia mu ucha, nie znajdzie spoczynku ani nie będzie mieszkał spokojnie. Uderzenie rózgi wywołuje sińce, uderzenie języka łamie kości. Wielu padło od ostrza miecza, ale nie tylu, co od języka. Szczęśliwy, kto przed nim był zasłonięty, kto nie doświadczył jego złości, kto nie dźwigał jego jarzma i nie był związany jego pętami. Jarzmo jego to jarzmo żelazne, a pęta jego są pętami z brązu. Okrutną śmierć on zadaje, nawet Otchłań jest lepsza od niego. Nie opanuje on bogobojnych i nie będą się palili w jego płomieniu. Natomiast ci, którzy Pana porzucają, weń wpadną, zapali się w nich i nigdy nie wygaśnie; jak lew będzie przeciw nim wysłany i rozszarpie ich jak pantera. Uważaj! Otocz posiadłość swą płotem z cierni, srebro swoje i złoto mocno zawiąż; –9– słowom twoim spraw wagę i ciężarki, a ustom spraw drzwi i zasuwę! Bacz, abyś przez język się nie potknął, i byś nie upadł przed tym, kto ci gotuje zasadzkę (Syr 28,13–26). Widać, że Jakub miał z czego czerpać. Księgi mądrościowe Starego Testamentu zawierają więcej podobnych treści. Prawdą jest, że wszyscy na różny sposób upadamy przez język. Do grzechów języka należy chyba najczęściej popełniany grzech obmowy, czyli przekazywanie komuś złych wiadomości, które uznajemy za prawdziwe (!), o kimś innym bez istotnego powodu. Można przekazywać takie informacje, ale tylko wtedy, kiedy powód, dla którego się to robi, jest bardzo ważny. Wartość, dla której się mówi o złu drugiego człowieka, jest większa od odebrania mu w tym momencie dobrego imienia u adresata naszej wypowiedzi. Do takich wartości należy np. konieczne ostrzeżenie kogoś przed złodziejem. Podobnie, kiedy zastanawiamy się jak człowiekowi pomóc, musimy spojrzeć na niego kompleksowo i mówić także o złych rzeczach, żeby móc dobrać właściwe środki pomocy. Natomiast, kiedy mówi się złe rzeczy dla zaspokojenie ciekawości innych, albo dlatego, żeby się wykazać, że coś nowego wiemy, popełnia się grzech. Zazwyczaj zasłaniamy się stwierdzeniem, że mówimy prawdę. I pewnie mamy takie przekonanie, co niekoniecznie musi być zgodne z prawdą. Jednak owa „prawda”, która zawsze jest cząstkowa, nas nie usprawiedliwia! Każdy uważa, że mówi prawdę. Często jednak opiera się ona na naszych mniemaniach wywodzących się z ocen, wniosków, domysłów. Niezmiernie prawdziwe jest powiedzenie: „każdy sądzi według siebie” i dlatego często osąd innych najwięcej mówi o tym, który taki osąd wypowiada. Natomiast Pan Jezus nauczał: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni (Mt 7,1). Sposób patrzenia człowieka dyktowany jest tym, co się w nim dzieje, czyli tym, co jest w jego sercu. Nie tylko odbiera dobre imię innym, ale także sam wzmacnia czarnowidzenie i tym samym sam siebie niszczy. Bierze udział w propagowaniu zła. Przekonanie o głoszeniu prawdy nie usprawiedliwia grzechu obmowy. Często grzech obmowy przeradza się w grzech oczerniania, czyli bezpodstawne mówienia o złu, którego nie ma. Do odebrania dobrego imienia dołącza się ponadto grzech kłamstwa. Dlatego oczernienie jest gorsze od obmowy, jest bardziej diaboliczne. Innymi grzechami języka są: przeklinanie, złorzeczenie, agresja w mowie, przedrzeźnianie, wyśmiewanie itd. – 10 – Grzechem, który najczęściej uchodzi naszej uwagi jest narzekanie. Święty Benedykt nazywa to szemraniem. Wyrażanie swego niezadowolenia czasami może być jedynie wewnętrzne. Cóż zatem w tym złego, skoro człowiek jedynie sam sobie szkodzi, nie innym? Szemranie jest złe przez to, że otwiera serce na działanie Złego, który jest oskarżycielem braci i chce w nas zniszczyć miłość do innych przez zaszczepienie nieufności, niezadowolenia, niechęci do innych i to w samym sercu. Dlatego św. Benedykt w Regule występuje tak zdecydowanie przeciwko szemraniu pod każdą postacią. Z jednej strony ostrzega przed nim każdego, a z drugiej nakazuje przełożonym, żeby tak postępowali, rozstrzygali sprawy i troszczyli się o wszystko, co niezbędne dla mnichów, żeby ci nie mieli powodów do szemrania. Kiedy ludzie czują się pokrzywdzeni, szemranie samo się narzuca. Grzechy języka robią ogromne spustoszenie w wymiarze społecznym, o czym pisał Syrach. Niestety u nas w środkach masowego przekazu robi się bardzo często krzywdę ludziom przez obmowę, oczernienie, insynuacje itd. Ilu szlachetnych ludzi w ten sposób zniszczono w wymiarze życia społecznego?! Mogliby dużo dobrego zrobić, a zostali wyeliminowani, zniszczeni. Istnieje bardzo mocne prawo w przekazie informacji: pierwsza informacja jest najmocniejsza. Dlatego jeśli rzuci się szkalującą informację, to choćby człowiek był niewinny, to się od tego oskarżenia nie wybroni. Pierwsza informacja pozostaje zakodowana i rozsiewa fatalną aurę, pozostaje mniemanie, że coś tam było na rzeczy, mimo tego że nie ma to nic wspólnego z prawdą. I to się wykorzystuje w mediach w sposób brutalny. Podobnie działa zasada Goebbelsa: „kłam, kłam, a zawsze coś z tego zostanie”. Dlatego jeżeli się czyta prasę czy ogląda informacje, trzeba być bardzo krytycznym i wiedzieć, że nasza psychika jest podatna na kłamstwo i insynuacje, dlatego powinniśmy być podwójnie sceptyczni. Jeżeli ktoś po fałszywej informacji w mediach wystąpi do sądu, to sprawa będzie trwała długo, a po kilku miesiącach, a czasem latach ukazuje się drobnym drukiem na końcu gazety informacja o przeproszeniu za pomówienie, co nie zwraca człowiekowi dobrego imienia. Kiedyś jeden z arcybiskupów w Stanach był oskarżony przez jakiegoś chłopaka o pedofilię, kilka lat trwała sprawa sądowa. Na łożu śmierci otrzymał wyrok uniewinniający (!). To jakaś ironia. Czasami ludzie robią takie rzeczy z chęci zysku, czasem ma to podłoże ideologiczne, żeby przeciwnika zniesławić. Niestety zdarza się to we wszystkich środowiskach, nie tylko zlaicyzowanych, ale także katolickich (!). – 11 – To jest przerażające, bo całkowicie sprzeczne z Ewangelią, co powoduje zgorszenie publiczne. Z drugiej strony obecnie społeczeństwo jest „tolerancyjne” i przymyka oczy np. na rozwód Sarkozego i małżeństwo z modelką. Nikomu to nie przeszkadza. Kij ma zawsze dwa końce i opluwanie ludzi prowadzi do zobojętnienia i demoralizacji całego społeczeństwa. Jakub pisze o tym, dając wyraziste obrazy, a z drugiej strony: Jeśli kto nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym. Dlatego praca nad językiem jest ogromnym zadaniem. Jeżeli znajdziemy się w środowisku grzeszącym językiem, to pierwsza zasada jest: nie dać się pokonać złu. Jeżeli szerzy się tam złość, agresję czy nienawiść do kogoś, to nie dać sobie tego zaszczepić, bo najgorsze jest to, że taki jad wsącza się do serca. I to jest szatańskie. G. Bunge napisał książeczkę „Wino demonów i chleb anielski”. Tym winem demonów jest gniew, a chlebem anielskim łagodność. Ważne jest, żeby nie dać sobie zaszczepić tego jadu. Wszczepianie zła to coś strasznego. Jeżeli ktoś daje sobie to zaszczepić, nie może być dobrym, bo z obfitości serca mówią usta. Język nienawiści nie ma nic wspólnego z Chrystusem i Jego Ewangelią: słone źródło nie może wydać słodkiej wody. Kto spośród was jest mądry i rozsądny? Niech wykaże się w swoim nienagannym postępowaniu uczynkami spełnianymi z łagodnością właściwą mądrości! 14 Ale jeśli żywicie w sercach waszych gorzką zazdrość i skłonność do kłótni, to nie przechwalajcie się i nie kłamcie wbrew prawdzie. 15 Nie na tym polega zstępująca z góry mądrość, ale mądrość ziemska, zmysłowa i szatańska. 16 Gdzie bowiem zazdrość i żądza sporu tam też bezład i wszelki występek. 17 Mądrość zaś [zstępująca] z góry jest przede wszystkim czysta, dalej – skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy. 18 Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój. 13 Najczęściej wielomówstwo jest wyrazem wewnętrznego nieuporządkowania. Człowiek zamiast wsłuchać się w to, co jest, chce zagadać rzeczywistość, narzucić jej swoje pomysły. Żeby miało sens to, co mówimy, musimy wpierw nauczyć się słuchać. Odnosi się to nie tylko do dialogu z drugim, którego wpierw trzeba wysłuchać i zrozumieć, co on mówi, żeby móc mu prawdziwie odpowiedzieć. Ponadto musimy jeszcze w swoim sercu usłyszeć prawdziwą odpowiedź dla niego. Tylko w milczeniu, w skupieniu się w słuchaniu jesteśmy w stanie mówić prawdę, która rodzi się ze słuchania tego, co od Boga. Tylko taka prawda buduje. Warto się zastanowić, ile rozmów budujących przeprowadziliśmy w życiu. Niestety większość rozmów to jedynie gadanina. – 12 – Zobaczmy, że św. Jakub rozpoznaje prawdę po owocach, a nie po żadnych formalnych zasadach lub deklaracjach. Podane przez św. Jakuba owoce harmonizują z tymi, jakie podaje św. Paweł w swoich listach. Jednym ciągiem przedstawia je w Liście do Galatów, gdzie mowa jest o owocach Ducha: Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa (Ga 5,22n). Do tej listy trzeba dodać pokorę, przebaczenie i wdzięczność. Po nich można poznać, że działa Duch Święty. Natomiast jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała [czyli przeciwieństwa Ducha]: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, 20 bałwochwalstwo, czary, nienawiść, spory, zawiść, gniewy, pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, 21 zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne (Ga 5,19–21). W pojęciu ciała nie chodzi jedynie o naszą fizyczność, bo nie mają z nią nic wspólnego wymienione: nie nawiść, spory, zawiść, gniewy, pogoń za zaszczytami, niezgoda rozłamy, zazdrość. One oznaczają kierowanie się zasadami tego świata, na którym dominują trzy pożądliwości: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia (1 J 2,16). U Jakuba mamy podobne kryterium. Jeżeli mamy do czynienia ze sporami, gniewem, to jest to mądrość tego świata i szatańska. Mówi to jednoznacznie: Mądrość zaś [zstępująca] z góry jest przede wszystkim czysta, dalej – skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy i dodaje Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój. Pokój, wydaje się, jest najłatwiej uchwytnym owocem. Miłość można bowiem na różny sposób rozumieć i można ją pomylić z namiętnością, emocjonalnym zauroczeniem, natomiast radość można pomylić z wesołością. Pokój jest chyba bardziej jednoznaczny. Mądrość polega na szukaniu pokoju, a nie na rozbudzaniu złości, agresji, niechęci. Jeżeli ktoś tak postępuje, to służy dziełu diabła, choćby robił to „w imię Kościoła”. Nie liczą się deklaracje, tylko owoce naszego postępowania. Natomiast u nas niestety najczęściej kryterium rozpoznania są deklaracje i zewnętrzne praktyki, jak np. chodzenie do kościoła. Święty Jakub pisał wcześniej, że także i złe duchy wierzą i drżą (Jk 2,19). Sama wiara w sensie wiedzy, a tym bardziej w sensie deklaracji, nic jeszcze nie znaczy. Święty Jakub wyraźnie mówi: Ale jeśli żywicie w sercach waszych gorzką zazdrość i skłonność do kłótni, to nie przechwalajcie się i nie kłamcie wbrew prawdzie. Żadna deklaracja nie jest w stanie zamazać owoców, które świadczą o tym czy naprawdę idziemy do Boga czy nie. Br. Włodzimierz – 13 – Historia BENEDYKTYNI W ZIEMI ŚWIĘTEJ Naznaczona życiem i męką Jezusa Chrystusa Ziemia Święta, która już u zarania chrześcijaństwa napojona została krwią męczenników, od samego początku pociągała chrześcijan z całego ówczesnego świata. Wielu z nich marzyło o tym, aby przybyć tu i odnaleźć ślady Zbawiciela. Niektórzy z nich rzeczywiście wybierali się w drogę, ale nie wszyscy docierali do celu. Dla wielu z nich pielgrzymka ta stawała się wypełnieniem ziemskiego życia, ostatnią podróżą, która, choć nie w Ziemi Świętej, kończyła się spotykaniem z Chrystusem Zmartwychwstałym w niebiańskiej Jerozolimie. Ci, dla których ważne stało się głębsze życie duchowe, bardzo często osiadali tutaj, aby w bliskości miejsc świętych starać się wniknąć w prawdy zbawcze. To właśnie tutaj, tj. w Egipcie i Palestynie, narodził się ruch monastyczny, który bardzo szybko rozprzestrzenił się poza jej granice. Fenomenem nowo powstających zakonów jest niesamowicie intensywny rozwój na samym początku kształtowania się danej duchowości. Bardzo często jeszcze za życia założyciela rodzina zakonna liczy już kilka tysięcy człon– 14 – ków i posiada dziesiątki domów nowopowstałego instytutu zakonnego. Charyzmat założyciela i reguła życia pociągają adeptów. Nie inaczej rzecz miała się ze św. Benedyktem (480-547), który był takim magnesem dla wielu szukających Boga. „Mamy zatem założyć szkołę służby Pańskiej – pisze w swojej Regule, która stała się fundamentem życia dla jego naśladowców – Ufamy przy tym, że zakładając ją nie ustanowimy nic surowego ani nazbyt trudnego” (RegBen, Prolog, 45-46). Warto tutaj wspomnieć, że św. Benedykt nie jest sensu stricte założycielem zakonu, gdyż, co może zabrzmieć trochę paradoksalnie, taki w gruncie rzeczy nie istnieje. Istnieją mnisi benedyktyńscy, którzy w różnych opactwach starają się realizować powołanie monastyczne. Słuszniejsze wydaje się mówienie o rodzinie benedyktyńskiej, która jest czymś dużo głębszym i szerszym niż jurydycznie rozumiany zakon, a w związku z tym całkowicie uzasadnione jest nazywanie św. Benedykta ojcem monastycyzmu zachodniego. Wiele istniejących już za czasów św. Benedykta klasztorów mniszych przyjmowało napisaną przez niego Regułę, powiększając w ten sposób rodzinę benedyktyńską. Św. Benedykt nie był pierwszym, który obrał drogę monastyczną, ale był tym, który nadał jej kierunek i formę istniejącą w Kościele zachodnim także i dziś. Pierwszy biograf św. Benedykta, św. Grzegorz Wielki (540-590-604), należący do drugiego pokolenia benedyktynów, został wybrany na papieża w 590 r., a więc w nieco ponad 40 lat po jego śmierci, co świadczy o sile oddziaływania duchowości benedyktyńskiej na życie ówczesnego Kościoła. 1. Pierwsza fundacja z VII wieku Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że pierwszy klasztor benedyktynów w Ziemi Świętej jest fundacją papieża Grzegorza Wielkiego. Ówczesny kronikarz Grzegorza, diakon Joannes, pisze, że opatowi Prolusowi z klasztoru św. Andrzeja w Rzymie została powierzona przez papieża misja założenia klasztorów w Jerozolimie i na Synaju. Jest wielce prawdopodobne, że opat Prolus wysłał mnichów swego opactwa, aby poza klasztorem założyli także hospicjum dla pielgrzymów przybywających do tych świętych miejsc. Gościnność i troska o pielgrzymów, w duchu Reguły św. Benedykta, były głównymi zadaniami pierwszej benedyktyńskiej fundacji w Ziemi Świętej. W swojej Regule poucza on bowiem mnichów: „Wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa […]. Wszystkim trzeba też okazywać należny szacunek, a zwłaszcza zaś braciom w wierze (Ga 6,16) – 15 – oraz pielgrzymom. […] Z największą troskliwością należy przyjmować ubogich i pielgrzymów, ponieważ w nich to przede wszystkim przyjmujemy Chrystusa. Ludziom bogatym sama ich pozycja zapewnia zawsze szacunek” (RegBen, 53, 1-2. 15). Nie wiemy ile klasztorów, hospicjów, kościołów lub kaplic w Jerozolimie założyli pierwsi benedyktyni do czasu inwazji Persów w roku 614. W dokumentach historycznych z tamtych czasów mowa jest o tym, że ponad 300 chrześcijańskich obiektów uległo zniszczeniu, zwłaszcza podczas pożogi najeźdźcy. Prawdopodobnie także fundacje Grzegorza Wielkiego padły jej ofiarą, jednakże nie posiadamy dokładniejszych danych historycznych na ten temat. 2. Fundacje Karola Wielkiego w IX wieku Za panowania Karola Wielkiego (742-800-814), szczególnego protektora benedyktynów, mają miejsce nowe fundacje w Ziemi Świętej. Cesarz zakłada w Palestynie przynajmniej trzy klasztory: Sancta Maria Latina, opactwo na Górze Oliwnej oraz konwent sióstr w sąsiedztwie Bazyliki Grobu Bożego. a) Fundacja Sancta Maria Latina Pierwszą fundacją Karola Wielkiego był kościół klasztorny Sancta Maria Latina. Zgodnie z oczekiwaniami do klasztoru należało nie tylko duże hospicjum, ale także zasobna biblioteka. Aby zapewnić funkcjonowanie tego projektu, Karol Wielki założył specjalną fundację, której zadaniem była troska o regularnie przesyłanie ofiar i darowizn do Palestyny. W kronice Glabera z roku 900 znajdujemy sprawozdanie o datkach z ojczystych klasztorów, a także o tym, że mnisi każdego roku udawali się do Rouen, aby zbierać ofiary na Ziemię Świętą. Wspomniane są liczne ofiary i bogate darowizny z końca IX i z początku X wieku, przesłane przez angielskiego króla Alfreda Wielkiego (849-871-899). b) Fundacja na Górze Oliwnej Szczególną rolę w relacjach z Karolem Wielkim odgrywało opactwo na Górze Oliwnej. O jego istnieniu dowiadujemy się z listu z 809 roku jednego z zakonników do papieża Leona III (750-795-816), w którym wspomina on o wielokrotnym wsparciu klasztoru przez samego monarchę, a także o pomocy udzielanej mu przez patriarchę jerozolimskiego oraz przez możnego – 16 – przyjaciela Karola Wielkiego, abbasydzkiego kalifa Haruna ar-Raszida (763786-809). Biograf Karola Wielkiego wspomina o tym klasztorze jako o wyjątkowej budowli na miejscu, gdzie Jezus nauczył swoich uczniów modlitwy Ojcze nasz. W wielu miejscach kronikarz wzmiankuje owe opactwo na Górze Oliwnej. Znane są imiona pierwszych opatów, Grzegorza Englbalda i Dominika. Posiadamy także informacje o istniejących konfliktach z mnichami Franków za czasów opata Dominika oraz z mnichami wschodnimi, z klasztoru Mar Saby, w czasie urzędowania igumena Jana. Wzajemne oskarżenia, kłótnie o miejsca święte oraz spory teologiczne mają w Jerozolimie, jak i większość innych problemów, bardzo długą historię. c) Fundacje przy Bazylice Grobu Bożego, w Betlejem oraz na Hakeldamach Niewiele informacji posiadamy na temat klasztoru mniszek benedyktyńskich w sąsiedztwie Grobu Bożego, poza samym potwierdzeniem istnienia tejże fundacji. W źródłach wspomniane są jeszcze dwa klasztory z tego okresu, brak jednak dokładniejszych danych, poza prostym wymienieniem ich istnienia. Były to klasztor w Betlejem oraz klasztor na Hakeldamach. Oba zostały zniszczone na początku IX w., podczas trwającej w latach 810-813 wojny domowej pomiędzy dwoma synami Haruna ar-Raszida, Al-Mamunem (786813-833) i Al-Aminem (787-809-813). W trakcie panowania fatymidzkiego kalifa Egiptu Al-Hakima (985-9961021), zwanego Neronem Wschodu, chrześcijanie na Bliskim Wschodzie doświadczyli okresu intensywnych prześladowań religijnych. W 1009 roku kalif wydał rozkaz zburzenia kościołów w Palestynie, Egipcie i Syrii, a przede wszystkim Bazyliki Grobu Bożego. Chrześcijański medyk i historyk, Yahya ibn Sa‘id al-Antaki, znany jako Yahya z Antiochii (975-1066), pisze w swoich Annałach: „Zabrali całe wyposażenie świątyni, a następnie doszczętnie je zniszczyli, pozostawiając jedynie te jego elementy, których zniszczyć nie mogli. Zniszczyli również Kalwarię oraz kościół wzniesiony przez Konstantyna wraz ze wszystkim, co znajdowało się w jego obrębie. Próbowali także zbezcześcić święte szczątki. Dzieło zniszczenia rozpoczęli we wtorek, piątego dnia przed końcem miesiąca safar w 400 roku od ucieczki Proroka” (tj. 17 października 1009 roku). W związku z tym, pomimo tego, że nie posiadamy dokładniejszych przekazów historycznych, można przyjąć, – 17 – że wszystkie trzy fundacje Karola Wielkiego, klasztory jak i hospicja, uległy zniszczeniu w roku 1010, podczas najazdu Al-Hakima. 3. Nowe projekty w XI wieku i ich zniszczenie w 1187 roku Benedyktyni przybywają ponownie do Ziemi Świętej jeszcze w tym samym roku, w którym Al-Hakim dokonał zniszczenia klasztorów. Jego matka, chrześcijanka, wymogła na synu pozwolenie na powrót chrześcijan do Ziemi Świętej a także odbudowę zniszczonych kościołów i klasztorów. a) Fundacja św. Bononiusa Włoski mnich Bononius († 1026), uczeń św. Romualda (951-1027), został przez swojego mistrza wysłany z misją kaznodziejską do Egiptu i Syrii. Osiadł on w Kairze, gdzie pomógł ludności miejscowej odbudować kilka kościołów i klasztorów benedyktyńskich. Przez pewien czas żył także na Synaju jako eremita. Prekursor dyplomatyki, Jean Mabillon (1632-1707), który swoje życie monastyczne w opactwie Saint Germain poświęcił badaniu autentyczności dokumentów związanych z powstaniem i początkami benedyktynów, twierdzi, że Bononius założył na Synaju i w Betlejem dwa opactwa. b) Odbudowa klasztoru Sancta Maria Latina Szczególne znaczenie dla zakładania klasztorów benedyktyńskich w Ziemi Świętej mieli kupcy z Amalfi, miejscowości w dzisiejszej prowincji Salerno, leżącej niegdyś na przecięciu bizantyjskiego, arabskiego i zachodnioeuropejskiego szlaków handlowych. Posiadali oni liczne przywileje handlowe a także byli głównymi dostawcami towarów dla papieży. Urodzony w Palestynie Wilhelm z Tyru (1130-1186), biskup Tyru i średniowieczny kronikarz, w swoim dziele Historia rerum in partibus transmarinarum gestarum, opisującym dzieje pierwszej krucjaty i Królestwa Jerozolimskiego, zaświadcza, że ich interesy na Bliskim Wschodzie były bardzo dobrze zorganizowane i przynosiły profity, co zaś szczególnie ważne, utrzymywali oni przyjacielskie relacje z kalifami, także z kalifami z Egiptu. Dzięki temu otrzymali placet na sprowadzenie do Jerozolimy benedyktynów w celu rozpoczęcia przez nich odbudowy klasztoru Sancta Maria Latina oraz schroniska dla pielgrzymów. Warto w tym miejscu zauważyć, że od XI w. wśród pielgrzymów wzrasta liczba kobiet. Mnisi przy klasztorze Sancta Maria Latina, dzięki wydatnej pomocy kupców z Amalfi, otworzyli drugie hospicjum dla kobiet pielgrzymów pod nazwą Sancta Maria Minor. – 18 – Wzmianki o fundacji tych klasztorów i hospicjów znajdują się w kronikach Opactwa Świętej Trójcy w Cava de’ Tirreni. Opat tegoż klasztoru polecił zbudowanie statku, który regularnie przewoził mnichów i pielgrzymów do Ziemi Świętej. Kronikarz zaznacza także, że zakonnicy z Sancta Maria Latina troszczyli się o rozwój nauki i handlu na Bliskim Wschodzie. Pochodzący z Nadrenii Albert z Akwizgranu, dwunastowieczny chrześcijański kronikarz i historyk pierwszej wyprawy krzyżowej, relacjonuje, że oba klasztory, mnichów za czasów opata Gerarda i mniszek za czasów ksieni Agnes, podczas oblężenia Jerozolimy przez krzyżowców nie zostały zniszczone. Zaznacza on jednocześnie, że zarówno benedyktyni jak i benedyktynki pełnili posługę dla chorych i ubogich pielgrzymów. Informację tę uzupełnia Johannes z Würzburga, autor Descriptio terrae sanctae, który w drugiej połowie XII w. odwiedził Ziemię Świętą, podając konkretne dane, mianowicie, że 2000 osób korzystało z pomocy benedyktyńskiej. Jak na ówczesne czasy była to liczna kolosalna, wskazująca na rozmach przedsięwzięcia. Jest to jednocześnie okres powstawania zakonów rycerskich, a klasztor Sancta Maria Latina zaczyna odgrywać rolę nowego ruchu rycerstwa szpitalnego, dając początek Rycerzom św. Jana z Jerozolimy zwanych także Kawalerami Maltańskimi. c) Fundacja "Naszej Pani z Doliny Jozafata" Za czasów krzyżowców duże znaczenie nabrała nowa fundacja o nazwie Opactwo Notre Dame z Doliny Jozafata, założone przez opata Hugona z Cluny (1024-1109). Bp. Wilhelm z Tyru patronat nad opactwem przekazał Gotfrydowi z Bouillon (1058-1100). Opactwo w Cluny, które odegrało w Kościele wielką rolę poprzez tzw. reformę kluniacką, cieszyło się sławą potężnej kongregacji benedyktyńskiej, z wielką liczbą podległych klasztorów założonych przezeń zarówno na Wschodzie jak i w ówczesnym świecie zachodnim. Do najbardziej znanych i wpływowych fundacji założonych przez Cluny na Bliskim Wschodzie, na Sycylii, w Apulii i Kalabrii, zaliczane jest właśnie Opactwo Notre Dame z Doliny Jozafata wraz z przyległym doń szpitalem, hospicjum oraz siedzibą bractwa, którego członkiem był Baldwin I z Boulogne (?-1100-1118), który jako pierwszy koronował się na króla Jerozolimy. Hrabia Roger I „Wielki” de Hauteville (1031-1101) zakłada, jako główną siedzibę wspomagającą to kluniackie opactwo, klasztor św. Magdaleny w Messynie, skąd corocznie zaopatrywano we wszelkie dobra szpital i przynależne do opactwa hospicjum w Dolinie Jozafata. – 19 – d) Fundacja na Górze Tabor Jest wielce prawdopodobne, że benedyktyni przybyli na Górę Przemienienia jeszcze przed przybyciem do Ziemi Świętej krzyżowców. Cluny, które w owym czasie stało u szczytu swojej działalności, wysłało na Górę Tabor mnichów, pomimo tego, że ów klasztor jeszcze przed ich przybyciem cieszył się niezależnością i stabilnością. W roku 1103 papież Paschalis II (1053-1099 -1118), w specjalnym piśmie z 29 czerwca, przyznał opatowi z Taboru tytuł arcybiskupa Galilei i Tyberiady. Tytuł ten potwierdził także dla opata Ponsa papież Eugeniusz III (1085-1145-1153). Rok 1113 zapisał się jako szczególnie trudny dla opactwa na Taborze. Turcy, pod wodzą Malduka, najeżdżają Galileę i przejmują Tabor. Zamordowanych zostało wówczas 72 mnichów i pracowników klasztoru. Pomimo tego, że opactwo zostało odbudowane i otoczone murami obronnymi, nie odzyskało jednak swojej wcześniejszej świetności i ponownie legło w gruzach podczas najazdu Saladyna (1137-1171-1193). e) Mniejsze wspólnoty monastyczne Oprócz opisanych już fundacji benedyktyńskich w Ziemi Świętej wspomnieć trzeba jeszcze mniejsze wspólnoty mnichów żyjących według Reguły św. Benedykta. Benedyktynom przypisuje się utworzenie w czasach krzyżowców klasztoru u podnóża Góry Mojżesza na Synaju przeznaczonego dla mnichów pochodzących z Grecji. Istnieją również źródła historyczne mówiące o istnieniu klasztoru mniszek benedyktyńskich przy sadzawce Betesda. Kroniki benedyktyńskie wspominają także o istnieniu opactwa św. Łazarza w Betanii. Ta fundacja podwójnego klasztoru dla mniszek i mnichów utworzona została na życzenie papieża Celestyna II (?-1143-1144). Wszystkie wymienione klasztory benedyktyńskie zostały zniszczone bądź też zamienione na meczety lub szkoły koraniczne po opanowaniu Jerozolimy w roku 1187 przez Saladyna. Większość mniszek i mnichów z tych monasterów zbiegła w roku 1187 do Akki, skąd najprawdopodobniej odpłynęli oni do klasztorów europejskich. Po zwycięstwie odniesionym przez Saladyna przez prawie 700 lat nie powstały w Ziemi Świętej żadne fundacje benedyktyńskie. cdn O. Bernhard Alter OSB – 20 – Z historii oblatów + PAX + 23/VIII/41 sobota Tyniec Wczoraj tak mi dzień zleciał, że nie miałem czasu pisać. A wieczorem byłem już zbyt zmęczony i senny. Jeszcze trochę poczytałem, jeszcze zmówiłem różaniec – i świeca zgasła. Dziś jest pochmurno, wietrzno i zimno. Wczoraj było słonecznie, ale również chłodno i z wicherkiem. Zanotuję dla pamięci porządek dnia w Opactwie i np. moje wczorajsze zajęcie. Wstajemy o godz. 5-ej. Laudes et prima o godz. 520. Rozmyślanie prywatne o 6-ej. Potym Msza św. O godz. 730 śniadanie (kawa – chleb – twaróg). Następnie do południa jest czas pracy. Ja w tym czasie czytałem, miałem konferencję z O. K. van Ostem, wyszedłem troszkę na ogród, miałem wywiad z O. Janem – jako z organistą (przy fisharmonii). – O godz. 1240 Tertia, Sexta, Nona i Angelus. O 13-ej obiad (czytanie Rev. Francuskiej) po obiedzie wspólne rekreacje ojców – spacer poza klasztor. O 1430 sprawy osobiste, czytanie i drzemka. – 1530 Vespere. Następnie o 16 przeglądałem bibliotekę wraz z o. Dominikiem. I zaraz miałem drugą konferencję z przeorem. – O 1740 o. Jan – biblista miał wykład „De topografia terrae sancta”. O. Jan ma szczere ambicje naukowe, siedzi w tłumaczeniu Starego Testamentu i spodziewa się, że może Pan Bóg raczy użyć go do pożytecznego dzieła. O godz. 1840 – w chórze „Completorium” – w pełnej „obsadzie” – ojców i braci. O 19-ej wieczerza (kasza z troszką mleka i kawałek chleba) po kolacji spacer na wybrzeże Wisły, pod skały urwiste Tyńca. O. K. van Ost opowiedział mi swoje bojowanie w Polsce. Od r. 1924. – O godz. 20-ej – Matutinum – w chórze. Około 9-ej wiecz. czas spoczynku. (Jeszcze zwykle jest coś do załatwienia). Dzień okropnie nabity. Współżycie ojców jest bardzo równe, zgodne, spokojne. Nie widzę – jak gdzie indziej intryg, skarg i narzekań. Staram się z każdym z ojców mieć dłuższą rozmowę. Za chwilę już ma do mnie przyjść o. przeor. Przed chwilą wziął ode mnie o. Jan – 6 kartek z widokiem Tyńca do wysłania. Oto spis i nazwiska ojców w Tyńcu: Karol van Ost – 42 l. – przeor Piotr Rostworowski – v. prior – 21 – Jan Wierusz Kowalski – ekonom – Szwajcar – 29 l. Dominik Michałowski – bibliotekarz Mateusz Skibniewski – Gastpater Kazimierz Ratkiewicz – majordomus Józef Hajduga (Kan.) – kulinarius I 5 braci konwersów. Prócz gości (4). Godz. 2130 Już późno. Za chwilę kładę się spać. Ale chcę jeszcze zanotować parę szczegółów z dnia. O. Przeor przez 2 godziny mówił ze mną o naukowej stronie benedyktynów. Pokazał mi plany rozbudowy opactwa. Wspaniałe. Ale kiedy to będzie. – Po obiedzie na spacerze była ożywiona dyskusja z ojcami: Dominikiem i Piotrem o łacinie w śpiewach na parafii. – Zaraz potym odwiedziłem x. proboszcza. Oglądałem akta. Oh! Ah! Jaki wygląd plebanii! … Poruszyłem sprawę śpiewów. Po nieszporach był u mnie na konferencji o. Piotr – poruszył ciekawe sprawy stosunku jezuitów, dominikanów do benedyktynów. A raczej teologii tomistycznej a benedyktyńskiej. Podkreślił wagę patrystyki i Pisma św. (w duchu Ojców K-ła). Mówił o teologii niefilozoficznej (niearystotelesowskiej, patrystycznej). O znaczeniu liturgii dla życia z wiary itd. Tutaj nasunęlo się wiele myśli i wniosków praktycznych – Dzień znów szybko zleciał. + PAX + 24/VIII/41 Tyniec – Opactwo Na porannej wizycie O. Piotr zapisał mi tytuł Anscar Vonier OSB The Victory of Christ rzecz warta zapisania, a jeszcze bardziej przeczytania! … Ale jak ją dostać? Przyniósł mi też O. Piotr inną książeczkę M.J. Scheeben’a – w tłumaczeniu francuskim „Les Merveilles de la Grace Divine” (…) . Dziś pada deszcz, ale jest dość ciepło. Mszę św. miałem o godz. 7-ej a w czasie niej – kazanie. O. Piotr znów zaprosił mnie z kazaniem na sumę, więc właśnie dopiero co skończyłem mówić. Teraz mam trzy kwadranse do „oficjum” przed obiedniego. Był u mnie z wizytą miejscowy x. proboszcz i napisałem list do O. Nowackiego. – Jutro rano chcę stąd wyruszyć. – g. 21 – po Matutinum A więc ostatni wieczór! Tęsknie brzmi rzewna melodia (ostatnia każdego dnia) „Ave Maris Stella! …” I piękny widok O. Piotra klęczącego przed Madonną stakim złożeniem rąk i schyleniem głowy – jakby naprawdę tulił się do rodzonej matki. – 22 – Po obiedzie odbyłem spowiedź. Omówiliśmy statuty Sióstr Loretanek, porównując niemieckie z francuskimi. Resztę mamy omówić po przerobieniu statutów przez mnie. – Pocieszne było, gdy na rekreacji poobiedniej ubrałem się w szkaplerz benedyktyński z kapturem – i byłem podobny do „opata” … A na wieczornej rekreacji nie tylko żegnałem się z dobrymi ojcami, ale i każdemu dałem przydomek-charakterystykę: Piotrowi – szyderca; Janowi – inkwizytor; przeorowi – orzech do zgryzienia; Dominikowi – ananasek (wymowa „f” i „d” = angielska); Mateuszowi – perfidny; Kazimierzowi – simplex servus Dei. – Dzisiejsze nieszpory śpiewane – nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia. Za to benedykcja była – stylowa. Cóż napisać, jako „resume” mojego pobytu w Tyńcu: skorzystałem … Czuje też, że i mój tu przyjazd będzie może miał choć niewielkie skutki. Dobrze mi tu było, mimo twardego łóżka, jednej wątłej poduszki, mimo prostego i bardzo skromnego jedzenia. Ludzie są na poziomie. + PAX + 25/VIII/41 Tyniec – Opactwo Niełatwo stąd się wydostać! Dziś zrana lało, że strach! A i teraz niebo mokre, a ziemia błotnista. Myślałem iść na Bielany i odprawić Mszę św. u O. Kamedułów. Ale nic z tego. Za parę minut tutaj będę celebrował. A wyjadę stąd albo wózkiem, albo pójdę do Skawiny, stamtąd koleją … H. Sienkiewicz –„Wiry” powieść t. II W-wa Nakł. Gebeth i Wolff – 1910 – str. 305. Do zanotowania: [tytuły niemieckich książek]. + PAX + 26/VIII/41 Kraków – wtorek W ciągu jednego dnia w Krakowie – nic nie mogę zdążyć załatwić. Obiecuję sobie tutaj raz jeszcze przyjechać. Szczególnie zastanowiły mnie zbiory „świątków” i majolik etc. p. Włodzimierza Horbackiego (ul. Krowoderska 48? – róg Szlaku. Ciekawy zbiór i ciekawszy odeń człowiek. – Mam też niemałe korzyści z wizyty u prof. Td. Konecznego (ul. Barbary 18). – Odesłałem miłej Matce Damazie (Felicjance) klucz dla Tyńca na ul. Smoleńsk 4. – Poznałem siostry „Duchaczki” t.j. Kanoniczki od Ducha św. na ul. Szpitalnej 12 (Przełożona s. Berchmansa Falkowska – ss. Kanoniczki Duch św. de Saxia.) – Byłem też raz jeszcze w Księgarni Krakowskiej (św. Wojciecha) – 23 – i zamówi…łem książki benedyktyńskie z Niemiec. + PAX + 27/VIII/41 Kielce – probostwo przy Katedrze Wstałem raniutko o 430. Mszę św. miałem u „Duchaczek” i słyszałem charakterystyczne godzinki do Ducha św. – Deszcz padał ogromny. Ale akurat przestał padać na czas marszu mojego na dworzec. W pociągu miejsc wolnych było dużo. Spotkała mnie p. Basia Piwońska, nauczycielka szkoły Koła Prażan – i całaą drogę gawędziliśmy (Kraków, Zielona 28 m 8 – p. Florentyna Piwońska – matka). W Kielcach – deszcz lał jak … z Niagary. Polazłem do Katedry. Tutaj przyją…ł mnie sympatyczny x. Wikary Walenty Herczyk – i narysował mi plan Kielc a na nim siedzibę obecną i Kurii, Bpa, Archity itd. Niestety – x. Bpa i x. Świderskiego (ul. Parkowa nr. 7) nie zastałem. U x. Świderskiego mieszka tylko jego brat Henryk z żoną Janiną. – Zato nagadałem się z Architą Jasiem do syta. Spotkałem też miłego p. red. Radziejowskiego Leona – w Kurii (gdy wychodziłem od x. Mgr. ) pogawędziliśmy sobie, byliśmy razem na obiedzie. U Archity byłem dwakroć. Ciekawe com od niego usłyszał o tutejszych stosunkach. Mam wrażenie, że tutaj długo nie wytrzyma. – U x. Świderskiego zastałem tylko zabawną p. Świderska Janinę. – A wieczorem zmachany Henryk spał. Byłem u nich na wieczerzy. Widziałem jakby dekadencję Lalka (biblioteka! Sposób życia!). Na noc przyszedłem do x. Herczyka. Nie zastałem gospodarza, więc dokończyłem brewiarze i siadłem pisać. – Jutro mam stąd wyjechać o godz. 928 – zmęczony jestem i senny, że strach … Warszawa, 29/VIII/41 r. Jutro rano o 4-ej mam wstać, aby jechać do domu. – Jestem dziś zmęczony, bo cały dzień nie miałem czasu jeść i cały dzień byłem w mieście. Ale jestem rad. Otrzymałem worek obuwia i bielizny dla moich biedaków i pogorzelców. Mam też obiecane od „Caritas” – otrzymywać miesięcznie – coś niecoś dla moich biedaków. – Musząc do Warszawy przyjechać za jakiś tydzień, lub dwa, aby być u xiędza Biskupa i przedstawić sprawę dachu kościelnego. – Ciekawą dziś miałem rozmowę z O. W. na Rakowieckiej. W wielu sprawach jestem zorientowany. Odebrałem od posrebrzenia tacki kościelne – dar firmy Hempel. I tak mój mały urlop, wojaż przeleciał … Idę spać! Cdn. – 24 – Wydarzenia POŻEGNANIE OLGI BAŁUCIŃSKIEJ I KS. PRAŁATA WITOLDA ANDRZEJEWSKIEGO Dnia 24 stycznia 2015 roku przeżywszy lat 89, po długiej i ciężkiej chorobie, opatrzona św. Sakramentami zasnęła w Panu w Podgórkach Tynieckich nasza seniorka Olga Bałucińska. Msza św. żałobna przy Zmarłej odprawiona została w piątek, dnia 30 stycznia 2015 r. o godzinie 10.00 w kościele pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu przy ul. Ojcowskiej 1 w Krakowie. Potem w piękne słoneczne przedpołudnie odprowadziliśmy Zmarłą na miejsce wiecznego spoczynku na cmentarzu Bronowice-Pasternik. Mszę św., wobec choroby o. Włodzimierza, odprawił i pogrzeb poprowadził o. Korneliusz Pękała OSB. W gronie uczestników tej ceremonii było siedmioro oblatów. Wielu z nas nie zna Olgi – absolwentki UJ, polonistki, bibliotekarki, jak czytamy w nekrologu. Dlatego w najbliższym czasie postaramy się przybliżyć Jej postać, w czym obiecał pomóc Jej młodszy o dwadzieścia lat brat Konstanty. – 25 – Dnia 30 stycznia kilka minut po godzinie 18 odszedł do domu Ojca po długiej i ciężkiej chorobie w wieku 75 lat ks. prałat Witold Andrzejewski, oblat tyniecki. 2 lutego chory o. Włodzimierz otrzymał informację: „Uroczystości pogrzebowe śp. ks. prałata Witolda Andrzejewskiego rozpoczną się 3 lutego. Tego dnia o godz. 16.00 trumna z ciałem zostanie przewieziona do kościoła parafialnego pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Gorzowie Wlkp. przy ul. Mieszka I 59, gdzie rozpocznie się czuwanie modlitewne. O godz. 18.00 będzie odprawiona Msza św. Po jej zakończeniu czuwanie modlitewne potrwa jeszcze do godz. 23.00. Natomiast 4 lutego o godz. 9.00 trumna z ciałem zostanie przewieziona do kościoła katedralnego w Gorzowie Wlkp. Po dwugodzinnym czuwaniu modlitewnym, o godz. 11.00 będzie odprawiona Msza św. pogrzebowa koncelebrowana przez księży biskupów i zgromadzone duchowieństwo. Po jej zakończeniu nastąpią dalsze obrzędy pogrzebowe na cmentarzu komunalnym przy ul. Żwirowej w Gorzowie Wlkp. Kondukt wyruszy od nowej bramy”. I znowu w imieniu klasztoru i oblatów żegnał ks. Witolda o. Korneliusz. tl – 26 – UROCZYSTOŚCI W LUBAWIE 15 lutego minęły 384 lata od śmierci Służebnicy Bożej Magdaleny Mortęskiej benedyktynki, reformatorki i założycielki wielu klasztorów sióstr benedyktynek. Matka Magdalena może być dla współczesnych wzorem odwagi, wierności, miłości i pokory oraz prawości i skuteczności w działaniu na rzecz przemiany duchowej, nieustannego rozwoju duchowego, ale również intelektualnego i materialnego, a także troski o zbawienie wieczne tych, których Pan stawia na naszej drodze życia. W niedzielę 15 lutego 2015 r. w Kościele Św. Jana Chrzciciela i św. Michała Archanioła w Lubawie została odprawiona Msza Święta w intencji rychłej beatyfikacji Służebnicy Bożej Magdaleny Mortęskiej, której przewodniczył i wygłosił homilię upamiętniającą Magdalenę Mortęską ksiądz Mirosław Mróz – Profesor nauk teologicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Kult Matki Mortęskiej zaczął się zaraz po jej śmierci. Proces beatyfikacyjny, dwukrotnie przerwany przez zawieruchy dziejowe, aktualnie został wznowiony dzięki staraniom i wsparciu Aliny i Jana Szynaka – obecnych właścicieli pałacu w Mortęgach. W imieniu Wspólnoty BENEDICTUS uczestniczyły w uroczystości: Barbara Marszalek, Irena Czerwińska, Maria Kalinowska, Joanna Letki, Maria Matczuk. Miejmy nadzieję, że nasze wspólne modlitwy sprawią, iż będziemy świadkami uznania Służebnicy Bożej Magdaleny Mortęskiej za błogosławioną i za jej przyczyną będziemy mogli wypraszać dla nas wiele łask. Maria Kalinowska – 27 – Wspomnienia KSIĄDZ WITOLD ANDRZEJEWSKI Chciałabym podzielić się osobistym wspomnieniem o ks. Witoldzie, a zacznę od 20. lutego 2003, kiedy to po południu zadzwonił telefon. Ojciec Włodzimierz nasz opiekun i zarazem mój szef w Wydawnictwie „Tyniec” dzwonił z prośbą, że jeżeli mogę, to żebym jak najszybciej przyjechała do Tyńca. W myśl tego, że prośbie szefa się nie odmawia, pojechałam. Na miejscu okazało się, że mam reprezentować oblatów i jednocześnie służyć za „lud Boży” podczas przyrzeczeń oblackich ks. Witolda Andrzejewskiego, o którego istnieniu nie miałam pojęcia, choć był sławnym kapelanem „Solidarności”, a już od listopada 2001 roku nowicjuszem oblackim. Przyrzeczenia odbyły się przed ołtarzem św. Benedykta w obecności o. Włodzimierza i ku mojemu zdziwieniu o. Augustyna Jankowskiego; zostały złożone na ręce Opata Marka Szeligi. Ojciec Augustyn, jak się okazało, był krewnym matki ks. Witolda. Po złożeniu gratulacji wycofał się. Ksiądz Witold, o. Włodzimierz i ja przeszliśmy do Wydawnictwa „Tyniec”, wówczas mieszczącego się w obecnej rozmównicy obok Wydawnictwa, na herbatę. Z tego spotkania zapamiętałam rozmowę o prześladowanym biskupie chińskim oraz głęboki, piękny głos ks. Witolda i jego bezpośredniość. Okazało się, że tak jak ja jest jedynakiem (ojciec księdza zginął podczas – 28 – II wojny światowej jeszcze przed jego urodzeniem) i to tylko kilka miesięcy starszym ode mnie. W listopadzie tego samego roku odbył się, bardzo skromny, I Ogólnopolski Zjazd Oblatów, na który z Gorzowa Wielkopolskiego przyjechał nasz oblat ks. Witold, żywo uczestniczący w dyskusjach po konferencjach odbywających się w sali na II piętrze Opatówki. Wtedy też uzyskaliśmy obietnicę, że ks. Witold poprowadzi rekolekcje dla oblatów. A oto, co zapisałam w sprawozdaniu z tych rekolekcji: Od piątku 10 grudnia do niedzieli 12 grudnia w opactwie tynieckim oblaci świeccy uczestniczyli (wtedy jeszcze w kaplicy na Opatówce) w Rekolekcjach Adwentowych prowadzonych przez ks. prałata Witolda Andrzejewskiego, wieloletniego duszpasterza akademickiego, od roku 2003 oblata tynieckiego, na codzień proboszcza parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Gorzowie. Podczas rekolekcji wysłuchaliśmy pięciu konferencji ks. Witolda, w których kolejno: Pomagał nam na nowo zakochać się w Bogu; odnaleźć się w Kościele; stanąć w prawdzie o sobie i drugim człowieku; zobaczyć w Jezusie Drogę, którą mamy wiernie podążać; uświadomił, że radosny to nie znaczy wesołek i fakt, że radość jest cechą ludzi pokornych, którzy wolni od postawy roszczeniowej wszystko przyjmują jako dar. (…) Rekolekcje zakończyło uroczyste błogosławieństwo o. Opata na zakończenie Mszy św. konwentualnej wobec obecnych parafian. Teraz to dla nas codzienność, ale wtedy był to pierwszy raz, bo wcześniej istnieliśmy w swoistym „podziemiu”. Kiedy spytałam ks. Witolda, jak to osiągnął, odpowiedział z uśmieszkiem: „Trochę się uparłem” (Trzeba pamiętać, że miał korzenie w Wilnie, był Litwinem, więc potrafił się uprzeć). I jeszcze wyrażona na gorąco opinia jednej z uczestniczek pod adresem rekolekcjonisty: „Wydaje mi się, że choćby nic nie mówił (tu przesada, bo byłaby to niepowetowana strata), to Jego postawa i szacunek do Najświętszego Sakramentu wyrażany całym sobą, zupełnie by wystarczył i dał do myślenia”. Podczas II Krajowego Zjazdu Oblatów Benedyktyńskich w 2008 r., który odbywał się z wielkim rozmachem w nowo odbudowanej „ruinie”, ks. Witold odegrał ważną rolę. Dzięki Niemu udało się zaprosić Kazimierza Marcinkiewicza i Marka Jurka, którym szefował w duszpasterstwie akademickim. On sam po mistrzowsku poprowadził w Sali Petrus wieczór poezji przy świecach i lampce wina, przecież zanim został księdzem, mimo bezskutecznych prób niepoddania się powołaniu, o czym mówił na pierwszym zjeździe, był dobrze zapowiadającym się aktorem. – 29 – Następne spotkanie miało miejsce na plebanii w Gorzowie, dokąd odwoziłam o. Włodzimierza po rekolekcjach w Gietrzwałdzie na „generalny remont” w szpitalu w Gorzowie przed rokiem szabatowym. Poznałam staruszkę gospodynię, patrzących na siebie wilkiem wikarych oraz zwiedziłam pełne pamiątek mieszkanie. Był to bardzo smutny dzień, bo właśnie wtedy ks. Witold z radia i telewizji dowiedział się o rozwodzie Marcinkiewicza z chorą na raka żoną. Dosłownie grom z jasnego nieba uderzył w plebanię i jej mieszkańców. Ksiądz mówił, że już podczas zjazdu dziwił się, że Marcinkiewicz Go unika. Bardzo przejął się losem rodziny, z którą był bardzo zaprzyjaźniony, a zwłaszcza tym, co spotkało porzuconą żonę. Już podczas rekolekcji w 2004 roku ksiądz powiedział o tym, że cierpi na chorobę nowotworową krwi – czerwienicę, „odwrotność białaczki”. Wtedy już umiał z nią żyć i przyjmować ją jako dar. Podczas zjazdu w 2008 roku dowiedziałam się, że ks. Witold ma również cukrzycę, a podczas wizyty na plebanii widziałam, z jaką trudnością chodzi z powodu chorych nóg. Pewnie dlatego w roku 2012 obchodził nietypowo 40-lecie święceń kapłańskich. Wtedy po raz ostatni spotkałam się z ks. Witoldem. Ojciec Włodzimierz, który otrzymał uroczyste zaproszenie, zgodził się zabrać mnie, jako oblatkę, zaprzyjaźnioną z Jubilatem, do Gorzowa. Po popasie w Zielonej Górze, jadąc drogami w budowie, dotarliśmy do kościoła Niepokalanego Poczęcia NMP dosłownie równo z dzwonkiem na Mszę św. W myśl zasady – ostatni będą pierwszymi – o. Włodzimierz dostał miejsce na ławeczce przed ławkami kościelnymi. Ja dzięki uprzejmości wiernych przycupnęłam w ostatniej ławce. Ojciec zżymał się na procesję z podziękowaniami, że to nieliturgiczne, pewnie miał rację, ale dzięki temu widać było, jaką miłością cieszył się ks. Witold. On przyjmował wszystko z pokorą i humorem, jak np. wspólne, zgodne wystąpienie „Solidarności” Gorzowskiej i Zielonogórskiej, co określił mianem cudu. Na zakończenie z chóru zagrała kapela góralska spod samiuśkich Tater. Na drugi dzień krótkie pięć minut na plebanii, przekazanie prezentów z Tyńca, gratulacje i życzenia wielu spotkań, które niestety nie spełniły się. Stan zdrowia ks. Witolda coraz bardziej się pogarszał, co było słychać w rozmowach telefonicznych. Na III Zjazd już nie dojechał. Ostatnie miesiące, to była trudna walka o życie tu na ziemi, o czym zawiadamiałam was w listach z prośbą o modlitwę. Piszę te słowa w 11-tą rocznicę poznania ks. Witolda, dziękując Bogu, że postawił Go na mojej drodze. tl – 30 – PROGRAM SPOTKANIA W OLSZTYNIE KATEDRALNY DOM PARAFIALNY PONIEDZIAŁEK 2. III. 2015 16:00 – Chorał Gregoriański ze Scholą Węgajty (nauka śpiewu Nieszporów) 17:00 – ROZPOCZĘCIE COMIESIĘCZNEGO SPOTKANIA WSPÓLNOTY „BENEDICTUS” – Bądź szczęśliwy! – uroczyste zapalenia świecy – symbolu obecności wśród nas Chrystusa – wezwanie do Ducha Świętego – 10 min. indywidualnej medytacji w sercu – Nieszpory – Lectio Divina, Jk 3 – Dzielenie się i umacnianie Słowem Bożym – Sprawy bieżące Wspólnoty Eucharystia w Bazylice Katedralnej pod wezwaniem Św. Jakuba REKOLEKCJE OBLATÓW W TYŃCU PIĄTEK – NIEDZIELA 27–29. III. 2015 O. KRZYSZTOF GZELLA Z BISKUPOWA Temat: Pierwsze dziewięć miesięcy zażyłości z Maryją Uczestnicy, którzy owocnie chcą przeżyć ten czas, niech 25 marca podejmą adopcję duchową za tą osobę, którą poznają w czasie owych rekolekcji. Brzmi to enigmatycznie, ale rekolekcje sporo wyjaśnią. 27. III Rozpoczęcie rekolekcji w Sali Paulus o godz. 10.00 29. III Podczas Mszy Świętej Konwentualnej uroczyste błogosławieństwo. O godz. 12.30 w Sali Paulus spotkanie z o. Opatem na zakończenie rekolekcji. W odpowiedzi na potrzebę rozmawiania – po obiedzie jest możliwość zrobienia tego przy herbacie lub kawie w Lapidarium. – 31 – WARSZAWSKIE SPOTKANIA BENEDYKTYŃSKIE Temat: Nauka modlitwy z Ewagriuszem z Pontu, cz. 3 (o. Szymon Hiżycki OSB) 27. marca w piątek Ursynów Parafia bł. Edmunda Bojanowskiego: 20.00 Msza św. z homilią 20.45 Agapa 21.10 Konferencja tematyczna i spotkanie zakończone Kompletą 28. marca w sobotę kościół ss. sakramentek na Rynku Nowego Miasta: 9.00 Ok. 9.45 10.00 10.45 Msza św. z homilią Adoracja Najświętszego Sakramentu Konferencja tematyczna Spotkanie w salce zakończone Modlitwą w ciągu dnia z Liturgii Godzin KALENDARIUM 2.III Spotkanie grupy Benedictus w Olsztynie 9.III Św. Franciszki Rzymskiej 19.III Św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny 21.III Przejście do nieba Św. Benedykta 21.III Benedykcja o. Opata 27-28.III. Benedyktyńskie Spotkania w Warszawie – Nauka modlitwy z Ewagriuszem z Pontu, cz. 3 (o. Szymon Hiżycki OSB) 27-29.III Rekolekcje Wielkopostne oblatów tynieckich – 32 –