Proszę powiedzieć kilka słów o sobie, o rodzinie

Transkrypt

Proszę powiedzieć kilka słów o sobie, o rodzinie
Proszę powiedzieć kilka słów o sobie, o rodzinie.
Mam 30 lat, troje dzieci: Krystian ma 8 lat, Patrycja - 7, oboje pójdą teraz do drugiej klasy, no
i Julia, która ma 8 miesięcy. Mąż opiekuje się dziećmi, bo mnie ze względu na stan oczu nie
wolno się nimi zajmować. Mam zaświadczenie od lekarza, że w ogóle nie wolno mi się
opiekować dziećmi. Mąż wcześniej pracował, ale była redukcja w zakładzie i zwolnili go.
Potem był na zasiłku dla bezrobotnych, zasiłek się skończył, a on wciąż szuka pracy. Prawdę
mówiąc nie wiem, co będzie, jeśli ją znajdzie, kto zajmie się wtedy dziećmi. Sugerowano mi
już, by podjął się nocnej pracy. Ale jeśli tak zrobi, kiedy będzie spał? - w dzień dzieci, w nocy
praca.
Z czego się Państwo utrzymujecie?
Jestem inwalidką drugiej grupy i mam rentę socjalną, która wynosi 364 złote. Poza tym
zasiłki rodzinne na dzieci, i to jest wszystko. Oczywiście zasiłki nie zawsze są wypłacane
razem z rentą, nieraz są opóźnienia. Utrzymuje się z tego 5 osób. Kiedyś pracowałam, chociaż
przy mojej wadzie wzroku (-24 dioptrie) i zwyrodnieniu siatkówek ciężko mi było znaleźć
odpowiednie zajęcie. Byłam pomocą introligatora, konfekcjonerką, podejmowałam się zajęć
chałupniczych. Przestałam pracować w marcu, gdy byłam w ciąży. Teraz, po porodzie, w
okularach widzę dobrze na półtora metra, jestem po wylewach krwi do plamki żółtej oczu,
grożą mi nowe wylewy. Właśnie dlatego nie mogę się opiekować dziećmi ani pracować.
Teraz staram się o pierwszą grupę inwalidzką. Złożyłam już wymagane dokumenty.
Jaka była Pani reakcja, gdy dowiedziała się Pani, że jest w ciąży?
To był dla mnie szok. Zaczęłam płakać. Zadawałam sobie pytanie: co ja teraz zrobię? Dwoje
dzieci, warunki mieszkaniowe fatalne - mamy pokój z kuchnią; łącznie prawie 30 m2, bez
centralnego ogrzewania. W tamtym okresie bardzo źle się czułam. Miałam anemię i bardzo
niskie ciśnienie (90/30). Już wcześniej cierpiałam na jakieś zaburzenia neurologiczne, także
omdlenia, zawroty głowy, których przyczyny, nie udało się lekarzom ustalić.
Będąc w ciąży zasłabłam i zostałam odwieziona do jednego z warszawskich szpitali. Poza
tym miałam już dwa cesarskie cięcia w odstępie półtora roku - oboje dzieci urodziłam w ten
sposób ze względu na stan oczu. Bałam się więc o zdrowie i oczywiście o wzrok. To
zagrożenie uświadomiła mi lekarka internistka z przychodni rejonowej. Także jedna z moich
okulistek, gdy byłam w poprzedniej ciąży, mówiła mi, że powinnam ją przerwać, bo zagraża
mojemu zdrowiu. Poszłam więc do niej i przypomniałam jej o tym, ale się tego wyparła.
Powiedziała, że absolutnie niczego takiego nie mówiła. Odmówiła również wystawienia
zaświadczenia, że kontynuowanie ciąży może zagrażać moim oczom. Zamiast tego napisała,
że nalegałam, by powiedziała, co się stanie z moimi oczami, a ona nie może przecież tego
przewidzieć. Zresztą z tą samą prośbą zwróciłam się do innej okulistki, u której leczyłam się
wcześniej. Ona również odmówiła. Obie potwierdziły tylko przeciwwskazanie do porodu
naturalnego i dodały, że mam się oszczędzać i nie dźwigać ciężarów. Jedna z nich, na moje
pytanie, czy noszenie ciąży nie będzie groziło odklejeniem się siatkówki, odpowiedziała:
"Może się odklei, a może nie. Przecież i łożysko może się odkleić, wszystko niesie ze sobą
ryzyko."
Jak Pani myśli, dlaczego te lekarki nie chciały potwierdzić zagrożenia dla zdrowia?
Sądzę, że bały się kłopotów, choć to dla mnie niezrozumiałe. Właśnie one, które mnie leczyły
tyle lat i wiedziały, jak poważna jest ta wada... Myślę, że przyczyniło się do tego to, iż
lekarzowi grozi kara więzienia za przerwanie ciąży. Pewnie nie chcą wystawiać zaświadczeń,
które zezwalają na coś, za co grozi więzienie. Moim zdaniem, lekarz ma prawo wydać opinię
o zdrowiu pacjentki. Tak to widzę teraz: obie te panie znały mnie i leczyły od dłuższego
czasu, tylko jakie to było leczenie - przepisanie recepty na okulary i nic więcej...
W którymś momencie zjawiła się Pani w Federacji...
Wiedziałam, że ta ciąża zagraża mojemu zdrowiu. Nikt nie chciał mi wystawić takiego
zaświadczenia, więc przyszłam po pomoc, poradę i wsparcie. Panie z Federacji znalazły
szpital w Warszawie, w którym obiecano wykonać zabieg, jeśli będę miała odpowiednie
zaświadczenie. Za ich namową poszłam znów do swojej przychodni rejonowej, do lekarki,
która pierwsza powiedziała mi o zagrożeniu, a ona po chwili wahania stwierdziła, że przecież
ma prawo wydać opinię o zdrowiu pacjenta. I wypisała mi takie zaświadczenie.
Od lekarki otrzymała Pani zaświadczenie takiej treści: "Kolejna, trzecia ciąża stanowi
zagrożenie dla zdrowia pacjentki, która ma bardzo wysoką krótkowzroczność i bardzo duże
zmiany siatkówki oka. Jest po dwóch cesarskich cięciach i kolejna ciąża stanowi ryzyko
pęknięcia macicy. Zarówno okulistycznie, jak i ginekologicznie wymaga oszczędzającego
trybu życia i unikania wysiłków fizycznych, co przy wychowywaniu dwójki małych dzieci
jest zupełnie niemożliwe."
Co było dalej?
Byłam zadowolona. Czułam, że teraz wszystko będzie dobrze, czułam ulgę, że ktoś mnie
zrozumiał. W tym czasie panie z Federacji próbowały bezskutecznie znaleźć okulistę, który
by mnie zbadał i wydał opinię o ewentualnym wpływie ciąży na mój wzrok. Wszyscy
odmawiali. Kiedy wróciłam do nich z zaświadczeniem od lekarki internistki, zadzwoniły
ponownie do szpitala, z którym wcześniej rozmawiały, i umówiły się, że przyjdę.
Przyjechałam, skierowano mnie do doktora D., kierownika kliniki ginekologii i położnictwa.
Spotkałam go na korytarzu. Wziął ode mnie zaświadczenie i czytał je na korytarzu przed
drzwiami. Od razu po przeczytaniu, jeszcze przed wejściem do gabinetu, powiedział, że to nie
są żadne pzeciwwskazania. Potem zaprosił mnie do środka. To była rozmowa dwu, może
trzyminutowa. Usiadł, założył nogę na nogę. Czułam się sponiewierana - nic szacunku dla
mnie. Weszła inna lekarka, coś mu powiedziała na ucho, a ja sobie siedzę, i nie wiem, o co
chodzi. Nagle ta pani przystawiła pieczątkę, on przystawił swoją i powiedział, że nie wyraża
zgody na zabieg. Zaczęłam płakać, dostałam szoku i nie mogłam się uspokoić. Wyszłam z
pokoju i oparłam się o ścianę; nie byłam w stanie zaczerpnąć powietrza.
Moje dzieci, które były ze mną, nie wiedziały, co się dzieje. Wtedy pan doktor wyszedł,
zaprosił mnie do gabinetu i mówi do mnie tak: "Alu, podaj mi ręce, nie przejmuj się. Możesz
mieć jeszcze ośmioro dzieci przez cesarskie cięcie. Uwierz mi." No i wtedy wyszłam... Ten
lekarz praktycznie zniszczył mi zaświadczenie. Zakwestionował zaświadczenie innego
lekarza, który wziął na siebie odpowiedzialność za stwierdzenie, że ciąża stanowi zagrożenie
dla mojego zdrowia. Zrobił to, mimo że w ogóle mnie nie zbadał. Myślę, że jeśli miał jakieś
wątpliwości, powinien był przynajmniej mnie zbadać, przeprowadzić jakąś konsultację, a nie
tak po prostu założyć, że inny lekarz nie ma racji. Przecież przyszłam w ciąży do ginekologa,
a jego nawet nie zainteresowało, czy wszystko jest w porządku. Powinien założyć mi kartę,
porozmawiać ze mną, zbadać mnie ginekologicznie, może wezwać okulistę. Bo w mojej
sytuacji okulista jest najważniejszy. Każdy pacjent ma chyba prawo do tego, żeby być
zbadanym i poinformowanym o swoim zdrowiu. Po wyjściu stamtąd, myślałam, że nie trafię
do domu, taki to był dla mnie szok. Uspokajałam się na przystanku. Byłam z dziećmi,
samiuteńka.
Zgłosiła się Pani do innego szpitala?
Było już za późno. To wszystko tak długo trwało - chodzenie od lekarza do lekarza, kolejne
badania... Nic już nie można było zrobić1).
Termin porodu się zbliżał, czy Pani się go obawiała?
Bałam się, bo zawsze rodziłam pod narkozą, a tym razem miało być miejscowe znieczulenie.
Anestezjolog stwierdził, że tak będzie lepiej dla moich oczu, bo narkoza osłabia ukrwienie.
Nie wiedziałam jednak, co o tym myśleć...
Poza tym chciałam, żeby mi podwiązano jajowody. Jedna z okulistek, które odwiedziłam w
czasie ciąży szukając pomocy, wypisała mi skierowanie na ten zabieg. Jednak szpital
odmówił - powiedziano mi, że to sprzeczne z prawem. Podczas porodu - przez cesarskie
cięcie - wszystko było w porządku. Urodziłam małą i wyszłam ze szpitala. Ale niedługo po
porodzie zaczęłam mieć w oczach - nie wiem, jak to wytłumaczyć - taką mgłę, takie mroczki.
Najpierw myślałam, że to jaskra, bo kiedyś podejrzewano u mnie tę chorobę. Tłumaczyłam
sobie, że to ciśnienie w oku. Coraz bardziej mi to dokuczało. Mniej więcej dwa miesiące po
porodzie pojechałam na ostry dyżur okulistyczny do tego samego szpitala, w którym tak źle
mnie potraktował doktor D.
Lekarz, który mnie przyjął, skrzyczał mnie: kto mi w ogóle zezwolił na tę ciążę?! Przez całą
ciążę gałki oczne były źle ukrwione, stąd te wylewy na dnie oka. Musiałam poszukać nowej
okulistki - nie chciałam iść do żadnej z dwóch lekarek, które mnie wcześniej leczyły. Poszłam
do innej. To kobieta, której naprawdę zależy na tym, żeby mi pomóc. Zaczęła mi przepisywać
lekarstwa. Na przykład calcium dobesilate, które powinnam była brać przez całą ciążę, ale
nikt mi tego nie powiedział. Tak jak zresztą o innych lekach hamujących wylewy. Teraz
zanikła mi ostrość widzenia, jeszcze nie całkowicie, ale bardzo znacznie. Pozostało już tylko
zapobieganie, ratowanie resztkowego widzenia. Tego się nie da wyleczyć, nawet operacyjnie.
Muszę przyjmować lekarstwa, ale one, niestety, dużo kosztują... Nie wiadomo, czym taki
wylew może się skończyć. Lekarka mi tłumaczyła, że to tak, jakby na łąkę wylewała się
woda. Potem wysycha, ale nie wiadomo, co po niej pozostanie. Podobnie jest w oku. Nie
wiadomo, gdzie się zagoi, a gdzie nie. Operacyjnie nic się już nie da zrobić. Nie poprawi się.
Trzeba tylko zapobiegać dalszemu pogorszeniu, ale jak? Pani doktor powiedziała mi nawet,
że na wszelki wypadek powinnam się zacząć uczyć Braille'a, a także rozkładu mieszkania na
pamięć.
No właśnie, ma Pani zaświadczenia lekarskie, w których jest mowa o tym, że:
"pacjentka ma przeciwwskazania do dźwigania, schylania się, podnoszenia,
denerwowania", "pacjentka nie jest zdolna do opieki nad dziećmi" i "nie jest zdolna do
jakiejkolwiek pracy, wymaga opieki drugiej osoby ze względu na niemożność
samodzielnej egzystencji."
Tak, bo wszystko może spowodować wylew. Może się on zdarzyć nawet w czasie snu, gdy
się schylę, podczas zakładania butów, kichnięcia, nawet gdy szarpnie autobus. Pani doktor
tłumaczyła mi, że gałka oczna jest jak dzban z wodą. Przy każdym szarpnięciu ten dzban się
kiwa, i w pewnym momencie może spaść. Na przykład gdy się poślizgnę. A ja przecież słabo
widzę, mogę się potknąć, nie zauważyć schodka. To wszystko grozi całkowitą utratą wzroku.
Jak z tym żyć, jak funkcjonować? Pomaga mi mąż, ale przecież są chwile, kiedy zostaję sama,
także z tym najmłodszym dzieckiem. Tamci starsi dają sobie jakoś radę, są poważniejsi.
Kiedy są w domu, to na przykład podadzą pieluchę. Ale tak naprawdę nie ma możliwości,
żeby kobieta z trójką dzieci mogła się stosować do tych wszystkich zaleceń. Na przykład co
mam zrobić, gdy to najmłodsze strasznie płacze? Zostawić je w łóżeczku, niech sobie
płacze...? W końcu je podnoszę... I nie ma na to żadnej rady.
Jak Pani myśli, dlaczego lekarze w szpitalach odmawiają wykonywania zabiegu?
Powiedzieć szczerze? Bo na tym zarabiają. Jak się pójdzie prywatnie usunąć ciążę, biorą
niemałe pieniądze. Sama dzwoniłam i pytałam, ile to kosztuje. W jakiejś gazecie znalazłam
ogłoszenie. Powiedziano mi - 1500 złotych. Ale kiedy lekarz usłyszał, że jestem po dwóch
cesarskich cięciach, od razu podniósł cenę do 4500 - 5000 złotych. Powiedział: "O, proszę
pani, tu musi być dobry anestezjolog." Zapłaciłabym, gdyby mnie było na to stać. Gdyby
przerywanie ciąży było dopuszczalne, a nawet gdyby tylko przestrzegano obowiązującego
prawa, kobieta poszłaby do szpitala i zrobiła to legalnie. Lekarze nie mieliby z tego takich
dochodów.
Często zarzuca się kobietom, że mogły pomyśleć wcześniej. Że gdy jest już ciąża, za późno
na decyzję. Wiele kobiet jest się w trudnej sytuacji - zdrowotnej i innej. Ja uważam, że nie
jest grzechem przerwanie ciąży, gdy nie jest zaawansowana. A środki antykoncepcyjne...
Niektórzy mówią: mogła stosować środki antykoncepcyjne. Ale to, niestety, kosztuje. Nie
każdego na to stać. Mam 364 złote plus rodzinne, i żyje z tego 5 osób. Właściwie w ogóle nie
da się za to żyć. A przecież są jeszcze stałe opłaty... Jestem przeciwniczką tego, żeby ktoś
decydował za mnie - kobietę - czy mam urodzić dziecko, czy nie. Przecież ja to dziecko
wychowuję. Ja muszę je nakarmić. Nikt mi na to nie daje. To moja i wyłącznie moja sprawa,
czy urodzę to dziecko czy nie, czy będę miała więcej dzieci.
Ostatnio spotkałam kobietę, która mi powiedziała: "Pani się zdecydowała na troje dzieci - na
taką biedę?" A ja jej na to: "Akurat ja tu miałam najwięcej do powiedzenia..." Jeżeli lekarz
sam nie chce tego zrobić, powinien pacjentkę skierować gdzie indziej. Ten doktor D. mógł
mnie
skierować,
ale
tego
nie
zrobił.
P.S. Pani Alicja T. korzystała z pomocy Fundacji "Pro Familia". Jednak pomoc Fundacji
ograniczyła się do wsparcia w czasie ciąży. Po porodzie kobietę pozostawiono samą sobie.
Z
panią
Alicją
T.
rozmawiały:
Małgorzata
Rutkiewicz
i
Aleksandra
Solik
1) Zgodnie z obowiązującym prawem, w przypadku, gdy ciąża zagraża zdrowiu i życiu
kobiety, nie obowiązuje ograniczenie czasu, w którym można ją przerwać. Ale
wyegzekwowanie tego prawa po 12 tygodniu ciąży jest praktycznie niemożliwe.

Podobne dokumenty