Kurs Cudów - JezusUzdrawia.pl

Transkrypt

Kurs Cudów - JezusUzdrawia.pl
Wojna światów
Fałszywi
prorocy
kurs
cudów
tekst ■■ Grzegorz Fels
miała go obserwować z góry, spod
sufitu.
– Nie bałeś się? – drążyłem dalej.
– Pierwszy raz się nieco przestraszyłem, jednak Kurs uczy, że to tylko
iluzja, materializacja energii. Tych
osób tak naprawdę nie ma.
– A może to, co widzisz, to nie energia, tylko zły duch, Szatan? – nie
ustępowałem.
– Szatan nie istnieje! To tylko relikt
średniowiecza – uśmiechnął się ironicznie.
Postanowiłem postawić wszystko
na jedną kartę i zagrać va banque.
– Nie istnieje? Jeśli tylko zechcesz,
to udowodnię Ci, że się mylisz. W pobliskiej rudzkiej parafii pw. św. Wawrzyńca jest osoba opętana i możemy
się z nią spotkać podczas poniedziałkowej modlitwy grupy charyzmatycznej, na którą uczęszcza…
– Dobrze – skwitował moją propozycję nieodłącznym uśmiechem.
– No to do poniedziałku!
Czy ktoś
słyszał może
o „Biblii XXI wieku”?
Tak w pewnych
środowiskach
New Age
nazywana jest
księga pt. „Kurs Cudów”.
Ma ona jakoby
służyć „psychoterapii
duchowej”.
Zawiera 365 lekcji
(po jednej na każdy
dzień roku),
a ich celem jest zmiana
myślenia i powrót
do szeroko
rozumianej miłości…
Poniedziałek
34 M i e s i ę c z n i k
Egzorcysta
sierpień 2013
Początki „Kursu Cudów” sięgają 21 października 1965 roku, kiedy to Helen Schucman – uważająca się za ateistkę profesor psychologii klinicznej w Columbia University w Nowym Jorku – usłyszała wewnętrzny głos, wyraźnie jej nakazujący: To jest kurs cudów. Notuj, proszę. Schucman była przekonana, że
ów głos należy do samego Jezusa.
„Szatan nie istnieje”
- Fotolia.com
Wewnętrzny nauczyciel
odpowie
New Age, również się tym kursem
fascynowała. Później jednak, gdy
przejrzała, powiedziała wprost: Ten
kurs jest szatańskim szyderstwem
wobec wszystkich ludzi.
bonzodog
Mimo ewidentnych różnic między satanistyczną „Biblią Szatana”
a „Kursem Cudów”, uderza w nich
jedno zastanawiające podobieństwo. Obie te księgi starają się przekonać czytelnika, że piekła nie ma.
Anton Szandor LaVey (autor „Biblii
Szatana” i założyciel Kościoła Szatana) twierdzi, że: Nie istnieją niebiosa
pełne chwały i piekło, w którym smażą się grzesznicy. Natomiast w „Kursie Cudów” czytamy, że piekło jest
złudną iluzją wytworzoną przez ego
i w rzeczywistości nie istnieje.
Z czasem zaczęła zadawać temu
„głosowi” pytania, polemizowała
z nim, a nawet kwestionowała treść
niektórych jego przekazów. Co więcej, ów głos udzielał jej osobistych
wskazówek i rad dotyczących m.in.
odpowiedniego ubioru (np. w którym sklepie powinna kupić buty).
Helen Schucman przez siedem lat
spisywała te przekazy. W ten sposób powstał „Kurs Cudów”, który
został przetłumaczony na wiele języków. Schucman zmarła 9 lutego
1981 roku.
Głównym celem „Kursu Cudów”
jest nawiązanie kontaktu z tajemniczym „wewnętrznym nauczycielem”.
Jak owa księga przekonuje: Po ukończeniu Kursu student pozostanie pod
opieką Wewnętrznego Nauczyciela,
który nie pozostawi żadnego pytania
bez odpowiedzi i powie mu, co czynić,
by przybliżyć czas uniesienia przez
Boga Jego Syna do Siebie.
Niejaka Moira Noonan, która
przed swoim nawróceniem na katolicyzm była przez długie lata znanym
medium w amerykańskim światku
©
Piekło iluzją ego
O ile obie te księgi są jednomyślne
co do tego, że piekła nie ma, to już
„Biblia XXI wieku” nieba nie odrzuca. Więcej, czytamy tam, że w zasadzie poza niebem nie ma życia – jest
tylko iluzja. Wszystko, co nas otacza,
jest tylko iluzją, realnie nie istnieje.
W „Kursie Cudów” Boga przedstawia się jako kochające wszystkich Źródło Wszystkiego. Nikogo On
nie potępia, ale (…) każdego obdarza
swoją miłością i mocą, widząc w nim,
bez względu na to, co zrobił, swoją
umiłowaną Kreację.
zdjęcia:
Zastanawiające jest, dlaczego pewne neopogańskie czy też
satanistyczne grupy nazywają swe
księgi Biblią. Tym bardziej że prezentowane w nich treści są przeciwieństwem Prawdy Objawionej, zawartej w Piśmie Świętym. Chodzi jedynie o zwykły
marketing, czy też o sztuczne
dodanie im jakiegoś wyższego
autorytetu? A może o wszystko po
trochu?
Osobiście z „Kursem Cudów” zetknąłem się już w 1999 roku. Znajoma prosiła mnie, bym porozmawiał z jej dorastającym synem, gdyż
od pewnego czasu jest zaniepokojona jego podejrzanym zachowaniem.
Kiedyś sprzątając jego pokój, natrafiła na komputerowe wydruki „Kursu Cudów”. Burzliwa rozmowa z synem na ten temat nic nie dała, a raczej tylko pogorszyła ich wzajemne
relacje. Chłopak całkowicie zamknął
się w sobie, a ona postanowiła szukać pomocy na zewnątrz.
No proszę – pomyślałem – wystarczy dziś przepracować odpowiedni kurs i już można czynić cuda
jak Jezus! Poprosiłem ją o podrzucenie mi kilku kartek wydruku tego
kursu, bym mógł, choć pobieżnie, się
z nim zapoznać. Lektura dostarczo-
nych naprędce materiałów okazała
się nie tak „wesoła”, jak zdawał się
sugerować ich tytuł. Pamiętam, że
zaniepokoiłem się ich pseudochrześcijańską i miejscami okultystyczną treścią. Dlatego też byłem ciekaw,
jak głęboko chłopiec wszedł w te tematy. Dotrą jeszcze do niego moje
argumenty? Czy aby nie jest już na
taką rozmowę za późno?
Przyjechał. Od początku nie ukrywał, że jest tu tylko dla „świętego
spokoju”, żeby nie czepiali się rodzice. Jak łatwo było przewidzieć, moje
argumenty do niego nie trafiały. Był
kompletnie na nie zamknięty. Wiedział lepiej!
W pewnym momencie zagadnąłem: – Czy udało ci się przeżyć jakieś
wizualizacje? – „Kurs Cudów” wspomina o takich możliwościach. Nieco
zaskoczony pytaniem, po chwili zawahania, potwierdził. Przyznał, że
kiedy samotnie medytował w swoim
pokoju, poczuł, że ktoś go obserwuje. Gdy otworzył oczy, zobaczył stojącą koło siebie postać, która po chwili zniknęła. Innym razem ta postać
W poniedziałkowy wieczór weszliśmy do przykościelnej salki. Charyzmatycy byli zatopieni w modlitwie
uwielbienia. Jedna z osób, stojąca
nieco z tyłu, zaczęła się nagle nienaturalnie skręcać, wić. Z jej ust wydobywał się niski, przerywany cichym,
lecz zarazem szyderczym śmiechem
głos, mówiący coś w nieznanym mi
języku. Na ten widok stojący obok
mnie młody niedowiarek ironicznie się uśmiechnął. W tym samym
momencie opętany spojrzał na niego zimnym, ostrym i zarazem gwałtownym spojrzeniem. Pod wpływem
tego spojrzenia uśmiech dosłownie zastygł na wyraźnie przerażonej
twarzy chłopca.
Po zakończonych modlitwach
opętany „wrócił do siebie”, chociaż
miał jeszcze zauważalne problemy
z mówieniem (wcześniej, podczas
manifestacji Złego, mówił płynnie).
Mój młody towarzysz podszedł do
niego i dłuższą chwilę ze sobą poważnie rozmawiali. Ta rozmowa
musiała dać chłopcu sporo do myślenia, bo w drodze powrotnej nie
odezwał się już do mnie ani słowem, a po lekceważącym uśmiechu
nie było śladu… ■ ■
sierpień 2013
Miesięcznik
E g z o r c y s t a 35