LEKCJA HISTORII
Transkrypt
LEKCJA HISTORII
„LEKCJA HISTORII” Siwy nauczyciel historii poprawił spadające mu z nosa okulary i rozejrzał się po klasie. Niewielka część uczniów wykazywała zainteresowanie lekcją, ale to nie miało dla niego znaczenia. Odchrząknął i powrócił do przerwanego tematu. — 19 grudnia 2011 roku, po wieloletnich badaniach, wybitnemu uczonemu, Janowi Jaworskiemu, udało się skonstruować wehikuł czasu. Miało to ogromne, wręcz przełomowe znaczenie dla ludzkości. Jego odkrycie było początkowo traktowane sceptycznie, czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę zacofanie żyjących w tych czasach ludzi. Nim jednak miały miejsce pierwsze wyprawy, wehikuł musiał przejść szczegółowe badania. Nauczyciel przerwał na chwilę, w celu zaczerpnięcia oddechu. Do jego uszu docierały szepty, nie dotyczące tematu lekcji. Widział znudzenie na otaczających go twarzach, słyszał szuranie długopisu o papier. — Okazało się, że wynalazek Jaworskiego jest w pełni bezpieczny — kontynuował. — Już wtedy było jasne, że wehikuł czasu znajdzie szerokie zastosowanie. Nie było jedynie wiadomo jakie dokładnie. Pierwsze wyprawy miały zakres nie większy niż kilka godzin. W obecnych czasach możliwe jest nawet cofanie się do początków świata, co ułatwiło pracę naukowcom z innych dziedzin. Znamy odpowiedzi na pytania zadawane przez ludzi pięćdziesiąt lat temu, dotyczące odległej historii. Jednak większe znaczenie od poznawania przeszłości, miało poznawanie przyszłości. Jeszcze niedawno skazywano świat na zagładę. Spaliny samochodowe, śmieci… Przyczyn, dla których mieliśmy zginąć było wiele. Podczas jednej z wypraw do przyszłości odkryto sposób, jak zapobiec samozniszczeniu naszej planety. Dźwięk dzwonka zagłuszył go na chwilę — Doczytacie resztę w podręczniku — powiedział do szybko pakujących się uczniów, przekrzykując ich rozmowy — strona setna. Słucham? Nauczyciel spojrzał na wysokiego, ciemnowłosego chłopaka, który w odróżnieniu od reszty pozostał na miejscu. — W książce nie ma nic na temat awarii — powiedział lekko zachrypniętym głosem, opuszczając przed chwilą podniesioną rękę. — Czy wehikuł był niezawodny? — Och, Julek — westchnął profesor, uśmiechając się do chłopaka. Jego koledzy tłoczyli się już u drzwi wyjściowych. — Nie. Oficjalnie wehikuł się nie psuł. — Oficjalnie — powtórzył Julek cicho. — Sugeruje pan, że kiedy wehikuł nawalał, czas był cofany w celu zatuszowania całej sprawy? — Nie wiadomo nic na ten temat. Myślę, Julek, że to nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Przynajmniej dla ciebie. To tylko moje przypuszczenia, niekoniecznie zresztą zgodne z tym, jak jest naprawdę. A teraz przepraszam. Nauczyciel podniósł się z krzesła, biorąc do rąk rozłożone na biurku książki. Powolnym krokiem doszedł do drzwi, gdzie zaczekał na niechętnie podążającego jego śladem Julka. — Czytałem na ten temat wiele książek. Ludzie z początków XXI wieku nie tak wyobrażali sobie przyszłość. Ludzkość od tamtego czasu zrobiła ogromne postępy. Dlaczego nie zdominowały nas komputery i cała reszta urządzeń elektronicznych? Gdzie te niezniszczalne roboty, których się spodziewano? — Julek, ja jestem nauczycielem historii, a zadawane przez ciebie pytania niewiele mają z tym wspólnego. Spieszę się. — Teraźniejszość niczym nie różni się od przeszłości. — Chłopak podążał krok w krok za nauczycielem, nie dając za wygraną. — Te same papierowe książki, żadnych nowych pojazdów latających. Zdobyliśmy kosmos i ogromną wiedzę, ale dlaczego w tak niewielkim stopniu ją wykorzystujemy? — Najwyraźniej tak jest najlepiej — powiedział mężczyzna szorstko, zatrzymując się na chwilę i spoglądając w oczy chłopaka. — Wehikuł Jaworskiego był prototypem, na podstawie którego konstruowano kolejne urządzenia do przenoszenia w czasie. Dlaczego nie są ogólnie udostępniane? — Jak myślisz, co by było, gdyby każdy miał w ogródku wehikuł czasu? — warknął historyk, ponownie podejmując próbę ucieczki przed Julkiem. — Ale, proszę pana! Kilka osób podążających w tym momencie szkolnym korytarzem odwróciło z zaciekawieniem głowy w ich kierunku. Nauczyciel ruchem dłoni kazał im nie zwracać uwagi ani na niego, ani na Julka. — Pozwól, że teraz ja zadam ci pytanie — powiedział powoli. — Po co mnie o to wszystko pytasz? — Interesuje mnie to. — Może i jesteśmy prymitywni. Zbyt prymitywni jak na nasze możliwości, ale możesz znaleźć odpowiedzi na swoje pytania gdzie indziej. Nauczyciel wyprostował się i omiótł wzrokiem korytarz. Jeszcze raz spojrzał na Julka, który wcale nie był zachwycony przebiegiem rozmowy, po czym odwrócił się i odszedł. Julek przyglądał się jego plecom póki nie znikły za drzwiami pokoju nauczycielskiego. Julek szedł z plecakiem przewieszonym przez ramię i słuchawkami w uszach. W lewej ręce trzymał otwartą książkę. Ulica była niemal zupełnie pusta; co jakiś czas przejeżdżał nią tylko jakiś wypchany do granic możliwości autobus. Spaliny nie wydostawały się z samochodów osobowych, których ilość była bardzo ograniczona. Ludzie do przemieszczania się używali środków komunikacji miejskiej lub rowerów. — Ochronę środowiska postawiono na pierwszym miejscu — czytał Julek na głos, nie patrząc przed siebie — kilka lat po przełomowym odkryciu Jaworskiego. Tworzywa sztuczne zostały niemal całkowicie wyparte, a zastąpiono je materiałami przyjaznymi dla otoczenia. Wszystkie inne… Julek przerwał czytanie i zamknął książkę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że i tak nie znajdzie w niej informacji, których potrzebował; wszystkie wiadomości, o których czytał, były mu już od dawna znane. Spojrzał na zegarek znajdujący się na przegubie jego ręki. Po chwili zastanowienia odwrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku. Zdążył w ostatniej chwili, kiedy po budynku szkoły roznosił się dźwięk dzwonka kończącego zajęcia tego dnia. Bez trudu wyłowił z tłumu wysoką, chudą postać nauczyciela historii. Przebiegł kilka dzielących ich metrów i zaczął: — Wiem, wiem. Nie chce pan ze mną rozmawiać na ten temat, ale czy nie uważa pan, że byłoby lepiej, gdyby świat uległ zniszczeniu? — Słucham? — mężczyzna zatrzymał się gwałtownie, z zaskoczeniem przyglądając się Julkowi. — Czy może pan ze mną porozmawiać? To naprawdę nie zajmie panu dużo czasu, a ja chcę poznać pana opinię. Tylko tyle. Nauczyciel po dość długiej chwili milczenia wzruszył zrezygnowany ramionami. Słońce mocno świeciło, rażąc go w oczy, więc przysłonił je ręką i lekko przechylił głowę. Julek stał naprzeciw niego, trochę zmieszany. — Nie twierdzę, że to, do czego doprowadzili ludzie było dobre, ale na pewno lepsze od tego, co dzieje się teraz — wypalił speszony, wyjmując ręce z kieszeni. — No bo… oni kombinują coś z czasem! Twarz nauczyciela rozjaśniła się nieznacznie. Wyglądała teraz znacznie przyjaźniej niż podczas ich ostatniego spotkania. — Dopiero teraz to zauważyłeś? — zapytał z uśmiechem. — To oczywiste, że kombinują z czasem. I nie sądzę, żeby wychodziło im to na dobre, ale, Julek, nie jesteś super bohaterem i nic na to nie poradzisz. — Pan zamierza to tak zostawić? — A ty zamierzasz coś z tym zrobić? — Julek spuścił głowę. — Wszyscy wiedzą, że zastosowanie wehikułu czasu nie jest takie, jakie powinno być. Chociaż z drugiej strony, to po co nam on? Ten wynalazek był, mówiąc prawdę, bez sensu. Niczego nowego nie wniósł, przeciwnie, zamiast podróżować, zatrzymaliśmy się w czasie. — Ale przecież mówił pan, że… — Oczywiście, i tak nie moglibyśmy wszyscy wykorzystywać wehikułu — przerwał Julkowi nauczyciel, wiedząc, co chłopak chce powiedzieć. — Ale nie widzę potrzeby zmieniania przyszłości. Powinniśmy się rozwijać, nie sądzisz? Bez żadnych ściągawek w postaci wglądu do przyszłości. — No właśnie — westchnął Julek. — I co, nie można z tym nic zrobić? — Te wszystkie działania mają na celu zachowanie życia na ziemi tak długo, jak się tylko da. Przynajmniej tak było na początku. Z wypraw wyciągnięto wnioski i zapadła decyzja, by nic nie zmieniać. By tylko chronić planetę przed wszystkimi szkodliwymi czynnikami. Julek spojrzał na nauczyciela, który wciąż osłaniał się ręką przed słońcem. Dopadły go wątpliwości. — Więc może faktycznie tak będzie lepiej? — zapytał nieśmiało. Nauczyciel wzruszył ramionami i odwrócił się, chcąc odejść, ale Julek podążył za nim. — Wydaje mi się, że rzeczywiście nie powinienem rozmawiać z tobą na ten temat — powiedział chłodno nauczyciel. — I tak wyjawiłem już byt wiele swoich poglądów. Ale wiesz co? Oni mogą przedobrzyć. Jestem przekonany, że niedługo coś się wydarzy. I nie będzie to na pewno nic dobrego. Świat zaczął wariować. Zaczęło się od problemów z pamięcią. Ludzie wybudzali się nagle z transu, nie wiedząc, co działo się przed kilkoma minutami, nawet godzinami. Niespodziewanie zapominali o temacie prowadzonej rozmowy, o wyjściu do pracy, szkoły. Potem zaczęli się gubić w tym, co dzieje się wokół nich. Większości z nich towarzyszyło wrażenie, że to już było. Deja vu. A jeszcze później zajęli się pielęgnacją roślin. Ale nie tych małych, doniczkowych, tylko ogromnych, dzikich okazów, które sadzili gdzie tylko się dało. Z ZOO uciekły zwierzęta. Nieznany był sposób, w jaki otworzyły klatki, ani jakim cudem udało im się wymknąć niepostrzeżenie. Czy pomogli im ludzie? Ani jeden pracownik we wszystkich ZOO na świecie dziwnym trafem nie mógł przypomnieć sobie tego feralnego dnia. Nikt nie próbował złapać uciekinierów. Zwierzęta były wolne. Trawniki były zaniedbane, nikt ich nie kosił. W zastraszającym tempie burzyły się domy. Samoistnie, bez pomocy maszyn. Równie szybko jak się rozpadały, zostawały wchłonięte przez ziemię. Chodniki i ulice były porastane przez trawę. Wszystkie pojazdy jakby rozpłynęły się w powietrzu, a ludzie nie zauważali, lub nie zwracali na to uwagi. Świat zaczął się cofać, ale już nie za pomocą wehikułu czasu, choć miał on tu kluczowe znaczenie. Wszyscy ludzie poddali się manipulacji, a ci, którzy wcześniej chcieli temu zapobiec, teraz byli bezradni i zupełnie nieświadomi tego, co działo się wokół nich. Zamiast przeć do przodu, wracali i nie mieli o tym nawet pojęcia.