Mleko kaliskie, ślad norweski
Transkrypt
Mleko kaliskie, ślad norweski
AgroKonkurs Mleko kaliskie, ślad norweski Rozmowa z Zenonem Choją, prezesem Zarządu Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Kaliszu, nominatem do tytułu Agroprzedsiębiorca Wszechczasów RP n Od jakiego stanowiska rozpoczął Pan swoją karierę mleczarską? – Zaczynałem, po ukończeniu technikum rolniczego, od instruktora skupu, a potem byłem kolejno kierownikiem działu skupu i naczelnikiem wydziału skupu. Po skończeniu studiów na Wydziale Zootechnicznym SGGW, zostałem wiceprezesem, a od ponad 20 lat jestem prezesem OSM w Kaliszu. Cały czas mam zatem kontakt z dostawcami mleka. n A dużo Pan ma tych dostawców? n Pan w branży mleczarskiej uchodzi za swoistego rekordzistę wierności, bo przepracował tyle lat w jednej firmie… – Sam nie dowierzam, że te 55 lat tak szybko zleciało… n Słyszałem od Pana znajomych, że gdyby tak dokładnie policzyć wszystkie przepracowane przez Pana godziny w mleczarni, także w soboty i niedziele, to by i 60 lat się uzbierało! – To prawda, ja przychodzę do mleczarni niemal w każdą sobotę, a także w niektóre niedziele i dni wolne od pracy. Mleczarstwo to nie tyko mój zawód, ale także to moje hobby, moja prawdziwa pasja. A w mleczarstwie jak w hutnictwie, praca na okrągło, nie zamyka się zakładu ani w sobotę, ani w niedzielę. Pracują nasi ludzie, to ja także przychodzę. Zawsze znajdę tu jakieś zajęcie i pożytecznie spędzę czas. W niedzielę też odwiedzam naszych dostawców, by w dni robocze im czasu nie zabierać. n Co jest szczególnego w tym mleczarstwie, że tak Pana urzekło? – Mleko! Żywieniowcy z całego świata już dawno uznali go za najzdrowszy pokarm świata. Tak naprawdę – bez mleka nie ma pełnego zdrowia. Są też tacy specjaliści, którzy twierdzą, że bez mleka nie ma urody i młodości do… stu lat. Zdecydowałem się na podjęcie pracy w mleczarni, gdyż rolnicy niezwykle cenili to, że mleko w każdym miesiącu daje im pieniądze. Za swoją ostoję obrałem OSM w Liskowie (która w 1979 r. została przyłączona do OSM w Kaliszu), bo to tyko 5 km od mojego rodzinnego domu. 48 / – Niestety, z każdym rokiem ich ubywa. Obecnie skupujemy mleko od 735 rolników. Wszyscy oni są od lat członkami naszej spółdzielni. To wspaniali rolnicy, którzy nie mają kompleksów i w niczym nie ustępują zachodnioeuropejskim farmerom. Codziennie z gospodarstwa średnio odbieramy ponad 230 litrów mleka. Dla porównania – jeszcze przed 15-tu laty mieliśmy 3,5 tysiąca dostawców, ale skupowaliśmy mniej surowca niż obecnie. Tak, tak – w rekordowo szybkim tempie nastąpiła koncentracja produkcji w hodowli bydła mlecznego. Nasi dostawcy prowadzą już nowoczesne warsztaty rolne, wyspecjalizowane w produkcji mleka. Do tego poziomu doszli kosztem wieloletnich wyrzeczeń i dużych nakładów finansowych, korzystając przy tym niejednokrotnie z kredytów bankowych i środków unijnych, które oferowała Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa dla branży mleczarskiej. Ich gospodarstwa wyposażone są w nowoczesną technikę i w równie nowoczesne technologie. Toteż koszty produkcji w takich gospodarstwach w ostatnich latach szybko rosną ze względu na galopujący wzrost cen paliwa, energii, nawozów sztucznych i innych środków do produkcji rolnej. Dlatego, jeśli chcemy mieć dobre mleko, trzeba zapłacić rolnikom wszystkie poniesione koszty i zapewnić jeszcze środki na utrzymanie rodziny oraz na dalszy rozwój i unowocześnianie produkcji. Surowiec w mleczarstwie to przecież podstawa, bo cóż będą warte nawet najnowszej generacji linie przetwórcze, jeśli nie będzie co przerabiać. n Panie Prezesie, a jak jest u Was z jakością mleka? – To nasz ogromny atut. W ostatnich latach dokonaliśmy ogromnego postępu jakościowego w produkcji mleka. Ponad 96 proc. surowca w naszej spółdzielni spełnia wymogi klasy ekstra, a prawie 4 proc. – jakości specjalnej, bo zawartość bakterii nie przekracza 50 tysięcy w jednym mililitrze. Nie można zaprzepaścić tego dorobku, a jak są to wielkie osiągnięcia, wiem doskonale, bo współpracuję z rolnikami od 1955 r., a więc czasu szalejącego „ściągania” z gospodarstw obowiązkowych dostaw niemal wszystkiego, co się dało. n Jakie zalety dostrzega Pan w tym swoim przywiązaniu do jednej spółdzielni mleczarskiej? – Wielorakie. Przede wszystkim – po latach praktykowania i administrowania na różnych szczeblach pracy zawodowej, nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć w mleczarstwie, a to z kolei pozwala na podejmowanie racjonalnych decyzji z pożytkiem dla spółdzielni. Po prostu – nie popełnia się błędów. Dogłębna znajomość i możliwość doboru współpracowników oraz umiejętność znajdowania „wspólnego języka” z rolnikami-producentami – stwarzają też swoisty komfort w zarządzaniu firmą. Ponadto do OSM Kalisz mam osobisty sentyment, bo tutaj poznałem swoją przyszłą żonę, co też nie pozostało bez wpływu na moją wierność tej firmie mleczarskiej. n Ocenia się powszechnie, że za Pańskiej prezesury nastąpił najdynamiczniejszy rozwój OSM Kalisz, która z prowincjonalnej, acz tradycjami sięgającymi XIX wieku, spółdzielni stała się na wskroś nowoczesnym, sprawnie zarządzanym przedsiębiorstwem, spełniającym europejskie standardy i z powodzeniem operującym na ogólnopolskim i europejskim rynku przetworów mleczarskich. Co Pana najbardziej natchnęło przed laty do trwających do dziś zasadniczych przekształceń w OSM Kalisz? – Bez wahania odpowiadam: Norwegowie! Otóż, w 1990 r., dzięki porozumieniu między polskim i norweskim rządem, kaliscy rolnicy mogli odbywać regularne praktyki w norweskich farmach mlecznych. Sympatyczne w tym wszystkim było również to, że Norwegowie wybrali akurat nas