2. Strzelim sobie
Transkrypt
2. Strzelim sobie
Pomimo środka dnia w mieszkaniu było ciemno. Światło z trudem przesączało się do wewnątrz pomiędzy ciężkimi zasłonami i ustawioną pod oknem starą meblościanką. Piotrek, gdy tylko wszedł, zmarszczył nos. — Panie Edek, mógłby pan tu sobie trochę przewietrzyć. — To przez bimber. — Usprawiedliwił się gospodarz, pokazując palcem gulgoczącą pod ścianą aparaturę. — Strzelim sobie. — Nie, ja dziękuję, mam jeszcze piwko. — Wypijesz, nic ci się nie stanie. — Odparł Edek i wyciągnął skądś słoik wypełniony brunatnym płynem. — Włącz no telewizor i wideo. Piotrek, potykając się w półmroku o walające się na brudnym dywanie przedmioty, odszukał gdzieś pilota i na chybił trafił zaczął wciskać guziki. Chwilę później Edek włożył mu w dłoń szklaneczkę z płynem ze słoika, sam trzymał drugą. — Pij, bo na trzeźwo nie uwierzysz. Chłopak powąchał zawartość lepiącej się do rąk szklanki i zakręciło mu się w głowie. Miał wrażenie, że od samego wdychania oparów można oślepnąć. Edek wychylił swoją szklankę jednym haustem i zaczął czegoś szukać na jednej z szafek. Piotrek zacisnął powieki i chlusnął w gardło palący płyn. Gdy odzyskał przytomność, Edek siedział przy włączonym telewizorze. Czarna sylwetka na tle niebieskiego prostokąta wyglądała jak wycięta z papieru. — Panie Edek, co to było? Aceton? — Młody, cała wieś się tu zaopatruje w ten trunek. Nie potrafisz docenić dzieła sztuki. A teraz wstawaj z podłogi, bo cię wszy pogryzą. Pan Edek wsunął kasetę do odtwarzacza. Ekran pokrył się czarno białą kaszą. Stary zdzielił wideo otwartą dłonią i kasza zniknęła, ukazując jakiś kosmiczny krajobraz. Film fantastyczny. Edek wyciągnął z kieszeni woreczek z tytoniem, ale Piotrek poczęstował go papierosem z paczki. Odpalili i wpatrywali się w ekran, na którym przez czarną przestrzeń kosmiczną usianą gwiazdami leciał jakiś statek kosmiczny. Musiał być niewielki, chociaż ciężko było dokładnie ocenić bez jakiegokolwiek punktu odniesienia. Przypominał trochę lądownik księżycowy, tyle że z rozłożystymi panelami słonecznymi. — Co to jest? — Zapytał Piotrek. — Twoje ostatnie życzenie. Patrz. Dźwięk w telewizorze był wyłączony albo film nie posiadał żadnej muzyki. Ujęcie się zmieniło, wnętrze statku. Ekrany komputerów, mnóstwo wskaźników i przełączników. Kamera rozejrzała się po wnętrzu – pośrodku kapsuły zamocowany do jednej ze ścian znajdował się duży, podłużny cylinder. Tuż przy nim znajdowało się kilka monitorów, na których symbole i zmieniające się linie do złudzenia przypominały wskaźniki funkcji życiowych z amerykańskich filmów o lekarzach. Najazd kamery na cylinder – u jego szczytu znajdował się jakiś przezroczysty wizjer, przez który operator zajrzał do środka. Piotrek zobaczył twarz, którą rozpoznał, nie był to chyba jednak żaden znany aktor. Zmarszczył czoło, usiłując dopasować obraz do jakiegoś nazwiska, gdy nagle zrozumiał, że patrzy na siebie, tyle że starszego. Ciarki przeszły go po ciele i zerwał się na równe nogi. — Co to jest…? Co tu się… — Siadaj, spokojnie, przecież ci mówiłem. — Edek wstał i dolał sobie i swemu gościowi bimbru. — Pij. Piotrek wychylił zawartość szklaneczki bez zastanowienia. Wzdrygnął się mocno i zaczął pytać, jąkając. — Jak to jest zrobione? Takie efekty specjalne…? To ja jestem, czy ktoś podobny? — Ty, ty, przecież powiedziałem, że to twoje ostatnie życzenie. Chciałeś żyć wiecznie w dobrym zdrowiu. — Nic nie rozumiem. Kiedy? Przecież nic takiego nie powiedziałem. — No teraz nie, ale… hmm… innym razem. — Edek zaciągnął się ostatni raz papierosem i zgasił go na blacie ławy. Włączył pauzę na filmie, na ekranie biały cylinder ze starszym Piotrkiem w środku znieruchomiał pod dziwnym kątem. — Widzisz, robota dżina jest raczej kiepska. Nie mam wpływu na to, czego sobie ludzie życzą. Nie mam nawet wpływu na to, jak zrealizują się ich życzenia, wiem tylko, że na pewno do tego dojdzie. Tylko na dwie rzeczy mam jakiś wpływ. Pierwsza to wybranie kogoś, kto wypowie życzenie. No więc ty już dziś dwa wypowiedziałeś, masz piwo i samochód. — Ale to nie wyjaśnia, skąd pan ma film ze starym mną w kosmosie. Przecież to jest… nienormalne jakieś. — Czekaj młody, nie skończyłem. Druga rzecz, na jaką mam wpływ, to cofnięcie życzenia. To bardzo duży przywilej, ale i tak nie lubię tej roboty. Mogę odwołać każde z życzeń, razem z jego wszystkimi skutkami. Rozumiesz? Piotrek patrzył się w ekran telewizora. — Nie wiem. — Powiedział w końcu powoli. — Czyli, że co? To ja… który chciałem być zdrowy, czy co tam? Ale pan to cofnąłeś, panie Edek? Ja pierdzielę, na pewno nie jestem w ukrytej kamerze? — No tak, dobrze rozumiesz. Już tu kiedyś byliśmy i rozmawialiśmy tak jak teraz, ale tego nie pamiętasz, bo odwołałem to, czego sobie życzyłeś. — To po co mi to, panie Edek, teraz pokazujesz? Edek sięgnął po szklankę Piotrka celem dolania mu samogonu, ale chłopak odstawił ją dalej. Stary wzruszył ramionami i nalał tylko sobie. — Popatrz sam, jakie miałeś życzenie młody. Podoba ci się? Podpowiem tylko, że nie wychodzisz z tej białej komory. Leżysz tam sobie od tysiąca lat i nawet nie wiesz, co się dzieje wkoło ciebie. — No nie bardzo mi się to podoba, rzeczywiście. Słabo coś pan spełniasz te życzenia. — Tłumaczę ci, że ja tylko je przyjmuję. Rusza machina i to o co prosiłeś się spełnia – chcesz żyć wiecznie – żyjesz. Wysłali cię w kosmos, nie zabiją cię kataklizmy, ludzie ani zwierzęta. Zahibernowany się nie starzejesz. Chcesz być zdrowy – no bardziej zdrowy niż na tym filmie nie będziesz. żadnych bakterii, wszystko jałowe. Wszystko się wypełniło, tyle że chyba nie o to ci chodziło, co? No więc cofnąłem życzenie. — I co teraz? — Zapytał chłopak, patrząc na światło telewizora odbijające się w prawie łysej czaszce pana Edka. — I teraz masz jeszcze jedną szansę. [Poprzedni] 1. Dżinem jestem [Następny] 3. Weź pan cofnij te życzenie