Zazdrość – naturalny stan kochającego człowieka czy uczucie

Transkrypt

Zazdrość – naturalny stan kochającego człowieka czy uczucie
Zazdrość – naturalny stan kochającego człowieka czy uczucie toksyczne? Rozważ temat
w oparciu o fragment Chłopów Władysława Reymonta oraz inne teksty kultury.
Antek czaił się przy przełazie, skoczył do niej jak wilk, przeniósł ją prawie i pociągnął pod
bróg, stojący zaraz za drogą. Ale nie wiedło się im całkiem dnia tego, bo tyla co wleźli w
bróg, co się tam zwarli w całunkach, rozległ się ostry, donośny głos Boryny.
— Jaguś! Jaguś!…
Kieby piorun w nich trzasnął, tak się roznieśli, Antek skoczył w bok i chyłkiem pod ogrodami
rwał, a Jagna pobiegła w podwórze, nie bacząc, że gałęzie zdarły jej zapaskę z głowy i całą
obsypały kurzawą. Przetarła twarz śniegiem, nazbierała pod szopą naręcz drzewa i wolno,
spokojnie wróciła do izby.
Stary patrzał na nią spode łba, dziwnie jakoś.
— Zajrzałam do siwuli, bo cosik stęka i pokłada się…
— Szukałem cię w oborze, a nie uwidziałem…
— Bom wtedy już musiała być pod szopą, drwa zbierałam.
— A gdzieżeś się to tak utytłała w śniegu?…
— Gdzie? Ze strzechy śniegowe brody wiszą, to ino trącić, a na głowę się sypią - tłumaczyła
się spokojnie, ale twarz odwracała od ognia, by ukryć wypieki. Ale starego nie zwiedła, niby
wprost, oczy w oczy, nie patrzał, dobrze jednak widział, że cała w ogniach, czerwona, a oczy
rozjarzone błyszczą się kiej w chorobie. Jakieś głuche, niejasne podejrzenie wślizgnęło mu się
do serca, zazdrość kąśliwa zawarczała w nim jak pies i jak pies się przyczaiła.
[…]
Jaguś myśląc, że to już wszystko przeminęło i powróci do dawnego, odetchnęła z ulgą i jęła
do niego zagadywać, to w oczy naglądać, przymilać się i po izbie krzekorzyć słodko, jak
przódzi… Ale wnet ją opamiętał takim ostrym słowem, że struchlała; a potem nie zrobił się
inszym, nie pieścił, nie hołubił, myśli nie zgadywał ni o jej łaski się starał, a ostro kiej na
dziewkę krzyczał za nieporządki i do roboty zaganiał.
Od tego dnia wszystko z nawrotem w swoje garście ujął, przypilnowywał i z rąk nie
popuszczał. Całe dnie, skoro jeno wyzdrowiał, młócił z Pietrkiem i w stodole robił koło
zboża, krokiem się prawie nie ruszając z obejścia, bo nawet wieczorami w chałupie narządzał
uprzęże albo na kobylicy wystrugiwał różne porządki gospodarskie, a tak pilnie stróżował
Jagusi, że i kroku nie mogła zrobić, by za nią nie wyglądał, nawet jej świąteczne szmaty
zamknął i klucz nosił przy sobie […] już nie powróciła do chałupy dawna radosna wrzawa,
ten spokój wewnętrzny i ta cicha, głęboka dufność.
Było jak z tym garnkiem rozbitym, co choć odrutowany i zgoła cały się widział, a gdziesik
cieknął i przepuszczał wodę w takim miejscu, że i pod światło nie rozpoznał. Tak i w chałupie
się widziało, bo przez oną zgodę nierozeznanymi szparutkami ciekły przyczajone nieufności,
żale przypłowiałe zdziebko, ale żywe jeszcze i zgoła nie zabite jeszcze podejrzenia. Stary
bowiem mimo najszczerszych usiłowań nie zatracił w sobie nieufności i prawie mimo woli, a
dawał ciągłe baczenie na każdy ruch Jagny, ona zaś ani na to oczy mgnienie nie zapomniała
mu tych złości i srogich słów, wrzała wciąż odemstą nie mogąc uciec spod tych jego
przenikliwych, stróżujących oczów.
Może i dlatego, że pilnował i nie wierzył jej, znienawidziła go jeszcze barzej, a coraz
potężniej wydzierała się do Antka. Tak się już umiała zmyślnie urządzać, że co parę dni
widywała się z nim pod brogiem. Pomagał im w tym Witek, któren całkiem serce stracił do
gospodarza za tego boćka, a przylgnął do Jagny, że to mu i teraz dawała lepsze podwieczorki,
więcej omasty, a często gęsto i parę groszy kapnęło od Antka. Ale głównie pomagała im
Jagustynka,
tak się umiała wkraść w łaski Jagny i tyle zaufania wzbudziła w Antku, że prosto nie było
sposobu widywania się bez jej pomocy. Ona to nosiła wieści między nimi, ona stróżowała
przed starym i ochraniała przed niespodziankami! A wszystko to robiła przez czystą złość do
całego świata! Mściła się na drugich za własną poniewierkę i krzywdy; nie cierpiała bowiem
Jagny ni Antka, ale jeszcze barzej starego, jak zresztą wszystkich bogaczy ze wsi, że mają
wszystko, a jej nie dostaje nawet tego kąta, gdzie by mogła głowę schronić.
Metamorfoza człowieka – złudzenie czy realna możliwość? Zanalizuj problem w oparciu
o fragment Pana Tadeusza, całość lektury oraz inny utwór literacki.
„Jam jest Jacek Soplica [...]
Wszak sam wiesz, Gerwazeńku, jak Stolnik zapraszał
Często mnie na biesiady; zdrowie moje wnaszał […]
Tymczasem już szeptała o tym okolica,
Jaki taki gadał mi: „Ej, panie Soplica,
Daremnie konkurujesz; dygnitarskie progi
Za wysokie na Jacka podczaszyca nogi”.
Ja śmiałem się udając, że drwiłem z magnatów
I z córek ich, i nie dbam o arystokratów;
Że jeśli bywam u nich, z przyjaźni to robię,
A za żonę nie pojmę, tylko równą sobie.
Przecie bodły mi duszę do żywca te żarty;
Byłem młody, odważny, świat był mnie otwarty
W kraju, gdzie, jako wiecie, szlachcic urodzony
Jest zarówno z panami kandydat korony! […]
Jak łatwo może człowiek popsuć szczęście drugim
W jednej chwili, a życiem nie naprawi długim!
Jedno słowo Stolnika, jakże byśmy byli
Szczęśliwi! kto wie, może dotąd byśmy żyli,
Może i on przy swoim kochanym dziecięciu,
Przy swojej pięknej Ewie, przy swym wdzięcznym zięciu
Zestarzałby spokojny! może wnuki swoje
Kołysałby! teraz co? nas zgubił oboje […]
I zdało mi się zrazu, żem już serce zmienił,
I rad byłem z wymysłu, i jam się ożenił,
Z pierwszą, którąm napotkał, dziewczyną ubogą!
Źlem zrobił jakże byłem ukarany srogo!
Nie kochałem jej, biedna matka Tadeusza,
Najprzywiązańsza do mnie, najpoczciwsza dusza
Ale ja dawną miłość i złość w sercu dusił,
Byłem jakby szalony, darmom siebie musił
Zająć się gospodarstwem albo interesem,
Wszystko na próżno! Zemsty opętany biesem,
Zły, opryskliwy, znaleźć nie mogłem pociechy
W niczym na świecie i tak z grzechów w nowe grzechy,
Zacząłem pić.
I tak niedługo żona ma z żalu umarła,
Zostawiwszy to dziecię, a mnie rozpacz żarła! […]
Mój bezład w domu, bieda, mój nałóg haniebny
Podały mnie na wzgardę i na śmiech przed światem!
Mnie, com niegdyś, rzec mogę, trząsł całym powiatem!
Mnie, którego Radziwiłł nazywał: kochanku!
Mnie, com kiedy wyjeżdżał z mojego zaścianku,
To liczniejszy dwór miałem niżeli książęcy!
Kiedym szablę dostawał, to kilka tysięcy
Szabel błyszczało wkoło, strasząc zamki pańskie!
A potem ze mnie dzieci śmiały się włościańskie!
Tak zrobiłem się nagle w oczach ludzkich lichy!
Jacek Soplica! Kto zna, co jest czucie pychy...”
Tu Bernardyn osłabiał i upadł na łoże,
A Klucznik rzekł wzruszony: „Wielkie sądy Boże!
Prawda! prawda! więc to ty? i tyżeś to, Jacku
Soplico? pod kapturem? żyłeś po żebracku!
Ty, którego pamiętam, gdy zdrowy, rumiany,
Piękny szlachcic, gdy tobie pochlebiały pany,
Gdy za tobą kobiety szalały! Wąsalu!
Nie tak to dawno! takeś zestarzał się z żalu! […]
Nieszczęśniku! i tyżeś? do takiego stanu?”
Jak w kontekście fragmentu Kamień na kamieniu opisać rolę rodziny w literaturze? W
swojej analizie odwołaj się także do innych tekstów literackich.
Wiesław Myśliwski Kamień na kamieniu (fragment)
Postanowiłem napisać list do Antka i Staśka w sprawie tego grobu. Poszedłem do spółdzielni,
kupiłem papier, obsadkę, stalówkę, atrament. Bo kiedy ja do kogo list pisałem? Nie umiałbym
sobie nawet przypomnieć. Ani do szkoły z domu nikt teraz nie chodził, to nie były potrzebne.
Gdzieś się jeszcze pusty kałamarz walał z czasów, kiedy matka jeszcze żyła i do nich pisała.
Bo ja ani do nich, choć bracia, nie pisałem, odkąd z domu wyszli. Ani oni do mnie. Tak się
jakoś układało. Oni w mieście, ja na wsi. Oni swoje życie, ja swoje. To o czym tu pisać? Co
we wsi, miałem im pisać, kiedy może nie bardzo chcieli już wsi pamiętać? A pchać się ze
swoim życiem w czyjeś życie, choćby brat bratu, co to komu pomoże? Zresztą raz na dwa,
trzy lata któryś wpadał, to się mniej więcej wiedziało, co u niego. Ten był za granicą, a ten
kupił samochód. Ten dostał mieszkanie, ma trzy pokoje z kuchnią, a ten się z żoną rozszedł i
drugi raz się ożenił. Ten ma córkę i syna, a ten tylko syna, ale nie chce się coś uczyć. A co u
mnie, no, to kiedy umarła matka, wysłałem im telegram: „Matka umarła. Przyjeżdżajcie”. A
za parę lat drugi: „Ojciec umarł. Przyjeżdżajcie.” I to wszystko, co u mnie. Zresztą, gdyby
nawet więcej, czy chcieliby słuchać? […]
Ale grób to grób, raz na całe życie się buduje, to musiałem ich spytać, czy chcą razem ze
wszystkimi leżeć, bo zaplanowałem osiem kwater, żeby dla nich też było. Czy może wolą
tam, u siebie, to bym sobie kosztów darmo nie robił i mniejszy bym postawił. A choć życzę
im, niech żyją jak najdłużej w szczęściu, zdrowiu, to przecież kiedyś wszyscy muszą umrzeć,
bo wszyscy, co żyjemy, umrzemy. I niech mi zaraz odpiszą, bo mam miejsce wykupione,
cement załatwiłem. […]
Chyba po miesiącu przyszedł list od nich, że przyjeżdżają w najbliższą niedzielę. Nie
wiedziałem, wierzyć, czy nie wierzyć. Ale wysprzątałem izbę. Oblekłem pościel. Przyniosłem
ze strychu pierzynę po matce, bo była największa. A choć w jednym łóżku mieli spać, to dwie
poduszki im dałem, żeby głowy mieli osobno. I słomę w sienniku zmieniłem. Dwa snopki
cepami wymłóciłem, żeby mieli nie zmierzwioną. Choć mi z trudem przyszło ustać na tych
moich kulasach. Musiałem sobie sieczkarnię pod plecy przyciągnąć i się na niej oprzeć, bo
nie dałbym rady. I nawet im suszonej macierzanki przeciw pchłom pod prześcieradło
pokładłem, jak robiła to matka. […]
Przyjechali. Ale ledwo co w próg weszli, dzień dobry, dzień dobry i od razu zaczęli się ze
mną kłócić. A to, że nie ma u mnie na czym usiąść, tylko wciąż ta sama stara ława i jedno
krzesełko. Że stół ten sam od wojny jeszcze. Że podłogi czego sobie nie sprawię? Czego sadu
nie założę? Czego się nie żenię? Gospodyni mi potrzebna! Na księżniczkę czekam? Czego to,
czego tamto? Czego? Czego? A o śmierci ani słowa. Jakbym w ogóle do nich listu nie
napisał.
Tak mnie to ścięło, że mało co się odzywałem. I z tego wszystkiego zapomniałem ich się
nawet spytać, co u nich? I te pół litra wódki, co kupiłem na ich przyjazd, nie przyznałem się,
że mam. Bo i po co? Pić pod kłótnię? Może zdarzyć się kiedyś jakaś lepsza okazja. Wtedy się
i napijemy, i pogadamy jak bracia.
Jaką rolę w tekście literackim pełni przepowiednia? Odpowiedz na podstawie fragmentu
„Makbeta” Williama Szekspira oraz innych tekstów kultury.
William Szekspir, Makbet (fragmenty)
Wrzosowisko. Grzmi. Wchodzą trzy Wiedźmy.
PIERWSZA WIEDŹMA
Gdzie byłaś, siostro?
DRUGA WIEDŹMA
Rzucałam zarazę
Na świnie.
TRZECIA WIEDŹMA
A ty? […]
DRUGA WIEDŹMA
Rozpętam cyklony.
PIERWSZA WIEDŹMA
Miło z Twojej strony. […]
TRZECIA WIEDŹMA
Słychać bębnów granie!
To Makbet! […]
Wchodzą Makbet i Banquo.
BANQUO
A cóż to za stwory,
Zwiędłe, w dziwacznych szatach, niepodobne
Do żadnej z istot żyjących na Ziemi,
Choć też tu, widać, żyją? Spójrz: każda przykłada
Sękaty palec do zwiędłych ust,
Jak by pojmując. Czy to są kobiety?
Chyba – choć twarze całe w siwych kłakach.
MAKBET
Jeśli umiecie – mówcie: kim jesteście?
PIERWSZA WIEDŹMA
Witaj, Makbecie, wodzu hrabstwa Glamis!
DRUGA WIEDŹMA
Witaj, Makbecie, wodzu hrabstwa Cawdor!
TRZECIA WIEDŹMA
Witaj, Makbecie, przyszły królu Szkocji!
BANQUO
Czemuś się wzdrygnął? Same dobre wróżby! –
[…] a mnie – ani słowa?
PIERWSZA WIEDŹMA
Witaj!
DRUGA WIEDŹMA
Witaj!
TRZECIA WIEDŹMA
Witaj!
PIERWSZA WIEDŹMA
Mniejszyś niż Makbet, lecz za razem większy.
DRUGA WIEDŹMA
Nie tak szczęśliwy, a przecie szczęśliwszy.
TRZECIA WIEDŹMA
Królom dasz życie, choć nie będziesz królem.
MAKBET
Czekajcie chwilę, niejasne wróżbitki,
Zdradźcie mi więcej. Że po śmierci ojca
Stałem się wodzem Glamis – wiem i bez was;
Ale skąd Cawdor? Wódz Cawdoru żyje
I ma się dobrze. A tron – to rzecz całkiem
Poza zasięgiem moich wyobrażeń,
Bardziej niż Cawdor. Skąd te dziwne wieści?
I czemu w pustce jałowych wrzosowisk
Zatrzymujecie nas takim proroctwem?
Mówcie!
Czy poeta to „zwykły śmiertelnik”? Odpowiedz na pytanie, analizując Odę III Horacego
oraz odwołując się do innych, dowolnych tekstów literackich.
Horacy - Oda III, 30 (Exegi monumentum aere perennius)
Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiży,
Od królewskich piramid sięgający wyżej;
Ani go deszcz trawiący, ani Akwilony
Nie pożyją bezsilne, ni lat niezliczony
Szereg, ni czas lecący w wieczności otchłanie.
Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie
Poza grobem. Potomną sławą zawsze młody,
Róść ja dopóty będę, dopóki na schody
Kapitolu z westalką cichą kapłan kroczy.
Gdzie z szumem się Aufidus rozhukany toczy,
Gdzie Daunus w suchym kraju rządził polne ludy,
Tam o mnie mówić będą, że ja, niski wprzódy,
Na wyżyny się wzbiłem i żem przeniósł pierwszy
Do narodu Italów rytm eolskich wierszy.
Melpomeno, weź chlubę, co z zasługi rośnie,
I delfickim wawrzynem wieńcz mi włos radośnie.

Podobne dokumenty