Izabela Kozak "Krzyk, strach, głód. Oto czym jestem"

Transkrypt

Izabela Kozak "Krzyk, strach, głód. Oto czym jestem"
Krzyk, strach, głód. Oto czym jestem.
„Roześmiania, robiła właśnie szarlotkę.”
Dziś pada, choć mówili, że będzie
słonecznie. Wtedy też padał deszcz.
20 maja 2011 roku. Wieki temu.
Wtedy widziałam ją ostatni raz.
„Zobaczysz, jeszcze milion
takich deszczowych dni przede
mną” – roześmiana, robiła właśnie
szarlotkę. Przytaknęłam. Młoda
i piękna. Kilka dni temu skończyła
18 lat. Ale te jej oczy. Tylko one
krzyczały tak rozpaczliwie.
„Naprawdę PRZYTYŁAM.”
20 styczeń. Środek zimy. Warszawa
zasypana śniegiem. Mróz szczypie
w nos i w palce. Ludzie szybkim
krokiem podążają do swych domów
by się ogrzać. Kilka metrów za
kioskiem widzę znajomą twarz.
„Ty też spacerujesz w taki
mróz” - mówi do mnie, uśmiechnięta.
Uwielbia zimę. Śnieg i mróz.
I puchowe czapki. Jest ubrana „na cebulę”,
ale ja i tak mogłabym policzyć
wszystkie jej kości. „Nie patrz tak na
mnie…” – jej oczy robią się nagle
wielkie i głębokie. I smutne.
„Ostatnio przytyłam. Naprawdę
PRZYTYŁAM. 2 kilogramy” – uśmiech
wraca na bladą twarz Anki.
Dwa kilogramy. Więc teraz 38 kilo.
„Nie chciałam ci tego wcześniej mówić.
Może ze strachu. Może ze wstydu.
A może z tego i z tego ?
Sama nie wiem. Tak samo, jak
nie wiem, od czego się
zaczęło…” Cichutko siadamy
na pobliskiej ławce pełnej
śniegu. Przez kilka minut
słychać tylko warkot
przejeżdżających obok
nas samochodów. Po chwili
słyszę jej głos. „Dwa lata
temu, na rodzinnej wycieczce.
Miałam niespełna 16 lat.
I ważyłam 55 kilogramów.
I choć nie byłam gruba,
zawsze byłam gorsza od mojej
filigranowej siostry” – patrzy
smutno w dal. A ja dostrzegłam
w jej oczach błysk gniewu.
„ Nie byłabym już „tą gorszą”
„Zobacz, Ela ma już
chłopaka, a ty, jak tak dalej
pójdzie, zostaniesz starą
panną.” „Spójrz, Ela ma mnóstwo
koleżanek, a ty nie masz nikogo.”
„Gdyby rodzice żyli, wstydziliby
się, że mają taką córkę.”
„Najbardziej bolało właśnie to.
Kiedy mówiła, że rodzice mnie
nie kochali, nigdy, tak naprawdę.
Od kiedy zginęli w wypadku
samochodowym, ciągle
w uszach, w głowie miałam te jej
słowa.
W końcu sama w to uwierzyłam.
W brak miłości Mamy i Taty
do mnie. I przestałam jeść.
Bo dzięki „szczupłej” sylwetce
babcia będzie mnie akceptować,
rodzice może kochaliby, nie
byłabym już „tą gorszą”.
„Był głód. Cholerny głód.”
Nie widzę teraz jej twarzy. Kątem
oka jednak dostrzegam maleńkie
krople łez, kapiące na długi, czarny
płaszcz Anki. „Był głód. Cholerny
głód. Nie do wytrzymania. Jakby
od środka kroili mnie nożem.
Zrezygnowałam z jedzenia.
Całkowicie. Nie jadłam nic. Nawet
szarlotki, którą przecież tak lubiłam…
Ale tak było tylko na początku. Potem
zapomniałam o głodzie. I o szarlotce.
Zaczęłam intensywnie ćwiczyć.
I mdleć. Regularnie. W szkole,
w domu, w sklepie. Nie wiem, czy
ktoś zauważył, co się ze mną dzieje.
Choć teraz, jak przez mgłę, przypominam
sobie wzrok mojej wychowawczyni,
kiedy patrzyła na mnie ukradkiem.
Tak. Ona chyba się domyślała.
„Ale ja byłam w innym świecie.”
„Pięć, dziesięć, piętnaście mniej. Po
pół roku odchudzania ważyłam
trzydzieści pięć kilo. I wciąż byłam
gruba !” – gwałtownie odwraca się
w moją stronę i przeszywa mnie
wzrokiem. Nic nie mówię. „Miałam
zapaść. Dzień po tym, jak stanęłam
na wadze i zobaczyłam liczbę 35.
Odwieźli mnie na sygnale do szpitala.
Ale ja byłam w innym świecie.
Pamiętam jedynie tłum gapiów
wokół. Tylko to. I moje 35 kilo.
„To tu.”
Ciepły, wiosenny dzień. Słońce
grzeje mocno, jak na maj. Jakże
Inna wiosna od tej sprzed roku…
W ręku trzymam bukiet wonnych
kwiatów. Jej ulubione. Żółte
tulipany. Kieruję swe kroki na
cmentarz. To tu. Delikatnie
kładę kwiaty na zimny kamień.
Zimny. Przeraźliwe zimny.
„Moja biedna siostrzyczka…”
25 maja 2011 roku. Stoję nieopodal
tłumu. Słyszę płacz i lament.
Pada. Wciąż pada. Ksiądz odmówił
modlitwę. Głośniejszy płacz. Trumna
z Anką zakopana w ziemi.
Słyszę: „To była taka ładna, mądra
dziewczynka…” Odwracam się
i widzę babcię. I filigranową siostrę.
„Moja biedna siostrzyczka…”-płacze.
Tak ją wszyscy kochaliśmy, tak
bardzo !”

Podobne dokumenty