Niech koka będzie legalna
Transkrypt
Niech koka będzie legalna
Niech koka będzie legalna Maciej Stasiński Gazeta Wyborcza 2011-01-31 {fragmenty} [...] Boliwia - jeden z głównych krajów uprawy koki - wniosła poprawkę do konwencji Narodów Zjednoczonych z 1961 r. Jeśli do dzisiaj żaden kraj nie zgłosi sprzeciwu, droga do zniesienia zakazu stanie otworem. Jeśli ktoś się sprzeciwi, ONZ zwoła posiedzenie Rady Ekonomicznej i Społecznej, by przedyskutować boliwijski wniosek. Konwencja dopuszcza stosowanie koki tylko w celach medycznych lub wyjątkowo jako specyfik ludowy, zakorzeniony w tradycji. Przewiduje, że kraje sygnatariusze konwencji z 1961 r. powinny jej u siebie zakazać w ciągu 25 lat od chwili ratyfikacji dokumentu. Boliwia zrobiła to dopiero w 1976 r., więc w tym roku powinna jej zakazać. Ale władze nie chcą tego robić. Dwa lata temu na konferencji narkotykowej ONZ w Wiedniu prezydent Evo Morales bronił koki jako narodowej rośliny swojego kraju i ostentacyjnie żuł jej liście na sali obrad. Uprawa i spożywanie koki w postaci liści i naparu są w Boliwii legalne, a nawet chronione konstytucyjnie jako narodowe dziedzictwo kulturalne. Prawo dopuszcza uprawy koki na w sumie 12 tys. hektarów. Zakazana jest destylacja kokainy. - Żucie koki u nas nigdy nie stanowiło problemu. Koka jest bogata w minerały i pobudza w sposób podobny do kofeiny. Zapotrzebowanie na kokę do tradycyjnego żucia to kropla w morzu popytu uważa szef boliwijskiego urzędu antynarkotykowego Eusebio Megas. - Koka jest zdrowa i chcemy, żeby świat to zrozumiał. To żaden narkotyk - podkreśla minister rolnictwa Nemesia Achacollo. W Boliwii w powszechnym użyciu są produkty z koki, takie jak pasta do zębów, napar, herbatniki czy ciastka. Indianie w Andach uprawiają i żują kokę od 7 tys. lat, dla wielu plemion to roślina święta. Dla żyjących na dużych wysokościach jest wręcz niezbędna, bo pobudza i rozszerza naczynia krwionośne, pomagając zwalczyć zmęczenie i niedostatek tlenu. W barach, restauracjach i hotelach w wysoko położonych miejscowościach Peru czy Boliwii powszechnie podaje się napar z koki jako lekarstwo na chorobę wysokościową. Boliwijscy chłopi obsiewają jednak koką niemal trzy razy większy areał niż legalnie dozwolony, czyli przeszło 30 tys. hektarów. Większość produkcji trafia w ręce karteli, które destylują kokainę i szmuglują ją za granicę (do uzyskania kilograma kokainy trzeba ok. 200 kg liści koki). Z tym zaś wbrew obietnicom składanym m.in. w ONZ rząd w La Paz nie może sobie poradzić. Nie zgadza się przy tym na międzynarodową kontrolę rynku koki - w 2009 r. Morales wyprosił z kraju amerykańską agencję antynarkotykową, z którą współpracowały poprzednie władze. Wniosek Boliwii do ONZ ma małe szanse na sukces, bo sprzeciw wobec legalizacji zapowiedziały już m.in. USAi Kanada. Amerykanie są jednym z głównych rzeczników całkowitego zakazu upraw koki i z pomocą swoich sojuszników w Ameryce Łacińskiej - takich jak Kolumbia i Peru prowadzą od wielu lat kampanię chemicznego niszczenia upraw z powietrza. W Boliwii o niszczeniu nie ma mowy, a związek plantatorów koki jest jednym z bardziej wpływowych stowarzyszeń w kraju. Sam Morales stał na jego czele, zanim został prezydentem. Wiele krajów latynoskich, jak Ekwador czy Urugwaj, a także kilka krajów Unii Europejskiej zgadza się jednak z wnioskiem Boliwii. Państwa te powołują się na badania naukowe, takie jak raport Międzynarodowej Organizacji Zdrowia z 1995 r., które dowodzą, że liście koki nie tylko nie są szkodliwe dla zdrowia, ale są źródłem cennych i leczniczych substancji. źródło: http://wyborcza.pl/1,76842,9027824,Niech_koka_bedzie_legalna.html