Teoria czy praktyka

Transkrypt

Teoria czy praktyka
Piotr Lignar
TEORIA CZY PRAKTYKA?
Naukę zacząć od pracy w agencji lub w komórce PR dobrej firmy, czy może podjąć studia
podyplomowe? A może jeszcze wcześniej, już na studiach, wybrać specjalność PR na kursie
licencjackim i jednocześnie „zaczepić” się gdzieś wśród praktyków zdobywając
doświadczenie? A może w ogóle tylko praktyka, a z teorią dać sobie spokój? Pytania częste i
dosyć oczywiste, ale odpowiedź wcale niełatwa. Tym bardziej, że nieco innych rad
udzieliłbym młodym, którzy chcą zostać piarowcami, a innych tym osobom, które już mają
kilkuletni bagaż doświadczeń zawodowych.
Bardziej doświadczonym zdecydowanie radzę studia podyplomowe. Zakładam, że mają już
ukończone przyzwoite studia wyższe o charakterze humanistycznym – te przydają się w PR
najbardziej – a chodzi im jedynie o usystematyzowane poznanie warsztatu i o wskazanie
kierunków własnej pracy. Wreszcie zgódźmy się, że nawet najlepsze studia zawodowe
zawsze należy traktować jednak tylko jako wstęp lub pomoc w zgłębianiu tajników zawodu.
Naiwna wiara, że w trakcie dwóch lub nawet czterech semestrów adept opanuje wszystko co
powinien wiedzieć i potrafić dojrzały piarowiec jest raczej pokłosiem buńczucznych
zapewnień rodem z mało wiarygodnych anonsów reklamowych. O tym, jak wybrać studia
podyplomowe – za chwilę, a teraz rady dla młodych, którzy dopiero zaczynają. Otóż
piarowiec przede wszystkim powinien być dobrze wykształcony. To truizm, ale jednak trzeba
go powtarzać. Spotykam niestety wielu młodych ludzi starających się o pracę lub nawet
praktykę w mojej agencji, którzy mają koszmarne braki w wykształceniu. Podkreślam, nie
chodzi o to, że nic lub niewiele wiedzą o PR, to zrozumiałe, ale nie znają i nie rozumieją
podstawowych
zjawisk
społecznych,
mechanizmów
funkcjonowania
współczesnego
społeczeństwa, gospodarki i państwa. Kaleczą polszczyznę, mają poważne kłopoty
z wyrażaniem myśli i umiejętnością metodycznej samodzielnej pracy. Są często absolwentami
tzw. „Wyższych Szkół Gotowania na Gazie” i sądzą, że zdobyty tam dyplom licencjata czy
nawet magistra siłą rzeczy jest gwarancją czegokolwiek. Nie rozumieją, że na szczęście lub
niestety – sam nie wiem – minęły czasy, gdy w całym kraju w uczelniach państwowych na
podobnych kierunkach uczono tego samego i podobnie. Choć wówczas także uczelnie dzieliły
się na lepsze i gorsze, to jednak różnice poziomu kształcenia nie były tak znaczne. Dziś jest
zupełnie inaczej. Słowem najpierw porządne studia, oczywiście porządnie odbyte,
przyzwoicie opanowana polszczyzna i przynajmniej jeden język obcy, a jeszcze lepiej dwa.
1
Odradzam edukacyjny marsz na skróty. To tak jak z kupowaniem rzeczy tanich – per saldo
się nie opłaca.
Potem – to może być już na piątym roku – nadchodzi czas szukania praktyki
w agencji lub w firmowej komórce PR. Trzeba się spotkać z polską rzeczywistością
piarowską. Być może szybko okaże się, że wymarzony zawód piarowca nie jest jednak tym
co „tygrysy lubią najbardziej”. To nic, że młody adept wykonuje najczęściej „głupie prace”.
Po pierwsze – delikatnie mówiąc – zleca mu się adekwatne do jego rzeczywistych
możliwości. Po drugie – to właśnie jest znakomita okazja do głębszych obserwacji skoro
odpada
stres
spowodowany
koniecznością
wykazania
się
jakimiś
szczególnymi
umiejętnościami. Trzeba tylko podglądać starszych kolegów być uważnym, dokładnym,
odpowiedzialnym, szybkim i chętnym do roboty. Dopiero jeżeli po minimum pół roku takiego
terminowania ktoś nadal chce być piarowcem wówczas dopiero można myśleć o studiach
podyplomowych. Jak je wybrać? Cóż nie jest łatwo w Polsce działa ich obecnie około 25. Po
pierwsze znów radzę przyjrzeć się ofertom renomowanych uczelni państwowych lub
prywatnych. Wbrew przekonaniu wielu – Public Relations wymaga konkretnej wiedzy
zawodowej i jasno określonych umiejętności a tylko uczelnie z prawdziwego zdarzenia
gwarantują porządne programy i skupiają wykładowców na odpowiednim poziomie. Zarówno
akademików, jak i praktyków sprawnych dydaktycznie i metodycznie. Po drugie – trzeba
bardzo starannie przejrzeć program. Powinien być jasno i obszernie zaprezentowany. Dobrze
porównać jego zawartość, np. z tym, co oferują porządne publikacje na temat PR. Nie ma ich
w Polsce jeszcze wiele, ale kilka jest bardzo dobrych. Na przykład wydana 2 lata temu przez
wydawnictwo EMKA książka dr Barbary Rozwadowskiej „Public Relations – teoria,
praktyka, perspektywy”. Wybierając studium pytamy także o to, kto nas będzie uczył?
Lektura notek informujących o doświadczeniach wykładowców będzie zawsze dobrym
wskaźnikiem czy rzeczywiście mamy do czynienia z zawodowcami. Na koniec dowiadujemy
się, ile godzin z przynajmniej dwusemestralnego programu zajmują wykłady, ile
konwersatoria i seminaria, ile ćwiczenia warsztatowe. Te dwa ostatnie typy zajęć powinny
zdecydowanie dominować. No i jak pomyślane jest zakończenie nauki? Powinno wieńczyć ją
samodzielne sporządzenie pełnego projektu kampanii public relations. Ta umiejętność
dowodzi opanowania podstaw zawodu.
Pamiętajmy jednak, że nawet najlepsze studium nie jest warte wiele, jeżeli sami nie będziemy
pracowali nad sobą. PR jest rzemiosłem – uczymy się od mistrzów, ale rozwijamy sami. Zbyt
często prowadząc rozmaite zajęcia warsztatowe mam wrażenie, że ich uczestnicy pracują
2
tylko tyle, ile muszą naciskani przez wykładowcę. Śmieszne to trochę, bo przypomina mi
szkołę podstawową, w której wszyscy cieszyli się, że „dzisiaj pani nic nie zadała”.
3