Smak prahistorycz− nego pocałunku

Transkrypt

Smak prahistorycz− nego pocałunku
Smak prahistorycz−
nego pocałunku
W każdym z około 100 do−
mów biskupińskich znajdowało
się ognisko. Przy nim siedziały
dzieci, dziadkowie i rodzice.
Kobieta i mężczyzna patrzyli
sobie płomiennie w oczy. Pa−
trzyli ubrani w lniane tkaniny,
ozdobieni biżuterią z brązu, pa−
ciorkami z ciemnoniebieskiego
szkliwa lub naszyjnikami z kłów
i kości dzikich zwierząt. Pa−
trzyli wśród ścian dwuizbowej,
drewnianej chaty. Czy potrafili
zdefiniować to, co czuli i zna−
leźć odpowiednie słowa. Dziś
przecież też są z tym kłopoty.
Gdy miliardy liści spadły z
drzew, gdy te drzewa obróciły
się w proch, gdy proch ten zos−
tał przysypany następnym, eks−
presja owego wzroku wciąż
trwa. Dzisiaj przy kominku, gri−
lu czy świeczce wciąż siedzi
kobieta i mężczyzna, i patrzą
 Przed jedną z chat siedział
chłopiec zatopiony w ręcz−
nej grze komputerowej, w
ogóle nie zwracając uwagi na
stojące obok stanowiska. (es)
 Brak wyraźnych oznaczeń
grupy stanowisk “kraal” (sto−
jących za budynkiem Mu−
zeum) powoduje, że odwiedza
je niewiele osób, a szkoda. (es)
 Leje, nie leje; leje, nie
leje, a ludzi coraz więcej.
(km)
 Pracownicy Lasów Państ−
wowych wyglądają bardzo
dostojnie. A otoczenie stois−
ka jest przepiękne.
(km)
sobie płomiennie w oczy.
Więc równoczesne bicie
dwóch serc jest ponadczasowe?
Jak to się dzieje? Co skłania
ludzi do tworzenia par? Mi−
łość, przyjaźń, instynkt czy po
prostu lęk przed samotnością?
Chyba nikt do końca tego nie
wie, choć prawie każdy to czuje.
Szukamy tej drugiej osoby i
próbujemy odnaleźć szczęście.
Czy tego również szukali oni?
Oparcia, zrozumienia i pomocy?
Jak budowali swój mały, prywat−
ny świat? Podobno współcześ−
nie kobieta i mężczyzna mają
równe prawa. A kto wtedy do−
minował? Jak wyglądała hierar−
chia społeczna?
Prawdopodobnie najstarsze
plemiona neolityczne Wielko−
polski były społeczeństwami ki−
lku rodzin, lecz niezróżnicowa−
nymi wewnętrznie, tzn. nie po−
dzielonymi na rodziny. Kobie−
ta odgrywała wielką rolę w tym
społeczeństwie. Świadczy o tym
m.in. przedstawianie bóstw pło−
dności i innych bożków z ce−
chami żeńskimi oraz chowanie
zmarłych na lewym boku, trak−
towanym jako strona żeńska.
Kobiety były więc prawie bóst−
wami. Może taki sposób po−
strzegania kobiety wejdzie w
krew mężczyznom zwiedzają−
cym Biskupin?
Jednak czasy się zmieniały.
Nastąpił rozwój gospodarczy,
rozwinął się handel, metalurgia
i... wzrosła pozycja uzbrojonych
mężczyzn. Na cmentarzach po−
jawiło się więcej grobów męs−
kich, co nasuwa wniosek, iż ko−
biety chowano w sposób nie
zostawiający śladów archeolo−
gicznych. Mężczyzn układano
na prawym boku. Czyżby więc
kobieta została zdegradowana?
Czyżby uznano, że jej praca i
powołanie są błahostkami w pe−
rspektywie zajęć męskich?
Oczywiście trudno jest po−
wiedzieć cokolwiek wnioskując
tylko na podstawie zwyczajów
pogrzebowych. Jednak stosun−
ki damsko−męskie sprzed 2700
lat to rzecz niezwykle intrygu−
jąca. Ciekawe czy znali słowo
kocham? Jak ono brzmiało? Czy
pocałunki prahistorycznego męż−
czyzny były bardziej brutalne,
czy bardziej delikatne?
ALICJA DUŻYK
Festyn trwa 9 dni, 9 osób w kolejnych
numerach Gazety Biskupińskiej próbuje od−
powiedzieć na pytanie:
Kim dla Biskupina był Walenty Szwajcer ?
Ojciec Biskupina
Alicja Dużyk: − Kim dla
Biskupina był Walenty
Szwajcer?
Gustaw Mądroszyk
Mądroszyk: − To
był człowiek − instytucja, nie
pracował jak inni od 800 do
1500, on tym żył. Do niego
można było przyjechać kie−
dykolwiek, ja często przyje−
żdżałem o 100 w nocy. Nic
nie mówił, był do tego przy−
zwyczajony. U niego każdy
znalazł dom. Wiele lat mie−
szkał u niego Czesiu Sikors−
ki
ki, badacz Wenecji, zresztą
nasz przyjaciel. Takich rze−
czy nikt nie policzy. One nie
są materialne. U niego ciągle
mieszkali różni ludzie, przy−
chodzili, on dawał im noc−
leg, jedzenie, zapraszał. Jak
policzyć takie wydatki?
Odkrył Biskupin, ale to
nie jedyna jego zasługa. On
był związany z nim na całe
życie. De facto nie miał włas−
nych dzieci, to miejsce było
jego dzieckiem. Teraz bardzo
go nam brakuje.
z gąsawskim lekarzem
Gustawem Mądroszykiem
rozmawiała Alicja Dużyk
Pojawia się
i znika
Jest godzina 1300. Pierwszy
dzień Festynu Archeologicz−
nego. Po raz trzeci wyłączył
się prąd. Komputery siadły.
No, świetnie! Siedzimy w re−
dakcji Gazety Biskupińskiej
lekko poirytowani. Naczelny
wszedł zielony: − Jeszcze nie
ma prądu? − Znowu nie ma −
odpowiadamy, a naczelny wy−
chodzi. Anita (która awansowała
dziś na sekretarza redakcji) czy−
ta tekst do trzeciego numeru i
narzeka na dyskryminację ko−
biet średniowiecznych, na co
Maciej, jedyny facet w babs−
kim gronie, przewraca oczami.
1310: Stał się cud, stała się jas−
ność. Ciekawe na jak długo?
Na krótko.Tekst zakoń−
czyłam, ale już za chwię prądu
nie było po raz kolejny. Na−
czelny wychodzi coraz bar−
dziej zły. Zaczynamy pisać...
Prądu nie ma... Zaczynamy pi−
sać... za chwilę znów prądu nie
ma... I tak w kółko. Atmosfe−
ra się zagęszcza. Przychodzą
panowie z obsługi technicznej
i pytają, kiedy będą mogli na
parę godzin wyłączyć zasila−
nie. − Na parę godzin!?!?!
Wszyscy w redakcji są w szo−
ku. Nie wcześniej niż o 2300 −
mówi naczelny. Prąd siada po
raz kolejny i po raz kolejny. O
1700 zjawia się wódz Wiesław
Zajączkowski
Zajączkowski. − Gazety na ra−
zie nie ma i nie wiem czy
będzie, chyba, że na glinianych
tabliczkach − mówi nasz szef −
Co chwilę wysiada prąd. A pa−
nowie z obsługi technicznej
właśnie podłączają nas do in−
nego gniazdka. Teraz podob−
no bedzie lepiej.
Jeśli trzymacie gazetę w
ręku, to znaczy, że prąd już
nie wysiadł.
KAMILA
MRÓZ