Kobiety mają zawyżone wymagania. To płoszy mężczyzn. Wybierają

Transkrypt

Kobiety mają zawyżone wymagania. To płoszy mężczyzn. Wybierają
lepsze życie Skąd ta samotność
zbliżenia Bartłomiej Topa
Okiem
mężczyzny
Kobiety mają zawyżone
wymagania. To płoszy
mężczyzn. Wybierają
młodsze albo uciekają
w parakawalerskie życie
– mówi psychoterapeuta
Jacek Masłowski
w rozmowie
z Anną Maruszeczko.
Z d j ę c i e
62
|
Uroda życia
Rodney Smith
uroda życia
|
63
Z
lepsze życie Skąd ta samotność
nam
mnóstwo kobiet, które są same, choć nie
chcą. I nie rozumieją, dlaczego nie potrafią wyjść z tej samotności, skończyć z nią.
Może mężczyźni coś podpowiedzą?
Zacznę od prostej statystyki, od tego,
że w miastach jest więcej wolnych kobiet
niż wolnych mężczyzn. I to już pokazuje,
że nie wszystkie mogą być z kimś, po prostu jest za mało kandydatów.
W Warszawie średnia wynosi jedenaście
do jednego!
W Krakowie dziewięć do jednego. To jest
bardzo duża przewaga. Dodajmy jeszcze,
że kobiety, o których mówimy, są singielkami, czyli przeważnie w wieku 35+,
bo one zaczynają wtedy tak o sobie myśleć (młodsze dziewczyny nie przeżywają
siebie jako singielki). To są kobiety dojrzalsze emocjonalne, świadome swoich
potrzeb, możliwości, ograniczeń itd. Ponieważ większość z nich była w związku,
mają już swoje przekonania.
Mają też zahamowania, nawet lęki.
Właśnie. Czasem boją się wchodzić
w nową relację, bo obawiają się powtórki
– że zostaną zdradzone albo po raz kolejny wejdą w rolę opiekunki, czyli znów
na ich barkach będzie wszystko. Z jednej
strony mówią o swojej tęsknocie za trochę już wyidealizowanym partnerem,
a jednocześnie pojawia się rozpacz, że
to na pewno już się nie wydarzy. Samotne
kobiety często funkcjonują między tymi
dwoma biegunami.
Ale z jakiego powodu one nie mogą trafić
na takich, a nie innych mężczyzn?
Bo mają bardzo wysoko podniesioną
poprzeczkę, jeżeli chodzi o wymagania.
Tak się dziwnie składa, że mimo postępu
cywilizacyjnego, atawizmy biologiczne
nadal silnie na nas wpływają. I kiedy
64
|
Uroda życia
pyta się kobietę, kto jest dla niej męski,
to pierwszą cechą, która kojarzy się z męskością, jest siła. A w czym się wyraża
współcześnie męska siła?
W tym, że mężczyzna jest uczciwy, odważny, zaradny życiowo...
...Jakoś się zrealizował, coś osiągnął, czyli
musi być silny. I teraz – co się dzieje?
Po pierwsze, nie każdy mężczyzna, nawet
silny, jest w stanie osiągnąć sukces,
bo jest pewna pula miejsc, w których
można się ulokować. A po drugie, skoro
tacy mężczyźni cieszą się wzięciem,
to konkurencja wśród kobiet w stosunku
do nich jest po prostu olbrzymia.
Dobrze, w dużych miastach jest deficyt
i dlatego kobiecie trudno poznać odpowiedniego mężczyznę. Ale czy to jest
jedyny powód?
Drugi jest taki, że kobiety kierują się
trochę innym kluczem, jeśli chodzi
o wybór partnera życiowego. Kierują się
strategią, którą można nazwać „i taki,
i taki”. Ma być opiekuńczy, przystojny,
wysportowany, wrażliwy, zaradny, dowcipny itd. Jeżeli taki mężczyzna nawet się
pojawia, to przecież nie spełnia zwykle
tych wszystkich oczekiwań. Ale kobiety
dążą do tego, żeby pula była jak największa. Mężczyźni z kolei wybierają zupełnie
odwrotnie: „żeby miała albo ładne włosy,
albo zgrabny tyłek, albo kształtne piersi”,
czyli „albo–albo”.
I co z tego wynika?
Że mężczyźni są zdecydowanie mniej
wymagający, jeżeli chodzi o cechy partnerki. To prawda, że często wyobrażają
sobie kobietę – kochankę idealną, ale
umawiają się na randki i chodzą do łóżka
z normalnymi dziewczynami.
To tylko my jesteśmy tak biologicznie
uwarunkowane, że wysoko mierzymy
i chciałybyśmy mieć ideały wokół siebie?
To się wiąże z atawizmem, jakim jest
rozrodczość – inwestycja w macierzyństwo ze strony kobiety jest nieproporcjonalnie większa niż ze strony mężczyzny
w ojcostwo. A wracając do oczekiwań,
prowadziłem niedawno warsztaty dla
mężczyzn, gdzie jednym z elementów
było pytanie: „Czego ty potrzebujesz
od kobiety?”. Maksymalnie można było
wymienić pięć cech. Zdziwiłabyś się, jakie odpowiedzi podały. Najczęściej: „Żeby
była ciepła…”.
Jaka cudowna ściągawka powstanie!
(Śmiech).
„Żeby była ciepła”, „Żeby się mną interesowała…”. Gdy zapytałem, co oznacza
partnerstwo, usłyszałem: „Chciałbym,
żeby ona razem ze mną uczestniczyła
w różnych rzeczach”. I nie chodziło
o żadne dzielenie się obowiązkami, tylko
np.: „Jedziemy razem na wycieczkę albo
razem gotujemy – to jest partnerstwo”.
Co ciekawe, tylko jeden człowiek powiedział, że jest to seks.
Kiedy tego słuchałem, miałem poczucie, że ci mężczyźni cały czas mówią
o stereotypowej wręcz tęsknocie za kobietą tworzącą ciepłe domowe ognisko.
Nikt nie mówił o sprzątaniu, gotowaniu,
prasowaniu – w ogóle tego nie było. Była
potrzeba czułej kobiety, która jak jest
trudno, to przyjdzie, przytuli.
Jakiś wyidealizowany obraz mężczyzny
nam się wyłania. Czy on teraz naprawdę
jest tak mało wymagający?
Mówię to, czego doświadczam, co słyszę.
Oczywiście, że są też mężczyźni, którzy
mają bardzo długą tę listę, tylko że
ta lista jest i tak skracana, jak przychodzi
co do czego. Bardzo często zdarza się,
że mężczyźni wiążą się z kobietami, które
tylko w jakimś stopniu spełniają ich
oczekiwania.
To teraz porozmawiajmy o kobietach. Dlaczego się nie uelastycznią, dlaczego nie
widzą, że mogą osiągnąć szczęście u boku
mężczyzny mniej doskonałego?
To jest w ogóle droga do tego, żeby wejść
w związek, ale wiele kobiet nie chce się
już uelastycznić, ponieważ ich dotychczasowe doświadczenia pokazały im,
że to nie jest droga do sukcesu.
To, co powiem, nie będzie miłe, ani popularne. Ale im kobieta starsza, tym bardziej zaniża oczekiwania. Bo ma do wyboru, że albo zostanie sama, albo zwiąże
się z mężczyzną, który jej odpowiada
choćby w jakimś stopniu. Albo zupełnie
zrezygnuje z takiego pomysłu, żeby się
jeszcze z kimś związać. I jest jeszcze inna
rzecz, jeszcze jeden atawizm, bardzo
ważny, tym razem męski – mężczyźni
wolą na ogół młodsze kobiety, bo one są
zdecydowanie mniej wymagające. Jedną
z najważniejszych rzeczy dla przeciętnego mężczyzny jest możliwość imponowania swojej kobiecie. To nie muszą być
wielkie rzeczy, ważne jest poczucie, że
ona patrzy na ciebie i za coś cię docenia.
mężczyzną i jakie powinno się mieć
cechy, żeby temu podołać. A dzisiaj, kiedy
w przekazie społecznym coraz częściej
podkreśla się, że współczesna kobieta
nie potrzebuje mężczyzny, jest samowystarczalna, to on gubi się w swojej roli,
nie wie, jaki ma być. Wielu mężczyzn
zamiast szukać jakiegoś rozwiązania,
wycofuje się do bezpiecznych aktywności.
Na przykład idzie w imprezowanie, gdzie
nie wchodzi się w żadne relacje, w żadne
systemy ocen. Część wycofuje się w ogóle
w wirtualne życie.
Mylimy bliskość
z konsumpcjonizmem. Patrzymy
na drugą osobę, jak na produkt,
który ma zaspokoić nasze potrzeby
Nie robimy tego?
Kobiety „kastrują” mężczyzn. Deprecjonują. A mężczyzna, który jest
równolatkiem 35–40-letniej kobiety,
ma do wyboru: albo wejść w kierat, albo
wejść w związek z młodszą, z którą jest
zdecydowanie łatwiej. Łatwiej jej zaimponować, jest atrakcyjniejsza seksualnie.
I w perspektywie jest kilka lat całkiem
fajnego życia bez zobowiązań.
Ale ta różnica wieku też jest ryzykowna, zwłaszcza w przypadku mężczyzny,
który jest partnerem z odzysku. Może mu
zabraknąć witalności, by sprostać oczekiwaniom „małolaty”.
w niej energia, a na dodatek każde
zdanie, które wypowiesz, jest dla niej jak
wyrocznia. Wtedy naprawdę nie zastanawiasz się, co będzie za 15 lat. Poza tym
tych młodszych jest stosunkowo dużo,
dlatego że one przyjeżdżają do wielkich
miast do pracy, szukają swojej drogi
i są bardzo aktywne w pozyskiwaniu
mężczyzn.
A 35-latka się tak nie stara?
Ale on nie musi rozważać, czy za 15 lat
będzie z nią jeszcze w związku, czy nie.
Liczy się to co teraz. Jeżeli jednego dnia
spotykasz się na randce z 40-letnią kobietą, która mówi: „Teatr… Opera… 10 tysięcy miesięcznie… Mam dwójkę dzieci
i chciałabym, żebyś pomógł mi je wychować…”, to patrzysz na nią i myślisz:
„Mhm, ładna kobieta…”.
Czasem spotkanie z kobietą dojrzałą wygląda tak, jakby ona składała zamówienie na samochód: „I żeby był czerwony…”.
Wtedy myślisz: „Które z tych rzeczy
ja mam do zaoferowania?”. „Jak ja mam
spędzić resztę swojego życia? Czy znowu
mam się wykazywać? Wykazuję się
w pracy, muszę spełniać oczekiwania, ale
wracam do domu i chciałbym wreszcie
odpocząć”. Większość mężczyzn marzy
o tym, żeby mieć w domu święty spokój.
I jeśli nie wybiorą młodszej, to często wybierają życie „parakawalerskie”, zwłaszcza że okoliczności temu sprzyjają.
(Śmiech). I pierzchasz?
Okoliczności?
Na drugi dzień idziesz i spotykasz się
z 25-latką, która żyje pełnią życia. Jest
W dawnych czasach etos mężczyzny
był jasny, było wiadomo, po co się jest
A co mężczyźni robią nie tak? Bo niektórzy
też cierpią z powodu samotności, też chcą
być z kimś, ale im się nie udaje.
Są mężczyźni, którzy są sami, ponieważ
tak wybierają. Bo dzisiaj, szczególnie
w dużym mieście, zdecydowanie lepiej
jest żyć mężczyźnie niż kobiecie. Jak
nie ma zobowiązań, to możesz robić
wiele rzeczy, masz swobodny wybór.
Ci mężczyźni raczej wolą się bawić, niż
wchodzić w wiążące relacje. Ale są też
mężczyźni, którzy sprawiają wrażenie,
że nie ma w nich energii, sprawczości.
Inną kwestią jest dość często spotykana
u mężczyzn „szczelność emocjonalna”.
Tacy mężczyźni, nawet jeśli spotykają
otwartą, angażującą się kobietę, pozostają niejako „obok” tej relacji. Są w niej
bardziej ciałem niż sercem. Tak czy owak
prowokują złość kobiet na siebie.
Dlaczego?
Bo oni są w ich oczach niemęscy. To nie
jest wyzwanie, to nie jest challenge,
tu nie ma się na czym oprzeć, nie
ma wyrazistości. To są mężczyźni, którzy
funkcjonują trochę jak takie zagubione
nastolatki. Jeśli trafią na kobietę, która
ma jakoś rozwinięty obszar opiekuńczości, to ta relacja ma szansę trwać. Zresztą
kobiety bardzo często mają w sobie rys
zbawiania świata. Jak się coś dzieje,
to włącza się ten instynkt opiekuńczości
i wiele kobiet sądzi, że takiego mężczyznę
wesprą, zmotywują, żeby się starał, żeby
był męski, żeby zaczął się realizować.
I wydaje im się, że kiedyś stworzą pełnowymiarowego mężczyznę?
A nie da się oszukiwać swojej męskości.
I ci partnerzy nie stają się sprawczymi
mężczyznami, dalej nie widzą w tym sensu, ponieważ partnerka zachowuje się jak
matka, która paradoksalnie nie pozwala
im dorosnąć.
uroda życia
|
65
To co powinniśmy zrobić, żeby zwiększyć
szansę na związek, a nie trwać w samotności?
Mężczyźni oczekują, że kobiety w jakimś
sensie ich zaakceptują. Kłopot polega na tym, że bardzo wielu mężczyzn
nie potrafi do końca powiedzieć, jakie
ma oczekiwania. Jeszcze raz powtórzę
– oni potrzebują maksymalnie pięciu rzeczy od kobiety. To naprawdę mało. Druga
sprawa to jest strach. Jeżeli kobiety tak
silnie i wyraźnie eksponują swoje atuty,
to mężczyźni z góry zakładają, że nie są
godni tych kobiet, więc się wycofują.
To nawet nie muszą być kobiety sukcesu,
ale samotne matki albo te rozwiedzione,
porzucone, które musiały po prostu sobie
poradzić i zhardziały tak, że już zabiły
w sobie ten pierwiastek.
ność wynika z bardzo złego nastawienia
do drugiej płci, związanego z jakimś
przeżyciem, traumą. Jednak człowiek nie
jest istotą, która może żyć samotnie.
Tak, tylko że to też nie jest do końca to.
Bo kobiety, które żyją w świecie, gdzie są
męskie reguły, wchodzą w stan rywalizacji – one muszą się ścigać z mężczyznami,
ale przede wszystkim muszą się ścigać
same ze sobą. Tam nie ma miejsca, żeby
sobie odpuścić, bo po pierwsze, jesteś
kobietą, więc musisz dwa czy trzy razy
więcej udowodnić, bo inaczej potwierdzi
My nie jesteśmy do tego stworzeni?
Nie ma ludzi, którzy dadzą nam
szczęście. Są tylko tacy, którzy
pozwolą nam po nie sięgnąć
I to jest odpowiedź na to, co nas tak
dziwi: jest tyle wspaniałych kobiet,
ładnych, mądrych, samowystarczalnych.
I samotnych!
Tylko że te kobiety zachowują się często
tak, jakby krzyczały: „Słuchajcie, w moim
życiu nie ma przestrzeni na mężczyznę!
No chyba, że jako jakiś gadżet”. Wyobraź
sobie, że ja przychodzę i mówię: „Słuchaj,
ja nie potrzebuję do niczego kobiety.
Sprzątam sam, sam sobie gotuję, sam
zarabiam, sam sobie organizuję czas…”.
Z góry informuję, że jesteś dla mnie
nieważna.
Poza tym jest bardzo dużo kobiet,
które mimo deklaracji werbalnych, że
chciałyby być z mężczyzną, nie wysyłają
energetycznego, emocjonalnego sygnału
zapraszającego. Chodzi o taki rodzaj
miękkości, uległości, który mężczyznę
zaprasza, żeby podejść, porozmawiać,
żeby się pokazać.
Uległość nie brzmi dobrze, ustawia kobietę w dawnej roli, z której się wyemancypowała.
Uległość to możliwość otwarcia się. Nie
należy tego słowa mylić z podległością,
chociaż w potocznym rozumieniu ono się
z nią łączy. Dzisiaj kobiety, a już szczególnie tzw. kobiety sukcesu, z tą uległością
mają problem.
66
|
Uroda życia
się stereotyp, że „baba do niczego się nie
nadaje”. A po drugie, męskie reguły są
takie, że to my mamy wygrywać. Kogo
takie kobiety najczęściej zapraszają?
Nie wiem.
Mężczyzn, którzy chcą rywalizować. Często wychodzi z tego związek bardzo silnie
seksualny, oparty na tzw. acting oucie,
czyli odreagowywaniu, gdzie łóżko staje
się polem walki o dominację. Bo ten związek jest oparty generalnie o regułę: „Kto
wygrywa, ten dominuje”. Na dłuższą metę
to jest jednak niszczące i wypalające.
Słyszę czasem, że samotni są tylko ci
ludzie, którzy tak naprawdę tego chcą.
Najlepiej im ze sobą, nie muszą się niczym
z nikim dzielić – ani czasem, ani pieniędzmi. I mają święty spokój w pakiecie
z samotnością.
Na to nie ma reguł. Jeżeli jest tak, że
mężczyzna zraził się w relacji z kobietą,
to przez jakiś czas nie jest zainteresowany
kobietami albo wręcz przeciwnie, jest
nimi bardzo zainteresowany. Są ludzie,
którzy dają sobie przestrzeń na to, żeby
być samemu, dowiedzieć się czegoś o sobie, przemyśleć, dlaczego ich związek się
zepsuł, zawalił, skończył. Ale te osoby stanowią na ogół mniejszość i w tym sensie
one są samotne z wyboru. Z reguły samot-
Jakiś czas temu czytałem badania, jak
często notowane jest wystąpienie epizodu
depresyjnego w różnych krajach świata.
Co się okazało? Krajem numer jeden są
Stany Zjednoczone, tam najwięcej osób
popada w epizod depresji. A na ostatnim
miejscu były Indie. Jeśli ktoś był w Indiach, to wie, jak tam wygląda życie – oni
są non stop w relacjach. To jest coś takiego, co wyraźnie pokazuje, że te relacje są
dla nas najważniejsze, i to relacje zdrowe,
które dają nam oparcie, poczucie bezpieczeństwa, świadomość naszego miejsca
w świecie, świadomość sensu. To bardzo
ważne rzeczy. W wielu dużych miastach
następuje dzisiaj bardzo silne zaburzenie tej relacyjności. Przyjeżdżając tutaj,
pozbawiamy się tych pierwotnych więzi
z naszymi bliskimi, rodzicami, dziadkami,
znajomymi. Jesteśmy w pewnego rodzaju
alienacji. Później wchodzimy w relacje
z ludźmi, oczekując, że ta druga osoba
wypełni nam całą masę różnego rodzaju
deficytów.
Tym deficytem jest bliskość?
Sądzę, że nam się trochę pomyliły dwie
rzeczy, że pomyliliśmy bliskość z konsumpcjonizmem. Bo bliskość jest wtedy,
kiedy ja bez lęku w sercu mogę cię o coś
poprosić i bez żadnej emocji w sercu
przyjmę twoją zgodę lub odmowę i druga
strona tak samo.
Ktoś powiedział, że drugi człowiek nie jest
tylko do kochania, on jest też lustrem,
w którym się przeglądam i widzę wszystko
co dobre, ale też to co we mnie złe. Czasami nie chcemy na to patrzeć.
Bo to trudne. Życie we dwoje to próby sił, tarcia, które czasem obnażają
słabości. A my często zamiast docenić
to, czego możemy się o sobie samych
dowiedzieć, obciążamy się nawzajem
odpowiedzialnością za swoje złe samopoczucie lub niepowodzenia i w konsekwencji, uwiedzeni telewizyjnym przymusem bycia szczęśliwym, porzucamy
tę relację i idziemy szukać kolejnego
„zbawcy”, który ma być gwarantem
wiecznej i bezwysiłkowej szczęśliwości.
I potwierdzamy w sobie przekonanie,
że oni/one są nic nie warci/warte.
Dlatego niektórzy mówią: „Ja wcale nie
chcę być z kimś, dobrze mi jest samemu”.
To jest chyba kapitulacja?
Trzeba popatrzeć na kontekst. Pamiętajmy o tym, że dzisiaj trzeba bardzo dużo
starań, żeby znaleźć pracę, utrzymać ją,
a potem jeszcze coś osiągnąć itd. A budowanie bliskich relacji wymaga jeszcze
więcej czasu i energii. Ludzie są zmęczeni, a jednocześnie chcą mieć wszystko.
Chcą konsumować. Więc pomysł jest
taki: pójdę na imprezę, spotkam jego
albo ją i ten ktoś będzie „tym czymś”.
Celowo mówię „czymś”, a nie „kimś”.
Druga osoba staje się produktem, który
wprowadzę do swojego życia. I będzie
super, mam to, czego chciałem, mam
z kim pogadać, mogę pójść do opery itd.
Ale to tak nie działa. To jest myślenie
wynikające z traktowania siebie przedmiotowo – mój partner to wcale nie jest
mój partner, tylko pewnego rodzaju
fantom, avatar, który ma zaspokoić moje
potrzeby.
O czym my tutaj dzisiaj rozmawiamy?
O liście oczekiwań! Ważna jest kolejność
stawiania sobie fundamentalnych pytań
na temat życia. Pierwsze, które warto
sobie zadać, to: „Dokąd zmierzam?”.
A drugie „Kto tam ze mną chce pójść?”.
Tymczasem dziś większość ludzi zadaje
je sobie w odwrotnej kolejności: „Kto
chce mnie ze sobą zabrać?” i „Dokąd?”.
Obserwuję taki paradoks wśród ludzi,
którzy są sami, choć chcieliby być z kimś:
walka płci. Kochamy się i nie znosimy?
Nawet w naszej rozmowie to pobrzmiewa.
Tęsknimy za sobą i jednocześnie bardzo
się siebie boimy. A ta wojna płci to właściwie próba ponownego dopasowania
się do siebie. Niestety podejmowana
w niefortunny sposób. Mam wrażenie,
że jej głównym paliwem jest jakieś pokutujące w społeczeństwie przekonanie,
które może brzmieć mniej więcej tak:
„Oni/one mają lepiej”. To otwiera drogę
do porównań, mierzenia, kto ma więcej,
kto daje więcej itp. Tymczasem przekonanie takie jest z gruntu fałszywe.
Jak powiadał mój terapeuta: „Wszystko
wskazuje na to, że kobieta i mężczyzna
są w stosunku do siebie zdystrybuowani
komplementarnie”, co można przetłumaczyć mniej więcej tak: „Kobiety mają
to, czego pragną mężczyźni, a mężczyźni
mają to, czego pragną kobiety”. Może
warto przestać już przed sobą udawać,
że jest inaczej?
I kobiety, i mężczyźni często zakładają,
że dopiero gdy znajdą kogoś, z kim się
zwiążą, ich życie nabierze sensu, zmieni
się na lepsze.
Człowiek – tabletka szczęścia.
A nie jest tak?
Kiedy spotykamy tego drugiego człowieka, to dana jest nam szansa, żeby być
szczęśliwym. Ale reszta zależy od tego,
jak tę okazję wykorzystamy. Nie ma ludzi, którzy nam dają szczęście. Są ludzie,
którzy pozwalają nam po to szczęście
sięgnąć, budować je. Związek to jest
współpraca, dawanie sobie nawzajem,
tak samo jak branie od siebie. Brać też
wiele osób nie potrafi. A nie umieć brać
to także jest mówienie komuś, że jest
nam niepotrzebny. I też jest odpychające. Dopóki nie umiesz się wymienić,
nie wiesz, czym się masz wymieniać,
nie sposób mówić o szczęściu. Za swoje
szczęście jesteś odpowiedzialna wyłącznie ty. Jest taka książka, której tytuł
brzmi: „Pokochaj siebie, a nieważne,
z kim się zwiążesz”.
A ja gdzieś przeczytałam: „Odpuść poszukiwania, odpuść starania, zajmij się sobą,
miłość sama przyjdzie”.
Kluczem do udanego związku jest
właśnie emocjonalna autonomia. To zajęcie się sobą to jest droga do samopoznania. Poznanie i zaakceptowanie
prawdy o sobie pozwala na osiągnięcie
wewnętrznego spokoju. Odpuszczają
wtedy wszelkie przymusy, uprzedzenia
i powinności. Nie ma już konieczności
obciążania kogoś odpowiedzialnością
za moje szczęście lub jego brak, można
wreszcie bez lęku pozwalać sobie
na autentyczność w relacjach. Jest taka
zasada wszechświata, że podobne przyciąga do siebie podobne. Gdy spotkają
się dwie „pogodzone ze sobą” osoby,
z łatwością zbudują zgodny związek.
Istnieje taki model rozwoju człowieka:
najpierw jest zależność, gdy działa się
w oparciu o „muszę”. Później jest faza
niezależności, gdy dominuje „chcę”.
I najwyższy etap – współzależność, gdy
mówisz „wybieram”. „Wybieram ciebie,
a ty mnie?”. I tak dzień za dniem budujecie ze sobą coraz silniejszą więź, która
z łatwością oprze się nie tylko chwilowym rozterkom, ale nawet największym
przeciwnościom losu.
Rozmawiała Anna Maruszeczko
REKLAMA
lepsze życie Skąd ta samotność