Tropami Francji w Polsce - I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana
Transkrypt
Tropami Francji w Polsce - I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana
Tropami Francji w Polsce Zabrzmi to oczywiście jak banał, ale… uwielbiam Francję! Co prawda z daleka – niestety! Co takiego jest w tym kraju, że tak pociąga? Myślę, że przede wszystkim jego różnorodność – pod każdym względem: lawendowe pola Prowansji, plaże Bretanii i Lazurowe Wybrzeże i doki Marsylii. Po prostu wszystko! Gdybym mógł, już dziś bym tam zamieszkał. Najlepiej w Paryżu, tam jest najciekawiej, najgłośniej, najbarwniej. Ale póki co, szukam jej obecności w Polsce. I z przyjemnością mogę powiedzieć, że tej obecności jest coraz więcej… Paryskie i polskie ulice, niczym się już nie różnią. Chociaż może u nas mniej jeszcze widać tę mieszankę kultur i narodowości, którą widać w Paryżu. I nie chodzi tylko o Chińczyków, czy innych Azjatów, Afrykanów, którzy za one euro sprzedadzą „złotą” wieżę Eiffla – złota emalia schodzi z nich tak szybko, jak szybko sprzedający chowają łatwo zarobione pieniądze. Podoba mi się to, że zarówno Polska, jak i Francja, stają się współczesnymi wieżami Babel – dogadać się już nie problem, a gdy zabraknie słów, to zawsze wykorzystać mogę uniwersalność języka migowego. Każdy naród uwielbia swój język, dba o jego czystość, ale niestety, o Polakach i Francuzach można powiedzieć to, że popełniają błędy językowe, ale też gramatyki obydwu narodów są bardzo trudne – nie wszystkie reguły gramatyki polskiej nie są mi obce, a cóż dopiero francuskiej? Latem polskie ulice, tak jak i francuskie, zapełniają się okrągłymi, kawiarnianymi stolikami. Kawa zawitała do Francji dosyć późno, bo pierwsza kawiarnia powstała tu w1671 roku, ale myślę, że ten „kawowy motyw” też nas łączy. Pierwsza warszawska kawiarnia powstała dzięki Francuzowi – Henri Duvalowi. Bardzo starał się Francuz, ale mu nie wyszło, kawiarnia wkrótce zbankrutowała, bo warszawiacy picie kawy w miejscu publicznym uważali za wielki wstyd! Cóż, tak to z warszawiakami bywa! Dziś już nikt się tego nie wstydzi, naprzeciwko Zamku Królewskiego ludzie niespiesznie popijają przedłużone espresso czyli cafe creme, czytają gazety, a przede wszystkim – obserwują spieszących się przechodniów. A jest co obserwować! Być branchee i tendance to marzenie każdej dziewczyny – i Polki i Francuzki, a więc, bez względu na kraj, bądźmy modni. Wszechobecne soldy, dotyczą przede wszystkim mody młodzieżowej, więc czy to będzie H & M, Pimkie, czy Etam, czy przy ulicy Rivoli, czy przy Krakowskim Przedmieściu, powoli nie ma to już znaczenia. Wszystkich nas połączy jedna myśl – wykorzystać okazję i kupić nowe ciuchy. Zresztą, cóż się dziwić dziewczynom? Ja sam bardzo to lubię. Nie stać nas na francuską elegancję w stylu Coco Chanel. A przynajmniej – nie wszystkich stać. Wspominałem tu co prawda o Warszawie, ale wydaje mi się, że miejską atmosferę Paryża oddaje klimat Gdańska, szczególnie Starówka i to szczególnie wieczorem. Jasno świecące kryształowe żyrandole Les Deux Magots na Bulwarze Saint – Germain – des Pres czy Le Flore w stylu art deco – to wszystko odnajdziemy w gdańskich zaułkach. I jeśli możemy czegoś pozazdrościć francuskim kawiarniom, to chyba jedynie stałych bywalców, którymi szczycą się na każdym kroku. Co prawda brakuje w tym gdańskim pejzażu jeszcze jednej, według niektórych podstawowej rzeczy, która kojarzy się z Paryżem – kabaretów i ich dekadenckiego ducha. A może nie w Gdańsku tego ducha szukać, a raczej w Krakowie? To przecież Kraków i Łódź odwiedziła piosenkarka z Moulin Rouge, genialna muza Toulouse’a – Lautreca – Yvette Gilbert. Święciła triumfy w kabarecie, bo posługiwała się ciekawym kontrastem: zawsze ubrana w staranny, nawet staroświecki strój, ale jej piosenki zawierały frywolne, a nawet skandalizujące treści. Nazwisko słynnej Francuzki łączyć trzeba także ze słynną Polką – Hanką Ordonówną, która korzystała z jej wskazówek, interpretując teksty, pobierała lekcje sztuki aktorskiej. Francuska mentalność jest tyle samo pociągająca, co i absurdalna. Magią i potęgą jest stwierdzenie, że widziało się coś na własne oczy, Francuzi nie zabiegają o sympatię, a nawet udają, że dany problem ich nie obchodzi. Ich uprzejmość często połączona jest z chamstwem. Spytany o drogę mieszkaniec Paryża nie tylko nie udzielił nam odpowiedzi, ale i pogardliwie prychnął. Nie pomogły próby posłużenia się językiem angielskim ani językiem niemieckim, ani nawet pytanie zadane po włosku (nikt z nas nie znał jeszcze ani słowa po francusku). Nie wydaje mi się, aby nas nie zrozumiał. Czyżby dlatego zostaliśmy zignorowani, że nie usłyszał najpierw „Bonjour”, a raczej „Bonsoir”? (całe szczęście, że Polacy tak nie mają). A z drugiej strony – we francuskich audycjach można usłyszeć słowo „Merde” i nie wzbudza to u nikogo zdziwienia. Francuzi lubią przeklinać. A Polacy nie??? Wszyscy mamy kompleksy, np. nikt nie lubi obcych, jak dla mieszkańca Krakowa ten z Nowej Huty już nie będzie „swój”, tak paryżanie boją się mieszkańców z przedmieść, najczęściej tych ubogich – pokazuje to między innymi film Trzynasta dzielnica, co prawda trochę kiczowaty, ale w tym względzie – prawdziwy. Cóż, wszyscy jesteśmy po trochu snobami. Nikt nie lubi słuchać, że inny kraj, jest pod jakimś względem lepszy. Jak mówimy o Francji, to nie może przecież zabraknąć kwestii jedzenia. Coraz więcej jest w Polsce francuskiej kuchni, ale są w niej potrawy, które, jeśli się przyjmą, będzie to graniczyło z cudem. Na przykład grubo mielona kiełbasa normandzka, robiona z jelit i żołądków (andouille) czy podobna do niej andouillette – robiona z niedomytych jelit. Święcą triumfy na polskich stołach wspaniałe pleśniowe francuskie sery, choć niektóre, jak np. munster albo reblochon, według mnie, nie nadają się do jedzenia. Francuzi lubią wyraziste smaki. Szanują też swoją tradycję kulinarną, dbają o dotacje dla rolników, a z drugiej strony, jeśli ci zastrajkują, tony jedzenia po prostu gniją. Francja, według wszystkich Europejczyków, nie tylko Polaków, postrzegana jest jako raj dla smakoszy, choć sami Francuzi wolą zdecydowanie amerykańskie jedzenie. A i Polacy kochają McDonaldy. Elementem rytuału kulinarnego jest poranna wizyta w boulangerie i niezapomniany smak baguette, brioche czy croissantów. I sprzedający koniecznie musi bagietkę ścisnąć, żeby usłyszeć jej chrupnięcie. Myślę, że ciekawym jest fakt, że Francuzi to naród pijaków. Niezbyt łączy się to ze stereotypem tego narodu wykreowanym w Polsce. Że Francuz to żabojad? – tak. Że szarmancki wobec kobiet? – tak. Że degustuje wina? – tak. Ale żeby od razu pijak? Niestety, statystyki są nieubłagane i dotyczą one obydwu narodów. Alkohol jest przyczyną około trzydziestu procent wypadków na francuskich, a także na polskich drogach. Zagadnienie, co do którego jesteśmy międzynarodowo, a więc nie tylko z Francuzami zgodni, że niewystarczający jest system opieki zdrowotnej, ale czy jest naród na świecie, który byłby z tego zadowolony? Zawsze jest deficyt, zawsze brak refundacji, zbyt wysokie koszty ubezpieczenia – jednym słowem – schodzimy na psy. Czytałem kiedyś, że Francuzi mieli pomysł, by wprowadzić u siebie specjalistyczne… rowery ratunkowe, którymi poruszaliby się sanitariusze udzielający pierwszej pomocy. Na pewno taniej, na pewno ekologiczniej, ale czy szybciej? A gdyby ten pomysł przenieść do Polski? Jest jeszcze jedna sprawa, na której – przyznaję się bez bicia – zupełnie się nie znam. Bez względu na to, czy chodzi o Polskę, czy o Francję. To polityka. Nie znam się i tyle! I szczerze powiedziawszy, wcale się tym nie przejmuję. Myślę, a to co słyszę jest tego potwierdzeniem, że problemy polityczno – społeczne Francji, Polski, Włoch czy innego kraju, są po prostu podobne. Wszędzie są prawicowcy, liberałowie, lewicowcy, zieloni. A w rządzie i gaduły i żartownisie, i lenie, i pracusie. Są afery, patrz: Dominik Strauss – Kahn, są przetasowania na zasadzie przechodzenia z jednej opcji do drugiej i zmieniania swych poglądów. I jedni krytykują swego prezydenta Francois Hollande’a za dwulicowość, i drudzy krytykują swojego prezydenta Komorowskiego za… przemilczę! Francuzi dyskusję na temat zawierania związków małżeńskich przez osoby tej samej płci maja już za sobą. Polacy – dopiero ją zaczynają. Obietnice prezydenta Hollande’a, że w takich związkach będzie można adoptować dzieci – pozostawię bez komentarza. Podobnie jak pomysł, że np. homoseksualiści będą mogli zamówić sobie dzieci u matek – niosek. No bo i co tu komentować? Zarówno Francuzi, jak i Polacy, nie wszystkie pomysły swoich rządzących akceptują, nikomu nie podobają się wysokie podatki. Ale wszystkim podobają się plany leczenia gospodarki i sprawiedliwe reformy społeczne. Kiedyś przeczytałem o Francji taką opinię, że przypomina ona ogromny ocean, bo jest to świetne miejsce dla rekinów. O Polsce jeszcze tego powiedzieć nie mogę. Ale jest inna rzecz, która powoli zaczyna dotyczyć obu tych krajów – korki, które są wszędzie, w których stoi się no, może jeszcze nie godzinami, ale już bardzo długo. Pełno samochodów, w Polsce coraz więcej skuterów i… oczekiwanie. Po samym Paryżu nawet nieźle jeździ się samochodem, oczywiście z pomocą nawigacji. Na mapie każda dzielnica ma inny kolor, więc jak Wokulski, można sobie spacerować, snując rozważania o zamysłach architektów. Z tego, co zdążyłem zaobserwować, infrastruktura drogowa Polski jest właściwie w powijakach i nie umywa się do francuskich autostrad, dróg miejskich, a nawet wiejskich. A, i jeszcze – wszystkie radary działają, o czym przekonał się mój tata. A przekonuje się o tym i w Polsce. Ktoś powie: Cudze chwalicie, swego nie znacie? Wcale nie. Kocham Polskę, jest piękna. Ale jak tu nie kochać i Francji? Więc jednak - chciałbym zamieszkać w Paryżu! Spacerować bulwarami, przesiadywać na Polach Marsowych, czuć bliskość wspaniałej wieży Eiffla, Notre Dame, Sacre Coeur. A po zakupy skoczyć do Leclerca, albo do Auchana, na pewno poczułbym się jak w domu. Może kiedyś spełnią się te marzenia? Mikołaj Sobczyk Klasa I f IV Liceum Ogólnokształcące im. H. Sawickiej w Kielcach Praca napisana pod kierunkiem pani profesor Beaty Zasempy