25 lat później
Transkrypt
25 lat później
− − − − − Ej, dobre to opowiadanie! - Powiedział młody pulchny człowiek – Dałoby się to dokończyć, a później wydać! Nie Rudy! Chcę je zostawić wyłącznie dla nas. Ma być takie, jakie jest. Dopracuję jeszcze drugą część i seria będzie gotowa. - Odpowiedziałem z zawzięciem w głosie. Dobra,jak chcesz... A nie mógłbyś mi dać kopii? Chcę sobie to w domu dokładnie przeczytać. Spoko, tylko nikomu tego nie dawaj! Przyjaciele na całe życie, pamiętasz?! Pewnie! Przyjaciele na całe życie! ...25 lat później... − − 100 lat! 100 lat! Niech żyje, żyje nam! Niech żyje nam! A kto? TATA! Zaśpiewała grupka ludzi, wyskakując znad kanapy tuż gdy wróciłem z pracy. To nie był udany dzień. Przegrałem ważną sprawę w sądzie. Od dwóch lat nie wygrałem żadnej sprawy. Wiedziałem już od dawna – jestem kiepskim adwokatem. Mój pradziadek pracował w spożywczaku, mój ojciec i niestety ja wkrótce też. Cześć dzieciaki! Kochana żono! Dziękuję! - Powiedziałem patrząc na tandetne, tanie prezenty od dzieci. Były to mianowicie: Breloczki piłkarskie dla fanów Siarki Tarnobrzeg, smycz dla psa, czy nawet lekko zapleśniały ananas. Schowałem prezenty do kieszeni, po czym wszystkim podziękowałem. Po skończonym przyjęciu położyłem się, po czym spojrzałem na listę bestsellerów i zobaczyłem znany mi skądś tytuł – UFO: Powrót Uwodzicielskiego Feldka Obłudy. Po krótkiej chwili już wiedziałem – to było moje najlepsze wypracowanie dzieciństwa. Tylko jeden człowiek mógł je znać - Andzrzej K., pseudonim „Rudy”. Mój najlepszy przyjaciel z podstawówki. Pamiętałem, że obiecał mi, że nikomu go nie pokaże. Musiał za to zapłacić. Mogłem go jakoś ukarać. Bez zawahania pojechałem do jego domku (adres znalazłem w gazecie). Musiałem jechać autobusem, bo „maluch” nie chciał zapalić. Gdy dotarłem na miejsce, przed sobą zobaczyłem wielki zamek. Przeszedłem przez mur, po czym zapukałem do drzwi. Z głośników − − − − − usłyszałem: Rudy nikogo nie przyjmuje – AUTOGRAFY PRZEZ TELEFON!! Spadaj pan!! Zrozumiałem – muszę wejść piwnicą. Wszedłem, po czym zobaczyłem umięśnionego faceta, stojącego tyłem. Poczułem się jak James Bond. Wyciągnąłem ananasa z kieszeni (dostałem go od dzieci), a następnie walnąłem go w łeb. Próbował wstać, lecz uderzyłem go oficjalnym brelokiem Siarki Tarnobrzeg. Teraz już się dostałem do Rudego. Siedział na środku dużego salonu, przy biurku. Ooo! Kogo ja tu widzę! - Powiedział z lekkim uśmieszkiem w głosie – mój stary kumpel! Wiedziałem, że się pojawisz, lecz nie wiedziałem, że w takim stylu! Milcz! Wszystko zerżnąłeś! To jest moje dzieło! Nie martw się! Umieściłem cię w dziale współautorów książki... Nazwałem go... Cytuję - „I wiele innych porządnych ludzi”. Takiego cię jeszcze nie znałem! Byliśmy przyjaciółmi! Ja cię tam nigdy nie lubiłem... *** − − Rozpoczynam sprawę związaną z plagiatem. Oskarżony to Andrzej K. pseudonim „Rudy” - Powiedziała czarnoskóra sędzina siadając na wysokim krześle – Proszę siadać! - Kontynuowała. Rozprawa toczyła się przez długie godziny. Ponieważ nie miałem pieniędzy, broniłem się sam. Tuż przy końcu wstałem i zacząłem wygłaszać przemowę: Wysoki sądzie! Ponieważ nie jestem dobry w długim, bezsensownym gadaniu, powiem krótko – TEN CZŁOWIEK JEST WINNY!! - po wyczerpującej wypowiedzi sędzia wygłosił wyrok: Oskarżony jest winny! Pomyślałem jedno – takiego siebie jeszcze nie znałem... I to właśnie mi się śniło ubiegłej nocy mamo... Mam nadzieję że Rudy mi takiego numeru nie zrobi... Dobranoc. Dobranoc – powiedziała mama gasząc powoli lampkę nocną...