Bez wiary czlowiek zyc nie moze

Transkrypt

Bez wiary czlowiek zyc nie moze
BEZ WIARY CZŁOWIEK ŻYĆ NIE MOŻE
O. Kornelian Dende
10 kwietnia 1988
Witam Was zacni Rodacy i miłe Rodaczki staropolskim: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
O. Marcel Sokalski: Z okazji trwającego Roku wiary w Godzinie Różańcowej staramy się nadawać pogadanki związane z wiarą. Jak
wiecie wiara – to najcenniejszy dar Boży dla człowieka. Wiara jest motorem życia, bez wiary człowiek nie może funkcjonować.
Dzisiejsza archiwalna pogadanka Ojca Korneliana Dende nosi tytuł: „Bez wiary człowiek żyć nie może”.
O. Kornelian Dende: Odkrycie Nowego Świata, kontynentu zwanego dziś Ameryką, nie było przypadkowe jak wiele innych odkryć.
Było nagrodą za niezłomną wiarę. Wiara ta zakiełkowała w umyśle Krzysztofa Kolumba w czasie przechadzek nad brzegiem
Atlantyku. Spostrzegł tam na piasku owoce wyrzucane przez fale, odmienne niż te, które rosły w Europie. Wyrzucał je na brzeg prąd
zatokowy – Gulf Stream. Zainteresował się pewnym gatunkiem orzecha, który nasunął mu na myśl, że hen daleko za wodami oceanu
musi istnieć Nowy Świat. Snuł więc coraz śmielsze marzenia że może w tych dalekich wodach można znaleźć perły, a żyły ziemi
skrzą się srebrem, zaś rzeki płynące przez gaje aromatyczne niosą z piaskiem okruchy błyskającego złota…
Ludzie uważali go za fantastę lub nawet za pomylonego, gdy opuszczał swoją ojczyznę, ciepłe zatoki i zaciszny dom, by stanąć
przy sterze statku i pośród burz, zdradliwych prądów morskich, szukać nowych lądów. Wiara, że musi istnieć inny kontynent,
dodawała mu sił, wyzwalała odwagę, skłaniała do wytrwałego trudu. Opanował bunt załogi i po długich dwu miesiącach niepewności,
dopłynął szczęśliwie do pierwszej wyspy, jaką napotkał i nazwał ją Wyspą Zbawiciela – San Salvador. K. Kolumb odkrył Nowy
Świat!
Tym przypomnieniem odkrycia Ameryki w roku 1492 rozpoczynam pogadankę pod tytułem: „Bez wiary człowiek żyć nie
może”.
Wiara naturalna – ludzka
Nie możemy żyć bez wiary naturalnej, ludzkiej, jaką posiadał Krzysztof Kolumb. Bez wiary w autorytet rodziców nie mogą
rozwijać się dzieci, zdobywać cnót prawdomówności, posłuszeństwa, miłości, dobroci, czystości, odpowiedzialności… Bez wiary
studenci nie mogą przyswajać sobie wiedzy z dziedziny historii, geografii, astronomii, nauk ścisłych… Bez wiary w prawdomówność
i obiektywność reporterów i dziennikarzy, nikt z nas nie wziąłby do ręki gazety. Bez naturalnej wiary nikt z nas nie wybrałby się do
lekarza, do restauracji, nie chciałby lecieć samolotem. Wiara w dobroć i kompetencją drugiego człowieka jest cnotą zasadniczą w
stosunkach międzyludzkich.
Brak takiej wiary zamienia życie w ustawiczne piekło, jak to ma miejsce w krajach rządzonych dyktaturą, terrorem,
zakłamaniem…
Przykład braku wiary w drugiego człowieka wychowanego w kłamstwach komunistycznych podała nam prasa sowiecka. Na
wieść o śmierci Stalina wszyscy członkowie Politbiura zebrali się przy zwłokach tyrana w podmiejskiej daczy, niepewni jakie zmiany
w ich osobistym życiu przyniesie ta straszna śmierć. Nagłe wyjście Ławrientija Berii, szefa tajnej policji, wyrwało wszystkich z
letargu. Mikojan zauważył: „Beria pojechał do Moskwy zagarnąć władzę”. Na to odezwał się Nikita Chruszczow: „Dopóki nie
zamkniemy go w więzieniu, żaden z nas nie poczuje się spokojny”! Przytaknęli, chociaż bali się własnych myśli. Szybko zwołali
zebranie Politbiura. Gdy Beria ociągał się z przyjściem blady strach padł na zebranych. Może NKWD już zna ich intencje. Beria
jednak przyszedł na zebranie, ale nie miał wiary do drugich i nosił ze sobą w teczce rewolwer. Chruszczow przechytrzył Berię.
Oskarżył szefa policji, że jest wrogiem partii i narodu. Oskarżony nie zdążył sięgnąć po rewolwer, został aresztowany i wkrótce
stracony. Wielkie kłamstwo komunizmu musi najpierw zginąć, by człowiek sterroryzowany mógł znowu spokojnie wierzyć drugiemu,
odbywać się bez rewolweru i zniszczyć nagromadzone bronie powszechnej zagłady…
Wiara w człowieka jest podstawą dobrych stosunków między ludźmi. Bez naturalnej wiary ani państwo ani człowiek nie mogą
się rozwijać normalnie, bezpiecznie w radosnym, spokojnym życiu.
Wiara w Boga
Jest jeszcze ważniejsza wiara, nadprzyrodzona wiara w Boga. Zdarza się, że ludzie tracą wiarę w drugiego człowieka, ale gdy
ktoś straci wiarę w Boga jest najnieszczęśliwszym człowiekiem. Wiara ta jest ostatecznym oparciem i ratunkiem człowieka.
Psychiatra niemiecki Victor Frankl, były więzień obozu hitlerowskiego, wyniósł takie doświadczenie ze swego tam pobytu: wiara w
Boga nadaje sens życiu. Właśnie sens życia, jaki daje wiara, jest największą siłą więźniów. Ci, którzy tego sensu nie znali, nie
przetrwali. Rosyjski pisarz i myśliciel Lew Tołstoj powiedział: „Kto stracił majątek, stracił w życiu dużo; kto stracił zdrowie, stracił
więcej, a kto stracił wiarę, stracił wszystko”.
Ponad pół wieku temu amerykański filozof, psycholog i pedagog John Dewey postanowił wyrugować chrześcijaństwo w Stanach
Zjednoczonych bo mu się wydawało przestarzałe i nieodpowiednie dla nowoczesnej Ameryki. Postanowił je zastąpić niewiarą –
świeckim, bezbożnym humanizmem, który nazwał „common faith” – „powszechną wiarą”. Jako trybuny do rozpowszechniania tej
humanistycznej niewiary użył szkół publicznych.
Opanowanie szkół publicznych w Stanach Zjednoczonych przez siły wrogie chrześcijaństwu jest faktem dokonanym. Rezultaty
jednak jakie z tego wynikły na pewno by nie ucieszyły John’a Dewey’a. Oto one: lenistwo, narkomania, chuligaństwo, sponiewieranie
seksu, a co za tym idzie utrata młodzieńczego idealizmu, gangi terrorystyczne, pijaństwo, ogłupianie się pornografią, smutny los
nieślubnych dzieci pozbawionych ciepła trwałej rodziny, kalectwo dziewcząt spowodowane przez ponawiane aborcje… Oto zatrute
owoce pedagogiki opartej na niewierze Jana Dewey’a. Liczba bezbożnej, zagubionej młodzieży opuszczającej szkoły publiczne nadal
rośnie, siejąc zamęt i spustoszenie w amerykańskiej cywilizacji. Dzieci niejednego z naszych słuchaczy padły ofiarą eksperymentu
tego rzekomo wielkiego profesora w amerykańskim szkolnictwie.
Szukanie Boga po omacku
Coraz więcej jednak dzieci i młodych wychowanych w świeckim bezbożnym humanizmie całą gorącością swego młodego,
zranionego serca rusza na poszukiwanie Boga. Robi to jednakże po omacku, poza Kościołem. Pada ofiarą najrozmaitszych sekt.
Dewey poderwał w nich wiarę w autorytet nadprzyrodzony Kościoła. Co zdolniejsi wyrywając się z dżungli moralnej szkół
publicznych, a tęskniąc za czymś, co przekracza świat materialny, szuka Boga w transcendentalnej medytacji, u wschodnich mędrców
– guru. Modną wiarą naszego wieku, zwłaszcza wyznawaną przez tak zwanych Yuppies – młodych, inteligentnych wykształconych i
dobrze zarabiających profesjonalistów, ale pozbawionych kośćca moralnego, jest wiara w reinkarnację duszy, wędrówkę duszy, która
po śmierci wciela się w inną istotę celem dalszego oczyszczenia, doskonalenia się i osiągnięcia szczęścia. Inni układają swe życie
według horoskopów astrologicznych. Jeszcze inni wierzą w parapsychiczne siły człowieka, kierują się wskazaniami różnego typu
wróżbiarzy i szarlatanów.
Na Wschodzie religię tłumi terrorem komunizm. Na Zachodzie świecki, bezbożny humanizm. Na oczach całego świata jeden i
drugi ateizm doznaje porażki i powoli schodzi z pola walki. Podobno żona Breżniewa pożegnała zmarłego męża znakiem krzyża na
oczach najwyższych dostojników bezbożnego komunizmu, a Mao Ce-tung, przywódca Chin komunistycznych, pod koniec życia
odczuwał wezwanie Boga… Ze Związku Sowieckiego dochodzą wiadomości o odrodzeniu się religijnym wśród młodych. W
Moskwie powstają kluby chrześcijańskie. W salach koncertowych mają powodzenie utwory religijne odgrywane pod pozorem sztuki.
Na Ukrainie gromadzi się dziennie czterdzieści tysięcy osób na wieść o objawieniach Matki Bożej jedenastoletniej dziewczynce.
Chórzyści ze Związku Sowieckiego przyjmowani na audiencji u Ojca Świętego śpiewają mu „Ave Maria”. Miliony młodych udaje się
rocznie do Medjugorje w Jugosławii, gdzie też objawia się Matka Najświętsza. Do zapadłej wioski burgundzkiej we Francji, Taizé, co
dzień przybywa kilka tysięcy młodzieży z całego świata na modlitwę i rozmowę z Mnichami o Bogu.
Chrystus „nadzieją naszą”
Wschodni i zachodni ludzki humanizm nie może odpowiedzieć ludziom na najważniejsze dręczące ich pytania: skąd się wziął
człowiek, jaki jest sens jego życia, jakie ma przeznaczenie, dlaczego cierpi, umiera…? Stąd zagubiony człowiek udręczony
koszmarem codziennego życia odczuwa w duszy i sercu smutek, lęk i rozpacz. Ludzie załamują się, zwłaszcza młodzi, którzy czują w
sobie ogromny zasób sił i pragną rozwinąć swe skrzydła do lotu. Ateizm podciął im skrzydła. Rozum sam nie potrafi wyjaśnić
niektórych zagadek życia. Człowiek bez wyższego celu do spełnienia w tym życiu staje się igraszką okrutnego losu. Przychodzi nie
pytany na ten świat i zdąża do niechybnej śmierci i unicestwienia. Rośnie statystyka samobójstw wśród młodzieży i to pochodzącej z
zamożnych rodzin. Młodzież pozbawiona wiary w Boga nie może przeżywać inaczej swego istnienia jak tylko w lęku, grozie i
rozpaczy. Człowiek zdany tylko na siebie, na słabe światło swego błądzącego rozumu i innych przypadkowych ludzi kierujących się
w życiu podłym egoizmem, z konieczności jest odizolowany, odosobniony w gromadzie ludzi i stoi na progu samounicestwienia.
Papież Pius XII powiedział, że człowiek powojenny jest bardziej zmieniony niż mapa powojennej Europy. Największa zmiana
widoczna jest u młodzieży. Nigdy przedtem nie widziałem w ich oczach tyle smutku i cichej rozpaczy co w ostatnich latach. Z
naszego powołania, z racji otrzymanego chrztu świętego i wiary wypływa obowiązek budzenia nadziei chrześcijańskiej, która jest
ufnością szczególną. Nadzieja chrześcijańska jest tak silna, że pozwala widzieć „światło w tunelu”, nawet w sytuacjach po ludzku
beznadziejnych, ponieważ opiera się na prawdziwej wierze w Boga: Bóg jest! Bóg stworzył świat dobrym i wszystkiemu nadał sens,
nawet cierpieniu. On sam jest Dobrem najwyższym. Kocha nas i dlatego zesłał nam Syna Swego Jednorodzonego na świat nie po to,
aby nas potępić, ale by nas zbawić. Syn ten, Jezus Chrystus, podzielił nasz los, naszą człowieczą dolę i niedolę. Ojciec niebieski zesłał
Go, aby cierpiał, umarł i zmartwychwstał, otwierając nam drogę do nieśmiertelności. Chrystus przez Kościół Katolicki daje nam wiarę
prawdziwą. Ta wiara objawiona w Jego Ewangelii każdego człowieka otwiera na Boga i daje nadzieję.
Niech nas przekona o tej nadziei zaskakująca odpowiedź dziecka na lekcji religii. Młody katecheta mówił dzieciom o nadziei i
rozpaczy, podając za przykład Judasza. Mały Jerzyk podniósł rękę, prosząc o głos.
– Co chcesz powiedzieć, Jerzy? – zapytał ksiądz.
– Gdybym ja był Judaszem – rzekł poważnie piskliwym głosem – to czy ksiądz wie, co ja bym uczynił?
– No powiedz Jerzyku, co byś ty na jego miejscu zrobił
– Ja bym się tez powiesił …. Zaczął chłopiec.
W klasie zawrzało… Zawiedziony katecheta chciał rozjaśnić smutną sytuację, gdy sam chłopiec dopominał się o głos. Wyjaśnił:
– Ja jeszcze nie skończyłem. Chciałem powiedzieć, że gdybym ja był nieszczęsnym Judaszem, to bym się też powiesił, ale na
szyi Pana Jezusa! A więc dla nas nie ma sytuacji beznadziejnych. Jest ratunek!
Brat Roger Schutz, przywódca młodzieży z Taize, ostatnio przyprowadził młodzież do Ojca świętego w Rzymie. Młodzież
całego świata entuzjastycznie wita Ojca Świętego jako swego duchowego przywódcę, który prowadzi ich do Chrystusa. Potrzeba
tylko ofiarnej pracy kapłanów i rodziców, by ułatwić młodzieży wytrwanie przy Chrystusie, który jest „naszą nadzieją” (1 Tm 1, 1) i
nadzieją całego świata.