KOD BINARNY

Transkrypt

KOD BINARNY
KOD BINARNY
Plum…plum…plum. Krople deszczu obijały się o szybę, a ja leżałem na
łóżku i patrzyłem w okno. Był 12 września 1991 roku – moje czternaste
urodziny. Moich rodziców jeszcze nie było w domu, a ja skończyłem odrabiać
lekcje i nie miałem co robić. Nie miałem komputera, o którym tak marzyłem,
a w telewizji leciały jakieś nudne programy.
Wszyscy moi koledzy mieli nowiuteńkie ATARI TT 030, tylko nie ja.
Tata z mamą obiecali, że mi go kupią, ale im się nie udało.
Rok temu rodzice sprezentowali mi dwie książki, piórnik z wizerunkiem zespołu
rockowego „ Incubus ” i nowy plecak do szkoły. Były to bardzo praktyczne
prezenty, ale niestety nie były spełnieniem moich marzeń.
Rozmyślałem tak jeszcze chwilę, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi.
Zszedłem na dół zobaczyć, kto przyszedł. Byli to rodzice. Tata trzymał duże
pudło w ramionach. Gdy tylko mnie zobaczyli, zaczęli śpiewać sto lat i składać
mi życzenia. Byłem bardzo ciekawy, co dostanę w tym roku, ale nie myślałem,
że moim prezentem będzie paczka, którą niósł tato. Dopiero, gdy zobaczyłem,
co jest w środku, na mojej buzi pojawił się wielki uśmiech. Zacząłem skakać
z radości i ściskać rodziców. W pudle, jak się okazało, leżał komputer. Nie
mogłem się nacieszyć. Zaraz zaczęliśmy z tatą montować go w moim pokoju.
Gdy był już gotowy, zacząłem uczyć się na nim pracować. Nie miałem w tym
wprawy, choć chodziłem na kurs komputerowy. Widocznie niewiele mi pomógł.
Po godzinie umiałem już wchodzić na różne gry i programy, które mieli moi
koledzy. Grałbym tak dalej, gdyby nie moja mama, która stwierdziła, że już
wystarczy przyjemności i że lepiej by było, gdybym zszedł i pomógł jej
przygotować moje przyjęcie urodzinowe. Powiedziałem sobie, że pogram
jeszcze jutro i poszedłem pomóc mamie.
Kiedy urodziny się skończyły, byłem strasznie zmęczony i szybko położyłem
się spać. Śniłem o tym, że nareszcie będę mógł dorównać swoim kolegom
w biciu rekordów, przechodzeniu na kolejne etapy gier komputerowych i że
będę miał ciekawe tematy do rozmowy z nimi.
Następnego dnia, zaraz po odrobieniu lekcji, siadłem przy moim nowym
ATARI. Z radości aż mi mrowiły palce. Skopiowałem od Franka rewelacyjną
grę strategiczną i nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie znajdę się
w wirtualnym świecie ludzi i zwierząt, których prorokiem i władcą byłem ja.
Gra miała tytuł : „ Black and White” i szybko zawładnęła całym moim
umysłem. Walczyłem z demonami, broniąc swoich poddanych, pielęgnowałem
wioski i miasta, troszczyłem się o zwierzęta. Za moje zaangażowanie byłem
nagradzany przez moich podopiecznych pomnikami budowanymi na moją
cześć. Ogromna radość sprawiała mi zabawa z moim pupilem, którego sam
wyhodowałem. Był to młody cielak z zabawną łatką na czole. Za każdym
razem, kiedy do niego zaglądałem, witał mnie radosnym pobekiwaniem, a kiedy
zbliżałem do niego rękę, podstawiał łeb do głaskania. Nakazałem swoim
ludziom, żeby pilnowali, aby mojemu Edkowi nigdy nic nie brakowało.
Tak bardzo polubiłem tę grę, że nie mogłem oderwać się od komputera.
Bałem się ataków wrogich plemion, rozgrywałem w głowie plany manewrów
wojennych. Rozszyfrowywałem polecenia pozwalające pozbyć się uciążliwych
potworów i wrogich czarnoksiężników.
Po kilku tygodniach moja nowa gra tak mnie wciągnęła, że kilka następnych
tygodni zbierałem nieciekawe stopnie. Później zrobiło się jeszcze gorzej,
ponieważ przestałem się kontrolować. Komputer przyciągał mnie jak magnez,
byłem jego częścią, nie mogłem przestać. Wkrótce zacząłem totalnie ignorować
naukę, wcale nie sięgałem do książek, urywałem się ze szkoły, aż moi rodzice
dowiedzieli się od wychowawczyni, że jestem rzadkim gościem w szkole, a jak
się już tam pojawię, to chodzę nieprzytomny i nic do mnie nie dociera.
Rodzice od razu zorientowali się, w czym problem. Wiedzieli już, że
uzależniłem się od komputera. Natychmiast mi go zabrali. Zrobiłem awanturę,
ale to nic nie pomogło. Nie pozwolili mi go włączyć. Strasznie się złościłem,
znienawidziłem ich. Nie chciałem z nikim rozmawiać, byłem wściekły na cały
świat. Niczego tak bardzo nie pragnąłem, jak zagrać w moją ukochaną grę.
Przecież moi ludzie mogli ginąć albo mój Edek mógł cierpieć z głodu…
Zacząłem gorączkować. Rodzice pozwolili mi zostać w domu. Nie mogłem
wytrzymać, musiałem się zemścić. Postanowiłem uciec z domu. Szybko
spakowałem najbardziej potrzebne rzeczy takie jak kanapki, picie i bluzę,
w razie gdyby było zimno. Poszedłem na tarnobrzeski pomost, gdzie jak byłem
mały bawiłem się w chowanego. Nikt nie umiał mnie tam znaleźć, a rodzice
tym bardziej. Jak się tam znalazłem, założyłem bluzę, gdyż wiał zimny wiatr od
jeziora. Poczułem głód. Postanowiłem usiąść i zjeść to, co miałem
przygotowane. Zjadłem, napiłem się i spojrzałem na zegarek. Rozrysowałem
sobie w głowie plan, co mam robić dalej i wpadłem na pomysł, żeby odwiedzić
mojego starego kumpla Franka. Poczekałem pod jego domem, aż wróci
ze szkoły pozwoli mi zagrać na swoim komputerze. W kieszeni miałem ostatni
zapis mojej wersji gry.
Ruszyłem do przodu jak narkoman na głodzie, gdyż kilka godzin bez grania
dały mi wycisk. Wszystko skręcało mnie od środka.
Franek był trochę zaskoczony, ale okazał się być dobrym kumplem.
Pozwolił mi zagrać, a sam poszedł na korki z matmy. Jak tylko zobaczyłem
swój wymarzony świat, poczułem ogromne szczęście przepływające przez moje
ciało. Byłem jednym wielkim pragnieniem znalezienia się w wirtualnym świecie
„Black and White”. Moja ręka sama powędrowała w górę, aby dotknąć
monitora, lecz na swej drodze nie spotkała oporu. Zobaczyłem, jak moja dłoń
przenika przez ekran i coś z tamtego świata ciągnie mnie do środka. Zrobiło się
strasznie jasno, poczułem, że spadam, a przed oczami migały mi w zawrotnym
tempie dziwne obrazy. Nagle wszystko się zatrzymało. Próbowałem znaleźć
Edka, moich wiernych poddanych, ale wokół nie było nic, tylko jasność. Gdzieś
daleko zobaczyłem czarne plamki. Przemieszczały się. Wysiliłem wzrok.
Plamki przekształciły się w cyfry i wyglądały mniej więcej tak:
00000101000110001 11000011111111110 10101111001111. Pomyślałem
sobie: „Co jest, u licha?” Nagle usłyszałem ciche pobekiwanie. „Edek? Boże,
czy to jest mój ukochany Edek?! Mój mały pieszczoch to jakiś parszywy kod
binarny??!! NIEEEE !!!! Jak mogłem być taki głupi, że zafascynował mnie tak
bardzo kod zerojedynkowy.
Coś mnie tknęło. Spojrzałem na moje ręce, ale zamiast nich zobaczyłem kody
binarne. Nie było mnie! Istniał tylko zapis zerojedynkowy. Byłem ciągiem
znaków, elementem zapisu matematycznego! Chciałem wszystko zniszczyć, nie
panowałem nad swoimi emocjami. Zacząłem zachowywać się jak wyjątkowo
złośliwy wirus komputerowy. Zaprogramowałem się na destrukcję. Niszczyłem
wszystko, co stanęło na mojej drodze. Początkowo nie miałem wielkiego pola
manewru, ale byłem cierpliwy. Opłaciło się. Internet umożliwił mi wnikanie do
każdego komputera na świecie. Poruszałem się po światłowodach z zawrotną
szybkością. Byłem WOLNY! Bardzo mi się to podobało. Najlepszą zabawę
miałem, formatując dyski, wymazując wszystko, co było na nich zapisane.
Do dziś sprawia mi to ogromną przyjemność. Teraz chcę udowodnić
całemu Tarnobrzegowi, a najlepiej całemu światu, że jestem najpotężniejszym
wirusem, jaki kiedykolwiek istniał. Wszystkim będę się kojarzyć, jako
najpotężniejszy i najgroźniejszy. Spustoszę każdy komputer na swej drodze.
Cały świat będzie drżał przede mną.
Strzeż się mnie! Twój komputer też jest zagrożony!!!
Zerojedynek.
Natalia Kołodziej klasa I B gimnazjum

Podobne dokumenty