Zapomniana dolina - II Liceum Ogólnokształcące im. Marii
Transkrypt
Zapomniana dolina - II Liceum Ogólnokształcące im. Marii
Reportaż literacki Aleksandra Gąska III Liceum Ogólnokształcące im. C.K. Norwida w Zamościu ul. Kilińskiego 15 22-400 Zamość opiekun: Eliza Leszczyńska-Pieniak Zapomniana dolina „Bo była sobie pasterka, która pasła owce i siadała pod grabami!” Legendę znają prawie wszyscy mieszkańcy, w końcu od niej wywodzi się nazwa wsi. Jedni ironicznie, wręcz pogardliwie mówią o niej „wiocha zabita dechami”, jeszcze inni, że to totalne zadupie i nie ma tu po co wracać. Wracają wszyscy. Pamięcią i cieleśnie. Za rok, za dwa, nieważne. To jest miejsce, które przyciąga jak magnes. Nie ma na to reguły. (Są)siadki i plotki „Dzisiaj będzie kapuśniak i placki ziemniaczane. Tylko zupy przesolić nie wolno, bo Stasiek będzie krzyczał.” – mówi Adela, czterdziestoośmioletnia kobieta z trójką dzieci i bogatą przeszłością. Z bogatą przeszłością jest też Ziunia, Hela, Kryśka. Sąsiadki. Słuchanie narzekania każdej z osobna, to jakby słuchanie zdartej płyty. Niezależnie od dnia i pory roku, zawsze będzie takie samo. Każda ma coś do powiedzenia. A to mąż pije, a to dzieciaki niedobre. Każda twierdzi, że to nie ich wina, że „tak skończyły”. Horyzonty przyszłościowe zamknęły się przed nimi na kłódkę. Podobnie jak horyzonty myślowe. Każdego dnia dumają, jaką zupę ugotować na obiad, czy to będzie kapuśniak, ogórkowa czy może flaki. Obowiązki też się im namnażają. Idzie wiosna, trzeba kwiatki zasadzić do ogródka i wyjść na „garb” powyrywać chwasty, żeby inni nie mówili, że dom i obejście zaniedbane. Pranie wywiesić na sznurek, zamieść podwórek, sypnąć kurom ziarna, świniom dać paszy, bydłu siana. W międzyczasie zagadać do sąsiadki i posłuchać, co się dzieje w domu. Będzie o czym rozmawiać u drugiej. „Ja na przykład, to wiem co mam robić i codziennie robię to samo.” – mówi Ziunia. Szczegółowo opisuje swój plan dnia, recytuje jakby był to utwór poetycki. Wylicza przy tym na palcach. „O szóstej trzeba wstać obrządek zrobić, zwierzęta nakarmić. Przed siódmą obudzić dzieciaki, bo do szkoły iść muszą. A to kawałek na piechotę. Tamtędy, przez alejki, wiesz Ola, chodzisz czasami, to i tak krócej, bo jakby ulicą to by z godzinę szły. Czasami je odprowadzam, raz w tygodniu, w poniedziałki, bo rynek jest. Przyjeżdżają z miasta z ubraniami, z masarni. Najbardziej to trzeba narobić się przy babce, oj trzeba. Ona już pod siebie robi, sama się nie załatwi, bo wstać nie może. Odleżyny ma. Potem posprzątać, a jeśli sobota, to na niedzielę cały dom. Zagnieść jakieś pierogi, zupę na mięsie ugotować, bo mój Edek nie lubi jak postne.” Ziunia swoje obowiązki wykonuje już machinalnie. Zapytana, czy żałuje, że nie wybyła w dalekie miasta, obrusza się: „Co też opowiadasz! To jest mój dom. Tu byli moi dziadkowie, pradziadkowie. Jest matka, ojca rozstrzelali na pacyfikacji. Trzyma mnie tu mąż, dzieci do szkoły chodzą. Grzechem byłoby myśleć o żałowaniu”. Innego zdania jest Krystyna, miejscowa sklepowa z temperamentem i „niewyparzonym jęzorem”, jak sądzą mieszkańcy. „Ja tu już wytrzymać nie mogę, no szlag mnie trafia. Stój za ladą i słuchaj, że jednej źle, drugiej źle. Powychodziły za mąż za gospodarzy i jeszcze im mało. Ja to dopiero miałam ciężko. Przez co przeszłam, to nikt sobie nie wyobrazi. Ojciec pijak, matka pijaczka, piątka rodzeństwa do utrzymania. Zaszłam w ciążę w wieku szesnastu lat. Co to był za wstyd! Musiałam za mąż prędko wychodzić, bo nieślubne wyśmiewane by było. Pieniędzy na wesele nie mieliśmy, ot skromne przyjęcie. Ciężko mi było, Marian w polu rył jak głupi, żeby zboże posprzedawać i rodzinę utrzymać. Oto czego się dorobiliśmy – sklepu spożywczego!”. Kryśka skarży się, bo mogła uczyć się, wyjechać do miasta i wyjść za mąż za lekarza, albo prawnika, jak jej młodsza siostra. Za to Helce , żonie sołtysa, powodzi się. Nie ma powodu, by się skarżyć. Mają kombajn, dwa ciągniki i gospodarstwo – pięćdziesiąt sześć hektarów. Czasami wyjedzie do Niemiec na truskawki, by trochę dorobić. Historia niedopowiedziana Sklepy i domy omijam z daleka, słuchając przestróg, bym nie zaszła w ciążę zbyt wcześnie. Wychodzę na ulicę i zmierzam do drewnianego domu otoczonego jabłonkami i grabami. Gdy wchodzę, czuję zapach starości, stęchlizny. Pali się kaflowy piec. Pan Tadeusz siedzi przy stole kuchennym i czyta „Tygodnik Zamojski”. Pani Henia obiera ziemniaki. Wnuczka przyjechała na weekend z Warszawy. Leży na wersalce i ogląda telewizję. Wokół jest pełno portretów, ze ślubu, zdjęć rodzinnych, pamiątek z Niemiec. Ściany pomalowane są na niebiesko. „Młodych zawsze ciągnęło do miasta. Ta nasza Asia też wyjechała. Do Warszawy, na studia…” „No, dziadek, przecież nie będę do końca życia tu gnić!” – przerywa i oburza się Asia. „Tak to się teraz tłumaczy. Nie rozumiem, co może być pięknego w zakurzonych ulicach, hałasie i tłumie. Ja kocham wieś. Tutaj jest charakter i historia. Miasto może i historię ma, ale charakteru wcale.” – kontynuuje pan Tadeusz, jeden ze starszych mieszkańców Grabowca. Ma dziewięćdziesiąt osiem lat. Pamięta dwie wojny światowe. Był aresztowany przez Gestapo, osadzony w zamojskim więzieniu. Przesiedział tam trzy miesiące. Wrócił schorowany i wyczerpany, ale wewnątrz czuł, że coś się zbliża. To ojciec nerwowo człapał po izbie, to matka płakała po kątach. Nawet się nie obejrzał, kiedy ujrzał za oknem niemieckiego żołnierza z karabinem. Potem dostał karabinem w głowę. Żołnierze kolbami upychali mieszkańców w ciężarówki i wywozili na Majdanek w Lublinie. „W tamtym czasie to marzyłem tylko, aby najeść się chleba i spokojnie umrzeć” – opowiada pan Tadeusz. Wzbudza szacunek. Jest człowiekiem, o których chciałoby się powiedzieć: „Dobrze, że jeszcze tacy istnieją!”. Gdy opowiada, czuję dreszcze. „Płonęły domy, ludzi zabierali do chlewni i tam rozstrzeliwali”. Zazwyczaj odliczali do ośmiu, albo brali po dziesięć. Kobiety płakały i mdlały, mężczyźni modlili się, by „tym razem nie wypadło na nich”. Pamięta szczątki ludzi, zabudowań. Rozstrzeliwano też Żydów. „Na Górze Grabowiec stoi pomnik. To tylko jedna z pamiątek, resztę zabierzemy ze sobą do grobu”. Dla ludzi starszych nie jest ważne odremontowanie dziurawych dróg czy budowa wodociągu. Widzą Grabowiec takim, jaki był kiedyś. Swój światopogląd ograniczają do historii i tradycji. Tak po prostu jest. Sprzeczność oczywista Po przeżyciach starszego pokolenia pozostało niewiele. Kilka pomników, pamięć o tragedii, kilka nazwisk na tablicach i groby żołnierskie. Młodzi uczą się o tym tylko w szkole. Wzgórza wysiedleń pozarastały, a z ich szczytów można podziwiać panoramę osady. „Ja tu wracać nie chcę. Życie tutaj ogranicza i tego się trzymam.” – twierdzi Asia, wnuczka pana Tadeusza, studentka.