Rodzina katolicka - Czego nie chcą wiedzieć sodomici

Transkrypt

Rodzina katolicka - Czego nie chcą wiedzieć sodomici
Rodzina katolicka - Czego nie chcą wiedzieć sodomici
czwartek, 02 lipca 2009 13:54
Polskie prawo nie dyskryminuje homoseksualistów. Ale wprowadzenie wielu postulatów
organizacji gejowskich mogłoby oznaczać dyskryminację heteroseksualnej większości.
Przed kilkoma tygodniami w mediach gruchnęła wiadomość o pomyśle karania za nawoływanie
do nienawiści wobec osób homoseksualnych. Przekaz wzmocnił sondaż, który upubliczniła
Kampania przeciwko Homofobii.
Wynikało z niego, że w Polsce istnieje przyzwolenie na obrażanie i dyskryminowanie osób o
odmiennej orientacji. Zaprezentowana kronika przypadków homofobii w 2008 r. alarmowała, że
co kilka tygodni w Polsce dochodziło do jakieś homofobicznej wypowiedzi czy wydarzenia,
często będących następstwem "mowy nienawiści". To wystarczyło do rozpętania
(głównie w Internecie) zażartej debaty o polskiej homofobii.
Abstrahując od tego, czy ocenianie postaw życiowych z moralnego punktu widzenia
rzeczywiście jest dyskryminacją czy tylko krytyką, zatrzymajmy się na pomyśle wprowadzenia
kar, zwłaszcza że wpisuje się on w stałą skłonność do wysuwania żądań prawnych, tak
charakterystyczną dla organizacji gejowskich.
Równi, nierówni
Czy rzeczywiście polskie prawo nie chroni należycie osób o odmiennej orientacji seksualnej?
Czy można powiedzieć, że traktuje je gorzej niż osoby heteroseksualne?
Nic bardziej błędnego. Pomysłodawcy nowych sankcji karnych zapominają o istnieniu
podstawowej, niezmiennej od lat zasady, że nikogo nie można obrażać. Osoby, które czują się
obrażane, niezależnie od tego, czy są gejami, politykami czy motorniczymi tramwajów, mają
równe prawo pójść do sądu i domagać się zadośćuczynienia, a nawet ukarania sprawcy.
Wprowadzenie specjalnego przepisu służącego jakiejś określonej grupie nie byłoby więc niczym
innym jak postawieniem jej w uprzywilejowanej pozycji wobec pozostałych. Na tej samej
1/4
Rodzina katolicka - Czego nie chcą wiedzieć sodomici
czwartek, 02 lipca 2009 13:54
zasadzie do kodeksu można by wpisać górników czy wędkarzy. Ci pierwsi od wielu lat czują się
przecież obrażani i dyskryminowani pod względem płacowym, co zresztą głośno manifestują.
Rosnące żądania organizacji gejowskich wynikają więc albo z nieznajomości obowiązującego w
Polsce prawa, albo z niechęci do jego poznania. Nie ma bowiem regulacji, która stawiałaby w
gorszej sytuacji osoby homoseksualne. Dla prawa kontekst orientacji seksualnej po prostu nie
istnieje, bo byłby dyskryminacją jawnie naruszającą konstytucyjną zasadę równości obywateli
wobec prawa.
Warto przeanalizować kilka przykładów z codziennego życia. Prawo cywilne pozwala
swobodnie kształtować chociażby relacje majątkowe między partnerami tej samej płci. Zasady
związane ze wspólnym nabywaniem majątku, dziedziczeniem czy darowiznami są dla nich takie
same jak dla wszystkich innych osób żyjących w konkubinacie.
Co więcej, w pewnych sytuacjach osoby takie w razie rozstania mogą podzielić majątek według
korzystniejszych zasad niż małżonkowie. Małżeństwa co do zasady dzielą się po połowie. W
przypadku partnerów sąd, dokonując podziału, bierze pod uwagę rzeczywiste nakłady każdego
z nich.
Trudno też mówić o dyskryminacji osób homoseksualnych w prawie pracy. Wdrożone przed
kilku laty unijne przepisy antydyskryminacyjne dają im często mocniejsze gwarancje niż
pracownikom heteroseksualnym. Osoba dyskryminowana ze względu na orientację seksualną
może puścić swojego pracodawcę z torbami, bo nie ma tu górnych limitów odszkodowania. Z
takich możliwości nie korzystają natomiast osoby heteroseksualne. Przykłady można mnożyć.
Bez problemów w szpitalach
Narosło też wiele mitów, które funkcjonują od lat, powtarzane w kolejnych dyskusjach o
dyskryminacji i nietolerancji wobec osób homoseksualnych. Jednym z nich jest brak prawa do
odwiedzin partnera w szpitalu i uzyskania informacji o stanie jego zdrowia. Sprawę tę
tymczasem od dawna reguluje ustawa o zawodzie lekarza. Art. 31 ust. 1 uzależnia udzielenie
takiej informacji od zgody pacjenta.
2/4
Rodzina katolicka - Czego nie chcą wiedzieć sodomici
czwartek, 02 lipca 2009 13:54
Innym mitem są ograniczenia w prowadzeniu wspólnego konta bankowego. Od ponad
dziesięciu lat w prawie bankowym istnieje pojęcie tzw. rachunku wspólnego (oferuje go
większość banków).
Nie ma też żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o przekazywanie swojego odszkodowania z polisy
ubezpieczeniowej czy odbiór przesyłki na poczcie, odmowę zeznań na policji i w prokuratorze, a
także w setkach innych codziennych spraw. Wszystko to dawno już zostało uregulowane w
prawie i obrosło orzecznictwem sądowym.
Zupełnie bezzasadny wydaje się też zarzut dyskryminowania osób homoseksualnych ze
względów podatkowych.
Chodzi tu o niemożność wspólnych rozliczeń czy wyższe opodatkowanie spadków i darowizn.
Takie same zasady obowiązują wszak innych obywateli, a także osoby żyjące w konkubinacie.
Małżeństwo jest fundamentem społeczeństwa, państwo daje mu pewne przywileje w związku z
kształtowaniem polityki prorodzinnej. Przyrównywanie tej instytucji ze związkami partnerskimi
nie ma sensu.
Przypomnijmy: ustawa o PIT daje możliwość wspólnego rozliczenia małżeństwu. Jest to
korzystne przy dużych różnicach w zarobkach – dzięki wspólnemu zeznaniu można zapłacić 18
proc., a nie 32 proc. podatku. Ustawa o PIT mówi o związku małżeńskim, czyli zgodnie z art. 18
Konstytucji RP związku kobiety i mężczyzny. Nie daje tego przywileju związkom partnerów tej
samej płci. Oczywiście gej (lesbijka) może się ożenić (wyjść za mąż) na ogólnych zasadach i
skorzystać z tej preferencji.
Prawo do preferencyjnego rozliczenia (przy którym działa taki sam mechanizm jak wspólne
opodatkowanie z małżonkiem) mają też osoby, które nie są w związku małżeńskim, lecz
wychowują samotnie dziecko. Nie ma przeszkód, aby był to gej (lesbijka). Homoseksualiści
mogą też skorzystać z ulgi na dzieci (odliczenie od podatku).
Obrona przed kombinowaniem
3/4
Rodzina katolicka - Czego nie chcą wiedzieć sodomici
czwartek, 02 lipca 2009 13:54
Spełnienie żądań organizacji gejowskich i rozszerzenie możliwości wspólnych rozliczeń byłoby
wręcz niebezpieczne dla naszego systemu podatkowego i tworzyło pole do ogromnych
nadużyć. Łatwo bowiem sobie wyobrazić dobrze zarabiającego biznesmena, który rozliczałby
się wspólnie z bezrobotnym po to, by uzyskać zwrot podatku. W tej sytuacji trudno byłoby
ustalić, które związki działają faktycznie, a które są powołane wyłącznie do celów podatkowych.
Podobnie rzecz się ma z podatkiem od spadków i darowizn. Nie płaci go tylko najbliższa
rodzina, w tym małżonek. Osoby niespokrewnione są nim obciążone (może to być nawet 20
proc.). Tak więc przepisy faworyzują tu rodziny, ale cel jest oczywisty – chodzi o nieobciążanie
wspólnie wypracowanego majątku, który jest przekazywany z pokolenia na pokolenie.
Przyznanie zwolnienia osobom pozostającym w innych związkach niż rodzinne podważyłoby
całą konstrukcję tego podatku, nie wspominając o nieograniczonych możliwościach
kombinowania.
Tomasz Pietryga
Źródło: Rzeczpospolita
4/4