Zmiany klimatu w Belwederze

Transkrypt

Zmiany klimatu w Belwederze
Zmiany klimatu w Belwederze
Na Konferencji zorganizowanej w Belwederze przez Kancelarię Prezydenta i Instytut
Sobieskiego 23 lutego (Europejskie Seminarium Energetyczne - Własność – Konkurencja –
Bezpieczeństwo) mieliśmy dyskutować o prywatyzacji i liberalizacji rynku energetycznego.
Prezentację wstępną przedstawił z wrodzoną sobie swadą i elokwencją prof. Władysław
Mielczarski wykazując niezbicie na przykładzie modelowego niemalŜe rynku brytyjskiego, Ŝe
energetyka musi być (częściowo) regulowana, bo bez regulacji szczeźnie i ona i jej klienci.
Jednak całkowita regulacja jest równie zła co jej całkowity brak, co prowadzi do konkluzji, iŜ
musimy odnaleźć optymalny złoty środek – tyle regulacji by było bezpiecznie i tyle
liberalizacji by było skutecznie i efektywnie. Ta konstatacja winna w zasadzie dobrze określić
ramy dyskusji, sprowadzające się do pytania: ile rynku w rynku?. Powinna, ale wcale się tak
nie stało. Owszem kilka wypowiedzi poświęcono zachwalaniu energetyki państwowej jako
lepszej i bardziej spolegliwej – i to mimo jej całkowitej nieskuteczności w ciągu ostatnich 20
lat (wzrost mocy zainstalowanej zaledwie o 3,65% do 1280 MW). Ten nurt dyskusji został
podsumowany rozbrajającymi stwierdzeniem: „Nie waŜne jaka energetyka – prywatna czy
państwowa – byle dobrze zarządzana” i wskazaniem na dobrze funkcjonujące firmy
państwowe EdF czy Vattenfall. Zwolennicy prywatyzacji „odwdzięczyli się” wskazaniem na
„rosnące” kompetencje fachowe kolejnych zastępów managementu państwowego. I na tym
ten szczególny wątek dyskusji się zakończył.
Nie wiem do jakiego stopnia zgodnie (czy niezgodnie) z zamysłami organizatorów
zdominował spotkanie temat zmian klimatu, a szczególnie globalnego ocieplenia i związanej
z tym konieczności redukcji emisji gazów cieplarnianych. Jak się okazało audytorium było
zdominowane przez frakcję sceptyków nie wierzących w zjawisko globalnego ocieplenia, w
szczególności antropogennego. Zwolennicy koncepcji istnienia tego zjawiska byli nieobecni
bądź milczeli. Sam fakt takiego rozkładu wypowiedzi tzn. „gry do jednej bramki” moŜna by
skwitować wzruszeniem ramion, bo to tylko statystyka, a w nauce statystyka nie decyduje o
prawdziwości tezy (przecieŜ Kopernik z Galileuszem byli w mniejszości, a „eppur si
muove!”). Ignorowanie globalnego ocieplenia zrozumieć mogę (szczególnie, gdy za oknem
zalegają góry nie uprzątniętego śniegu). Kontestowania zmian klimatycznych zrozumieć nie
jestem w stanie – przecieŜ do niedawna nikt nie kontestował istnienia zlodowaceń, a więc
kontestowanie interglacjałów teŜ nie ma najmniejszego sensu. Przyjmując za prawdziwą (i
dobrze udokumentowaną) przesłankę zmian klimatu musimy zaakceptować myśl o
konieczności adaptacji do tych zmian. Choćby po to, aby nauczyć się wreszcie uprzątania
śniegu, regularnego kursowania pociągów i niezawodnego dostarczania energii elektrycznej.
Wydaje się, Ŝe myśleć inaczej moŜe tylko zapiekły masochista.
Drugą strategiczną przesłanką polityki klimatyczno-energetycznej jest wyczerpywanie
się zasobów surowcowych Ziemi, a w szczególności zasobów paliw kopalnych, których
zapasy są najmniejsze i których w Ŝaden sposób nie potrafimy odzyskać (w przeciwieństwie
do przykładowo metali). Niespełnienie się dramatycznych przepowiedni Klubu Rzymskiego
nie jest w tym przypadku Ŝadnym argumentem i to z dwóch powodów: po pierwsze nikt nie
przedstawił wiarygodnej teorii samoistnego odradzania się zasobów tych paliw (poza tym, Ŝe
robią to dla nas krasnoludki). Po drugie kontestatorzy Raportu Rzymskiego (najczęściej
energetycy) nie biorą pod uwagę, Ŝe Raport ten opierał się m.in. na (ich własnych)
prognozach wzrostu zapotrzebowania na energię. Jeszcze we wczesnych latach 80’ polski
materiał prognostyczny przewidywał 300 TWh w 2000 r. i 500 TWh w 2020 r.! Trudno teraz
ocenić, czy to prognoza była tak nie trafiona czy teŜ sam Raport wpływa na racjonalizację
uŜytkowania energii – faktem jest, Ŝe uŜywamy jej obecnie znacznie bardziej efektywnie.
Bardziej efektywnie ale jednak zuŜywamy – i poniewaŜ nikt ziemi nie „tankuje” to energia z
jej „baku” w końcu się wyczerpie, a zanim to się stanie będzie coraz droŜsza i droŜsza.
Będziemy bowiem zmuszeni, a w zasadzie jesteśmy zmuszeni, sięgać po coraz głębiej
połoŜone, coraz trudniej dostępne , a więc coraz droŜsze złoŜa i technologie. Takie na
przykład jak gazonośne łupki sylurskie czy podziemna gazyfikacja węgla. Pamiętajmy
jednak, Ŝe koszt wiercenia rośnie (póki co) wraz z kwadratem głębokości. A więc jeśli nawet
odsuwamy od siebie godzinę „0” to dzieje się to z coraz większym wysiłkiem i kosztem.
Wniosek z tej przesłanki prosty – w interesie własnym, a szczególnie w interesie następnych
2-3 pokoleń musimy oszczędnie zuŜywać to co mamy – bo jest to bogactwo jednorazowe. To
prowadzi do zasady prezerwacji zasobów.
Polska nie odczuwa tego tak wyraźnie jak reszta Europy ale doskwiera nam coraz
większa zaleŜność od zewnętrznych (pozaeuropejskich) źródeł dostaw. Problem nie tylko
ekonomiczny ale i praktyczny. A moŜe bardziej praktyczny niŜ ekonomiczny, bo kupując
surowce i płacąc za nie, coraz więcej zasilamy reŜimy dość odległe od miłego nam wzorca
demokracji. Polska ze swoimi zasobami, głównie węgla, ale jednak i ropy i gazu ma w
Europie sytuację wyjątkową, oceniana jest jako mało zaleŜna od zewnętrznych dostaw.
Według róŜnych danych ta zaleŜność to 14,1-18,4% podczas gdy dla Portugalii 99,4% ,
Włoch 86,8%, Hiszpanii 85,1%, a średnia dla Unii to ok. 50%. Na 2020 rok Unia przewiduje
70% zaleŜności. Tak więc z punktu widzenia Brukseli znajdujemy się w sytuacji luksusowej!
Ten fakt zagroŜenia Unii musimy rozumieć, nawet jeśli nie dotyczy on nas osobiście, bo bez
zrozumienia dialog jest niemoŜliwy. Inną kwestią jest odpowiedź na pytanie czy jedynym
sposobem na ograniczenie zaleŜności od regionu Zatoki Perskiej jest zwiększenie zaleŜności
od Rosji i ocena, która z tych zaleŜności jest bardziej potencjalnie niebezpieczna.
Ograniczenie zaleŜności prowadzi do stworzenia nowych technologii, te zaś są bardziej
kosztowe niŜ metody tradycyjne – to zaś prowadzi do racjonalizacji uŜytkowania energii.
Wszystko razem zostało nazwane pakietem klimatyczno-energetycznym, chociaŜ póki co
Ŝadna z przesłanek nie dotyczy klimatu.
Trzecią przesłanką jest mitygacja zmian klimatu, a w tym redukcja emisji, a w tym z
kolei redukcja emisji gazów cieplarnianych. Jednym z elementów programu redukcji emisji
jest europejski system „cup and trade”, znany jako EU ETS. Trzeba przyznać, Ŝe system ten
w swojej postaci na lata 2013-2020 jest dla nas wyjątkowo bezlitosny, bo obciąŜa nas
odbiorców ogromnymi kosztami. Kosztami opłat za emisję gazów cieplarnianych i kosztami
ogromnych nakładów inwestycyjnych na przedsięwzięcia mitygujące poziom emisji. Tyle
tylko, Ŝe inwestycje te w ogromnej większości są i tak niezbędne z powodu poprzednich
dwóch przesłanek (adaptacji i prezerwacji), a przede wszystkim z powodu dramatycznej
dekapitalizacji (technicznego zuŜycia) polskiej infrastruktury energetycznej, budowlanej i
komunikacyjnej. Dodać trzeba, Ŝe opłaty za CO2 trafiają do polskiego budŜetu skąd mogą
(choć niestety nie muszą) trafić na te cele.
Na spotkaniu w Belwederze cały ten gordyjski węzeł zaleŜności został przecięty
mieczem powszechnej deklaracji: musimy renegocjować warunki pakietu. Co ciekawe nikt
nie negocjował potrzeby realizacji gigantycznego programu inwestycyjnego (16 mld euro
rocznie przez 20 lat) porównywalnego z Planem Marshalla (22,5 mld euro w cenach 2009
przez 3,5 roku). Dyskutanci całkowicie zignorowali fakt, Ŝe do jakichkolwiek negocjacji,
takŜe do renegocjacji potrzebna jest obecność i wola drugiej strony, a przede wszystkim chęć
i potrzeba tych negocjacji podjęcia. Na ten temat nikt nie zająknął się ani słowem. Słychać
było trzaskanie szablami i buńczuczne wypowiedzi, co po zastanowieniu wydaje mi się
bardziej tragiczne niŜ komiczne – jak z atmosfery komedio-tragedii MroŜka.
Mam nadzieję, Ŝe wyŜej opisany fundamentalny dla rozwoju Polski problem stanie się
wkrótce tematem posiedzenia Prezydenckiej Rady Rozwoju i Ŝe posiedzenie to odbędzie się
w bardziej konstruktywnej atmosferze, a jej członkowie nie zapomną, iŜ zasadę
zrównowaŜonego rozwoju wpisaliśmy sobie do Konstytucji sami i w ogólnonarodowym
referendum sami ją zaakceptowaliśmy. Miejmy nadzieję, Ŝe ma to jeszcze jakieś znaczenie.
Krzysztof śmijewski – Profesor Politechniki Warszawskiej, Sekretarz Społecznej Rady ds.
Narodowego Programu Emisji.

Podobne dokumenty