Cielęca miłość
Transkrypt
Cielęca miłość
Cielęca miłość Rzeźnia na skraju miasta. Otoczony siatkowym ogrodzeniem spory plac, a na nim kilka ceglanych budynków. Największy z nich to hala ubojowa. Raz tylko przekroczyłem jej próg. Szara betonowa posadzka, wysoko umieszczone okna, niżej haki do wieszania krowich lub świńskich połci. Zapach jak w sklepie mięsnym, dawno nie wietrzonym. W głębi podwórka zagnojone komórki, raj dla szczurów, obok stóg siana do karmienia bydła; pasza a zarazem ostoja dla dzikich kotów. Rzeźnicy nie płoszyli burasów. Z uwagi na plagę gryzoni tolerowano kocie rodziny, dokarmiano je nawet. W jednej z komórek mieściła się szlamiarnia. Zatrudnieni w niej robotnicy interesowali się tym wszystkim, co uboczne w przemyśle mięsnym: skóry, kości, rogi, kopyta i bebechy. Tzw. flaki, przysmak dla niektórych podniebień, tu przechodziły pierwszą obróbkę. Przy bramie mały parterowy budyneczek mieszczący biuro, w którym pracowała moja matka. Odwiedzałem ją niekiedy. Raz zastałem ją pogrążoną w rozmowie z nieznaną mi matroną i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że matronie towarzyszyła osiemnastoletnia dziewczyna, jej córka. Było lato, nasze matki, nie przerywając rozmowy, wyniosły się na dziedziniec, a ja zostałem sam na sam ze swoją rówieśnicą. Zgrabna, czarnobrewa. Nieświadoma jakby swojej urody, powściągliwa, układna, przeciwieństwo kokietki. „O czym z nią gadać?” Po paru chwilach gorączkowego namysłu zdecydowałem się zacząć od autoprezentacji. Z lekkim ukłonem wymieniam swoje imię i słyszę odpowiedź: – Małgorzata. Udało się zawrzeć znajomość, najważniejszy, najtrudniejszy próg przekroczony. Wyszło zupełnie zręcznie. Skończy się samotność, będę miał swoją dziewczynę! Radość uskrzydla mnie i wszczęcie rozmowy już nie nastręcza trudu. – Czy byłaś może kiedy tam? – wskazuję widoczną przez okno halę. – Nie? Tym lepiej. Ponure miejsce. Raz tylko tam wdepnąłem i nie zapomnę do końca życia. Opowiadam o swojej bytności w hali ubojowej. Otóż matka doszła do wniosku, że byłoby korzystne dla mojego zdrowia, gdybym napił się świeżej cielęcej krwi. Więc któregoś dnia weszliśmy do środka. Wszystko odbyło się bardzo szybko. Jakiś cielaczek plątał się w pobliżu. Gapił się na nas, na przybyszy; przysłowiowe spojrzenie cielęcia zagapionego na malowane wrota. Kompletna nieświadomość w tych oczach, ufnych, zaciekawionych. Ani śladu strachu, przeczucia, że koniec bliski i już tylko parę sekund dzieli go od niebytu. Moja matka spojrzała z żalem na krowiego dzieciaka, wiedząc, że jest skazany. Spojrzenie pełne litości, westchnienie, jakiś pomruk wyrażający ubolewanie. Ale cóż, taki los bydlęcego rodu: służyć nam, ssakom wyższego rzędu, i na skinienie oddawać życie. Toteż biernie obserwowaliśmy ruchy brygadzisty, który zabrał się do dzieła. Podniósł cielaka i obróconego nogami do góry umieścił w drewnianym stojaku. Zaciśnięciem pasa unieruchomił wyrywające się zwierzę. Przyłożywszy do czaszki pneumatyczny pistolet pociągnął za spust. I już po wszystkim. Z przeciętego gardła popłynęła krew napełniając podstawiony kubek. Podniosłem go do ust i wlałem w siebie czerwony życiodajny eliksir. W smaku był trochę mdlący, należałoby czymś zagryźć. Z kieszeni spodni brygadzista wyjął jabłko, otarł je o kombinezon, co miało zastąpić mycie. Z pewnym zażenowaniem, spowodowanym niezbyt wykwintną formą poczęstunku, podał mi „zakąskę”. Ja bynajmniej nie pogardziłem. Całą tę historyjkę opowiedziałem nowo poznanej Małgorzacie, nie, opowiadam ją teraz, po latach, rzucając słowa na papier. Bo wcale nie doszło do tamtej znajomości, nawet nie wiem, jak ta dzierlatka, którą ochrzciłem mianem Małgorzaty, naprawdę miała na imię. Nie mogłem znieść milczącego sam na sam z uroczą dziewczyną i – wyszedłem. Na dziedzińcu stała moja matka, w dalszym ciągu gawędząca ze znajomą. W krótkim, skierowanym na mnie spojrzeniu matczynym wyczytałem wyrzut. Celowe i ukartowane było to przeniesienie się z rozmową na dziedziniec, milczące porozumienie między matkami, aby młodym nie przeszkadzać. Cóż, kiedy młody fajtłapa – cielę na niedzielę – nie potrafił z tego skorzystać.