Zofia Milska – Wrzosińska, Wysokie Obcasy 2002

Transkrypt

Zofia Milska – Wrzosińska, Wysokie Obcasy 2002
Dzieci i smak utraconej wolności
Zofia Milska – Wrzosińska, Wysokie Obcasy 2002
Coraz częściej matka i ojciec chcą pozostać dziewczyną i chłopakiem. Trudno im zgodzić się
na zmianę, jaką dziecko wprowadza w ich życie, przeżywają ją jako niesprawiedliwe
obciążenie
Młoda kobieta skarży się psychologowi na ciągłe napięcia i koszmary senne. Wiąże to z
przemęczeniem – wróciła do pracy, gdy jej córeczka miała cztery miesiące. Od pół roku
pracuje dwanaście godzin na dobę, usiłując zająć się dzieckiem w wolnych chwilach i w
weekendy. Martwi ją, że mała większość dnia spędza z obcą osobą, ale podjąć pracę musiała:
“Mąż i rodzice nie wyobrażali sobie, że mogłabym z powodu dziecka zrezygnować z kariery
w takiej świetnej firmie”.
Małżeństwo trzydziestolatków szuka pomocy u psychoterapeuty: dwa lata po urodzeniu synka
są na granicy rozwodu. On jej wyrzuca nieporadność i zaniedbania, ona jemu nieczułość i
brak pomocy (“Mąż mówi, że jako matka mam specjalne hormony po to, żeby móc nie spać,
prowadzić dom i zajmować się dzieckiem bez zmęczenia”).
Rodzice zgłaszają się z półtoraroczną dziewczynką. Oczekują, że psychiatra dziecięcy
wyleczy ją z tego, co wydaje im się nadpobudliwością: “Dziecko nie pozwala spokojnie
posiedzieć, filmu w telewizji obejrzeć, tylko cały czas czegoś chce, a jak nie zwracamy
uwagi, to złości się i krzyczy. Czy dziecko nie mogłoby się samo sobą zająć chociaż przez pół
godziny”? – pytają.
Coraz częściej matka i ojciec chcą pozostać dziewczyną i chłopakiem. Trudno im zgodzić się
na zmianę, jaką dziecko wprowadza w ich życie, przeżywają ją jako niesprawiedliwe
obciążenie, w którym nie uzyskują wystarczającej pomocy.
Prędzej czy później spora większość dziewczyn i – nieco niestety mniejsza chłopaków –
rozwinie swoje rodzicielskie możliwości i zaakceptuje nowe życie po dziecku. Jako
psycholog i matka czwórki dzieci wiem już, że proces ten polega na rezygnacji z niektórych
złudzeń.
Nie łudźmy się zatem, że społeczeństwo, bliższe czy dalsze otoczenie, rodzina będą
szczególnie zainteresowani wspieraniem naszego rodzicielstwa – nikt nie ma ochoty ponosić
kosztów naszych prokreacyjnych decyzji, bo też na ogół nikogo o zdanie nie pytaliśmy.
Możemy liczyć na siebie, i tylko na siebie. Zdarzają się wspaniali dziadkowie, ożywieni
miłością i chęcią promocji własnych genów, ale na ogół chcieliby oni pomagać na swoich
warunkach. Wymaga to od rodziców gotowości do kompromisu. Zapominają o tym młode
matki, które przejęte, na przykład, ideą zdrowego żywienia, oburzają się, że babcia daje
dziecku słodki deser, a one przecież tyle razy mówiły, żeby tylko jabłka, i to koniecznie ze
skórką… Nie rozumieją, że dla babci serwowanie wnukowi naleśników z domową konfiturą,
ozdobionych cukrem pudrem i bitą śmietaną, wraz z wielkim kubkiem kakao to wyraz miłości
i zakazywanie jej tego pozbawia ją części babcinego potencjału.
Planując dziecko, myślimy raczej o przyjemnych aspektach całej sytuacji, niepokoje wiążąc
co najwyżej z momentem porodu. Potem już będzie z górki! – myślimy sobie naiwnie.
Potem? okazuje się, że życie zmieniło się nieodwracalnie. Dziecko sprawiło, że rzadkim
luksusem stało się to, co wydawało się absolutną koniecznością: na przykład swobodne
decydowanie o swoim trybie życia, intensywna kariera zawodowa, improwizowane życie
towarzyskie czy choćby spokojna lektura gazety. Niektórzy się buntują i usiłują żyć tak, jakby
nic się nie stało.
Znam młodą kobietę, która wróciła do pracy w dużej kancelarii adwokackiej, gdy jej synek
miał dwa miesiące. Ponieważ chciała być doskonała we wszystkich pełnionych przez siebie
funkcjach, trzy razy dziennie odciągała sobie pokarm i wysyłała go taksówką do domu, gdzie
polecona przez agencję niania karmiła dziecko.
Inny przykład niezgody na rezygnację z czegokolwiek to zabieranie dziecka w miejsca
niezbyt dla niego przyjazne. Kiedy widywałam kilkuletnie dzieci przejedzone imprezowym
prowiantem, śpiące na stercie płaszczy w dymie papierosów, wśród głośnej muzyki i
hałaśliwych dorosłych, myślałam, że jest to z jednej strony dowód na niezwykłe możliwości
przystosowawcze małego człowieka, z drugiej – przejaw wewnętrznego przymusu jego
rodziców, by pozostać wiecznie młodymi bankietowiczami, w których życiu nic się nie
zmieniło.
Ulubione rozrywki dorosłych (kino, zakupy, imprezy oraz popijanie piwa w pubie) nie nadają
się dla dziecka, więc nie ma powodu, by je tym dręczyć. Jeżeli ktoś uważa swój
dotychczasowy rytm życia za nienaruszalny, niech lepiej zrezygnuje z dzieci. Taką decyzję
podejmują na przykład Dinks (Double Income, No Kids, czyli podwójny dochód, żadnych
dzieci). Świadomi obciążenia, jakim byłaby opieka nad dzieckiem, rezygnują z zakładania
rodzin i żyją w wolnych, bezdzietnych związkach, korzystając z wygody, swobody i braku
rodzicielskich obowiązków.
Ci, którzy jednak decydują się, bywają zaskoczeni odkryciem, że ich dziecko nie jest tak
samo zachwycające i ważne dla innych jak dla nich. Wielu przywilejów, których nigdy nie
domagaliśmy się dla siebie, oczekujemy dla naszej córeczki lub synka.
Słodkie dzieciątko hałasujące i plujące w restauracji, na zebraniu czy koncercie wywołuje
pobłażliwość uszczęśliwionych rodziców, ale niekoniecznie osób siedzących nieopodal, które
w końcu nieprzypadkowo przyszły bez dzieci.
Wielu ludzi nie ma ochoty na towarzystwo znużonych, rozkrzyczanych lub popłakujących
kilkulatków, zwłaszcza że często ich rodzice kibicują z zadowoleniem rewizji cudzych
torebek albo występom wokalnym nad czyimś stolikiem. ?No, popatrz, ona się w ogóle nie
wstydzi obcych? – komentuje dumny rodzic. Jakże nieprzyjemnie zaskakuje zatem
uświadomienie, że temu ponuremu facetowi bez poczucia humoru może przeszkadzać
towarzystwo naszej córeczki.
Znana mi kobieta zatrudniona w dziale, gdzie oprócz niej pracują sami młodzi rodzice, nie
widzi powodu, dla którego z powodu choroby dziecka lub godziny zamykania przedszkola
miałaby za kogoś pracować albo dostosowywać się do niedogodnego grafiku. Ma też dość
obowiązkowych urlopów w czerwcu lub wrześniu. Matki i ojcowie czują się zdziwieni taką
postawą – przecież wiadomo, że mają trudniej, wobec tego należą im się specjalne prawa.
Prędzej czy później nadchodzi jednak moment, gdy młodzi rodzice dowiadują się, że ich
rodzicielstwo nie jest w oczach świata biletem zapewniającym najlepsze miejsca.
Złudzeniem jest, że kobieta może liczyć automatycznie na równość z mężczyzną w zakresie
pełnienia obowiązków rodzicielskich. Oprócz oczekiwań matki czynnikiem decydującym są
poglądy mężczyzny, którego wybrała. Jeśli ojcem jej dziecka jest konserwatywny
tradycjonalista, gnuśny sybaryta albo agresywny macho, szanse na jego współudział w
przewijaniu, spacerowaniu i miksowaniu wydają się nieduże. Pretensje byłyby
nieuzasadnione – jakiego tatusia wybrała dla swojego dzidziusia, takiego ma. Pomysłowość
mężczyzny, by uwolnić się od nieakceptowanych obowiązków, jest nieograniczona. Kiedy
byłam w pierwszej ciąży, kolega mojego męża, młody ojciec, sugerował mu, by od razu przy
pierwszej okazji wypuścił z rąk noworodka z okrzykiem przerażenia. “Ja tak zrobiłem –
opowiadał. – Uważałem tylko, żeby upadł na miękkie, i od tej pory żona i teściowa dają mi
święty spokój. Nic nie muszę robić”.
Jeśli któraś dziewczyna planuje model partnerski (bo w końcu nie jest to jedyna możliwość) i
nie chce spędzać wielu samotnych, pełnych goryczy chwil między popycha- nym wte i wewte
wózkiem a stertą brudnej bielizny – niech najpierw przyjrzy się uważnie swojemu
chłopakowi.
Nie chciałabym, aby uwagi te były zrozumiane jako lament na temat pasma obowiązków i
wyrzeczeń związanych z rodzicielstwem. W doświadczeniu tym tkwi też przecież potencjał
wspaniałych i niepowtarzalnych przeżyć. Ale zdarza się, że nawet ich nie zauważamy, zajęci
przeżywaniem chronicznej żałoby po utraconej wolności.

Podobne dokumenty