Nadzieje i obawy, czyli co przyniesie 2014 r.

Transkrypt

Nadzieje i obawy, czyli co przyniesie 2014 r.
Nadzieje i obawy, czyli co przyniesie 2014 r.
wydany w Czysta Energia – 2014-2
Po ponad trzech latach oczekiwania na nową ustawę i zlikwidowaniu wszelkich absurdów w
funkcjonowaniu systemu wsparcia, można zakładać, że sytuacja ulegnie poprawie i wreszcie
pojawi się możliwość, tak jak w każdym innym cywilizowanym kraju, realizowania swoich
marzeń o inwestowaniu w OZE. Ostatnie tygodnie przynoszą jednak kolejne niespodzianki,
które pod znakiem zapytania stawiają plany wielu inwestorów w sektorze energetyki
rozproszonej i odnawialnej.
Pojawiło się bowiem sporo różnego rodzaju opracowań oraz publikacji prezentujących
stanowiska czołowych instytucji funkcjonujących w branży. Dlatego też nie chciałbym
ponownie pisać o uwagach Izby do przedstawionego dokumentu, lecz wolę skupić się raczej
na możliwych rezultatach wprowadzenia tych zmian w przypadku deweloperów i
inwestorów działających w branży OZE. Piszę o tym również dlatego, iż bardzo często
uczestnicząc w spotkaniach z przedstawicielami ministerstw oraz Parlamentu, obserwuję
kompletny brak zrozumienia dla głównych obaw branży, które w mojej opinii wynikają z
niewystarczającej wiedzy na temat przebiegu procesu przygotowania projektu w branży OZE
w celu uzyskania pozwolenia na budowę i podjęcia decyzji o rozpoczęciu inwestycji.
Osoby pracujące w branży doskonale zdają sobie sprawę z ilości tzw. kroków milowych, które
trzeba poczynić w toku realizacji poszczególnych projektów. Wiąże się to z ryzykiem, gdyż w
razie niepowodzenia poniesione dotychczas nakłady okażą się stratą. O branżowych
sukcesach takich krajów jak Niemcy i Dania decydował fakt, iż w państwach tych
funkcjonował stabilny system wsparcia, który pozwalał inwestorom ściśle określić, jakie uda
im się uzyskać przychody i jakie będą koszty przyszłej eksploatacji projektów. Ryzyko
inwestorów zawężało się w takiej sytuacji jedynie do takich wątpliwości jak: czy uda im się
doprowadzić do korzystnych zmian w planie miejscowym, czy decyzja środowiskowa będzie
konieczna, czy też ile w konsekwencji kosztować będzie sama budowa? Zawczasu można
było podejmować negocjacje z producentami turbin oraz firmami budowlanymi, by w
momencie uzyskania pozwolenia na budowę nie kosztowała ona zbyt wiele.
System aukcyjny
Wprowadzenie systemu aukcji skutkuje sytuacją, w której inwestor do samego końca
procesu przygotowania dokumentacji projektowej nie wie, czy projekt uda mu się
zrealizować, czy nie. Koszty związane z project developmentem, a są to kwoty rzędu
dziesiątek tysięcy złotych przypadające na każdy MW mocy projektu, znacząco potęgują
ryzyko, z którym będzie musiał poradzić sobie inwestor. W tym przypadku porażka oznacza
bankructwo przedsiębiorstwa, ale przede wszystkim zwolnienia załogi i powiększający się
poziom bezrobocia wśród przeważnie najmłodszych reprezentantów inżynierów w branży
energetycznej. Jeżeli taka sytuacja dotyka całego sektora, niosąc ryzyko zwolnień w firmach
działających na terenie kraju, to trudno sobie odmówić dosadnego komentarza i można
łatwo zrozumieć młodych inżynierów szukających pracy u naszych zachodnich sąsiadów czy
w Wielkiej Brytanii, w której rocznie przybywa ok. 1,25 GW nowych mocy w energetyce
rozproszonej oraz odnawialnej. W mojej i Polskiej Rady Koordynacyjnej Odnawialnych Źródeł
Energii opinii, wprowadzenie obecnie nowego systemu wsparcia, polegającego na systemie
aukcji, doprowadzi do ogromnego zastoju w branży, który może skutkować niespełnieniem
celów wskaźnikowych, mówiących o 15-procentowym udziale źródeł odnawialnych w
bilansie energetycznym kraju w 2020 r. Dlatego też wejście w życie tego systemu powinno
zostać przesunięte w czasie, przynajmniej do 2020 r. Drobni inwestorzy w tej branży,
zwłaszcza reprezentujący takie technologie jak biogaz czy fotowoltaika, z trudnościami
przygotują dokumentacje projektowe oraz nie podejmą się budowy instalacji, do ostatniej
chwili nie mając pewności, czy w przedmiotowej aukcji uda mu się osiągnąć sukces. Na
podjęcie tego typu ryzyka stać tylko największe przedsiębiorstwa, które ewentualne
niepowodzenia będą mogły „wrzucić sobie w koszty” i rozdystrybuować na miliony klientów
kupujących u nich energię elektryczną.
Nowy pomysł opozycji
Jak nie stracić zaufania do instytucji państwa, będąc polskim przedsiębiorcą w branży
wiatrowej albo jak na poważnie rozważać wielomilionowe inwestycje w naszym kraju, jeśli
do dalszych prac w komisjach parlamentarnych (za sprawą głosów głównej partii opozycyjnej
oraz głównej partii rządzącej) kierowany jest niezgodny z Konstytucją i populistyczny projekt
nowelizacji Prawa budowlanego, w praktyce zakładający usunięcie z Polski wszelkich turbin
wiatrowych o mocy przekraczającej 500 kW? Chodzi o projekt nowelizacji Prawa
budowlanego, nakazujący oddalenie turbin wiatrowych o mocy większej niż 500 kW
przynajmniej 3 km od zabudowy mieszkaniowej. Czy ta nowelizacja ujrzy światło dzienne?
Szczerze wątpię, zwłaszcza ze względu na jej niekonstytucyjność i populistyczny charakter.
Mam nadzieję, że samorządy, które już dziś są jednymi z największych beneficjentów
rozwoju OZE w Polsce, zaprotestują przeciwko tej próbie pozbawienia ich przychodów z
tytułu podatku od nieruchomości. Jednak sygnał wysyłany przez Parlament i rząd jest
jednoznaczny: nie chcemy u siebie żadnych instalacji wiatrowych! Kto wie, czy kolejnym
wrogiem numer jeden nie staną się biogazownie rolnicze? Autorom projektu zasugeruję
kwestię, której zapewne nie wzięli pod uwagę. Otóż ograniczenie budowy turbin większych
niż przewidziane w projekcie ustawy spowoduje wzrost ilości inwestycji w turbiny mniejsze,
często pozyskane z odzysku. Tak więc propagandowy cel twórców projektu nie zostanie
osiągnięty.
Podsumowując, pozostaje mieć nadzieję, iż w 2014 r. doczekamy się wreszcie projektu
ustawy, który będzie promował rozwój energetyki proobywatelskiej. Jednocześnie stanie się
projektem czytelnym i przyjaznym w realizacji dla obywateli oraz mniejszych i większych
inwestorów. Chciałbym, aby i nasi politycy przestali wreszcie zwalczać rozwój rozproszonej
energetyki odnawialnej, zdając sobie w końcu sprawę z faktu, iż administracyjnie nie sposób
powstrzymać rozwoju technologii oraz demokratyzacji społeczeństwa, która w przypadku
energetyki objawia się coraz większym pragnieniem niezależności energetycznej.
Michał Siembab, dyrektor generalny PIGEO