strona 1
Transkrypt
strona 1
Żagle marzec 2011 sport Velux 5 Oceans Gutek Waleczne Serce Drugi etap regat Velux 5 Oceans z Kapsztadu do Wellington był potwornie ciężki. Najwięcej kłopotów miał chyba Zbigniew Gutkowski, ale kolejny chrzest na Oceanie Południowym przeszedł pomyślnie. Polak znów pokazał żeglarski kunszt i wielkie serce do walki. „Operon Racing” pod polską banderą był witany w stolicy Nowej Zelandii jako drugi. Paweł Paterek Ze zwycięstwa ponownie cieszył się Amerykanin Brad Van Liew, który wykorzystał problemy Gutka z autopilotem na początku etapu i szybko oddalił się od rywala. Pierwszy minął bramkę prędkości i najszybciej osiągnął współrzędne wirtualnej linii bezpieczeństwa, wyznaczonej przez organizatorów w celu uniknięcia spotkań z górami lodowymi. Jego „Le Pingouin” gnał w kierunku Nowej Zelandii i wydawało się, że już nic i nikt nie jest w stanie zagrozić jego drugiemu zwycięstwu etapowemu w tych regatach. Amerykanin nie tracił jednak czujności: „Oczywiście jestem bardzo zadowolony z mojej obecnej pozycji – pisał lider wyścigu. – Zdaję sobie jednak sprawę, że te regaty to jeden wielki mecz szachowy, gdzie strategia i taktyka są bardzo ważne”. Słowa te wkrótce znalazły potwierdzenie, bo Zbigniew Gutkowski jakoś poradził so96 096_97_03_11_V5O.indd 96 bie ze źle działającym autopilotem: „Działa, ale nie tak, jak powinien. Zależy to od kursu względem wiatru – opisywał Gutek. – Przez ostatnie dni większość czasu sterowałem ręcznie i udało mi się przyspieszyć. Jest lepiej niż zaraz po awarii, ale nie tak, jak powinno być. Ten samoster żyje własnym życiem”. Kiedy przyszedł kolejny sztorm, wszyscy musieli nieco zwolnić i szanse się wyrównały. Potem rozpoczęła się decydująca rozgrywka, a losy zwycięstwa nie były wciąż oczywiste. Akcja północ – południe Na prowadzeniu żeglował Brad Van Liew. Skiper polskiego jachtu „Operon Racing” i Kanadyjczyk Derek Hatfield niemal się zrównali, mając do lidera około 400 Mm straty. Żeglowali podobnym kursem z prawie identyczną prędkością. Wspólna mobilizacja sprawiła, że „przy okazji” znacznie zmniejszyli dystans do uciekającego Amerykanina. Dobowy przelot ponad 300 Mm zniwelował przewagę skipera „Pingwina” niemal o połowę. Spokój zwycięzcy pierwszego etapu prysł; „To bardzo poważna rywalizacja – niespokojnie analizował Brad Van Liew. – To koszmar, tyle stracić w tak krótkim czasie. Teraz płynie mi się dobrze, ale przez ostatnich kilka dni nie miałem tyle wiatru, co Gutek i Derek. Tak naprawdę boję się tego, że oni mają do wyboru jeszcze kilka opcji taktycznych i mogą mnie wyprzedzić”. To były prorocze słowa. Więcej spokoju zachowywał Gutek, który odżył po tym, jak zresetował autopilota, podłączył wszystko od nowa i obserwował, jak urządzenie lepiej działa. Wróciła mu ochota do walki: „Jeżeli Brad popełni jakiś błąd, to oczywiście będę chciał to wykorzystać, ale patrzę na Dereka, żeby nie stracić wszystkiego – analizował nasz rodak. – Trzeba zachować spokój i nie przesadzić”. Pozostawało podjąć decyzję, z jakiego kierunku dopłynąć do Wellington. Północna marszruta to ryzyko żeglugi po kapryśnym Morzu Tasmana i niebezpieczeństwo z powodu efektu tunelu w Cieśninie Cooka. Droga od południa jest też trudna – w końcówce trzeba płynąć na północ pod silny wiatr. Żagle | www.zagle.com.pl 2011-02-09 10:56:43