strona 2

Transkrypt

strona 2
onEdition (3)
n „Pingwin” w drodze po drugie zwycięstwo etapowe i nowa trasa regat (niżej)
na drugiej pozycji. Kiedy wiatr nieco zelżał,
Gutkowski zresetował autopilota, rozłączył
i podłączył wszystko raz jeszcze. Trochę
pomogło. Jacht zaczął żeglować żwawiej
i „Gutek” znów wyszedł do przodu i płynął
już tylko za Amerykaninem.
Chris Stanmore-Major żeglował w tym
czasie daleko z tyłu i bogato opisywał swe
odczucia, wygłaszając czasami filozoficzne
sentencje: „Ciśnienie psychiczne duże, atmosferyczne niskie, napór wiatru na żagle wielki
– to wszystko tworzy sytuację, w której każdy
żeglarz automatycznie rozumie, że jest dużo
trudniej i niebezpieczniej pływać tutaj niż
gdziekolwiek na Atlantyku czy Pacyfiku”.
Pan Wielki Problem
Co chciałem zamknąć oczy, to za każdym
razem coś się działo. Jak się mnie pytano,
czego się najbardziej obawiam, płynąc sam,
odpowiadałem: awarii, z którą sobie nie będę
w stanie poradzić”. Skiper „Operon Racing”
przez 48 godzin z powodu braku czasu prawie w ogóle nie jadł. Dopiero kiedy wiatr
nieco osłabł, „Gutek” mógł wreszcie zregenerować siły. Polak zrobił sobie „przerwę”
w bezustannej walce i znalazł trochę czasu
na sen. „Włączyłem ogrzewanie, wysuszyłem
się, bo byłem cały mokry – opisywał Zbyszek
– Jadę teraz na małym genakerze i jednym
refie na grocie. Nie myślę o ściganiu, jestem
wyczerpany psychicznie”.
Dobry początek
Sam początek drugiego odcinka był dla polskiego skipera udany. Co prawda z powodu
sztormu w pobliżu Kapsztadu start etapu
opóźniono o cztery dni, ale kiedy wszyscy
ruszyli, „Gutek” znów pokazał lwi pazur.
Linię startu pierwszy przekroczył Derek
Hatfield, ale później ranking szybko się
zmieniał. Szóstego dnia rywalizacji na czoło stawki wysunął się polski jacht. Tego było
za wiele dla lidera regat Brada Van Liewa,
żeglarz podjął wyzwanie i wziął się do roboty, wkrótce prześcignął wszystkich. Długo
żeglował pierwszy i to on przecierał szlak
do Nowej Zelandii. Najszybciej przeszedł
punktowaną strefę pomiaru prędkości i obowiązkową bramkę bezpieczeństwa. „Gutek”
po problemach z autopilotem wyhamował
swój jacht zdecydowanie.
Polak nie chciał ryzykować, bo elektronika samosteru NKE zamiast prowadzić do
celu, nadawała się raczej do natychmiastowej naprawy. W takiej sytuacji swojej szansy
poszukał natychmiast Derek Hatfield. Kanadyjczyk „dociągnął”, co trzeba na swoim
„Active House” i w rankingu zaczął widnieć
Christophe Bullens nie miał w tym wyścigu za
grosz szczęścia. Kilkadziesiąt godzin po starcie
do drugiego etapu Belg postanowił zawrócić
do Kapsztadu. Okazało się, że poluzowało się
mocowanie lewego steru i awaria nie może
zostać usunięta na wodzie. „Five Oceans of
Smiles” znów pojawił się u podnóża Góry Stołowej. Lokalni żeglarze pomogli zlikwidować
problem i Bullens ponownie wyruszył na trasę
regat. Niedługo potem belgijski pechowiec odkrył, że od masztu oderwał się fragment szyny
grota. I co w tej sytuacji? Ponownie powrót
do pięknego Cape Town! Tam znów postój
i naprawa, i trzecia próba startu do Wellington. Godzinę po kolejnym opuszczeniu portu
„Mr. Big Problem” zorientował się, że kolejny
fragment szyny odrywa się od masztu. Tego
było już za wiele! Bullens napisał sentymentalne oświadczenie i wycofał się z regat.
Wcześniej organizatorzy, dla tych, którzy
nie zamierzali rezygnować, ogłosili zmianę
portu-mety trzeciego etapu. Z powodów organizacyjnych brazylijski Salwador zastąpiono urugwajskim Punta del Este.
99