PRZECZYTAJ RECENZJĘ (*)

Transkrypt

PRZECZYTAJ RECENZJĘ (*)
Zapiski z frontu wschodniego kapelana dywizji „Tridentina” beatyfikowanego przez
Benedykta XVI w 2009 r.
Ks. Carlo Gnocchi (1902-1956), w czasie II wojny światowej kapelan włoskich strzelców
alpejskich na Bałkanach i na froncie wschodnim. W okresie powojennym organizował
pomoc humanitarną dla dziecięcych ofiar wojny. Za zgodą papieża Piusa XII założył w
1952 r. fundację „Pro Juventute” niosącą pomoc kalekom i niepełnosprawnym. Zmarł w
opinii świętości. Błogosławiony Kościoła katolickiego.
Jedenaście bitew, jedenaście żelaznych kleszczy zawzięcie zaciskanych przez wroga i
jedenaście razy przerywanych przez niepohamowany impet szturmu strzelców
alpejskich. Siedemset kilometrów marszu w białym i bezkresnym stepie, w sypkim
śniegu, smagani lodowatym wiatrem, przewracani przez zadymki, przy
czterdziestostopniowym mrozie, bez zapasów żywności, z niewielką ilością amunicji z
trudem ciągniętej na ocalałych saniach, obozujący pod gołym niebem, a często
maszerujący nawet w nocy, wściekle atakowani przez nieprzyjaciela, zdradziecko
osaczani przez partyzantów, co chwilę atakowani przez czołgi i samoloty. Kiedy samochody ciężarowe zatrzymywały się z powodu braku paliwa, a artyleria utykała w
śniegu, muły wyczerpane padały z zimna i zmęczenia, broń zacinała się z powodu
mrozu, szeregi walczących żołnierzy powoli przerzedzały się z powodu poległych,
rannych i tych, którzy mieli odmrożenia. Piętnaście dni marszu i walk, czuwania i głodu,
wyrzeczeń i bohaterstwa, ścierania się z zaprawionym w boju i rozzuchwalonym
sukcesami wrogiem, w najbardziej surowej i okrutnej z pór roku, na najbardziej
niegościnnej ziemi w Europie, wyznaczają jedno z najwznioślejszych zwycięstw ducha
nad materią, woli nad przeciwnościami losu oraz są szczytnym potwierdzeniem wielkości
naszego narodu.
ks. Carlo Gnocchi
Arcybiskup Celestino Migliore Nuncjusz Apostolski w Polsce
Wraz z wydawcą i tłumaczką cieszę się z polskiej wersji książki Cristo con gli Alpini. I to
z wielu powodów. Pochodzę z tamtych stron i z rodziny Alpejczyków. Równina Piemontu
rozpościera się aż do stóp Alp Zachodnich, stanowiących część masywu górskiego
długiego na prawie 1300 km, na pograniczu Włoch, Francji, Szwajcarii, Austrii i Słowenii.
To od tych gór wziął swoją nazwę najstarszy na świecie korpus piechoty górskiej, zwany
najczęściej oddziałami strzelców alpejskich.
Jeszcze trzydzieści lat temu, gdy we Włoszech służba wojskowa była obowiązkowa,
duża część młodych Piemontczyków była wcielana do strzelców alpejskich. Od lipca
1941 do lutego 1943 r. Mussolini wysyłał wojsko włoskie na front wschodni w Rosji.
Oddziały włoskie liczyły tam 230 000 żołnierzy. Wśród nich było 57 000 strzelców
alpejskich, pochodzących z trzech jednostek. Oddziały te miały działać w rejonie gór
Kaukazu, ale ostatecznie walczyły na nizinnych obszarach niezmierzonych stepów
rozpościerających się nad rzeką Don. Przyszło więc im walczyć w warunkach, do których
nie byli szkoleni, a dodatkowo przy braku odpowiednich środków. Wszystkie trzy
oddziały zostały prawie całkowicie zniszczone.
Ks. Carlo Gnocchi, kapelan jednostki z Trydentu, który z niewielu ocalonymi strzelcami
zdołał wrócić do ojczyzny, postanowił opowiedzieć o tej tragicznej „wyprawie bólu”. W
książce Chrystus wśród strzelców alpejskich zarysowuje mapę niewypowiedzianych
cierpień: ogień karabinów maszynowych, dział i bombowców, wybuchy, pokiereszowane
ciała, śmierć, głód, przejmujące zimno, współistnienie nadziei, wiary i wrogości, ale też
przejawy solidarności z cierpieniami miejscowej ludności cywilnej.
Ks. Gnocchi, jako kapelan wojskowy, nie brał udziału w walkach, ale dzielił trud i
szaleństwo wojny z żołnierzami swoich oddziałów.
Alpejczycy nic nie mówią – pisał w jednym ze swoich frontowych listów. Maszerują,
pracują i milczą. Prawie z zawziętością. O nic nie proszą. Nawet to, co heroiczne, staje
się dla nich czymś powszednim. Nadzwyczajne staje się zwyczajne... Mogłem i ja na
uczyć się od moich Alpejczyków tej subtelnej cnoty: brać poświęcenie za rzecz
normalną, prawie niezauważalną! Stać nas na zbyt wiele. Tylko oni posiedli
ewangeliczną prostotę: tacy biedni i pokorni... Czuję się zawstydzony przez tych
chłopców.
W swoim cennym świadectwie o bezmyślności wojny pisze także: Chcąc opisać religijny
stan ducha Alpejczyka, siłą rzeczy trzeba odwołać się do znaczenia słowa ‛pietas’, tak
bardzo bliskiego i drogiego dla ludzi kultury łacińskiej. Religia dla tych ludzi nigdy nie jest
chwilą, epizodem; to jest stała sytuacja, model, sposób życia; jest jak krążąca krew i
oddech podtrzymujący życie. To stała i niemal samorzutnie nakierowana na wieczność
dyspozycja, która nadaje smak i kolor wszystkim przejawom ich teraźniejszego życia,
przepaja język codziennych i bardzo zwyczajnych czynności, przenosząc ich na wyższe
pokłady godności, a często nadaje im majestat o niemalże biblijnym zabarwieniu... Ich
religijne idee nie są liczne i nie są zróżnicowane. Bóg, dusza, Opatrzność i tamten świat;
dochodzi jeszcze jasne i ukajające pojęcie sprawiedliwości dla wszystkich. Są jednak
wystarczające, aby solidnie podbudować całą ich egzystencję; są jak kamienne kolumny,
zakotwiczone w rwącej i podstępnej rzece życia.
Przypominanie dziś książki Chrystus wśród strzelców alpejskich to także ponowne
pokazanie szaleństwa wojny, przygody, z której nie ma powrotu, jak to zdefiniował święty
papież Jan Paweł II. Historia pokazuje, jak przez wieki myślano, że wojna jest czymś
nieuniknionym. Jeśli ludzkość nie może zrezygnować z wojny, przynajmniej jako formy
obrony, powinna jednak ją ograniczyć, powinna ustalić jasne zasady, które będą
określały jej wypowiedzenie, przebieg i skutki. I tak pojawiło się pojęcie wojny
‚sprawiedliwej’. Jest ono dwuznaczne, gdyż nie chodzi o legalizację wojny, ale raczej o
jej ograniczenie, ograniczenie do minimum jej występowania i niszczycielskich skutków.
Niestety, jeszcze dziś te zasady, chociaż wzięte z prawa humanitarnego Konwencji
Genewskiej z 1949 r., często są ignorowane lub częściowo przekraczane.
Ostatni rozdział książki kończy się pytaniem skierowanym do Bruna, chłopca, który w
wyniku wybuchu bomby stracił oba ramiona. Jak sobie radzisz bez rąk? – pytał go ks.
Gnocchi. I sam odpowiedział na swoje pytanie, zakładając stowarzyszenie pomocy
tysiącom niepełnosprawnych ofiar wojny. Tą jasną i odważną inicjatywą, ks. Gnocchi
uprzedził ewolucję prawa wojennego. Do tamtego czasu mówiono jedynie o ius ad
bellum i ius in bellum; prawem regulowano moment wypowiedzenia wojny i jej przebieg.
A już od jakiegoś czasu prawo międzynarodowe rozwinęło koncepcję ius post bellum;
określiło wymogi, aby już przed podjęciem akcji militarnej ustalić odpowiednie
mechanizmy do stabilizacji pokoju po jej zakończeniu, przez zatroszczenie się o
naprawę zniszczeń fizycznych, psychicznych, moralnych i materialnych, jakie przynosi
każdy rodzaj wojny.
Warszawa, 11 grudnia 2014 r.

Podobne dokumenty