Pozytywizm
Transkrypt
Pozytywizm
Współczesne kierunki filozoficzne, Warszawa 1983 Janusz Jusiak ROZDZIAŁ I Pozytywizm Pozytywizm jest postawą myślową wyrastającą z refleksji nad źródłami i wartością ludzkiej wiedzy oraz nad sposobami jej zdobywania. Będąc pewnym stanowiskiem epistemologicznym, ale i zarazem metodologicznym, bywa zazwyczaj formułowany w postaci zbioru reguł, norm i kryteriów, z pomocą których próbuje się określić, jakiego rodzaju treści zawarte w naszych wypowiedziach o świecie i ludzkim poznaniu zasługują na miano wiedzy rzetelnej, a jakiego nie zasługują; jakie pytania wolno w trakcie jej zdobywania zasadnie stawiać, a o co pytać niepodobna. Pozytywistyczne podejście do filozofii i nauki w trakcie swej kilkusetletniej już historii ujawniało się na wiele sposobów i było obecne w rozważaniach także tych autorów, których przemyślenia tylko w niektórych punktach są zbieżne z pozytywizmem sensu stricte. Elementy myślenia pozytywistycznego można odnaleźć już w pracach Bacona, Galileusza, Newtona, a nawet Kartezjusza. Pod wyraźnym wpływem pozytywizmu rozwijał się materializm dialektyczny, pragmatyzm, filozofia analityczna, a także dwudziestowieczna filozofii nauki. Mimo niewątpliwego bogactwa poszczególnych stanowisk tą ogólną nazwą określanych, a także istotnych różnic w sposobie interpretacji i rozwiązywania kluczowych dla kierunku problemów, filozofia pozytywistyczna zawiera elementy typowe, najczęściej obecne w rozważaniach, rzec można – stanowiące główny trzon doktryny. 1. CHARAKTERYSTYKA OGÓLNA Wiele tradycyjnych stanowisk metafizycznych wychodziło z założenia, że między dostrzegalnymi wprost sposobami przejawiania się rzeczywistości o naturą badanego przedmiotu zachodzi realna różnica 9 i jest to różnica pomiędzy „istotą” a „zjawiskiem”. Istotą nazywano w klasycznej filozofii ukryty dla bezpośredniego poznania czynnik w rzeczach, który sprawia, że zjawiskowy świat jest tym właśnie, czym jest, że zmienia się tak, jak bezpośrednio to stwierdzamy. W zależności od kierunku ontologicznego istota była nazywana „arche”, „pierwszą przyczyną”, „substancją”, „ideą”, „materią” bądź „duchem”. Zjawisko natomiast rozumiano najczęściej jako zewnętrzny, dostępny zmysłom, wyraz istoty, zależny od niej ii dający się przy jej użyciu wytłumaczyć. Charakterystyczny dla postawy pozytywistycznej jest sprzeciw wobec tego klasycznego poglądu. Pozytywiści zalecają odrzucić rozróżnienie między istotą a zjawiskiem, uważają bowiem, że posługiwanie się pojęciem ukrytej i niesprawdzalnej empirycznie natury przedmiotu jest poznawczo bezużyteczne, a niekiedy nawet szkodliwe, oraz nakazują, by w tłumaczeniu zjawisk badanych nie wykraczać poza to, co zostało zarejestrowane w faktycznym doświadczeniu i czego obecność w każdej chwili można sprawdzić. Takie stanowisko nazywane bywa fenomenalizmem, choć trzeba dodać, iż logicznie wynika ono z przekonania bardziej fundamentalnego, mianowicie z nominalizmu. Regułę nominalizmu pozytywiści interpretują w postaci zakazu nadawania jakimkolwiek terminom ogólnym odpowiedników innych aniżeli jednostkowe przedmioty konkretne. Mówiąc inaczej, pozytywiści odrzucają domysł, że dane nam w umyśle pojęcia ogólne, takie jak np. „trójkąt”, „przyjaźń”, „państwo”, „materia” mogą reprezentować jakieś pozazjawiskowe, transcendentne wobec świata konkretnych przedmiotów byty ogólne, typu TRÓJKĄT, PRZYJAŹŃ, PAŃSTWO, MATERIA. Pojęciom ogólnym – twierdzą – albo nie odpowiada nic realnego (jest tak w przypadku pojęć matematycznych) albo tylko takie byty konkretne, którym nadano określoną nazwę (przypadek ten zachodzi np. w naukach fizycznych). Pojęciom „istota”, „duch”, „materia”, „dzieje” nic realnego nie można przyporządkować, dlatego ich używanie jest bezsensowne. Bezsensowna jest cała metafizyka – teoria traktująca o całości świata, ponieważ w oparciu o te i tym podobne terminy próbuje budować iluzoryczne systemy, mające rzekomo coś tłumaczyć. Nominalizm jest w filozofii pozytywistycznej głównym źródłem postawy, nakazującej ignorowanie spekulacji na temat ukrytej przed empirycznym sprawdzeniem natury rzeczy. Najczęściej jest on przez pozytywistów eksponowany i stanowi bezpośrednie uzasadnienie wyznawanej przez nich tezy pozytywnej – tezy fenomenalizmu. Swój fenomenalizm usiłowali pozytywiści zawsze podbudowywać teorią metody zdolnej dopomóc w zdobyciu wiedzy prawdziwej i rzetelnie uzasadnionej. Jest to drugi stale obecny motyw ich rozważań. Wyobrażenia, jakie mieli na temat idealnego sposobu postępowania poznawczego, zmieniały się wraz z upływem czasu i w poważnym stopniu zależne były od aktualnego stanu rozwoju nauk szczegóło10 wych. Niezmiennym elementem tych wyobrażeń była jednak myśl, a właściwie wiara w możliwość podporządkowania wszelkich dziedzin wiedzy – zarówno przyrodniczo-matematycznej, jak i społecznej – jednej, powszechnie obowiązującej metodzie. Dlatego Kartezjusza zalicza się niekiedy do grona protoplastów filozofii pozytywistycznej, ponieważ jako pierwszy podjął się zadania zbudowania podstaw ludzkiej wiedzy w oparciu o wynalezioną wprzód przez siebie jednolitą metodę geometrii analitycznej. W czasach późniejszych ideału doskonałej metody poszukiwano raczej w szybko rozwijających się naukach przyrodniczych. W wieku XIX, a również na początku XX, wydawało się, że możliwa jest redukcja każdego typu poznania do poznania fizykalnego. Postępy nauk fizycznych były tak oszałamiające, iż wielu ówczesnych świadków tych wydarzeń skłonnych było uwierzyć w nieograniczoną skuteczność metody empiryczno-idealizacyjnej, jakiej trzymała się fizyka. W latach trzydziestych XX wieku grupa uczonych-wielbicieli pozytywistycznego światopoglądu, skupiona wokół stowarzyszenia filozoficznego nazywanego Kołem Wiedeńskim, otwarcie głosiła fizykalizm; dopiero wykrycie jawnych niedociągnięć i sprzeczności tej teorii zmusiło jej wyznawców do odwrotu. Po drugiej wojnie światowej pojawiły się próby skonstruowania uniwersalnej epistemologii w oparciu o informatykę i psychologię. Idea jedności metodycznej wiedzy do dzisiaj zaprząta uwagę wielu ludzi, czujących sympatię dla pozytywistycznego sposobu myślenia. Konsekwentne posługiwanie się regułą fenomenalizmu przynosi dość nieoczekiwane wyniki, jeśli usiłujemy ją zastosować w dziedzinie etyki lub estetyki. Etyka np. jest tą dyscypliną filozoficzną, której odwiecznym zadaniem było m.in. uzasadnienie prawdziwości powszechnie przez ludzi wyznawanych norm, nakazów i ocen zachowań moralnych (takich, jak np. „Nie czyni się drugiemu tego, co nam jest niemiłe”, „Powinieneś drugiemu pomagać w biedzie”, „Młodość szczęśliwsza jest niż starość”) oraz sformułowanie odpowiedzi na pytanie „Czym jest dobro?” Dla pozytywisty reguła fenomenalizmu jest głównym środkiem rozstrzygania sporów o wartości. Jeśli mamy także tutaj dochować jej wierności – rozumuje on – to uzasadniając jakąś normę lub nakaz wolno nam odwoływać się jedynie do bezpośredniego doświadczenia, nie można zaś wprowadzać do rozważań tego, czego w owym doświadczeniu nie ma. A nie ma w ludzkim widzeniu świata niczego, co pozwalałoby nam jednoznacznie orzec, że coś jest dobre bądź złe, że należy postępować tak a nie inaczej, lub że w ogóle należy postępować wedle jakichś zasad. Dane doświadczenia informują nas o tym tylko, jakie coś „jest”, a nie jakie „być powinno”. Nie ma w nich również niczego, co mogłoby nas skłaniać, zachęcać bądź zmuszać do takiego lub innego postępowania. 11 Jeśli zatem – konkluduje pozytywista – normy, nakazy i oceny moralne ludzie w ogóle wyznają, to nie dzieje się tak ze względu na wartość poznawczą sądów – wartości poznawczej takie sądy nie mają, pojęcia ,.dobry” i „zły”, „powinność” i „obowiązek”, „piękny” bądź „wzniosły” nie są ani prawdziwe ani fałszywe, gdyż nie można ich wyprowadzić z wiedzy o faktach. Mogą one co najwyżej pomagać w domyśleniu się, jaka jest wola działającego (Reichenbach), co on czuje (Hume), lub co o danym dobru sądzi społeczeństwo, mające na uwadze maksymalną przyjemność, jaka płynie z jego użycia (Schlick). Jeśli sądy etyczne i estetyczne są poznawczo bezsensowne, odrzuceniu podlega tradycyjna teoria wartości (aksjologia) oparta na intuicji bądź dowodzie i utrzymująca, że oceny, normy lub nakazy oprzeć można na czymś obiektywnym. Taka jest ostateczna konkluzja pozytywistycznej refleksji nad problemem wartości i tworzy ona następną cechę nieodłączną od tej doktryny. 2. ROZWÓJ Pierwszym filozofem, który w sposób najbardziej pełny zbliżył się do myślenia zgodnego z wymienionymi wyżej regułami, był empirysta angielski Dawid Hume (1711-1776). On też uważany jest powszechnie za ojca filozofii pozytywistycznej. Od Hume’a pochodzi podział treści poznawczych umysłu przyjmowany bez większych zastrzeżeń przez następne pokolenia twórców kierunku – podział na impresje, czyli na bezpośrednio doświadczane treści, które powstają, gdy „słyszymy, widzimy, czujemy, kochamy, nienawidzimy, pożądamy lub chcemy” i które „wchodzą do świadomości z największą siłą i natarczywością”, oraz na idee, czyli percepcje słabsze, będące „mglistymi obrazami impresji w rozumowaniu i myśleniu”. Hume utrzymuje, że idee wywodzą się całkowicie z impresji tak, iż każda idea prosta (np. idea linii prostej) posiada swój prosty odpowiednik w odnośnych impresjach (postrzeganą wzrokowo naciągniętą nić lub krawędź stołu). Pogląd taki nazywa się w teorii poznania empiryzmem genetycznym. Ponieważ umysł ludzki zdolny jest operować tylko impresjami i ideami, Hume sądzi, iż możliwe są co najwyżej dwa typy wiedzy: wiedza o faktach i wiedza o stosunkach między ideami. Wiedzę o stosunkach między ideami (np. wiedzę o właściwościach figur geometrycznych) można, zdaniem Hume’a, zdobywać bez odwoływania się do obserwacji, wystarcza w tym przypadku odwołanie się do samych idei, a ściślej do stosunków, jakie są między nimi możliwe. Są cztery stosunki, w jakie wchodzą ze sobą idee: podobieństwa, przeciwieństwa, proporcji ilościowych i stopni w posiadanej jakości. Badanie tych stosunków stanowi właściwy przedmiot wiedzy matema12 tycznej, która jest pewna, ale „pusta” („pustoprawdziwa”), bo nie mówi nic o zewnętrznej względem umysłu rzeczywistości. Inaczej jest z wiedzą o faktach. Ta posiada innych charakter. Rozważa ona reakcje tożsamości, łączności czasowo-przestrzennej i związki przyczynowo-skutkowe. By ją zdobyć, musimy odwołać się do impresji; ale doznania zmysłów nigdy nie są pewne i zawsze dają wiedzę najwyżej prawdopodobną. Ponadto ustalenie pewnych faktów w przeszłości lub przyszłości (czym zajmują się fizyka i psychologia) zmuszone jest odwołać się do tego, czego w bezpośrednich doznaniach nigdy nie postrzegamy, zmuszone jest zatem wyjść poza fakty. W fizyce Newtona każde zdarzenie fizykalne tłumaczone jest przy pomocy pojęć siły i oddziaływania przyczynowo-skutkowego, a więc przy pomocy specjalnie skonstruowanych dla celów poznania tworów, których w impresjach nie mamy. Psychologia z kolei posługuje się pojęciem duszy, osoby lub jaźni, na co znów trudno znaleźć odpowiednik w impresjach, ponieważ nie istnieje percepcja mnie samego (zawsze jest to albo percepcja zimna lub ciepła, nienawiści lub miłości, przykrości lub przyjemności). Podobnie metafizyka, wprowadzając do rozważań czy to ,.materię” czy „ducha”, wykracza poza obserwację i zdaje się dosięgać bytów nadzmysłowych. Prawomocność takiego wykraczania uczynił Hume głównym problemem swojej filozofii. Wyniki badań, jakie przeprowadził, były dla dotychczasowej metafizyki destrukcyjne, a jego samego doprowadziły do radykalnego sceptycyzmu, tj. do przekonania, że żadna wiedza o rzeczywistości przekraczającej sferę faktów nie jest naukowo możliwa. Drobiazgowe analizy tej tezy, z ogromną pomysłowością wyłożone w „Traktacie o naturze ludzkiej” umacniały jej nominalistyczną wymowę, były więc bardzo cenne dla przyszłego rozwoju pozytywizmu. Hume dowodził w swej książce, że podstawowe kategorie poznania naukowego i metafizycznego, takie jak więź przyczynowo-skutkowa oraz jej konieczny charakter, pojęcia siły, jaźni oraz substancji, nie dadzą się uprawomocnić ani niezależnie od doświadczenia (a priori), ani z jego pomocą (a posteriori), ani w jakiś inny sposób. Wszystkie one mają, jego zdaniem, genezę psychologiczną, są rezultatem istnienia określonych prawidłowości psychologicznych rządzących umysłem, takich jak nawyki, przyzwyczajenia, sposoby kojarzenia impresji w większe całości. Dlatego z obserwowanych skutków wnosimy o przyczynie — sądząc przy tym, iż dla ich zaistnienia jest ona konieczna – ponieważ przyzwyczailiśmy się do określonego następstwa często obserwowanych zdarzeń, a przy tym, nie potrafimy w porę uświadomić sobie, że konieczność zdarzeń świata zewnętrznego jest złudzeniem powstałym w wyniku patrzenia na ów świat z punktu widzenia podległego nawykom umysłu. Podobnie rzecz się ma z prawomocnością pojęć „siła”, „jaźń” i „substancja”. Fizyka Newtona usiłuje przedstawić świat przedmiotów fi13 zycznych w postaci systemu wzajemnie oddziałujących na siebie siłwektorów o określonej długości, kierunku i zwrocie. Dla obrazu takiego nie można jednak znaleźć odpowiednika w impresjach; przedmiotów materialnych nie postrzegamy jako układów punktów materialnych podlegających działaniom sił — sił w ogóle nie widzimy, widzimy tylko poruszające się ciała. To kluczowe dla fizyki pojęcie powstaje w wyniku nieuzasadnionego przekształcenia pierwotnego doznania oporu, jaki świat rzeczy materialnych nam stawia, ilekroć usiłujemy go zmienić w geometryczną konstrukcję zwaną wektorem. Tak samo w psychologii jaźń jest tytko domniemanym centrum skupiania się przeżytego świata. Wreszcie w metafizyce w nieuprawniony sposób przechodzi się od związku pewnych jakości danych w postrzeżeniach (w przypadku obserwacji jabłka będą to jakości jego koloru, smaku, stopnia miękkości, zapachu itp.) do przekonania o istnieniu stałego „substratu” owych jakości, nieobserwowanego i różnego od nich (do idei „materii” lub „substancji” jabłka). I tutaj powody takiego wnioskowania wytłumaczyć można psychologicznie. Idea ostatecznego podłoża zjawisk powstaje w wyniku określonych potrzeb psychiki, psychika człowieka zdrowego potrzebuje stałego oparcia w czymś zewnętrznym, a jeśli projekcji takiej nie wytwarza, jest psychiką chorą, schizofreniczną, cierpiącą na rozdwojenie jaźni. W późniejszych czasach wiele wątków Humeowskiej filozofii było przez pozytywistów pomijanych bądź krytykowanych, odrzucano głównie jego sceptyczne wnioski dotyczące podstaw nauki. Nie zmienia to jednak faktu, że autor „Traktatu” oddziałał na pozytywizm w sposób decydujący. Stało się tak dlatego, ponieważ przyszli zwolennicy metody pozytywnej dochowali wierności wynalezionemu przez niego schematowi podważania poglądów filozoficznych poprzez odwołanie się do świadectwa specyficznie rozumianego doświadczenia. Schemat ten wykorzystywano później najczęściej w krytyce metafizyki, a w wieku XX także przy analizach języka nauki. Wkład Hume’a do filozofii pozytywistycznej jest ważny również z tego względu, iż w nurcie empirystycznym był on pierwszym myślicielem, który dogłębnie zrozumiał potrzebę dociekań nad naturą i kryteriami wiedzy prawomocnej. Temat ten w dalszych losach kierunku stanowił ciągle obecny problem, zaś sam Hume, myśląc nad nim, doszedł do bardzo ważnego wniosku, ustalił bowiem – inaczej niż sądzili dotąd empiryści (np. Locke) – iż wraz z pochodzeniem zmienia się też charakter wiedzy: konieczność jest właściwa jedynie wiedzy racjonalnej, wiedza zaś empiryczna może być tylko prawdopodobna i faktyczna, a nigdy konieczna i ogólna. Wniosek ów miał znaczenie pozytywne, gdyż rozstrzygał, czego można spodziewać się po poznaniu matematycznym, a czego nie można oczekiwać od wiedzy fizykalnej. Wszedł na trwałe do dorobku myśli pozytywistycznej, zaś w pozytywizmie po14 kaniowskim znalazł swe dobitne odzwierciedlenie w podziale sądów na analityczne a priori i syntetyczne a posteriori. W pierwszej połowie XIX stulecia hasła pozytywizmu na szeroką skale, głosił francuski filozof August Comte (1798-1857). Comte po raz pierwszy, dla określenia kierunku swej orientacji intelektualnej, posłużył się nazwą „pozytywizm”. W pracach, jakie wyszły spod jego pióra, odnaleźć można wiele rozwiązań, które obecne są już u Hume’a, a także u innych, wcześniej żyjących myślicieli przychylnie nastawionych do nominalizmu. Głosi więc Comte pochwałę nauk stroniących od zajmowania się przedmiotami nierzeczywistymi, zaleca tak planować badania naukowe, by przynosiły pożytek, zakazuje w tłumaczeniu zjawisk wykraczać poza fakty, odmawia psychologii racji bytu, gdyż sądzi, że nie istnieją fakty psychiczne, przekonany jest wreszcie, iż ostatecznym celem nauki jest ustalanie stałych związków między faktami fizycznymi, czyli odkrywanie praw. Jednocześnie odnajdujemy wśród tych haseł myśli nowe, nie wypowiadane wcześniej przez nikogo. Należy do nich przede wszystkim teoria rozwoju ludzkości, utrzymująca, że dzieje umysłu ludzkiego przeszły trzy kolejno po sobie następujące fazy zapisane odkryciami i wysiłkami obecnymi we wszystkich obszarach pracy myślowej człowieka. Fazę pierwszą nazywa Comte teologiczną. Charakterystyczne jest dla niej tłumaczenie biegu przyrody i świata poprzez odwoływanie się do bóstw, duchów i cudów. W fazie drugiej, metafizycznej, umysł jest już bardziej dojrzały. Stawiając pytanie „dlaczego?”, próbując dowiedzieć się, jaka jest ukryta natura rzeczy, poszukuje sprawstwa wydarzeń nie poza przyrodą, lecz w niej samej. Dla osiągnięcia tego celu posługuje się wynalezionymi przez siebie konstrukcjami intelektualnymi, buduje metafizykę i pragnie ostatecznego zrozumienia bytu. W fazie trzeciej, ostatniej i najbardziej dojrzałej – pozytywnej – demaskuje jałowość i fikcyjność problemów metafizycznych, odrzuca pytanie o cel rozwoju świata i całą swą uwagę skupia na wyjaśnianiu faktów przez inne fakty. Umysł pozytywny nie pyta „dlaczego?”, pyta jak zjawiska powstają i jaki jest ich przebieg, zbiera fakty i wszelkie rozstrzygnięcia naukowe podporządkowuje faktom. Uwalnia wyobraźnię ludzką od przekonania, że świat i jego losy zależą od czynników zasadniczo niepoznawalnych i nie mieszczących się w porządku naturalnym. Faza pozytywna jest wedle Comte’a urzeczywistnieniem – tak w planie poznawczym jak i społecznym – immanentnej światu harmonii i porządku. Comte twierdził, że każda rozwinięta nauka na swój sposób ów trójfazowy cykl rozwojowy przebyła i że fazy „teologiczna” oraz „metafizyczna” były warunkami koniecznymi jej późniejszego „pozytywnego” etapu. Od niego też pochodzi wyznawana w późniejszym pozytywizmie hierarchia nauk, przyjmująca za podstawę klasyfikacji ich zmniej15 szającą się – idąc od matematyki poprzez astronomię, fizykę, chemię, biologię aż do socjologii – ogólność oraz wzrastający stopień złożoności. To w jego pracach, po raz pierwszy na tak dużą skalę, doszła do głosu idea jedności wszystkich nauk. Jedność tę Comte pojmował jednak swoiście: obcy był mu osiemnastowieczny model nauki mechanistycznej, sprowadzającej wszelkie formy ruchu do przemieszczeń przestrzennych. Odrzucał przeto myśl o możliwości zredukowania wszystkich dziedzin wiedzy do „niższych” w hierarchii. Sądził, iż nie można praw bardziej złożonych (np. praw biologii) wydedukować z praw mniej złożonych (z praw chemii lub fizyki); poszczególne nauki są w tym sensie autonomiczne, iż każda z nich bada regularności niepowtarzalne. Lecz jedność i wzajemne powiązanie ułożonych w piramidalną zależność nauk są, wedle Comte’a, dostrzegalne z socjologicznego punktu widzenia. Dlatego socjologia nadaje ostateczny sens ludzkiemu poznaniu świata. Ujawnia ona, że pierwotną względem jednostek i indywidualnych działań realnością jest społeczeństwo i że wysiłki podejmowane w ramach nauk pozytywnych są sensowne o tyle, o ile służą jego interesom. Nauka jest więc faktem społecznym organicznie wplecionym w zespół czynników regulujących rozwój ludzkości. Tylko szeroka perspektywa historyczna i analiza globalna, uwzględniająca czasową zmienność wiedzy oraz jej zależność od wcześniejszych etapów rozwoju umysłu zdolne są uchwycić wewnętrzną spoistość i logiczną strukturę gmachu nauk pozytywnych. Większość prac Comte’a poświęcona jest pedantycznie przeprowadzonym opisom funkcjonowania przyszłego społeczeństwa „pozytywnego”, urządzonego zgodnie ze wskazówkami racjonalnej socjologii i wolnego od wszelkich nieszczęść typowych dla cywilizacji „teologicznej” i „metafizycznej”. Opisy te składają się na gigantyczną utopię społeczną, nigdy i przez nikogo nie traktowaną poważnie, uważaną za zupełnie niemożliwą do praktycznej realizacji. Mimo tego, sam fakt powstania takiej wizji jest dla historii filozofii pozytywistycznej niezwykle znamienny, naocznie bowiem ukazuje, jak daleko prowadzić może wiara w społeczną skuteczność działań opartych na wzorcach racjonalności czysto naukowej. Wiarę taką przejawiali niemal wszyscy pozytywiści (wyjątkiem byłby może Hume), zaś w pełnym różnorakich zagrożeń wieku XX przekonanie, o uzdrowicielskiej roli nauki stało się etycznym kanonem myślenia pozytywistycznego. Comte przyczynił się zatem do rozwoju pozytywizmu nie tylko dzięki dostarczeniu historycznych racji usprawiedliwiających słuszność uprawianej refleksji (prawo trzech faz), ale także jako twórca nowej etyki, która uczestnikowi wszelkich sporów naukowych, światopoglądowych i politycznych nakazuje wierność duchowi nauk szczegółowych. Wiek XIX był w filozofii europejskiej okresem, kiedy pozytywizm święcił chyba największe tryumfy. Wraz z szybkim rozwojem nauk przyrodniczych i medycznych coraz bardziej upowszechniało się prze16 konanie o trwałym rozdziale między pytaniami filozoficznymi a ściśle naukowymi. Do zapanowania takiego poglądu przyczynił się m.in. lekarz i fizjolog francuski Claud Bernard (1813-1878). We „Wstępie do medycyny eksperymentalnej” i w kilku mniejszych rozprawkach dowodził on, iż filozofia nie jest zespołem czynności naukowych i pod żadnym względem nie może aspirować do określania zadań wiedzy, bądź tłumaczenia wyników badawczych. Był to w refleksji metodologicznej nad nauką tego okresu ten nurt myślenia, który nieufnie odnosił się do filozofii i skłonny był w niej widzieć raczej przyczynę marnotrawienia energii poznawczej niż źródło postępu wiedzy. Z drugiej strony rozwój nauk biologicznych, a szczególnie teorii ewolucji Darwina, skłaniały co śmielszych autorów do głoszenia idei filozofii jako nauki powołanej do jednoczenia w jeden system rozproszonych wyników nauk szczegółowych. I tak np. w Anglii Herbert Spencer: (1820-1903), wychodząc z założenia, że ewolucja gatunkowa jest procesem obejmującym nie tylko rozwój przyrody organicznej, ale wszystkie – także społeczne – formy bytu, sądził, że naczelnym zadaniem wiedzy – zadaniem osiągalnym na poziomie teorii ponadnaukowej, a więc filozoficznej – jest sprowadzenie jej do jednej uogólniającej formuły, do najwyższego prawa-zasady. Przekonanie o istnieniu takiej jednej zasady było przeświadczeniem typowo pozytywistycznym. Z kolei John Stuart Mill (1806–1873), wychodząc z radykalnie empirystycznych, rozumianych w duchu Hume’a przesłanek, podjął się trudu uzasadnienia genezy praw logiki. Twierdził, że logiczne zależności między zdaniami nie opisują zewnętrznego świata i swą prawomocność oraz konieczny charakter zawdzięczają psychologicznym prawidłowościom ludzkiego myślenia. Pogląd taki nazwano później psychologizmem. Inny myśliciel angielski tego okresu Jaremy Bentham (1748–1832) zasadę radykalnego empiryzmu zastosował w etyce, a wziąwszy za punkt wyjścia czysto opisowe stwierdzenie mówiące, że oczekiwanie przyjemności i przykrości stanowi jedynie sprawdzalny motyw ludzkich zachowań i czynów, argumentował, iż słowa „dobry”, „korzystny”, „rentowny” lub „szczęśliwy” są synonimami, gdyż wszystkie służą oznaczeniu takich działań człowieka, które zmierzają do powiększenia ogółu odczuwalnych korzyści i przyjemności. Bentham uchodzi w dziejach etyki za przedstawiciela utylitaryzmu, czyli teorii, która dobro utożsamia z szeroko rozumianą przyjemnością – nie tylko własną – i nie tylko zmysłową. Pozytywizm drugiej połowy wieku XIX był kierunkiem filozoficznym tak wpływowym, iż nieoczekiwanie przemienił się w światopogląd wyznawany w tamtych czasach przez większość łudzi związanych z nauką – stał się składową postawy nazywanej scjentyzmem. Scjentystów cechowało całkowite i wyłączne zaufanie do nauki. Czołowy przedstawiciel tego nurtu Karl Pearson (1857-1936), odrzucał zarówno filozoficzne jak i religijne tłumaczenie świata, oba podejścia 17 były dla niego przesądem. Przekonany był, że nauka zdolno jest zbadać wszystko, co istnieje, gdyż – jak argumentował – to, co istnieje, jest wyłącznie zbiorem faktów i posiada jedną, wykrywalną empirycznie naturą. Scjentyści poznaniu naukowemu przypisywali największą wartość, uprawianie nauki mieli za spełnianie posłannictwa względem ludzkości, uczonego – za wyraziciela nakazów najszczytniejszej etyki. Omawiając wartości religii, naukę zrównywali z religią (Renan). Pozytywizm w tej postaci odbił się szerokim echem w poglądach na zagadnienia społeczne i moralne (scjentyści opowiadali się za liberalizmem, głosili teorię stopniowego postępu socjalnego i altruizm) oraz w sztuce i literaturze (realizm, literacki pozytywizm, naturalizm). Nigdy potem nie odegrał już tak wielkiej roli. A jednak scjentyzm nie był w tym czasie jedyną konsekwencją światopoglądową myślenia pozytywistycznego. U schyłku dziewiętnastego wieku dwu profesorów niemieckich Richard Avenarius (1843-1896) i Ernst Mach (1838-1916), unikając przesadnego uwielbienia dla nauki, próbowało przywrócić rangę analizom ściśle epistemologicznym, wolnym od przymusu składania deklaracji ideologicznych. Avenarius refleksję swą określał mianem empiriokrytycyzmu, Mach zaś, pracując niezależnie, doszedł w swej teorii poznania do podobnych wyników, dlatego bywa zaliczany do tego samego kierunku. Głównym zadaniem empiriokrytycyzmu było poddanie doświadczenia krytyce, tzn. zabiegowi polegającemu na oddzieleniu tego, co w nim faktycznie ,,dane” od szeregu jego składników dodatkowych, takich jak np. oceny estetyczne, nastawienia, „wtręty” antropologiczne i historyczne itp. Efektem takiej selekcji miało być doświadczenie „czyste”, powrót do naturalnego poglądu na świat, do niezakłóconego niczym obcowania z rzeczami. Sensowność podejmowania pracy oczyszczającej tłumaczyli empiriokrytycy przekonaniem, że ludzkie doświadczanie świata opiera się na uporczywym wyznawaniu szeregu nie znajdujących uzasadnienia przesądów, wierzeń i mistyfikacji, które utrudniają ostateczne dotarcie do faktów i ich obiektywny opis. Jedną z takich przeszkód jest – zdaniem Avenariusa – rozpowszechniony w epistemologii pogląd o istnieniu w świecie zewnętrznym fizycznych rzeczy oraz ich psychicznych obrazów umiejscowionych w świadomości ludzi. Avenarius zaatakował racje takiego rozdwojenia: twierdził, że jest ono naszym wymysłem, wynikiem introjekcji, rzutowania do wewnątrz powstałego z nieuzasadnionego przypuszczenia, iż jeśli ktoś coś postrzega, to obok rzeczy postrzeganej w jego umyśle tworzy się obraz tejże rzeczy. Krytyka introjekcji była krytyką poglądu wyznającego odrębność zjawisk psychicznych, a więc krytyką pojęcia podmiotu i subiektywności. Avenarius zgadzał się w tym względzie z Comtem a właściwie z całym pozytywizmem, głoszącym prymat faktu i doświadczenia nad jednostkowymi wyobrażeniami. 18 Empiriokrytycy dalecy byli od zachwytu nad nauką i jej możliwościami. Wynajdywali w niej naleciałości metafizyczne, głosili program jej naprawy. Idea filozoficznej krytyki nauki, jaką zaczęli rozpowszechniać, krytyki czynionej w imię dobra nauki, była nowością i stała się jednym z naczelnych motywów pozytywizmu dwudziestowiecznego. Ona też zapoczątkowała podejmowanie samodzielnych refleksji nad zjawiskiem poznania naukowego jako takiego. W dobie powszechnego kultu nauki Mach potrafił przeciwstawić się traktowaniu poznania naukowego jako poznania wyższego rzędu. Utrzymywał, że poznanie potoczne niczym zasadniczym nie różni się od naukowego, a jest tylko od niego mniej sprawne. Nauka nie wyjaśnia zjawisk, nie posługuje się metafizycznym wszakże pojęciem przyczyny, lecz sporządza jedynie najbardziej ekonomiczny z możliwych opis faktów. Pogląd toki dziś jeszcze wydaje się frapujący. 3. POZYTYWIZM WIEKU XX Empiriokrytycyzm w wielu swoich twierdzeniach był teorią niejasną, co przyspieszyło jego krytykę i doprowadziło do upadku. Z początkiem wieku pozytywizm ustąpił innym kierunkom; w Anglii i we Włoszech pojawił się idealizm neoheglowski, w Niemczech panował neokantyzm, a coraz więcej zwolenników zdobywał sobie twór zupełnie nowy – fenomenologia. Przerwa w dominacji pozytywizmu trwała jednak krótko. Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych doszło w Wiedniu do utworzenia stowarzyszenia filozoficznego, nazywanego przez jego członków Kołem Wiedeńskim (Wiener Kreis), zrzeszającego przedstawicieli różnych dyscyplin naukowych, od matematyki i fizyki aż po socjologię i prawo. W roku 1929 Koło opublikowało swój manifest filozoficzny („Wissenschaftlische Weltauffassung. Der Wiener Kreis”), a w rok później przystąpiło do wydawania czasopisma („Erkenntnis”). Już z pierwszych publicznych wystąpień członków koła dość jasno wynikało, że nowe stowarzyszenie nawiązuje do linii: Hume, Comte, Mach, Russell, Wittgenstein i jest ruchem nowego pozytywizmu – neopozytywizmu. Neopozytywiści w krótkim czasie rozwinęli niezwykle ożywioną działalność, i to na forum międzynarodowym. Brali m.in. aktywny udział na kolejnych Międzynarodowych Kongresach Filozoficznych: w Pradze (1929), w Königsbergu (1930), znów w Pradze (1934), w Kopenhadze (1936), w Paryżu (1937) i w Cambridge (1938). Wraz z wybuchem II wojny światowej Koło Wiedeńskie i czasopismo „Erkenntnis” przestały istnieć, gdyż czołowi przedstawiciele ruchu w obawie przed hitlerowskimi prześladowaniami zmuszeni byli emigrować do Anglii, 19 a głównie do Stanów Zjednoczonych. W krajach tych wywarli na tamtejszych fijozofów dość znaczny wpływ, założyli nowe czasopisma (w Stanach Zjednoczonych m.in. „Journal of Unified Science”, w Anglii „Analysis”) i przyczynili się do nadania szerokiego rozgłosu swym ideom. Najwybitniejszymi członkami Koła Wiedeńskiego byli Moritz Schlick (3882-1936) – filozof, Rudolf Carnap (ur. w 1891) – również filozof, Otto Neurath (1882–1946) – socjolog, a także Philip Frank – fizyk, Hans Hahn matematyk, Felix Kaufmann – prawnik. Koło weszło w Bliski kontakt z berlińską grupą „naukowych empirystów” i nawiązało kontakt z Hansem Reichenbachem, Bertrandem Russellem a także z logistykami w Polsce. W późniejszych czasach pokaźny krąg znawców nowej filozofii umożliwił szeroką konfrontację różnych sposobów rozumienia jej podstawowych idei i przyczynił się do wzbogacenia całości ruchu o wiele nowych pomysłów. Chociaż neopozytywiści wyszli bezpośrednio ze szkoły Macha, ich przywódcą duchowym przez długi, zwłaszcza początkowy, okres rozwoju był wiedeńczyk działający w Anglii Ludwik Wittgenstein (1889- 1951). Wittgenstein ogłosił w 1922 roku „Traktat logiczno-filozoficzny”, książkę dość trudną, miejscami dwuznaczną i paradoksalną, a przy tym niezwykłe atrakcyjną intelektualnie. Krótka ta rozprawka dlatego przyciągnęła uwagę zwolenników niedawnego empiriokrytycyzmu, jakimi byli członkowie Koła, gdyż przy całej swej odrębności i nowatorstwie zdawała się zawierać podobną do Humeowskiej i Machowskiej interpretację poznania. Główną jej myślą było twierdzenie, że nasze poznanie świata jest zawsze poznaniem niezależnych od siebie, pojedynczych faktów, a polega na ich obrazowym kopiowaniu. O uzyskanym w poznaniu obrazie Wittgenstein zakładał przy tym, że ma on strukturę logiczną wyznaczoną logiką naszego języka, która z kolei w swej budowie izomorficzna jest do struktury świata faktów. Pomysł ten byt prosty i do złudzenia przypominał „obrazkową” teorię poznania Hume’a. Novum w propozycji Wittgensteina było jednak to, że decydującą w poznaniu rolę nadał językowi oraz jego logice, znajdującej swe odzwierciedlenie w budowie zdań. Znaczenie tego novum warto wyjaśnić bliżej. U Hume’a i właściwie u prawie wszystkich późniejszych pozytywistów tym, co służyło za materiał, w którym dane wrażenie miały się „odbijać”, była najczęściej sfera zmysłów bądź szeroko rozumiana psychika wraz z jej trudną do wyselekcjonowania irracjonalnością. To właśnie psychika, jej niedobre nawyki i przyzwyczajenia uważane były najczęściej za główne źródło błędów poznawczych. Wittgenstein, wprowadzając, do rozważań język, wyeliminował psychikę, uznał bowiem, że to w języku, właśnie zachodzi owo „odbicie”. Stąd łatwo już było wyprowadzić szereg tez o znaczeniu bardzo ogólnym, tez, które mimo swego wydźwięku tradycyjnie pozytywistycznego, miały sens nowy, 20 inaczej bowiem niż dotąd były uzasadniane. Jeśli w języku „odbija” się świat faktów – rozumował Wittgenstein – i jeśli przy tym zdarzają się „odbicia” fałszywe, to źródeł błędu należy poszukiwać w samym języku, w złym jego używaniu, a nie w nieprawidłowo funkcjonującej psychice. Jeśli, dalej, najwięcej błędów i niedorzeczności znajdujemy w systemach metafizycznych, to przyczyną takiego stanu rzeczy jest niepoprawnie używany przez filozofów język, brak zrozumienia jego logiki. Była to pierwsza doniosła teza, jaką Wittgenstein w swej książce sformułował. Druga – dotyczyła zadań filozofii. Ponieważ skazani jesteśmy na poznawanie pojedynczych faktów i nigdy nie zdarza się nam objąć w myśli jakichś kosmicznych całości w rodzaju Ducha Hegla lub Bytu Parmenidesa, poznanie filozoficzne nie istnieje; filozofia może być co najwyżej pewną działalnością, analizą językową, czymś w stosunku do poznania naukowego ubocznym. Są to niektóre tylko wnioski, jakie z czytania „Traktatu” możno było wynieść; wystarczyły jednak, by wokół znaczenia kilku fez, których uznanie milcząco zakładały, rozpętać prawdziwą burzę filozoficznych dyskusji. Zauważono natychmiast, że Wittgensteinowskie pojęcie „prawdziwego obrazu” wychodzi od uznania sensu tkwiącego w jednym typie wyrażeń językowych oraz od jednoczesnego odmówienia sensowności innym tworom lingwistycznym. Pojawiło się naturalne w takiej sytuacji pytanie, jakie to wyrażenia językowe są sensowne i dlaczego, a jakie – nie. W „Traktacie” Wittgenstein problemu tego nie podejmował. Stał się on zasadniczym przedmiotem sporów prowadzonych przez wiele lat w Kole Wiedeńskim. Neopozytywiści utrzymywali, że pomocną ideą w rozwiązaniu tego zagadnienia może się okazać zarysowany już w pismach Hume’a podział poznania na wiedzę o stosunkach między ideami i na wiedzę o faktach. Pogląd ten, rozwinięty i doprowadzony do precyzyjnego sformułowania przez następne pokolenia pozytywistów i logików (J.S. Mill, B. Russell), zakładał, że za sensowne można uważać jedynie te wyrażenia językowe, które mają postać zdań logicznych. Zdania takie mogą posiadać znaczenie poznawcze, gdyż o każdym z nich można orzec, czy jest prawdziwe czy fałszywe. Pozostałe wyrażenia, zbudowane inaczej niż zdania logiczne (np. zdania pytające, rozkazujące czy deklaratywne), uznane zostały za bezsensowne z poznawczego punktu widzenia. Znaczenie poznawcze – twierdzono – mogą mieć jedynie wyrażenia logiczne i matematyczne (tautologie) oraz zdania o faktach. Pierwszy typ zdań, idąc za terminologią Kanta, nazywali pozytywiści zdaniami analitycznymi a priori (były to zdania wyprowadzone niezależnie od doświadczenia, nie rozszerzające wcześniej zdobytej wiedzy i pewne, np. „Przez dany punkt nie leżący na prostej można przeprowadzić jedną prostą równoległą do danej”), drugi – syntetycznymi a posteriori (wchodziły w ich skład zdania wyprowadzone z danych 21 doświadczenia, rozszerzające dotychczasową wiedzę i niepewne, np. ,,W próżni wszystkie ciała, niezależnie od posiadanej masy, spadają z jednakowym przyspieszeniem”). Podział sądów dokonany wedle takich kryteriów określał jednak tylko formalne warunki, których spełnienie – wedle pozytywistów – konieczne było do tego, by mogły być one sensowne. Nie rozstrzygał natomiast, co decyduje, bądź co nadaje im znaczenie poznawcze. Problem w ten sposób sformułowany był dla pozytywistów niezwykle ważny, ponieważ zawsze twierdzili, że tezy metafizyczne sensu nie mają, zaś z drugiej strony świadomi byli faktu, iż jak dotąd nikt nie potrafił wyłożyć przekonujących racji na korzyść takiego przekonania. Wiedzieli również, że metafizyka składa się ze zdań, które pod względem logicznym zbudowane są poprawnie i które można uznać – zależnie od wyznawanych poglądów epistemologicznych – albo za sądy analityczne a priori, albo za syntetyczne a posteriori, albo za jakąś ich kombinację. Typowo metafizyczne twierdzenie: „Ontologiczną osnową bytu są atomy zanurzone w próżni” można traktować jako sąd wywiedziony z danych doświadczenia oraz z pewnych przesłanek czysto teoretycznych (analitycznych), które – jak mógłby ktoś sądzić – uznać musimy. Wynika stąd, że jeśli brać pod uwagę jedynie formę sądów, ewentualna „bezsensowność” metafizyki pozostaje kwestią otwartą. Trudność ta w części przynajmniej tłumaczy powód, który spadkobierców duchowych Hume’a i Wittgensteina skłonił do zajęcia się teorią znaczenia zdań. Teoria ta rozwijana była w kilku etapach; dyskusje były tak bogate wielostronne, że ich dokładne przedstawienie wymagałoby osobnej rozprawy. Wspólnym momentem sporów było jednak żywione przez stosunkowo długi okres przekonanie, iż ostatecznym kryterium sensowności zdania nietautologicznego (tautologie rozważano osobno) jest możliwość poddania jego treści sprawdzeniu, weryfikacji, potwierdzeniu. To z tego poglądu wychodząc, Carnap pisał o nieweryfikowalności metafizyki i o jej roli podobnej do roli poezji lirycznej. Usiłując wytłumaczyć specyfikę i motywy twórczości filozoficznej, odszedł od Wittgensteina a zbliżył się do Hume’a. Metafizyka jest nieweryfikowalna – twierdził – bo wypowiada sądy zdające się coś mówić o trudno wyobrażalnych całościach (np. o realnym istnieniu, o podstawie ontologicznej, o pierwszej przyczynie ruchu itp.), gdy tymczasem sprawdzalny jest tylko ten sąd, który mówi coś o jednostkowym fakcie. Jej geneza tkwi w uczuciach filozofa; systemy klasycznej filozofii nie opisują zewnętrznego świata, a tylko świat ludzkiej psychiki przeżywającej rzeczywistość. Poza twierdzeniami nauk formalnych są sensowne tylko zdania eksperymentalne oraz sądy usiłujące objaśniać i precyzować język nauki – sądy metodologiczne. Carnap wierzył, że przed nauką stoi wielki cel do osiągnięcia – zjednoczenie wszystkich dyscyplin szczegółowych w jeden system. A jedność nauki była dla niego przede wszystkim jednością jej języka. 22 Sądził, że uniwersalne wymogi stawiane poznaniu naukowemu spełnia tylko język fizyki, jest on najbardziej precyzyjny i maksymalnie pojemny. Nie myślał jednak odrzucać całkowicie filozofii. Przekonany był, że dzięki jej analizom językowym osiągnięcie jedności nauk będzie łatwiejsze i szybsze. Oczywiście, weryfikacyjna teoria znaczenia wcale nie miała jednoznacznej interpretacji. Początkowo uczestnicy zebrań w Kole usiłowali przeforsować pogląd, że realna wiedza składa się ze zdań ściśle empirycznych, zdających sprawę z tego i tylko tego, co faktycznie zaszło. Zdania te nazywano „sprawozdawczymi” albo ,,protokolarnymi”, a dodatkowo dopuszczano takie tylko wypowiedzi, jakie z nich bezpośrednio mogły wynikać. Starano się skupić uwagę na samych opisach, a wykluczać wszelkie wyjaśniania. Później przyszły wątpliwości. Nie było dość jasnym, jak rozumieć samą sprawozdawczość: czy jako samoupewniającą się, czy wymagającą dodatkowych uprawomocnień, czy jako coś, co zdaje sprawę z jedynie subiektywnych doznań, czy jako środek, przy pomocy którego docieramy do obiektywnej rzeczywistości. Dodatkowych wyjaśnień też wymagał – skoro chciano by pozytywizm był wykładnią samej sensowności – status zasady sensowności, tj. reguły orzekającej, co wolno nam za sensowne uważać, a co nie. Wiadomo było bowiem, że zasada taka nie wynika wprost ani z logiki formalnej, ani nie można jej potwierdzić empirycznie, a to już wystarcza, by zgodnie z pozytywistycznymi kryteriami sensu zakwalifikować ją do rzędu wypowiedzi bezsensownych. Te i inne trudności koncepcji stworzonych w Kole Wiedeńskim w latach trzydziestych stały się tematami rozważań prowadzonych w następnych dziesięcioleciach, także po wojnie. W dużej mierze należą one jednak do historii krytyki doktryny. 4. ZNACZENIE Pozytywizm jest w, filozofii postawą minimalistyczną, dobrowolnie lub pod przymusem pewnych argumentacji rezygnującą z zajmowania się większością zagadnień, które klasyczna myśl europejska uważa za najważniejsze bądź wyjściowe. Nie ma w nim miejsca na refleksję nad społeczno-historycznymi uwarunkowaniami wiedzy, marginalną pozycję zajmuje aksjologia, brakuje badań ontologicznych i antropologicznych. Być może właśnie programowy minimalizm sprawił, że pozytywistyczna epistemologia – jedyna dziedzina traktowana w szkole z powagą – wielokroć zadowalała się rozwiązaniami skrajnymi. Skrajny był sceptycyzm Hume’a, w skrajny sposób wyobrażał sobie Comte społeczeństwo pozytywne, skrajną postać empiryzmu 23 wyznawano w Kole Wiedeńskim. Skrajność poglądów łączyli pozytywiści z niesłychanym radykalizmem swych wystąpień, zabarwionych często przekonaniem o bezwzględnej słuszności zajmowanego stanowiska. Te w dużym stopniu nieistotne teoretycznie cechy doktryny miały często bardzo ważne znaczenie ekspansywne i przyczyniały się do silnego oddziaływania nurtu na czołowych przedstawicieli innych kierunków filozoficznych. Jeśli wedle takiej miary oceniać pozytywizm i jego znaczenie, to było ono ogromne. W wieku XVIII ze sceptycyzmu Hume’a narodził się system Kanta i cały nurt klasycznej filozofii niemieckiej (J. G. Fichte, F. W. Schelling, G. W. F. Hegel). W dziewiętnastym stuleciu pod wpływ pozytywizmu dostali się neokantyści (G. Simmel, H. Vaihinger, H. Hertz), materialiści dialektyczni (F. Engels, A. A. Bogdanów) a nawet twórcy poheglowskiej szkoły historycznej (m.in. W. Dilthey). Neopozytywizm dwudziestowieczny był z kolei stanowiskiem tak prowokacyjnym, iż sama jednoznaczność wyroków, jakie kierował pod adresem dotychczasowej filozofii domagała się ostrej repliki z zewnątrz. Efektem wieloletniej wymiany poglądów było powstanie kilku nowych odmian refleksji epistemologicznej, mniej lub bardziej związanych z ortodoksyjnym empiryzmem Carnapa. Duże znaczenie uzyskał popperyzm, neorealizm oraz metodologia nauk przyrodniczych. Dyskusje z pozytwizmem trwają do dziś, dlatego trudno już teraz ocenić ich ostateczną wartość. Z chwilą ukształtowania się w czasach nowożytnych szczegółowych dziedzin wiedzy, filozofia stanęła przed koniecznością bliższego wyjaśnienia swej odrębności teoretycznej wobec nauk pozytywnych. Burzliwy rozwój wiedzy eksperymentalnej był dla niej i zaskoczeniem, i zagrożeniem; filozofowie nie zawsze umieli jasno wytłumaczyć, co różni ich zajęcie od postępowania swoiście naukowego. Z niespodziewaną pomocą przyszedł w tej sprawie neopozytywizm, który podejmując to zagadnienie wprost, doszedł do wniosku, że prawomocność i sensowność odwiecznych dociekań epistemologicznych, etycznych i ontologicznych jest innego rodzaju niż prawomocność i treść twierdzeń nauk empirycznych. W wieku XX powszechnym stał się pogląd, że pozytywistyczna negacja metafizyki nie była bezpodstawna, wychodziła bowiem od trudnego do podważenia przekonania o niemożliwości przeobrażenia jakichkolwiek stanowisk metafizycznych w zespół twierdzeń naukowych, podatnych na eksperymentalną weryfikację i obalenie. Ustalenie to miało dużą wagę dla filozofów znajdujących się poza pozytywizmem, zwłaszcza dla tych, którzy pragnęli uprawiać filozofię niezależnie od nauk szczegółowych i w przekonaniu, że humanistyczne Sposoby artykulacji świata wcale nie są gorsze od przyrodoznawczych, a w każdym razie nie dają się z nimi w prosty sposób porównać. Pozytywizm twórczo zatem wpłynął na rozwój samowiedzy filozofii co do jej własnego statusu poznawczego i w pośredni sposób, pracując nad zagadnieniem 24 kryterium wiedzy naukowej, wykazał, że próby uprawomocnienia podstaw wiedzy humanistycznej w drodze bezpośredniego odwołania się do danych eksperymentu bądź praw logiki formalnej nie rokują żadnych nadziei. Idee stworzone w Kole Wiedeńskim znalazły przychylne przyjęcie w Polsce w szkole Iwowsko-warszawskiej. Było to jednak przyjęcie krytyczne – nikt z polskich filozofów nigdy nie wyznawał pełnego zespołu poglądów charakterystycznych dla pozytywizmu zachodnioeuropejskiego. Uczniowie Kazimierza Twardowskiego (1866-1938) – współtwórcy tej szkoły – wdrożeni byli przez swego nauczyciela do drobiazgowych analiz języka filozoficznego (K. Ajdukiewicz), wiele zajmowali się logiką i semantyką (J. Łukasiewicz, A. Tarski), częściowo także ontologią i etyką (T. Kotarbiński). Podobnie jak pozytywiści byli nominalistami i tak jak oni żywili nieufność do rozstrzygnięć metafizycznych. Ale nigdy nie zajmowali stanowisk skrajnych, co ich różniło od pozytywistów niemieckich. Szkoła Iwowsko-warszawska odnotowała sukcesy, których znaczenie jest ogólnoświatowe (Łukasiewicz – odkrycie wielowartościowych logik, Tarski – semantyczna teoria prawdy). W pewnej mierze kształtowała także rozwój powojennej filozofii polskiej. 5. KRYTYKA Można dziś z pełnym przekonaniem stwierdzić, że zainicjowany przez ruch pozytywistyczny program radykalnej przebudowy filozofii w praktyce nie powiódł się. W czasie gdy Carnap, Schlick, Reichenbach i inni ogłaszali koniec spekulatywnej metafizyki, nadal podejmowano próby zbudowania nowych systemów filozoficznych, najwyraźniej ignorując przestrogi rzeczników badań pozytywnych. Co więcej, krytyka w samym pozytywizmie dopatrzyła się określonej metafizyki, funkcjonującej co prawda w postaci utajonej, ale łatwo dającej się wyeksponować. Wskazywano, że cały gmach filozofii pozytywistycznej opiera się na szeregu przesłankach, które z całą pewnością nie należą ani do logiki formalnej, ani nie są twierdzeniami empirycznymi; wolno je więc uważać za metafizyczne. Do wypowiedzi tego typu zaliczano tezę o empirycznym charakterze wszystkich twierdzeń aposteriorycznych oraz wiele innych rozstrzygnięć dotyczących m.in. podstawowych zadań filozofii, roli w poznaniu logiki, języka, praw psychologicznych, techniki ekspertmentalnej, dotychczasowej tradycji filozoficznej, naukowej itp. Obok tego, czysto formalnego zarzutu, można w historii krytyki po25 zytywizmu odnaleźć wiele polemik podejmujących tematy bardziej szczegółowe. Dyskutowano np. o trafności obrazu nauki, jaki kierunek ten wytworzył; T. Kuhn, a za nim marksiści, sprzeciwiali się preferowaniu logiczno-formalnego punktu spojrzenia na naukę, opowiadali się za ujęciami genetyczno-kulturowymi. Zastanawiano się nad proponowaną przez Carnapa fizykalistyczną reformą nauki; logicy dowodzili, że nauki nie da się zamknąć w jednym języku. Duże poruszenie wywarło w swoim czasie sformułowane w Kole weryfikacyjne kryterium sensu; fenomenolodzy, a częściowo również przedstawiciele innych orientacji, argumentowali, że kryterium to wprowadzone jest arbitralnie, że spełniając wymogi eksperymentu naukowego (co też przyjąć można z pewnymi zastrzeżeniami) nie oddaje złożoności i bogactwa doświadczenia w humanistycznym tego słowa znaczeniu. Badano mechanizmy rozwoju wiedzy naukowej; F. Gonseth i K. R. Popper utrzymywali, że teorii nie wyprowadza się wprost z faktów ani z faktami w prosty sposób konfrontuje; nasz sposób rozumienia danych doświadczenia jest zależny od nieempirycznych pojęć i przekonań, wedle których oceniamy i ujmujemy zjawiska, nasz osąd co do tego, czy teoria jest naukowa czy nie, nie opiera się na możliwości poddania jej weryfikacji, lecz na sprawdzeniu, czy jest ona obalalna. Rozpatrywano, jakie, wymagania winna spełniać wiedza rzetelna; Reichenbach pierwszy poddał krytyce neopozytywistyczne dążenie do zdobycia wiedzy pewnej – wskazywał, jak dalece postępowanie takie jest ugruntowane w tradycyjnych i, jego zdaniem, fałszywych przekonaniach filozoficznych. Dociekano społeczno-historycznych źródeł postawy pozytywistycznej; zwolennicy szkoły historycznej pisali, że jest ona wynikiem ideologicznego ustosunkowania się niektórych uczonych do industrialno-technokratycznego kształtu cywilizacji europejskiej, filozoficznym wyrazem dominującego w przemysłowych społeczeństwach przestawienia wartości technicznych i użytkowych nad nieutylitarne wartości duchowe. Myślenie pozytywistyczne było poddawane krytyce od początku swych narodzin i na każdym etapie ewolucji. Bulwersowało umysły zorientowane w filozofii maksymalistycznie, żądne znaleźć w niej odpowiedzi na podstawowe pytania ontologiczne i egzystencjalne. Raziło swą jednostronnością i skrajnością także wielu myślicieli umiarkowanych. Przyciągało natomiast ludzi o skłonnościach analitycznych, o dużej kulturze logicznej oraz naukowej, zwykle jednak słabo zorientowanych w problematyce ściśle filozoficznej. Ta ostatnia okoliczność była punktem wyjścia dla krytyków skłonnych widzieć w pozytywizmie dobry grunt dla ujawniania się postaw ignoranckich, z nonszalancją odnoszących się do osiągnięć filozofii o bardziej uniwersalistycznym nastawieniu. Byli też tacy, którzy powstanie i popularyzację tego rodzaju podejścia odczytywali jako chwilowe zwycięstwo współczesnej odmiany sceptycyzmu, bezpodstawnie odmawiającego człowiekowi prawa do podejmowania kwestii o fundamentalnym znaczeniu dla ludzkiego życia i w konsekwencji udzielającego milczącego wsparcia relatywizmowi aksjologiczne26 go. Spory z pozytywizmem zawsze były ostre, a w wieku XX jeszcze bardziej przybrały na sile. Ich wysoka temperatura emocjonalna częściowo przynajmniej tłumaczy, dlaczego zarzuty stawiane pozytywistom nie zawsze trafiały w poglądy rzeczywiście przez nich głoszone, uzasadniane i bronione. Historia krytyki kierunku zapoczątkowanego przez „Traktat” Hume’a tworzy drugi, istniejący obok głównego nurt tej myśli. Stanowi ona całość dalece zróżnicowaną, uwikłaną nie tylko w spory teoretyczne, ale i światopoglądowe. We współczesnej filozofii amerykańskiej, a także anglosaskiej, znaleźć można wielu autorów, których prace, w całości przynależąc do ruchu krytycznego obróconego przeciwko pierwotnym ideom nepozytywizmu wiedeńskiego, nie dają się jednocześnie zakwalifikować do żadnej z szerzej znanych odmian epistemologii. Bliższe rozpoznanie orientacji filozoficznych, jakie reprezentują będzie możliwe najwcześniej za lat kilkanaście. 27