Dylemat kiepskiego Mikołaja
Transkrypt
Dylemat kiepskiego Mikołaja
Dylemat kiepskiego Mikołaja Kiedy Żona zaproponowała, żebyśmy wybrali jedno spośród dzieci, których rodziców nie stać na kupienie mu prezentu i kupili go mu (listę takich dzieci publikuje i zbiórkę organizuje stowarzyszenie Rembertów Bezpośrednio) pomyślałem: „Idą Święta Bożego Narodzenia, dlaczego nie miałbym się w związku z tym poczuć lepiej spełniając dobry uczynek?”. I oczywiście się zgodziłem. Już pierwsza dziecięca prośba sprawiła że poczułem się, jakbym dostał w pysk – „Igorek jeden rok – autko grające zabawkowe, klocki , pieluchy, łóżeczko drewniane”... Prosty komunikat, a nawet kiedy teraz to piszę, do oczu napływają mi łzy. Może moi chłopcy nie mają gwiazdki z nieba, ale nigdy nie brakowało im grających autek, klocków ani tym bardziej pieluch czy łóżeczka! Dalej nie było lepiej – „Kuba lat pięć – auto straż pożarna, pościel, plecak”, „Aydima lat jedenaście – buty zimowe, kurtka zimowa”, „Krzyś cztery lata – helikopter, buty zimowe, figurka Spidermana, szalik, rękawiczki”, „Oliver lat piętnaście – kurtka przeciwdeszczowa”... Takich rzeczy nie powinno dzieciom brakować. I tak, wiem, że to truizm. Dzieci było dużo, trzeba było dokonać wyboru. Jak to zrobić? Czy wybrać maluszka, który potrzebuje rzeczy niezbędnych do elementarnego funkcjonowania, czy nastolatka, którego mając do wyboru maluszki, wszyscy inni pominą? W końcu dokonaliśmy wyboru trochę przypadkowo. Nie umieliśmy inaczej, a nie możemy pomóc wszystkim. Czy dokonując tego świątecznego dobrego uczynku poczułem się lepiej? Nie! Nie czułem, że pomagam któremuś z dzieci, czułem, że tej pomocy odmawiam innym. Czułem się bezduszny i bez serca. Czułem i nadal czuję przemożną nieadekwatność swojej obecności w świecie dzieci, które zasłużyły na coś lepszego. Może za rok wybierzemy dwoje, ale nie mam nadziei, że choć trochę mi ulży. Cezary Krysztopa fot. T. Gutry