,,Na krawędzi“

Transkrypt

,,Na krawędzi“
 Dominika Bachurska ,,Na krawędzi“ Odkąd pamiętam, miałam problemy z wagą. Zawsze byłam nieco grubsza od moich rówieśników. Z początku nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, jednak z czasem zaczęłam czuć się nieco wyobcowana. Kiedy szłam po ulicy, widziałam dziwne spojrzenia niektórych dziewczyn, niekiedy śmiech. W takich sytuacjach zawsze miałam ochotę schować się w pokoju i po prostu się rozpłakać. Otyłość to okropna rzecz. Nie chodzi nawet o sam fakt bycia grubym, ale o to jak traktują cię inni. Nikt nie patrzy na moją osobowość. Ludzie widzą grubą, cichą dziewczynę i od razu się zrażają. Pomimo tego, że nie robią tego specjalnie. Tak już jest. My, grubsi, zawsze będziemy odczuwać samotność. Nigdy nie będziemy się w pełni akceptowali. Rok temu w wieku czternastu lat, ważyłam 66 kilogramów przy wzroście 158 centymetrów. To wtedy zdałam sobie sprawę, że powinnam schudnąć. Spojrzałam w lustro i po prostu się rozpłakałam. Wyglądałam jak wielki, tłusty pączek. Postanowiłam, że od tej pory nie przytyję ani grama. Moim celem było osiągnięcie wagi 50 kilogramów. Wiedziałam, że czeka mnie długa, ciężka droga. Za każdym razem, gdy patrzyłam na koleżanki, czułam ogromny smutek i zazdrość. Jak to jest, że muszę być tak koszmarnie gruba? Czemu inni mogą jeść, jeść i jeść, i są szczupli? Od tej pory jadłam trzy razy dziennie niskokaloryczne potrawy. Stworzyłam sobie dietę, którą przestrzegałam bardzo restrykcyjnie. W miesiąc schudłam cztery kilogramy. Sama byłam nieco zaskoczona, ale i bardzo szczęśliwa. Mijały tygodnie, a ja z coraz większą obsesją liczyłam kalorie. Nagle stałam się bardzo lubiana, miałam wielu przyjaciół, natomiast moi rodzice byli zaniepokojeni tak szybką utratą wagi, jednak zapewniłam ich, że wszystko mam pod kontrolą. Przez dwanaście miesięcy wytrwale ćwiczyłam i unikałam wszystkiego co niezdrowe. Kiedy jednak spojrzałam w lustro, nie byłam zadowolona. Chciałam być jeszcze szczuplejsza. Chciałam wyglądać jak modelka. Tak jak tysiące nastolatek, pragnęłam być wysoka, chuda. Po prostu idealna. Ludzie zaczęli mówić, że jestem już za chuda, że muszę uważać. Początkowo nie przejmowałam się ich uwagami. Właściwie to się cieszyłam. Po jakimś czasie zaczęłam się trochę martwić. Ważyłam wtedy 47 kilogramów. Wciąż czułam się słaba i śpiąca. Pewnego dnia podczas gry w koszykówkę, przewróciłam się i zemdlałam. Obudziłam się w szpitalu. Zobaczyłam zatroskane oczy moich rodziców. Sama nie wiedziałam, co powiedzieć. Żadne wytłumaczenie nie było wystarczające dobre. Lekarze przeprowadzili wiele badań. Okazało się, że nie są pozytywne. Powiedzieli mi, że muszę zacząć normalnie jeść, bo inaczej doprowadzę do wyniszczenia organizmu. Nie chciałam ich słuchać. Oni nie potrafili mnie zrozumieć. Nie wiedzieli, jak jest mi trudno. Pomimo tego, że chciałam zacząć jeść, po prostu nie mogłam. Nie potrafiłam. Mój organizm się buntował. Rodzice wpychali we mnie jedzenie, a ja od razu biegłam do łazienki i się go pozbywałam. To było okropne. Nie potrafiłam nawet przyznać przed samą sobą, że mam bulimię. W maju nadszedł czas egzaminów. Żyłam wtedy w ciągłym stresie. Każdego dnia powtarzałam cały materiał, wymyślałam pytania, które mogą pojawić się w teście. Wiedziałam, że moja kariera zależy od tej jednej kartki. Czułam, że jeżeli nie napiszę tego egzaminu wystarczająco dobrze, całe moje życie legnie w gruzach. Wszyscy na mnie liczyli. Mama, tata, nauczyciele, cała rodzina. Wszyscy oczekiwali, że mój wynik nie będzie niższy niż 90%. Czułam ogromną presję. Przez to wszystko jadłam jeszcze mniej niż zwykle. Rodzicom mówiłam, że jadłam w szkole, koleżankom, że jadłam duże śniadanie i że nie jestem głodna. W końcu nadszedł wielki dzień: 10 maja. Rodzice za wszelką cenę chcieli, abym zjadła pożywne śniadanie. Niestety potem czułam się jeszcze gorzej. W drodze do szkoły cała się trzęsłam ze zdenerwowania, pomimo tego, że zażyłam leki uspokajające. Po prostu nie byłam w stanie napisać żadnego egzaminu. Do rozpoczęcia testu zostało pięć minut. Powiedziałam, że wrócę za sekundkę i pobiegłam do łazienki. Szybko weszłam do kabiny i zwymiotowałam całe jedzenie. Czułam się potwornie. Po chwili spojrzałam w lustro. -­‐ Czy to wciąż ja? -­‐ myślałam. Patrzyłam na smutną dziewczynę z potarganymi włosami, skórą przeźroczystą jak kreda. Pod oczami rysowały mi się ciemne smugi. Mocno zagryzałam wargi. – Tylko się nie rozpłacz -­‐ powtarzałam sobie. Próbowałam doprowadzić siebie do porządku. Opłukałam twarz, przeczesałam palcami włosy. – Dasz radę-­‐ powtarzałam. Wreszcie wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę sali gimnastycznej. Szłam jak na skazanie. Mijałam moich kolegów, koleżanki. Widziałam te wszystkie zaniepokojone spojrzenia. Miałam ochotę stamtąd uciec. Schować się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie. W końcu nadeszła godzina 10.00. Razem z rówieśnikami dostałam te parę kartek, od których zależała moja przyszłość. Moje ręce trzęsły się ze strachu. Próbowałam zebrać myśli. Wziąć się w garść. Spojrzałam na zadanie pierwsze i zaczęłam rozwiązywać test. Godzina minęła w mgnieniu oka. Kiedy pani Kowalska ogłosiła, że zostało piętnaście minut do końca, spanikowałam. Pomimo tego, że musiałam rozwiązać jedynie pięć zadań, nie mogłam się skoncentrować. Wiedziałam, że nie pozostało mi dużo czasu. W końcu pani powiedziała, żebyśmy oddali nasze prace. Byłam przerażona, ponieważ nie zdążyłam zrobić dwóch zadań. Wyszłam z sali z ogromnym poczuciem winy, bo wiedziałam, że mogłabym napisać ten egzamin o wiele lepiej. Nie chciałam spotkać się z moimi przyjaciółkami. Nie byłam w nastroju sprawdzać odpowiedzi do każdego pytania. Byłam taka załamana, że po prostu wróciłam do domu i poszłam do sypialni. Rodzice zawołali mnie na obiad i prosili, abym wszystko im opowiedziała. Nie wiedziałam, co powiedzieć. „Nie zrobiłam dwóch zadań, a połowę pewnie i tak mam źle“ nie wydawało się zbyt satysfakcjonującą odpowiedzią. Pierwsza odezwała się moja mama: -­‐Słyszałam, że egzamin nie należał do specjalnie trudnych. Twoja koleżanka Monika mówiła, że prawdopodobnie ma 100%. Skoro jej tak dobrze poszło, to ty musisz mieć chyba 200%, w końcu zawsze byłaś lepszą uczennicą. – Przez to stwierdzenie mamy zrobiło mi się jeszcze gorzej. Pewnie wszystkim poszło bardzo dobrze, a tylko ja „dałam ciała“. -­‐ Wolę nie zapeszyć, póki nie zobaczymy wyników -­‐ powiedziałam nieco niepewnie. Rodzicom to jednak wystarczyło. Oboje uśmiechnęli się i w lepszych humorach zabrali do jedzenia. Nie zauważyli, że coś jest nie tak. Poczułam, że nie obchodzą ich moje uczucia, a jedynie wyniki egzaminów. Nie zwracali uwagi na to, że wciąż jestem smutna i mało jem, tylko rozmawiali, jak to przyjemnie było dzisiaj w pracy. Żałowałam, że nie mogę mieć troskliwych i kochających rodziców jak Monika, Ania czy Natalia. Tak bardzo im zazdrościłam. Szybko wypiłam herbatę, zjadłam troszkę surówki i pobiegłam na górę do mojego królestwa, do jedynego miejsca gdzie mogłam być sobą. Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie. Zobaczyłam zmęczoną twarz nastolatki. Zobaczyłam cierpienie, tak długo skrywane w sobie. Zobaczyłam moje ciało, o wiele szczuplejsze, jednak wciąż nie wystarczająco idealne. Patrzyłam na siebie i myślałam, ile rzeczy chciałabym w sobie zmienić. Te drobne piegi na nosie, oczy. Chciałabym mieć piękne blond włosy, a tymczasem mam niby brązowe, niby szare. Czułam do siebie wstręt. Czułam obrzydzenie. Czułam, że nie jestem warta, aby żyć. Nie miałam żadnego szczególnego talentu, żadnej pasji. Żyłam z dnia na dzień. Przez ostatnie miesiące przygotowywałam się do testu, który poszedł mi dzisiaj tak kiepsko. Nie miałam wsparcia ani w moich rodzicach, ani w koleżankach. Pomimo tego, że były naprawdę wspaniałe, nie potrafiły zrozumieć, przez co przechodzę. Nikt nie mógł. Cichutko otworzyłam drzwi i wyślizgnęłam się na korytarz. Wyszłam na klatkę schodową i zaczęłam wspinać się po drabince. Wreszcie weszłam na dach. Poczułam gwałtowny podmuch wiatru. Po twarzy spływały mi strugi łez. Spojrzałam w dół. Stałam na szóstym piętrze. Zaczęłam się zastanawiać, jak to by było po prostu... polecieć. Wreszcie poczułabym wolność. Wreszcie pozbyłabym się wszystkich problemów. Zrobiłam krok do przodu i nagle usłyszałam krzyk mojej mamy. Szybko przybiegła do mnie i odciągnęła od krawędzi. Objęła mnie i zaczęła płakać. Ja także zdałam sobie sprawę, jak mało brakowało, by doszło do tragedii. Przytuliłam mamę mocno i po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się bezpiecznie. Od tych wydarzeń minęło już pięć lat. Moi rodzice zdali sobie sprawę, że niewiele brakowało, aby mnie stracili. Ich zadaniem było zaakceptowanie mnie, a nie wymaganie, abym we wszystkim była najlepsza. Z pomocą mamy, taty i psychologa, udało mi się pokonać moje lęki. Znów zaczęłam jeść normalnie. Znów zaczęłam cieszyć się życiem. Dzisiaj wiem, że chude nogi i płaski brzuch, to nie klucz do osiągnięcia szczęścia. 

Podobne dokumenty