na pomoc ginącej miłości

Transkrypt

na pomoc ginącej miłości
NA POMOC GINĄCEJ MIŁOŚCI
Dorota Krzemionka, Kuba Jabłoński
Ona mówi: „Ciebie wciąż nie ma”. A on na to: „Jak to? Przecież wciąż
haruję, dla kogo to robię?”. I się zaczyna małżeński ping-pong, wrzucanie sobie
kamyczków do ogródka, aż zza ich sterty nie widać już tego drugiego. Partnerzy tkwią
po dwóch stronach muru, oboje samotni. Myślą: to już koniec. Czy to naprawdę
koniec?
DOROTA KRZEMIONKA: Czasem w małżeńskiej sprzeczce można usłyszeć: „dłużej
tego nie wytrzymam, rozwiodę się z tobą”. Bywa że nie raz, nie dwa pada takie
stwierdzenie. Czym to grozi?
KUBA JABŁOŃSKI: To zależy. Jeżeli to jest szantaż, próba manipulowania partnerem, to nic
dobrego z tego nie wynika. Ale może to być też informacja emocjonalna o tym, jak bardzo
jest mi źle. Tak źle, że aż myślę o rozwodzie. Co nie znaczy, że naprawdę tego chcę. Moim
zdaniem nie ma nic złego w tym, że ktoś tak sobie pomyśli, ale jednocześnie to jest
sygnał, że sytuacja jest na tyle poważna, iż nie można jej bagatelizować. Warto jej się
przyjrzeć.
W tym celu małżonkowie przychodzą do Pana. Pytają, co z nimi będzie dalej. Czy są
jakieś kryteria – kiedy ratować związek, a kiedy już nie ma czego ratować?
To trudna decyzja. Jako terapeuta nie daję sobie prawa, żeby komuś powiedzieć, czy warto
o związek zawalczyć, czy już nie. Tym bardziej że ktoś mógłby to traktować jako
sugestię. Natomiast kryterium, o którym warto wtedy pamiętać, jest subiektywne
wrażenie, że się zrobiło wszystko, aby ten związek utrzymać. W trakcie terapii możemy się
zastanawiać, czy naprawdę wszystko. I z reguły okazuje się, że nie.
Jak to nie? Mam wrażenie, że wyczerpałam wszystkie możliwości. Co jeszcze mogę
zrobić, by ratować związek?
Istotne jest rozszerzenie optyki. Żeby nie patrzeć tylko ze swojego punktu widzenia, by
spojrzeć też z drugiej strony. Na przykład przychodzi mąż i mówi, że jego żona jest bardzo
wybuchowa, agresywna i sztywna. On jest rozgoryczony i nie umie sobie z tym
poradzić. Gdy rozmawiamy o tym, w czym ta jej agresywność się przejawia, czego dotyczy,to
okazuje się, że jest ona odpowiedzią na jego złość. On wyraźnie okazuje swoje
rozczarowanie, niezadowolenie z zachowań żony i oczekuje, że żona się tym przejmie i
zmieni się. Ale robi to zbyt agresywnie i żona też odpowiada mu agresją. To samo dotyczy
próby zrozumienia zarzutów, jakie stawia partner. Dla młodych małżeństw krytyczną
sytuacją, która często prowadzi do rozstania, jest czas, gdy mają małe dzieci. Matki - żony
siedzą w domu z dzieckiem, a mężowie pracują. Obydwoje bardzo się starają i obydwoje
czują się w tym momencie bardzo osamotnieni. Ona ma poczucie, że „tępieje”, że dziecko ją
usypia, ogranicza i czuje się znużona monotonią. Natomiast facet jest zmęczony gonieniem
na zewnątrz. Każde z małżonków ma przekonanie, że drugie ma to, czego jemu brakuje.
Że partnerowi jest lepiej...
Tak, bo ona ma spokój, ciszę, ma tylko dziecko na głowie, a ja muszę się z głupim szefem
użerać. Z kolei żona mówi: ty możesz wyjść do pracy, nie obchodzą cię kupy, kaszki,
karmienia, zazdroszczę ci tego. Dlatego ważne jest, żeby kobieta nie zgłaszała problemu
1
poprzez porównanie, że on ma lepiej. Żeby nie wzbudzała w nim poczucia winy z tego
powodu, że ona cierpi. A tak najczęściej bywa. Ona mówi: „Ciebie wciąż nie ma, nie mogę
na tobie polegać, ty mnie nie rozumiesz”. On na to reaguje: „Jak to nie rozumiem
cię? Przecież haruję, dla kogo to robię?”. Jeżeli uda im się spotkać jakoś w ich niemocy, w
tym obopólnym zmęczeniu i pogadać o tych odmiennych perspektywach, to wtedy będzie im
łatwiej się zrozumieć.
Dlaczego tak często to się nie udaje?
Zacznijmy od początku. On czuje się opuszczony przez żonę, która go nie docenia, nie
rozumie. Wciąż zajmuje się albo dzieckiem, albo sobą – a jego nie wspiera. Ona zaś ma
żal, że on jej nie rozumie, bo myśli tylko o forsie albo o karierze, o zaspokajaniu swoich
ambicji. Do tego dochodzi fizjologiczne zmęczenie, brak ochoty na seks, na przytulenie
się. Czasami żartobliwie myślę sobie, że małe dzieci są najlepszym środkiem
antykoncepcyjnym. Zmęczone fizycznie i psychicznie kobiety mają mniejsze potrzeby
seksualne. Przeradza się to w permanentny stan kryzysu i stresu oraz frustracji i
niezaspokojenia potrzeb...
Ten kryzys konfrontuje partnerów z ich własną niemocą i urazami z przeszłości. Dotyka
poczucia opuszczenia, osamotnienia, niezrozumienia lub upokorzenia, jakie kiedyś przeżyli. I
uruchamia sposoby radzenia sobie, które kiedyś, w dzieciństwie, pozwalały im przetrwać, a
dziś są już nieefektywne. Mam na myśli znikanie, uległość lub przeciwnie – skomasowany
atak i agresję.
Zamiast złościć się na siebie, mogą przecież wynająć gosposię, opiekunkę do
dziecka…
Nie rozwiązuje to ich problemu. Mąż mówi wtedy do żony: nie marudź, przecież masz pomoc
do sprzątania, prasowania... A tak naprawdę urywa się w tym momencie więź między
nimi. To, co można tu zrobić, to otworzyć się na frustrację drugiej osoby, nie obwiniając się
nawzajem. Nie rezygnując ze swojej frustracji, przyjąć też frustrację partnera, z
poczuciem, że ja mam ciężko i ty masz ciężko, razem więc mamy ciężko. Gorzej, gdy któryś
z partnerów nie ma ochoty na przeżywanie frustracji, nie umie jej przeżywać lub gdy tylko ją
poczuje, „wali na odlew” w domniemanego sprawcę. Trzeba pamiętać, że dla mężczyzny
istotnym elementem związku jest seks, zainteresowanie, ciepło, docenienie, a dla kobiety
ważne jest adorowanie, zapewnienie jej poczucia wyjątkowości.
Gdy on ma poczucie, że żona go nie docenia, łatwo może się znaleźć koleżanka w
pracy, która go doceni. Pojawia się pokusa zdrady.
Zdrada jako sposób radzenia sobie z frustracją i otrzymania tego, czego nam brak w związku
jest niebezpieczna. Jej konsekwencją jest naruszenie pewnych zasad i konflikt. To rodzi
tajemnicę, konieczność ukrycia tej sytuacji przed partnerem, co jeszcze bardziej zwiększa
napięcie w związku i oddala od siebie. Aby usprawiedliwić swoją zdradę, niewierny partner
zaczyna „punktować” współmałżonka, przerabiając swoje poczucie winy w złość na niego. A
wiadomo, że gdy się chce kogoś „punktować”, to zawsze coś się na niego znajdzie.
Bezzasadne wydaje się wtedy pytanie zdradzonej żony: Dlaczego? Co zrobiłam nie
tak?
Nie ma to sensu. Bywa i tak, że mężczyźni żyją po kilka lat w podwójnych związkach, bo nie
są w stanie podjąć decyzji o rozstaniu z żadną z kobiet. One o sobie nie wiedzą. A
mężczyzna nie jest „do końca wyrazisty” dla żadnej z nich. Dlaczego to robi? Być może w
ten sposób radził sobie kiedyś z ekspansywną matką, a teraz to samo robi z żoną. Zdrada
jest w tym przypadku ucieczką przed konfrontacją, formą sprzeciwu, ale nie wprost. Nie
dostając czegoś w małżeństwie, mężczyzna ucieka od „agresywnej” żony do innej
2
kobiety, od której to coś początkowo dostaje. Ale po pewnym czasie nie będzie w stanie
spełnić oczekiwań tej drugiej, i znów pojawią się pretensje. Wtedy on znowu
ucieka, wracając do żony. Gdy czegoś od niego chcą, on po prostu „znika”. Nie umie
powiedzieć ani żonie, ani innej kobiecie: „tego nie zrobię, to mi się nie podoba”, podobnie jak
wcześniej nigdy nie powiedział tego swojej matce. To pokazuje, jak bardzo to, czego
doświadczyliśmy w dzieciństwie i nauczyliśmy się w relacji z ważnymi dla nas osobami
rzutuje później na nasze życie małżeńskie i sposoby rozwiązywania pojawiających się w nim
kryzysów.
Niektórzy mówią, że po zdradzie nie można odzyskać zaufania, nie ma mowy o
bliskości. Inni zaś sądzą, że zdrada czasem ratuje związek.
Tylko jakim kosztem? Dla niektórych zdrada bywa rodzajem otrzeźwienia, zmusza partnera
do zajęcia stanowiska. Parę razy byłem świadkiem niesamowitej metamorfozy
współmałżonków. Kiedy on zdradził, do niej dotarło, że to może być koniec
małżeństwa. Wtedy zaczęła walczyć. Zrezygnowała z pozycji ofiary, uwolniła się w niej
zdrowa energia. Powiedziała mężowi, co jej się nie podoba w ich małżeństwie. Wyraziła swój
gniew, że mąż jej wcześniej nie mówił o tym, co jemu nie pasowało w ich związku. Dała mu
prawo do bycia z niej niezadowolonym. Poinformowała o tym, czego chciałaby
dalej. On, widząc zupełnie inną kobietę, ponownie się nią zainteresował. Zaczęli ze sobą
znowu rozmawiać, ale na zupełnie innym poziomie. Jak się później okazało, mieli do siebie
wiele pretensji, które, narastając, oddalały ich od siebie. Postanowili, że zaryzykują i
spróbują zbudować nowy związek. Udało im się, choć nie było łatwo.
Natomiast często w sytuacjach, gdy jeden z małżonków zdradzi, w drugim odzywa się jakieś
poprzednie skrzywdzenie. Przyjmuje pozycję ofiary albo agresora. Obie te pozycje
uniemożliwiają jakąkolwiek rozmowę. Ofiara, czując zranienie i bezradność, nie jest w stanie
skonfrontować współmałżonka ze swoimi potrzebami i wymaganiami ani podjąć decyzji o
rozstaniu. Czeka, żeby zrobił to za nią partner, a on pozostaje niezdecydowany. Mimo
zdrady taki związek trwa, ale na poziomie skrzywdzonego i krzywdziciela. Trudno wtedy
mówić o odzyskaniu zaufania lub o bliskości.
Jak więc uratować związek po zdradzie?
Powrót po zdradzie do związku jest możliwy, ale pod pewnymi warunkami. Nie można wrócić
wyłącznie do tego, co było. Tak naprawdę trzeba ten związek na nowo zbudować, a
wcześniej jeszcze posprzątać po tym, co się stało. Małżonkowie muszą coś wspólnie zmienić
w związku, bo albo oddalili się za bardzo od siebie, spowszedniało im bycie razem, przestali
dbać o relację, myśleli, że tak już zawsze będzie, albo unikali konfrontacji, tłumiąc swoje
uczucia, albo przeciwnie – było ich za dużo i okazywali je w sposób zbyt raniący partnera.
Efekt w każdym przypadku jest podobny: pojawia się rozczarowanie, niechęć, żal, oddalenie
lub nieustanna walka. Aby to zmienić, każdy z małżonków musi najpierw zacząć od
siebie. Nie od tego drugiego, ale od siebie. Dostrzec to, co on sam wnosi, lub czego nie
wnosi, w ten związek. Następnie dobrze, jeśli powiedzą sobie o tym, co u siebie samych
zobaczyli, wysłuchają się wzajemnie. Chodzi o budowanie poprawnej komunikacji, odwagi i
zaufania, które pozwalają na powiedzenie np.: „nie podoba mi się”, „mam tego dość tak
bardzo, że aż chcę odejść, ale to nie znaczy, że odejdę”. Jednym słowem, chodzi o to, by
być szczerym najpierw wobec siebie, a następnie wobec współmałżonka.
Małżonkowie muszą też spotkać się z własnymi ograniczeniami, bo nikt im nie obiecał, że w
małżeństwie będą mieć wszystko. Ważne jest urealnienie swoich oczekiwań. Następnie
muszą zadbać o wartości, które wzmocnią ich poczucie wspólnoty i sprawią, że będą się
wzajemnie potrzebowali i wspierali. Doświadczenie zdrady, trochę jak bankructwo w
biznesie, może spowodować inny sposób myślenia.
3
Dziękuję za rozmowę.
Tekst został opublikowany w miesięczniku „Charaktery” nr 11, 2009 r.
4

Podobne dokumenty