Marta Lisok - Jacques Lizene jako mały mistrz bałaganu

Transkrypt

Marta Lisok - Jacques Lizene jako mały mistrz bałaganu
Jacques Lizene jako mały mistrz bałaganu
„Jest prawdopodobne, że gdyby kino nie istniało, gdybym nie
poznał Rosselliniego i gdyby cyrk nadal żył swoim życiem i
nadal był widowiskiem, zostałbym dyrektorem wielkiego cyrku”
Federico Fellini
Jako chłopiec Jacques Lizene chciał zostać akrobatą. Zachwycały go poklask i pełne podziwu
spojrzenia publiczności przysługujące cyrkowcom. Ich chwilowa władza nad tłumem,
nadzwyczajne umiejętności, triki, przebieranki i maskarady stwarzały wrażenie wyjątkowości.
Zapowiadały przygody wielkiego świata stojącego otworem przed każdym kto ma odwagę i
coś do zaprezentowania.
Pewnego dnia rodzice zabrali kilkuletniego Lizena do cyrku, gdzie dowiedział się, że
wymarzony zawód wymaga żmudnych ćwiczeń i poświęceń. Z wielokrotnie powracającej w
jego historii, przemożnej woli lenistwa porzucił ten pomysł i pod wpływem starszego brata
zainteresował się sztuką. Jednak w jego dojrzałej twórczości pozostało coś z cyrkowej
anarchii, dążenia do przekraczania norm i zasad dobrego wychowania. Lizene zrezygnował z
trzymania się bezpiecznych ram tego, co przystoi dorosłemu. Oddał się zabawie, która jak się
okazało, nie była dla niego tożsama z tym, co szampańskie i beztroskie. Przynosiła raczej
niezbędne zatracenie. Wchodzenie w rolę klowna stało się u niego powrotem do krainy
dzieciństwa, lekarstwem na brak sensu […]
Jego Instytut sztuki głupiej, który powołał do życia balansuje na granicy pomiędzy burleską a
smutkiem. Strategie, które stosuje artysta można by ułożyć w system. W tej wizualno dźwiękowej gramatyce znalazło by się: krzyżowanie, zapętlanie, autokopiowanie,
wymazywanie, uzupełnianie, przepisywanie. Przy pierwszym spotkaniu z jego sztuką można
odnieść wrażenie, że jest hermetycznym rebusem. Po wgłębieniu się w jej meandry i
powracające zagrania i tematy okazuje się, ku zaskoczeniu widza, spójnym smutnym
kosmosem. Powracające pojęcia - klucze ze słownika sztuki Lizena to fabryki, cegła, kominy,
sex, genetyka, gra z medium, malarstwo naskalne. Rytmiczność podejmowanych działań
przynosi łatwo wyczuwalne, pierwotne tempo sztuki podejmowanej ze szczerej potrzeby. W
śpiewie, grymasach, ruchach i innych zachowaniach dokamerowych Lizena powracają
znajome refreny […]
W najbardziej rozpoznawalnej akcji Jacques wycina otwór w tekturze. Wprowadza do niego
swojego zwiotczałego penisa, którego animuje pociągając za przywiązany do niego
sznureczek. Po obu stronach tej niewielkiej sceny wiszą czerwone kotary. Praca nosi tytuł
SEX MARRIONNET. Sex jest nudny i smutny, a ja próbuję się na siłę rozweselić – powtarza
w rozmowie Lizen. Muszę się wygłupiać i błaznować, żeby nie wpaść w depresję, dodaje.
Burleskowy wymiar towarzyszy wielu jego filmom, w których pojawiają się atrakcyjne
kobiety, dwuznaczne aluzje i nastrój podejrzanego show o pornograficznej proweniencji […]
Artysta przygotowuje dla widza zmianę punktu widzenia, zaglądanie za dekoracje, opatrzone
scenografie na tle których rozgrywa się codzienność. Proponuje odwracanie porządku świata
na lewą stronę. Jako klown udziela sobie prawa do obśmiewania tego, co ważne i poważne.
Jego sztuka jest z gatunku tych, które zapytują ludzi. Jest niewygodna, niejasna, trudno
przyswajalna, oporna w odbiorze, zakamuflowana. Transgresyjne wyłączenie z codzienności i
użyteczności wpisane w szamańskie tańce przy ognisku, które przywołuje w analizie swoich
prac artysta mają swój początek i cel. Służą podtrzymaniu porządku społeczności i jej
integracji z rytmem wszechświata. Działania Lizena są niepotrzebne. Właściwie mógłby ich
zaniechać. Czy jednak ich lekkość i niewymuszony charakter nie są fascynujące jak leniwy
piknik w cieniu rozłożystego drzewa? Jak taniec? Czy śmiech?
Śmiech jest wywrotowy. W „Imieniu róży” zostaje zakazany, niesie przewrotność, brak
powagi a co za tym idzie anarchię, brak władzy i niemożność panowania, jakiejkolwiek
kontroli i przewidywalności czyli niebezpieczeństwo dla systemu. Wiedzą o tym przywołani
przez Umberto Eco, mnisi, którzy zabraniają czytania „Poetyki” Arystotelesa. Śmiech zabija
strach, a bez strachu nie ma wiary. Jest za to wolność i chaos, w które zanurza się Lizene.
Podczas wielu akcji zaczesuje rzadkie, dłuższe włosy w charakterystyczny czubek na głowie,
co upodobnia go do ryby albo plemnika. Stylizuje się na clowna, szamana. Jest źródłem,
wertykalnym miejscem sacrum. Właściwie jego cyrkowe triki przed kamerą i zapętlone do
granic możliwości video-instalacje ani nie są śmieszne ani mu nie wychodzą. Nie prowadzą
do niczego. Są jak urokliwe plucie w obiektyw kamery, które artysta również praktykował.
Być może są jedynie poszukiwaniem rytmu świata i własnej w nim obecności.
„Trzecia godzina. Trzecia to zawsze za późno, albo za wcześnie na to co chce się zrobić.
Dziwna pora popołudnia”1.
Liege, maj 2011
Marta Lisok rozmawia z Jacquesem Lizenem, Nadją Villene i Jean-Michelem
1
Ibidem, s.44.

Podobne dokumenty