Agent „Delegat” prosił esbeków o dyktafon na spotkanie z
Transkrypt
Agent „Delegat” prosił esbeków o dyktafon na spotkanie z
Agent „Delegat” prosił esbeków o dyktafon na spotkanie z Wałęsą PRAŁAT JANKOWSKI POMAGAŁ SB TROPIĆ BOGDANA BORUSEWICZA INDEKS 356441 ISSN 1509-460X http://www.faktyimity.pl Nr 28 (436) 17 LIPCA 2008 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT) Str. 7 Na stronie trzeciej znajdziecie informacje niedostępne dla oskarżonych żołnierzy z Nangar Khel i nieznane ich obrońcom. Jest to prawda skrywana przed sędziami, mediami i opinią publiczną! Na przykład o tym, jak ludzie Macierewicza podstawiali prokuraturze lewych świadków incognito... Str. 3 Str. 9 1 Str. 1 ISSN 1509-460X Str. 12 2 Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. KSIĄDZ NAWRÓCONY KOMENTARZ NACZELNEGO FAKTY Rząd Tuska, w odróżnieniu od PiS, nie chce dopłacać do amerykańskiego interesu z tarczą. Chyba pierwszy raz w historii my, Polacy, okazaliśmy się mądrzejsi od Czechów. Niestety, wygląda na to, że nie na długo... Za bazy i instalacje wojskowe na ich terytoriach Stany Zjednoczone płacą co roku tylko: 2 miliardy dolarów Turcji, 2,5 mld dol. Izraelowi, 1 mld dol. Egiptowi, 300 mln Pakistanowi, a już zupełnie śmieszne 100 milionów dostaje Kolumbia. Tymczasem Polsce za bazę tarczy antyrakietowej Ameryka chce dać (jednorazowo!) aż... 20 milionów zielonych. A głupi rząd RP się wzdraga, targuje... Kiedyś, w szkole, za brak tarczy dostawało się pałę. Aż strach pomyśleć, jak ukarzą nas jankesi. „Politycy PO są ludźmi słabo rozwiniętymi intelektualnie” – takie oto rewelacyjne odkrycie ogłosił Edgar Peron Gosiewski. Potomek fikcyjnego Kmicica – jak twierdzi; prawnik, który studiował 14 lat; specjalista od filipinek (a nie filipik). „Żyjemy w świecie, w którym mama otrzymuje nagrodę za to, że bardzo chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono” – napisał o Alicji Tysiąc w „Gościu Niedzielnym” ksiądz Marek Gancarczyk. Sędziów Trybunału Praw Człowieka, którzy przyznali Pani Alicji odszkodowanie, księżulo porównał do hitlerowskich zbrodniarzy Mengelego i Hoessa. No i stanie Gancarczyk za te słowa przed sądem, pozwany przez słynną już feministkę, której odmówiono legalnej aborcji. Bo w Polsce legalna często oznacza antykatolicka. Mamy kolejnych Bolków. Krzysztof Czabański, prezes Polskiego Radia SA, oświadczył, że III Program PR był tubą propagandową PRL-u, a ludzie w nim zatrudnieni służyli stanowi wojennemu. Dziennikarzy kultowej „Trójki” zamroczyło z gniewu. Niesłusznie... Witamy w rodzinie obsobaczanych, w której Czabańskiego – absolwenta „komunistycznej” politologii Uniwersytetu Warszawskiego, redaktora „Sztandaru Młodych” i długoletniego członka PZPR – widzieć nie chcemy. W 2005 roku z kościoła w Witoszowie Dolnym zniknęło kilkanaście cennych zabytków, m.in. rzeźby, obrazy, monstrancja z XVII wieku. Jak oni mogli, ci bezduszni złodzieje?! Niech im ręce uschną, diabłom jednym! – zawył każdy, kto w Boga wierzy. Hola, hola, nie tak szybko! Łatwo można bowiem obrazić szanowanego księdza, byłego wikarego z Witoszowa, który usiłował sprzedać na aukcji internetowej jeden z fantów – figurkę Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Grozi mu... 14 lat odsiadki za rabunek i paserstwo. Ale przynajmniej wiedział, że ryzykuje wpadkę za kilkaset tysięcy złotych. Tymczasem kolejny facet w sutannie w jednym z katowickich hipermarketów najpierw ukradł drogi aparat telefoniczny, a później próbował chapnąć luksusowe ciuchy. Wpadł. Ten jednak okazał się przebierańcem. Nie dziwota. Prawdziwy ksiądz nie ryzykowałby utraty dobrego imienia dla kilku stów. Jedyny na świecie czarnoskóry żużlowiec, obywatel Szwecji Antonio Lindbaeck, przyjechał na mecz do Grudziądza. Najpierw okradziono mu samochód, później na stadionie kibice rzucali w niego bananami i naśladowali głosy małp. Jeszcze później, gdy wygrał dla swojej drużyny cały mecz, musiał salwować się ucieczką przed goniącą go grupą kiboli. „Jeżdżę po całym świecie, ale jeszcze nigdy nie spotkało mnie coś podobnego jak w Polsce” – powiedział później. Ale to jeszcze nic! Antonio nie wie, dlaczego to wszystko mogło go spotkać. Bo u nas, koleś, rządzą... czarni! Kilkadziesiąt lat przed Chrystusem żył sobie w Palestynie inny mesjasz. Szymon. Był jakoby „księciem żydowskim”. Zabity przez Heroda... zmartwychwstał i wstąpił do nieba. Taką m.in. treść odczytano z odkrytej w Jordanii kamiennej tablicy. Według archeologów, jej lektura dowodzi, że historia o Jezusie jest plagiatem tej wcześniejszej – o Szymonie. „To znalezisko podważa chrześcijaństwo!” – rozkrzyczały się w tytułach światowe media. A my zawsze pisaliśmy, że nieważne, co się wyznaje, grunt, żeby nie szkodzić sobie i innym. No i żeby dzieci były zdrowe. Powinniśmy brać przykład z braci Bułgarów. Watykan i Sofia toczą zacięty spór o atrakcyjny teren w samym środku stolicy (4 tys. mkw.), który jest przeznaczony pod reprezentacyjne, finansowe city. „Oddawać nasze” – drze się hierarchia Państwa Kościelnego i powołuje na ustawę reprywatyzacyjną. „Takiego wała!” – odpowiadają władze Sofii i miejscowy sąd. „No to dojdzie do pogorszenia stosunków!” – nie dają za wygraną Watykańczycy. „Koło dupy nam to lata” – wzruszają ramionami Bułgarzy, którym „lata” też amerykańska tarcza. Budynek włoskiego kościoła w Genui będzie koszmarem sennym pewnej panny młodej. Podczas ślubu, przed samym ołtarzem, pękły szwy jej cudownej sukni, a wiernym (a także zdumionemu księdzu) ukazało się to i owo. Bardzo ponętne – dodajmy. Biedna dziewczyna rozpłakała się, kapłan patrzył w sufit, a kochaś odszedł w siną dal. Pan Bóg podobno nierychliwy, ale czy to czasem nie była kara za grzech nocy przedślubnej? Sami się miłujcie! O d dłuższego czasu mam pragnienie napisania optymistycznego komentarza. I jakoś, cholercia... okazji brakuje. Oczywiście, pewne pocieszne jaskółki są. Ucieszył mnie na przykład brak porozumienia z Amerykanami w sprawie tarczy; oby rzutowało to trwale i negatywnie na nasz sojusz z USA! Cóż z tego, kiedy z tej radości wybrałem się na spacer i trafiłem do empiku. A tam, wśród tysięcy gazet, już od pierwszej półki zaatakowały mnie okładkami pisma katolickie. Setki pism. Kilka z nich, takich w miarę poważnych, prenumerujemy w „FiM”, bo wypada wiedzieć, co się dzieje w obozie wroga. Właśnie tak – wroga, bo Kościół papieski zawsze był wrogiem Polski, czego dobitnie dowodzi historia. I tylko kompletny ignorant albo inny Kaczyński może mieć odmienne zdanie. Wróćmy jednak do kościelnych gazet, zresztą często dotowanych przez różne organizacje lub firmy państwowe, czyli przez nas. Naprawdę nie chciałem się tego miłego dnia denerwować, no i od miesięcy szukam tych pozytywnych treści. Może właśnie dlatego wziąłem do ręki dwumiesięcznik pod uroczym i jakże zachęcającym tytułem „Miłujcie się!” (dlaczego nie „Miłujmy się!”?), wydawany przez Towarzystwo Chrystusowe w Poznaniu. Księża diecezjalni mówią zdrobniale na jego członków „Chrystusowcy dolarowcy”, bo panowie z Poznania zakładają swoje „misyjne” parafie w najbogatszych krajach świata. Ale i groszem polskich wdów widać nie gardzą, gdyż całe pismo roi się od reklam i innych zachęt do kupowania towarów Towarzystwa, zaś do jego środka włożono gotowy blankiet przekazu bankowego. W swym piśmie czcigodni ojcowie twierdzą przede wszystkim, że nie jest możliwa prawdziwa miłość między ludźmi bez miłości do Boga. Innymi słowy, jeśli na swej drodze staną (co nie daj Boże) ateiści, to mogą mieć co najwyżej jakieś halucynacje, że się kochają. Jeśli chcą przeżyć miłość, muszą być praktykującymi katolikami (co z 4,5 miliarda innowierców?!) i często adorować Najświętszy Sakrament, rozpamiętując przy tym, ile dobra „Bóg ukryty pod postacią kawałka chleba” czyni ludziom. Jakie to dobra? Niebiańskie. Natomiast największą łaską, której można dostąpić na ziemi, jest nawrócenie na katolicyzm. To oczywiste. Kiedy już wiemy, czym jest prawdziwa miłość, chrystusowcy (jako znawcy tematu?) edukują nas w ars amandi. Czytam więc artykuł skierowany do narzeczonych pt. „Czystość przedmałżeńska, czyli płynięcie pod prąd”. Stoi w nim, że w kwestii czystości nie ma miejsca na żadne kompromisy. Choćby parka miała po 50 lat każde, płonęła z pożądliwości i była dawno po zmówinach – musi z „tym” zaczekać do błogosławieństwa przed ołtarzem. Wcześniej nawet pocałunki z języczkiem nie są możliwe. Co więcej! Także w związku małżeńskim należy przeżywać wspólnie jak najdłuższe okresy czystości, a seks ciągle ograniczać i spychać na margines. W jakim celu? „Człowiek przez zachowanie czystości ukierunkowuje popęd seksualny na inne sfery. Poznaje wtedy radość twórczego życia, w porównaniu z którą niczym wydaje się chwila zmysłowej przyjemności, pozostawiająca go wyjałowionym i pustym”. Ideałem byłoby oczywiście zupełne wyrzucenie seksu z małżeństwa, ponieważ „jeżeli człowiek zaczyna prowadzić czyste życie, zauważa, że medytacja staje się nieporównywalnie łatwiejsza niż poprzednio. Z wielką jasnością zaczyna rozumieć pisma duchowych mistrzów (...). Dopiero teraz widzi, że dotąd z ledwością żył, a raczej wegetował, niż żył”. Jeśli zatem ktoś dotąd katował się szklanką wody „zamiast”, to niech wie, że „skuteczne” są również medytacje i pisma duchowych mistrzów. W piśmie katolickim nie mogło zabraknąć wielkiego artykułu na temat aborcji. I tutaj jest takowy pt. „Cywilizacja życia kontra cywilizacja śmierci”. Wpisuje się on w katolicką apologetykę: lekarze i kobiety przerywające ciąże są zabójcami i tak powinni być traktowani. Wyrokowanie, który płód ma żyć, a który nie – niczym się nie różni od oświęcimskiej rampy. Rodzić trzeba zwłaszcza dzieci upośledzone i te z gwałtów, bo one potrzebują więcej miłości itp. Ale te opinie można jeszcze próbować zrozumieć. Każdy z nas musi przyznać, że urodzenie kalekiego dziecka jest aktem bohaterstwa i nikt takich rodziców nie potępia. Jednak z tego również powodu nie sposób podobne postawy wymuszać, strasząc przy tym więzieniem i piekłem – jak to bezczelnie robią bezdzietni celibatariusze. Ci, którzy potem palcem nie kiwną, żeby wspomóc wielodzietne rodziny czy upośledzone dzieci. Ale to jeszcze nic! Bo tak naprawdę to sam Kościół odpowiedzialny jest za ogromną skalę pokątnych aborcji (w Polsce szacuje się ją na 200 tysięcy zabiegów rocznie). Otóż m.in. w tymże samym „Miłujcie się!”, tuż po artykule o aborcji, otwieram tekst pt. „Grzech antykoncepcji”. Na wstępie przypomnienie, że to katolicki Bóg jest stwórcą pięknego pożądania (to po co ta czystość w małżeństwie?), a miłość małżonków to „jedność i zespolenie”. Natomiast „antykoncepcja jest zaprzeczeniem tej jedności, tego wzajemnego poznawania się i zbliżenia (...). Akt małżeński jest święty, a ingerencja w jego naturę jest świętokradztwem. Bóg jest obecny w jedności małżeńskiej poprzez sakrament małżeństwa, nie obrażajmy Go więc stosowaniem środków bezczeszczących świętą jedność dwojga ludzi”. Dodajmy, że autorowi chodzi o każdy rodzaj antykoncepcji, a „świętokradztwo” to jeden z najcięższych grzechów. Co ciekawe, w ww. artykule nie ma mowy o tzw. naturalnych metodach zapobiegania ciąży. A zatem kalendarzyk też jest już zły? Antykoncepcja – czytamy dalej – „burzy nasze szczęście. Bo jeżeli Bóg zaplanował dla nas szczęściodajną jedność małżeńską, której elementem jest współżycie seksualne i nierozerwalnie z nim związana płodność, to tylko realizacja zamysłu Boga może dać nam szczęście (...). Kiedy niszczymy to, co Bóg stworzył, popełniamy grzech ciężki”; „Bóg pragnie powołać do życia nowego człowieka, a my, małżonkowie, którzy przysięgaliśmy »przyjąć i po katolicku wychować potomstwo«, stosujemy środki chemiczne, hormonalne i mechaniczne, by nie dopuścić do poczęcia (...). Dlaczego więc rozdzielamy nasze ciała prezerwatywami?”. No cóż, może już wystarczy tych cytatów, bo Czytelników „FiM” chyba i tak nie przekonam... Teraz możemy już jednak wyraźnie zobaczyć idealną rodzinę katolicką: czystość stracili podczas nocy poślubnej. Ich dorobek to, lekko licząc, 15 dzieci, w tym kilkoro kalekich. Współżycie odbywa się do naturalnego ustania okresu u kobiety, więc mendel potomstwa to betka. Tym bardziej że jedynymi metodami, które mogą ograniczyć ten (lub wyższy) wynik, są medytacje i czytanie pism ojców Kościoła. Matka jest „kapłanką domowego ogniska”, więc w domu raczej się nie przelewa. Życie na tym padole łez jest ciężkie, bo takie już jest. A zapłata za nie jest w niebie. Tymczasem radość daje wspólna modlitwa, seks raz na parę miesięcy „ukierunkowany na płodność”, rodzinne wyjście do kościoła. Można też czasem odreagować i dać dzieciakom lanie. Oto kościelna wizja miłości, małżeństwa i rodziny. A jaka jest praktyka? Owszem, istnieją takie „idealne”, czy może raczej święte rodziny. Ale o wiele więcej jest partnerów, którzy ze względu na czynne działania kleru i kleroparobków mają utrudniony dostęp do antykoncepcji, o refundowaniu której w Katolandzie można pomarzyć. Kobiety lądują więc w prywatnym gabinecie ginekologa, gdzie za 3 tysiące usuwają niechcianą ciążę. Jest też inna strona medalu – księża, którzy niczym biblijni faryzeusze nakładają na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami mają z nich niezły ubaw. Kościół papieski to dziś największa i najbardziej zamknięta przed światem organizacja, z której na zewnątrz wydostaje się tylko promil prawdziwych informacji, wierzchołek góry lodowej. A mimo to tylko w samych „FiM” każdego tygodnia piszemy o nowych nadużyciach kleru w sferze seksu, o księżach pedofilach, gwałcicielach, jurnych kogutach wymuszających aborcje u swych konkubin, czy choćby w aktualnym numerze – o kapłanie (tak się złożyło, że chrystusowcu!), który swoje chucie wyładowywał na 13-latce. O co więc tutaj chodzi? O zniewolenie człowieka. O to, żeby każdy wierny miał notoryczne wyrzuty sumienia, co czyni go zależnym od „duchowych przewodników”, a im samym daje władzę i pieniądze. Chodzi też o niespotykaną w rozmiarach, ogólnoświatową obłudę. JONASZ Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. aczelna Prokuratura Wojskowa w Poznaniu definitywnie zamknęła śledztwo w sprawie tragicznego w skutkach ostrzału (zginęło na miejscu 6 osób cywilnych) afgańskiej wioski Nangar Khel. Nadzorujący postępowanie karne prokurator Karol Frankowski (szef Wydziału II Oddziału ds. Przestępczości Zorganizowanej) podjął decyzję o odrzuceniu wszystkich wniosków dowodowych złożonych przez obrońców żołnierzy i skierował akt oskarżenia do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Przypomnijmy, że spośród siedmiu komandosów z bielskiego 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego (w Afganistanie działali w strukturze 1. plutonu szturmowego „Delta” wchodzącego w skład stacjonu- N Nie chciał uzasadniać tej decyzji ani podać jakichkolwiek szczegółów z „niepotrzebnych” już zeznań świadków. Od pragnącego zachować anonimowość kolegi prok. Frankowskiego wiemy, że chodzi o kaprala K. i jego podkomendnego – starszego szeregowego W., którzy wrócili z Afganistanu transportem medycznym miesiąc przed pozostałymi żołnierzami I zmiany PKW. – Według wersji oficjalnej, zjechali do kraju ze względów zdrowotnych. K. uskarżał się na dolegliwości żołądkowe, zaś W. zwichnął nogę. Bardzo się ze sobą kumplowali, więc było im raźniej. Skądinąd wiadomo mi, że o ich przyspieszony powrót do kraju zadbali kontrwywiadowcy Antoniego Macierewicza – mówi prokurator. GORĄCY TEMAT (...). Nie był przejęty dramatem tych ludzi”. Dziwnym trafem ten właśnie fragment protokołu z przesłuchania kaprala N. wydostał się z prokuratury do wybranych brukowców, które nie omieszkały nakarmić swoich czytelników histerycznymi w tonie bredniami. Informacja o tym, że kapral N. płakał, wycofując się podczas konfrontacji z niemal wszystkich wcześniejszych oskarżeń, pozostała najściślej chronioną przez prokuraturę tajemnicą. Zmanipulowany żołnierz miał powody do rozpaczy: trudno mu było spojrzeć nie tylko w lustro, skoro po ostrzale Nangar Khel spędził w okolicach stanowiska moździerza zaledwie 11 sekund i w żadnym momencie nie był świadkiem opisywanej w zeznaniach sytuacji, a tym bardziej nie widział żad- nie jest tak do końca spójny z poziomem intelektualnym i wiedzą świadka zeznającego niczym wybitny ekspert z dziedziny balistyki. Nawiasem mówiąc, nie on jeden może się na takich nadmiernie upiększonych kwitach rozłożyć. Obawiam się też, że trudno będzie obronić wersje niektórych świadków, którzy byli – jak dzisiaj tu i ówdzie opowiadają – zastraszani podczas przesłuchań realizowanych przez żandarmerię na nasze zlecenie. Jeden z takich przypadków zaistniał podobno w Łodzi – uchyla rąbka tajemnicy prokurator wojskowy. – Nie byłbym zdziwiony, gdyby starszy szeregowy W. był OZI (osobowe źródło informacji – dop. red.) sterowanym przez ludzi Macierewicza. Miał duże kłopoty z uzyskaniem poświadczenia bezpieczeństwa wy- 3 co w nich jest, bo gdyby zupa się wylała, to nie tylko stracę robotę, ale jeszcze pójdę siedzieć. Mogę jedynie zapewnić, że ponad połowa dokumentów nie dotyczy sprawy Nangar Khel, lecz obrazuje, w jaki sposób SKW rozpracowywało dowództwo kontyngentu, a zwłaszcza ekipę 18. batalionu z podpułkownikiem Adamem Strękiem na czele. Jest też wiele notatek, w których – powołując się na doniesienia OZI – oficerowie kontrwywiadu bardzo wyraźnie kopią dołki pod generałem Markiem Tomaszyckim (dowódca I zmiany PKW – dop. red.) i jego najbliższymi współpracownikami. Znam prywatną opinię w tej sprawie jednego z najważniejszych w Wojsku Polskim dowódców, który jest absolutnie przekonany, że rozpętując całą aferę z Nangar Khel, Macierewiczowi chodziło o upo- Co się stało w Nangar Khel Za kulisami śledztwa przeciwko siedmiu polskim żołnierzom oskarżonym o popełnienie zbrodni wojennych trwały zbrodnicze podchody i manipulacje... Panowie obrońcy żołnierzy, bardzo uważnie przeczytajcie ten artykuł! jącego w bazie Waza Khwa Zespołu Bojowego „C” Polskiego Kontyngentu Wojskowego) sześciu oskarżono o zabójstwo ludności cywilnej (zagrożone karą dożywocia), a jednego – o atak na niebroniony obiekt (do 25 lat więzienia). – Ze względu na okres urlopowy i konieczność przestudiowania przez sędziego referenta kilkudziesięciu tomów akt proces z pewnością nie rozpocznie się wcześniej niż jesienią – zastrzega prezes sądu pułkownik Sławomir Puczyłowski. Prokuratura zapowiedziała zwołanie specjalnej konferencji prasowej, podczas której mają być przedstawione wyniki śledztwa i szczegóły aktu oskarżenia. Prezentacja odbędzie się akurat w czasie, gdy nasz tygodnik będzie schodził z maszyn drukarskich. Zbytnio nie żałujemy, że nie będziemy mieli tego gorącego newsa. Nasłuchaliśmy się już i naczytaliśmy u źródła wystarczająco dużo kontrolowanych przecieków (nastąpiły w okresie, gdy do akt nie mieli jeszcze dostępu nawet obrońcy podejrzanych żołnierzy!) ze ściśle tajnego śledztwa, by domyślać się, co na tej konferencji ogłoszą. Znacznie ciekawsze wydaje się to, co z pewnością zostanie przemilczane... ~ ~ ~ 1. Pod koniec kwietnia śledczy zrezygnowali z usług dwóch świadków incognito. – Dokumenty z ich zeznaniami zostaną zniszczone i nie będą wykorzystywane w sprawie – oznajmił wówczas prokurator Frankowski. – Mnie intryguje, skąd u zadłużonego dotychczas po uszy K. pojawiły się duże pieniądze. Facet ma do spłacenia około 200 tys. zł długu z tytułu podżyrowanemu teściowi kredytu, dwójkę dzieci i niepracującą żonę, a tymczasem krótko po swoich występach w śledztwie zapłacił kilkadziesiąt tysięcy złotych zaległych rat i kupił sobie kilka cennych drobiazgów, z samochodem włącznie – dodaje policjant z Bielska-Białej. W początkowej fazie śledztwa kpr. K. i st. szer. W. bardzo ochoczo pomagali prokuratorom. To właśnie na podstawie ich zeznań w listopadzie 2007 r. sąd zadecydował o tymczasowym aresztowaniu siedmiu żołnierzy pod zarzutem popełnienia zbrodni wojennej. Nawiasem mówiąc, trudno się sądowi dziwić, skoro jeden z tych świadków zarzekał się, że tuż po ostrzale wioski Nangar Khel komandosi „mówili, że wreszcie otworzył się im licznik, jeśli chodzi o liczbę zabitych przez nich ludzi”, co później skwapliwie podchwyciły niektóre media. W końcowej fazie śledztwa prokuratura nabrała przekonania, że – niestety – obaj świadkowie incognito fantazjowali, nie mając bladego pojęcia o faktycznym przebiegu wydarzeń... ~ ~ ~ 2. Kapral N. (dowódca drużyny niebiorącej bezpośredniego udziału w inkryminowanej operacji) zeznawał, że tuż po ostrzale wioski jeden z oskarżonych żołnierzy „swoim zwyczajem przechadzał się nonszalancko wśród zabitych i rannych. Przeliczył te osoby, kilka razy się uśmiechnął Modły kapelanów nie zapobiegły tragedii. Czy pomogą naszym żołnierzom w sądzie? nego łotra „przechadzającego się nonszalancko wśród zabitych i rannych”... ~ ~ ~ 3. Starszy szeregowy W. to jeden z najmocniejszych świadków oskarżenia (z ponad 280, niczego na ogół do sprawy niewnoszących) obciążających żołnierzy z „Delty”. Twierdzi, że wszystko widział jak na dłoni. Wprawdzie z dosyć dużej odległości, ale lornetkę miał podobno doskonałą. Po afgańskich bezdrożach jeździł zawsze w jednym hummerze z porucznikiem N. Oficer ten jako pierwszy (wobec braku łączności „Delty” z bazą) zaalarmował majora Olgierda C. (jednego z podejrzanych – dowódcę Zespołu Bojowego „C”) o zaobserwowanych z odległości ok. 1 km fatalnych skutkach ostrzału wioski Nangar Khel, na co major zareagował poleceniem, by przekazać „Delcie” rozkaz natychmiastowego przerwania ognia. – Z tym W. popełniliśmy błąd, ponieważ sąd natychmiast zorientuje się, że protokół przesłuchania maganego przy wyjazdach na misje, ponieważ był kiedyś skazany (w zawieszeniu) za pobicie i rozbój. Podobno – zastrzegam, że jest to informacja jednoźródłowa – „dogadywał się” w sprawie tego certyfikatu w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego – twierdzi wysoki rangą oficer Żandarmerii Wojskowej. – Po powrocie spod Nangar Khel do bazy Kushamond cała załoga porucznika N. zamknęła się w hummerze i dobrą godzinę obradowali, nie pozwalając nikomu zbliżyć się do wozu. Jeden z chłopaków bąknął, że coś tam uzgadniali. Czy jednolitą wersję zeznań? Tego nie chciał zdradzić – mówi żołnierz z 18. batalionu. ~ ~ ~ 4. Antoni Macierewicz miał w Afganistanie kilkunastu swoich kontrwywiadowców. W bazie Waza Khwa rezydowało dwóch: ppłk A.D. i mjr R.J. Dokładali najwyższych starań, żeby z gówna ukręcić bat... – W aktach sprawy znajdują się cztery tajne tomy. Nie powiem wam, lowanie kilku niewygodnych dla siebie generałów. Jeśli zaś chodzi o wartość niektórych doniesień nadsyłanych przez kontrwywiadowców do centrali, to w konkursie na najbardziej idiotyczne zdecydowanie wygrywa informacja, że pewien ich agent słyszał z odległości 1,5 kilometra, jak ciężarna Afganka z wioski Nangar Khel poddawała się i błagała, żeby darować jej życie. Drugie zaś miejsce przyznałbym oficerowi, który raportował, że jego agent widział, jak kobieta uciekała, choć urwało jej nogę. Wielka szkoda, że kiedy te dowody będą ujawniane, proces niechybnie zostanie zamknięty dla opinii publicznej – zauważa nasz informator z prokuratury. I dodaje: – Na czas procesu wzmacniamy siły. Prawdopodobnie wróci do Poznania kolega, który zaczynał tę sprawę, a został później od niej odsunięty i zesłany do Warszawy z bardzo nieprzyjemnych względów rodzinno-obyczajowych. ANNA TARCZYŃSKA 4 ŚWIAT WEDŁUG RODANA Sianko i granko Zarobki piłkarzy niebotycznie wzrastają. I na odwrót: nie ma sianka, nie ma granka. Jeszcze trzy lata temu roczne zarobki piłkarzy (pensja podstawowa plus premie i reklamy) były stosunkowo „niskie”. Ronaldinho (FC Barcelona) otrzymywał 23 miliony euro, Ronaldo (Real Madryt) – 17,4 mln, Wayne Rooney (Manchester United) – 16,1 mln, a Frank Lampard (Chelsea Londyn) i Thierry Henry (Arsenal Londyn) – po 9,8 mln euro. W bieżącym roku wynagrodzenia piłkarzy znacznie wzrosły. Piłka nożna jest teatrem oglądanym przez multimilionową widownię. Nic dziwnego, że jest wielkim biznesem. Dlatego właśnie za Fernanda Torresa Liverpool FC zapłacił 40 milionów euro, United za Naniego czy Andersona – po 16 mln, Real za Sneijdera – 27 mln, a Barca za Henry’ego – 24 mln. Ronaldinho ma kulosy ubezpieczone na... 150 milionów euro! Na szczęście jednak na boisku pieniądze raczej nie wygrywają. Przekonał się o tym Roman Abramowicz, właściciel Chelsea, który naszpikował klub gwiazdami światowego futbolu, a mimo to jego drużyna została wyeliminowana z Pucharu Anglii przez drugoligowca. Ale z drugiej strony, Chelsea w poprzednich sezonach zdobyła dwa mistrzostwa Anglii i Puchary. Czy byłoby to możliwe bez P Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. Z NOTATNIKA HERETYKA wpompowania w drużynę góry szmalu?! W maju br. „Daily Telegraph” doniósł, że zarobki piłkarzy Premiership przekroczyły właśnie miliard funtów! Od 2000 roku ich pensje wzrosły o 65 procent! Właściciele czołowych klubów wpadli w panikę i postanowili zawrzeć pakt, na mocy którego ma obowiązywać jednolita siatka płac. Czy ten pakt cokolwiek zmieni? Obawiam się, że wątpię. We Włoszech fiskus zamierza dokładnie przyjrzeć się zarobkom piłkarzy występujących w czterech najwyższych ligach. Akcja ma na celu walkę z zaniżaniem przez kluby dochodów zawodników czy, szczególnie w trzeciej i czwartej lidze, zatrudnianiem ich „na czarno”. Wyniki kontroli nie są jeszcze znane... Ale i tak, proszę Państwa, najlepiej zarabiającym sportowcem świata nie rzed kilkoma dniami Jarosław Kaczyński wygłosił w Sosnowcu swoje klerykalne credo. Zadeklarował w ciemno spełnianie w przyszłości wszelkich życzeń katolickich hierarchów. Na koszt podatników, oczywiście... Pamiętamy niedawne czasy, kiedy wola partii miała być życzeniem całego narodu. Prezes PiS tego samego zabiegu dokonał z Kościołem: ogłosił mianowicie, że Kościół rzymskokatolicki i naród polski to w zasadzie jedno i to samo, bo „kto nastaje na Kościół, ten nastaje na sam naród”. Nie wiem, który naród ma na myśli Jarosław Kaczyński, kiedy utożsamia go z Kościołem. Może „naród wolski”, ten z jego własnej wersji hymnu narodowego? Bo ten naród polski, który ja znam, za ojca swojego języka ma ewangelika Mikołaja Reja, który na dodatek „bardzo nastawał na Kościół rzymskokatolicki”. Zapewne dlatego obaj Kaczyńscy, mimo doktoratów, posługują się tak marną polszczyzną – przykościelna „wolskość” widocznie nie pozwala im na nic lepszego, wywołując moralną czkawkę wobec wynalazku ojca Reja. Najsłynniejszy poemat narodu polskiego napisał człowiek należący do mesjańskiej sekty i mający za nic katolicką etykę seksualną. Mickiewicz, bo o nim mowa, na domiar złego pod koniec życia miał silną skłonność do judaizmu. Ulubioną pieśń patriotyczną („Rotę”) napisała dla narodu polskiego (a nie wolskiego) Maria Konopnicka – przez znaczną część życia osoba nie tylko mało katolicka, ale też antychrześcijańska, na dodatek pani o wyraźnej i nieukrywanej skłonności do innych pań. Naród ten miał też wielkiego powieściopisarza socjalistę, jest piłkarz, ale amerykański czarnoskóry golfista Tiger Woods otrzymujący rocznie ponad 100 milionów dolców za nagrody w turniejach i kontrakty reklamowe (patrz: „Totalna klucha” – „FiM” 40/2006). Właśnie z chłopami z mojej wsi oraz księdzem Eustachym (ksywka: Belzebub) zastanawialiśmy się, jak wysoki może być nowy kontrakt Torresa (mówi się o 75 milionach euro!), kiedy bufetowa Jadźka, wielka kibicka, westchnęła i powiedziała: „Ballack ożenił się z jakąś Simoną. Klose ma za żonę Polkę, Sylwię. One chyba poleciały na ich szmal, co nie?! Ciekawe, czy Podolski ma jakąś pindę... Może by tak do niego napisać: „Jestem zgrabna, powabna, seksowna. I nie będę przed tobą uciekać na boisku!”? W tym momencie z udawanym zgorszeniem odezwał się Belzebub: „Seks jest nieprzyzwoity!”. Na to Zwiadowca Szoguna (Ździchu z mojej wsi) odpowiedział: „Tylko wtedy, gdy robi się to na glempika, a nie we wszystkich pozycjach!”. ANDRZEJ RODAN www.arispoland.pl Prowincjałki Na planach włączenia oceny z religii do średniej ocen na świadectwie przejechali się niektórzy uczniowie rzeszowskich szkół, którzy cichaczem liczyli na miejskie, niemałe stypendium zależne od wyników w nauce. Okazało się, że tutaj przepisy wciąż traktują katechezę jako przedmiot nadobowiązkowy, a lokalne władze nie zamierzają zmieniać regulacji w tym zakresie. Czarno widzimy przyszłość tej władzy. NIE MA KASY ZA PACIOREK Pięciu policjantów katowickiej drogówki ochraniało złodziei kradnących węgiel z kopalni Staszic. Przez cztery lata wywieziono stamtąd około 30 tysięcy ton opału o wartości ponad 3 mln złotych. Panowie mundurowi zainkasowali w sumie 270 tysięcy złotych łapówki. POLICJA CZUWA Z zakrystii kościoła w Skokach policja zabrała 23-letniego Kajetana W., który dopiero co zdążył ślubować swojej ukochanej miłość i wierność aż po grób. Nowożeniec, od roku poszukiwany za niestawienie się na odbycie prawomocnej kary za handel narkotykami, najbliższe dwa lata spędzi za kratami. PODRÓŻ POŚLUBNA Rdzenni mieszkańcy nadmorskiej gminy Wicko szukali konceptu, jak zarabiać na turystach. No i wymyślili. Kilku z nich zaopatrzywszy się w noże, poszło na plażę. Długo nie musieli przekonywać turystów z Lubska, żeby oddali wszystko, co mają cennego. Łup – telefony komórkowe i pieniądze – pomysłowym napastnikom odebrała policja. DZIKA PLAŻA Pewna 20-letnia mieszkanka woj. lubuskiego ze zdumieniem patrzyła na klepsydry informujące o jej śmierci i terminie pogrzebu. Okazało się, że za tę atrakcję odpowiedzialna jest 19-letnia Monika Sz., która w ten sposób chciała się zemścić na byłej dziewczynie swego obecnego chłopaka. ŻEBYŚ TAK ZDECHŁA Do napadu rabunkowego doszło we... Włoszczowie. Ze sklepu monopolowego znikło 2800 zł całodziennego utargu. O kradzież policja podejrzewa... czterolatka, obywatela Rumunii. Opracowała WZ ZŁODZIEJSKIE NASIENIE który oficjalnie wyrzekł się katolicyzmu – Stefana Żeromskiego – oraz wybitnego polityka – Józefa Piłsudskiego, który nie dość, że przez pół życia był takimż socjalistą, to jeszcze przeszedł na ewangelicyzm i generalnie był raczej niepobożny. O Słowackim, który ostrzegał, że „zguba Polski jest w Rzymie”, nie wspominam, bo o tym, to chyba nawet Jarosław Kaczyński mógł kiedyś słyszeć. A co do hymnu... Śpiewały go najpierw Legiony Polskie przy armii Bonapartego, złożone na ogół z antyklerykałów i masonów. Nic dziwnego zatem, że hymn ten w gardle Kaczyńskiemu staje i nie pozwala spamiętać tekstu. W tej samej epoce żył także inny wielki antyklerykał – Tadeusz Kościuszko, a dzieło największego astronoma tego kraju, Kopernika, przez kilka stuleci znajdowało się na kościelnym indeksie ksiąg zakazanych. Z dwóch największych muzyków naszego narodu Chopin był wolnomyślicielem, na łożu śmierci niemal przemocą nawróconym na katolicyzm, a Szymanowski – namiętnie praktykującym gejem, czyli raczej marnym katolikiem. Tylko czy „Wolacy” o tym wszystkim wiedzą? Czy wiedzą, że mówią lewicującym i niewierzącym Żydem Tuwimem, który w XX wieku wniósł bodaj największy wkład do żywej polszczyzny? I że budują zdania, używając zwrotów stworzonych przez zdecydowanie mało pobożną Agnieszkę Osiecką? Jest dokładnie odwrotnie, niż chciałby podlizujący się biskupom Kaczyński – tego narodu nie można zrozumieć bez antyklerykalizmu, bez buntu przeciw Kościołowi, bez bycia w opozycji wobec jego hierarchii. Kto tego nie rozumie, na zawsze pozostanie tylko Wolakiem. ADAM CIOCH RZECZY POSPOLITE Polskość czy wolskość MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Rząd znalazł sobie jeden skuteczny do tej pory patent na podnoszenie swoich notowań w obliczu oczywistych porażek, to znaczy konfliktowanie się z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego kancelarią za wszelką cenę, więc sobie rząd wymyślił, że ponieważ pani minister Fotyga ma kiepską prasę, no to jak się zaatakuje minister Fotygę, no to wzrośnie rządowi. No kulą w płot. (Jacek Kurski) Bardzo mi się podoba to, że Zbigniew Ziobro staje na czele grupy, która będzie walczyć o apolityczność prokuratury. Myślę, że Sławomir Mrożek by czegoś bardziej zabawnego nie wymyślił. (Zbigniew Ćwiąkalski) Komisja weryfikacyjna ma gigantyczny dorobek. Mówiłem o tym wielokrotnie, ale może warto powtórzyć. Komisja, która praktycznie rzecz biorąc działała niecałe pół roku, odbyła ponad sześćset posiedzeń. (Antoni Macierewicz) Jak widziałem na trybunach pana premiera Zapaterę, to – było nie było – bliżej mi do chadeckiej pani kanclerz Angeli Merkel niż do skrajnego lewaka, jakim jest pan premier Zapatero. Ale całe szczęście był też król Juan Carlos i mogłem z czystym sumieniem kibicować Hiszpanii. (Joachim Brudziński) Moim marzeniem jest wziąć ślub w Zakopanem, na którym wystąpiłabym boso, na koniu. Tylko potrzebny jest sponsor, bo to bardzo kosztowna impreza. (Maryla Rodowicz) Każdy młody zdolny chłopak, który w Polsce się pojawi, natychmiast z Polski wyjeżdża. (Jerzy Engel, były trener polskiej reprezentacji) Wybrali: OH Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. NA KLĘCZKACH BRAWO, KURIA! Watykańska Kongregacja Nauki Wiary zaleciła wszczęcie procesów kościelnych wobec trzech księży płockiej diecezji, oskarżonych o molestowanie seksualne nieletnich. Doniesienie w sprawie molestowania w latach 1992–2005 nieletnich (ministrantów i kleryków) przez kilku księży złożyli dwaj duchowni, m.in. ówczesny rektor płockiego Wyższego Seminarium Duchownego ks. Bogdan Czupryn, tuż po opublikowaniu naszych tekstów na ten temat („FiM” 30/2006 i 10/2007). Mimo umorzenia śledztwa przez płocką Prokuraturę Okręgową, kuria zaleciła zbadanie sprawy „przez kompetentne organa kościelne, zgodnie z normami etyki katolickiej i prawa kanonicznego”. Brawo, kuria! To prawdziwy ewenement w polskim Kościele, który do tej pory zawsze wygłuszał skandale i chował pedofilów po innych parafiach. W wyniku wewnętrznego śledztwa kościelnego na 3 duchownych nałożono kary suspensy i pozbawiono funkcji kościelnych. Pokrzywdzonych było przynajmniej 10 nieletnich osób. PS studentów z rozbitych rodzin, tak aby przyszli księża mogli nawiązywać potem prawidłowe relacje z wiernymi. Choć w tej sprawie wpłynęły skargi do generalnego inspektora ochrony danych osobowych, podobno nie może on nic zrobić, bo... wara mu od kościelnych zbiorów danych personalnych (piszemy o tym na str. 8). Drodzy kandydaci na sutannowych, jeszcze możecie się zastanowić i dokonać właściwego wyboru... PS KLERYK POD LUPĄ Kandydaci na księży, którzy składają teraz dokumenty do seminariów duchownych, są oburzeni żądaniem od nich świadectwa ślubu kościelnego rodziców, a nawet ich zgodnego pożycia. Oczywiście, dokumenty te wystawia proboszcz. Nie dzieje się to jednak bez przyczyny – aż około 20 proc. kandydatów na księży pochodzi z rozwiedzionych rodzin. Jeszcze więcej jest z takich rodzin kandydatek na zakonnice. Oczywiste więc jest, że w grę wchodzi (zamiast tzw. powołania) zrażenie się do instytucji małżeństwa i rodziny, co nie najlepiej wróży przyszłym postawom duszpasterzy rodzin. Seminaria żądanie takich dokumentów tłumaczą potrzebą objęcia szczególną opieką Według sondażu popularnego portalu Onet.pl, 35 procent internautów „w ogóle nie chodzi do kościoła”. Oznacza to, że więcej niż jedna trzecia młodszej części społeczeństwa nie chce utrzymywać jakichkolwiek związków z Krk. To jeszcze jeden przyczynek do portretu „pokolenia JPII”.... MaK DUCHA NIE ZGASILI TELEFONY OD PANA B. PROCES KSIĘDZA Przed Sądem Rejonowym w Brzozowie ruszył proces ks. Stanisława K. – byłego proboszcza parafii w Hłudnie, oskarżonego o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad 13-letnim Bartkiem i doprowadzenie go do samobójstwa, co mały ministrant wyjawił w przedśmiertnym liście. Duchowny, który oskarżony jest też o znęcanie się nad trójką innych dzieci, nie przyznaje się – rzecz jasna – do winy i odmawia składania wyjaśnień. Grozi mu 12 lat więzienia. Na wniosek prokuratury i pełnomocnika pokrzywdzonych proces został utajniony. Na salę rozpraw nie wpuszczono, co ciekawe i pocieszające, przedstawiciela Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Troski o Media „Świadectwo”, zaniepokojonego „niesłusznym oskarżaniem księdza o molestowanie seksualne”. BS ODKATOLICZENI Zanosi się na bratobójczą wojnę. Abp Sławoj Leszek Głódź wyeliminował z gry konkurenta – prałata Henryka Jankowskiego, który kilka miesięcy temu ogłosił chęć stworzenia telefonii komórkowej – i teraz sam zakłada taką chrześcijańską sieć („FiM” 24/2008). Tyle że ten sam interes wyniuchał też Episkopat i na gwałt chce wyeliminować Głódzia, odcinając się od jego inicjatywy. Jak znamy Głódzia, nie pozwoli sobie tak łatwo wydrzeć olbrzymiego szmalu (2 mln abonentów!). Radzimy Głódziowi zwarcie szyków i wspólny front ze spółką – kolegami prałata z Mini Mobile (którzy obiecali stworzyć wspomnianą sieć komórkową). Ci prowadzą interesy z graczami na rynku erotycznych tapet oraz właścicielami gejowskiego kanału randkowego Gaydate TV, obecnego na platformie cyfrowej Sky. Zysk jest więc pewny! BS KSIĄDZ ROZGRZESZONY Ministerstwo Finansów zwolniło księdza Michała Hellera z obowiązku uiszczenia podatku od Nagrody Templetona, którą otrzymał za pracę nad godzeniem nauki i religii. Heller swoją nagrodę przeznaczył na stworzenie w Krakowie centrum badawczego, które ma propagować klerykalne wysiłki służące ekspansji propagandowej Kościoła w świecie naukowym. AC Na stadionie Górnika w Łęcznej odbyły się wojewódzkie uroczystości Dnia Strażaka. Jak zawsze w tego typu imprezach podziękowaniom oraz achom i ochom nie było końca. Oczywiście, Kościół musiał „uświetnić” swoją obecnością i obrzędami imprezę, która w gruncie rzeczy jest popijawą strażackiej braci. Zaczęło się od stadionowej mszy odprawionej przez samego abpa Józefa Życińskiego. Później, już w czasie akademii, dziekan łęczyński ks. Stefan Misa i kapelan strażaków ks. Janusz Rzeźnik nie schodzili z podium i z ust przemawiających komendantów. Na szczęście dla zgromadzonej i znudzonej dzieciarni, po imprezie ktoś zapomniał zabrać polowych konfesjonałów. Kościelne meble stanowiły dla nich nie lada atrakcję. Podobnie jak dla strażaków sztandar z napisem: „Bogu na chwałę – ludziom na ratunek” – ufundowany im przez szefa kopalni w Bogdance. Ale ogólnie było smutno, a właściwie sucho, bo kiedy ktoś chciał się napić piwa w barze za obiektem sportowym, to musiał przeżyć srogi zawód. Dlaczego? Tutejszy kler wymógł na organizatorach, by browar sprzedawać dopiero po trzynastej. Podczas imprezy reprezentacyjnym wozem straży pożarnej z oddalonego o 100 km Parczewa przyjechał ks. Andrzej Biernat – proboszcz tamtejszej parafii Opatrzności Bożej. Po 15 minutach pobytu i wypaleniu nadwyżki strażackiego paliwa tym samym wozem odwieziono go do domu. OP ŚWIĘTY SPOKÓJ Podkarpacie. Opinia publiczna tego arcypobożnego regionu żyje sensacjami, od których włos jeży się na głowie. Na światło dzienne wychodzą fakty molestowania dzieci, często własnego potomstwa. Ba, głowy „katolickich rodzin” robią tu dzieci swoim córkom. Zazwyczaj za wiedzą sąsiadów i proboszczów. Niedawno cała Polska żyła dramatem żony i córek „tatusia” z gminy Radymno. Znaleźli się jednak i tacy, którzy mają za złe molestowanemu potomstwu, że zamiast, jak Pan Bóg przykazał, czcić ojca swojego i siedzieć cicho, zadenuncjowały go policji. Teraz skandal wybuchł w wiosce pod Kolbuszową, gdzie 12-letnia dziś dziewczynka od 9 roku życia była molestowana nie tylko przez swojego ojczyma, ale i przez... 80-letniego dziadka. Obu zbokom grozi 12 lat paki, a karą dodatkową powinno być takie towarzystwo w celi, które wyprostuje ich wynaturzoną świadomość. Jad ZEWANGELIZUJĄ NAM BIESZCZADY Jeśli w weekend 19–20 lipca wybieracie się w Bieszczady w poszukiwaniu odpoczynku, w tym również od wszędobylskiego Kościoła, lepiej omijajcie Polańczyk nad Zalewem Solińskim. Już po raz szósty zaplanowano tam „Wakacyjną ewangelizację Bieszczadów”. „Bieszczady są miejscem odpoczynku wielu ludzi, wśród których jest wielu zagubionych i poszukujących sensu życia” – argumentują organizatorzy katolickiej akcji. I dlatego celem WEB ma być zapewnienie wszystkim pomocy duchowej oraz wsparcia moralnego w formie wspólnego przebywania. W programie tegorocznej edycji przewidziano m.in. ewangelizacyjne rejsy po Zalewie Solińskim, spotkania z egzorcystą, koncerty zespołów chrześcijańskich oraz plenerowe czuwanie w łączności z papieżem Benedyktem XVI. Bomba! AK RY(D)ZYKOWNE ANTENY W Mielcu znaleziono dowód, że szkodliwy dla zdrowia człowieka jest nie tylko sam papcio Rydzyk, ale i jego nadajniki. Sprawa się rypła, bo wyszło na jaw, że nadajnik zamontowany na maszcie oświetleniowym mieleckiego stadionu przez co najmniej dwa lata o 30 proc. przekraczał dopuszczalne normy promieniowania elektromagnetycznego, co też udowodnił Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska i rzeszowski sanepid. Operator ry(d)zykownych anten, który wymienił urządzenia na mniej szkodliwe, daje teraz głowę (po badaniach, jakie sam wykonał), że promieniowanie spadło poniżej dopuszczalnych 5 norm. Znając jednak jego chlebodawcę, nie zaszkodziłoby chyba jeszcze raz wysłać do akcji fachowców z WIOŚ i sanepidu... Jad NOC W JANIE PAWLE II Dlaczego pensjonat w Wąchocku nazywa się Jan Paweł II, tego chyba nawet słynny sołtys nie wie. „Jan Paweł II” oferuje przyjezdnym nocleg w pokojach kategorii „best”, wyposażonych w wygodne biurko do pracy i telewizję kablową oraz możliwość skorzystania z sauny. Komu nie po drodze do Wąchocka, ten może zbłądzić pod dach „Jana Pawła II” w Kaczorach. Pensjonat proponuje nocleg w pokojach „exclusive” – wprawdzie bez klimatyzacji, ale za to z telefonem, suszarką do włosów i regulowaną lampką do czytania przy każdym łóżku, a w ramach rekreacji wizytę w gabinecie masażu lub kąpiel w basenie. Dysponujący przeszło tysiącem pokoi klasy „superior” pensjonat Jana Pawła II w centrum Kuleszy Kościelnych kusi możliwością otwierania wszystkich okien, wygodnym biurkiem do pracy, telewizją satelitarną z funkcją podglądu rachunku hotelowego, a na dodatek bezpłatną prasą. Kto wie, może nawet „Faktami i Mitami”... AK MÓDL SIĘ O ZDRÓWKO Szukającym uzdrowienia pallotyni z Centrum Animacji Misyjnej w Konstancinie proponują „posługę całkowitą terapii osoby w szpitalu Pana Jezusa”. Terapia trwa sześć dni i ma prowadzić zarówno do uzdrowienia duchowego, jak i cielesnego. Każdego dnia rozpoczyna się poranną adoracją Najświętszego Sakramentu i kończy wieczorną mszą z kazaniem, pomiędzy którymi „pacjenci” mają uczestniczyć w czterech konferencjach (na szczęście z przerwami na posiłek i odpoczynek), podczas których swoje nauki głosić będzie „młody rozmodlony ksiądz” – o. Antoni ze Zgromadzenia św. Wincentego a Paulo z Indii. Pobyt z wyżywieniem w „szpitalu Pana Jezusa” wraz z obowiązkową ofiarą na cele misyjne w Afryce skalkulowano na 650 zł. SK 6 Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. POLSKA PARAFIALNA Piramidy P zamiast szpitali W obliczu zagrożonego bytu największego w regionie szpitala dziecięcego zarząd województwa małopolskiego jako inwestycję priorytetową wyznaczył finansowanie budowy kolejnego Centrum JPII „Nie lękajcie się” w krakowskich Łagiewnikach. Szpital dziecięcy w Krakowie-Prokocimu jest – obok Centrum Zdrowia Dziecka – największą kliniką pediatryczną w Polsce. Ta znakomicie wyposażona placówka powstała w czasach gierkowskich i była oczkiem w głowie ówczesnych władz, a także jednym z najlepszych szpitali dziecięcych na świecie, co wielokrotnie podkreślały raporty światowych organizacji zdrowia. Niestety – była, bo dziś szpital jest w poważnych tarapatach, grozi mu redukcja, a nawet likwidacja całych oddziałów i tylko dzięki ogromnemu poświęceniu lekarzy udaje się utrzymać przyzwoity poziom medyczny. Szczególnie ciężka jest sytuacja na oddziale kardiochirurgii; tutaj trafiają dzieci z całego kraju – z poważnymi schorzeniami, często noworodki, u których należy jak najszybciej przeprowadzić skomplikowaną operację, gdyż każda godzina zwłoki zmniejsza ich szanse na przeżycie. Prof. Janusz Skalski – kierownik kliniki kardiochirurgicznej (w ciągu roku pod jego kierownictwem wykonuje się przeszło 400 operacji) – sygnalizuje, że rocznie w Polsce rodzi się ok. 3 tys. dzieci z poważnymi wadami serca, a jego oddział posiada tylko 10 łóżek... Czasem dochodzi do dramatycznych sytuacji, gdy np. jednego dnia do szpitala trafia kilkoro dzieci w ciężkim stanie, a na oddziale jest tylko jedno wolne łóżko. – Według jakiego klucza mam wówczas dokonywać selekcji?! – pyta profesor i apeluje o pomoc. Na oddziale potrzebuje natychmiast pięciu nowych stanowisk wyposażonych w monitor i respirator (ich koszt to 2 miliony zł, których w kasie szpitala brak). Zresztą nie jest to jedyna nagląca sprawa. W dniu 25 czerwca br. na oddziale transplantologii, gdzie przebywają dzieci po przeszczepach, wysiadła klimatyzacja – tego dnia temperatura na zewnątrz przekraczała 30 stopni C. Awarii nie udało się usunąć i dopiero przyjazd strażaków, którzy zakleili okna oddziału folią odblaskową, a następnie skierowali tam strumień zimnej wody, spowodował obniżenie temperatury wewnątrz budynku i zapobiegł tragedii. Znaczna część szpitala nadaje się do kapitalnego remontu, bo podobne przykre niespodzianki mogą się powtarzać. Kolejnym poważnym problemem jest emigracja zarobkowa personelu. Niezwykle trudno jest zastąpić znakomitych specjalistów, takich jak np. prof. Edwarda Malec, których światowe kliniki zasypują ofertami pracy. Wydawać by się mogło, że w cywilizowanym kraju w środku Europy na tego typu zapotrzebowania środki po prostu muszą być, a problemy ciężko chorych dzieci powinny być dla władz priorytetowe. Jednak w kościelnym mieście Krakowie jest inaczej – tam Zarząd Województwa Małopolskiego stwierdził, iż kluczową inwestycją regionalną będzie... Centrum JPII „Nie lękajcie się” w krakowskich Łagiewnikach (,,Wojtyłowo” – „FiM” 18/2008). Doszło już do spotkania Zarządu Województwa Małopolskiego reprezentowanego przez marszałków (Leszek Zegzda, Roman Ciepiela, Wojciech Kozak, Marek Sowa) oraz przewodniczącego Sejmiku Małopolskiego Andrzeja Sztorca z małopolskimi parlamentarzystami PO (Stanisław Bisztyga, Jerzy Federowicz, Jan Musiał, Katarzyna Matusik-Lipiec) i PiS-u (Łukasz Gibała, Wiesław Janczyk), a efektem będzie wspólny lobbing w parlamencie na rzecz tej kościelnej inwestycji. Tak więc piramidę próżności – Dziwiszową kupę betonu szacowaną lekko na przeszło 200 mln zł – mamy sfinansować my wszyscy z naszych podatków. Także rodzice dzieci zagrożonych śmiercią z powodu braku pieniędzy na ich leczenie. Kardynał zagarnął niedawno majątek wart 500 mln (,,Arcypomyłka” – „FiM” 23/2008) i sam lekką ręką mógłby zafundować pomnik ku czci swego szefa. No bo przecież nikt nie marzy, że ten zadufany w sobie multimilioner dołoży coś na leczenie dzieci... Co ciekawe, zewsząd słychać protesty (nawet z parlamentu) w sprawie finansowania z budżetu warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej, tymczasem lege artis za pieniądze podatników powstaje w Krakowie nie mniejsza fanaberia kościelna szeroko popierana przez klasy rządzące. I cicho sza. Bo ryby i dzieci głosu nie mają... MAREK PAWŁOWSKI [email protected] rezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko poprosił prezydenta Przemyśla o numer konta, aby przelać 2,8 mln złotych na wykup ukraińskiego „Narodnego Dimu”. W powietrzu wisi precedens, który może położyć się cieniem na stosunkach między państwami. Już w lutym pieniądze (500 tys. dolarów) na kupno „ND” zaoferowały trzy ukraińskie województwa, a na sygnał czeka rozsiana po całym świecie diaspora. „ND” to obiekt, który w 1904 r. przemyscy Ukraińcy zbudowali na swoje potrzeby kulturalne. Po wojnie i odwilży październikowej w 1956 roku powróciła do „ND” mniejszość ukraińska, która ocalała z wywózki do (2006 r.) był już „swój” prezydent Kaczyński. Podobnie jak na odsłonięciu pomnika JPII (2007 r.), który powstał m.in. dzięki temu, że grekokatolicy oddali na ten cel działkę. Zapomniano o słowach JPII wypowiedzianych w Przemyślu (czerwiec 1991), że „wzniecanie dawnych nacjonalizmów i niechęci byłoby działaniem przeciwko chrześcijańskiej tożsamości; byłoby również rażącym anachronizmem, niegodnym obu wielkich narodów”. W niepamięć poszedł apel z homilii lwowskiej (czerwiec 2001), że „czas zakopać rowy nienawiści” i „oderwać się od bolesnej przeszłości”. W ubiegłym roku przemyscy radni wreszcie dojrzeli, godząc się na oddanie wycenionego na 2,8 mln rekordy bezrobocia rejony przygraniczne itd. Potrzebny jest gest ze strony polskiej. Tym bardziej że nie ma miesiąca, aby w Przemyślu nie ofiarowano Kościołowi kat. takich i większych jeszcze prezentów. – Gdyby miasto podeszło do sprawy inaczej i dawno już ją po ludzku załatwiło, dużo lepsza byłaby także sytuacja mniejszości polskiej i jej obiektów na Ukrainie. Bylibyśmy już o całe pokolenie do przodu pod tym względem – uważa pani Ola, której mąż jest Polakiem, a krewny merem jednego z ukraińskich miast. – Stefan mówi mi, że gdyby miał pod ręką taki atut, szybko zgasiłby opory swoich radnych, którzy sabotują każdą korzystną dla Polaków decyzję, tłumacząc to sy- Serial Dom ZSRR. Powstałe wówczas Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne (dziś Związek Ukraińców w Polsce) użytkowało połowę obiektu, który w 1958 r. przejął Skarb Państwa, a w styczniu 2004 roku – miasto Przemyśl. Mimo 52-letnich starań i nakładów włożonych przez Ukraińców w remonty (miasto nie chciało zaliczyć ich w poczet czynszu, co skończyło się sądem), wzniosłych deklaracji, apeli i osobistej wizyty prezydenta Juszczenki (2005 r.) – przepychanki o „ND” wciąż trwają, choć pod „opieką” samorządu popadł on w ruinę zagrażającą już życiu użytkowników i przechodniów. Nie rozwiązały sprawy rządy AWS i SLD, „pomarańczowa rewolucja” i PiS, którego klubem kierował Marek Kuchciński – wcześniej wicewojewoda podkarpacki („narodowości ukraińskiej”, jak twierdzi europoseł Andrzej Zapałowski), mający biuro poselskie za ścianą „ND”. Nie pomogły także inne wpływowe „szychy”, bo zaporą nie do sforsowania byli radni pozostający pod wpływem ludzi, dla których II wojna jeszcze się nie skończyła, a czas stanął im na Wołyniu A.D. 1943. Tych samych ludzi, którzy wiosną 1991 roku słali joby do abp. Tokarczuka oraz grozili, że nie wpuszczą JPII na Karmel (miał być tymczasową katedrą grekokatolików), a później pomogli skutecznie pogonić z miasta Festiwal Kultury Ukraińskiej. Władze Przemyśla miały w ostatnich latach kilka wybornych okazji, aby pokazać swój szacunek dla z górą 1000-letniej wielokulturowości grodu i niemałej liczby obecnych mieszkańców (pochodzenie ukraińskie deklaruje oficjalnie tysiąc, ale może to być nawet kilkanaście tysięcy). Otwarcia Cmentarza Orląt (2005 r.) nie wykorzystano, bo trudno było podać rękę komuchowi Kwaśniewskiemu, ale w Pawłokomie zł (rok wcześniej – 2 mln) „Narodnego Dimu”, ale pod warunkiem, że miasto otrzyma rekompensatę od Skarbu Państwa. Dopiero kiedy na Ukrainie ogłoszono zbiórkę na wykup „ND”, sprawy ruszyły z miejsca. Przemyśl jest dla Ukraińców tym samym, czym Lwów dla Polaków, a „Narodnyj Dim” – barometrem, na którym testują szczerość intencji, w tym także prezydenta RP. Łatwo przewidzieć, jak po przyjęciu oferty Juszczenki przebiegałby zwrot tych obiektów, o które starają się Polacy z Ukrainy, zwłaszcza Zachodniej. Przyjęcie kasy z Kijowa, zamiast oddania obiektu gratis, byłoby gwoździem do trumny współpracy obu państw, partnerstwa Lwowa i Przemyśla, perspektyw EURO 2012, podziału środków UE na bijące tuacją przemyskiego „Narodnego Dimu” i chęcią rewanżu. – Mąż, który służbowo bywa wśród przemyskich „patriotów”, przynosi mi wieści, że wielu wciąż mówi: „Ukraińcom należy się taki ch..., a jak się im nie podoba, to won z miasta!”. Dzieciom, które nie wiedzą, kim jestem z pochodzenia, nie zawracam tym głowy, aby nie wyjechały stąd, byle tylko dalej od Przemyśla – gorzko podkreśla pani, której ród mieszka nad Sanem od 200 lat. Bliska sąsiadka i szkolna koleżanka – w przerwach pomiędzy różańcem, nocną kompletą w rydzyjku i leżeniem krzyżem – wyzywa ją od „ukraińskich kurew” i „banderówek”. Niech wie, kto tu rządzi, taka jej mać... JANUSZ ADAMSKI Fot. archiwum Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. KSIĄDZ TO BRZMI DUMNIE 7 Prałat w sosie własnym Gdy w stanie wojennym przyjaciółka ukrywającego się Bogdana Borusewicza przyszła do księdza Jankowskiego po lekarstwa, wielebny nie miał wątpliwości, kogo o tym zawiadomić... Jak w dym poleciał do SB! Z dziesiątków kilometrów akt pozostawionych przez peerelowską Służbę Bezpieczeństwa ku uciesze i pomyślności historyków z Instytutu Pamięci Narodowej do „projektów badawczych” i publikacji wybiera się teczki, na które istnieje zapotrzebowanie polityczne. Ksiądz prałat Henryk Jankowski nie znalazł się dotychczas na celowniku, toteż pozostaje uznanym kombatantem i bohaterem zmagań z komuną, choć skądinąd wiadomo, że jako kontakt operacyjny „Libella” (przemianowany jesienią 1980 r. na „Delegata”) gorliwie – zwłaszcza w początkach swojej kariery – współdziałał ze specsłużbami. Okoliczności tej kooperacji ujawniliśmy przed kilkoma laty („Agent „Libella” – „FiM” 34/2004), więc przypomnijmy, że: ~ bezpieka uznawała ks. Henryka za tak cennego informatora, że na osobiste polecenie generała Konrada S. (dyrektor Departamentu IV MSW – jednostki zajmującej się m.in. operacyjną kontrolą kat. Kościoła) odstąpiono od – pozostawiającej ślady w archiwach – formalnej rejestracji „Libelli”/„Delegata” w charakterze tajnego współpracownika; ~ tezy do homilii wygłoszonej przez ks. Jankowskiego 17 sierpnia 1980 r. podczas mszy dla strajkujących w Stoczni Gdańskiej robotników napisało późniejszemu „kapelanowi Solidarności” dwóch oficerów SB (pułkownik Z.P. z Warszawy i major R.P. z Gdańska). „Ostateczną, zaaprobowaną przez generała Stanisława Kowalczyka (ówczesny minister spraw wewnętrznych – dop. red.) wersję z wyeksponowanym w homilii wątkiem o potrzebie pracy major wręczył »Libelli« tuż przed jego wyjazdem do stoczni. »Przeczytaj ją, Heniu, dokładnie, żebyś szefa nie przeskoczył« – oznajmił. Chodziło o to, że kilka dni wcześniej prymas Stefan Wyszyński wygłosił bardzo stonowane przemówienie nawiązujące do strajków na Wybrzeżu i nie chcieliśmy, żeby »Libella«, który w tym momencie stawał się niezwykle cennym agentem wpływu, wyskoczył przed szereg” – tłumaczył nam w rzeczonej publikacji pewien generał; ~ owocną współpracę zakłócił stan wojenny oraz roszady na ministerialnych stołkach w MSW. Prałat pozwalał sobie na niezbyt przyjemne dla władzy kazania, więc Warszawa przysłała do Gdańska ultimatum: ks. Jankowski zaprzestanie drażniących wystąpień publicznych albo wytoczą mu proces karny. „Tylko idiota mógł oczekiwać, że »Delegat« pójdzie pod prąd. Co, miał mówić – że komuna jest piękna?! W Gdańsku byłoby to równoznaczne z samobójstwem. No i straciliśmy go bezpowrotnie, gdy we wrześniu 1983 roku z polecenia ministra Czesława Kiszczaka wszczęto przeciwko Jankowskiemu śledztwo o »nadużywanie wolności sumienia i wyznania«. Sami wypromowaliśmy Henia na bohatera narodowego” – ironizował w 2004 roku w rozmowie z „FiM” były wysoki rangą oficer gdańskiej SB. Jedni z upływem czasu zapominają, a niektórym to i owo się przypomina... ~~~ – Po wydarzeniach Grudnia ’70 Jankowski skupił wokół siebie kilkunastu stoczniowców, inspirując ich do podejmowania nieprzyjemnych dla władz akcji. Objęto go wówczas operacyjnym rozpracowaniem o kryptonimie Apostoł. Wkrótce został przyjęty wraz z grupą robotników przez kardynała Wyszyńskiego. W komitywie z prymasem dostrzegł życiową szansę na rozwój kariery i systematycznie zaopatrywał jego spiżarnie w niedostępne na rynku luksusowe wędliny, łososie czy węgorze. Udało mu się wejść w łaski hierarchy i fakt możnego protektoratu bardzo w diecezji eksponował, pozwalając sobie między innymi na dosyć ostre wystąpienia polityczne – wspomina major R.P. Jedynym batem, którym komuna mogła poskramiać wielebnego, był paszport. Major sięga do swoich notatek: – Latem 1978 roku, po bodajże dwudziestej pierwszej odmowie wydania Jankowskiemu paszportu, zaproponowałem mu rozmowę w tej sprawie. Spotkaliśmy się przy kawie oraz koniaku w jego mieszkaniu na plebanii. Wyjaśniliśmy sobie wszystkie dotychczasowe nieporozumienia, wypracowaliśmy niezbędne modus vivendi na przyszłość i już po dwóch dniach odebrał dokument otwierający zablokowaną dotychczas granicę. Wyjechał wtedy do Włoch i Niemiec, a wkrótce otrzymał stały paszport na wyjazdy do wszystkich krajów świata, co było wówczas udziałem najbardziej uprzywilejowanych, bowiem mógł wyjeżdżać, kiedy chciał i gdzie chciał. Owym modus vivendi była dyskretna kooperacja, znana tylko majorowi R.P. i zaledwie 3–4 dygnitarzom z Departamentu IV. Nie wiedział o niej nawet oficer prowadzący w Gdańsku sprawę „Apostoł”. Polecono mu kontynuować przyjęty wcześniej plan inwigilacji, a wydanie paszportu uzasadniono interwencją z Sekretariatu Episkopatu Polski, skąd faktycznie wypłynęła prośba o popuszczenie cugli ks. Jankowskiemu. – Zarówno wewnątrz resortu, jak i na użytek władz partyjnych i administracyjnych podtrzymywana była dotychczasowa ocena polityczna Henryka (major R.P. już po kilku spotkaniach na plebanii był z ks. Jankowski na „ty” – dop. red.), który w dalszym ciągu miał uchodzić za naszego zatwardziałego przeciwnika. Wszyscy dali się na tę symulację nabrać – zauważa rozmówca „FiM”. To właśnie w konsekwencji jego starań i podpowiedzi ks. Jankowski, jako proboszcz parafii obejmującej terytorialnie stocznię, został desygnowany przez ordynariusza gdańskiego biskupa Lecha Kaczmarka do odprawienia nabożeństwa dla strajkujących robotników w sierpniu 1980 r. – Dokonałem tego wyboru, bo miałem do Henryka pełne zaufanie. Wiedziałem, że rozumiał powagę sytuacji, a moje obawy dotyczące zagrożeń całkowicie pokrywały się wówczas z ocenami biskupa, który nie pozwolił na odprawienie tej pierwszej mszy ani dominikanom, ani jezuitom, choć zakonnicy bardzo się o to starali – wspomina major. – Kazanie, które 17 sierpnia 1980 roku wygłosiłem, uspokoiło władzę. Było stanowcze i wyważone. Pilnowałem ustawicznie bramy, żeby nikt nie wyszedł na ulicę – podkreślał ks. Jankowski w jednym z wywiadów. A później była już tylko proza miłej obu stronom kooperacji, w tym m.in. opisywany przez nas („Delegat” – „FiM” 33/2006) donos z audiencji w Watykanie, gdzie w styczniu 1981 r. papież Jan Paweł II przyjął grupę przedstawicieli „Solidarności”... ~~~ Po ogłoszeniu stanu wojennego Lech Wałęsa (zatrzymany w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r.) nie został formalnie internowany, lecz był „gościem” – jak to określano – władz. Z przewiezionym do rządowej willi w Chylicach pod Warszawą przewodniczącym NSZZ „Solidarność” prowadzono poufne rozmowy w sprawie powstania „neo-Solidarności” i dopiero gdy pertraktacje nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, 26 stycznia 1982 roku wręczono mu decyzję o internowaniu. W tym najgorętszym okresie ks. Jankowski spędził z Wałęsą cztery dni: 24 i 25 grudnia 1981 r. oraz 8 i 9 stycznia 1982 r. (później, w okresie 27 stycznia–17 marca, odwiedzał go w miejscu odosobnienia jeszcze pięciokrotnie). – Przed wizytami udzielaliśmy „Delegatowi” instruktażu. Spotykaliśmy się z nim w Warszawie, w naszym mieszkaniu konspiracyjnym na Krakowskim Przedmieściu – ujawnia płk J. z Departamentu IV MSW. Major P. dodaje: – Henryk bał się tam cokolwiek powiedzieć i w zasadzie tylko słuchał. Wskazując mi na kontakty w ścianach, łapał się za uszy, sugerując możliwość istnienia podsłuchu. Nie chciał również otwarcie rozmawiać u Wałęsy. „Dajcie mi jakiś dyktafon, to wyjdę z Leszkiem do ogrodu i spokojnie z nim pogadam” – poprosił. „Delegat” miał też inne pomysły... Oto gdy w stanie wojennym bezpieka poszukiwała ukrywającego się Bogdana Borusewicza, ks. Jankowski zaalarmował pewnego dnia swojego opiekuna z SB: „Widziałem Borsuka w mieście. Zapuścił wąsy i nosi teraz okulary”. Innym razem raportował: „On ma dupę, ekspedientkę w Domu Książki we Wrzeszczu. Była u mnie po lekarstwa na wrzody żołądka, a pamiętam, że Borusewicz się na nie uskarżał. Te lekarstwa z pewnością były dla niego. Pochodźcie za nią, doprowadzi was prosto do celu” – doradzał majorowi kapelan „Solidarności”. DOMINIKA NAGEL 8 Politycy twierdzą, że musimy rocznie wydawać z budżetu około 13 milionów złotych na instytucję Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Bez niego informacje o naszym życiu mógłby zbierać każdy. No i zbiera. Kościół katolicki. W 1997 roku pod hasłem dostosowania prawa polskiego do wymogów regulacji UE rząd Włodzimierza Cimoszewicza – głosami koalicji zawiązanej przez SLD i Unię Wolności (dzisiaj w większości w PO) oraz zbieraninę prawicową spod znaku AWS – przepchnął przez Sejm ustawę o ochronie danych osobowych. Na jej mocy utworzono instytucję o nazwie Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Na jego utrzymanie wydaliśmy już ponad 112 milionów złotych. Za tę kasę, oprócz utrzymania armii biurokratów, udało się zlikwidować dostęp do elektronicznych wersji książek telefonicznych i ograniczono skutecznie działalność informacji telefonicznej – udostępni ona numer telefonu, jeżeli my podamy dane personalne i adres poszukiwanej osoby. Zniknęły także spisy lokatorów. Wszystko to miało służyć zapobieżeniu handlowi naszymi danymi i zaśmiecaniu skrzynek pocztowych (zarówno tradycyjnych, jak i elektronicznych) niezamawianymi przez nas reklamami i innym badziewiem. Bez efektów! Nadal jesteśmy zalewani przesyłkami nadawanymi przez przedsiębiorstwa mające agły zwrot akcji w serialu Prawo(sławie) i Sprawiedliwość. Tuż przed rozprawą w Strasburgu wysłannicy MSWiA poprosili o pilne spotkanie z władzami polskiej Cerkwi. W zamian za poparcie wniosku o odroczenie rozpatrzenia sprawy zaoferowali spełnienie większości żądań prawosławnych. Skąd ta zmiana? Przypomnijmy: władze Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego złożyły w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu skargę przeciw Polsce. Jej pełnomocnicy udowadniali, że rząd i parlament RP pozbawił Cerkiew własności, bo o tym, czy PAKP może nabyć na własność świątynie wybudowane i utrzymywane przez wiernych prawosławnych, decydują biskupi rzymskokatoliccy. Ich prawosławni odpowiednicy uznali to za lekką N Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE Życie na tacy „siedziby” w skrytkach pocztowych. Pozyskują one nasze dane w najprzeróżniejszy sposób – na przykład kupują je po cichu od towarzystw ubezpieczeniowych lub banków. Ale to jeszcze nic! Prawicowo-lewicowa koalicja, która uchwaliła ustawę o ochronie danych, uznała, że bez żadnej kontroli najbardziej intymne dane o obywatelach RP ma prawo zbierać Krk. Jego kartoteki nie są do wglądu dla kogokolwiek z zewnątrz. Proboszcz może więc tam zapisywać szczególne informacje – na przykład takie jak nasza orientacja seksualna, datki na rzecz parafii, udział w praktykach religijnych, charakter związku, w którym żyjemy (małżeństwo kanoniczne, cywilne, konkubinat), miejsce naszej pracy, wynagrodzenie. Jedynym ograniczeniem dla Kościoła było to, że proceder mógł dotyczyć osób, które formalnie były z nim związane, czyli zostały ochrzczone. Praktyka okazała się inna. W wielu diecezjach biskupi oficjalnie (sic!) zachęcali proboszczów do zbierania danych o innowiercach. Duchowni nawet nie kryli, że to robią, i dane osobowe publikowali na stronach internetowych swoich parafii. A przecież Konstytucja RP w art. 47 zawiera taką oto klauzulę: „Każdy ma prawo do ochrony życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym”. Innymi słowy, przedstawiciele Kościoła nie mają żadnego prawa do zbierania informacji o osobach spoza kręgów wyznawców. Za coś takiego zbierającemu grozi do 3 lat więzienia. Dr prawa Ewa Kulesza, pełniąc funkcję Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, robiła wszystko, aby nie tknąć kleszych przywilejów. Michał Serzycki – jej następca pochodzący z drużyny PiS, były wiceburmistrz dzielnicy Warszawa-Wola – już na dzień dobry uznał, że Kościół jak najbardziej ma prawo zbierać tak zwane informacje wrażliwe (dotyczące pochodzenia rasowego lub etnicznego, poglądów politycznych, religii, wyznania, partii politycznej, związku zawodowego, stanu naszego zdrowia, nałogów oraz życia seksualnego) nie tylko o swoich wiernych, ale o KAŻDYM! Wystarczy, że proboszcz oświadczy, że spisał ateistów do celów statystycznych. Jest to rażące i bezprawne rozszerzenie ustawy o ochronie danych osobowych. Czytamy w niej bowiem, że „zabrania się przetwarzania danych ujawniających pochodzenie rasowe lub etniczne, poglądy polityczne, przekonania Prawu sława przesadę i pobiegli po sprawiedliwość do Trybunału Konstytucyjnego. Sędziowie TK uprzejmie wówczas wyjaśnili, że takie przepisy są zgodne z konstytucją. Udowadniali przy tym, że wykluczenie możliwości wypłaty przez państwo odszkodowań za skonfiskowane cerkwie i budynki towarzyszące jest jak najbardziej słuszne, bo przecież prawosławni mogli wcześniej (to jest do września 1939 r.) składać wnioski o nadanie własności. Nie zdążyli? No to sami są sobie winni! Z tak kuriozalnym uzasadnieniem wyroku Trybunału nie zgodziły się władze PAKP i poprosiły dwie renomowane kancelarie adwokackie o sporządzenie skargi do Trybunału w Strasburgu. Ten sprawę przyjął i zaczął ją badać. Rządy PiS oraz PO informowały jego sędziów, że wniosek jest oczywiście bezzasadny i najlepiej będzie, jeśli zostanie odrzucony (patrz: „FiM” 24/2008). Wszystko zmieniło się 17 czerwca 2008 roku. Tego dnia Trybunał doręczył prawosławnym oraz pełnomocnikom polskiego rządu tak zwaną wstępną analizę skargi. Przerażeni urzędnicy przeczytali w niej, że Trybunał za oczywiste bezprawie uznaje przyjętą procedurę zwrotu prawosławnej własności. Jeszcze większy szok wywołała opinia, że reguła, na mocy której Kościół rzymskokatolicki stał się właścicielem cudzych świątyń, narusza w oczywisty sposób Europejską konwencję praw człowieka i podstawowych wolności. Przypomnijmy, że w 1989 roku wpisano do ustawy o stosunku państwa do Krk przepisy, na mocy których stały się jego własnością także te świątynie (i plebanie), które nigdy do niego nie należały! Do jego przejęcia przez Watykan wystarczyło, aby biskup udowodnił, że dany obiekt jest mu niezbędnie potrzebny do celów kultu religijnego. To religijne lub filozoficzne, przynależność wyznaniową, partyjną lub związkową, jak również danych o stanie zdrowia, kodzie genetycznym, nałogach lub życiu seksualnym (...). Przetwarzanie tych danych (...) jest jednak dopuszczalne, jeżeli jest to niezbędne do wykonania statutowych zadań kościołów i innych związków wyznaniowych (...), pod warunkiem że przetwarzanie danych dotyczy wyłącznie członków tych organizacji lub instytucji albo osób utrzymujących z nimi stałe kontakty w związku z ich działalnością i zapewnione są pełne gwarancje ochrony przetwarzanych danych”. Serzycki uznał też, że zebrane przez księży dane o osobach niezwiązanych w żaden sposób z Kościołem papieskim nie podlegają obowiązkowi zgłoszenia w biurze GIODO. Co więcej, Krk ma prawo przetwarzać te dane dalej bez żadnych ograniczeń! To samo może czynić z danymi ludzi, którzy z niego wystąpili. Powód? Są to wykazy byłych wiernych, czyli osób, które ze wspólnotą religijną były wcześniej związane. O sprzedawaniu danych osobowych przez księży pisaliśmy w „FiM” kilkakrotnie. Nie był to koniec wynalazków GIODO. Uznano bowiem za legalne i mające charakter edukacyjny publikacje Instytutu Pamięci Narodowej, zawierające fotografie i pełne dane byłych funkcjonariuszy służb specjalnych pracujących dla Polski w latach 1944–1990 (w wielu przypadkach katalogi IPN zawierają informacje o aktualnym miejscu pracy takiej osoby). Nigdzie na świecie takie dane nie są publikowane. Zakaz ten obowiązuje wszystko według wstępnej analizy wniosku dowodzi, że Polska świadomie naruszyła przepisy zakazujące dyskryminacji ze względu na wyznanie. Pogwałcono przy tym zasady ochrony własności. Niemal pewna przegrana Polski w Europejskim Trybunale Praw Człowieka miałaby charakter nie tylko prestiżowy. Na mocy orzeczenia ze Strasburga także inne Kościoły mniejszościowe mogłyby skutecznie domagać się odszkodowań lub zwrotu własności od obdarowanego przez państwo Kościoła rzymskiego. Jak szacują eksperci, na mocy ustawy z 1989 roku dostał on na własność ponad tysiąc cudzych świątyń (cerkwie prawosławne, zbory protestanckie, baptystyczne i in.). W wielu przypadkach do aktu przekazania wystarczyło, że raz w tygodniu Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. nawet tam, gdzie zdecydowano się na przeprowadzenie lustracji (byłe Czechy i NRD). Po prostu informacje o pracownikach specsłużb są tajne, i już. Tak więc Serzycki wyrażał się z pełną aprobatą o osobach publikujących wykazy współpracowników tajnych służb, za to z zaciekłością ścigał ludzi tworzących listy nierzetelnych przedsiębiorców! Na jego dość specyficznym podejściu do obowiązków skorzystał nie tylko Krk, nie tylko IPN i nie tylko osoby lustrujące sąsiadów. Na liście beneficjentów znajdują się bowiem firmy, które w nielegalny sposób (poprzez specjalne programy) pozyskiwały dane internautów, którzy wymieniali się grami. Od niektórych usiłowały uzyskać odszkodowanie za piractwo komputerowe. Tymczasem w niemal całej Europie (24 państwa członkowskie UE, Szwajcaria, Ukraina, Białoruś, Rosja, Norwegia, Chorwacja, Serbia, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina, Turcja) postępowanie firm-szpiegów zostało uznane za nielegalne. Działania Michała Serzyckiego w pełni uzasadniają nie tylko wzrost wydatków na jego biuro z 10 milionów do ponad 13 milionów rocznie, jak i zwiększenie zatrudnienia o 30 osób. W tym samym czasie nad właściwym przebiegiem ponad 400 eksperymentów medycznych z nowymi lekami, jakie co roku są przeprowadzane w Polsce, czuwa jedna osoba. Właśnie tak! Liczące niekiedy ponad dziesięć tysięcy stron dokumenty nowych preparatów, których skutki stosowania są nieznane, czyta jeden pracownik Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Na zatrudnienie kolejnych państwo nie ma pieniążków. Od tej samotnej osoby zależy życie Polaków poddawanych eksperymentom medycznym. MICHAŁ CHARZYŃSKI [email protected] katolicki ksiądz odprawiał w danej świątyni mszę świętą (takim argumentem zazwyczaj posługiwano się w przypadku cerkwi prawosławnych na terenie Bieszczad). W taki sposób własnością Kościoła katolickiego stała się m.in. prawosławna katedra w Sanoku. Żeby temu zapobiec, pełnomocnicy polskiego rządu postanowili zrobić wszystko, aby rozprawę przed Trybunałem odroczyć. Tuż przed jego posiedzeniem oświadczyli, że MSWiA przygotowuje projekt ugody, a prawnicy reprezentujący prawosławnych zgodzili się przyjrzeć propozycjom urzędników. Okazuje się, że państwo jest w stanie spełnić roszczenia PAKP, zaś tam, gdzie nie jest to możliwe, znajdzie kasę na solidne odszkodowania. MiC Ala ma kota, a Ola ma kochanka. Wielebnego narzeczonego, któremu w łóżku nic nie przeszkadzało, że dziewczynka ma raptem 14 lat... Ksiądz Roman B. (na zdjęciu z lewej) ma 32 lata i jest zakonnikiem z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. 14-letnia Aleksandra wywodzi się z wielodzietnej, biednej wiejskiej rodziny mieszkającej nieopodal Pyrzyc (woj. zachodniopomorskie) i jest uczennicą. Oboje byli do niedawna kochankami, a ich burzliwy romans trwał prawie rok. 23 czerwca przerwała go prokuratura, doprowadzając do aresztowania podejrzanego o pedofilię kapłana... – Księdzu Romanowi B. przedstawiono zarzuty popełnienia przestępstw określonych w artykułach 199 par. 1 („nadużycie stosunku zależności lub wykorzystanie krytycznego położenia” celem doprowadzenia „do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej” – dop. red.) i 200 par. 1 kodeksu karnego („obcowanie płciowe z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszczenie się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej” – dop. red.) zagrożone karą pozbawienia wolności do lat 12. Podejrzany częściowo przyznał się do stawianych mu zarzutów – mówi prokurator Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. – Sąd przychylił się do wniosku prokuratora i postanowił o trzymiesięcznym tymczasowym aresztowaniu, wobec uzasadnionej obawy matactwa i ucieczki podejrzanego oraz prawdopodobieństwa popełnienia kolejnego czynu przeciwko zdrowiu fizycznemu lub psychicznemu małoletniej – wyjaśnia Mariusz Jasion, prezes Sądu Rejonowego w Stargardzie Szczecińskim. „Decyzją władz Towarzystwa Chrystusowego ks. Roman B(...) został skierowany do pracy w Prowincji Angielskiej. Pożegnanie ks. Romana odbędzie się w czwartek 19 czerwca” – ta wzmianka w pakiecie ogłoszeń duszpasterskich odczytywanych wiernym 15 czerwca podczas niedzielnych nabożeństw zelektryzowała policję i prokuraturę. – Śledztwo prowadzono od kilku miesięcy po sygnale pedagoga szkolnego, a z zastosowanej techniki operacyjnej wynikało bezspornie, że ksiądz B. deprawuje dziewczynkę, utrzymując z nią stosunki seksualne. Szefowie zakonu prawdopodobnie zorientowali się – być może na skutek jakiegoś przecieku – że ich konfratrowi grozi niebezpieczeństwo. Trudno znaleźć inne wytłumaczenia dla bardzo zaskakującej POLSKA PARAFIALNA 9 Nałożnica chrystusowca decyzji o przeniesieniu tego człowieka do Anglii. Dziwnej nie tylko dla nas, ale także wiernych oraz dyrekcji, nauczycieli i uczniów przykościelnej szkoły, gdzie miał nawet wyznaczone wakacyjne dyżury. W tej sytuacji nie wolno już było dłużej zwlekać z zatrzymaniem księdza i przedstawieniem mu zarzutów – mówi „FiM” jeden z prokuratorów. – Wyjątkowy z tego „czarnego” kawał bydlaka. Nie tylko w sensie Samochodowego przez dwa lata studiował Automatykę i Robotykę na Wydziale Elektrycznym Politechniki Szczecińskiej, zanim wreszcie odkrył w sobie powołanie. „W 1998 r. wstępuje do nowicjatu Towarzystwa Chrystusowego. Lata 1999–2005 to formacja w seminarium Chrystusowców. Śluby wieczyste składa w roku 2004, zaś święcenia kapłańskie otrzymuje 17 maja 2005 r. Od 18 czerwca 2005 r. do 30 czerwca Ksiądz Roman wprost przepada za dziećmi... dosłownym (gostek ma co najmniej metr dziewięćdziesiąt wzrostu), lecz przede wszystkim moralnym, bo bez najmniejszych skrupułów wykorzystał zauroczenie gówniary, całkiem jeszcze do fizycznego konsumowania miłości nieprzygotowanej – ocenia nauczycielka ze szkoły w Bielicach koło Pyrzyc, gdzie ks. Roman poznał Olę. Ksiądz Roman B. był w Stargardzie wikariuszem administrowanej przez Chrystusowców parafii św. Józefa oraz prefektem (nadzorcą ideologicznym) w będącym własnością zakonu miejscowym Gimnazjum Katolickim. Ten zatwardziały ministrant (od szóstego do dwudziestego drugiego roku życia!) i lektor szczecińskiej parafii Miłosierdzia Bożego po ukończeniu w 1996 roku Technikum 2006 r. pracuje w parafii M.B. Królowej Polski w Bielicach. Od 1 lipca 2006 r. do chwili obecnej posługuje w parafii św. Józefa w Stargardzie. Jednocześnie od dwóch lat jest przewodnikiem grupy Białej na Szczecińskiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę” – można było jeszcze niedawno przeczytać na witrynie internetowej parafii – starannie dziś wyczyszczonej ze śladów po ks. Romanie. Oprócz sprawowania funkcji prefekta gimnazjum przygotowywał młodzież do bierzmowania. Ksiądz Roman zaczął chodzić z Olą, kiedy ona miała dopiero 12 lat. On pełnił obowiązki wikarego parafii Matki Boskiej Królowej Polski w Bielicach i nauczyciela religii w tamtejszym Zespole Szkół Publicznych im. Jana Pawła II. Według relacji świadków, spędzali ze sobą tête-à-tête bardzo dużo czasu – duchowny często odwiedzał ją w domu, zabierał na wycieczki. – Była w nim wyraźnie zakochana, chociaż nie chciała się do tego przyznać – twierdzi jedna z koleżanek dziewczyny. – Prawdopodobnie w połowie ubiegłego roku zdecydował się na seks. Wygląda wszakże na to, że uczynił to za pełną akceptacją swojej małoletniej kochanki, u której hormony aż buzowały – zauważa policjant z Pyrzyc. Jak już wspomnieliśmy, chrystusowiec zajmował się też organizowaniem ogólnodiecezjalnych pielgrzymek na Jasną Górę. „Polecam przeczytanie konferencji pielgrzymkowych ks. Romana B(...) TChr. Ksiądz młody, o bardzo dobrym kontakcie z młodzieżą, wbrew pozorom bardzo dobrze odnajdujący się w temacie czystości. Słowa jego są bardzo przekonujące, nawet dla osób z początku niezgadzających się z jego poglądami. Dobrze zobrazowane, a nie tylko suche »nie wolno«” – reklamuje się wielebnego pedofila na stronie internetowej Pielgrzymki Szczecińskiej. Faktycznie, odnalazł się rewelacyjnie... „Z wielkim bólem my, kapłani, w ostatnich czasach coraz częściej musimy odmawiać rozgrzeszenia ludziom, którzy nie mają najmniejszego zamiaru zmienić swojego życia po odejściu od konfesjonału. Dotyczy to głównie szóstego przykazania („Nie cudzołóż” – dop. red.), i to nie tylko w przypadku zamieszkania dwojga młodych ludzi razem bez sakramentu małżeństwa. Zdarzają się bowiem przypadki, kiedy mieszkają oni osobno u rodziców, ale w pewnym momencie swojego związku świadomie postanawiają rozpocząć współżycie i kontynuować je systematycznie. Zapytani wprost na spowiedzi, czy mają zamiar coś zmienić, odpowiadają: nie. Spowiedź jest więc w tym momencie traktowana jak pralnia chemiczna, w której pierze się rzeczy po to, aby potem znowu je ubrudzić, albo jak oczyszczalnia ścieków, w której oczyszcza się wodę z założeniem, że przecież i tak się ją zużyje do »produkcji« kolejnych ścieków” – tłumaczył ks. Roman młodzieży podczas ubiegłorocznej pielgrzymki. Jednocześnie w SMS-ach do Oli pisał: „Chciałbym wylizać twoje soczki”... ANNA TARCZYŃSKA T PRAWO & rudno dzisiaj o polityka, który nie podkreślałby potrzeby walki z korupcją. O takiego, który wypowie się publicznie na temat tajnych spotkań pomiędzy przedstawicielami polityki i elitarnej finansjery, również niełatwo. Stykanie się świata polityki i finansów od lat było naturalnym elementem każdej demokracji. Miliarderzy często bardzo aktywnie angażowali się w politykę krajową i zagraniczną, na przykład Roger Rockefeller poprzez ufundowanie powstania ONZ. Dotychczas jednak informacje o filantropijnej działalności poszczególnych oligarchów były raczej nagłaśniane, a dobroczyńcy błyszczeli w świetle kamer. Tym bardziej dziwi fakt, że od 1954 roku odbywają się regularne spotkania tzw. Grupy Bilderberg. I prawie nikt o tym nie wie. Pod tą nazwą kryje się coroczny zjazd światowej elity finansjery i polityki. Nazwa grupy pochodzi od miejsca pierwszego spotkania, hotelu Bilderberg w Holandii. Założycielami grupy byli podobno członkowie holenderskiej rodziny królewskiej oraz członkowie rodzin Rockefellerów i Rotschildów. Lista uczestników tych spotkań brzmi jak cytat z przewodnika „Kto jest kim”. W czerwcu 2006 roku, na spotkaniu Grupy Bilderberg w Ottawie, w hotelu na peryferiach miasta pojawili się między innymi David Rockefeller, Ahmed Challabbi, Augusto Santos Silva czy ówczesna szefowa firmy Pepsico – Siv Jensen. Na spotkaniu sfotografowano również noblistę Henry’ego Kissingera oraz królową Holandii. Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. PRAWO 10 O spotkaniach, a także celach, jakie wyznacza sobie Grupa Bilderberg, nie informuje się opinii publicznej. Cała ta otoczka tajemnicy i tajności zrodziła mnóstwo teorii spiskowych. O ile niektóre nie są pozbawione logiki, o tyle teorie gło- Uniwersytetu Gdańskiego, autora wielu książek na temat międzynarodowej polityki, specjalistę od stosunków międzynarodowych. – Czym jest Grupa Bilderberg? – Grupa Bilderberg to nieformalne stowarzyszenie o charakterze Bilderberg są ściśle tajne. Jedyne, czego dowiaduje się opinia publiczna, to krótkie oświadczenie, że spotkanie się odbyło, wypowiedziane przez rzecznika stojącego za murem rosłych ochroniarzy... Powstały za to przeróżne teorie spiskowe, bardziej lub mniej absur- Klub Bilderberg... ...to jedna z najbardziej tajemniczych organizacji współczesnego świata. Krążą o niej legendy, ale nikt nic pewnego nie wie. A to już wystarczy, aby „FiM” spróbowały się czegoś dowiedzieć. szone chociażby przez Davida Icke’a są dosyć kontrowersyjne. Twierdzi on, iż światowa elita składa się z rasy ludzi-jaszczurów. Czytając teorie spiskowe na temat Grupy Bilderberg, możemy znaleźć dosłownie wszystko – od wspomnianych gadów, poprzez rasę cyborgów, aż po teorie, jakoby za Grupą Bilderberg stali... Polacy. Wszystkie te śmieciowe dane sprawiają, że uzyskanie klarownego obrazu celów tej organizacji wydaje się niemożliwe. A może jednak? O rozmowę na ten temat poprosiliśmy prof. Marka Malinowskiego – dyrektora Instytutu Politologii mafijnym, uważane za jedną z najsilniejszych grup nacisku w świecie. – Kim są członkowie grupy? – Członkami są zwykle znani politycy, finansiści, nobliści. Elita elity. Do Grupy Bilderberg nie można wstąpić. Wszyscy obecni członkowie byli do niej zaproszeni przez poprzedników. – Na czym polega istota ich działalności? – Ta istota nie jest znana. Z prostej przyczyny: spotkania Grupy Porady prawne Mam 60 lat i rentę rodzinną. Czy będę miała doliczone do renty, jeśli wyjadę za granicę do legalnej pracy? Podjęcie pracy za granicą przez emeryta lub rencistę ZUS-u może mieć wpływ na uprawnienia do pobieranych świadczeń. Wysokość dochodów osiąganych u zagranicznego pracodawcy może spowodować, że kwota świadczenia zostanie zmniejszona lub ulegnie zawieszeniu. Zasady zmniejszania i zawieszania emerytur i rent zostały zróżnicowane ze względu na typ pobieranego świadczenia. Osiąganie zarobków powyżej określonej kwoty ma wpływ na prawo lub wysokość renty z tytułu niezdolności do pracy oraz renty rodzinnej. Emeryt lub rencista, który zatrudniony jest w którymś z Państw Członkowskich UE i w związku z tym będzie osiągać przychód mający wpływ na prawo lub wysokość pobieranego świadczenia, jest zobowiązany do poinformowania organu rentowego wypłacającego mu świadczenie (czyli np. ZUS) o podjęciu określonej działalności i osiąganych przez niego z tego tytułu zarobkach. Istotny jest przychód faktycznie osiągany i udokumentowany przez emeryta lub rencistę zaświadczeniem pracodawcy lub innego podmiotu właściwego w myśl ustawodawstwa tego państwa, w którym przychód ten jest osiągany (np. zagranicznego urzędu skarbowego). Osoba, która uzyskała w Polsce prawo do renty rodzinnej po zmarłym rodzicu lub małżonku, nie traci go, kiedy wyjeżdża do innego kraju Unii. Jeśli zmarła osoba była zatrudniona lub pracowała na własny rachunek, renta rodzinna po niej zostanie naliczona tak samo, jak gdyby to osoba osierocona była zatrudniona i ubezpieczona. W przypadku, jeśli zmarły był na emeryturze, renta po nim zostanie obliczona zgodnie z przepisami kraju, z którego zmarły ją otrzymywał. Podstawa prawna: ustawa z 17 grudnia 1998 roku o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU z 2004 r., nr 39, poz. 353 ze zm.; rozporządzenie z 22 lipca 1992 roku w sprawie szczegółowych zasad zawieszania lub zmniejszania emerytury i renty, DzU z 1992 r., nr 58, poz. 290 ze zm. ~~~ dalne. Większość łączy Grupę Bilderberg z ideą NWO, czyli nowego porządku świata. Teoria podzielana między innymi przez różne paramilitarne milicje oraz neonazistów mówi, że elita tego świata chce stworzyć autorytarny, wszechwładny reżim. Nie jestem zwolennikiem tych teorii, ale twierdzę, że w polityce przypadków nie ma. – Czy istnieją jakieś inne udokumentowane przypadki świadczące o tym, że jakieś organizacje Jestem w trakcie wykupu mieszkania lokatorskiego spółdzielczego i w związku z tym miałbym następujące pytania. Czy będę musiał zapłacić frycowe dla urzędu skarbowego, jeśli nie jestem zameldowany we wspomnianym lokalu? Komu można przekazać mieszkanie w drodze darowizny i jakie wiążą się z tym koszty? Czy obdarowany musi być zameldowany? Żaden akt prawny nie nakłada na Pana obowiązku uiszczenia jakiejkolwiek opłaty w sytuacji, gdy nie jest Pan zameldowany w przysługującym Panu lokalu. Z chwilą, gdy wykupi Pan mieszkanie, będzie je Pan mógł przekazać w drodze darowizny dowolnej osobie. Jeśli natomiast chodzi o koszty dokonania darowizny, to będzie Pan zobowiązany uiścić opłaty notarialne. Natomiast osoba obdarowana będzie musiała uiścić podatek od spadków i darowizn, którego wysokość zależy od tego, do której grupy podatkowej zostanie ona zaliczona. Zaliczenie do grupy podatkowej następuje według osobistego stosunku osoby obdarowanej do Pana. W przypadku tzw. I grupy podatkowej, do której zaliczamy małżonka, zstępnych, wstępnych, pasierba, zięcia, synową, rodzeństwo, ojczyma, macochę i teściów, wysokość podatku w przypadku darowizny o wartości powyżej 20 556 wynosi 822 zł 20 gr i 7 proc. nadwyżki ponad 20 556 zł. podobne do Grupy Bilderberg chciały decydować o losach społeczeństw? – Łączenie się wpływowych osób w grupach nacisku to żadna nowość. W 1918 roku powstał „Afrykański Związek Braci”. Ta grupa nacisku sprawowała pieczę nad polityką RPA aż do pojawienia się Nelsona Mandeli. Ze wszystkich informacji, jakie mam o tej grupie, można wywnioskować, że byli to swoiści strażnicy interesów „białych” w Afryce... – A co z Polakami w Grupie Bilderberg? – Podobno na jednym z ich spotkań pojawił się Andrzej Olechowski. – I... – Kiedy go o to zapytałem, natychmiast zmienił temat rozmowy... – Czy istnieją jakieś udokumentowane przypadki angażowania się Grupy Bilderberg w sprawy światowe? – Podczas zjednoczenia Niemiec przyszły kanclerz Kohl został zaproszony na jedno ze spotkań. Logika sugeruje, że albo on przedstawiał swoją wizję związaną z przyszłością Niemiec, albo to jego poinstruowano. Jak było naprawdę, wiedzą tylko uczestnicy spotkania. Ale faktem jest, że Kohl kanclerzem w końcu został... – Czyli polityka jest manipulowana? – Polityka jest manipulowana i tak było od zawsze. Wystarczy czytać między wierszami, pomiędzy tym, czym ogłupiają ludzi media. Przykładów jest mnóstwo – pomarańczowa rewolucja, obecna sytuacja w Gruzji... Takie rzeczy nie dzieją się spontanicznie. Rozmawiał BOLESŁAW SOBCZYK W przypadku tzw. II grupy podatkowej, do której zaliczamy zstępnych rodzeństwa, rodzeństwo rodziców, zstępnych i małżonków pasierbów, małżonków rodzeństwa i rodzeństwo małżonków, małżonków rodzeństwa małżonków, małżonków innych zstępnych, w przypadku darowizny o wartości jak powyżej wysokość podatku wynosi 1644 zł 50 gr i 12 proc. od nadwyżki ponad 20 556 zł. Natomiast w przypadku tzw. III grupy podatkowej, do której zaliczamy innych nabywców, wysokość podatku w takim samym przypadku wyniesie 2877 zł 90 gr i 20 proc. od nadwyżki ponad 20 556 zł. Obdarowany nie musi być zameldowany w darowanym mieszkaniu. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU 64.16.93 z późn. zm.; ustawa z dnia 28 lipca 1983 r. o podatku od spadków i darowizn, DzU 2004 r., nr 142, poz. 1514. ~~~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. rwały igrzyska 211 olimpiady (rok 67 n.e.). Cesarz Neron wystartował w zawodach powożenia dziesięciokonnymi zaprzęgami. Konkurenci dbali o to, aby od początku prowadził, ale w połowie dystansu satrapa spadł z powozu. Czujni rywale (podobno w liczbie 27) natychmiast jak jeden mąż pospadali ze swoich rydwanów. Wygrał ten, który miał wygrać. Pozostali zawodnicy woleli stracić nagrody i zaszczyty, ale uratować życie. Legenda o czystości sportowej, o zasadzie fair play, to właśnie jeden z antycznych mitów, który poprzez pokolenia dotarł do dziś i z jakichś powodów uważany jest za niepodważalną prawdę. A prawdą nie jest. Wspomniany cesarz Neron wygrał podczas igrzysk 67 roku (oraz w zawodach towarzyszących) wszystkie konkurencje sportowe – dodatkowo turniej śpiewu oraz recytacji – i triumfalnie powrócił do Rzymu, przywożąc 1808 nagród! Nie był pod tym względem jedynym. Inni starożytni władcy też bardzo lubili zdobić czoła wieńcami zwycięzców. Już pierwszy legendarny twórca igrzysk posłużył się oszustwem. Chodzi tu o Pelopsa, który na zabój zakochał się w córce króla Ojnomaosa – złotowłosej i przepięknej Hippodamei – i poprosił o jej rękę. Tatuś powiedział: „Owszem, ale tylko wówczas, gdy pokonasz mnie w wyścigu rydwanów. Jeśli zaś tego nie dokonasz, stracisz nie tylko ukochaną, ale i głowę”. Na takie dictum Pelops przekupił królewskiego woźnicę, a ten powyciągał gwoździe z rydwanu. Podczas wyścigu pojazd rozpadł się na kawałki, król wyrżnął o ziemię i na miejscu wyzionął ducha. Co więcej, aby zatrzeć ślady zbrodni, Pelops zabił sprzedajnego królewskiego sługę. I wziął wszystko: nagrody oraz białogłowę. Dziękując bogom za fart, oszust i morderca ustanowił prawo, że odtąd w miejscu jego „triumfu” będą rozgrywać się cykliczne igrzyska. Tym miejscem była właśnie... Olimpia. Pierwsze rzeczywiste potwierdzenie, że to właśnie w tym mieście odbywały się ogólnogreckie zawody (rok 776 p.n.e.), znajdujemy w „Iliadzie” Homera. Od tego czasu pangreckie, a później panhelleńskie wielkie turnieje odbywały się co cztery lata (niekiedy co pięć), i to właśnie ów okres od jednych igrzysk do drugich nazywano olimpiadą, co służyło przy okazji za świetną miarę czasu. Jakieś wydarzenie sytuowało się na przykład w trzecim roku dwusetnej olimpiady i już wszyscy wiedzieli, o jaką datę chodzi. Na czas igrzysk (oraz miesiąc przed i miesiąc po) zamierały w Grecji wszystkie wojny i konflikty. Ogłaszano ekechejria – pokój boży. Wierzono, że za jego złamanie sprawcę (sprawców) dotknie niechybny gniew bogów, a przede wszystkim Zeusa. W praktyce jednak niektóre wojny prowadzono nadal. T ZANIM ZAPŁONIE ZNICZ 11 DO IGRZYSK W PEKINIE POZOSTAŁO 29 DNI! Szybciej, wyżej, silniej (cz.1) Tyle iście encyklopedyczny skrót wiedzy na temat antycznych igrzysk. A teraz garść ciekawostek ze starożytnych aren. Do roku 720 p.n.e., czyli do igrzysk 15 olimpiady, zawodnicy występowali w krótkich tunikach lub w przepaskach na biodrach. Jednak pewnego razu Akantos ze Sparty (według innych podań, Orippos z Megary), startując w konkurencji biegowej, zgubił opaskę i do mety – jako pierwszy – dotarł nago. Wywołało to taki entuzjazm widzów, że od tej pory zawodnicy występowali tak jak ich Zeus stworzył! Podczas zawodów na trybunach i na płycie boiska mogli przebywać tylko mężczyźni. Kobietom już za samo oglądanie zmagań herosów groziła kara śmierci, a czynny udział w zmaganiach był nie do pomyślenia. W roku 404 p.n.e. (igrzyska 94 olimpiady) w konkurencji walki na pięści zwyciężył Pejsidoros z Rodos – potomek słynnej rodziny olimpijskiej, której członkowie zwyciężali na różnych zawodach od stu lat. Kiedy już pokonał wszystkich konkurentów, wśród rozentuzjazmowanego tłumu podbiegł do niego trener i czule objął. W tym momencie jego szata przypadkowo rozpięła się i oniemiali widzowie zobaczyli kobiece ciało. „Trenerem” okazała się matka sportowca. To jedyny w historii udokumentowany przypadek, kiedy niewieście udało się przeniknąć na antyczny stadion. Groziła jej za to natychmiastowa śmierć, jednak tłum, wzruszony matczyną radością i odwagą, zaczął słać groźne pomruki w kierunku sędziów. Ci, woląc nie ryzykować gniewu gawiedzi, odstąpili od wykonania wyroku. Ogłosili jednak nowy przepis, zgodnie z którym trenerzy, podobnie jak zawodnicy, mieli przychodzić na stadion nago. Taki werdykt kibice przyjęli z entuzjazmem. Basen sportowy z... podgrzewaną wodą istniał w Olimpii 100 lat przed naszą erę. Był to okazały, dwukondygnacyjny budynek. Piętro pierwsze zajmował system specjalnych palenisk, z których gorące powietrze poprzez rury i grzałki płynęło na poziom wyższy, ogrzewając umieszczoną tam, wypełnioną wodą nieckę basenu. W różnym czasie i miejscu rozgrywano w Grecji rozmaite konkurencje sportowe. Najpierw (w Olimpii) rozgrywany był tylko bieg na dystansie 192,28 metra (długość tamtejszego stadionu). Jako pierwszego zwycięzcę odnotowano Koroibosa z Elis – z zawodu... kucharza. Z czasem liczba i różnorodność konkurencji rosła. Rozgrywano np.: – bieg krótki (dromos), rodzaj dzisiejszego sprintu; – bieg średniodystansowy (diaulos); – bieg na długi dystans, ok. 8 km (dolichos); – bieg w zbroi ważącej 25–30 kg (hoplites); – słynny „pięciobój antyczny” (pentathlon), na który składał się bieg, skok, rzut dyskiem, oszczepem oraz zapasy; – boks (pygme) – najpierw na gołe pięści, potem okręcone rzemieniami, a walka trwała bez przerw aż do zwycięstwa; – zapasy przypominające współczesne zapasy klasyczne (pale); – zapasy przypominające dzisiejszą wolną amerykankę (pankration), była to walka na pięści, ale wolno też było kopać, choć nie można było gryźć i ciągnąć za włosy; – wyścigi rydwanów zaprzęgniętych w 4 lub 2 konie; – wyścigi konne; Niekiedy do tej listy dodawano łucznictwo i różne konkurencje pływackie, zawsze zaś zawody... poetów i śpiewaków. Skronie zwycięzców zdobiono wieńcami z gałązek drzewa Kallistefanos – świętej oliwki z Altis, która miała podobno 2000 tysiące lat. Dużo później liście oliwne zastąpiono wawrzynem. Wielodniowe zawody były wielkim wysiłkiem nie tylko dla sportowców, ale i kibiców. Na przykład Tales z Miletu – słynny filozof i matematyk – zafascynowany zmaganiami atletów podczas igrzysk (548 rok p.n.e.) nawet nie spostrzegł, że przebywając wiele godzin na stadionie w palącym słońcu, dostał udaru słonecznego. Zmarł jeszcze tego samego dnia. W 448 roku przed naszą erą (igrzyska 83 olimpiady) zwycięzcami boksu i zapasów zostali dwaj bracia: Damagetos i Akusilaos. Ich ojciec – też wcześniejszy triumfator igrzysk – najpierw gorąco dopingował synów, a gdy zwyciężyli, zmarł na trybunach stadionu. Ze wzruszenia. Jednym z mitów, chętnie powielanym na kartach szkolnych podręczników historii, jest opowieść o czysto amatorskim, więc wzniosłym – nigdy nie zawodowym – charakterze zmagań sportowych. Jeśli nawet tak było podczas pierwszych igrzysk (ale i co do tego pewności nie ma), to w późniejszym okresie zawodnicy reprezentujący poszczególne miasta byli suto przez nie nagradzani i dopingowani. Istniała też instytucja prywatnych sponsorów, a nawet zakłady bukmacherskie. Zawodnikom płacono za treningi (co najmniej 10 miesięcy przed zawodami) i za udział w sportowych konkurencjach. Zwycięzcy mogli liczyć na olbrzymie gratyfikacje i status narodowych bohaterów. Spore wynagrodzenia otrzymywali też trenerzy i sędziowie. Bywało, że ci ostatni zostawali przekupywani. Na zawodach i zawodnikach można było zarobić fortunę i w inny sposób. Oto poeta, niejaki Pindar (żyjący ok. 530 roku p.n.e.), pisał na zlecenie wiersze i poematy. Owe peany zamawiały u niego miasta, z których pochodzili zwycięzcy igrzysk, i słono za te utwory płaciły. Na swojej twórczości sponsorowanej Pindar dorobił się fortuny. Niektóre z tych poematów przetrwały do dziś. Bycie olimpijczykiem dawało też czasem inne niespodziewane korzyści. Dorieus z Rodos – trzykrotny triumfator igrzysk (w zapasach stylu wolnego) – został wzięty do niewoli przez Ateńczyków po ich zwycięstwie nad Rodyjczykami. Gdy wyszło na jaw, kim jest jeniec, natychmiast go uwolniono, bardzo przepraszając za afront i kłopoty. Bloki startowe – nieznane podczas pierwszych igrzysk nowożytnych – wynaleziono już w antycznej Grecji. Były to specjalne trójkątne wyżłobienia na stopy, wyryte w kamiennej płycie. Co ciekawe – Grecy, którzy tak sławili swoich herosów sportowców, zupełnie nie cenili jeźdźców. Jako zwycięzcę uznawano właściciela konia, a nie tego, kto na nim siedział lub nim powoził. Do zdumiewającego przypadku doszło podczas pewnych igrzysk, kiedy to koń Aura zrzucił dżokeja, co jednak nie przeszkodziło zwierzęciu samotnie przekroczyć linię mety. Zwyciężył... jego właściciel – Fejdolas z Koryntu. Antyczni wyczynowcy nie stronili od ówczesnych form dopingu. Niekoniecznie sportowego. Jedni na wiele dni przed startem raczyli się bardzo słodkim winem (co było absolutnie niedozwolone). Zawarta w nim glukoza poprawiała wytrzymałość zawodnika. Inni za lekarstwo na opadnięcie z sił uważali forsujący trening... seksualny. Niekiedy z kilkoma partnerkami (lub partnerami) jednocześnie. Jeszcze inni wzmacniali się poprzez żucie liści pewnej rośliny z rodziny kosodrzewu. Zawarte w nich śladowe ilości kokainy niwelowały zmęczenie. Na zakończenie igrzysk organizatorzy i sponsorzy wydawali wielką ucztę dla wszystkich zawodników i co ważniejszych kibiców. Imiona zwycięzców umieszczane były „na wieczność” w specjalnych spisach. Poza garścią marginalnych wpadek, śmiesznostek i nieprawidłowości ruch olimpijski sprzed dziesiątków stuleci miał gigantyczny wpływ na rozwój antycznej kultury i ludzkiej cywilizacji. Wpływ porównywalny z wynalezieniem pisma. Ale trwało to do czasu. Historycy policzyli, że starożytne igrzyska olimpijskie – greckie i helleńskie – organizowane były około 300 razy. Do 393 roku naszej ery, kiedy to cesarz Teodozjusz I Wielki – ortodoksyjny i fanatyczny chrześcijanin – zakazał ich przeprowadzania ze względu na pogańskie jakoby korzenie sportu. Zawody odbyły się jeszcze kilka razy (w okrojonej formie, czasie i w tajemnicy), a ich uczestnicy – zarówno sportowcy, jak i widzowie – byli prześladowani i karani śmiercią. Tak oto na ponad półtora tysiąca lat „jedynie słuszna religia” zaprzepaściła ideę umieszczoną w tytule niniejszego opracowania. Już wkrótce ciekawostki z olimpiad nowożytnych. MAREK SZENBORN PAULINA ARCISZEWSKA 12 POD PARAGRAFEM Państwo prawa w pełni można poznać dopiero wtedy, gdy spojrzy się owemu prawu prosto w oczy. Bywa, że jest to wzrok, którego nie da się wytrzymać. Historia 36-letniej dziś Agnieszki zaczęła się 9 lat temu, kiedy w warsztacie samochodowym, gdzie pracowała jako księgowa, ciężko zatruła się tlenkiem węgla. Wkrótce Zakład Ubezpieczeń Społecznych odebrał jej zasiłek chorobowy, pozbawiając tym samym ubezpieczenia i możliwości leczenia. – Znalazłam się w dramatycznej sytuacji, chora, bez środków do życia i bez możliwości podjęcia pracy ze względu na stan zdrowia – opowiada. Prawdziwe kłopoty zaczęły się dopiero wtedy, gdy ze względu na znaczne powikłania chorobowe zdała sobie sprawę z tego, że szybko do normalnego życia nie wróci. Zdecydowała się wystąpić do sądu przeciwko ZUS-owi, który bezprawnie odebrał jej świadczenia, oraz pracodawcy, który nie zadbał o odpowiednie warunki w miejscu pracy. – Powództwo było moją jedyną nadzieją. Złożyłam w ręce sądu zdrowie, życie i całą moją przyszłość, ufając, że bardzo zły stan mojego zdrowia, a także konstytucyjne prawo do sprawiedliwego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki będzie dla wymiaru sprawiedliwości wartością najwyższą – mówi Agnieszka. O tym, jak bardzo się myliła, przekonała się po... 6 latach postępowania, kiedy okazało się, że już w dniu złożenia powództwa sąd źle zidentyfikował swoją właściwość do sprawy i przez tyle czasu prowadził ją, chociaż była dotknięta nieważnością! Ostatecznie sprawa trafiła do właściwego sądu, który... zaczął ją badać od początku. – Straciłam wiarę w prawo, sprawiedliwość i moralność sądów. Nie wierzę w odpowiedzialność władzy ani w bezstronność i powagę majestatów. Sprawiedliwość nie jest dla bezbronnych. Sąd może łamać prawo i doprowadzać ludzkie życie do tragedii. Nie ma już jednak prawa do udzielania pomocy ofierze skutków swoich działań. Żyjemy w potwornym systemie politycznym i prawnym. Systemie, z którego znaczna część ludzi nie zdaje sobie sprawy, dopóki go nie doświadczy w chwili, kiedy jest się bezradnym, bezbronnym i oczekuje się pomocy – stwierdza kobieta, która po latach dochodzenia swoich praw wciąż znajduje się w punkcie wyjścia, a może nawet o krok wstecz – bez nadziei, bez środków do życia i leczenia. Samotną walkę o swoje prawa toczy także Wiesław. Swego czasu został skazany na 12 lat więzienia. Należało się. Nie ma pretensji. Ale – jak Wymiar niesprawiedliwości mówi – swoje odsiedział. Na wolność wyszedł w 2001 roku i choć chciał spokojnie zacząć od nowa, od wymiaru sprawiedliwości uwolnić się jednak nie może. Dlaczego? Na początku odsiadki odwiedziła go siostra kolegi i zaproponowała, że na czas pobytu za kratami wynajmie od niego mieszkanie. Zgodził się bez wahania, tym bardziej że własnościowy lokal, który odziedziczył po rodzicach, był zadłużony, a kobieta zadeklarowała, że dług spłaci. Podpisali umowę, z której wynikało między innymi, że wynajmująca będzie regularnie opłacała czynsz, a jeśli Wiesław zdecyduje, że chce mieszkanie sprzedać, będzie miała prawo pierwokupu. Ustalili też wysokość opłaty za wynajem. Wkrótce okazało się, że trzy pokoje z kuchnią w centrum jednej ze śląskich aglomeracji to kąsek łakomy na tyle, że kobieta postanowiła zrobić wszystko, by się z nim nie rozstawać. Zaczęło się od wystąpienia do spółdzielni z pytaniem, czy po spłaceniu zaległości jest szansa, aby mieszkanie przejąć. Kiedy okazało się, że „spłata zadłużenia nie rodzi żadnych uprawnień do otrzymania przydziału mieszkania”, nie uregulowała nie tylko długu, ale przestała też opłacać czynsz. W tej sytuacji trzy lata później Wiesław – jeszcze zza krat zakładu karnego – złożył kobiecie pisemną propozycję: albo opuści jego mieszkanie w związku z niewywiązywaniem się z umowy najmu, albo je wykupi. Wybrała to drugie, wszelkie ustalenia sygnując własnoręcznym podpisem. On wyznaczył kwotę i termin wpłaty. Dostał zaliczkę i... tyle. Jak każdy rozumny człowiek, kiedy znalazł się w sytuacji bez wyjścia, poszedł szukać sprawiedliwości w sądzie. Ten najpierw uznał, że umowa najmu została wypowiedziana nieskutecznie, gdyż „powód w sposób nieprawidłowy zredagował upomnienie do zapłaty”, później zwracał cztery kolejne pozwy Wiesława, bo ten – tuż po wyjściu z więzienia – pracował za najniższą krajową i nie miał pieniędzy, by opłacić postępowanie. Kiedy w końcu uciułał potrzebną kwotę, zaczęła się batalia o adwokata z urzędu. I w tym przypadku wszelkie jego prośby zostały odrzucone, bo sprawa jest... „zbyt prosta”. Wiesław – wciąż w pojedynkę – walczy więc o swoją własność już szósty rok. prawa”. Wśród nich kilkanaście osób, które od 23 czerwca br. głodują pod szczecińskim sądem okręgowym. Akcję zorganizowała Julia Jarosz (na zdjęciu poniżej – po 12 dniach głodówki odwieziona do szpitala, skąd znów wróciła pod gmach sądu) z Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców. Wszystkich głodujących łączy to, że stanęli przed obliczem wymiaru sprawiedliwości i poznali mechanizmy jego działania – Pisałem już chyba wszędzie, ale nikt nie chce albo nie jest w stanie odpowiedzieć mi na pytanie, jak mogę zgodnie z prawem zamieszkać we własnym mieszkaniu, nie obrażając sądu ani lokatorów, którzy w nim obecnie mieszkają, i jaka jego część mi przysługuje. W końcu dlaczego właściciel mieszkania ma być bezdomny? – zastanawia się Wiesław, który od czasu, gdy opuścił zakład karny, mieszka w działkowej altanie albo kątem u znajomych. – Osobom wyrokującym w mojej sprawie i prowadzącym ją szósty rok powinno się odbierać 10 proc. wynagrodzenia, z których to pieniędzy należałoby otworzyć fundację na rzecz ofiar sądu – podsumowuje. Podobne batalie na sądowych salach toczą tysiące obywateli „państwa – przewlekłość procesowania, arogancję sędziów. Chcą więc zwrócić na swoje problemy uwagę tych, którzy są odpowiedzialni za kondycję polskiego sądownictwa. Protestują przede wszystkim przeciwko uchybieniom prawnym, które godzą w petentów sądów i prokuratur, uznając odmowę jedzenia, picia, a w przypadku niektórych osób – nawet przyjmowania leków, za jedyną szansę uświadomienia wszystkim, że w gmachach sądowych odbywają się często spektakle rodem z „Procesu” Kafki. Że sędziowie nie przestrzegają obowiązku wynikającego z ustawy o ustroju sądów powszechnych oraz etyki zawodowej. „Sędziowie nie analizują akt, nie udzielają głosu stronom postępowania, nie przyjmują istotnych w sprawach dowodów, bez analizy akt zatwierdzają wyroki lub postanowienia zapadłe w niższych instancjach” – napisali głodujący do prokuratora generalnego Zbigniewa Ćwiąkalskiego w nadziei, że z racji piastowanego urzędu zechce się pochylić nad ich losem. Jak na razie – nie zechciał. Po kilkunastu dniach głodówki zaproponowano wycieńczonym ludziom przyjazd do Warszawy, gdzie mieliby się spotkać z wiceministrem sprawiedliwości Jackiem Czają. Głodujący twierdzą, że mogą pojechać, ale tylko wtedy, gdy zawiozą ich do stolicy karetki, i to z pełną obsadą medyczną. Innej podróży po prostu nie zniosą. Przedłużający się protest sprawia, że kolejne osoby – osłabione i odwodnione – trafiają do szczecińskich szpitali. Pozostali nie przerywają głodówki i czekają na jakikolwiek ruch ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości. – My uderzamy w niehonorowane prawo. Bo przecież państwo powinno opierać się na zdrowym prawie. Ten problem, który chcemy załatwić, dotyczy całej Polski. Bo w całej Polsce zdarzają się sytuacje, że procedowanie opiera się na widzimisię, a nie na kodeksie. W całej Polsce jest tak, że sędzia, prokurator, adwokat są nietykalni, nawet jeśli udowodni im się rażące zaniedbanie lub przestępstwo – mówi Grażyna Bobak, sekretarz szczecińskiego Krajowego Związku Spółdzielców i Lokatorów, jedna z głodujących. Pomagają – jak na razie – wyłącznie okoliczni mieszkańcy, którzy się z protestującymi solidaryzują, a pod listą poparcia podpisało się już kilkaset osób z całego kraju. – Konstytucja mówi, że według prawa wszyscy są równi, więc jak to możliwe, że jest grupa społeczna nietykalna – zastanawiają się głodujący, którzy nijak nie mogą zrozumieć machiny polskiego wymiaru sprawiedliwości. WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. 13 Kompania Węglowa, wiecznie zadłużona spółka skarbu państwa, mogłaby dostać 250 milionów złotych, które poprawiłyby jej wynik ekonomiczny i ograniczyły dopłaty z budżetu. Mogłaby, ale – nie wiedzieć czemu – nie chce. Stan zagrożenia W śród kilkunastu kopalń należących do Kompanii Węglowej jest kura, która mogłaby znosić złote jajka, gdyby tylko w nią zainwestować. Tą kurą jest KWK Silesia z Czechowic-Dziedzic, której złoża, drugie pod względem wielkości zasobów węglowych w Polsce, szacuje się na około 500 milionów ton. Problem w tym, że Kompania inwestować nie ma z czego. Określa się, że w tym roku sama tylko kopalnia Halemba należąca do KW spowoduje 400–500 mln złotych strat. W tej sytuacji o długotrwałych inwestycjach w również deficytową Silesię nie może być mowy. Jako sposób na nierentowność zarząd KW wymyślił likwidację albo uśpienie Silesii. To ostatnie rozwiązanie odpadło w przedbiegach, bowiem wiąże się z kosztami rzędu 30 mln zł rocznie na odmetanowanie, konserwacje, renowacje, wentylowanie pokładów itd. Zupełnie inny pomysł na swoją kopalnię mieli natomiast związkowcy, którzy już niejednokrotnie ratowali ją z opresji. Na przykład wtedy, gdy latem 2003 roku podjęto pierwszą decyzję o zalaniu szybów. Wtedy na skutek protestu niemal 400 górników, którzy przestali wyjeżdżać na powierzchnię, przedłużono decyzję o fedrowaniu. Dwa lata później – w 2005 roku – przyszło kolejne zagrożenie. Władze Kompanii Węglowej podjęły decyzję o połączeniu Silesii z sąsiednią kopalnią Brzeszcze. Wówczas związkowcy z tej pierwszej czuli, że ich część zakładu wcześniej czy później zostanie przeznaczona do cichej likwidacji. Nie mylili się. W 2007 r., kiedy ledwo dysząca Kompania Węglowa na samej sprzedaży węgla straciła przez pół roku prawie 100 mln złotych, zapadła decyzja o zamknięciu czechowickiej Silesii jako deficytowej. Członkowie pięciu związków zawodowych funkcjonujących na terenie kopalni już wtedy szukali inwestorów i możliwości uratowania ogromnych złóż oraz niemal tysiąca miejsc pracy. Wówczas – jak mówią – dotarli z ofertą do szkockiej firmy Gibson Group International. Zapaliło się światełko w tunelu, bo okazało się, że szkocka firma inwestycyjna po analizie 12 tysięcy stron dokumentacji jest Silesią zainteresowana. Nie mniej niż górnicy, którzy w zorganizowanym z tej okazji referendum wyrazili pełną dla pomysłu aprobatę. W tej sytuacji Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej, oświadczył, że ta wystawia kopalnię do sprzedaży. Jej majątek (z wyłączeniem złóż, które są niezbywalne jako własność Skarbu Państwa) oszacowano na 111 mln 522 tys. zł netto. Taka też była cena wywoławcza dla wszystkich zainteresowanych ofertą, którzy czas na złożenie kopert mieli do końca grudnia ubiegłego roku. Z czterech zainteresowanych firm ostatecznie na placu boju została Gibson Group, która zaoferowała za kopalnię 205 mln zł (z podatkiem VAT – 250 mln zł). Przestrzeliła się, bo nikt inny oferty nie złożył, ale – jak się szybko okazało – nie to miało być największym zmartwieniem szkockiego inwestora. Bo choć wpłacił 4 mln zł tytułem wadium, przetarg wygrał ponad pół roku temu, a komisja przetargowa nie stwierdziła żadnych proceduralnych uchybień Rosnące ceny ropy naftowej i węgla sprawiają, że w kopalnie inwestować się opłaca. Silesia koncesję na prace wydobywcze ma do 2020 roku. Jej moce produkcyjne to 1,3–1,4 mln ton rocznie. Tymczasem obecnie na dobę wydobywa się tu 200 ton węgla (przy mocach przerobowych – 5,5 tys. ton), i to tylko dlatego, że w regulaminie przetargu zapisano, iż kopalnia ma zostać sprzedana w ruchu. Te złoża, do których obecnie jest dostęp, są już właściwie wyczerpane. Aby dotrzeć do nowych, potrzeba pieniędzy na szyby. Dużych pieniędzy – minimum 1,3 mld zł. Jeśli firmie Gibson Group International, która deklaruje, że wciąż jest Silesią zainteresowana, uda się w końcu kupić kopalnię, przez co najmniej rok nie będzie miała przychodu, ponieważ nie dojdzie od razu do węgla. Musi przeprowadzić w tym celu roboty przygotowawcze, które już od dwóch lat nie są w kopalni realizowane, w wyniku czego dziś nie ma żadnej ściany przygotowanej do natychmiastowej eksploatacji. Trzeba – jak tłumaczą górnicy – wykonać kilka kilometrów szybów, żeby pojawiła się pierwsza tona dająca inwestorowi przychody. – Gibson Group nie zbliżyła się choćby o krok do swojej własności, w którą zamierzała zainwestować nawet 150 milionów dolarów, aby kopalnię uczynić rentowną. Powód? Nie było powodu! Po prostu KW kilka razy przekładała decyzję o sprzedaży, czego nie są w stanie pojąć ani górnicy z Silesii, ani tamtejsi związkowcy, którzy podpisali już z inwestorem umowę społeczną określającą warunki, zobowiązania i wzajemne relacje obu stron. – Ta umowa jest bardzo korzystna dla pracowników, ponieważ inwestor zobowiązał się między innymi do utrzymania średniej płacy w górnictwie na poziomie nie mniejszym niż obecnie, do wypłaty premii prywatyzacyjnej w wysokości 1000 zł netto za każdy rok pracy dla pracownika dołowego i 600 zł dla pracowników powierzchniowych – mówi Dariusz Dudek (na zdjęciu), przewodniczący „Solidarności”. Także minister gospodarki Waldemar Pawlak milczał jak zaklęty, a kiedy milczenie przerywał, to tylko po to, aby powiedzieć, że podejmie decyzję tuż po tym, jak pozna decyzję zarządu Kompanii Węglowej... Ten z kolei ustami rzecznika Madeja tłumaczył, że firma Gibson Group International nie dopełniła niezbędnych formalności. Tymczasem związkowcy z Silesii udowadniają, że było wręcz odwrotnie. GGI, która w planach na najbliższy rok miała budowę nowego szybu, następnie rozcięcie złóż, zaś w kolejnych latach rozpoczęcie wydobycia na poziomie 2 milionów ton węgla rocznie, spełniła wszystkie wymogi, jakie postawiła jej Kompania Węglowa: złożyła oświadczenie o przedłużenie wadium i podtrzymaniu ceny wystawionej w ofercie zakupu; złożyła w Krajowym Rejestrze Sądowym wymagane prawem dokumenty potrzebne do zarejestrowania w Polsce utworzonego w tym celu oddziału swej firmy; uzyskała przedłużenie gwarancji bankowych do 3 października 2008 r., a bank udzielający tej gwarancji poinformował o tym fakcie bank prowadzący rachunek Kompanii Węglowej; złożyła wniosek do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów; złożyła wniosek do MSWiA o zezwolenie na nabycie nieruchomości. Następny ruch należał więc do Kompanii Węglowej, która – według związkowców – powinna przedłużyć termin związania umową przetargową co najmniej do 30 września bieżącego roku. Ostatecznie, 8 lipca br. rzecznik Madej ogłosił, że Kompania... przetarg unieważniła. Co dalej? – Trzeba znaleźć kompromis, bo nie na ulicy należy sie spotykać, tylko przy stole negocjacyjnym. Ulica jest tym ostatecznym elementem, choć w obronie miejsc pracy i w obronie tego złoża nie wykluczamy żadnych rozwiązań. Jesteśmy zaprawieni w boju i potrafimy zadbać o swoją kopalnię, a załoga jest nieprzewidywalna – mówi Dariusz Dudek. WIKTORIA ZIMIŃSKA Fot. Autor [email protected] 14 Mój stary jest stary D zieci rodzą się coraz starszym rodzicom. Nie mamy tu nawet na myśli gwiazdorów filmowych, którzy zaatakowani niespodziewanym atakiem starości pragną udowodnić, że są wciąż zdolni wyprodukować potomka. Nadrabianie zaległości w przedłużaniu gatunku często nie uchodzi płazem. Wiadomo, że zaawansowany wiek matki pogarsza szanse posiadania zdrowego potomka. Pierwsze duże studium badawcze, którego wyniki opublikowano właśnie w periodyku „European Journal of Epidemiology”, pokazuje, że nie bez znaczenia jest też wiek ojca. Analiza danych 100 tys. dzieci urodzonych w latach 1980–1996 dowodzi, że te spłodzone przez ojców mających więcej niż 45 lat umierają przedwcześnie z dwukrotnie większą częstotliwością niż te, których matki zapłodnili mężczyźni 25–30-letni. U dzieci starszych ojców znacznie wzrasta prawdopodobieństwo takich chorób jak schizofrenia, epilepsja i autyzm. Mają również problemy z sercem i kręgosłupem, częściej padają ofiarą wypadków. Potomkowie starszych ojców rodzą się czterokrotnie częściej z zespołem Downa (mongolizmem). Za większą podatność na choroby odpowiedzialna jest sperma, której jakość z wiekiem pogarsza się. Z drugiej strony, wyższa jest także śmiertelność dzieci ojców w wieku poniżej 19 lat. W tym jednak przypadku nie chodzi o defekty wywołane wiekiem rodziców, ale o brak odpowiedzialności i gorszą dietę. Kluczowe znaczenie dla zdrowia dziecka ma jednak mimo wszystko wiek matki. W przypadku kobiet poniżej trzydziestki tylko jedno dziecko na 900 rodzi się z downem. W przypadku matek 40-letnich – jedno na 100. ST Kawa tak, ale... O statnio kawa zebrała wiele pochlebnych opinii badaczy i lekarzy. Przedstawialiśmy je na naszych łamach. Jednak pogląd, że jest to napój o wyłącznie cudownych właściwościach, byłby nietrafny. Kofeina, zawarta m.in. w kawie, w dużych ilościach może być powodem migren, sensacji żołądkowych (zgaga), a w przypadku ciężarnych zwiększa ryzyko poronienia. Picie kawy wpływa na pracę serca. „Wywołuje nerwowość, nadpobudliwość, bicie serca – wylicza kardiolog z Emory University, dr Allen Dollar. – Dobra wieść jest taka, że te efekty są krótkotrwałe i nie powodują poważniejszych konsekwencji. Inne nawyki są znacznie groźniejsze. O wiele częściej przestrzegam pacjentów, żeby nie objadali się, nie palili, nie pili za dużo alkoholu. Nadużycie kawy jest znacznie mniej groźne”. Zastrzyk energii, który daje kawa, można uzyskać przez regularny, zdrowy sen – konstatuje National Sleep Foundation. – Nie należy pić kawy później niż o 17. Organizm potrzebuje 5 godzin, aby wydalić połowę wchłoniętej kofeiny. PZ ktywność fizyczna jest warunkiem zachowania zdrowia. Dzięki ćwiczeniom fizycznym można także łatwiej rozstać się z nałogami. Badania w amerykańskim National Institute on Drug Abuse pokazały, że nastolatki uprawiające codzienne ćwiczenia są o połowę mniej narażone na palenie papierosów i o 40 proc. mniej na eksperymenty z marihuaną. Wysiłek fizyczny uaktywnia neurochemikalia w mózgu, które wywołują uczucie przyjemności. Naukowcy z Brown University włączyli ćwiczenia fizyczne do kuracji odwykowych dla palących kobiet i okazało się, S prawa, jak się zdawało, szczęśliwie przyschła i poszła w zapomnienie. Unia Europejska przestała tropić. A tu – masz, Polsko, placek! Amerykański magazyn dziennikarstwa śledczego „Raw Story” w marcu 2007 roku rozgadał, że jedno z „czar- Alexandrowna. I co? 22 czerwca 2008 roku „The New York Times” napisał dokładnie to samo. Nowojorski dziennik poinformował, że w polskim ośrodku oddanym do użytku CIA przesłuchiwany był i torturowany Khalid Shaikh Mohammed – jeden z głównych podej- że zaczął śpiewać, to na dodatek napisał poemat dla żony Martineza. Komentując enuncjacje „The New York Times”, anonimowy agent CIA stwierdza, że Polskę zaszczycono rolą honorowego klawisza USA z tego powodu, że nie ma kulturowych ani religijnych sentymentów wobec al Ka- Murzyn na własne życzenie nych miejsc” (tajnych, zagranicznych więzień CIA) mieściło się w naszym kraju. Kawałek terenu ośrodka szkolenia polskich Klossów w Starych Kiejkutach nasz obersojusznik przekształcił w eksterytorialny pierdel dla swych jeńców. O ośrodku wiedział tylko premier Leszek Miller i szpica polskiego wywiadu – pisano. „Raw Story” opublikował tajne memorandum brytyjskiego wywiadu stwierdzające, że premier Tony Blair zobowiązał Millera do zachowania tajemnicy – nawet przed swym rządem. Reakcją Millera i szefa polskiego wywiadu był stek zniesławień pod moim adresem – napisała autorka ówczesnych doniesień, Larisa A rzanych o współorganizację nalotu arabskich kamikadze na World Trade Center i Pentagon. Najpierw obrabiali go specjaliści od mokrej roboty: trzymanie w zimnie, bezsenność, aplikowanie bólu i strachu. Kiedy zaczynał mięknąć, do akcji wkraczał Deuce Martinez, który nie lubił się męczyć ani brudzić rąk. Były agent antynarkotyczny odrzucił ofertę kolegów z CIA, którzy chcieli nauczyć go, jak przesłuchiwanego podtapiać (torturze tej miano poddawać Mohammeda w Polsce stukrotnie). Panowie prowadzili dyskusje o religii, a przy tym Martinez pasł Mohammeda kanapkami. Skutki zaskoczyły zwolenników bykowca: Arab nie dość, merykanie uważani są za najbardziej ureligijnioną nację na ziemi. Jednak ich stosunek do religii zaskakuje. Dowodzi tego bardzo obszerny (indagowano ponad 36 tys. ludzi) sondaż przeprowadzony w zeszłym roku. Pierwszy raport ujawnił, że połowa dorosłych w USA co najmniej raz w życiu zmienia wyznanie. Pod koniec czerwca przedstawiono drugą część, która głębiej analizuje, w co Amerykanie wierzą i jak wiarę praktykują. Niewątpliwie przykrą nowiną dla Benedykta i jego modelu katolicyzmu będzie wieść, że w przekonaniu Amerykanów nie istnieje jedna, jedynie słuszna religia. Do życia wiecznego prowadzą różne wyznania – tak sądzi 70 proc. wierzących w USA. Choć 80 proc. wierzy w „absolutne standardy tego, co dobre i co złe”, do uzyskania moralnego drogowskazu w ogóle nie potrzebowało religii. Mimo że wciąż bardzo pobożni (92 proc. deklaruje wiarę w Boga) Amerykanie nie przypisują mu atrybutów jakiegoś konkretnego wyznania, większość określa go jako „ducha uniwersalnego”. Nie we wszystko, o czym uczą religie, wierzy się z jednakowym natężeniem: w niebo – 74 proc., w anioły i demony – 68 proc., a w piekło już idy, więc atak lub infiltracja sympatyków ugrupowania nie wchodziły w rachubę. Co najważniejsze jednak, polskie władze wywiadowcze paliły się do współpracy. „Polska jest 51 stanem USA! – przytacza się wypowiedź ówczesnego szefa tajnych operacji CIA, Jamesa L. Pavitta. – Amerykanie nie mają o tym pojęcia”. Taki stan rzeczy byłby bez wątpienia realizacją marzeń niejednego działacza i wielbiciela PiS-u. Niestety daleko nam nawet do statusu terytorium powierniczego jak Puerto Rico, nie mówiąc o zasobności portfela Kalifornijczyka. Stanowisko biednego Murzyna – ot, co nam przynależy. PIOTR ZAWODNY tylko 59 proc., bo po co się zawczasu stresować. Codziennie odmawia modlitwę tylko 58 proc. wierzących. Sondaż odnotował zagadkowe niekonsekwencje i niewytłumaczalne odpowiedzi. 60 proc. buddystów wierzy w nirwanę i taki sam odsetek hinduistów wierzy w reinkarnację. W co wobec tego wierzy pozostałe 40 proc. wyznawców tych religii? Wszak nirwana i reinkarnacja to centralne pojęcia owych wyznań... Są jeszcze bardziej zagadkowe deklaracje. Okazuje się, że jedna piąta amerykańskich ateistów... wierzy w Boga, a co dziesiąty modli się przynajmniej raz na tydzień. 51 proc. Amerykanów jest zdania, że przerywanie ciąży powinno być dopuszczalne prawie zawsze, a homoseksualiści powinni być przez społeczeństwo akceptowani. 40 proc. Amerykanów zapewnia, że chodzi do kościoła co najmniej raz na tydzień. Ale tak naprawdę czyni to tylko 20 proc. Psycholodzy przypisują to temu, że ankietowani mają tendencję do udzielania odpowiedzi, które wydają im się słuszne i godne zadeklarowania. „Amerykanie mają podejrzliwy stosunek wobec zorganizowanej religii – konkludują analitycy z Pew Forum. – Część sądzi, że w religii chodzi głównie o pieniądze, władzę i kontrolę. Nie są to pozytywne konotacje”. CS Bez dogmatów Nałóg gimnastyki A Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. ZE ŚWIATA że dwukrotnie zwiększają one szanse rozstania się z nałogiem. Poza tym pacjentki przybierały na wadze o połowę mniej niż inne rzucające palenie. Aktywność fizyczna ma działanie łagodnie antydepresyjne i rozładowuje stresy. A właśnie depresja i stres leżą u podłoża alkoholizmu, narkomanii i palenia. Rezultaty są tak obiecujące, że rząd federalny wyasygnował fundusze na dokładne zbadanie mechanizmu tego zjawiska. TN N a ołtarz zdrowotnych świętości wywindowana została witamina D. Zawdzięcza to głównie austriackiemu endokrynologowi z uniwersytetu w Gratzu, dr. Haraldowi Dobingowi. W rezultacie swych ośmioletnich badań doszedł on do wniosku, że ludzie z najniższą zawartością witaminy D we krwi umierają dwukrotnie częściej niż inni. Tydzień wcześniej naukowcy z amerykańskiego Dana Farber Institute stwierdzili, że pacjenci z nowotworem jelita grubego i odbytnicy umierali w okresie 10 lat dwukrotnie częściej, jeśli mieli deficyt witaminy D. Ponadto jej niedobór podwaja ryzyko ataku serca, zwiększa o 73 proc. „D” odgania śmierć śmiertelność z powodu nowotworu piersi, powoduje większą częstotliwość ataków astmy u dzieci. Ustalono związek między deficytem witaminy D a stwardnieniem rozsianym i cukrzycą. D ma znaczenie w profilaktyce przeciwgruźliczej, zapobiega schorzeniom arterii krwionośnych, pomaga organizmowi w absorpcji wapnia niezbędnego dla zdrowych kości. Nie wiadomo dokładnie, czemu należy zawdzięczać tak zbawienne właściwości. Są hipotezy, że chodzi o regulację systemu odpornościowego organizmu. Organizm wytwarza witaminę D w rezultacie ekspozycji na promieniowanie słońca. Lekarze twierdzą, że 10–15 minut na słońcu dziennie bez kremu pozwala wyprodukować wystarczającą dawkę witaminy D. Lekarze przestrzegają przed zażywaniem dużych dawek sztucznej witaminy D, bo to może być niebezpieczne. Ludzie starsi potrzebują 400–600 jednostek witaminy D dziennie, a młodszym wystarczy 200. Niektórzy eksperci ostrzegają, że normy te wyznaczono, zanim zaczęto używać olejków przeciwsłonecznych i dziś dawkę należy zwiększyć. JF Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. KOŚCIÓŁ POWSZEDNI JPII – porażka moralna Coś było powodem wyhamowania dotychczasowego nadzwyczajnego tempa zabiegów zmierzających do beatyfikacji Jana Pawła II. Tylko co? Coraz częściej słyszy się opinię, że może chodzić o sposób, w jaki JPII traktował przestępstwa seksualne kleru. Geoffrey Robinson – emerytowany biskup Sydney, w latach 1994–2003 szef komisji episkopatu badającej zjawisko przemocy seksualnej księży i jeden z największych krytyków Jana Pawła II i Benedykta XVI – w wydanej właśnie książce „Władza i seks w Kościele katolickim” pisze, że hierarchowie, w tym Karol Wojtyła, usiłowali „kontrolować problem przestępstw seksualnych kleru, zamiast uczciwie stawić mu czoła”. Najlepiej, zdaniem bpa Robinsona, widać to na przykładzie Marciala Maciela Degollady – jednego z najbardziej wpływowych duchownych meksykańskich, założyciela zakonu „Legioniści Chrystusa”. Postępowanie Jana Pawła II określa on jako porażkę przywództwa moralnego na wielką skalę. Przypomina, że papież miał dostęp do wszelkich dokumentów ilustrujących, jak Maciel w latach 1940–1970 molestował i gwałcił małoletnich uczniów szkół seminaryjnych. Było ich co najmniej 30, zarówno w Hiszpanii, jak i we Włoszech, ale niektórzy utrzymują, że liczba ofiar Maciela jest znacznie większa. Jan Paweł II – blisko zaprzyjaźniony z pedofilem – zachowywał milczenie. Maciel był głównym organizatorem trzech papieskich pielgrzymek do Meksyku, a Wojtyła nazywał go „przewodnikiem młodzieży” i „osobistym przyjacielem”. Jeszcze w roku 2004, gdy wiarygodne oskarżenia zostały udostępnione opinii publicznej, wychwalał go podczas uroczystości 60-lecia święceń kapłańskich. Bp Robinson przypomina, że Maciel wymuszał na swoich ofiarach milczenie i... osobiście je rozgrzeszał. Kodeks prawa kanonicznego (kanon 977) przewiduje za to automatyczną ekskomunikę. W swej książce, do której promocji i wydania w USA usiłowali nie dopuścić hierarchowie amerykańscy, Robinson koncentruje się na analizie zjawiska zatajania prawdy i przestrzegania tajemnic w Kościele, w którym absolutna władza skoncentrowana jest w ręku papieża. Pełną dokumentację postępków Maciela zawiera też książka Jasona Berry’ego i Geralda Rennera „Ślubowanie milczenia”. Na jej podstawie powstał film dokumentalny pod takim samym tytułem. Bp Robinson uważa, że kuria powinna mieć możność wpływania na postępowanie papieża i powinna być rozliczana przez wiernych. Dlaczego nie wolno dyskutować kwestii celibatu duchownych, skoro wymóg ów doprowadził do mizoginizmu w Kościele, alienacji i powstania niezdrowych okoliczności, które owocują przemocą seksualną? – pyta Robinson. O tych sprawach debatowano już 40 lat temu, w trakcie II Soboru Watykańskiego... Zwolennicy i inicjatorzy wyniesienia Jana Pawła II na ołtarze nie powinni zapominać o przypadkach przemocy seksualnej, jaką polski papież ignorował, a nawet kazał ukrywać – ostrzega bp Robinson. CS Nie zamkniemy się! Ugrupowanie o nazwie Towarzystwo Świętego Piusa X zerwało z Kościołem katolickim, gdy jego założyciel, arcybiskup francuski Marcel Levebvre, wyświęcił w roku 1988 czterech biskupów wbrew zakazom Jana Pawła II, na co ten odpowiedział ekskomuniką. Biskup Bernard Fellay, obecny lider lefebrystów (jeden z wyświęconych w roku 1988), regularnie apeluje do Watykanu o anulowanie ekskomuniki i oferuje gotowość powrotu na łono Kościoła. Obie strony stawiają jednak warunki uniemożliwiające kompromis. Towarzystwo nie akceptuje reform II Soboru Watykańskiego. Pragnąc przezwyciężyć schizmę, Benendykt wyszedł naprzeciw, przywracając msze po łacinie, a było to jedno z głównych żądań odszczepieńców uważających się za jedynych autentycznych spadkobierców tradycji Kościoła. Jednak cofnięcie ekskomuniki uzależnił od zaakceptowania przez lefebrystów reform soborowych i złożenia ślubów posłuszeństwa papieżowi jako ostatecznej wyroczni w sprawach doktrynalnych. Fellay odrzucił właśnie ofertę papieską, stwierdziwszy: „Oni po prostu mówią: »Zamknijcie się«, a my nie zamierzamy się zamknąć. Nie mamy więc wyboru i będziemy kontynuować to, co robimy”. Biskup Fellay stwierdził, że Watykan musi przywrócić inne elementy tradycyjnego nauczania – same msze po łacinie to za mało. Lecz tu jest granica ustępliwości Benedykta, bo lefebryści domagają się wycofania dążeń do pojednania z żydami i zaprzestania kontaktów ekumenicznych z innymi wiarami. Towarzystwo Świętego Piusa X ma około miliona członków na świecie, głównie we Francji. JF Nie będzie sielsko-anielsko W miarę zbliżania się terminu wizyty Benedykta XVI w Australii narasta tam presja, żeby w imieniu swego Kościoła przeprosił Aborygenów za krzywdy, których jako dzieci doznali ze strony katolickich zakonników. Do przeprosin wzywają papieża przedstawiciele różnych organizacji, stawiając za przykład wcześniejsze przeprosiny premiera Australii i fakt, że wizyta odbywa się z okazji Światowego Dnia Młodzieży. List w tej sprawie przekazano nuncjuszowi papieskiemu w Canberze, który zapewnił, że prześle go do Watykanu. Do przeprosin namawiają nawet przedstawiciele kleru. Biskup Michael Malone osobiście przeprosił ofiary przemocy seksualnej i fizycznej w swej diecezji; teraz wzywa Benedykta, by postąpił tak samo. Na powitanie papieża szykują się liczni demonstranci: utworzyli egzotyczną koalicję NoToPope Coalition („Nie papieżowi”). Są w niej chrześcijanie – głównie z kościoła Metropolitan Community Church – ateiści oraz przedstawiciele ugrupowań homoseksualnych. Koalicja planuje 19 lipca wiec w centrum Sydney, w miejscu, gdzie nazajutrz ma się odbyć papieska msza. „Ten papież jest homofobem, potępia małżeństwa jednopłciowe”; „Papież nie ma racji, geje są w porządku, a kondomy ratują życie”, „Benedykt skazuje miliony ludzi na AIDS poprzez swoją ogólnoświatową krucjatę antykondomową” – oto próbki haseł. Organizatorzy planują rozdawanie pielgrzymom prezerwatyw. Koalicja oprotestowuje finansowanie wizyty z budżetu, twierdząc, że „Kościół pieniędzy nie potrzebuje – powinny być wydane na rzecz tych, którzy ich potrzebują”. PZ 15 Papa nie ubiera się u Prady W łoska gazeta „L’Osservatore Romano” wyjątkowo poświęciła artykuł sprawie ubioru papieża, by sprostować plotki. Wkrótce po rozpoczęciu pontyfikatu reporterzy zwrócili uwagę na obuwie Ratzingera – czerwone mokasyny. To buty firmy Prada – zawyrokowali, co dało asumpt do spekulacji, że B16 przywiązuje wagę do mody, bo Prada to firma mediolańska preferowana przez snobów. Stroje Benedykta zwracają uwagę – zwłaszcza ekstrawagancko wyglądające nakrycia głowy. Trzy lata temu przed świętami podczas publicznej audiencji wystąpił w kapeluszu obszytym futrem, w którym wyglądał jak Święty Mikołaj. Okazało się, że to camauro – kapelusz wywodzący się ze... średniowiecza, a portretowało się w takim wielu ówczesnych papieży. Innym razem Benedykt wystąpił w czerwonym kapeluszu, również obszywanym. W „LR” wyjaśniono, że to tradycyjne nakrycie głowy było kiedyś tradycyjnym elementem papieskiego stroju... Zanim wyszło z użycia. Papieski sposób ubierania się nie jest podyktowany modą, tylko ma motywy liturgiczne – poucza pryncypialnie „L’Osservatore Romano”, deklarując: „Papież nie nosi Prady, ale Chrystusa”. W sercu, jak się należy domyślać. ST Pogoda dla konserwy B enedykt mianował arcybiskupa St. Louis Raymonda Burke’a na stanowisko prefekta najwyższego sądu watykańskiego – Sygnatury Apostolskiej. Burke jest jednym z najbardziej konserwatywnych i nieprzejednanych przedstawicieli wyższego kleru. W roku 2004 przyłożył rękę do przegranej senatora Johna Kerry’ego w wyborach prezydenckich, gdy publicznie ogłosił, że komunii należy odmówić każdemu politykowi, który – tak jak Kerry – uznaje prawo kobiet do przerywania niepożądanej ciąży. Zapowiedział również, że komunii nie powinni dostawać katoliccy wyborcy, którzy na niego zagłosują. W ubiegłym roku Burke zrezygnował z funkcji członka rady dyrektorów szpitala dziecięcego, bo ten ośmielił się zgodzić na występ w koncercie dobroczynnym piosenkarki Sheryl Crow, która jest za prawem do skrobanek. W bieżącym roku Burke usiłował także skłonić Uniwersytet St. Louis do represjonowania trenera koszykarzy Ricka Majerusa, który zdradził się jako zwolennik prawa kobiet do wolności wyboru i badań nad komórkami macierzystymi. Burke przez kilka lat walczył z polską parafią św. Stanisława Kostki, która odmawiała odprowadzania datków do archidiecezji, powołując się na przywilej byłego biskupa. Nominacja wiele mówi o modelu Kościoła, jaki pragnie lansować Ratzinger. TN Maryja bez stanika L ucetta Scaraffia, historyk Kościoła, na łamach „L’Osservatore Romano” wzywa do zaprzestania cenzurowania wizerunków Matki Boskiej. Wiele obrazów przedstawiało ją z biustem na wierzchu, co gorszyło wiernych, więc takie podobizny (a było ich bardzo dużo) poukrywano. Maryja była człowiekiem i nie powinno się jej wizerunków cenzurować z powodu odsłoniętych części ciała – przekonuje Scaraffia. Cenzura dotyczyła również fresków Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej. W tym samym numerze watykańskiego organu wypowiada się profesor sztuki klasycznej i literatury chrześcijańskiej ks. Enrico dal Covolo – on także opowiada się za ujawnianiem nagości. Było to bardzo powszechne w pierwszych wiekach chrześcijaństwa – cenzura wkroczyła od XVII wieku. ST 16 Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. NASI OKUPANCI PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (95) Patrioci i kolaboranci Na terenie Kraju Warty pozostałe tam duchowieństwo polskie, mimo terroru hitlerowskiego okupanta, zachowało postawę patriotyczną. Niechlubnym wyjątkiem współpracy z gestapo byli dwaj księża folksdojcze: ks. Roman Gradolewski i ks. Alojzy Hoszycki. W Kraju Warty (Reichsgau Wartheland) przez cały okres II wojny światowej Krk znajdował się w szczególnie trudnym położeniu. W trudniejszym niż na pozostałych ziemiach polskich włączonych do III Rzeszy. Na pozostałych ziemiach anektowanych władze hitlerowskie skłonne były tolerować Krk pod warunkiem, że będzie to Kościół zniemczony, stanowiący powolne narzędzie germanizacyjnej polityki hitlerowskiej. W Kraju Warty Kościół na taką tolerancję liczyć już nie mógł, bo władze hitlerowskie kierowały się tutaj przede wszystkim czynnikami ideologicznymi i antyreligijną doktryną narodowosocjalistyczną. Godne uwagi jest to, że stosunkowo nieliczni polscy księża, pozostawieni na placówkach przez okupanta, zachowali patriotyczną postawę, a czasem – mimo surowych represji i z narażeniem życia – wiązali się nawet z ruchem oporu. W Poznańskiem akcją niepodległościową kierował ks. prałat Józef Prądzyński, przed wojną senator RP i aktywny działacz Stronnictwa Narodowego. W styczniu 1940 r. przybył do niego kurier emigracyjnego rządu polskiego w Angers i przywiózł mandat upoważniający M do utworzenia placówki Delegatury RP na kraj dla ziem polskich wcielonych do III Rzeszy. Placówka ta prowadziła aktywną działalność pod kierownictwem byłego wojewody poznańskiego – hr. Adolfa Bnińskiego. Ks. Prądzyński został aresztowany 3 maja 1941 r. i zamordowany w Dachau we wrześniu 1942 r. Pośmiertnie został odznaczony przez Naczelnego Wodza WP – gen. Władysława Sikorskiego – Krzyżem Virtuti Militari V klasy „Za bohaterską postawę wobec wroga i śmierć żołnierską na posterunku Konspiracyjnych Sił Zbrojnych w Kraju”. Łączność z Delegaturą poznańską utrzymywał również Walenty Dymek – jedyny biskup polski pozostały w Kraju Warty, bezpośrednio zaangażowany w działalność konspiracyjną na ziemi wielkopolskiej. W Poznaniu od drugiej połowy 1941 r. czynne były tylko dwa kościoły: Matki Boskiej Bolesnej na Łazarzu i św. Wojciecha. Mogły one pomieścić łącznie ok. 4500 wiernych i musiały objąć akcją duszpasterską całe miasto. Wokół tych dwóch kościołów koncentrowała się konspiracyjna działalność społeczno-polityczna i charytatywna duchowieństwa. Na terenie Łodzi udział imo nacisków środowisk katolickich, aby państwo śledziło mniejsze ruchy religijne, w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji nie dają się nabrać na antysekciarską histerię. Cieszę się, że choć od czasu do czasu możemy rządzących pochwalić za zdrowy rozsądek i powstrzymywanie klerykalizacji. „Nasz Dziennik”, głos najbardziej prawicowej frakcji polskiego katolicyzmu, oburza się na ministra spraw wewnętrznych, posła PO Grzegorza Schetynę, dlatego, że jego resort nie chce zwalczać sekt. MSWiA przytomnie podkreśla, że polskie prawo nie zna pojęcia „sekta”, więc nie ma powodów, aby śledzić organizacje, które ktoś arbitralnie uzna za nieprawomyślny związek wyznaniowy. Rydzykowym oszołomom w podobnym duchu odpowiedział Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji: „Generalnie nie interesujemy się związkami wyznaniowymi. Nas nie interesują takie organizacje, dopóki nie łamią prawa. Podstawowa zasada jest taka, że zajmujemy się ludźmi dopiero w momencie, kiedy zaczynają prowadzić działalność przestępczą”. Tę przytomną uwagę „Nasz Dziennik” skwitował stwierdzeniem: „Takie stanowisko organów ścigania niepokoi”. duchowieństwa Krk w ruchu oporu wyrażał się m.in. we współpracy z czasopismem konspiracyjnym „Szaniec” (potem „Pochodnia”). Drukarnię czasopisma zainstalowano w mieszkaniu gospodyni proboszcza Jana Warczaka w parafii św. Jana Chrzciciela na Nowym Złotnie. Gestapo zlikwidowało drukarnię i aresztowało proboszcza Warczaka, a także innych księży współpracujących z ruchem oporu: Ferdynanda Jacobiego – proboszcza św. Anny – oraz wikarych: Teofila Milczarskiego i Wacława Bielińskiego. Wszyscy trafili do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie ks. Bieliński i ks. Jacobi ponieśli śmierć. Niestety, nie wszyscy w PO znają polskie prawo i zachowują trzeźwy osąd: poseł Marek Biernacki, który bardzo chętnie – jak zauważyliśmy – współpracuje z „Naszym Dziennikiem”, ubolewa nad tym, że rząd jego partii Represje, z jakimi spotkał się Krk w Kraju Warty (objęły one również niemieckie duchowieństwo), spowodowały, że niewielu było księży, którzy godzili się na współpracę z okupantem. Oportunistyczną postawę wobec władz hitlerowskich zajmowało natomiast niemieckie duchowieństwo katolickie. Szczególnie drastycznym przykładem współpracy z gestapo była postawa dwóch księży folksdojczów: ks. Romana Gradolewskiego z Łodzi i ks. Alojzego Hoszyckiego z Pabianic. Działali oni na szkodę Polaków i duchowieństwa polskiego, ciesząc się pełnym zaufaniem zarówno władz niemieckich, jak i wielu nieświadomych zagrożenia księży oraz wiernych. Ks. Gradolewski, wikary kościoła Podwyższenia Świętego Krzyża w Łodzi, już przed wojną dał się poznać jako zdeklarowany faszysta – działał aktywnie na rzecz – wyraża ono negatywną ocenę danego związku wyznaniowego przez osobę, która tego słowa używa. Innymi słowy, określenie „sekta” jest inwektywą, którą można określić dowolne wyznanie, równie obelżywą jak słowo ŻYCIE PO RELIGII Kontrolerzy dusz nie monitoruje konkurencji Kościoła rzymskokatolickiego: „Wystarczyłoby kilka osób w kraju, aby te zjawiska były monitorowane”. Sam Biernacki ma w tym względzie sporo doświadczeń, bo kierował Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji w czasach rządów niesławnej pamięci premiera Jerzego Buzka. Za czasów prawicowych ministrów działała w MSWiA specjalna komórka powołana do szpiegowania poczynań małych związków wyznaniowych, które przez katolickie organizacje uznawane są za „sekty”. Przypomnijmy, że we współczesnej polszczyźnie słowu „sekta” trudno właściwie przypisać jakieś sensowne znaczenie poza jednym „pedał” używane do nazwania homoseksualnego mężczyzny. Wszelkie definicje sekty używane przez antysekciarskie ośrodki pasują zresztą do większości związków wyznaniowych, z Kościołem rzymskokatolickim na czele. Biernacki uważa, że „sekty na całym świecie są postrzegane jako zagrożenie terrorystyczne”. Uff... mało brakowało, a zaproponowałby stworzenie w Polsce jakiegoś antysekciarskiego Guantànamo, gdzie można by sekciarzy przetrzymywać bez sądu, tak na wszelki wypadek. A nuż któremuś zechciałoby się rozsypać truciznę w metrze albo – nie daj Bóg – uwłaczać czci Najświętszej Panienki? hitleryzmu, prowadził stowarzyszenie niemieckich katolików i pełnił funkcję prefekta gimnazjum niemieckiego. 9 września 1939 r., po wkroczeniu wojsk niemieckich do Łodzi, odprawił nabożeństwo dziękczynne nagrane na płyty, które władze hitlerowskie wykorzystywały w audycjach propagandowych. Kiedy mianowano go proboszczem, usuwał z kościoła zauważonych tam Polaków i odmawiał udzielania im sakramentów, nakazywał służbie kościelnej sprawdzanie dokumentów wchodzących wiernych, a nad wejściem do kościoła umieścił wielki sztandar ze swastyką. Ks. Hoszycki zadenuncjował na gestapo szereg osób, w tym działaczy konspiracyjnych. Według danych Delegatury RP, Hoszycki, który miał kontakt z ruchem oporu, doniósł na gestapo m.in. na ks. Wacława Tokarka – proboszcza parafii w Pabianicach, działacza konspiracyjnego i redaktora prasy podziemnej. Ks. Tokarek został aresztowany 6 października 1941 r. i zesłany do Dachau. Wśród zadenuncjowanych osób znaleźli się również: Jerzy i Alina Tischlerowie, Piotr Zagórowski, Marian Kamiński, bracia Hildebrandtowie i inni, w tym niemiecka rodzina Wendlerów za słuchanie angielskich audycji radiowych. Po zakończeniu II wojny światowej obydwaj księża konfidenci stanęli przed polskim sądem. W 1949 r. sąd skazał zarówno ks. Gradolewskiego, jak i ks. Hoszyckiego na karę śmierci. Znamienne jest to, że w czasie swojego procesu ks. Gradolewski, próbując uzasadnić swoje postępowanie, przywoływał biskupa śląskiego Stanisława Adamskiego i innych przedstawicieli polskiej hierarchii kościelnej, którzy otwarcie nawoływali do lojalności wobec władz hitlerowskich i wykonywania ich zarządzeń. ARTUR CECUŁA Wyszydzając antysekciarską histerię, nie chcę bynajmniej powiedzieć, że nie istnieje zjawisko naruszania prawa przez związki wyznaniowe, czy też, że nie ma problemu psychomanipulacji. Tyle że dotyczy to niemal wszystkich związków wyznaniowych. Bo czy psychomanipulacją nie jest na przykład straszenie potępieniem wiecznym albo obiecywanie dóbr w życiu pośmiertnym? Zjawisko naciągania dla zysku lub w celu zniewolenia drugiego człowieka jest powszechne i dotyczy także sfery reklamy handlowej i politycznej. Jedynym środkiem, aby się przed tym bronić, byłoby wprowadzenie w szkołach średnich lub gimnazjach specjalnych zajęć, w czasie których uczniowie uczyliby się, jak rozpoznać manipulację, jak nie dać się zastraszyć lub namówić na kupno zbędnych towarów lub fikcyjnych usług. Tylko jaki rząd odważyłby się wprowadzić takie zajęcia? Natychmiast rozwrzeszczałyby się kościoły i protestowałaby znaczna część rodziców, bo taka demistyfikacja uderzyłaby w zyski manipulatorów i obraziła niejedno uczucie religijne. A poza tym, która partia chciałaby zrezygnować z rządzenia zagubionymi istotami ludzkimi i która chciałaby wychować dojrzałych i wolnych obywateli? MAREK KRAK Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. Religia to opium dla ludu – po raz pierwszy określenia tego użył prawdopodobnie baron Paul Holbach (1723–1789), francuski filozof, jeden z czołowych teoretyków niedowiarstwa. Niemiecki filozof Immanuel Kant (1724–1804) o spowiedzi pisał, iż jest to „opium dla sumień”. Niemiecki poeta Heinrich Heine (1797–1856) nazywał religię duchowym opium... niewłaściwą dla „ras szlachetnych”, widział pozytywne strony chrystianizowania ludów „nieco mniej szlachetnych”, właśnie jako aplikacja „opium”. Religii chrześcijańskiej, choć opiera się na szkodliwej etyce, nie należy niszczyć, ponieważ może ona oddawać pożyteczne usługi jako religia dla tych ludów, które w interesie cywilizacji powinny powymierać. Andrzej Nowicki komentuje to tak: „Religia chrześcijańska powinna – z właściwą sobie słodyczą – pogodzić kolorowe ludy z ich nieuchronnym losem, wyjaśnić im, że wszelki opór jest daremny, nauczyć je, aby z pokorą przyjęły wolę Bożą, i przygotować je na śmierć, łagodząc im ich ostatnie chwile. Etyka McDougalla jest jednocześnie PRZEMILCZANA HISTORIA określił m.in.: 1) poczucie jedności; 2) zanik poczucia czasu i przestrzeni; 3) poczucie sacrum; 4) poczucie rzeczywistości obiektywnej; 5) głębokie uczucie pozytywnego nastroju; 6) paradoksalność. Żaden z tych chrześcijan, którzy otrzymali placebo, nie doznał przeżycia mistycznego, zaś 4 na 10, którzy otrzymali psylocybinę, miało mistyczne doświadczenie. Po sześciu miesiącach tendencje mistyczne utrzymały się. Jeszcze ciekawsze były wyniki testów przeprowadzone na tych samych osobach po mniej więcej 25 latach: o ile przeżycia religijne grupy kontrolnej utrzymały się na tym samym poziomie, o tyle w grupie eksperymentalnej doświadczenia mistyczne nieco wzrosły. bólu, strachu, agresji i in. Wizje Boga związane są również z powstałym w drodze doboru naturalnego układem rąbkowym (a także ze środkowymi i niższymi częściami płatów skroniowych). W układzie limbicznym znajduje się m.in. ciało migdałowate i hipokamp. Układ ten jest w mózgu strukturą starszą niż kora mózgowa (neocortex). Emocjonalny system limbiczny i racjonalny system korowy funkcjonują równolegle, ale system limbiczny działa szybciej. „Informację, którą odbiera neocortex, charakteryzuje ambiwalencja i niepewność, natomiast to, co przyjmuje system limbiczny, ma postać prawdy absolutnej” (J.M. Szymański). KOŚCIÓŁ I NAUKA (22) Chemia uczuć religijnych ...mówiąc, że ,,opium i religia są znacznie bliższe sobie, niż to się na ogół przypuszcza”. Tak samo zapewne myślał Bruno Bauer (1809–1892), niemiecki filozof i teolog, pisząc, że teologia ,,usypia dążenia wolnych ludzi”, wywierając „wpływ podobny jak opium”. Moses Hess wymieniał razem opium, religię i wódkę, wyjaśniając, że człowiekowi przygnębionemu świadomością życia w niewoli religia daje ukojenie. Człowiek, nie mogąc zdobyć szczęścia doczesnego, sięga po szczęście urojone. Marks przekonywał, że uniemożliwia to realizację wzniosłych ideałów komunistycznego szczęścia o zasięgu powszechnym (gr. katholicos). Oczywiście, nie ma wątpliwości, że przesłanki jego rozumowania były poprawne: religia sprzyja przeto tyranii, usypiając ludy w domaganiu się poprawy losu, gdyż w obietnicach urojonych pozwala zrekompensować chociaż częściowo żądzę dóbr doczesnych. Również niektórzy myśliciele chrześcijańscy podzielali opinię, że religia pod wieloma względami przypomina działanie opium. Chrześcijański teolog Daniel T. Niles z Cejlonu pisał: „To prawda, że religia stanowi opium dla mas, ponieważ prawdziwa religia uspokaja dążenie do zemsty”. Dużo bardziej interesujące było stanowisko Williama McDougalla (1871–1938), brytyjskiego psychologa, jednego z pierwszych przedstawicieli psychologii społecznej, profesora Oksfordu i Cambridge, który nawrócił się kilka lat przed śmiercią. Otóż McDougall uznawał, że religia jest potrzebna dla ratowania cywilizacji zachodniej przed żywiołem rewolucyjnym, a także wzrastającą liczbą ludów kolorowych, które mnożą się dynamiczniej niż ludy europejskie. Jego doktryna religii jako opium polegała na tym, iż odrzucając jej etykę jako nieludzka i »humanitarna«. Jej nieludzkość wyraża się jedynie w tym, że wydaje ona wyrok śmierci na ludy kolorowe. Jej »humanitaryzm« wyraża się natomiast w tym, że za pomocą chrześcijańskiego opium chce złagodzić przedśmiertne cierpienia”. Religia więc, jeśli nie budzi fanatyzmu i żądzy krwi niewiernych, usypia. Sen może być dobry lub zły. Może być bowiem zwykłym marzeniem sennym (oneiros) albo koszmarem, wszak horror to z łaciny również trwoga religijna. Nie będziemy się tu wprawdzie zajmować onejromacją, ale warto zbadać od strony chemicznej „religijną iluminację”. Okaże się, że spopularyzowane przez Marksa porównanie religii do opium może zawierać pewną prawdę nie tylko społeczną, ale i chemiczną. W roku 1962 dr Walter Pahnke postanowił przeprowadzić eksperyment, na podstawie którego chciał poznać zależność między narkotykami, chemią organizmu i religijnym przeżyciem. Grupę testową stanowiło dwudziestu młodych chrześcijan, mężczyzn, adeptów nauk teologicznych, którzy zgodzili się wziąć udział w teście ze środkami psychoaktywnymi. Doświadczalnym środkiem halucynogennym była psylocybina – środek otrzymywany m.in. z grzybów meksykańskich, wywołujący stany psychotyczne, którym towarzyszą: utrata poczucia czasu, euforia, halucynacje (podobne do LSD-25, ale słabsze). Uczestnicy nie wiedzieli, że połowa z nich otrzymała placebo powodujące reakcje psychologiczne (efekt placebo), ale nie farmakologiczne (placebo było kwasem nikotynowym powodującym „uczucie mrowienia”). Po aplikacji środków uczestnicy wypełniali najpierw ankietę ze 147 pytaniami, a po sześciu miesiącach drugą (100 pytań). Jako cechy charakterystyczne mistycznego przeżycia dr Pahnke Można więc dostrzec, że występuje pewien związek między oddziaływaniem środków halucynogennych a religijnym doświadczeniem mistycznym. W obu – z różnym nasileniem – występują takie objawy psychotyczne jak omamy, iluzje, depersonalizacja, zaburzenia poczucia czasu, euforia. Środki halucynogenne przy częstszym ich stosowaniu mogą wywołać uzależnienie. Nasz mózg tworzy system chemiczny, a wszystkie funkcje zdeterminowane są elektrochemicznie: neurony przekazują między sobą sygnały dzięki przekaźnikom chemicznym (tzw. neuromodulatory), do których zaliczamy m.in. serotoninę i dopaminę. Układ limbiczny (albo rąbkowy), znajdujący się w płatach skroniowych, kieruje czynnościami popędowo-emocjonalnymi. W układzie rąbkowym znajduje się zespół struktur będących anatomicznym podłożem czynności popędowo-emocjonalnych. W układzie tym znajdują się ośrodki głodu, pragnienia, popędu seksualnego, To w ciele migdałowatym neutralne informacje zamieniają się w gniew, wstręt, radość lub szczęście. Hipokamp natomiast pełni niejako funkcję „nożyc informacyjnych” – z docierających do mózgu niezliczonych bodźców (informacji) wybiera te, które są godne uwagi i zapamiętania, aby wyłonić z nich sens. „Bez cenzury hipokampu człowiek błądziłby bez orientacji w morzu danych... – mówi psychiatra Hinderk Emrich, który od 15 lat zajmuje się badaniem iluzji. – Być może także objawienia polegają na ominięciu autocenzury w hipokampie. Zdaniem Emricha, człowiek mający halucynacje, widzi jedynie własną hipotezę rzeczywistości: jego mózg narzuca mu fantazje jako świat realny. W swojej działalności naukowej Emrich interesował się często wpływem narkotyków. Podejrzewał, że osłabiają one autocenzurę i dlatego niekiedy pobudzają fantazję. – Podobny skutek mogłyby też wywoływać rytualne tańce albo post, jak to zaleca wiele religii – spekuluje Emrich” (J. Grolle, „Skazani na wiarę”, „Der Spiegel”). 17 Wiadomo też, że praktyki mistyczne szamanów wpływają na mózgowe receptory opioidowe i serotoninowe. Opioidy endogenne (produkowane przez mózg) działają na nasz mózg głównie hamująco: osłabiają ból, znika niepokój, panika i strach, obniża się temperatura ciała. Zarazem jednak w większych ilościach mogą wywołać stan euforii. Do opioidów endogennych zaliczamy m.in. endorfinę (od: endogenna morfina, niejako morfina „wewnętrzna”). Endorfina wiąże się z tymi samymi receptorami w ośrodkowym układzie nerwowym, z którymi wiążą się narkotyki (np. morfina). „Stan błogości, który możemy odczuć pod wpływem relaksu lub medytacji, związany jest właśnie ze zwiększeniem produkcji endorfin. Oznacza to, że sami możemy sobie zaaplikować dawkę endorfin” (Mariusz Wirga). Dr Rick Strassman pisze, że DMT (dimethyltryptamina) może wywołać stany mistyczne, oraz przypuszcza, że w mózgu znajduje się również naturalne źródło tej substancji aktywnej. Dopamina z kolei to substancja aktywna w mózgowym systemie nagród, uczestniczy również w wytwarzaniu nałogów. Neurolodzy odkryli, że dopamina jest odpowiedzialna za powstawanie odczucia przyjemności. W 1997 r. w związku z dopaminą odkryto tzw. gen ciekawości (odpowiedzialny za transport dopaminy). Myszy, którym genetycznie zmieniono jego aktywność, robiły się chorobliwie ciekawe. Kiedy wkładano je do coraz to innych klatek, biegały jak oszalałe, węsząc każdy kąt – aż do wyczerpania. Podobny gen odkryto u człowieka. Wedle odkrycia dra Petera Bruggera, szwajcarskiego neurologa ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zurychu, należałoby sądzić, iż gen ciekawości nie oznacza bynajmniej ciekawości pożytecznej, lecz wytrąconą z równowagi. Brugger zaobserwował, że sceptycy mają niższy poziom dopaminy w mózgu niż ludzie wierzący w różne dziwne zjawiska, mający skłonność do nadawania głębokiego znaczenia przypadkowym zbiegom okoliczności oraz przypisujący ukryty sens zwykłym zdarzeniom. Podając ochotniczej grupie sceptyków lek L-dopa, który podnosi stężenie dopaminy, uczynił z nich ludzi znacznie bardziej łatwowiernych. Tym samym można stwierdzić, że wyższy poziom dopaminy to naukowe wyjaśnienie stanu „łaski bożej”, czyli „daru wiary”, a niższy jej poziom można uznać za stan „uświęcającej łaski trzeźwości”. Dla pełni „religijnego uświęcenia” dopamina może uzupełniać działanie „modułu religijnego”, sprzyjając przypisywaniu różnorakich konsekwencji teologicznych przeżywanym uczuciom religijnym powstającym w skroniowych i bocznych płatach mózgu. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl 18 Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. PRZEMILCZANA HISTORIA Niccolò Paganini. Był największym wirtuozem skrzypiec wszech czasów. Do dziś eksperci starają się rozszyfrować technikę jego gry, którą zniewalał słuchaczy. Mówiono o boskim bądź diabelskim rodowodzie przedziwnych dźwięków, jakie wydobywał ze skrzypiec. Był zbyt niezależny, aby nie oskarżono go o zaprzedanie duszy diabłu. Krk prześladował go za życia, a nawet po śmierci. Paganini urodził się w Genui w 1782 roku. Ojciec, pośrednik handlowy i miłośnik muzyki, dostrzegł w synu niebywały talent i zmuszał do ciężkich ćwiczeń, nawet po 12 godzin dziennie. „Trudno sobie wyobrazić bardziej surowego ojca – napisze potem Niccolò w swych notatkach autobiograficznych. – Gdy mu się wydawało, że nie jestem dość pilny, zmuszał mnie głodem do podwojenia wysiłków, tak że wiele cierpiałem fizycznie, a zdrowie moje zaczęło szwankować. Prawdę mówiąc, te okrutne bodźce były zupełnie niepotrzebne, gdyż ja sam miałem wielkie zamiłowanie do instrumentu, na którym wiele ćwiczyłem, i wynajdowałem coraz to nowe chwyty, jakie kiedyś miały wprawić ludzi w zdumienie”. W Europie modne były występy tak zwanych „cudownych dzieci”. Należał do nich Mozart, a także Chopin. Ojciec prowadził małego Niccolò do domów patrycjuszy genueńskich, gdzie występował dla gości. W muzykalnych Włoszech na nieletnich wirtuozów zawsze był urodzaj i panowała między nimi ostra rywalizacja. Jednak na młodego Paganiniego od razu zwrócono uwagę, bo ze skrzypcami wyczyniał przedziwne rzeczy, a i repertuar miał porywający. Diabeł ze smyczkiem Sławę zdobył dzięki koncertowi w roku 1795, w teatrze San Agostino, gdy miał lat niespełna trzynaście. Wykonał wówczas skomponowane przez siebie wariacje na temat rewolucyjnej pieśni francuskiej Carmaniolia – popularnej wówczas jak Marsylianka. Do 45 roku życia Paganini występował wyłącznie we Włoszech, a ci, którzy choć raz go usłyszeli, szerzyli sławę wirtuoza po Europie. W roku 1817 przybył do Włoch wybitny polski skrzypek i kompozytor Karol Lipiński. Zawdzięczamy mu unikatowy reportaż z koncertu Paganiniego w Padwie. Został on spisany na podstawie słownej relacji Lipińskiego i opublikowany w „Tygodniku Wielkopolskim” w roku 1873. „Wbrew moim oczekiwaniom – wspominał Lipiński – pierwsze tony były ciche, a przecież ten petit son nie był bynajmniej bezdźwięczny. Z wolna, spokojnie, a pewnie, obrzucał swoich słuchaczy łańcuchem magnetycznym, którego ogniwa z każdą chwilą zaciskały się mocniej, nierozerwalnie. Z niesłychanych trudności, o pokonaniu których przed nim nie marzono, a które ja dotąd uważałem za nieprzezwyciężone, wywiązywał się z bajeczną łatwością i swobodą. Włoska publiczność szalała burzą oklasków i ja szalałem wraz z nią. (...) Wyszedłem z sali za Paganinim i przedstawiłem mu się. Polacy, lubownicy muzyki podróżujący po Włoszech, wymieniali mu już niejednokrotnie moje imię, więc ucieszył się, że »polski Paganini«, jak mnie zwykł był potem nazywać, tyle mil przebył, aby usłyszeć jego grę”. Muzycy zaprzyjaźnili się i wspólnie koncertowali. Na żądanie Paganiniego, obok jego nazwiska, umieszczono na afiszu napis: Valente Professor di Violone Sig. Carlo Lipinski, Polacco. Pani pozna Pana Niepobożna lublinianka, energiczna i wykształcona, drobna, o miłej aparycji, nawiąże kontakt z Panem w wieku 58–65 lat, wolnym, towarzyskim, mądrym życiowo, który potrafi korzystać z uroków wieku dojrzałego. Panowie z problemami mieszkaniowo-finansowymi wykluczeni. (1/a/28) Wykształcona, kulturalna wdowa w wieku 60 lat, kochająca przyrodę i zwierzęta, pozna Pana z Krakowa. Kraków (2/a/28) 28-latka pozna odpowiedzialnego i zaradnego chłopaka o wesołym usposobieniu, tolerancyjnego, najchętniej ateistę lub agnostyka, w celu stworzenia stałego związku. Woj. warmińsko-mazurskie (3/a/28) Zawodowi kompozytorzy i muzyczni eksperci zgodnie podziwiali Paganiniego za maestrię i starali się zgłębić jej tajniki, nie widzieli w niej jednak niczego nadprzyrodzonego. O ile po występach w Wiedniu, w 1828 roku czołowi muzycy, tacy jak Franciszek Schubert, Jan Strauss, Józef Lanner czy Karol Czerny, wyrażali się o Paganinim w superlatywach i komponowali utwory zainspirowane jego muzyką, o tyle dla kleru i znajdującej się pod jego wpływem części opinii publicznej włoski wirtuoz był wcielonym diabłem. Niektórzy uczestnicy koncertów twierdzili, że sami widzieli, jak diabeł prowadził smyczek wirtuoza. Taką zakamuflowaną sugestię można było wyczytać w konserwatywnej, wiedeńskiej „Gazecie Teatralnej”. Ripostował Schubert, twierdząc, że w Adadio Paganiniego słyszał „śpiew aniołów”. „Nic nie jest tak naturalne dla człowieka, jak to, że kojąco działają nań słodkie tony, natomiast niepokój budzą te, którym brak słodyczy”. Autor tych słów, Boecjusz – rzymski logik i filozof chrześcijański z V wieku – dał początek kościelnym normom muzycznym. Kościelna muzyka nie może zawierać dysonansów, niepokojącego wibrowania, wszelkiego zakłócenia harmonii. Natomiast Paganini wszystko to stosował. Jego wielki talent kazał mu poszukiwać wciąż nowych rozwiązań. Do techniki gry na skrzypcach wprowadził m.in. pizzicatę, czyli szarpanie struny palcami lewej ręki, grając na niej równocześnie smyczkiem. Był mistrzem flażoletu – uderzając w strunę, jednocześnie ją tłumił i pobudzał do drgań. Potrafił w maksymalny sposób wykorzystać pojedynczą strunę. Stosował też niektóre elementy gry na gitarze. Skonstruował własny rodzaj smyczka – silnie wygiętego Młoda duchem, pracująca, zadbana 60-latka, 156 cm wzrostu, wesoła, bez nałogów, lubiąca wycieczki, jazdę na rowerze i dobrą muzykę, pozna eleganckiego Pana bez nałogów w wieku 58–65 lat, z poczuciem humoru, uczciwego, o podobnych zainteresowaniach. (4/a/28) Wdowa w średnim wieku, o wzroście 170 cm, pełna wdzięku i kobiecości, pozna Pana prawnie wolnego, w wieku 40–65 lat, miłego, posiadającego prawo jazdy. Prośba o dołączenie znaczka na odpowiedź lub karty telefonicznej. Kraków (5/a/28) 58-letnia warszawianka, pracująca, pozostająca w separacji, lubiąca ludzi i przyrodę, umiejąca słuchać ze zrozumieniem, pozna Pana, koniecznie wykształconego, opiekuńczego, z Warszawy. Wiek bez znaczenia, liczy się umysł. (6/a/28) Pan pozna Panią Kulturalny, uczciwy, przystojny 58-latek, fan „FiM”, o wszechstronnych zainteresowaniach, pozna wysoką, inteligentną Panią, najchętniej i zaopatrzonego – zamiast włosia – w wysuszone baranie jelito. Był to prawdziwy Jimmy Hendrix XIX stulecia! Paganini, którego uważano za wolnomyśliciela, najczęściej nie protestował, gdy w prasie sugerowano, iż ma kontakty z diabłem. Uznawał takie sugestie za świetną reklamę, zapełniającą sale koncertowe i podnoszącą ceny biletów. Publiczność Poznania i Warszawy, gdzie bawił w 1829 roku, wprawił Paganini w euforię. „Już w wielkim jego koncercie poznaliśmy mistrza, o którego cudach muzykalnych tylkośmy dotąd słyszeli i czytali – pisał Idzi Rabski w „Gazecie W. Księstwa Poznańskiego”. – W sonacie, wykonanej na samej tylko kwarcie, zdarzało nam się widzieć w nim to anioła, to diabła, a w ręku jego – to smyczek, to laskę Merlina”. W Warszawie powitał Paganinego jego przyjaciel Karol Lipiński. Na koncert, z szacunku dla wirtuoza, przybył Wielki Książę Konstanty. Natomiast warszawscy studenci widzieli w człowieku, który zasłynął – grając Carmaniolę, zwiastuna wolności. Ostatnie miesiące życia artysta spędził w Nicei. Miał 58 lat i bardzo już zaawansowaną gruźlicę. Gdy opuchnięty nie mógł wstawać z łóżka, jego służąca – bez wiedzy muzyka – wezwała księdza, proboszcza z pobliskiego kościoła. Zastał on Paganiniego na łóżku, ze skrzypcami w rękach i bez słowa powitania oświadczył: „Nie czas teraz, panie Paganini, grać na skrzypcach. Pora pojednać się z Bogiem”. Artysta nie odezwał się, tylko ruchem ręki pokazał służącej, by wyprosiła kapłana. Prowincjonalna Nicea zaczęła szumieć. Dewotki powtarzały, że czarci syn odmówił przyjęcia świętych sakramentów. Przypominano antyklerykałkę, ze znajomością języka angielskiego. Wiek i stan cywilny – nieistotne; cel – nie tylko przyjaźń. Poznań (1/b/28) Wdowiec, 38/190/90, blondyn o niebieskich oczach, obecnie przebywający w ZK, pozna miłą Panią do lat 45, ceniącą szczerość. Odpowiedź na każdy list gwarantowana. (2/b/28) Wysoki, szczupły brunet w wieku 37 lat, w niedługim czasie opuszczający ZK, pozna samotną Panią do lat 47, także z dzieckiem, najchętniej z Wielkopolski, w celu stworzenia stałego i trwałego związku. Odpowiedź na każdy list gwarantowana. (3/b/28) 60-letni wdowiec, architekt o artystycznej duszy i niekonwencjonalnych zainteresowaniach, domator ustabilizowany materialnie, pozna Panią do lat 55, kulturalną i bez fanatyzmu religijnego, w celu stworzenia stałego związku. Mazowsze (4/b/28) Samotny, niezależny wdowiec w wieku 68 lat, bez nałogów i zobowiązań, problemów zdrowotnych wcześniejsze, antyklerykalne wypowiedzi Paganiniego. Nie było ich wiele, bo schorowany artysta chciał mieć spokój w ostatnim okresie życia. Prawdopodobnie dlatego w testamencie przeznaczył sporą sumę na odprawienie stu mszy w kościele kapucynów. Pragnął też, aby kościelne posądzenia o „pakt z diabłem” nie rozciągnęły się na jego syna, Achillesa. Zmarł 27 maja 1840 roku. Na żądanie biskupa Galvaniego trybunał miasta Nicei wydał uchwałę zakazującą pochowania artysty nie tylko na jakimkolwiek cmentarzu czy choćby pod jego murem, ale także „w lasach ani na polach, w winnicach, sadach, ani gdziekolwiek indziej, pod żadnym pozorem”. Zaś odpuszczenie wszystkich grzechów obiecano „temu wiernemu synowi Kościoła, który wykopie to diabelskie ciało i prochy rozwieje na wietrze”. Wielki wirtuoz fortepianu Franciszek Liszt napisał w nekrologu: „Sensacja, jaką wywoływał Paganini, była tak niezwykła, czar, jakim pętał wyobraźnię słuchaczy, tak gwałtowny, że nie chciano wierzyć w naturalność tego zjawiska. Nawiązywano do średniowiecznych historii o czarownicach i upiorach, starano się dziwność jego gry powiązać z jego przeszłością, wyjątkowość jego geniuszu przypisać nadprzyrodzonym właściwościom, ba, przebąkiwano, że duszę swoją zapisał diabłu, a owa czwarta struna, na której wydobywał tak czarowne dźwięki, pochodzi z jelit żony, którą własnoręcznie udusił”. Syn Paganiniego stracił cały majątek, by wpłynąć na złagodzenie kościelnego wyroku wobec zmarłego skrzypka. Wprawdzie w 1845 roku udało mu się uzyskać zezwolenie na pochówek mistrza w jego posiadłości w Polevra, jednak dopiero w roku 1896, po 56 latach tułaczki, jeden z największych muzyków, jakich wydała ludzkość, spoczął w Parmie, w grobowcu ozdobionym jego popiersiem. JANUSZ CHRZANOWSKI i finansowych, zaprzyjaźni się z Panią o poglądach świeckich, z Krakowa, w wieku do lat 65. Kraków (5/b/28) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,35 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,35 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom. Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. LISTY Idiotyzmy na www.aborcja.info.pl Wiktoria Zimińska cytuje za tą stroną internetową („FiM” 27/2008) zabawną wyliczankę wszelkich plag egipskich, które są udziałem kobiet usuwających ciążę. Wyliczanka podaje procenty pewnie według badań „wybitnych” uczonych amerykańskich. Ciekawe, że według tej wyliczanki ani jeden procent kobiet nie odczuwa ulgi, którą, według mnie, odczuwa 99 proc. kobiet w tej sytuacji. Według tych „naukowych badań”, 73 proc. kobiet po aborcji cierpi na depresję. Rocznie około 200 tys. Polek usuwa ciążę. W tej liczbie nie ma żadnej przesady, bo potwierdziły ją choćby ścisłe statystyki w Wielkiej Brytanii, według których w 2007 roku tylko na Wyspach 31 tys. Polek usunęło oficjalnie ciążę. Wobec tego po 15 latach obowiązywania ustawy antyaborcyjnej w Polsce miliony kobiet w wieku „poborowym” cierpiałoby na depresję. A przecież nikt tego nie odnotował. To idiotyzm. No cóż, katoliccy „obrońcy życia” nie wahają się użyć żadnego kłamstwa dla ogłupienia ludzi. Teresa Jakubowska RACJA Polskiej Lewicy [email protected] jakie to niesie dla nas (wycelowane w nas rakiety z głowicami atomowymi, możliwość zamachów itp.). Targujemy się o jakieś nędzne kilka milionów dolarów, a żadnemu z tych dupków (polskich dupków) nie przyjdzie do głowy, że nie ucieknie przed atomowym deszczem. Te same dupki decydują, kiedy i na jaki temat może się wypowiedzieć naród w referendum. JNN Ostatnia droga Śmierć bliskiej osoby stanowi tragedię rodzinną. Według tego, co podają media katolickie, w Polsce mamy 95 proc. wyznawców tej wiary. Ostatnio „Życie Siedleckie” pisało o tym, że w Przesmykach niedaleko Siedlec ceremonię pogrzebową utrudnił proboszcz tej parafii. LISTY OD CZYTELNIKÓW pogrzebu nie będzie w tym miejscu, które zostało wybrane, i wskazał... miejsce w śmieciach. To kara za skargę, żeby wiedzieli, kto w parafii rządzi!!! Na tym zresztą proboszcz nie poprzestał – zastraszył rodzinę zmarłej policją za to, że dopuścili się samowoli, a wykopany grób jest tego dowodem. Pogrzeb – w asyście wikarego – odbył się z prawie tygodniowym opóźnieniem. Marian Kozak RACJA, Siedlce To byli Polacy! Ostatnio kupiłem książkę Richarda Dawkinsa pt. „Bóg urojony”. Do zakupu jej skłoniła mnie wypowiedź na łamach gazety Pana Romana Kotlińskiego. ...redaktor Wiktorii Zimińskiej oraz redaktorowi naczelnemu Panu Romanowi Kotlińskiemu za artykuł o społeczności świadków Jehowy. Chcę odnieść się do tego, co napisała Pani na końcu, że w mediach katolickich „udowadniano, że jehowcy są bardzo niebezpieczną sektą. Nic dziwnego, skoro traktują Biblię na serio”. A ja pytam: jak można traktować słowo Ojca, Boga, Stwórcy, Jedynego Suwerena, Dawcy Życia, Źródła Miłości i Poznania, Najwyższego nad całą ziemią? Czy można sobie z Niego szydzić, zmieniać Jego przykazania, zbijać na Nim fortuny? Nauczać nie Jego nauk? Tak czyni wiele Kościołów z Krk włącznie. Mam nadzieję, że te osoby nie są świadome tego, co mówią, i to mnie trochę uspokaja. Jeżeli my jesteśmy niebezpieczni, to komu zagrażamy, komu robimy krzywdę i jaką? Komu już wyrządziliśmy krzywdę i jaką? Oczywiście, jako ludzie popełniamy błędy i grzechy, nie jesteśmy od nich zwolnieni jako społeczność. MM Bosi świadkowie? Polskie dupki Z tego, co usłyszałem w mediach, Irak kosztował nas, podatników, 1,6 miliarda złotych. Wydaliśmy je, odejmując od ust wielu głodnym Polakom, a wielu z nich uśmiercając, bo zabrakło na służbę zdrowia. W tym na dotacje do niektórych leków. Wydaliśmy te pieniądze, by nasz Wielki Brat – Stany Zjednoczone – spojrzał na nas łaskawszym wzrokiem, postępując wbrew art. 26 Konstytucji RP, który w punkcie 1 mówi wyraźnie, że „Siły Zbrojne Rzeczypospolitej służą ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic”. Zaś pkt 2 zapewnia, że „Siły Zbrojne zachowują neutralność w sprawach politycznych oraz podlegają cywilnej i demokratycznej kontroli”. Nie ma zatem najmniejszej nawet wzmianki, że mamy jakiś obowiązek wysyłania naszych żołnierzy za granicę, by tam ginęli za interesy Stanów Zjednoczonych. Nie widzę zasadniczej różnicy w naruszeniu konstytucji pomiędzy wprowadzeniem stanu wojennego w 1981 r. a wyżej przedstawionymi faktami. W obydwu przypadkach zostało popełnione nadużycie, a nawet przestępstwo wobec narodu. Teraz chcemy (nasi politycy, a nie naród) pozwolić na instalację „tarczy antyrakietowej”, która ma bronić tylko Stanów Zjednoczonych, nie biorąc pod uwagę zagrożenia, Dziękuję Pani... ,,Duchowny” ten – zanim przystąpił do negocjacji pogrzebowej – sprawdził, czy zmarła nie jest parafii coś winna. Następnie udział swój w ceremonii pogrzebowej oszacował na 1500 zł. Kwota ta wydała się rodzinie zbyt duża, bo – jak poinformował syn zmarłej – w Warszawie biorą 400 złociszów. Zaproponowano 1000 zł. Tak nędzne wynagrodzenie za godzinę ciężkiej pracy podrażniło katabasa, więc rodzinę zmarłej nazwał... bandą robiącą interesy na pogrzebie własnej matki! Nie mając wpływu na takie argumenty, poszli z kościelnym wybrać miejsce wiecznego spoczynku. Doliczono 300 zł za grób podwójny, wykopano mogiłę, a następnie ją wymurowano. Zdzierstwo wielebnego przeraziło synową, która powiadomiła kurię siedlecką. Tam skargi wysłuchano i poradzono kobiecie, żeby się nie martwiła. Następnego dnia rodzina zmarłej udała się do swego kościółka, by sfinalizować koszty pogrzebu. Ale proboszcz nie miał czasu z nimi rozmawiać. Wobec tego udali się do kurii. Ksiądz, który ich tam przyjął, poinformował, że parafia ma swoje wydatki, a proboszcz jest samodzielny w kwestiach finansów. Cóż mieli robić? Wrócili do proboszcza. Ten powiedział pogrążonej w żałobie i znękanej rodzinie, że Po przeczytaniu całej książki stwierdziłem nieścisłości w rozdziale „Religia i homoseksualizm”, gdzie autor Dawkins w sposób kłamliwy przedstawił nijakiego Alana Turinga jako mózg grupy, która złamała szyfr Enigmy. Jak wszystkim wiadomo, szyfr Enigmy złamali polscy matematycy (Marian Rajewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski) i dzięki nim losy II wojny światowej potoczyły się tak, że to alianci zdobyli dużą przewagę nad wojskami hitlerowskimi. Edward Pelczar Spekulanci Sprzeciwiam się stanowczo przedstawianiu Kościoła katolickiego jako pomocnika „Solidarności”. Dary, jakie przychodziły w latach 80., były sprzedawane przez księży na czarnym rynku. Kiedy moja ciocia, której córka była internowana, przyszła do księdza po pomoc, ten oświadczył, że ma tylko trochę grochu i cukru. A tak naprawdę na plebanii miał garaże i piwnice zapchane darami z Zachodu, które sprzedawał na czarnym rynku. Taka to była bohaterska postawa i pomoc Kościoła w stanie wojennym. A teraz ci panowie w czarnych sukienkach przedstawiają siebie jako kombatantów. Bad Vilbel Kochani. Zastanawia mnie, po co piszecie o świadkach Jehowy. Przecież to są jeszcze większe oszołomy niż katolicy! Religia w ich wydaniu (gdyby zapanowała) spowodowałaby wsteczną ewolucję gatunku ludzkiego. Innymi słowy, chodzilibyśmy bosi i odziani w prześcieradła jak w starożytnej Galilei. Z poważaniem. Wiesław Rozbicki Nic za darmo Jeśli powstanie u nas tarcza USA, pewne będzie, że ludzie, którzy o tym zdecydują, wzięli od Amerykanów wielkie pieniądze lub wezmą w przyszłości. Nikt normalny nie wkłada sobie pod tyłek beczki prochu! Nasi decydenci chcą to zrobić i to wbrew woli większości społeczeństwa. Nie chodzi tu więc o poklask i punkty w sondażach, ale o pieniądze lub zaszczyty. Wiemy, co dostał Kwaśniewski za krew naszych żołnierzy przelaną w Iraku i za podpisanie konkordatu – wykłady w USA, m.in. na jezuickim uniwersytecie, opłacane w dziesiątkach tysięcy dolarów. Nie ma nic darmo, nie łudźmy się. A Polacy mają długą tradycję w zdradzie interesów narodowych za łapówki. Rafał Berezewski, Warszawa 19 przy dzisiejszych zdobyczach techniki mogą bardzo dużo i nie dziwota, że Rosjanie robią wszystko, by nie dopuścić do tej inwestycji. Bo z Polski do Rosji tylko jeden krok. Wrogowie USA również zdają sobie sprawę, że ta mała, amerykańska enklawa, która ma u nas powstać, może także dla nich stanowić zagrożenie i to spowoduje, że skoncentrują swoje działania przeciwko tej tarczy, czyli przeciwko nam (będą walić jak w kaczy kuper!). To jest więcej niż pewne. A zatem dziwię się, że nasi politycy, mający się za wielkich patriotów, nie dostrzegają albo po prostu nie chcą widzieć tych zagrożeń. Nienawiść do wszystkiego, co rosyjskie, powoduje u nich pewien rodzaj zaćmy, a w swej zaciekłości nie widzą, że sami mogą stać się ofiarami tego nowego „cudu” nad Wisłą. Oni myślą tylko, jakby tu dowalić Ruskim, i to teraz, natychmiast! Skąd tyle nienawiści u tych – rzekomo – chrześcijan?! A skoro Kościół ich popiera (co widać), to wniosek po raz kolejny jest ten sam: Kościół rzymskokatolicki jest antypolski! Dotychczasowa współpraca z Amerykanami to same straty, czego dowodem jest Irak i Afganistan. I jeszcze te nieszczęsne nieloty F-16... Jan Nowak-Niejeziorański Drodzy Czytelnicy! W tych dniach ważą się losy być albo nie być tarczy USA w Polsce. Przypominamy, że nasza redakcja od początku powstania tego idiotycznego, antypolskiego pomysłu angażowała się we wszystkie akcje przeciwko tarczy antyrakietowej. Dziś podajemy namiary na premiera Donalda Tuska, do którego należy decyzja w tej sprawie. Możecie więc interweniować, wyrażając swój sprzeciw. Nie chcemy, aby nasze dzieci żyły na beczce prochu! Sekretariat Prezesa Rady Ministrów, Aleje Ujazdowskie 1/3, 00-583 Warszawa Urszula Bednarz-Brzozowska z-ca dyrektora tel.: (022) 694 61 81, 628 85 75 faks: 022 694 71 27 Rafał Hykawy, z-ca dyrektora tel.: (022) 694 74 21 faks: 022 694 70 53 Sławomir Nowak Sekretarz stanu, szef Gabinetu Politycznego Premiera tel.: (022) 694 65 89, 694 75 10 faks: 022 694 61 55 Sprostowanie Enklawa USA Załóżmy, że tarcza antyrakietowa u nas powstanie. Damy Amerykanom wybrany przez nich kawałek ziemi i od tego momentu nikt poza nimi nie będzie miał wglądu, co oni jeszcze tam wykombinują (może kolejne miejsce tortur?). A przecież Drodzy Czytelnicy! W ostatnim numerze „FiM” niespodziewanie wdarł się do gazety chochlik (diabełek...?) drukarski. I tak oto w tekście Dominiki Nagel „Gazele biznesu” (str. 6) abp Nycz z Kazimierza został przemianowany na Tadeusza. Za pomyłkę przepraszamy. Redakcja 20 Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. OKIEM BIBLISTY PYTANIA CZYTELNIKÓW Prymat Piotra (cz. 2) Zdaniem Kościoła papieskiego, kolejnym dowodem prymatu apostoła Piotra, jego najwyższej władzy i zwierzchnictwa nad całym Kościołem, mają być „klucze Królestwa Niebios” oraz prawo „związywania i rozwiązywania” (Mt 16. 19). Czy rzeczywiście takie jest znaczenie powyższych słów? Chociaż Kościół rzymskokatolicki powołuje się na przywilej „kluczy” oraz prawo „związywania i rozwiązywania”, twierdząc, iż tylko Piotr jest klucznikiem prawdziwego Kościoła Chrystusowego i tylko on posiada najwyższą władzę nad całym Kościołem, prawda jest taka, że Biblia prerogatywy te przypisuje wyłącznie Mesjaszowi. Mówi ona bowiem, że tylko On posiada symbolizujący władzę „klucz Dawida” – podobnie jak dawniej posiadał go Eliakim, który zarządzał domem Hiskiasza (Ezechiasza) i decydował o tym, kto mógł stanąć przed królem (por. Iz 22. 20–22). Czytamy: „To mówi Święty, prawdziwy, Ten, który ma klucz Dawida, Ten, który otwiera, a nikt nie zamknie, i Ten, który zamyka, a nikt nie otworzy” (Ap 3. 7). Teza, jakoby „klucze Królestwa Niebios”, które otrzymał apostoł Piotr, symbolizowały najwyższą władzę nad Kościołem, jest więc z gruntu fałszywa, ponieważ taką właśnie władzę nad „domem Dawida” mógł posiadać tylko Mesjasz-Zbawiciel, a nie Piotr (por. Łk 1. 32–33; Ef 2. 19 –22; Mt 28. 18; Hbr 3. 6; Dn 7. 14). Tym bardziej że o pełnej i wyłącznej władzy Chrystusa nad całym duchowym Izraelem, ludem nowego przymierza, świadczy nie tylko symboliczny „klucz Dawida”, ale również jedna z fundamentalnych prawd wiary – ta, która głosi, że jedynie Jezus jest „Głową Kościoła, ciała, którego jest Zbawicielem” (Ef 5. 23). Co oznacza, że żaden duchowy przywódca, z biskupem rzymskim włącznie, faktycznie ani nie ma prawa nazywać siebie głową Kościoła Chrystusowego, ani też nie może uzurpować sobie pozycji lub władzy należącej wyłącznie do Chrystusa. Biblia mówi bowiem, że kościoły są Pańskie, „nabyte własną jego krwią” (Dz 20. 28) i podlegają wyłącznie Chrystusowi. Widać to zresztą bardzo wyraźnie w apokaliptycznej wizji siedmiu świeczników, symbolizujących siedem lokalnych wspólnot (Ap 1. 12–13). Zauważmy, że każdy z tych kościołów ukazany był Janowi jako odrębny świecznik, odpowiedzialny bezpośrednio przed Głową – Jezusem, który obecny jest pośród tych świeczników (2. 1). Michael Browne pisze: „Nie widzimy tu żadnej organizacji pośredniczącej czy też ingerującej pomiędzy poszczególnymi zborami a Panem. Nie znajdujemy żadnego centralnego organu reprezentantów zborów, żadnego wybranego synodu czy też rady, żadnego metropolity, arcybiskupa, bądź kardynała” („Autonomia i autorytet”). Dlaczego? Ponieważ mimo początkowego kolegialnego zarządzania poprzez apostołów oraz kolegialnego przewodnictwa braci starszych (prezbiterzy, których czasami nazywano również biskupami) w lokalnych zborach (por. Dz 20. 17, 28), pierwotne chrześcijańskie wspólnoty były autonomiczne i podlegały wyłącznie Chrystusowi i Jego Słowu, przewodnictwu zaś starszych na tyle, na ile oni sami postępowali zgodnie z zasadami Ewangelii (1 Tm 3. 1–7; 1 P 5. 1–3). Jak widzimy, owe „klucze”, które otrzymał Piotr, miały inne znaczenie, niż przypisuje im Kościół rzymskokatolicki. Jakie? Otóż o ile – według Biblii – grzech zamyka drogę do Królestwa Niebios, o tyle Ewangelia jest kluczem otwierającym tę drogę. A zatem „klucze Królestwa Niebios” to nic innego jak znajomość Ewangelii i umiejętność należytego jej wykładania. A to znaczy, że z prawa tego mogli korzystać wszyscy wierzący, którym powierzono głoszenie Ewangelii (Mk 5. 19–20; Mt 24. 14; Dz 1. 8; 1 P 2. 9), a nie tylko ap. Piotr. Przypomnijmy, że takie stanowisko zajmował biskup Hippony Augustyn, który napisał: „Nie tylko jeden człowiek, lecz cały Kościół otrzymał te klucze, gdy powiedziano do Piotra: »Dam ci to, co jest dane wszystkim«” („Kazanie o Piotrze i Pawle”). Dobitnie też świadczą o tym dwa poniższe teksty, które mówią, że „klucze” te posiadali również faryzeusze i uczeni w Piśmie. „Biada wam, uczeni w Piśmie faryzeusze, obłudnicy, że zamykacie Królestwo Niebios przed ludźmi, albowiem sami nie wchodzicie ani nie pozwalacie wejść tym, którzy wchodzą” (Mt 23. 13). „Biada wam, zakonoznawcy, że pochwyciliście klucz poznania; sami nie weszliście, a tym, którzy chcieli wejść, zabroniliście” (Łk 11. 52). Szkoda tylko, że owi przywódcy, zamiast „otwierać” Królestwo Niebios i prowadzić ludzi do zbawienia, „zamykali” je przed nimi. W jaki sposób to czynili? Otóż – jak powiedział Jezus – przedkładali oni nauki ludzkie (tradycję) nad przykazania Boże (Mt 15. 3–9; Mk 7. 7–9, 13). Czynili więc to (później będą to czynić hierarchowie katoliccy), co ostatecznie doprowadziło ich do zdyskredytowania w oczach Pańskich. Jak bowiem powiedział Jezus: „Królestwo Boże zostanie wam zabrane, a dane narodowi, który będzie wydawał jego owoce” (Mt 21. 43). W innym zaś miejscu dodał: „Zostawcie ich! Ślepi są przewodnikami ślepych, a jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną” (Mt 15. 14). A co ze słowami: „(...) cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie” (Mt 16. 19)? Również te uprawnienia nie były zastrzeżone wyłącznie dla ap. Piotra, ale nadane zostały wszystkim apostołom, a nawet wszystkim wierzącym. Słowa te nie dotyczą więc prymatu ap. Piotra, lecz dyscypliny kościelnej. Jezus powiedział bowiem: „A jeśliby zgrzeszył brat twój, idź, upomnij go sam na sam; jeśliby cię usłuchał, pozyskałeś brata swego. Jeśliby zaś nie usłuchał, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch, aby na oświadczeniu dwu lub trzech świadków była oparta każda sprawa. A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz wspólnocie wierzących; a jeśliby wspólnoty nie usłuchał, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik. Zaprawdę powiadam wam: Cokolwiek byście związali na ziemi, będzie związane i w niebie; i cokolwiek byście rozwiązali na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie” (Mt 18. 15–18). Innymi słowy, wypowiedź Jezusa nawiązywała do standardowej procedury żydowskiej, która zalecała trójstopniowe napomnienie błądzącego. Rozpoczynało je prywatne napomnienie, następnie zebranie świadków (Pwt 19. 15) i w końcu, jeśli nie nastąpiło nawrócenie, przedstawienie sprawy ogółowi wiernych, którzy mogli gorszyciela wyłączyć ze społeczności. Fragment ten uczy więc, że jakkolwiek Jezus zachęcał swoich uczniów do okazywania miłosierdzia tym, którzy okazują skruchę (por. Łk 17. 3), to jednocześnie upoważnił ich również do usunięcia ze wspólnoty zatwardziałych grzeszników (por. 1 Kor 5. 11–13; 2 Kor 2. 6–10; 2 Tes 3. 6, 14–15). Należy jednak zaznaczyć, że uprawnienia apostołów, „związywania” i „rozwiązywania”, czyli ostatecznego zatrzymania grzechów, skazania i wyłączenia ze społeczności lub odpuszczenia grzechów, uniewinnienia i ponownego przyjęcia do zboru, nie były realizowane niezależnie od społeczności wiernych, lecz w całkowitej łączności z nią. To zaś oznaczać może tylko jedno: najwyższym ziemskim organem jurysdykcyjnym w sprawach wewnętrznych danej społeczności w czasach apostolskich nie była jednostka, lecz ogół wiernych. Co więcej, o tym, że Chrystus nie nadał Piotrowi pierwszeństwa ani nie uczynił go swym zastępcą, świadczą również inne Jego wypowiedzi. Ponadto – mimo nadania „kluczy” Piotrowi – apostołowie nic nie wiedzieli o jego prymacie, nadal bowiem zastanawiali się, „kto z nich jest największy” (Mk 9. 34). Zapytali o to nawet Jezusa: „Kto jest największy w Królestwie Niebios?” (Mt 18. 1). To zaś rodzi kolejne pytania: czy Jezus wskazał na ap. Piotra? Czy apostołowie zadaliby to pytanie, gdyby Piotrowi już wcześniej nadane było pierwszeństwo i został mianowany zastępcą Chrystusa, jak twierdzi Kościół rzymskokatolicki? No i wreszcie – co w końcu odpowiedział Jezus na pytanie apostołów? Oto Jego słowa: „Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios. Kto się więc uniży jak to dziecię, ten jest największy w Królestwie Niebios” (Mt 18. 3–4). Innymi słowy, Jezus napiętnował chore ambicje przywódcze swoich uczniów. Podobnie zresztą uczynił w innej sytuacji, gdy poproszono Go, aby apostołowie Jan i Jakub „zasiedli jeden po prawicy, a drugi po lewicy w Królestwie”. Jezus odpowiedział: „Nie wiecie, o co prosicie (...). Zasiąść po prawicy mojej czy po lewicy – nie moja to rzecz, lecz Ojca mego” (Mt 20. 21–23). Następnie zaś dodał: „Wiecie, iż książęta narodów nadużywają swej władzy nad nimi, a ich możni rządzą nimi samowolnie. Nie tak ma być między wami” (w. 25–26). Zauważmy, że również ten fragment Ewangelii dowodzi, że apostołowie nic nie wiedzieli o rzekomym prymacie ap. Piotra. Co więcej, czytamy, że „gdy to usłyszało owych dziesięciu, oburzyli się na dwóch braci” (w. 24). Jezus zaś nie tylko nie wykorzystał okazji, aby podkreślić, że jedno z tych miejsc przeznaczył już przecież dla ap. Piotra, ale kolejny raz ich ostrzegł, aby nie pożądali władzy. Ale to nie wszystko. Jezus potępiał bowiem również wszelkie przejawy megalomanii faryzeuszy, mówiąc: „Lubią pierwsze miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach, i pozdrowienia na rynkach, i tytułowanie ich przez ludzi: Rabbi. Ale wy nie pozwalajcie się nazywać Rabbi, bo jeden tylko jest – Nauczyciel wasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim; albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Ani nie pozwalajcie się nazywać przewodnikami, gdyż jeden jest przewodnik wasz, Chrystus” (Mt 23. 6–10). Zauważmy, że podczas gdy Jezus potępił wszelkie przejawy wywyższania się nad innych i podkreślił, że wszyscy są równi – „wszyscy jesteście braćmi” – Kościół watykański uczy czegoś zupełnie przeciwnego. W encyklice „Vehementer nos” z 1906 roku papież Pius X napisał: „Kościół jest z natury swojej społecznością nierówną, składa się bowiem z dwu kategorii osób: pasterzy i trzody. Tylko hierarchia kieruje nim i rządzi (...). Obowiązkiem mas jest pogodzić się z tym, że są rządzone i spełniać w duchu podporządkowania się rozkazy tych, którzy rządzą” (L. J. Rogier, R. Aubert, M. D. Knowles, „Historia Kościoła” t. 5). Wyraźnie widać, że stanowisko Kościoła hierarchicznego jest sprzeczne zarówno z nauką Jezusa, jak i ze słowami ap. Piotra, który napisał: „Starszych wśród was napominam, jako również starszy (...): Paście trzodę Bożą (...) nie z przymusu, lecz ochotnie, po Bożemu, nie dla brzydkiego zysku, lecz z oddaniem, nie jako panujący nad tymi, którzy są wam poruczeni, lecz jako wzór dla trzody” (1 P 5. 1–3). Dodajmy, że Jezus nie ustanowił żadnej hierarchii. Wszystkich apostołów postawił bowiem na równej pozycji, o czym świadczy następujący tekst: „Wy, którzy poszliście za mną, przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie chwały swojej, zasiądziecie i wy na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście plemion izraelskich” (Mt 19. 28). Innymi słowy: Jezus nie wyniósł tronu Piotra nad trony pozostałych apostołów. Nie wyróżnił go ani w doczesności, ani w wieczności. Ewangelie przynajmniej nic o tym nie wiedzą (cdn.). BOLESŁAW PARMA Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. TRZECIA STRONA MEDALU GŁASKANIE JEŻA wizję opartą na dumie, honorze i lojalności. Hitler był prawdziwym dżentelmenem, kobiety się nim fascynowały, a dzieci kochały. Był bardzo przyzwoitym człowiekiem”. ~ „Blood & Honour/Combat 18 Poland popiera ideę Narodowego Socjalizmu i wyznacza sobie za główny cel walkę o Aryjską kulturę, tradycję, jej dziedzictwo i przyszłość naszej rasy. W Narodowym Socjalizmie i idei White Power upatrujemy środek do przetrawiania białej cywilizacji i rasy oraz zabezpieczenia przyszłości następnym pokoleniom”. zawsze odnosiły się do tego ludu kryminalistów z pogardą i odrzuceniem”. ~ „Jest w Polsce grupa ludzi godnych nazwania ich kurwami i innym ścierwem. To pedały, lesby i niewierzący w Boga Jedynego”. ~ ~ ~ Może wystarczy już tych wyimków – wymiotów. Jeszcze tylko dodam, że stronie „K&H” towarzyszy (czasem aktywna, czasem nie) swoista lista proskrypcyjna osób przeznaczonych do fizycznej eliminacji. Są na niej działacze lewicowi, feministki, oczywiście geje, osoby ~ „Z pozytywnych wiadomości cieszy postawa Maćka Stuhra, który, mimo iż jest znanym aktorem, nie popadł w samouwielbienie i nie próbuje wywyższyć się ponad innych. Jego przywiązanie do kraju, w którym się urodził i dorastał, czyni z niego wzór do naśladowania dla każdego”. ~ ~ ~ Jak to się dzieje, że nazistowski portal – pomimo wysiłków agentów i komputerowych specjalistów różnych służb – nie może zniknąć z polskiego internetu? Prawda jest banalna. Otóż faszyści założyli swoją stronę (i zakładają ciągle nowe) na serwerach w USA. Podobno FBI oraz CIA robi co może, ale może niewiele, bo w USA quasi-religią jest Pierwsza Poprawka do Konstytucji. Brzmi ona mniej więcej tak: „Kongres nie może stanowić ustaw (...) zabraniających ani ograniczających wolność (Combat 18 to Adolf Hitler – A.H. to pierwsza i ósma litera alfabetu. Owo „18” często widywane jest na transparentach kiboli na polskich – i nie tylko polskich – stadionach piłkarskich – przyp. MS). ~ „Dzisiejszego dnia obchodzimy kolejną rocznicę urodzin twórcy i wiecznego duchowego przywódcy Narodowego Socjalizmu, Adolfa Hitlera. Z tej okazji życzymy wszystkim, którzy utożsamiają się z Aryjskim dziedzictwem Europy oraz chwałą, która stanowi podstawę naszej cywilizacji, wytrwałości i wiary w zwycięstwo nad naszymi wrogami”. ~ „Od samego początku Żyd był kłamcą, wyzyskiwaczem, awanturnikiem, trucicielem krwi oraz mordercą i ścierwem. Ludy nie-żydowskie o innym niż biały kolorze skóry, członkowie organizacji antyfaszystowskich (np. „Nigdy Więcej!”) i humanistycznych, nawet aktywiści partii RACJA. Obok nazwisk – numery telefonów, adresy, miejsca, gdzie można tych ludzi najczęściej spotkać; adnotacje, czy „cel” może być kłopotliwy w bezpośrednim kontakcie, np. czy jest silny i sprawny fizycznie. Takich opatrzono adnotacją: UWAGA, NIEBEZPIECZNY! Do wielu personaliów dołączono aktualne zdjęcia. Ale są i przykłady „pozytywne”. Wzorce dla „młodych, dzielnych Polaków”. Jeden z akapitów na głównej stronie „K&H” wstrząsnął mną – to przyznaję. Czy jest coś w życiorysie tego artysty, o czym nie wiem, o czym nie wiemy wszyscy?! słowa lub prasy (...) albo naruszających prawo do spokojnego odbywania zebrań i prezentowania swoich poglądów”. Jak pięknie... Oto „prawdziwa wolność słowa i demokracja”. Powołując się na nią, władze Stanów Zjednoczonych w poufnych memorandach przekazywanych stronie polskiej piszą: „Nie możemy działać w sprzeczności z konstytucją, blokując stronę »Krew i Honor«”. Jasne! A polskie władze, polski prezydent i premier mogą łamać polską konstytucję i brać udział w wojnie w Iraku i Afganistanie? Mogą działać wbrew ustawie zasadniczej, dyskutując, a może niedługo i godząc się na eksterytorialną amerykańską bazę tarczy antyrakietowej? Może to Nigdy więcej Dwie dobre wiadomości: zdechła sendlerowa (nazwisko pisane małą literą – przyp. MS); Lechia Gdańsk nareszcie powróciła na swoje miejsce w ekstraklasie. I jedna zła: grupa małych ch...w z zabrzańskiej budowlanki posprzątała cmentarz ludzkiej zarazy (żydowski – przyp. MS). A poza tym córka prezydenta RP to kurew (pisownia oryginalna – przyp. MS). Oto najnowsze informacje, jakie można znaleźć na stronie polskich nazistów „Krew i Honor”. Kilkanaście dni temu media odtrąbiły sukces polskiej policji i służb specjalnych powiązanych z FBI: „Z internetu nareszcie zniknął faszystowsko-nazistowski portal »Krew i Honor«” – przeczytałem tyleż liczne, co triumfalne doniesienia agencyjne. No to sprawdziłem. I krew mnie zalała. Bo honor polskich organów ścigania został zszargany i ośmieszony po raz nie wiem który. „Blood and Honour” może jakimś cudem wywędrowała z serwerów CBŚ i Komendy Głównej Policji, ale na naszych redakcyjnych kompach, moim domowym i tysiącach innych szczerzy brunatne kły w najlepsze i drwi sobie: „Chcieliście nas zablokować? W dupę możecie nas pocałować”. Jeśli macie mocne nerwy, poczytajcie najświeższe (przekopiowane 8 lipca) doniesienia z „K&H”. Jeżeli nie, pomińcie te fragmenty, bo włos rzeczywiście jeży się na głowie, gdy kilkadziesiąt tysięcy osób, młodych Polaków (tyle jest w jednym roku nowych wejść na ową stronę), czyta (pisownia oryginalna) m.in.: ~ „Hitler – jeden z najwspanialszych Aryjskich umysłów wszechczasów. Miał wizję zjednoczenia narodu, Z anosi się na prawdziwe trzęsienie ziemi w polskim Kościele. Prawdopodobnie już niedługo nuncjusza papieskiego w Polsce, arcybiskupa Józefa Kowalczyka, zastąpi Włoch – wytrawny polityk, arcybiskup Celestino Migliore. z Paetzem oskarżonym o molestowanie kleryków. Działania podejmowane przez nuncjusza papieskiego nie opóźniły rozwiązania problemu, a przez to nie pozwoliły go tuszować. Podobnie było również z abp. Wielgusem. W obu przypadkach zarzucono nuncjuszowi władze zakonne Zgromadzenia Ojców Redemptorystów i Episkopat, ale nie udało mu się doprowadzić do zmian kadrowych), a także otwartość nuncjusza na świat pozakościelny. Temperował księży, by nie wykorzystywali katolickich mediów do walki politycznej, Kowalczyk w odstawkę Benedykt XVI już od dłuższego czasu przygotowuje zmianę kursu nad Wisłą, o czym świadczą liczne przetasowania kadrowe. W odstawkę odchodzą ludzie „starego Kościoła”, nominowani niegdyś przez JPII lub z nim związani, a pojawia się coraz więcej młodszych hierarchów, np. następca arcybiskupa Głódzia w Warszawie. Przetasowania mają doprowadzić ostatecznie do uspokojenia Kościoła skompromitowanego skandalami teczkowymi, a także kontrowersyjną działalnością Radia Maryja. Kowalczykowi (lat 70) przede wszystkim zarzuca się, że dopuścił do wybuchu skandalu „awansowanie duchownych awansu niegodnych”. Z punktu widzenia Kościoła, niekwestionowaną zasługą Kowalczyka było doprowadzenie do parafowania w 1993 r. konkordatu, a potem jego ratyfikowania w 1998 roku. Nuncjusz przyczynił się też do przygotowania nowego podziału administracyjnego Kościoła w RP (1992 r.), stworzenia struktury metropolitalnej i zorganizowania czterech pielgrzymek JPII do Polski. Znane są zdrowe poglądy abp. Kowalczyka dotyczące działalności Radia Maryja (apelował, aby sprawą rozgłośni zajął się biskup toruński, zachęcał do dialogu z innowiercami. Wspomniane działania i poglądy arcybiskupa usytuowały go wśród nielicznych polskich hierarchów, którzy rozumieją wymogi demokracji oraz kościelne zasady dialogu. Niestety, na ocenie prawie dwudziestoletniej pracy nuncjusza zaciążył swoisty grzech pierworodny: wbrew kościelnej tradycji papież wysłał do Polski nie cudzoziemca, patrzącego chłodnym okiem na nasze sprawy, a swojego rodaka, który nie zawsze potrafił zdobyć się na obiektywizm. To dlatego – jak mówią znawcy Kościoła – nuncjusz nie sprawdził się. 21 pilniejsze pytania, jakie powinien zadać minister Sikorski pani sekretarz stanu Condoleezzie Rice? Pilniejsze niż to, co i kiedy dostaniemy za tarczę. Pani Rice, Konstytucja RP stanowi w art. 13, że „zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa”. Koleżanko Condoleezzo, polski kodeks karny w art. 256 nie pozostawia wątpliwości, iż „kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Co koleżanka na to? I niech mi tu koleżanka nie pieprzy o żadnej „Pierwszej Poprawce”, bo ta powstała w roku 1789, kiedy to szczęśliwie nie było jeszcze ani nazizmu, ani internetu... – oto początek rozmowy dyplomatycznej, którą powinien przeprowadzić polski minister spraw zagranicznych. Ale tego nie zrobi i znów – w ciągu najbliższych kilku miesięcy – kilkadziesiąt tysięcy młodych Polaków odwiedzi strony „Krew i Honor”. A ilu na niej pozostanie...? MAREK SZENBORN PS Ktoś zapyta, dlaczego wrzucam kamień do ogródka Amerykanów, skoro w swoim własnym pielęgnujemy miazmaty faszyzmu, legalizując rozmaite NOP-y i „Młodzieże Wszechpolskie”, mianujemy faszyzujących ministrów i prezesów telewizji. Ktoś tak zapyta... i będzie miał wiele racji. Kto go zastąpi? Z naszych informacji wynika, że doskonale wykształcony i doświadczony polityk, obeznany z wieloma krajami i zaprzyjaźniony z wielkimi decydentami tego świata. Arcybiskup Celestino Migliore (rocznik 1952) w dyplomacji watykańskiej służy już blisko 30 lat, na swoim koncie ma pracę m.in. w nuncjaturach Angoli, Stanów Zjednoczonych i Egiptu. W 1992 roku trafił do pierwszej ligi, otrzymując z rąk Jana Pawła II nominację na przedstawiciela papieża przy Radzie Europy, potem przez 7 lat był zastępcą sekretarza stanu Watykanu ds. stosunków z państwami trzecimi, by ostatecznie wylądować na niezwykle prestiżowym i ważnym z politycznego punktu widzenia fotelu stałego przedstawiciela Stolicy Apostolskiej przy ONZ. Na tym stanowisku wykazał się dla Watykanu wielkim talentem dyplomatycznym, zabierając niejednokrotnie głos w najważniejszych sprawach świata. Arcybiskup Migliore zna także znakomicie nasz kraj, jako że od 1989 r. w ciągu kilku lat pracował w nuncjaturze apostolskiej w Warszawie. BARBARA SAWA 22 Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. RACJONALIŚCI K azimierz Przerwa-Tetmajer dziwnym poetą był, a człekiem jeszcze dziwniejszym. Kilkukrotnie zaręczony rezygnował ze związku tuż przed pokropkiem. Co mu nie przeszkadzało spłodzić syna (tragicznego samobójcę) z tajemniczą aktorką, do dziś z imienia nieznaną. Poza tym był – o czym wie niewielu – najprawdziwszym kuzynem Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Wiersze też pisał – jak na owe czasy – tyleż dziwne, co śmiałe. Okienko z wierszem Szukają bóstwa... Szukają bóstwa: jedni z nich w popiele nurzając głowy i ścieląc się w kurzu przy marmurowych posągów podnóżu albo w posępnym, milczącym kościele; inni ku niebu skroń podnosząc śmiele, w słońc życiodawczych promienistym różu, w gór, oceanom ochronnym przedmurzu, w mądrym i dobrym wszechstworzenia dziele; inni, spokojni, cisi, zadumani, w nieogarnionej szukają go głuszy, w nieskończoności bezdennej otchłani – – tak od początku swojego istnienia wszędzie szukają bóstwa bez wytchnienia, tylko go w własnej nie szukają duszy. Religią społeczeństwo nie stoi Przez ostatnie 16 lat obecności lekcji religii w szkołach publicznych i tyleż lat możliwości wyboru przez rodziców lekcji etyki dla dzieci nieudolne państwo polskie nie wykształciło wystarczającej liczby nauczycieli filozofów. Etyki nie ma więc kto uczyć. RACJA Polskiej Lewicy z niepokojem obserwuje niemoc państwa w sprawie organizowania obowiązkowych przecież zajęć z etyki w szkołach publicznych. Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach (DzU z dnia 24 kwietnia 1992 r.) w paragrafie 1. 1. nakłada na dyrektorów szkół jednakowy obowiązek organizowania w ramach planu zajęć szkolnych zarówno nauki religii, jak i etyki. Tymczasem dyrektorzy około 99 proc. szkół bezkarnie nie ujmują etyki w planach zajęć szkolnych, podając na swoje usprawiedliwienie różne niesprawdzone powody, np. brak chętnych czy brak nauczycieli etyki... Przecież plany zajęć szkolnych sporządza się w czasie wakacji, a chętni zgłaszają swój wybór dopiero po rozpoczęciu roku szkolnego. Zdaniem RACJI PL, wielu uczniów uczęszczających na zajęcia religii wyraziłoby również chęć brania udziału w nauce etyki. Szczególnie interesuje nas problem braku nauczycieli etyki. Dlaczego w ciągu 16 lat obowiązywania przepisu niemoc państwa jest tak obezwładniająca, że nie potrafiło ono przysposobić szerokiej rzeszy filozofów opuszczających corocznie mury różnych szkół wyższych do nauki etyki? W przeciwieństwie do biernego i bezradnego państwa Kościół katolicki uporał się z tym problemem w ciągu roku. Naszym zdaniem, danie dyrektorom szkół milczącego zezwolenia na ignorowanie obowiązkowej nauki etyki jest niczym innym, tylko wyeliminowaniem przez MEN konkurencyjnego przedmiotu do religijnej indoktrynacji dzieci i młodzieży. Bo rzeczą nauki jest opis, a nie indoktrynacja. Zadaniem etyki jest filozoficzna refleksja nad moralnością. Jakże wątpliwą w naszych czasach, szczególnie u tych, którzy usiłują jej nauczać innych. Kilka tygodni temu Towarzystwo Kultury Świeckiej w Krakowie zorganizowało spotkanie z dr. Józefem Kabajem – filozofem, nauczycielem akademickim Akademii Pedagogicznej w Krakowie – na temat: „Współczesne tendencje w etyce”. Jako ciekawostkę dr Kabaj opowiedział nam, że kiedy zgłosił chęć prowadzenia etyki w jednej ze szkół średnich Krakowa, dyrektor zapytał go wówczas, czy ma odpowiednie... kwalifikacje. Zdaniem RACJI PL, właściwe kwalifikacje w obecnej chorej rzeczywistości wydaje proboszcz, bo państwo z tych uprawnień zrezygnowało na rzecz Kościoła watykańskiego. W liście skierowanym do Ministerstwa Edukacji Narodowej pytamy, jak resort zamierza rozwiązać problem nauki etyki w nowym roku szkolnym 2008/2009. Czy czeka nas kolejny rok faktycznego nicnierobienia w tej jakże pilnej sprawie? Że Romanowi Giertychowi czy Ryszardowi Legutce nie zależało – wiadomo. Ale nie kto inny, tylko właśnie Katarzyna Hall zaledwie pół roku temu mówiła publicznie, że postara się, aby od 1 września 2009 roku uczniowie we wszystkich szkołach mieli praktyczną możliwość uczęszczania na lekcje etyki. „Myślę, że powinno to być prawo ucznia” – stwierdziła wówczas minister, podkreślając, że prawo ucznia wiąże się z obowiązkiem szkoły do organizacji takich lekcji. Czy pani minister ulegnie podszeptom Watykańczyków i zapomni o deklaracjach? Stanisław Błąkała, DP KATEDRA PROFESOR JOANNY S. To nie ja. To kolega W słusznie minionych czasach jeden z najczęściej używanych zwrotów. Kolega miał podać, przynieść, pozamiatać. Oczywiście także załatwić. Sprawę lub petenta. Zamiast cokolwiek zrobić, odsyłał do kolejnych kolegów. Zgodnie z logiką najpopularniejszej techniki spławiania. Wbrew złudnym nadziejom, przetrwała ona stary system i triumfalnie wkroczyła w nowy. Koledzy ze styropianu zastąpili tych ze społecznego awansu. W swoim gronie rozdzielali wszystko, co prestiżowe i intratne. Kto się nie załapał na postsolidarnościowe łupy, może dostać do 25 tys. zł za tzw. działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. Dotychczas sześciu kombatantów uzyskało od 1500 do 18 750 zł odszkodowania za internowanie w czasie stanu wojennego. Półtora tysiąca za miesiąc. Niektórzy dodatkowo – zadośćuczynienie. Koledzy – z piaskownicy, szkoły, studiów, wojska, konspiry, kicia – zasilali rządy i zarządy. Rady nadzorcze spółek skarbu państwa oraz rady gmin i miast. Zasiadali w sejmikach wojewódzkich, w Sejmie i w Senacie. Zgodnie z zasadą Petera awansowali tak długo, aż osiągnęli swój szczebel niekompetencji. Często zbyt wysoki, a tym samym nadto widoczny i narażony na publiczną krytykę, aby doczekać na nim emerytury. Dlatego podlegali bocznym roszadom. W PRL nazywało się to „karuzela stanowisk” i „zawód dyrektor”. Było wyśmiewane. Czasem piętnowane. Rozkwitło na nowo w III RP. Kolejne ekipy dokonywały czystek kadrowych. Za czasów AWS nie oszczędzono nikogo. Nawet sprzątaczek. Potrzebne były wszelkie etaty. Związkowi koledzy mieli wszak żony, matki i kochanki. Także synów i córki, a możliwości mniejsze niż marszalica Grześkowiak, która swoją pociechę umieściła w radzie nadzorczej PKN Orlen. Jarosław Kaczyński politykę kadrową niedawnych kolegów trafnie określił jako TKM (teraz, k...a, my). W 2005 roku, kiedy sam doszedł do władzy, brał wszystko, a nawet więcej. Zawłaszczanie państwa realizował w formule TMK (teraz my, Kaczyńscy). Ponieważ rodzinę ma nieliczną, a kot nie aspirował do żadnych stanowisk, postawił na kolegów. Wywodzących się z PC urządził. W dobrym znaczeniu tego słowa. Dokooptowanych (z ZChN, Samoobrony, LPR) – w złym. Wyjątkiem od reguły jest Dorn. Lepper, Giertych czy nawet Marcinkiewicz z Rokitą mogą mu wprawdzie pozazdrościć, ale – jak na trzeciego bliźniaka – kończy marnie. Uzurpowanie sobie więzów krwi zazwyczaj nie popłaca. Gilowska po „Donald, bracie” długo miejsca w PO nie zagrzała. Szczypińskiej z kolei nie wyszło wżenienie się w układ Jarosław-Alik-Mama. Pewnie dlatego Wałęsa ogłosił uroczyście, że TW Bolek to jego kolega. Ani brat, ani swat. Tym bardziej nie on sam. Nie tylko w polityce trzeba pamiętać, że kolega nie brat, dziewczyna nie ludzie. Status koleżanek jest znacznie gorszy. Nie tylko mniej zarabiają i trudniej awansują. Dopóki młode, są ofiarami molestowania seksualnego. W wersji light lub hard. Potem z ust koleżanek sędziów słyszą, że same sobie winne, bo miały za duży dekolt, za wulgarny makijaż lub za obcisłą spódnicę. W grupie „50 plus” ten rodzaj ryzyka gwałtownie się zmniejsza. Głównie z powodu braku pracy, czyli miejsca do molestowania. Podobno dzięki Unii ma być lepiej. Nie wiadomo, czy cieszyć się, czy martwić. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl Do ministra sprawiedliwości Szanowny Pan Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski Na podstawie ustawy z dnia 6.09.2001 r. o dostępie do informacji publicznej (DzU 2001 r., nr 112, poz. 1198 z późn. zm.) RACJA Polskiej Lewicy i Stowarzyszenie „Pro Femina” proszą o podanie niżej wymienionych danych dotyczących lat 2005–06. 2008 r.: 1. Ile zostało rozpoczętych spraw sądowych o pozbawienie praw rodzicielskich opiekunów prawnych dzieci, którzy wyrazili zgodę na usunięcie ciąży pochodzącej z przestępstwa przez małoletnią córkę? Proszę podać dane według właściwości terytorialnej sądów okręgowych. 2. Ile wszczętych spraw sądowych zakończyło się wyrokami skazującymi? Również i w tym przypadku proszę podać dane według właściwości terytorialnej sądów okręgowych. 3. Ile zostało wszczętych spraw prokuratorskich badających ewentualne nakłanianie małoletniej córki do usunięcia ciąży pochodzącej z przestępstwa przez jej opiekunów prawnych? Proszę podać dane według właściwości terytorialnej prokuratur okręgowych. 4. W ilu wszczętych sprawach prokuratorskich został sporządzony akt oskarżenia? Proszę podać dane według właściwości terytorialnej prokuratur okręgowych. 5. W ilu sprawach sądowych wszczętych na podstawie aktu oskarżenia prokuratury sądy wydały wyrok skazujący? Proszę podać dane według właściwości terytorialnej sądów okręgowych. Na przykładzie sprawy 14-letniej „Agaty” RACJA Polskiej Lewicy i Stowarzyszenie „Pro Femina” z niepokojem obserwują działania prokuratury i sądu, które wszczęły postępowania zarówno w sprawie ewentualnego nakłaniania „Agaty” przez jej matkę, żeby ta usunęła ciążę, jak i o pozbawienie matki praw rodzicielskich. Profesor Monika Płatek tak skomentowała („Polityka” nr 25 z 21.06.2008 r.) te działania: „Nie narusza prawa, kto korzysta ze swego prawa! Prawo w Polsce nakłada na opiekunów obowiązek zdecydowania w imieniu dziecka. Nie można odpowiadać za nakłanianie, gdy ma się obowiązek podejmowania decyzji. Z pewnością sąd i prokuratura są tego świadome. Tak więc pytanie o motywy tych decyzji jest nie do mnie, ale do organów, które je podjęły”. W odpowiedzi na pytanie dziennikarki, co się dzieje, gdy organy, które zamiast chronić jednostkę, dają się zastraszyć i ulegają presji, pani profesor odpowiada: „To znaczy, że żyjemy w kraju, gdzie rządzi przemoc, a milczy prawo. To, że tym razem stoi za tym ksiądz katolicki, nie zmienia istoty rzeczy”. RACJA Polskiej Lewicy i Stowarzyszenie „Pro Femina” wyrażają obawę, że podobne działania wymiaru sprawiedliwości mogą w przyszłości służyć zastraszaniu opiekunów prawnych, którzy podobnie jak matka „Agaty” będą chcieli wyrazić zgodę na aborcję u swojej nieletniej córki. Będą obawiali się – nawet zakończonych wyrokiem uniewinniającym – długotrwałych i kosztownych postępowań sądowych, medialnego rozgłosu, presji agresywnych środowisk fundamentalistycznych itp. Spowoduje to, że faktycznie, nieformalnie, obywatele nie będą mogli korzystać z przysługujących im praw. Historia „Agaty” pokazała ciąg ewidentnego łamania prawa przez policję i organy wymiaru sprawiedliwości. W związku z tym prosimy o informacje, jakie kroki powzięło ministerstwo w tej sprawie w stosunku do osób, które złamały prawo, szczególnie gdy chodzi o wniosek o pozbawienie praw rodzicielskich rodziców „Agaty” oraz pozbawienie dziewczynki przez 11 dni wolności przez zamknięcie jej w pogotowiu opiekuńczym, co naraziło ją na dodatkowy ogromny stres w i tak trudnej sytuacji życiowej, pozbawiając ją wsparcia psychicznego matki. Z wyrazami szacunku Krzysztof Mróź, Wiceprzewodniczący RACJI PL, Członek „Pro Feminy” Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. 23 ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Stary doświadczony lekarz pyta swojego młodego, dopiero rozpoczynającego karierę kolegi, jak mu idzie praktyka. – Jakoś nieszczególnie. Wczoraj odbierałem pierwszy poród. Matka i dziecko umarli, a z ręki wyśliznęły mi się szczypce, uderzyły w głowę i zabiły ojca dziecka. – To rzeczywiście nieszczególny przypadek. Proszę, to jest adres, niech pan tam idzie i odbierze poród, a wieczorem poinformuje mnie, jak panu poszło. Wieczorem młody medyk dzwoni do profesora: – No i jak się udało? – pyta profesor. – Zdecydowanie lepiej. Ojciec żyje. 1 2 Ś W I 11 W 10 W 28 13 B R 43 A R Z L 25 W Z 17 KRZYŻÓWKA POZIOMO: 1) który gryzoń ma swój dzień?, 5) przedawkował calcium, 9) cienkie w talii, lecz nie karty, 10) drży z podniecenia, 11) rożek ze śmietaną, 13) łata, co z sercem na dłoni lata, 14) nie pasuje do karety, 15) demoniczna laska, 17) Górnik jest stąd, 18) dyżurny z pistoletem, 20) nóż do obrzezania?, 21) ostatni na Litwie, 22) jednej teściowej było mu mało, 25) daje wgląd w głąb, 26) podpora majora, 27) lokal pacyfisty, 29) ramieniem wspiera rapera, 32) broń kłuta na mamuta, 35) spełnia się, 36) zakopiańska wielka belka, 39) rytmika dla starszaków, 43) papier na parkiecie, 44) jest pyszny, choć nie wszystkim smakuje, 46) cnota Szkota, 47) tam klient za loda płaci, 50) wyjdzie z worka, 52) flet na talerzu, 53) brużdżenie, 54) wychodzi z siebie, 55) przetrwała potop w zakamarkach, 57) kształtuje świadomość, 58) stoi na wodzie, 59) placówka bez Ślimaka, 60) nie umie pisać, 61) tak na odwrót, 62) Bursztynowa gdzieś się chowa, 63) na marginesie. PIONOWO: 1) ledwie dnieje, już kur pieje, 2) ryba z krzaków, 3) chodzi po ścianach, 4) okręt z wektora, 5) dostały wycisk, 6) z klawiszami jest za pan brat, 7) ależ czupryna u tego Indianina, 8) nie woda, 10) smar pochlebców, 12) spływa z przyjemnością, 13) biuralistka ochrony rządu, 16) nieogrodzony wybieg, 17) bierze się na drodze, 19) stoi na rynku, 22) firmowy dom, 23) Singing in the rain oznacza ..., 24) papuga w spódnicy, 27) codzienność bez rymów, 28) ułani jak malowani, 30) jeśli wymowy, to nie do wręczenia, 31) gdy się rozwinie, to dam go dziewczynie, 33) opłata za import fiata, 34) złomiarz na ekranie, 36) głąb jest stąd, 37) Grochowski bitewny lasek, 38) ma szczęki bez zębów, 40) pasjonat bez hobby, 41) 3 kompanie ze skrzydłami, 42) wyskakuje z brudu, 45) zadyma, 46) małą krokiew niesie na ramieniu, 48) kwiatowa sztuka, 49) robi zdjęcie krzyża, 51) gdy ziemia się porusza, 52) port z pedałami, 56) budzi strach w Malajach, 58) bazaltowa podstawa. 30 A D E K P 37 O A Y Z I D 18 Ł R 53 B O K 27 O I Z Ę 43 K 55 26 J Ą Z 24 U 48 K I N 14 I R N B D A Y T 46 60 A G 21 61 N T E 50 I R E N O 1 Ż 24 10 A D 15 W J J 32 I K I A 33 C 39 R S N 34 E 31 B U S Ż P O P I 42 K 51 A R T T R W T Ę 41 S U 35 D O P S W O A F L S E 36 T I 58 B M K O A 20 R A Z A Ą D R 40 52 F Z Ł T S O A S E P 23 A T 37 Z 16 K U S M 26 R A 7 A 12 K 49 T K T A A 41 12 E 19 25 N 63 A K R Z E 54 E 21 39 N E 57 E A 49 K E 52 46 E C 32 D J 8 A K O 9 5 W 3 A I A N T 28 Ó C K 40 A K O W W M S 48 I O S N I S I 19 O R Z 62 M 45 A A A A 30 I O 4 O R 23 2 R N F 7 R A K K B 42 W O 16 N I Ł T G P 44 18 R G M 54 47 51 A A E C 56 59 I 6 A T E P W Ł O K Z I 53 R W Ó R E 56 A N A E D Y T 55 6 Y 11 14 U 38 Z 8 15 O Z S I M S 29 U 50 N 35 K O R 45 S 34 N B W O E B 5 K 9 T 22 T L P K Ą R 44 A R 31 A 36 A Ę A 38 Z K 47 N 29 Lato w mieście Z I K A Z 27 4 A A R 17 E Ó B 13 Z 20 T K T 22 O Fot. T.K. I 3 S J A 33 N Z T K A Litery z pól oznaczonych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie N 1 W 17 34 Ż 41 A Y 2 18 J 3 M 19 D 35 E 42 W 4 43 5 Ę 6 K 7 S 8 A G A J Ą L U D Z I B Y L 20 36 B I Y 44 21 37 22 38 45 23 39 46 Z 9 E Z 24 Ś W I A Z W A N I 10 25 11 26 27 12 28 N I Y C Z A J O Ł A M I 13 29 14 30 15 31 E 16 32 33 40 47 I 48 49 50 51 52 53 54 55 56 Rozwiązanie krzyżówki z numeru 26/2008: „Kto kogo, kto czym, kto komu, kto z kim”. Nagrody otrzymują: Artur Rydzio z Lubartowa, Waldemar Natorski z Wołowa, Bolesław Kania z Wołczyna. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. ♥ TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska ; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail: [email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: [email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 24 Nr 28 (436) 11 – 17 VII 2008 r. JAJA JAK BIRETY ŚWIĘTUSZENIE Ku pamięci POCZET DUCHÓW POLSKICH (11) Tajemniczy jeździec z Dankowa Rys. Tomasz Kapuściński O przydatności magnesów na lodówkę nie trzeba nikogo przekonywać. Utrwalają pamięć! Fot. M.Sz. Różne to widma w swych murach warownie polskie przetrzymują. Są wśród nich i postacie białogłów nieszczęsnych, jak i panów mężnych, hańbą okrytych. Ale chyba żadne zamczysko nie ma widma człowieka bardziej okrutnego, jak to w Dankowie, gdzie jeździec tajemniczy na koniu się błąka... Bogatą, a i długą ma historyję wieś owa, która w początkach swego istnienia w rękach pięknego Hińczy z Rogowa pozostawała, tego samego, któren za romans z żoną Władysława Jagiełły na lata w wieży zamku w Chęcinach uwięzion został. Lata mijały, a warownię dankowską w wieku XV powstałą dwa stulecia później kasztelan krakowski, imć Stanisław Warszycki, okazale rozbudować nakazał. Mimo że zamczysko rzeczone według zasad wszelkich sztuki wojennej postawione zostało, pan jego, niekontent z budowy, nowy kasztel w pobliskich Rębielicach Królewskich wznieść postanowił. Zapędzono tedy z 300 chłopa z wiosek okolicznych pochodzących, by nowe koryto rzeki Liswarty, w piachu kopiąc, wyznaczyli. A że Warszycki znany był ze swej okrutności, tedy kańczuga na chłopską skórę nie szczędził... Nigdy jednakże owa budowa ukończoną nie została, a kasztelan w latach potopu szwedzkiego zaciekle bronić się musiał w dankowskich murach... Z wściekłości, że warownia nowa nie powstała, choć o jej losach wojna okrutna zaważyła, Warszycki poddanych swych z ręki kata zgładzić nakazał. Po śmierci włodarza okrutnego niejednokrotnie, kiedy na Anioł Pański dzwony w pobliskim kościele rozbrzmiewały, widziano postać tajemniczą, dziko na kasztanowym koniu galopującą. Jak głosi legenda stara, to kasztelan Warszycki, za podłości wobec poddanych za życia doczesnego w grobie spokoju nie zaznawszy, przez wieki pokutował, potomkom swych poddanych w lasku, na lewym brzegu Liswarty się ukazuje... Widmo owo, odziane zawsze w buty wysokie i rękawice skórzane, a mimo upału choćby i najgorszego na głowie czapkę futrzaną z dumą prezentuje. I chociaż pędzi przez ścieżki leśne, żaden liść ani drgnie, a kopyt końskich na piasku odciśniętych próżno by szukać. Postać Warszyckiego tym straszniejsza się zdaje, że pod rzeczoną czapką futrzaną twarzy okrutnika nikt dostrzec nie zdoła... PAR