Warszawa, 10 lipca 203 roku - Europejskie Forum Nowych Idei

Transkrypt

Warszawa, 10 lipca 203 roku - Europejskie Forum Nowych Idei
EUROPEJSKIE FORUM NOWYCH IDEI 2014
Debata obiadowa, piątek 3 października 2014, godz. 13:45-15:15
Partner: POMORSKA SPECJALNA STREFA EKONOMICZNA
Kształcenie zawodowe – pułapka czy klucz do rozwiązania problemu bezrobocia?
Tematyka:

Czy reforma edukacji, a szczególnie rozwój szkolnictwa zawodowego to właściwa recepta na
zwalczanie wysokiego bezrobocia wśród młodych i przygotowanie ich do wymagań przyszłego
rynku pracy? Czy wystarczy, by odwrócić trendy?

Jakie są oczekiwania pracodawców w zakresie kompetencji i kwalifikacji przyszłych
pracowników?

Jak biznes i samorządy mogą się włączyć w proces kształcenia przyszłych pracowników?

Jak odbudować prestiż szkolnictwa zawodowego i zachęcić młodych do podejmowania
takiego kształcenia?
Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, spośród 2,18 mln bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach
pracy na koniec pierwszego kwartału 2014 roku, 17,5 proc., a więc 381,8 tys. stanowiły osoby
poniżej 25 roku życia. Dobry sygnał jest taki, że liczba młodych bez pracy zmniejszyła się w stosunku
do analogicznego kwartału ubiegłego roku o 60 tys. Ale powodów do zadowolenia nie ma – w
stosunku do końca IV kw. 2013 r., przybyło ich 20 tys.
Z perspektywy ćwierćwiecza wolności gospodarczej można zaryzykować tezę, że walkę z bezrobociem
młodych Polska przegrała. I to nie jeden raz, bowiem zjawisko nie jest nowe. Dowodów znów
dostarcza statystyka. Na koniec 2005 r. liczba bezrobotnych w wieku poniżej 25 lat wynosiła 626 tys.
Dwa lata później było ich prawie o połowę mniej. Biorąc pod uwagę, że mówimy o czasie krótko po
1
akcesji do Unii Europejskiej, nietrudno domyśleć się, gdzie podziała się spora część z tych
bezrobotnych. Chwilowo problem rozwiązał się sam i zniknął z debaty publicznej.
Tymczasem, na skutek spowolnienia gospodarczego bezrobocie wśród młodych znów zaczęło rosnąć i
problem powrócił.
Czy reforma edukacji, a szczególnie rozwój szkolnictwa zawodowego to właściwa
recepta na zwalczanie wysokiego bezrobocia wśród młodych i przygotowanie ich do
wymagań przyszłego rynku pracy? Czy wystarczy, by odwrócić trendy?
Winą za obecną sytuację młodych na rynku pracy obarcza się głównie mit wyższego wykształcenia,
pod wpływem którego ruszyli oni masowo na uczelnie. Obecnie zachodzi niebezpieczeństwo, że rolę
takiego mitu przejmie idea kształcenia zawodowego. Zwłaszcza w kontekście polskiej polityki, gdzie
rozwiązania niektórych problemów – zamiast długofalowych strategii – przyjmują postać doraźnych,
chaotycznych działań.
Przykładem jest pilotażowy program kierunków zamawianych, który miał być odpowiedzią na zbyt
niską ilość absolwentów kierunków ścisłych. Dotowane przez UE studia licencjackie rozpoczęło w
2008 r. 718 osób. Do lipca 2011 r. ukończyło je 148 studentów. Nie pomogła główna zachęta, jaką
były wysokie, gwarantowane stypendia w wysokości 1 tys. zł. Pilotaż kosztował 53 mln zł. Jeśli szkoły
zawodowe mają spełnić pokładane w nich nadzieje, musimy do nich podejść całościowo i „na
spokojnie”, w odróżnieniu od gwałtownych działań, które często charakteryzują polską politykę.
Dlatego warto się zastanowić nad tym, jakich szkół zawodowych chcemy. Badania empiryczne
przeprowadzane w Niemczech, Francji i Holandii wskazują na wyższość modelu kształcenia dualnego,
czyli takiego, w którym część procesu nauczania ma miejsce u potencjalnego pracodawcy nad
tradycyjnym modelem, w którym uczeń wyposażany jest w wiedzę tylko w szkole. Z badań tych
wynika, że uczniowie kształceni w systemie dualnym cieszyli się większym zainteresowaniem ze
strony pracodawców, a także osiągali wyższe dochody, niż ich koledzy kształceni wyłącznie w
szkolnych ławach. Warto jednak dodać, że w miarę upływu czasu od zakończenia edukacji, przewaga
tych pierwszych malała, prawdopodobnie na skutek osiągnięcia podobnego poziomu kwalifikacji już w
miejscu pracy przez tych drugich.
Instytut Przyszłości Pracy (IZA) przy Uniwersytecie w Bonn wskazuje także, że absolwenci szkół
zawodowych mają tendencje do wypadania z rynku pracy szybciej niż osoby z innym wykształceniem.
Ma to zapewne związek z dezaktualizowaniem się posiadanej przez nich wiedzy branżowej na skutek
2
postępu technologicznego. Warto więc, stawiając na szkoły zawodowe, pomyśleć w perspektywie 2030 lat także i o tym problemie.
Niektórzy badacze podkreślają, że reformie szkół zawodowych powinna towarzyszyć taka zmiana
systemu edukacyjnego, aby już małe dzieci były w nim uczone przedsiębiorczości. Chodziłoby o
wyposażenie młodych ludzi w taką cechę charakteru, która pozwoliłaby świeżo upieczonym
uczestnikom rynku pracy na łatwiejsze poruszanie się po nim. Dodatkowo zapewniałaby więcej
inicjatywy w poszukiwaniu możliwości zawodowych, szczególną łatwość w dostrzeganiu rynkowych
okazji, w tym dla nietypowego wykorzystania posiadanych przez siebie umiejętności.
Jakie są oczekiwania pracodawców w zakresie kompetencji i kwalifikacji przyszłych
pracowników?
Rosnące bezrobocie wśród młodych uruchomiło lawinę pytań pod adresem sposobu, w jaki uczelnie
kształcą studentów. Popularne nawet stało się stwierdzenie, że szkolnictwo wyższe w Polsce składa
się z „fabryk bezrobotnych”, masowo wypuszczających na rynek pracy produkt, którym nikt nie jest
zainteresowany. Pracodawcy wskazywali, że absolwenci uczelni nie posiadają wymaganych przez nich
umiejętności. To było jedną z bezpośrednich przyczyn trwającej wciąż reformy szkolnictwa wyższego.
Tymczasem, jak wynika z badań, pracodawcy są gotowi wziąć na siebie część odpowiedzialności za
przygotowanie przyszłych pracowników. Jak wynika z badania „Oczekiwania pracodawców a
pracownicy jutra” zleconego przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości i opublikowanego w
2012 r., znakomita większość pracodawców zgłasza możliwość doszkolenia młodego pracownika u
siebie, a 20 proc. deklaruje wręcz, że jest gotowa przysposobić go u siebie w całości do wymaganego
zawodu. Niemniej jednak, najwyższe wymagania odnośnie do doświadczenia mają ci pracodawcy,
którzy chcieliby zatrudnić u siebie młodego człowieka na stanowisko robotnicze lub specjalistyczne.
To jest potrzeba, w którą doskonale mogą utrafić szkoły zawodowe.
Wśród pożądanych kompetencji, jakie u młodego pracownika widzieliby potencjalni pracodawcy
znajdowały się – oprócz kompetencji zawodowych – głównie umiejętności miękkie tj. nawiązywanie
kontaktów z ludźmi, komunikatywność, kultura osobista, umiejętność autoprezentacji. Co ciekawe,
równie wysoko pożądane były takie cechy jak odpowiedzialność, dyscyplina, uczciwość,
wiarygodność, pracowitość, staranność, dokładność i dbałość o szczegóły. To także pokazuje obszar,
na którym zreformowane szkolnictwo zawodowe mogłoby przysłużyć się swoim wychowankom,
zawczasu wyposażając ich w podany zestaw cech.
3
Jak biznes i samorządy mogą się włączyć w proces kształcenia przyszłych pracowników?
Od wielu lat eksperci powtarzają, że edukacja to inwestycja w przyszłość. Opłaca się ona rządzącym,
ponieważ w perspektywie długoterminowej zwróci się w postaci wpływów z podatków.
Kluczowe w tym względzie jest dobre planowanie, które dostosuje nauczanie do wymogów danego
rynku pracy, a przez to ograniczy „straty”, czyli zmniejszy prawdopodobieństwo, że wykształcony za
publiczne pieniądze absolwent nie będzie mógł znaleźć pracy. Borykają się z tym problemem głównie
mniejsze ośrodki miejskie, które nie są w stanie zagwarantować absolwentom finansowanych przez
siebie szkół średnich dobrego wykształcenia wyższego lub perspektyw po jego zdobyciu. Z punktu
widzenia samorządów są to realne straty, utrudniające możliwość budowy różnorodnego, lokalnego
rynku pracy.
Współpraca lokalnego samorządu i biznesu na rzecz jak najlepszego dostosowania oferty edukacyjnej
w regionie do potrzeb lokalnej gospodarki w rozwiązaniu powyższego problemu jest bardzo ważna.
Tutaj znów widać perspektywy, jakie zapewnia model kształcenia dualnego. Ponieważ uczniowie
mogliby zdobywać zawodowe szlify tylko w istniejących na danym terenie zakładach, toteż siłą rzeczy
oferta edukacyjna zostałaby dostosowana do wymogów lokalnego rynku pracy.
Jak odbudować prestiż szkolnictwa zawodowego i zachęcić młodych do podejmowania
takiego kształcenia?
Dyskusja na temat szkół zawodowych nie może pominąć nieuchwytnego parametru, jakim jest prestiż
związany z ukończeniem danego typu szkoły. Obecnie „zawodówki” nie cieszą się najlepszą opinią, a
daleko im z pewnością do instytucji prestiżowych.
Nietrudno to zrozumieć, patrząc na statystyki. Według Głównego Urzędu Statystycznego, osoby z
wykształceniem zasadniczym zawodowym są drugą, najliczniejszą grupą wśród osób biernych
zawodowo. W drugim kwartale 2014 r. było ich dokładnie 3 mln. Tuż za nimi plasowały się osoby z
wykształceniem policealnym i średnim zawodowym, ujęte w Badaniach Aktywności Ekonomicznej
Ludności łącznie – było ich 2,43 mln. Najliczniejszą grupę biernych zawodowo stanowią osoby z
wykształceniem podstawowym, niepełnym podstawowym i gimnazjalnym – 5,25 mln osób w II kw.
br. Najmniej liczna, paradoksalnie, okazuje się być grupa osób po studiach wyższych, których jest
1,34 mln.
Nie inaczej wygląda sytuacja, jeśli spojrzy się na statystyki dotyczące bezrobocia rejestrowanego. Na
przestrzeni ostatnich 10 lat najczęściej do pośredniaków trafiały osoby z wykształceniem zasadniczym
4
zawodowym, których na koniec pierwszego kwartału bieżącego roku było 616 tys. (na ogólną liczbę –
przypomnijmy – 2,18 mln). Następną co do wielkości grupą, jeśli chodzi o wykształcenie, są osoby z
wykształceniem podstawowym, niepełnym podstawowym i gimnazjalnym (608 tys.), a trzecią w
kolejności są bezrobotni z wykształceniem średnim zawodowym (473 tys.).
Oczywiście większość z tych osób to absolwenci szkół zawodowych, którzy dzisiaj są już w średnim
wieku. Nie zmienia to faktu, że rynek ma z nimi realny problem, a postawienie na szkoły zawodowe
wymagałoby wyposażenia je w mechanizmy, które zapobiegłyby temu stanowi rzeczy.
Zresztą słaba percepcja szkół zawodowych to nie tylko problem potencjalnych uczniów, to także
kwestia nastawienia potencjalnych pracodawców. Ze wspomnianego już badania zleconego przez
PARP wynika, że pracodawcy także preferują osoby z wykształceniem średnim. Przykład na
fetyszyzowanie wykształcenia idzie zresztą z samej góry, od państwa, które w ofertach pracy na
nawet niskie, urzędnicze stanowiska, wymaga dyplomu magistra.
AUTOR: JAKUB KAPISZEWSKI, DZIENNIKARZ, DZIENNIK GAZETA PRAWNA
5

Podobne dokumenty