List do rodzica 6-latka - Jarosław Pytlak

Transkrypt

List do rodzica 6-latka - Jarosław Pytlak
Ratuj Maluchy, sześciolatki do szkół, likwidacja zerówek, protest
List do rodzica 6-latka - Jarosław Pytlak
Drogi Rodzicu sześciolatka!
Kiedy cztery lata temu pisałem do Ciebie po raz pierwszy, namawiając, abyś posłał dziecko do „zerówki”, a nie do
pierwszej klasy, nie przypuszczałem, że po tak długim czasie temat będzie nadal aktualny. W zasadzie mógłbym się z
tego cieszyć, bo wciąż jest nadzieja, że władze zrobią krok wstecz, wycofując się choć po części z tej
nieszczęśliwej reformy. Z drugiej strony jednak wcale nie jest mi wesoło, bo dzisiaj lepiej rozumiem logikę wydarzeń.
Sześciolatki zostały „skazane na szkołę” nie dlatego, że przemawiały za tym ważne względy rozwojowe, ale na
skutek splotu różnych potrzeb społecznych i ekonomicznych. W tej sytuacji powtarzanie pedagogicznych
argumentów „przeciw” mija się z celem, bo nikt ich nie będzie poważnie analizował. Prawdziwe cele reformy są w
oczach decydentów tak atrakcyjne, tak w ich mniemaniu ważne dla państwa, że dążą do nich wszelkimi
możliwymi środkami. Dobro pojedynczego sześciolatka nie ma w tej sprawie żadnego znaczenia.
Podobnie jak cztery lata temu, dzisiaj również stoisz przed ważną decyzją, gdzie będzie uczyć się Twoje dziecko. Jest
ona ważna także – w masie setek tysięcy – dla władz państwowych, które wciąż jeszcze nie mogą być pewne
całkowitego sukcesu. Temu, jakie stawiają sobie cele, jakim środkami do nich dążą i co z tego może wynikać w Twoim
konkretnym przypadku, poświęcona będzie dalsza część tego listu.
***
Każda władza rozpatruje różne scenariusze przyszłych wydarzeń, zarówno w perspektywie lat, jak dziesięcioleci. Z
pewnością nie inaczej dzieje się w Polsce. Taka analiza, wykonana, mniej więcej, w okresie, kiedy nasz kraj wchodził
do Unii Europejskiej, musiała wskazać szereg okoliczności, które legły u podstawy decyzji o przyspieszeniu obowiązku
szkolnego.
Polskie społeczeństwo się starzeje. Z jednej strony, żyjemy dłużej, z drugiej, mamy coraz mniej dzieci. Z każdym
rokiem mniejsza liczba pracujących będzie musiała utrzymywać rosnącą rzeszę emerytów. Mniej dzieci, to również
mniej pracy dla nauczycieli, którzy stanowią bardzo liczną i wpływową grupę wyborców. Każdy rząd musi się liczyć z
ich potrzebami.
Prawdziwym wyzwaniem, a zarazem bezdyskusyjną koniecznością, jest unowocześnianie systemu oświaty, by
kształcił ludzi zdolnych sprostać wyzwaniom gwałtownie zmieniającego się świata. Co prawda, w czasie, o którym
mowa, dopiero co weszła w życie reforma wprowadzająca gimnazja i zmieniająca formułę matury, ale równocześnie, w
następstwie obowiązujących uregulowań prawnych, zlikwidowano tysiące przedszkoli, doprowadzając pierwszy
szczebel systemu edukacji do stanu bliskiego zapaści.
Ta ostatnia okoliczność zbiegła się w czasie z rosnącym w łonie Unii Europejskiej przeświadczeniem o ogromnym
znaczeniu, jakie dla skuteczności kształcenia i wyrównywania szans edukacyjnych ma jak najwcześniejsze
obejmowanie dzieci opieką przedszkolną. Znalazło ono wyraz w porozumieniu podpisanym przez ministrów edukacji
państw Unii, w którym zobowiązali się oni do objęcia do roku 2020 opieką przedszkolną 95% dzieci pomiędzy
czwartym rokiem życia, a rozpoczęciem nauki szkolnej.
***
Gdyby chodziło tylko o poprawę jakości kształcenia, najbardziej oczywistym, a zarazem najmniej kontrowersyjnym
scenariuszem byłoby odbudowanie w skali kraju sieci przedszkoli. Jeśli chciałoby się równocześnie lepiej wykorzystać
potencjał rozwojowy małych dzieci, wystarczyło zmienić podstawę programową, poczynając od przedszkola, bez
potrzeby burzenia dotychczasowego modelu edukacji. Niestety, taki scenariusz, nie dość, że kosztowny, nie przynosił
też rozwiązania kwestii zatrudnienia nauczycieli i przyszłego niedoboru pracowników zdolnych utrzymać rosnącą
strona 1 / 4
Ratuj Maluchy, sześciolatki do szkół, likwidacja zerówek, protest
List do rodzica 6-latka - Jarosław Pytlak
rzeszę emerytów.
Tymczasem pomysł obniżenia wieku szkolnego niósł ze sobą obietnicę rozwiązania wszystkich problemów na raz.
No, prawie wszystkich...
Posłanie do szkół sześciolatków jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmniejszyło o jedną trzecią liczbę dzieci,
które w 2020 roku będą musiały zostać objęte opieką przedszkolną. Jeden rocznik w szkole więcej, to jeden rocznik w
przedszkolach mniej. To przekłada się na setki tysięcy miejsc, których nie trzeba będzie stworzyć w placówkach
przedszkolnych.
Wprowadzenie w mury szkolne dodatkowego rocznika uczniów oddaliło widmo zwolnień nauczycieli. Z kolei
wcześniejsze rozpoczynanie nauki szkolnej, a więc także kończenie edukacji rok wcześniej, stworzyło perspektywę
zwiększonego dopływu młodych ludzi na rynek pracy. Rzecz bezcenna w starzejącym się społeczeństwie.
Gdyby jeszcze można było uczciwie powiedzieć, że reforma przynosi rzeczywisty pożytek dzieciom... Tak jednak nie
jest.
Wcześniejsze rozpoczęcie nauki szkolnej bez wydłużenia czasu jej trwania musi odbić się na jakości kształcenia
. Dziecko sześcioletnie jest mniej sprawne manualnie, trudniej się koncentruje i wolniej pracuje niż o rok starsze. Przez
te same dwanaście
lat nauki zdobędzie mniej umiejętności i wiedzy, ponieważ już na starcie będzie wymagać więcej czasu na
opanowanie podstaw. Nie poprawi sytuacji zastąpienie dotychczasowej „zerówki” obowiązkowym przygotowaniem do
nauki szkolnej dla pięciolatków, bowiem kolejnych faz rozwoju dziecka nie da się przyspieszyć żadnym aktem
prawnym. Błędy w „Podstawie programowej” można poprawić, klasy szkolne w okresie przejściowym stworzyć, gdzie
się tylko da, z dzieci z jednego rocznika, ale opisanej powyżej zmiany nie da się niczym zrekompensować.
Jeżeli dzieciństwo i młodość, aż do ukończenia szkoły porównamy do pasa startowego, umożliwiającego wzlot ku
dorosłości, to obniżenie wieku obowiązku szkolnego skróciło ten pas o cały rok. A to w skali dzieciństwa jest naprawdę
dużo.
Osobiście, jako obywatel mógłbym wiele zrozumieć i zaakceptować, ale chciałbym być traktowany uczciwie.
Tymczasem informacje na temat reformy adresowane do szerokich kręgów społeczeństwa są sprzeczne z moją wiedzą
pedagogiczną, a niekiedy także ze zdrowym rozsądkiem. Czuję się oszukiwany i manipulowany.
***
Przyspieszenie obowiązku szkolnego ma swoich gorliwych zwolenników. Należą do nich władze samorządowe, dla
których przeniesienie dzieci z przedszkola, utrzymywanego ze środków własnych, do szkoły, na której
funkcjonowanie łoży państwo, jest ogromną ulgą finansową. Tym bardziej, że jak na razie trudno dostrzec w
działaniach samorządów tendencję do rozwijania sieci przedszkoli, szczególnie poza dużymi miastami,. Obowiązkowa
„zerówka” pięciolatków zdecydowanie zbyt często w gminach znajduje się tam, gdzie wcześniej przy lokalnej szkole
funkcjonowała „zerówka” sprzed reformy.
Zmiany popiera Związek Nauczycielstwa Polskiego. Trudno się temu dziwić, pamiętając jak wiele miejsc pracy ratują
one dla nauczycieli. Popierają je również niektóre środowiska opiniotwórcze, widząc w nich krok w kierunku
unowocześnienia kraju. Najmniej entuzjazmu widać wśród szeregowych nauczycieli, których bezpośrednio dotykają
konsekwencje nowych rozwiązań, oraz wśród rodziców. O przekonanie tych ostatnich, w tym także Ciebie, toczy się
obecnie prawdziwa walka na froncie propagandowym. A w niej wszystkie chwyty są dozwolone.
Najmniej odpornych mają przekonać telewizyjne spoty reklamowe. Skoro wiadomo, że wielokrotny kontakt z reklamą
proszku „X”, albo pasty do zębów „Y” przekonuje pewną grupę telewidzów do ich zakupu, pokazywanie radosnych
strona 2 / 4
Ratuj Maluchy, sześciolatki do szkół, likwidacja zerówek, protest
List do rodzica 6-latka - Jarosław Pytlak
dzieciaków powtarzających z reklamowym zachwytem, że właśnie idą do szkoły, może również zdobyć zwolenników
dla tej idei. Nawiasem mówiąc, także wśród
samych dzieci, co wydaje się również zabiegiem świadomym. Podobny przekaz rodzice otrzymują podczas spotkań w
szkołach i przedszkolach, a także w różnych okolicznościowych broszurach i materiałach prasowych. Dosłownie kilka
dni temu jeden z dużych dzienników zamieścił test dojrzałości szkolnej, a w kolejnym dniu materiał „Czy już czas do
szkoły?”. Nie wnikając w rzetelność tych publikacji, już sam fakt namawiania rodziców, by osobiście ocenili, czy ich
dziecko dojrzało do pójścia do szkoły jest czystą manipulacją. Który kochający rodzic będzie skłonny dostrzec u
swojego dziecka braki i deficyty, zamiast samych fantastycznych osiągnięć?!
W ofensywę propagandową zaangażowała się osobiście pani minister edukacji Krystyna Szumilas, która
poinformowała, o ile lepsze wyniki w teście matematycznym i w testach z czytania i pisania osiągnęli sześcioletni
uczniowie klas pierwszych od
swoich kolegów z „zerówek”. Zapomniała tylko dodać, że na mocy rozporządzeń jej poprzedniczki grupy te realizują
różne programy nauczania.
W swojej istocie „reforma sześciolatkowa” jest dość bezsensownym, w moim odczuciu, przeniesieniem ostatniego
oddziału przedszkola w mury szkolne. Przy szkołach pobudowano place zabaw, choć przy przedszkolach istnieją one
od dawna i doskonale służą dzieciom. W klasach sześciolatków ułożono miękkie wykładziny, takie same, jak w
każdym, nawet najskromniejszym przedszkolu. Również w każdym przedszkolu znajdują się stoliki, przy których
sześciolatki mogłyby równie skutecznie uczyć się liczyć, czytać i pisać, gdyby ktoś im na to pozwolił. W tej sytuacji
badania, o których mówiła minister Szumilas, uważam za pozbawione naukowej podstawy narzędzie szantażu wobec
rodziców.
Na marginesie, zauważ, że w swojej argumentacji pani minister sprowadziła ocenę rozwoju małego dziecka do jego
osiągnięć poznawczych, pomijając rozwój fizyczny, emocjonalny i społeczny. A ja bym chciał wiedzieć, na przykład,
jak przedstawia się porównanie poziomu stresu sześcioletnich pierwszaków i „zerówkowiczów” z przedszkola.
Ciekawe, czy przeprowadzono takie badania?
***
Podobnie jak wszystko w oświacie, tak i zjawiska związane z wcześniejszym rozpoczynaniem nauki szkolnej budzą
zróżnicowane reakcje społeczne. Jest wiele świadectw dramatycznych historii małych dzieci, które nie dają sobie rady
w szkole. Są również liczne przykłady pozytywne, wskazujące, że wcześniejsze rozpoczęcie nauki okazało się
sukcesem. Nie dalej jak wczoraj pewien mój znajomy pochwalił się osiągnięciami swojego wnuka, który „po pewnych
kłopotach na początku nauki teraz, w drugiej klasie, świetnie sobie radzi, a decyzja rodziców o wcześniejszym posłaniu
go do szkoły była właściwa”. Podobną opinię o „zreformowanych” drugoklasistach w swojej szkole wyraziła moja
znajoma dyrektorka jednej z warszawskich szkół podstawowych. Wspólną cechą obu komunikatów było stwierdzenie:
„po pewnych kłopotach”. Start szkolny sześciolatków, nawet tych bardzo dojrzałych i wspieranych
przez rodziców, jest niezwykle trudny. I jeśli nawet po pewnym czasie wszystko układa się świetnie, to stawiam
pytanie, w imię czego fundujemy im ten kłopot. A wszystkich zachwyconych dalszymi postępami tych dzieci pytam,
czy będąc w klasie o rok niższej uczyliby się gorzej, czy może jednak jeszcze lepiej, a przede wszystkim łatwiej i
przyjemniej?!
Co do wnuka mojego znajomego zgodziliśmy się jednak z dziadkiem, że ów młody człowiek miał podwójne szczęście
– trafił do klasy złożonej z samych sześciolatków oraz urodził się w maju. Dzieci grudniowe mają zdecydowanie
gorzej.
Drogi Rodzicu!
Nie widzę żadnej racjonalnej przyczyny, abyś, mając wybór, posłał we wrześniu swoje sześcioletnie dziecko do
strona 3 / 4
Ratuj Maluchy, sześciolatki do szkół, likwidacja zerówek, protest
List do rodzica 6-latka - Jarosław Pytlak
szkoły. Czas, który rzekomo „straci” w oddziale przedszkolnym będzie okresem spokojnego dojrzewania do dalszej
edukacji.
Nie bój się również tego, że nagłe spiętrzenie dzieci z dwóch roczników utrudni mu w przyszłości starania o miejsce w
gimnazjum, liceum czy na studiach - taki argument pada również w wojnie propagandowej. Dodatkowy rocznik
uczniów, czy to rozłożony równomiernie na kilka lat, czy przyjęty w jednym tylko roku, wypełni budynki w takim
samym stopniu, nie bardziej i nie mniej. Poza tym pomyśl logicznie – jeśli Twoje dziecko jest już dziś tak dojrzałe, że
mogłoby rozpocząć naukę w szkole, to za kilka lat, wśród wszystkich szóstoklasistów, będzie z pewnością osiągać
lepsze wyniki niż większość jego młodszych o rok kolegów. Szczególnie tych pechowców, którzy mieli nieszczęście
urodzić się w grudniu.
Pozdrawiam serdecznie
Jarosław Pytlak
strona 4 / 4

Podobne dokumenty