Rewalacje - nr 4/2012

Transkrypt

Rewalacje - nr 4/2012
ISSN 1508-2776
Cena 2,50 zł
Rewal, 1-10 sierpnia 2012 roku
ROK XV, nr 4 (112)
Pieniądze ze sprzedaży gazety przeznaczamy na potrzeby obozu dziennikarskiego „Potęga Prasy”
W numerze:
z Ludzie morza
z Marchewka
Rewalskie
„złotka”
i Stokowiec
na tropie
z Dawid i Goliat
rewalskiego
handlu
z Niepełnosprawni
w Rewalu
CO SŁYCHAĆ?
KIT
(Krótkie Informacje Tekstowe)
Pozdrowienia dla czytelników
czwartego numeru Rewalacji.
Do władzy w kolegium redakcyjnym doszli pierwszoroczni, ale
stara gwardia dyskretnie czuwa
(czuję na plecach oddech szefa
działu reklamy).
Atmosfera jest upalno-bananowa, ale nasz zespół nie poddaje
się wakacyjnemu lenistwu. Biegamy, dzwonimy, słuchamy i piszemy, aby poruszyć tematy najważniejsze dla turystów i mieszkańców Rewala. Przygotowaliśmy
wydanie w dużej mierze reportażowo-interwencyjne. Przeczytacie m. in. o tym, czy popularne
lampiony stanowią zagrożenie,
jak w Rewalu radzą sobie niepełnosprawni i do czego właściwie
służy fontanna na placu przy platformie widokowej. Dla rozluźnienia sprawozdanie ze Święta Ratownika.
Poza gazetą przemawiamy,
śpiewamy i recytujemy w RewalStacji (99.2 FM), a nasze życie
obozowe można śledzić na portalu www.potegaprasy.pl. Działamy
też na youtube w telewizji TeVa
– Rewal i mamy swój fanpage
na Facebook’u.
Poczujcie Potęgę Prasy!
OLGA STOKOWIEC
(PIERWSZOROCZNA)
KAROL MOLENDOWSKI
(STARA GWARDIA)
2
Fot. internet
Cześć!
z W piątek 3 sierpnia na plaży
w Pustkowie odbędzie się druga
edycja turnieju „Mistrzostwa Gminy
Rewal w Tenisie Plażowym”. Impreza organizowana jest przez Centrum Informacji Promocji Rekreacji.
Początek o 10.00. Wstęp wolny.
z We wtorek 7 sierpnia w Rewalu zagości Kabaret pod Wyrwigroszem. Jest to trzeci z kolei kabaret
po Ani Mru Mru i Paranienormalnych, który występuje w rewalskim
amfiteatrze. Impreza rozpocznie się
o 20.00. Bilety do nabycia w kasie.
z Już w sobotę 4 sierpnia
w Trzęsaczu na polu minigolfa
przy ul. Kamieńskiej odbędą
się II Mistrzostwa Gminy Rewal
w Minigolfie. Minigolf w wersji
amatorskiej to ciekawa gra, niewymagająca od zawodników szczególnego przygotowania kondycyjnego czy technicznego. Patronat
nad imprez przejęli Radni Trzęsacza i CIPR Rewal. Do obejrzenia
tej niecodziennej w Polsce dyscypliny organizatorzy zapraszają
od godziny 10.00.
z W dniach 10-12 sierpnia w Niechorzu odbędzie się turniej finałowy
Beach Ball Tour 2012.Jest to cykl turniejów odbywający się w ramach Mistrzostw Polski w Siatkówce Plażowej
Mężczyzn na plażach polskiego wybrzeża organizowany przez Sport Mega Marketing od 1995 roku. W turniejach biorą udział najlepsi polscy zawodnicy sklasyfikowani w rankingu
PZPS. W tym roku cykl zawodów zakończy turniej finałowy na plaży w Niechorzu, gdzie poznamy nowych mistrzów Polski w Siatkówce Plażowej.
AGATA POMIETŁO
Redaktor naczelna: Olga Stokowiec
Zastępca redaktor naczelnej:
Marta A. Sak
Sekretarz: Joanna Kołeczko
II Sekretarz: Julia Wąsiewicz
Korekta: Olga Stokowiec,
Karolina Marchewka, Marta A. Sak,
Patrycja Kamińska
Opieka merytoryczna:
Agata Zielińska
Skład: Adam Owczarek
Reklama: Karol Molendowski,
Natalia i Janusz, Karolina Marchewka
Dział foto: Patrycja Kamińska,
Joanna Kołeczko, Maja Kosowska
Catering: Joanna Kołeczko
Konsultacja medyczna: Julia Burdzel
Dżem dostarczał: Karol Molendowski
Adres redakcji: Hotel California,
72-344 Rewal, ul. Saperska 3,
tel. 607650742
e-mail: [email protected],
URL: http://www.potegaprasy.pl
Druk: PHU JAKLEWICZ
70-322 Szczecin
ul.Kazimierza Pułaskiego 4/4
NASI PRZYJACIELE
Bądź retroaktywny!
Wyobraź sobie, że siadasz wygodnie w kolejce
i odbywasz podróż do krainy dziecięcych
marzeń. Może w Kolejce Retro nie ma
automatów z cukierkami, ale jej klimat jest
niepowtarzalny…
Zrób sobie wolny dzień od wylegiwania się na plaży i zorganizuj
wycieczkę do Niechorza, gdzie dowiezie Cię Kolejka Retro! Pobliski
kurort warto odwiedzić chociażby
dla Parku Miniatur Latarni Morskich
czy jednej z największych latarni
morskich na polskim wybrzeżu.
Kolejka Retro to idealny wariant
dla rodzin z dziećmi, a także dla
grup – te mogą same wybrać i zaplanować trasę, jaką pokonają kolejką przez Rewal! W Niechorzu kolejka zatrzymuje się w centrum miasta oraz przy latarni morskiej,
CENY BILETÓW:
W dwie strony
* Dorośli – 20 zł
* Dzieci – 15 zł
* Dzieci do lat 4 – bezpłatnie
W jedną stronę:
* Dorośli – 15 zł
* Dzieci – 10 zł
* Dzieci do lat 4 – bezpłatnie
a w Rewalu przy dworcu PKS.
Wszelkie informacje pod numerem
telefonu: 609 316 792.
JULIA WĄSIEWICZ
PRZEMEK SINKIEWICZ
Odjazdy z Rewala
do Niechorza odbywają się o godz.:
10.45, 11.55, 13.05,
14.15, 15.25, 16.35,
17.45, 18.55.
Powroty z Niechorza
do Rewala o godz.:
11.20, 12.30, 13.40,
14.50, 16.00, 17.10,
18.20, 19.30.
INFORMATOR
TURYSTYCZNY
WOPR
601-100-100
Ośrodek Zdrowia
ul. Warszawska 31, czynny:
– poniedziałek-piątek: 8-21
– soboty, niedziele i święta:
10-21
Posterunek Policji
ul. Mickiewicza 21,
tel.: 91 38 528 61
Straż Gminna
ul. Mickiewicza 21,
tel.: 91 384 90 30
Straż Graniczna
ul. Dworcowa 2,
tel.: 91 387 76 20
Urząd Gminy
ul. Mickiewicza 19,
[email protected]
Urząd Pocztowy
ul. Sikorskiego 3,
tel.: 91 386 25 50
czynny:
– poniedziałek-piątek: 8-18
– sobota: 8-13
Bankomaty
– SGB, ul. Mickiewicza 19a
(obok Urzędu Gminy)
– Euronet, ul. Westerplatte
(przy restauracji
Robinson Crusoe)
– Urząd Pocztowy,
ul. Sikorskiego 3
Apteka
ul. Mickiewicza 25,
tel.: 91 386 27 02
czynna:
– poniedziałek-sobota: 9-21
– niedziela: 10-18
Dworzec PKS
ul. Westerplatte
(obok oceanarium)
Amfiteatr
ul. Parkowa
Centrum Informacji Promocji
Rekreacji Gminy Rewal
ul. Szkolna 1,
[email protected]
Place zabaw
ul. Słoneczna,
ul. Szkolna 1 (przy szkole)
JOANNA KOŁECZKO
3
TRUDNE SPRAWY
Dawid i Goliat
Otworzenie POLOmarketu w Rewalu wzbudziło niemałą sensację wśród
turystów i sklepikarzy. Sklep sieciowy cieszy się dużą popularnością, ale
czy małe firmy to przetrwają? A może to już koniec kupieckiego Rewala?
siły by chodzić na drugi koniec miasta po drobne zakupy. Nawet ja
czasami wolę kupić coś niewielkiego, a jednocześnie niezbędnego
w sklepiku bliżej mojego domu. Małe sklepy będą musiały lekko zmienić asortyment i obniżyć ceny, ale
na pewno nie będą musiały zakończyć działalności.
Turyści oceniają
Przez lata gmina broniła się
przed wykorzystaniem dużej powierzchni, lecz 30 czerwca przy ulicy Kamieńskiej został otworzony
POLOmarket. Jest to jedyny naprawdę duży sklep w Rewalu.
Kupcy się boją
– Powstanie marketu może zmusić niektórych do zamknięcia swojej
działalności. Dajemy pracę młodzieży i my oraz nasi pracownicy boimy
się, że w przyszłym roku nie spotkamy się ponownie – mówi właściciel
sklepu „Marta”. W Rewalu po sezonie działa siedem punktów sprzedaży. Drobni przedsiębiorcy obawiają
się, że niedługo ta liczba może drastycznie spaść. Duża część ludzi
spędzających tu wakacje to młode
osoby, które znalazły zatrudnienie
na wakacje. Jeśli sklepy zostaną
zlikwidowane, zmniejszy się także
liczba turystów. – To nieduże miasto
i po sezonie nie ma tu wielu mieszkańców. Jeśli wszyscy będą kupowali w markecie, nasza działalność
upadnie – mówi anonimowo pracownica sklepu. Kupcy są przerażeni a władze gminy tłumaczą, że
nie było możliwości, by nie dopuścić do realizacji przedsięwzięcia.
Gmina uspokaja
- Nie ma przepisów, które mogłyby zapobiec budowie obiektów
4
tej wielkości. Poza tym przepisy
do działania uchwala sejm, a wykonanie minister – mówi pan Mirosław Hussakowski, pracownik
urzędu gminy miasta Rewal.
– Market stoi na działce prywatnej
i zgodnie z prawem jest zwolniony
z płacenia podatków do pierwszego
stycznia następnego roku. Kwota
podatku jeszcze nie została ustalona gdyż sklep nadal nie złożył deklaracji – dodaje pan Mirosław, co
nie nastraja optymistycznie. Na pytanie czy małe sklepy mogą upaść
pan Hussakowski odpowiada jednak uspokajająco: – Myślę, że nie
ponieważ rodzinne sklepiki osiedlowe i kupieckie mają swoich stałych
klientów. Są ludzie, którzy nie mają
Niemal wszyscy wczasowicze
twierdzą, że market to świetna inwestycja gminy Rewal. Jest tam
wiele niezbędnych produktów, które
czasami trudno dostać w małym
sklepie. Jednak duże kolejki i brak
miejsc parkingowych to problem,
który odstrasza część klientów.
– Obsługa POLOmarketu bywa
niemiła, w przeciwieństwie do osób
pracujących w miejscowych sklepach. Zdecydowanie mniej chętnie
kupuję w markecie – mówi jedna
z mieszkanek.
Co prawda POLOmarket posiada
zalety i jego siłą jest to, że jak na razie nie płaci podatków, ale małe
sklepy mają swoich wiernych klientów, a co najważniejsze mnóstwo
uroku.
MAGDA MACIEJCZAK
Fot. Maja Kosowska, Agata Pomietło
REWAL SPOŁECZNIE
Wakacje od niepełnosprawności
Wizyta na plaży czy spacer
po zatłoczonej promenadzie to dla
większości z nas wakacyjna codzienność. Podziwiając uroki nadmorskich kurortów nie zdajemy sobie sprawy, że to co dla nas jest
czymś zwyczajnym dla kogoś może
stać się spełnieniem marzeń.
Niepełnosprawni żyją wśród nas.
Muszą zmagać się z licznymi trudnościami. Nie chcą wyjątkowego traktowania, lecz potrzebują pomocy, także podczas wakacji. Czy miejscowości wypoczynkowe są w stanie im tę
pomoc zapewnić?
Osoby niepełnosprawne, decydując o letnim wypoczynku unikają
miejsc, których poznanie wymaga siły i sprawności fizycznej, w związku
z czym rzadko decydują się na pobyt
w górach. Lubią wypoczywać nad
wodą. Najważniejsze jest jednak dla
nich spędzanie czasu ze swoimi bliskimi. Walory miejsca schodzą wówczas na dalszy plan.
Władze gminy Rewal starają się
przystosować kurort do potrzeb osób
niepełnosprawnych. Ułatwianie im
funkcjonowania sprawia liczne problemy, zaczynając od dużych zmian linii
brzegowej, po trudności finansowe.
Jedną z podstawowych niedogodności dla inwalidów jest poruszanie
się po mieście. Aby to zmienić
w Pustkowie, Niechorzu i Pogorzelicy
powstały specjalne chodniki, które
pozwalają przemieszczać się osobom na wózkach. Zejście na plażę
także nie należy do najłatwiejszych.
Winda, która miała powstać już dawno i umożliwić niepełnosprawnym
oraz rodzicom z małymi dziećmi kom-
fortowe dostanie się do kąpieliska
wciąż nie istnieje. – Mamy pozwolenie
na budowę oraz projekt, problem leży
jednak w pieniądzach – informuje pan
Łukasz Tylka – pracownik Urzędu
Gminy. Czy naprawdę nic nie da się
zrobić, skoro chwilę później dowiadujemy się, że państwowy fundusz rehabilitacji osób niepełnosprawnych
dofinansowuje tego typu inwestycje?
Nie ma windy, ale są zjazdy, które
pozwalają osobom na wózkach inwalidzkich dostać się na plażę. – Nie
da się przystosować wszystkich zejść
na plażę do potrzeb niepełnosprawnych, szczególnie w Rewalu gdzie
występuje wysoki klif – mówi Łukasz
Tylka. W samym Rewalu znajdują się
tylko dwa takie obiekty. Pierwszy
mieści się daleko od centrum, przy
skrzyżowaniu ulicy Klifowej i Brzozowej. Kolejny znajduje się przy porcie
rybackim, gdzie uciążliwością jest
duży ruch. Inne tego typu zejścia
znajdują się w Pustkowie, Trzęsaczu
i Niechorzu.
Niepełnosprawni
korzystając
z Urzędu Gminy czy Ośrodka Zdrowia
w Niechorzu używają platform, umożliwiających wejście na piętro. W ten
sposób mogą dostać się także do Muzeum Rybołówstwa w Niechorzu. Niestety miejsc, które w ten sposób ułatwiają poruszanie się niepełnosprawnym jest wciąż bardzo niewiele.
Podczas wyboru hotelu czy pensjonatu, w którym spędzą swoje wakacje osoby na wózkach szukają
miejsc oferujących pokoje na parterze lub windy umożliwiającej dostanie się na piętro.
Jak przyznaje pan Łukasz Tylka
osobom, które nie mają problemów
zdrowotnych trudno jest mówić o barierach spotykanych przez niepełnosprawnych. Pobyt w miejscowości
wypoczynkowej to wciąż duże wyzwanie dla osób niepełnosprawnych,
które bez życzliwości napotkanych
ludzi nie dałyby sobie rady.
NATALIA JANUSZ
Fot. Joanna Kołeczko, internet
5
NASI GOŚCIE
„Trzeba się pilnować,
żeby nie popłynąć...”
Kolejną osobistością, która pojawiła się na II turnusie Potęgi Prasy był
Paweł Wakuła. Znany rysownik i autor publikowanych od lat w „Angorze”
humoresek zdradził kulisy swojej pracy, opowiedział, czemu bywa ona
skrajnie frustrująca, podał nam receptę na dobrą książkę dla dzieci
i powiedział, czy woli... maliny, czy też truskawki.
Marta Sak: Skąd czerpie pan inspiracje do swoich prac?
Paweł Wakuła: Jeśli chodzi o rysunki, to nie muszę jej szukać. Dostaję od redakcji konkretny temat
i zarys artykułu, jaki mam zilustrować. To w zupełności mi wystarczy,
żeby stworzyć dobry rysunek. Większym problemem jest dla mnie bardzo frustrujący fakt, że około dziewięćdziesięciu pięciu procent mojej
twórczości ląduje w koszu. W „Angorze”, dla której pracuję, panuje
zasada, że to samo zlecenie otrzymuje kilku rysowników, ale tylko
jedna praca zostaje opublikowana.
Jest to jedyna redakcja, o której słyszałem, w jakiej pracuje się w taki
sposób. Są tacy, którzy tego nie wytrzymują i odchodzą. W kwestii pisania humoresek mam całkowicie
wolną rękę, aczkolwiek tekst musi
dotyczyć spraw w miarę aktualnych.
Po prostu robię przegląd prasy,
znajduję temat budzący emocje
6
i zainteresowanie, zastanawiam
się, jak ukazać go w żartobliwy sposób. Od dawna już trzymam w szafce pewien uniwersalny tekst na wypadek braku weny lub gdybym miał
coś przygotować w czasie urlopu
bez dostępu do prasy. Wciąż mam
nadzieję, że kiedyś go opublikuję...
M. S.: Jak traktuje Pan swoją
twórczość? Jest to dla Pana praca, czy też sposób na wyrażenie
siebie?
P. W.: Pisanie i rysowanie jest dla
mnie tylko i wyłącznie pracą. Naprawdę podziwiam ludzi, którzy
wracając do domu zajmują się tym,
co robią zawodowo. Rysunki i teksty powstają, bo na tym zarabiam
i dzięki temu utrzymuję rodzinę.
Oczywiście prace odzwierciedlają
w jakiś sposób charakter i osobowość autora. Żeby mogły zostać
wykonane, muszą ukazywać konkretny pogląd, punkt widzenia.
M. S.: Istnieje granica, jakiej nigdy Pan nie przekracza? Są tematy, których Pan nie porusza?
P. W.: Moim zadaniem jest ilustrowanie rzeczywistości, więc niebezpieczeństwo, że kogoś urażę,
nie jest na ogół zbyt duże. Ja nie
wydaję osądu, co najwyżej tworzę
rysunki odpowiadające poglądom,
jakie przedstawił autor w tekście,
który mam zobrazować. To, co ja
sądzę, nie jest do końca ważne.
Ilustracja musi zawierać w sobie
coś z głównej myśli artykułu. Moja
osobista opinia jest tu na drugim
miejscu. Teksty satyryczne także
są oparte na tym, co się akurat
dzieje, na niepodważalnych faktach i opiniach innych ludzi. Tekst
satyryczny musi być prześmiew-
czy, ukazać kogoś w takim czy innym świetle, ale podstawą jest to,
co się naprawdę wydarzyło, jakie
są na to reakcje ludzi, komentarze.
Moja humoreska jest tylko tego humorystycznym ukazaniem. Nie ja
wyznaczam granice.
M. S.: Jedną z członkiń kadry
obozu jest Pana córka, Antonina.
Starał się ją Pan nakierować
na wybór dziennikarskiej drogi
kształcenia, odwodził ją Pan od tego, czy też może była to jej samodzielna decyzja?
P. W.: Nie uważam się za dziennikarza, tylko rysownika prasowego. Zarówno ja, jak i moja żona jesteśmy plastykami. Żadne z nas nie
starało się nakierować dzieci
na drogę prowadzącą do zawodu
rysownika czy jakiegokolwiek innego. Zainteresowanie Tosi dziennikarstwem zaczęło się w dniu, gdy
udzielała wraz ze mną wywiadu
w radiu. Spodobało jej się, wkrótce
potem poprowadziła wraz z koleżanką audycję i złapała bakcyla.
Podjęła decyzję o studiowaniu
w Anglii, ponieważ program tamtejszych studiów jest zupełnie inny niż
w Polsce i moim zdaniem lepszy.
Tosia tak postanowiła i ja to zaaprobowałem. Nigdy jednak nie starałem się w jakikolwiek sposób wpłynąć na jej wybory w kwestii kariery.
M. S.: Jest pan także autorem
cenionych utworów dla dzieci. Jaka jest recepta na dobrą książkę
tego typu?
P. W.: Nigdy nie myślałem, że zostanę autorem literatury dziecięcej.
Zaczęło się od bajek, jakie wymyślałem moim dzieciom. Później pojawiły
się programy komputerowe do two-
TU I TAM
rzenia tekstów i dopiero wtedy zająłem się pisaniem na poważnie. Nie
stworzyłbym żadnego dłuższego
utworu, gdybym nie mógł
szybko i wygodnie zmieniać
tekstu, skracać go, przestawiać utworzone już zdania.
Nie znoszę i nie potrafię pisać ręcznie. Podstawą w pisaniu książek dla dzieci i jakichkolwiek innych jest możliwość swobodnego przekształcania tekstu. Za mój
największy sukces uważam
fakt, że moje teksty śmieszą
zarówno dzieci, jak i dorosłych. Trochę tak jak w „Shreku”: dzieci śmieją się z jednego, a dorośli z drugiego.
M. S.: Czy pisząc książki
dla dzieci, ma Pan problem z „naleciałościami”, które pojawiły się
z powodu pisania tekstów satyrycznych? Zdarza się Panu napisać coś, co potem okazuje się
zbyt kontrowersyjne lub po prostu
nieodpowiednie do utworu pisanego dla najmłodszych?
P. W.: Owszem, zdarza mi się, że
wydawcy zwracają mi uwagę, iż ja-
kieś fragmenty czy wątki tekstu są
nieodpowiednie. Uważam jednak, że
redaktorzy często są przewrażliwieni
i nie zawsze można im do końca ufać.
Pamiętam, jak kiedyś musiałem
zmienić pewną historię, bo znajdowała się w niej scena, w której pirat palił
fajkę. Dla mnie to była paranoja. Trzeba się jednak pilnować, żeby nie „popłynąć” za daleko w tym, co się pisze.
M. S.: Jest Pan absolwentem
malarstwa. Studia pomogły Panu
w rozwoju kariery?
P. W.: Nie. Kiedy jest się, jak ja, rysownikiem prasowym, wystarczy tylko umieć posługiwać się ołówkiem.
Znałem wielu znanych i cenionych
autorów rysunków, które przedstawiały ludziki i przedmioty stworzone
z najprostszych figur geometrycznych. Najważniejsze jest to, co znajduje się w dymku. Jeśli treść dymka
jest dobra, jest szansa na karierę.
Przez pewien czas pracowałem jednak w wyuczonym zawodzie – rok
spędziłem w szkole podstawowej
jako nauczyciel zajęć plastyczno
– technicznych. Zrezygnowałem, bo
bez wątpienia nie było to moim powołaniem. Trudno jest uczyć młodych ludzi sztuki, zwłaszcza w warunkach, jakie stwarza polska szkoła. Oni nie wiedzieli jeszcze po prostu, czego chcą.
M. S.: Na koniec powtórzę pytanie, które zadał jeden z moich redakcyjnych kolegów w czasie
spotkania z Panem. Maliny czy
truskawki?
P. W.: Truskawki. Można je jeść
z bitą śmietaną!
ROZMAWIAŁA MARTA A. SAK
Rys. Paweł Wakuła, Patrycja Kamińska
Jarocin i Woodstock 2012...
...czyli opowieść o tegorocznym Jarocinie
i nadziejach związanych z nadchodzącym
Przystankiem Woodstock.
Festiwal w Jarocinie obok Przystanku Woodstock jest kultową imprezą tego typu w Polsce. Jego historia rozpoczęła się w 1970 roku,
gdy był skromną imprezą muzyczną organizowaną przez jarociński
klub „Olimp”. Teraz jest olbrzymim
prestiżowym wydarzeniem muzycznym angażującym dziesiątki
zespołów i tysiące fanów muzyki
rockowej. Festiwal jest szansą dla
nowych i nieznanych zespołów
u progu kariery.
W tym roku odbył się on
w dniach 20-22 lipca. Zagrali czołowi artyści z Polski i zagranicy, między innymi: Kult, którego nie trzeba
chyba nikomu przedstawiać, KSU
legenda polskiej muzyki punk, Coma, Biohazard nowojorski zespół
rapcore-owy, Within Temptation holenderski zespół symfonikmetalowy, Lao Che i wiele innych. Prócz
koncertów po raz kolejny rozstrzygnięty został konkurs Red Bull Tourbus Rytmy Młodych. W wyniku tego
konkursu wyłoniono dwa młode zespoły, które zagrały na małej scenie
obok takich grup jak Power of Trinity czy Searching for Calm. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły
się: Kult, Within Temtation oraz Bio-
)
7
RELAKS
hazard. Festiwal po raz kolejny zakończył się sukcesem, co jest zasługą organizatorów, współpracujących z nimi lokalnych władz, patronów medialnych i wspaniałej publiczności.
2 sierpnia rozpoczyna się trwający
trzy dni Przystanek Woodstock. Odbędzie się w Kostrzynie na Odrą. Będzie to już osiemnasta odsłona tego
festiwalu i zarazem dziewiąta w tym
miejscu. Mimo 25-letniej przerwy polski Przystanek Woodstock nadal istnieje, głównie dzięki determinacji i zaangażowaniu Jurka Owsiaka. W tym
roku wystąpią między innymi: Anthrax
jeden z zespołów wielkiej czwórki trash
metalu, The Qemists grający muzykę
z pogranicza rocka i drum and bass,
My Riot nowy zespół Glacy, znany
głównie ze współpracy z Sweet Noise,
Ministry powstały w 1981 zespół indu-
strialmetalowy z Chicago, londyński
The Darkness oraz wiele innych. Imprezie towarzyszą również konkursy
na przykład ten organizowany przez
firmę Carlsberg. Woodstock od wielu
lat to przede wszystkim niesamowity
klimat, który co roku przyciąga tysiące
ludzi. Ilu pojawi się w tym roku?
Wkrótce się przekonamy.
IGOR PAWEŁEK
Fot. internet
Jak ciepłe morze, to zimny
browarek...
Kowalski po roku ciężkiej pracy
jedzie na urlop. Słońce, plaża
i brak kontroli ośmielają go. Jedno
piwo, drugie...słowa „wszystko
z umiarem” tracą znaczenie.
Jak wszyscy doskonale wiemy,
na plaży pić alkoholu nie wolno.
Urlopowicze różnie interpretują jednak słowo „alkohol”. Tu pojawia się
polska codzienność zakaz zaka-
8
zem, a życie życiem. Mimo iż kary
za picie na plaży mogą sięgać nawet do 100 złotych, przepis jest
martwy i nikt go nie egzekwuje. Duży procent plażowiczów wypoczywa
z piwkiem, nie będąc świadomym
przepisów, jakie narzuca nam polskie prawo. Obrazuje to sonda wykonana na potrzeby telewizji internetowej TeVa-Rewal. Głównymi py-
taniami były: -Czy są państwo
za czy przeciw piciu na plaży? i nieco już trudniejsze -dlaczego? Opinie
były różne od:-Ja jestem ogólnie
przeciw-przez-Alkohol to nie, bo
szkodzi zdrowiu-po-Jedno piwko powinno być. Jedna z opinii wydaje się
kontrowersyjna. Jak powiedziała
jedna z plażowiczek – Gdybym była
bez dzieci, to nie miałabym nic prze-
RELAKS
ciwko, ale jako matka popieram zakaz. Mamy tu do czynienia z sytuacją patową. Większość kobiet zapytanych w sondzie o alkohol odpowiadała negatywnie by nie szkodzić
dzieciom. Obecność najmłodszych
to jeden z argumentów przemawia-
jących przeciw. Na plaży kręci się
ich mnóstwo i jako, że niewiedzą co
jest zawartością puszek i butelek,
– dobrze by tak zostało. Wiele lat
temu nad polskim morzem nie było
takich problemów. Pijani plażowicze są głośni i przeszkadzają trzeźwym w wypoczywaniu. Są wulgarni i nie zwracają uwagi na to
czy przeszkadzają innym. Nie jest
to reguła. Sporo
osób potrafi się
zachowywać kulturalnie
mimo
spożywania alkoholu i dlatego pytani plażowicze
nie uznawali małego piwa za coś
złego.
Teraz
na plażach jak
grzyby po deszczu
powstają
„przystanie” czyli
miejsca w których można się
legalnie napić piwa i rozkoszować urokami morza. Ludzie przyzwyczaili się że
dużo im wolno,
REKLAMA
a jak wiemy przyzwyczajenie jest
drugą naturą człowieka. Czują się
więc bezkarni. Wyjeżdżają na wakacje szukając przygód, całkowicie
pewni, że mogą sobie pozwolić
na wszystko i nic im za to nie grozi.
Według danych w roku 2012 odnotowano jedynie pojedyncze przypadki picia na plaży. Gdyby jednak
ukarać wszystkich pijących statystyki nie byłyby aż tak chlubne. Poza tym wystarczy przejść się kilka
kroków brzegiem morza by zobaczyć butelki lub puszki. Niszczy to
środowisko naturalne i psuje krajobraz. Rozkładanie się butelki kosztuje naturę 4000 lat. Możemy jedynie domniemywać czy sprawdzanie
plażowiczów mogłoby zmniejszyć
przykre statystyki. Trzy procent utonięć wynika z nietrzeźwości ofiar.
Pijanemu jest gorąco, szuka ochłody w zimnych wodach Bałtyku co
prowadzi do szoku termicznego
i tym samym śmierci. Czy warto poświęcić nasze życie i zdrowie dla
chwili upojenia alkoholowego? Myślę że nie. Czasami trzeba wywiesić
sobie czerwoną flagę i posłuchać
zdrowego rozsądku. Wakacje wakacjami, ale najważniejsza jest
przyszłość.
AGATA POMIETŁO
rys. Paweł Wakuła
9
AKTYWNE WAKACJE
Z latawcem na wodzie
Bałtyk zachwyca miliony ludzi, nie tylko Polaków, ale również
zagranicznych turystów. Piękne widoki, niesamowity klimat
i niepowtarzalne wrażenia. Podczas wakacji każdy oczekuje swego rodzaju
oderwania się od codziennej rutyny. Jedni będą poszukiwali wyciszenia,
spokoju. Ale są też turyści bardziej wymagający, którzy oczekują dużej
dawki adrenaliny, dobrej zabawy oraz wrażeń, które będą wspominać
do końca życia. Cóż więc możemy zaoferować aktywnym turystom
nad naszym polskim morzem?
Idąc rewalską plażą można zauważyć niepozornie wyglądajacych ludzi, ubranych w krótkie kolorowe spodenki. Walczą oni
z wielkim latawcem, przepinają
stalowe linki. Nagle spod ogromnej płachty wyłania się stosunkowo niewielka deska. Teraz czas
wypłynąć. Wiatr odpowiedni, fale
10
także. Wystarczy tylko włożyć stopy w strapy, chwycić bar i pozwolić latawcowi unieść się do góry.
Zaczęło się. Teraz jesteśmy zdani
tylko na siebie i na to co wiatr zechce zrobić z naszym kite’em.
Emocje są ogromne. Na początku
strach, ale gdy wszystko się skończy, nie będziemy żałować. Tak
właśnie wygląda kitesurfing. Mało
popularny tu, w Rewalu, jednak
znajdują się miłośnicy, którzy zrobią wszystko, aby wejść na swoją
ukochaną deskę i dać się ponieść
wiatrowi.
Nie tylko kitesurfingowi towarzyszą takie emocje. Inną dyscypliną z użyciem swego rodzaju latawca jest paralotniarstwo żaglowe. Wychodzisz na zbocze o odpowiednim nachyleniu, najczęściej jest to klif, skaczesz, zaczynasz szybować. Rewalskie wybrzeża są wymarzonymi dla paralotniarzy, ze względu na to, że są
czyste i pozbawione korzeni. Lądujesz na położonym niżej lądowisku. Paralotnia szybuje w kierunku
ziemi a czas lotu uzależniony jest
od przewyższenia pomiędzy miejscem startu a lądowiskiem oraz
doskonałością paralotni. Może
brzmi to banalnie, ale przysparza
niemałych emocji. Do jego uprawiania potrzebna jest licencja wystawiona przez Międzynarodową
Federację Lotniczą FAI – IPPI,
bądź Polskie Świadectwo Kwalifikacji Pilota Paralotni. IPPI jest dokumentem opracowanym na podstawie programu szkolenia Para
Pro mającego na celu ujednolicenie poziomów wyszkolenia pilotów. PŚKPP w Polsce posiada
około 1200-u osób i ta liczba stale
wzrasta.
W miasteczku znajduje się jedna szkółka kitesurfingu. Jest to
sport ekstremalny i nie każdy ma
w sobie tyle odwagi, aby zacząć
AKTYWNE WAKACJE
go uprawiać. Pomimo to są osoby,
które zajmują się tym na codzień.
Kitesurfing to sport wodny, odmienny od wszystkich, nie posiadający swojego odpowiednika na
lądzie, tak jak narciarstwo wodne
lub zwyczajny surfing. Przepłynięcie się na desce z latawcem w ręku będzie zapewne przeżyciem,
o którym nikt nawet nie będzie
próbował zapomnieć.
Istnieje także możliwość nurkowania w Bałtyku. Szkoła DIVINGCAT ma w swojej ofercie taką właśnie atrakcję. Przy głównym zejściu na plażę istnieje możliwość
zanurkowania w basenie, tak dla
spróbowania, ale niezapomniamych wrażeń dostarczy wam dopiero nurkowanie na otwartym morzu z instruktorem. Gdy niebo zasnute jest chmurami, na ziemię
spada deszcz, a zimny wiatr
chłoszcze ją bez litości, wizyta na
basenie, gdzie jest jasno, ciepło
i przyjemnie jawi się już zupełnie
inaczej. Pływalnie znajdują się na
terenie całej gminy. Można w nich
wybrać się do sauny, na masaże
lub kąpiele solankowe.
Każdy ma inne potrzeby i dla
niektórych dawka adrenaliny może być zbyt duża. Nie należy być
z tego powodu zmartwionym.
W Rewalu jest mnóstwo innych interesujących miejsc, w których
można uprawiać sporty! Dla tych,
którzy nie chcą spróbować kitesurfingu polecamy zwyczajny skateboarding. Tuz przy szkole w Rewalu został wybudowany skatepark, gdzie możemy podziwiać
chłopców i dziewczyny, próbujących coraz to nowe tricki.
Oprócz tego dla miłośników romantycznych spacerów proponujemy konną przejażdżkę brzegiem
morza. W Rewalu jest ona możliwa dzięki stadninie „Koński kierat”
(ul. Dworcowa 20). Prowadzi ona
kursy jazdy konnej dla początkujących i zaawansowanych, organizuje także rajdy konne po okolicy.
Również w Klubie Jeździeckim
„Czahary”, w nieodległej Pogorzelicy (ul. Leśna 1) wszyscy chętni,
pod okiem wykwalifikowanych instruktorów mogą zakosztować
uroków jeździectwa zarówno na
placu, na terenie klubu, jak
i w otwartym terenie. Konnej jazdy
można nauczyć się także w stadninie koni w Trzęsaczu. Jest ona
usytuowana obok leżącego w głębi lądu, zabytkowego kompleksu
pałacowo-folwarcznego
Od kilku lat w Rewalu działa
także ogólnodostępna hala widowiskowo – sportowa o powierzchni użytkowej prawie 1200m kw.
W budynku hali sportowej skorzystać można z siłowni, i sauny. Tuz
obok znajdują się jeszcze: korty
tenisowe, boisko do koszykówki,
skatepark oraz bardzo dobrze
przygotowane boisko do piłki nożnej ze sztuczną nawierzchnią.
W gminie, na terenie Niechorza,
znajduję się również naturalne boisko.
Jak widać, Rewal to bardzo aktywne miasto. Na każdym kroku
można spotkać tu atrakcje, czy to
ekstremalne, czy też nie. Każdy
znajdzie coś, co będzie mu na
pewno odpowiadało.
PAULINA BOŃCZAK
Fot. Agata Zielińska
rys. Paulina Bończak
11
MARCHEWKA I STOKOWIEC NA TROPIE
Toalet brak, a siku się chce!
– Jak byłam dwa lata temu to było tak samo... Zdecydowanie za mało
toalet – mówi pani Małgorzata z Torunia. Urzędnicy się wykręcają, babcie
klozetowe mówią, że szalety publiczne należą do gminy i one pod żadnym
pozorem informacji udzielać nie mogą.
W samym Rewalu, jak zapewnia Ireneusz Jasiński – urzędnik
gminy – jest ich sześć. Przy ulicy
Szczecińskiej, koło rybaków,
w centrum miasteczka, przy ulicy
Klifowej, na obrzeżach Rewala
oraz koło ośrodka zdrowia. Jedna jest nieczynna. Nie wiadomo,
dlaczego? Urzędnik mówi, że
gmina tylko wynajmuje miejsca.
Podpisała umowę z dzierżawcami, którzy mają pilnować porządku w toaletach oraz dbać o czystość. To oni są odpowiedzialni
za ogólnodostępne ubikacje
w gminie Rewal. Piłeczka odbijana jest od paletki do paletki. Babcie klozetowe odsyłają do gminy,
a gmina – do inwestorów. Gdyby
toalet było więcej i byłyby lepiej
wyposażone, na pewno nie byłoby problemu, kto jest za nie odpowiedzialny. Ale nie zawsze jest
tak kolorowo.
– Szalety miejskie nie są przystosowane, żeby mogły skorzystać z nich matki z dziećmi – mówi pani Małgorzata. – Brakuje
miejsca, w którym można byłoby
przewinąć malucha. Dobrze, że
chociaż czystość w nich jest nienaganna. Jest ciepła woda, mydełko, ręczniki.
12
Ubikacje są czynne od 9:00
najpóźniej do 23:00, choć przeważnie zamyka się je już o 21:00.
Sprawia to ogromny problem, ponieważ nie każdy schodzi z plaży
przed tą godziną.
Turyści póki co, nie mogą liczyć
na więcej szaletów miejskich.
Według gminy jest ich wystarczająco dużo. Ireneusz Jasiński
chwali się, że już zebrał odpowiednie dokumenty, aby ukończyć budowę toalety w Pobierowie. Trwają prace ewelacyjno-brukarskie. Będzie ona przystosowana dla osób niepełnosprawnych. Znajdzie się w niej prysznic, z którego będzie można skorzystać schodząc z plaży. Będzie
również osobny brodzik przeznaczony tylko do mycia nóg, bo jak
twierdzi pani Urszula z Gniezna
– jest to potrzebne.
– Uważam, że powinny być również prysznice, ponieważ ludzie
korzystają z fontanny, która chyba
od tego nie jest – mówi pani Urszula z Gniezna.
Turyści mogą również zapomnieć o budkach ToiToi na plaży,
ponieważ gmina odchodzi od takich rozwiązań. Jasiński twierdzi, że to nie zapewnia odpowiedniego komfortu. A poza tym
często
są
wykorzystywane
w nieporządny sposób. Ludzie
nie potrafią korzystać z dobrodziejstw toalet ogólnodostępnych. Tego typu obiekty jak ToiToi-e są wykorzystywane przez
punkty, które prowadzą gastronomię. Knajpy również niechętnie udostępniają toalety.
– Gdy dzieciakom zachciało się
siku, a toalety były zamknięte, musieliśmy pędzić do ośrodka – mówi
pani Katarzyna z Łodzi.
KAROLINA MARCHEWKA
Fot. Joanna Kołeczko
MARCHEWKA I STOKOWIEC NA TROPIE
A to Polska właśnie
fontanna edyszyn
Fontanna-śmiecianna. Oto jak skończyły się urzędnicze marzenia
o metalowym potoku, który miałby koić zmysły turystów na rewalskim
placu. Fontanna tonie w piachu, stała się miejską miniłaźnią, w której
plażowicze płuczą nogi. Płynie w niej woda o wątpliwych walorach
zapachowych. Lista bakterii jest kilometrowa. Dla dzieci to raj, podobno
brudne dziecko to szczęśliwe dziecko, ale czy to na pewno jest bezpieczne?
Gdy tylko nad morzem zaświeci
słońce, ludzie chwytają koce i kremy z filtrem, i biegną na plażę.
W Rewalu dopełnieniem takiego
obrazka jest fontanna na placu przy
platformie widokowej. Dostępu do
wody nie broni w niej żaden murek,
co wyzwala kreatywność wczasowiczów. Opłukują w fontannie oblepione piachem kończyny, chlapią
się beztrosko, ustawiają na metalowym torze bose dzieci.
Zamysł twórców był oczywiście
inny. Fontanna miała być elementem ozdobnym. Cieszyć oko, dawać
efekt płynącego potoku i koić zmysły. Dyskretne działanie na podświadomość urzędnikom i projektantom obiektu nie wyszło (powinni
poćwiczyć psychologię z uliczną
sprzedawczynią perfum, o której
„Rewalacje” pisały w poprzednim
numerze). Nie przewidzieli, że ludzie (Polacy zwłaszcza) mają głowy
pełne pomysłów, a na to lekarstwa
nie ma- jak mówi Ireneusz Jasiński
z Urzędu Gminy Rewal (jasne... prosimy o kontakt z przedstawicielami
oświaty, oni nie mają problemów
z zabijaniem twórczej inwencji).
Ten deficyt antidotum jest odpowiedzią na pytanie o brak kontroli
nad sytuacją. – Nikt nie nosi przecież w stroju kąpielowym dowodu
osobistego- tłumaczy Jasiński. Nie
widzi problemu w tym, że wynik
równania dzieci plus woda bywa
boleśnie prosty. Korzysta z syndromu rozmytej odpowiedzialności. Pytany o możliwość postawienia tabliczek ostrzegawczych lub zakazujących wchodzenia na konstrukcję,
zgrabnie zmienia temat.
Dlaczego jednak nie wykorzystać
turystycznej pasji twórczej konstruktywnie? Urlopowicze mają masę pomysłów na ulepszenie rewalskiej infrastruktury wodnej tak, by
zadowalała i gminę, i przyjezdnych.
Pomysły są zarówno proste (woda
powinna być czysta, a nie brudna),
jak i bardziej złożone (dlaczego nie
zbudować brodzików dla dzieci?).
Te inicjatywy trafiają jednak na
mur Sanepidu i niemocy twórczej ze
strony lokalnych rządzących. Był
przecież przy plaży prysznic, funkcjonował jeszcze w zeszłym roku.
Nikt nie musiał kąpać się w fontannach. Niestety, Państwowa Inspekcja Sanitarna zażyczyła sobie jakiejś kosmicznej formy odprowadzania ścieków (podobno pomysł oryginalny, made in Poland), na co nie
było ani pieniędzy, ani możliwości
logistycznych. Poza tym na płytkach
pojawiały się glony, a wtedy jeszcze
nie było Perfekcyjnej pani domu.
Nie pozostaje więc nic innego,
jak cieszyć się z uroków darmowego miniprysznica. Nikt nikogo nie
wylegitymuje. Może bywa ślisko,
ale przy dzisiejszym postępie protetyki tanio można wstawić nowe zęby. Jeśli tylko rodzice będą pilnować swoich pociech, nie powinno
dojść do większej tragedii.
Ktoś pozostaje nieprzekonany?
Mamy pocieszenie dla urzędników
i wszystkich, którym nie podoba się
obecny sposób użytkowania finezyjnej fontanny. Jak wyznała jedna
z młodych mam spotkanych przy
fontannie, i tak większą atrakcją są
drewnopodobne wieloryby. To cudowna wiadomość! Składanie złamanych kości jest jeszcze prostsze
niż wymiana uzębienia.
OLGA STOKOWIEC
Fot. Joanna Kołeczko
13
CO W REWALU?
Bezpieczeństwo wygrało!
– Naszym największym zwycięstwem jest to, że w ciągu sezonu nikt nie
utonął – to jest pierwsze miejsce – mówi nam Krzysztof Olkuszewski, szef
rewalskich ratowników, którzy na XI Zawodach Ratownictwa Morskiego
zdobyli złote medale. Kąpieliska gminy Rewal co roku należą do najbezpieczniejszych i najlepiej zarządzanych w Polsce. To wszystko za sprawą
odpowiedniego przygotowania do sezonu letniego i pracujących tam ekip
ratowniczych. Ich wyszkolenie i wieloletnie doświadczenie przekładają się
na bezpieczeństwo turystów odpoczywających nad morzem.
25 lipca odbył się konkurs o tytuł
„Królów plaż”. W zawodach wzięły
udział cztery drużyny ratownicze:
Pawła Dorantowicza „Doran” z Pogorzelicy i Niechorza, Krzysztofa
Olkuszewskiego
„Asekuracja”
z Rewala i Trzęsacza, Romualda
Kowalskiego „Romulus” z Pustkowa i Pobierowa oraz gościnnie ratownicy z gminy Kołobrzeg. Głównym sędzią zawodów był Michał
Niedziela. Wyścig ratunkowy z zasobnikiem z liną, bieg – pływanie
– bieg, wyścig z pasem ratunkowym, flagi plażowe i sztafeta 4x50
metrów to pięć konkurencji, w których walczyli zawodnicy konkursu.
Rywalizacja była wyrównana.
O wynikach zadecydowały dwie
ostatnie konkurencje i emocjonująca dogrywka między ekipą „Doran”
a drużyną z Kołobrzegu. Królami
14
plaż została „Asekuracja”, tuż za
nią na podium stanął zespół z Kołobrzegu. Brązowe medale wywalczyli sobie ratownicy z Pogorzelicy
i Niechorza, a ostatnie miejsce zajęła grupa „Romulus”. Jedynym minusem tego wydarzenia był brak
oznakowania ratowników. – Oglądam te zawody już po raz piąty i zawsze pojawia się ten sam problem
– nie wiem, do jakich grup należą
zawodnicy, którzy akurat biegną.
Powinni mieć jakieś opaski lub kąpielówki w określonych kolorach
– powiedziała mi jedna z pań, która
oglądała, jak dwóch jej synów walczy o zwycięstwo. Nad organizacją XI Zawodów Ratownictwa Morskiego o Mistrzostwo Gminy Rewal
czuwał Referat Turystyki i Promocji,
a nagrodę ufundował Plus.
Zawody poprzedziła impreza pod
hasłem „Uśmiechnięte wakacje to
bezpieczne wakacje”, która miała
na celu udowodnienie ludziom, że
bezpieczeństwo powinni stawiać na
pierwszym miejscu. Wśród zaproszonych gości znaleźli się przedstawiciele Straży Gminnej i Straży
Granicznej w Rewalu, Komisariatu
Policji, Ochotniczej Straży Pożarnej
w Niechorzu oraz Ratownictwa
Wodnego „Asekuracja” z Sosnowca. Zawitał również Pan Uśmiech,
który był atrakcją tak samo dla dzieci, jak i dla dorosłych.
Okres wakacyjny to czas wyjazdów, urlopów, które niestety często kończą się wypadkami na drogach lub na kąpieliskach. Jedynie
od kwietnia do lipca na terenie całej Polski utonęło ponad 295 osób,
CO W REWALU?
w tym tylko w lipcu aż 130.
W okresie od stycznia do czerwca
doszło do 16 547 wypadków drogowych, w których 1 555 osób zginęło, a 20 531 osób odniosło obrażenia ciała. Dlatego tak ważne było to wydarzenie. – Mam nadzieję,
że ludzie zrozumieją, jak istotne
jest przestrzeganie przepisów drogowych i udzielanie pomocy poszkodowanym – powiedział jeden
z policjantów biorących udział
w pokazie sprzętu ratowniczego.
Można było też obejrzeć samochody z ich wyposażeniem, quady
i broń. Pojazdy wzbudziły zainteresowanie wśród turystów, którzy
z przyjemnością robili sobie pamiątkowe zdjęcia.
Podczas imprezy turyści i miejscowi mieli okazję skorzystać z symulatora dachowania, który został
udostępniony przez Wojewódzki
Ośrodek
Ruchu
Drogowego
w Szczecinie. Symulator został
stworzony by pomóc zrozumieć
skutki niezapinania pasów oraz
nieodpowiedniego zabezpieczenia
przedmiotów znajdujących się
w pojeźdźcie. Wszyscy odważni
mogli doświadczyć sytuacji dachowania i przekonać się, co wtedy
dzieje się z ciałem. Oczywiście dla
bezpieczeństwa korzystających
wóz obracał się powoli i na chwile
zatrzymywał się w pozycji obróconej do góry nogami. Miało to na
celu uświadomienie ludziom, że
zapinanie pasów może uratować
życie! Ratownicy wodni odpowiedzialni za plaże w Rewalu i Trzęsaczu pod dowództwem Krzysztofa Olkuszewskiego z sosnowieckiej firmy „Asekuracja” we współpracy z OSP w Niechorzu przeprowadzili profesjonalny pokaz pierwszej pomocy. Cieszył się on wielką
popularnością wśród przybyłych
na imprezę. Dla młodszych zostały przygotowane warsztaty przeprowadzone przez Pana Uśmiecha oraz animatorów „Wakacji za
jeden uśmiech”.
TEKST I ZDJĘCIA: PATRYCJA KAMIŃSKA
Wywiad z Andrzejem Soroko z firmy Sorba o supernowoczesnej łodzi
Whaly, jaką dysponować będą rewalscy ratownicy i Śląska Grupa
Powodziowa.
Olga Stokowiec: Jaką łodzią
jest Whaly?
Andrzej Soroko: To najnowszej
generacji łódź wykonana z polietylenu, wytrzymała na wszelkiego
rodzaju uszkodzenia. Nie wymaga
konserwacji ani malowania. Przeznaczona jest dla służb ratowniczych i przeciwpowodziowych.
Rozdarcie poszycia można zrepe-
rować nawet w piętnaście minut.
Wystarczy spawanie.
Whaly jest niezatapialny. Całkowicie zalany wciąż może utrzymać
ciężar czterech osób. O jego stabilności niech świadczy fakt, że na
burcie mogą stanąć dwie osoby,
a i tak się nie przewróci.
O. S.: Czy jest on już w użyciu?
A. S.: Tak. Użytkownicy chwalą
jego zwrotność i wytrzymałość.
O. S.: Ile kosztują takie łodzie?
A. S.: Nie jest to tani zakup. Sama skorupa kosztuje około dwunastu tysięcy złotych, natomiast
oprzyrządowanie, z nowoczesnym
dwusuwowym silnikiem to razem
koszt około czterdziestu ośmiu tysięcy złotych.
O. S.: Czy można powiedzieć,
że z takimi łodziami wszyscy turyści w nadmorskich kurortach
i powodzianie mogą czuć się
bezpiecznie?
A. S.: Jak najbardziej. Ta łódź
ma lepsze parametry wytrzymałościowe niż łodzie aluminiowe, poliestrowe oraz pontony.
O. S.: Whaly jest imponujący.
Szybki, zwrotny, stabilny. W każdym budzi się na jego widok marynarska żyłka. Jakie są wymagania, aby sterować łodzią?
A. S.: Bez żadnych uprawnień
można pływać łodzią nie dłuższą
niż dwanaście metrów, o mocy nie
większej niż dziesięć koni mechanicznych. Jeśli moc silnika jest
większa, potrzebny jest patent
sternika lub starszego sternika.
O. S.: Jak zdobyć takie uprawnienia?
A. S.: Trzeba ukończyć kurs, organizowany przez WOPR lub ekipę motorowodniaków. Szkolenie
zwykle trwa trzy tygodnie, zajęcia
praktyczne i teoretyczne odbywają
się w weekendy.
OLGA STOKOWIEC
Fot. Patrycja Kamińska
15
CZLOWIEK I NATURA
Ludzie morza
Rybak to człowiek, który żyje dzięki morzu i codziennie opuszcza ląd,
żeby po wielogodzinnej ciężkiej pracy powrócić ze świeżo złowionymi
rybami. Przez lata swojej pracy musi stawiać czoło zmęczeniu
i surowemu Bałtykowi. Jak ten ciężki i niebezpieczny zawód ich
kształtuje? Kim są, co myślą i co mówią o swojej pracy ludzie morza?
Blady nadmorski świt. Przystań
rybacka w Rewalu. Do lądu niespiesznie zbliża się żółty rybacki
kuter, na którego pokładzie trwają
ostatnie przygotowania do zejścia
na ląd. Łódź przybija do brzegu.
Samochód wciąga statek na brzeg.
Zmęczeni mężczyźni znoszą ryby
z pokładu i układają je na podstawionym wózku, ktoś wita się z żoną, jakiś rybak podnosi swoją małą
córeczkę, by pokazać, jak to jest
wewnątrz kutra. Na nabrzeżu zaczyna się ruch, turyści za kilka godzin obudzą się i pójdą do restauracji, by rozkoszować się smakiem
16
świeżego dorsza lub mintaja.
W Polsce znajduje sie obecnie 59
portów i przystani rybackich. Rybaków są tysiące, żyją głównie w małych miejscowościach. Czy mają jakieś cechy wspólne? – Na pewno
odwaga, muszą też być silni, sprawni, wreszcie – muszą po prostu
wstawać wcześnie rano – opowiada
Marta, młoda ekpsedientka ze
smażalni ryb.
Jak zostaje się człowiekiem morza? To zawód, do którego trzeba
mieć powołanie. Czasami jest to tradycja rodzinna, kiedy indziej pasja.
Tutaj nie ma etatu i urlopu. To pewien etos, głęboko powiązany
z szacunkiem do natury i tradycyjnych wartości takich jak honor, siła
czy przyjaźń. Pan Jerzy Gasicki pracuje jako rybak od ponad piędziesięciu lat. Zaczynał łowiąc zwyczajną
CZŁOWIEK I NATURA
wędką, nie mając żadnych tego typu
tradycji w rodzinie. Zna rybactwo od
podszewki. Zapytany, czy w Polsce
ten zawód ma przyszłość, odpowiada: – Oczywiście, że nie, zarówno
w Polsce, jak i na świecie jest to zawód wymierający. Zwiększa się popyt
na ryby, a każde morze ma określoną
wydajność biologiczną. Nie wiem czy
moje wnuki będą rybakami, może dla
nich po prostu tych ryb zabraknąć.
Ludzie morza nie jedno juz przeżyli,
ale dzisiaj muszą zmagać się nie tylko z wodami Bałtyku. Jak podaje
portal niezależna.pl, w liście do premiera Donalda Tuska przedstawiciele polskich rybaków apelują, by rząd
poskarżył się na europejskie rozpo-
rządzenie sprzed pięciu lat. Zakazało ono połowu dorsza na Bałtyku,
tymczasem polscy rybacy w 80 procentach żyją właśnie z tych połowów. Dokonywali ich mimo zakazu,
za co teraz grożą im wysokie kary finansowe. – Zakaz był absurdalny
i fikcyjny. Nikt na Bałtyku go nie przestrzegał – mówi Grzegorz Hałubek,
prezes Związku Rybaków Polskich.
Kiedy wokół jakiejś grupy zawodowej narastają tego typu problemy
trudno liczyć na wzrost zainteresowania dołączeniem do niej. Życie rybaka kręci sie wokół pogody i natury. Jest więc po pierwsze cykliczne,
to co robi rybak ściśle wiąże się
z porą roku. Po drugie zaś to czy rybak bedzie mógł wypłynąć w morze,
powrócić z odpowiednią liczbą ryb
czy po prostu powrócić do domu zawsze zależało od tego co dzieje się
na niebie. Dzisiaj, w XXI wieku, ry-
bacy nadal w dużej mierze polegają
na wyczuciu i szczęściu zarówno
w kwestii miejsca gdzie zarzuca się
sieci, jak i w przewidywaniu pogody.
To razem z drwalami, juhasami i myśliwymi jedna z ostatnich grup społecznych tak silnie powiązana z naturą. Ludzie morza całe życie staraja się ją poznać, co oczywiście przychodzi z czasem. Doświadczenie
jest u rybaków nadal niezwykle ważne, wiąże się z tym silny szacunek
dla starszych, bardziej doświadczonych. Rybacy pod wieloma względami są skarbnicą dawnych wartości i zasad, które dla ludzi żyjących
w poczuciu stałego zagrożenia są
nadal kluczowe.
Ich zawód jest trudny i niezbędny, wykonują go z poświęceniem,
często narażajac życie. Są archetypami mężczyzn, bo tego wymaga ta
praca. Żyją w symbiozie z naturą.
Wiele moglibyśmy się od nich nauczyć. Ludzie morza mogą być naprawdę dumni z tego, kim są.
RAFAŁ STANISZEWSZKI, CEZARY DUTKIEWICZ
Fot. Agata Zielińska
17
NA NIEPOGODĘ
Latarnie w miniaturze
Park Miniatur Latarni Morskich w Niechorzu to doskonałe miejsce
na spędzenie miłego, rodzinnego popołudnia. Jest dobre do zwiedzania
w każdą pogodę i w każdym wieku.
Wszystkie makiety wykonane są
z najwyższą dokładnością, każda
w skali 1:10. Jedynym oryginałem
jest bliza – żuraw, na którym
w dawnych czasach unoszono kosz
z ogniem, aby wskazywał żeglarzom ląd. Oprócz wspomnianej bli-
zy na terenie parku znajdują się inne ważne obiekty. Najwyższą latarnią w parku jest latarnia ze Świnoujścia. Makieta ma 6,8 metra, i budowało ją ośmiu modelarzy przez trzy
miesiące. Ciężka praca jednak się
opłaciła, latarnia wygląda naprawdę
imponująco. Najdroższym i największym modelem jest wart 350
tysięcy złotych obiekt z Kołobrzegu.
Na tej makiecie znajdują się nawet
tablice upamiętniające ofiary poległe w czasie II wojny światowej.
Najstarsza polska latarnia, z Przylądka Rozewie, także ma swój niechorzański odpowiednik. Jest i okaz
najnowocześniejszy, z Portu Północnego w Gdańsku.
Dobrze zaplanowane rozmieszczenie powoduje, że park zwiedza
się szybko i przyjemnie, słuchając
przewodnika. Taka wycieczka trwa
około godziny. Warto mieć ze sobą aparat, ponieważ zdjęcia naprawdę warto robić, a jest to nieodpłatne. Szczególnie warto sfotografować eksponat, który wyróżnia się na tle pozostałych. To dlatego, że związany jest bardziej
z chłodniejszymi rejonami. Jest to
latarnia „Arctowski” znajdująca się
na biegunie południowym i specjalnie przystosowana do pracy
w ciężkich warunkach. Została tak
nazwana od imienia sławnego polskiego geografa, geologa i podróżnika który wsławił się badaniami Antarktydy.
Modele wykonano według najnowszych metod. Materiały odporne są na oddziaływanie warunków
atmosferycznych oraz wiernie oddają rzeczywisty wygląd budowli.
Wszystkie elementy parku wykonane są z nadzwyczajną dokładnością i starannością. Z pewnością
spodoba się to osobom interesującym się modelarstwem. Trasa
zwiedzania przypomina polskie
wybrzeże, co dodatkowo dodaje
uroku temu niezwykłemu miejscu.
Park Miniatur to ciekawe miejsce, które wielu gościom, zwłaszcza tym młodszym, na długo zapadnie w pamięć. Warto odwiedzić je w wolnej chwili po to, by poznać polskie latarnie morskie oraz
miło spędzić czas w gronie najbliższej rodziny.
TEKST I FOTO: TOMASZ CHMIELEWSKI
18
MAGICZNE MIEJSCA
Różowa róża w morzu róż...
Na rewalskim deptaku można
kupić rzadkie okazy róż sprzedawane na deptaku. Niewątpliwie
mają w sobie swego rodzaju magię – od setek lat są ofiarowywane
jako dowód miłości, wdzięczności
i przywiązania zarówno kobietom,
jak i mężczyznom. Na miłośników
tych niezwykłych roślin i zakochanych czeka tuż za zatłoczonym
deptakiem czarujące miejsce.
Niedawno pewne małżeństwo
obchodziło tam uroczyście 50. rocznicę ślubu. Główną atrakcją alei Zakochanych – bo o niej właśnie mowa – są rzeźby słynnych par. Turyści licznie ją odwiedzają, żeby podziwiać kolejny symbol miłości, jaki
pojawił się w Rewalu. Wielkim zainteresowaniem cieszy się wciąż ławeczka, na której siedzą Romeo
i Julia. Zakochani dosiadają się
do szekspirowskich bohaterów, całują się, robią zdjęcia. Niektórzy
wierzą nawet, że odwiedziny w alei
Zakochanych mogą im przynieść
szczęście w miłości, bez względu,
czy już kogoś kochają, czy też dopiero czekają na wielkie uczucie.
Tydzień temu na alei pojawili się nowi mieszkańcy – bohaterowie książki Antoine’a de Saint – Exupéry. Autor pomysłu na wygląd figur Małego
Księcia i Róży, Rafał Nowak, został
wyłoniony w konkursie.
zobaczenia wielu prawie niespotykanych, pięknych gatunków róż.
Jest ich ponad sto, o różnych kolorach i rozmiarach. Pojedyncze kwiaty liczy się natomiast w tysiącach.
Jak można dowiedzieć się z tablicy
informacyjnej, kolory mają duże
znaczenie. Czerwony oznacza
na przykład wielką, silną miłość
i szacunek, biały jest symbolem czystości i niewinności, różowy – kobiecości i elegancji. Jak się okazuje,
wiele może powiedzieć ilość róż, jakie otrzymaliśmy. Jedna pokazuje,
że dla ofiarodawcy liczy się tylko obdarowany, podarowanie ośmiu
kwiatów mówi: „Nie mogę się
oprzeć!”, dwanaście wyraża uwielbienie wobec tego, komu dajemy róże, dwadzieścia ukazuje przeświadczenie ofiarodawcy, że on i osoba
obdarowana są sobie przeznaczeni,
natomiast cztery tuziny róż mówią
o prawdziwej, wielkiej miłości.
Gratka dla koneserów
Aleja Róż jest fascynującym
miejscem nie tylko dla zakochanych, lecz także dla miłośników
kwiatów. Rosną tam takie gatunki
jak wiśniowo – kremowe Nostalgie,
które po przekwitnięciu przybierają
ciemnozielony odcień, Sympathie
– jedne z najpiękniejszych róż pnących o niesamowitym, kształtnym
krzewie, czy też niepowtarzalne
Bernstein Rose – bursztynowożółte
kwiaty o delikatnym, ziołowym zapachu. Każda z nich jest piękna,
niezwykła, ma w sobie czar. Zapach
i aura, jakie roztaczają wokół siebie
tworzą na alei wspaniałą atmosferę.
To idealne miejsce na spacer, rozmyślania czy randkę.
Wymagające piękno
Aleja Róż przyciąga nie tylko turystów z Rewala, ale i okolicznych kurortów. Jak dowiedziałam się od kierownika Zieleni w Gminie Rewal,
Marioli Kwiatkowskiej, róże wymagają niezwykle wprawnej i troskliwej ręki. Pielęgnacja jest skomplikowana
i czasochłonna. Do zajmowania się
kwiatami z alei powstała nawet specjalna jednostka. Ich podlewanie,
nawożenie, pielenie czy konserwacja na okres zimowy to praca wykonywana przez wiele osób. Niewątpliwie jest to jednak coś, co się opłaca
– aleja Róż jest w tej chwili olbrzymią
atrakcją i przyciąga do Rewala setki
turystów. Trudno uwierzyć, że zarówno ona, jak i aleja Zakochanych
zostały założone niespełna trzy lata
temu. Takie musiało być przeznaczenie ulicy, która od chwili powstania kilkadziesiąt lat temu nosi nazwę
„Różana”, a stary, niemiecki budynek nazwano „Różanką”. Aleja Zakochanych zyskała zaś swą nazwę
dopiero wtedy, gdy kilka lat temu odsłonięto słynną ławeczkę, na jakiej
zasiadają Romeo i Julia. Patrząc
na nich wydaje się jednak, że są tam
już od wieków.
MARTA A. SAK
Fot. Patrycja Kamińska
Kolory i liczby mają znaczenie
Odwiedzenie alei Róż, która wyłania się spacerowiczom zza zakrętu, daje niepowtarzalną możliwość
19
HISTORIA
Nie wszystko
zabrało morze...
Ruiny kościoła
w Trzęsaczu to znana
i najbardziej
charakterystyczna atrakcja
turystyczna w okolicy.
Co tak naprawdę wiemy
o tym wyjątkowym na
skalę europejską zabytku?
Co stało się
z wyposażeniem dużego,
trzynawowego kościoła?
Sekrety kościoła w Trzęsaczu, odkrywa przed wami redakcja „Rewalacji”
Historia Kościoła
26 sierpnia 1874 roku przy trzęsackim ołtarzu po raz ostatni odprawiono Mszę Świętą. Było już wówczas wiadomo, że los kościoła jest
przesądzony. Pierwsze skrawki terenów ziemi przykościelnej zwaliły
się do morza w 1771 roku. W następnych latach kolejne płaty gruntu
osuwały się do Bałtyku. Mimo prób
zabezpieczenia terenu matami z faszyny, w 1900 odpadła cała ściana.
Do dziś ostała się zaledwie jedna,
stanowiąca piątą część budowli.
Mieszkańcy Trzęsacza zdawali sobie sprawę z konieczności budowy
kościoła, który mógłby zastąpić stary. W roku 1772 wystosowano w tej
20
sprawie pismo do króla pruskiego
Fryderyka II. Na decyzje w tej sprawie czekano sto siedem lat. Neogotycki kościół ukończono budowę 23
grudnia 1880 roku. W centum ołta-
rza znajdował się obraz przedstawiający ruiny pośród fal wzburzonego morza. Został on zabrany do Niemiec pod koniec II wojny światowej.
Znajduje się obecnie w kościele po-
PROBLEMY
jednania w Trawemünde – W 1945
roku, kiedy Niemcy się wycofywali,
ostrzeliwali wybrzeże, ponieważ wojska radzieckie szły w tym kierunku.
Na wieży widać zresztą przestrzeliny
od strony zachodniej – mówi nam
Szymon Finke, tutejszy kościelny
– To czego nie zniszczyła wojna, zostało pogrzebane przez nową, stalinowską władzę. W ramach walki
z kościołem w latach pięćdziesiątych
władze zasłaniając się odbudową
Warszawy podjęły akcje rozbiórki
około 600 kościołów położonych
wzdłóż Odry i brzegów Bałtyku
– opowiada kościelny. – Szło to tym
łatwiej, że te tereny były zasiedlone
przez ludność napływową, która nie
była tu głęboko zakorzeniona. Środek kościoła został rozerwany przez ciągnik z polecenia komunistów, runęły obie ściany
nawy głównej – Kościół na
dziesięciolecia
popadł
w ruinę. Do odbudowy
przystąpiono
dopiero
w 1998 roku, Trzęsacz stał
się mniejscem, w którym
obok siebie stały dwie
zrujnowane
świątynie.
Ofiary wojny i natury.
ołtarz neogotycki, tryptyk, epitafia
i rzeźby. Po zamknięciu kościoła
duża część bogactw wywieziono do
Kamienia Pomorskiego. Do dziś
w tamtejszej konkatedrze można
podziwiać polichromowane stalle.
Część skarbów wywieziono do
muzeów w Berlinie i Szczecinie.
Otwarty w 1880 roku kościół neogotycki otrzymał dużą część wyposażenia swojego poprzednika w tym barokowy ołtarz. Najlepszym przykładem
emigracji majątku kościoła jest zabytkowy tryptyk, który znajduje się obecnie w rewalskiej świątyni. To element
ołtarza głównego, którego nawy
boczne znajdują się obecnie na terenie Koszalina. Ciekawą kwestią jest
również sprawa dachówki ceramicznej i elementów drewnianych z samego kościoła. Nie wiadomo, czy do
dziś niektóre z tych elementów nie
służą okolicznym mieszkańcom.
Legendy
Morze pożerające ogromną budowlę to coś, co musiało budzić
emocje. Ludzie zaczęli poszukiwać
odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego? Istnieje wiele legend
związanych z zawalonym kościołem. Najpopularniejsza to ta mówiąca o złapanej przez rybaków córce
Posejdona, która umarła z tęsknoty
za domem. Jak wynika z opowieści,
bóg mórz postanowił wówczas wyrwać z lądu pochowane przy kościele ciało córki zabierając frag-
menty lądu. Tego typu legendy są tu
dość powszechnie znane, a wiele
tradycji ma lokalny, egzotyczny
charakter. Jednym z nadal kultywowanych zwyczajów jest to że pierwszą kąpiel w dostatecznie ciepłym
morzu odbywa sołtys wioski przewiązany... końską uprzężą. Miałaby
ona chronić go przed ewentualnym
atakiem morskich potworów. Kiedy
patrzy się na kilkunastometrowa
ściankę dawno nieistniejącego kościoła trudno uwierzyć, ile historii
się z nią wiąże. Kościół w Trzęsaczu nigdy się nie zawalił całkowicie,
rozproszony między Koszalinem
a Berlinem w wielu elementach żyje
do dziś, jego piękno nadal jest podziwiane. Przede wszystkim to doskonały przykład bezsilności człowieka wobec natury, pomnik potęgi
morza, dla którego trzeba mieć respekt. Stojącą alegorią historyczną
jest też „nowy” kościół w Trzęsaczu.
Podziurawiony przez niemieckie kule, nadszarpnięty wojną przetrwał
po to, by komuniści zniszczyli samo
jego serce- ołtarz, pozostawiając
tylko martwą skorupę. Budynek
wspólnym wysiłkiem podniesiono
z ruin. Mimo ciężkiego bagażu doswiadczeń i nadal widocznych ran,
służy wiernym.
Czy ten kościół nie jest pomnikiem wszystkich Polaków?
CEZARY DUTKIEWICZ, RAFAŁ STANISZEWSKI
Fot. Patrycja Kamińska, Agata Zielińska,
Maja Kosowska
Co zostało?
Co stało się z bogatym
wyposażeniem pierwszej
świątyni? Wewnątrz kościoła znajdowały się drogocennie zdobione: prospekt organowy, ambona,
21
LATAJĄCY PROBLEM
Lampiony
(nie)szczęścia
Jak małe iskierki szybują do nieba, płyną
po nim wysoko i na chwilę zamieniają się
w gwiazdy zdobiące firmament. Mają spełniać
marzenia, ale czy tak jest zawsze?
- Oby z tego szczęścia nie zrobiło
się nieszczęście. W lampionie jest
ogień, który pali się w sposób niekontrolowany. Zawirowania wiatru mogą
sprowadzić lampion nad teren zabudowany lub zalesiony, gdzie łatwo
wzniecić ogień – powiedział nam Leszek Kozłowski, komendant Straży
Gminnej w Rewalu.
Początki tej tradycji
Stara chińska legenda głosi, że
marzenia spełniają się, gdy lecą
do nieba. Lampiony, które przez większość ludzi nazywane są „lampionami
szczęścia”, pochodzą właśnie z Chin.
Znane są tam od setek lat i nazywane
Khom Loy. Na ich temat krąży wiele
historii. Według jednej z nich były one
używane do komunikacji i zwane
Kongming. Zgodnie z inną opowieścią
służyły jako narzędzie do sygnalizacji
używane przez armię.
Obyczaj a bezpieczeństwo
Wiele osób wpisuje swoje życzenia na lampionie wierząc, że kiedy
odleci do nieba, ich marzenie się
spełni. Zakochani robią to, by zapewnić się o wzajemnym uczuciu. Jednak
czy ludzie wypuszczający lampiony
zdają sobie sprawę, jakie to niebezpieczeństwo? Te latające obiekty,
które wśród większości turystów
wzbudzają zainteresowanie, powinny
spalić się w powietrzu, ponieważ wykonane są z papieru ryżowego i okręgu bambusowego. Zagrożenie może
stanowić jednak niepodlegający biodegradacji drucik, na którym mocuje
się wosk. Jak poinformował nas komendant rewalskiej Straży Gminnej,
22
osoby mieszkające na campingach
dzwonią na komendę, bojąc się
o własne życie. Dodaje, że gdyby wybuchł pożar (np. zapalił się namiot)
lub gdyby coś uległo zniszczeniu odpowiedzialność karną ponosi osoba
wypuszczająca tę latającą „lampę”.
– Kiedy szłam ulicą, nagle przede mną
spadła płonąca kostka od lampionu.
Gdybym szła szybciej, mogłabym dostać nią w stopy lub w głowę – mówi
nam jedna z napotkanych turystek.
Leszek Kozłowski opowiada nam
o przypadku, który miał miejsce tydzień temu. Pewien mężczyzna oglądał pokazy lampionów, gdy nagle jeden z nich zakręcił i wylądował bezpośrednio na dachu jego samochodu. Dopiero szybka reakcja właściciela pojazdu spowodowała, że płomień
został błyskawicznie ugaszony.
Czy ludzie to kupują?
– Lampiony dobrze się sprzedają. Czasem ci, którzy kupili jeden,
wracają po pięć lub sześć aby podarować je w prezencie swoim bliskim
– odpowiedziała nam sprzedawczyni. Potwierdzeniem jej słów są
conocne „pokazy” latających
obiektów. Ludzie nabywają je ze
względu na widowiskowy efekt
oraz niską cenę. Są one także dobrą alternatywą dla tradycyjnych
fajerwerków. Komendant Kozłowski przestrzega turystów i miejscowych aby nie puszczali do nieba
lampionów lub robili to z rozwagą.
– Gdyby nie fakt, że wiatr wieje dziś
w stronę Szwecji, nie dokonalibyśmy takiego zakupu – powiedziała
nam miła para z dzieckiem, która
jest świadoma skutków tego pięknego, aczkolwiek groźnego zjawiska. Przecież marzenia mogą spełnić się bez zbędnych przedmiotów,
a ludzkie życie jest ważniejsze.
PATRYCJA KAMIŃSKA
JOANNA KOŁECZKO
Fot. Patrycja Kamińska
PIESKIE ŻYCIE
Z psem na plażę?
Właściciele czworonogów mówią – TAK!
Coraz więcej turystów, planując
letni urlop, dzwoni wcześniej i pyta
czy może przyjechać z psem. Kiedy
słyszą, że wstęp z pupilami na plażę jest zakazany – rezygnują z wyjazdu. To się jednak powoli zmienia,
gdyż gminy dochodzą do wniosku,
że trzeba zadbać także o tych gości, którzy nie chcą na czas urlopu
porzucać swojego czworonoga.
Nadmorskie kurorty przepraszają
się z właścicielami psów. Jeśli nie
z przekonania, to z chęci pozyskania klienta. Pionierzy w tej dziedzinie podkreślają, że przed potrzebami własnych psów się nie ucieknie.
Są kraje, choćby skandynawskie,
gdzie w ogóle nie ma żadnych ograniczeń, poza tym, że właściciele są
odpowiedzialni, mają psy pod pełną
kontrolą i po nich sprzątają. Do takiego standardu dochodzi się latami. Czas popracować nad tym
w Polsce.
Turyści także wypowiedzieli się
na ten temat. Jedni uważają, że nie
powinni przyprowadzać psów
na plażę, ponieważ jest ona dla ludzi. – Moim zdaniem plaża to miejsce do wypoczynku. Nie wyobrażam
sobie sytuacji, kiedy leżę i nagle
obok mnie przebiega pies. To nieestetyczne – powiedziała Agnieszka
z Bytomia. Inni uznali, że nad wodę
można wybrać się ze swoim pupilem, ale z rozwagą, czyli trzymając
go na smyczy lub zakładając kaga-
niec, dbając również o środowisko
– sprzątając jego odchody. – W Polsce brakuje stref dla zwierząt, wtedy
ludzie i ich zwierzęta mieliby wspaniałe wakacje – wyznał Janusz, który wraz ze swoim owczarkiem przyjechał na wakacje.
„Strefy zwierząt” to miejsca wydzielone dla rodzin wypoczywających w towarzystwie swoich czworonogów. W Europie to codzienność – przykładem może być Francja, Włochy czy Chorwacja, gdzie
niemal każdy kurort ma taką plażę.
W Polsce wstęp na plażę z psami
w sezonie letnim jest zakazany
– zwykle od połowy maja do końca
września. Złamanie tego zakazu
grozi nawet 500-złotowym mandatem.
Miejsc, gdzie psy mogą plażować z właścicielami mimo wszystko
przybywa. Choć w Międzyzdrojach
nie ma psiej plaży, jest sąsiadujący
z nią specjalny psi wybieg. Podobnie jest tu, w Rewalu, gdzie właściciele psów mogą korzystać z około
100 metrów plaży za ostatnim zejściem. Są tam kosze na odpadki
oraz akcesoria potrzebne do sprzątania po zwierzętach. W Kołobrzegu już w tym roku miała działać pełnoprawna psia plaża, o którą zabiegano od lat, ale z powodu prac remontowych nie będzie to możliwe
w tym sezonie. Psie plaże mamy
także w Rowach, Gdyni, Świnoujściu, Kuźnicy i na Helu. Wszystkie
są wydzielone i leżą z dala od plaż
strzeżonych.
Polska nie jest jeszcze w czołówce miejsc przyjaznych zwierzętom,
ale wszystko się zmienia. Zaczynamy uwrażliwiać się na czworonogi,
rozumieć, że również zasługują
na szacunek, dlatego powinniśmy
wyznaczać więcej miejsc, gdzie nasi pupile będą mogli swobodnie biegać, szaleć i załatwiać swoje potrzeby.
MAJA KOSOWSKA
rys. Paweł Wakuła
Fot. Maja Kosowska
23
ŚWIEŻYM OKIEM
Kącik Wiedzy Bezużytecznej
W lustrze widzisz się pięć razy
bardziej atrakcyjnym niż naprawdę
jesteś.
***
Według badań przeprowadzonych przez Fairleigh Dickinson University z New Jersey, widzowie
konserwatywnego amerykańskiego
kanału informacyjnego Fox News
Channel są gorzej poinformowani
niż ludzie, którzy nie oglądają żadnych wiadomości.
***
Erytrofobia to lęk przed zaczerwienieniem się lub czerwonymi
przedmiotami.
***
W Syrii, Chinach, Wietnamie
i Iranie Facebook jest zablokowany.
***
Dawniej poniedziałki uważano
za niebezpieczny czas, który powinno się przeczekać. Z początkiem tygodnia nie wyruszano więc
w podróże i nie podejmowano realizacji ważnych czynności.
***
Dowiedziono, że słowa zawierające literę „K” śmieszą nas bardziej,
niż te bez niej.
***
W Północnej Karolinie zabronione jest oranie pola za pomocą
słonia.
***
W Watykanie na 1 km2 przypada
dwóch papieży.
***
Węgorz elektryczny, którego naładowane energią elektryczną ciało
posłużyło do włączenia świateł
24
na nowojorskiej Wystawie Światowej
w roku 1939, musiał zostać wpisany
na listę członków związku zawodowego elektryków, aby uniknąć naruszenia przepisów związkowych.
***
Podczas wyrywania brwi kobiety
często formują usta w literę „O”, aby
stłumić odruch mrugania.
***
Potrzeba około siedmiu godzin
ciągłego marszu, aby spalić kalorie
zawarte w dużej Coli, Big Macu
i porcji frytek.
***
Jeśli tajski policjant spóźni się
do pracy lub źle zaparkuje samochód, za karę musi przez jeden
dzień nosić różową bransoletkę
„Hello Kitty”.
***
Bardziej niż kawa, z rana pobudzają jabłka.
***
18 lutego 1997 roku przez 30 minut na Saharze padał śnieg.
***
Thomas Edison – wynalazca żarówki – bał się ciemności.
***
Nasze sny często przepełnione
są obcymi ludźmi. Nasz mózg tych
twarzy nie wymyśla, należą one
do osób, które już wcześniej widzieliśmy, choć możemy o tym nie pamiętać.
***
Żaden z Beatlesów nie potrafił
czytać nut.
***
Misie polarne są leworęczne.
***
Średnia długość naszych snów
wynosi zaledwie 23 sekund. Większość z nich zapominamy.
***
Rekord Guinnessa w najszybczej
jeździe na toalecie wynosi 75 km/h.
***
Na Olimpiadzie w 1920 roku organizatorzy nie mogli znaleźć hymnu reprezentacji Włoch, dlatego
w zamian odegrano „O sole mio”.
***
25% posiadaczy telefonów potrafi napisać SMS bez patrzenia
na klawiaturę.
PATRYCJA KAMIŃSKA
PRZEMEK SINKIEWICZ
Fot. internet
ROZRYWKA
Krzyżówka
Poziomo:
2. Wyspa położona na Archipelagu Indonezyjskim.
5. Często zostaje nakładany na lampę.
7. Na przykład (skrót)
8. W rękawie.
10. Butelka wódki jest...
11. Wartość, koszt...
12. Jemy nią zupę.
13. Na pastwisku, łaciata...
14. Zwierzę bardzo popularne na Wyżynie
Tybetańskiej.
15. Jest jak życie, trzeba jechać dalej, aby nie
spaść.
17. Żywa postać wieprzowiny.
Pionowo:
1. Zwierzę psowate, żyjące na Sawannie.
3. Do jedzenia, można na nim pływać.
4. Daje miód.
6. Można na nich grać, szarpać je, stracić i są
przekaźnikami.
9. Może cię uszczypnąć i można na niego
zachorować.
12. Władca Rosji dawniej
16. Inaczej potok.
18. Jest elementem perkusji.
19. Tworzą go dwie szyny...
20. Tata i ...
Litery z pól oznaczonych liczbami, ułożone w kolejności utworzą motto Johanna Wolfganga von Goethe
25
WRÓŻYMY Z FUSÓW
Baran (21.03-19.04)
Twoja siła i charyzma wzbudzą zainteresowanie
płci
przeciwnej. Nie obawiaj się mocnych
wrażeń. Pod koniec
tygodnia otwórz oczy: możliwa nieoczekiwana romantyczna randka,
którą zapamiętasz na długo.
Byk (20.04 – 22.05)
Poczujesz przypływ gotówki, musisz jednak uważać,
by wszystkiego nie
wydać w jedną noc.
W uczuciach różnie.
Twoja druga połówka może dostrzec Twoje największe wady i coś
może popsuć się między Wami.
Uważaj na cichych wielbicieli.
Bliźnięta (23.05-21.06)
Odnajdź w sobie
determinację i zapał
do pracy. Pokaż ludziom, że jesteś ambitny/a i potrafisz zawalczyć o to, co
ważne. Jeśli wywiążesz się z obowiązków, możesz liczyć na przypływ gotówki.
Rak (22.06 – 22.07)
W sprawach rodzinnych nie zawsze musi być kolorowo. Wkrótce może Cię spotkać przykra sytuacja z osobą bardzo Ci bliską. Ktoś kto potrzebował Twojej pomocy, odwdzięczy Ci się tak jak na to zasłużyłeś.
Niedługo poczujesz ugodzenie
strzały Amora.
Lew (23.07-23.08)
Rozmawiaj
z ludźmi, ciesz się
życiem. Nie zadręczaj się problemami
póki spędzasz czas
w gronie przyjaciół.
Dobrze będziesz wspominać to lato,
a nowo poznani ludzie będą dla Ciebie oparciem w trudnych chwilach.
Panna (24.08 – 22.09)
Już
niedługo
osiągniesz to na co
długo
pracujesz.
Przyda Ci się trochę
ruchu. Zostaw pilota
od
telewizora
w spokoju i wybierz się na wieczorny spacer. Być może spotkasz kogoś, kto już na zawsze zamiesza Ci
w głowie.
Waga (23.09-22.10)
Najważniejsza
jest dla Ciebie harmonia. Zawirowania
w życiu prywatnym
pozwoli przezwyciężyć wizyta w SPA.
Poświęć też czas na chwilę cichej
refleksji nad własnym życiem. Droga
Mleczna będzie miała Cię w opiece.
Skorpion (23.10 – 21.11)
Nie wtrącaj nosa
w nieswoje sprawy.
Zaufaj swojej drugiej
połówce. Daj jej trochę swobody. Przecież nie każdy będzie
chciał Ci odbić najważniejszą osobę.
W sprawach finansowych nie będzie
Ci się powodzić. Ktoś poprosi Cię
o pożyczkę, uważaj, bo możesz już
nie otrzymać pieniędzy z powrotem.
Strzelec (22.11-21.12)
Spotkanie w rodzinnym gronie skutecznie poprawi Ci
humor i doda energii
i sił do działania.
W miłości chwilowy
zastój, ale przecież niczego nie stracisz. Od połowy sierpnia nowe wyzwania we wszystkich sferach życia.
Koziorożec (22.12 – 19.01)
Nie przemęczaj
się. Wrzuć na luz.
Trochę swobody i zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Zabierz kumpli i idźcie na dyskotekę. Uważaj, by ktoś nie
podłożył Ci świni. W sprawach sercowych musisz trochę poczekać.
Wkrótce i Ciebie dopadnie Amor.
Wodnik (20.01-18.02)
Dobra passa Cię
nie ominie. Jeśli zastanawiasz się nad
powiększeniem rodziny, pomyśl o
kupnie... psa. Miej
oczy szeroko otwarte, nadarzy się
bowiem okazja do szybkiego pomnożenia swojego majątku...
Ryby (19.02 – 20.03)
Daj ponieść się
marzeniom. Wkrótce ktoś zabierze
Cię na romantyczną wycieczkę. Postaw wreszcie siebie na pierwszym miejscu. Nie zamartwiaj się wszystkimi wokół. Jakiś Skorpion może namieszać Ci
w głowie.
CBA – CUDOWNIE BEZBŁĘDNE ASTROLOŻKI
REKLAMA
26
Rys. Agnieszka Pukacz
HOROSKOP
WYŻYNY INTELEKTU
Złote myśli II turnusu obozu
dziennikarskiego „Potęga Prasy”
# Czasami dziennikarz wykonuje kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty.
# Trzymamy kciuka za Toma Cruise’a!
# Mikrofon lepiej działa, kiedy jest włączony.
# Nie ma lepszego miejsca na poezję niż radio.
# Mamusię oszukasz, tatusia oszukasz, nawet Pionka [szef
działu reklamy – przyp. red.] oszukasz... Ale życia nie oszukasz.
# Reportaż radiowy to literatura faktu, która nigdy nie została
napisana, ale od razu udźwiękowiona.
# U nas piosenek się nie puszcza, tylko emituje. Na naszym
obozie wszystko się emituje.
# Nie jest problemem napisać informację. Problemem jest ją
streścić.
# Czasami musimy mówić z głowy, czyli z niczego.
# Głos niesie za sobą wyobrażenie człowieka, który mówi.
# Nie spać, zwiedzać.
# Dokąd jedziemy na wycieczkę i dlaczego do Kołobrzegu?
# Dobry tekst to taki, który można skrócić o jedną trzecią.
ZEBRAŁA
OLGA STOKOWIEC
Fot. Olga Stokowiec, Agnieszka Ruta
27

Podobne dokumenty

Rewalacje - nr 6/2013

Rewalacje - nr 6/2013 w oceanarium, tłumaczy, że jest to związane z zamiłowaniem właściciela do tego typu zwierząt. Pomimo tej niespodzianki myślę, że warto odwiedzić rewalskie oceanarium dla samej tajemniczej atmosfery...

Bardziej szczegółowo