Usiadłam pewnego razu nad brzegiem rzeki... - P.Ł

Transkrypt

Usiadłam pewnego razu nad brzegiem rzeki... - P.Ł
Autor: P. Ł.
Usiadłam pewnego razu nad brzegiem rzeki. Przychodziłam tam często, aby odpocząć lub
przemyśleć różne ważne sprawy. Szum jej wody wyraźnie mnie uspokajał, a myśli płynęły
swobodnie i niczym nie zmącone wraz z jej wartkim nurtem. Tym razem było inaczej.
Czułam się zdenerwowana i niespokojna, ponieważ wiedziałam, że decyzja, którą mam
podjąć za chwilę będzie najważniejsza w moim życiu i zaważy nieodwracalnie nie tylko na
mojej przyszłości. To dziwne, ale czułam jakbym znała Cię już wcześniej. Jakbyśmy byli
sobie zapisani od początku istnienia świata. Pozwolisz, że zanim wyjaśnię motywy tej trudnej
decyzji, napiszę Ci trochę o sobie.
Nie pamiętam swojego dzieciństwa ani rodziców. Długo próbowałam rozwikłać tę tajemnicę,
ale do dziś nie wiem kim właściwie jestem i skąd pochodzę. Byli tacy, który chcieli mi w tym
pomóc. Jak się okazało – bezskutecznie. To sprawiało, że ludzie zawsze podchodzili do mnie
nieufnie i woleli zachować bezpieczny dystans. Odczuwałam boleśnie tą barierę, bowiem
zaczęłam po pewnym czasie tracić pewność siebie i z każdym dniem zamykałam się coraz
bardziej w sobie. Nie pomogły łzy, przekleństwa ani modlitwa. Ogarniał mnie coraz większy
strach przed utratą sił do walki o normalne życie. Byłam słaba, samotna i odrzucona przez
wszystkich, ostatecznie nawet przez samą siebie. W głowie nieustannie rozbrzmiewało tylko
jedno pytanie: „dlaczego mnie to wszystko spotyka??”. Utożsamiałam się z trędowatymi
wypędzonymi poza mury miast, egzystującymi w jaskiniach, czekającymi aż śmierć uwolni
ich od cierpień. Wiedziałam, że tylko oni byliby w stanie zrozumieć moje nieszczęście. Przez
pewien czas zakrywałam głowę kapturem, co początkowo przynosiło złudne poczucie
bezpieczeństwa i schronienie przed nieprzyjaznymi spojrzeniami, jednak nie mogłam uciec od
otaczających mnie „prześladowców”. Miałam wrażenie, że znikam w otchłaniach szaleństwa.
I stałoby się tak gdyby nie nastąpił pewien cud. Stanęłam oko w oko ze śmiercią. Miałam
wrażenie jakby czas nagle się zatrzymał. Spojrzałam w skalistą przepaść pod moimi stopami,
przekonana, że nadchodzi kres wszystkiego. Miałam opuścić ten okrutny świat, pełen
niesprawiedliwości i łez. Jednak poczułam ogromną chęć do życia. Było to największe
pragnienie, jakie kiedykolwiek doświadczyłam. Ktoś mnie wtedy ocalił i wskazał drogę, którą
już nie bałam się iść. Uwolniłam się od lęku, ale nie od samotności. To ona głównie
sprawiała, że przychodziłam nad rzekę.
Kiedy ujrzałam Cię po raz pierwszy, miałeś 15 lat. Patrzyłeś takim rozmarzonym, dziecięcym
jeszcze wzrokiem, otoczony kochającą rodziną żyłeś bez trosk i nie myślałeś zbyt wiele
o przyszłości. Nie wiedziałeś, że obserwuję Cię od dłuższego czasu. Niezauważalna zbliżałam
się z każdym dniem, aż wreszcie zdałeś sobie sprawę z mojej obecności. Z ogromnym trudem
przychodziło Ci oswojenie się z tą myślą. Nie chciałeś mnie wtedy poznać, a ja nie
pozwalałam o sobie zapomnieć. Wielu wokół pytało Cię o mnie, ponieważ nie dało się mnie
nie zauważyć. Kim ona jest? Od dawna się znacie? Krótkie pytania, na które nikt nie uzyskał
odpowiedzi. Nie umiałeś z nimi rozmawiać. Wolałeś tych, co udawali, że nie widzą.
Postanowiłeś oderwać mnie od siebie siłą. Dużo Cię to kosztowało bólu. Rany stawały się
tym głębsze, im brutalniej mnie traktowałeś. Już wtedy wiedziałeś, że jestem delikatna
i wrażliwa. Lubię wszystko co łagodne i czyste… Zrozumiałeś wtedy, że musisz poznać mój
charakter, a jedynym sposobem była obserwacja moich reakcji. Zauważyłeś co się ze mną
dzieje, gdy zapominasz o mnie. Czerwienię się cała ze złości i obrażam się na długo, dopóki
znów się mną zainteresujesz. Powoli mój nastrój zaczyna wtedy się poprawiać. Załagodzić
mogłeś mnie na wiele sposobów, ale kluczem była zawsze systematyczność. Często się
buntowałeś, że jestem taka wymagająca dla Ciebie i oczekuję zbyt wiele. Chciałeś żyć swoim
życiem bez moich nakazów i zakazów. Doskonale to rozumiałam, jednak nie mogłam
postępować wbrew swojej naturze. Czasami mam wrażenie jakby sposób na opanowanie
mojego trudnego charakteru zawierał się w jednym wzorze, który można udowodnić metodą
prób i błędów. Każdy musi sam opracować taki wzór, a później zacząć go stosować. Trwa to
czasem bardzo długo, ale zawsze warto, czego jesteś najlepszym przykładem. Stałeś się dla
mnie czuły i poświęcałeś mi coraz więcej swojego czasu. Uwielbiałam tamte kąpiele w słonej
wodzie, po których otulona w miękki szlafrok czekałam kiedy moje ciało pokryje cienka
warstwa pachnącego olejku. Wspaniale gotowałeś myśląc o moich upodobaniach. Przestałeś
też palić i zacząłeś dbać o swoje zdrowie, co mnie bardzo ucieszyło. Wiesz też jak
reagowałam na Twoje wyjazdy. Gdy nie było Cię długo w domu tęskniłam i nie mogłam
w żaden sposób się uspokoić. Dopiero Tobie udawało się to, kiedy pojawiałeś się w drzwiach,
a ja tonęłam w Twoich uściskach. Zauważyłeś jak bardzo zmieniłeś się od kiedy zaczęliśmy
się poznawać. Stałeś się odważny, męski i w niczym nie przypominałeś już tamtego
zagubionego chłopca, jakim byłeś, gdy nasze drogi połączyły się. Nauczyłeś się pokonywać
swoje słabości i tworzyć od nowa swój charakter. Chociaż czeka Cię jeszcze mnóstwo pracy
myślę, że wiele już udało Ci się osiągnąć. Decyzja, którą podjęłam tam nad rzeką była trudna,
ponieważ wiedziałam ile będzie kogoś to kosztowało.
Postanowiłam wtedy związać się z kimś na całe życie. Zaufać mu i trwać przy nim po ostatni
dzień. Szukałam długo tej właściwej osoby. Chłopaka, który potrzebował kogoś takiego jak ja
– nauczycielki wytrwałości i ponoszenia codziennego trudu w walce z przeciwnościami losu.
Znalazłam Cię w końcu i jestem dziś szczęśliwa. Cieszę się, że udało nam się znaleźć
wspólny język i wspólny cel, że nauczyliśmy się dostrzegać wzajemne potrzeby i dbać o nie
każdego dnia. W naszym zasięgu są rzeczy, których osobno nie zrealizowalibyśmy nigdy.
Czasami, gdy coś tracimy czujemy, że zamykają nam się przed oczami drzwi i nie ma już
możliwości i sensu podążać dalej. Nie dostrzegamy, że jednocześnie pojawiły się inne, może
trudniejsze drogi. Ktoś kiedyś powiedział, że „Pan Bóg, gdy zamyka drzwi, zawsze zostawia
otwarte okna”. Nie odbierajmy sobie nadziei i szukajmy takich okien zawsze, gdy pojawiają
się przeszkody „nie do przezwyciężenia”. Może to one są naszymi schodami do Raju, których
właśnie szukamy…

Podobne dokumenty