[…] Po pewnym czasie wszyscy Hamerowie, a za nimi biali
Transkrypt
[…] Po pewnym czasie wszyscy Hamerowie, a za nimi biali
[…] Po pewnym czasie wszyscy Hamerowie, a za nimi biali obserwatorzy, ruszyli w poprzek koryta rzeki, wspięli się na skarpę i zaczęli zmierzać ku polanie wśród ostrych akacjowych krzewów. Za chwilę na polanę wprowadzono dorodne, pięknie odżywione byki. Kobiety, trzęsąc dzwoneczkami przymocowanymi do nóg, dmąc w swe trąbki i gwizdki, śpiewając, zawodząc i podskakując, zaczęły okrążać stado coraz ciaśniej, dezorientując bydło i jednocześnie zbijając je w coraz ciaśniejszą gromadę. W tym samym czasie do jednego z najważniejszych momentów w swym życiu szykował się główny bohater dnia. Ów młodzieniec dorósł właśnie do tego, by skoczyć, czy też raczej trzykrotnie przejść po posmarowanych masłem grzbietach byków. Przez ostatnie trzy miesiące żywił się tylko mlekiem i miodem, żyjąc z dala od swojej wioski. Po takiej diecie stał się niezwykle szczupły, wręcz chudy, a utrata wagi niewątpliwie sprzyjała wykonaniu stresującego zadania, jakie przed nim stało. Na jego twarzy malował się wyraz najwyższego skupienia. Koledzy z wioski odprawiali nad nim modły, być może też udzielali mu rad lub pocieszali w godzinie próby. Nawiasem mówiąc, na tę szczególną okazję wszyscy mężczyźni odświętnie umalowali swe ciała białą, czerwoną i brązową farbką. Jednocześnie kilku Hamerów ustawiło rzędem byki. Zrobili to w sposób, który z jednej strony budził podziw dla ich opanowania i odwagi, a z drugiej – obrońców praw zwierząt doprowadziłby zapewne do szału. Jeden Hamer trzymał bowiem byka za ogon, a drugi… za język! W ten sposób biedne zwierzę zostało praktycznie unieruchomione, a najmniejsza próba wyrwania się powodowała ból. Toteż potężne – a czasem wręcz groźne – byki stały teraz potulnie jak baranki. Już ostatnie sekundy przed skokiem. Mężczyzna zrzucił z siebie ubranie, maksymalnie się skoncentrował i… ruszył. Wskoczył na grzbiet pierwszego byka, przeszedł po kolejnych, zeskoczył. Pierwsze podejście zaliczone. I znów to samo. Jest! Dwukrotnie mu się udało; czy uda się i za trzecim razem? Sekunda skupienia i ruszył. Brawo! Trzy razy przeszedł po grzbietach byków i tym samym zdał test męskości! Teraz na dziewięć dni musi zniknąć w buszu i nikomu nie wolno go zobaczyć. Potem zaś będzie mógł zamieszkać w wiosce i ożenić się ze swą wybranką. Przy wiwatach i oklaskach wszystkich zebranych odchodzi dumny, choć też i zmęczony. Oto nowy wojownik hamerski. Ale co by się stało, gdyby mu się nie powiodło? Okryłby hańbą całą swą rodzinę – aż do następnego razu. I, rzecz jasna, zasłużyłby na karę. Lecz twarde i harde kobiety Hamerów są zbyt dumne, by taki wstyd okrył ich synów, mężów czy braci. Dlatego wolą raczej przejąć na siebie ciężar kary. Właśnie z tego powodu są bite i dlatego chcą, by je bito. Wyrażają w ten sposób dumę i przynależność do rodu. Swoim śpiewem i zachęcaniem do chłosty dodają także odwagi bohaterowi dnia – ukuli – pokazując mu, z jak mężnego rodu i plemienia pochodzi. Przynajmniej w ten sposób nam to wyjaśniono. Ceremonia zakończona. Pora wracać na kemping. Jedyne, czego szkoda, to fakt, że coraz bardziej tego typu afrykańskie (i pewnie nie tylko) uroczystości, zasadniczo przecież szczere i nie organizowane na pokaz, zamieniają się w komercyjny show, cepelię. Po pierwsze, starszyzna plemienna ustala wcale niemałe stawki za robienie zdjęć i filmowanie (na szczęście nie za samo przebywanie na ceremonii). Zanim więc zbyt ochoczo wycelujesz obiektyw aparatu czy kamery na te pobrużdżone ranami i bliznami plecy Hamerki czy pomalowane ciało Hamera – zastanów się. I broń Boże nie próbuj fotografować czy filmować samej starszyzny!