W gminie Kościerzyna s. 6–15
Transkrypt
W gminie Kościerzyna s. 6–15 Bòżé Dzecąteczkò, Królu, Panie nasz! Czemù tak zjiszczoną môłą gąbkã môsz? Twòjã chwałã wszãdze głoszą, Wszëtcë ò mir w swiece proszą, Të gò lëdzóm dôsz! Léón Roppel, „Nad mòrzã, północą (Kaszëbskô kòlãda)” Z leżnoscë latosëch Gòdów wszëtczim najim PT Czëtińcóm żëczimë miru, jaczégò baro brëkùje dzysdniowi swiat i jaczi je pòtrzébny kòżdémù człowiekòwi. Jak napisôł kaszëbsczi pòéta, mòże gò dac lëdzóm to môłé Dzecã, co sã rodzy w betlejemsczim kùmkù. I prawie taczi mir – dzecny, cëchi i nafùlowóny dowiérnotą do jinëch – niech towarzi Wama òb gòdnikòwé swiãta i całi 2016 rok. Redakcjowé Kòlegium i redakcjô cządnika „Pomerania” Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska W NUMERZE: W3 NUMERZE: Pozostaniemy dłużnikami I–VIII NAJÔ ÙCZBA Łukasz Grzędzicki Opowieść o losach Polski 63 Złoté piôsczi pòd Kòscérzną Krzysztof Korda Pioter Léssnawa Od konnych 85 Rëbôk dëchtomnibusów jak gbùr do Pesa Duo SławomirLewandowski Andrzéj Kraùze, Łukôsz Zołtkòwsczi Teatr Szekspirowski z widokiem na gwiazdy 108 Na gbùrstwie GrażynaAntoniewicz Wiktoriô Kòzykòwskô 12 już w budowie 10 Obwodnica Jubilatka Politechnika Sławomir Lewandowski MartaSzagżdowicz 14 11 Rozwij je widzec pò lëdzach Kaszëbizna w stolëcë ZkgKatarzëną Knopik gôdelë Adóm Hébel i Marta Miszczôk 12 Kaszubi w Gdańsku. Gdańsk stolicą Kaszub? – 16 Królewiónka raz jeszcze! w mòrsczim gardze DM JózefBorzyszkowski 17 Gorycz prezydenckiego Działo się w Gdańsku weta Łukasz Grzędzicki TeresaJuńska-Subocz 18 ù Méstra –Jana. Jón Gleinert Trepczik 18 Zéńdzenia Pòmión skòwrónka Renata w ùbecczich zôpiskach do 1956 r. (dz. 7) TómkFópka Słôwk Fòrmella 20 Ożywiają przeszłość 20 Gawędy o ludziach i książkach. Kosmos MarekAdamkowicz a mrówka Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona 22 Stanisław Salmonowicz StanisłôwJanke 22 Idea polskiego kolonializmu na wybranych 23 przykładach Na zdrowié wejrowsczich szewców (cz. 2) prasy międzywojennej rd Schmandt Piotr 27 o samotności, czyli „Nora” 24 Opowiastka Tacewnô pòzwa „Grif ”. Wòjcech Czedrowsczi w papiorach bezpieczi (dz. 2) (cz. 2) wychodzi w morze Salińskiego SłôwkFòrmella Paulina Kalbarczyk 26 Łezka Zapachy czyli o Coco Chanel 30 sięmieszane, w oku kręci ZStanisławSalmonowicz Weroniką Korthals-Tartas rozmawiał Stanisław Janke 28 Młodokaszuba, żołnierz, starosta (cz. 1) MarianHirsz 32 Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Ùczba 49 Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch 30 Na kùńc Eùropë i jesz dali… 34 Gdańsk mniej znany. Szlakiem Pomorskiej ZTomaszãPlichtãgôdôDarkMajkòwsczi Kolei Metropolitalnej ÙczbaSzagżdowicz 37. Kaszëbsczi króm 32 Marta RómanDrzéżdżón,DanutaPioch 34 Terpy stworzyły Fryzów JacekBorkowicz 35 Faktów sã nie zmieniwô, faktë sã kòmentérëje Najô Léssnawa Ùczba I–VIIIPioter 35 ZJôpołudnia. jem kòmédiantã 38 Powroty z zapomnienia ZeZbigniewãJankòwsczimgôdôStanisłôwJanke Kazimierz Ostrowski Dzień Edukacji, po naszamu Uczby 39 Kilkaset metrówczyli do podróży w czasie, czyli kulisy MariaPająkowska-Kensik odtwórstwa historycznego Maciej Krajewski 39 Mirosława Möller Szkoła 42 Zrozumieć Mazury. Rybaczenie Waldemar Mierzwa 40 „Gdynia” w Holandii 44 Kaszubi na Pomorzu Zachodnim na przestrzeni AndrzejBusler wieków (cz. 5) Żyją w niewygasłej pamięci 42 Zygmunt Szultka KazimierzOstrowski 48 Droga ku pamięci Żëją wRogenbuk niewëgasłi pamiãcë 42 Maria Tłóm.DanutaPioch 50 Długe góny Kociewia Biég za zdrowim 44 Maria Pająkowska-Kensik BògumiłaCërockô 51 Fenomen pomorskości. Lewant i Maszrek Wiérztą żëcé pisóné 46 Jacek Borkowicz MayaGielniak,tłóm.BòżenaÙgòwskô 52 Witôjkôj, Dzecã Bòżé! Chcemë pòkòlãdowac? Zrozumieć Mazury. Pobożność 48 Tomôsz Fópka WaldemarMierzwa 54 Môłé je wiôldżé 50 Red. Z drugiej ręki 55 51 59 53 57 61 67 59 Lektury Listy Szkólny Lektury Róman Drzéżdżón Pamiętajmy o Żeromskim – piewcy morza Klëka JerzyNacel Sëchim pãkã ùszłé. Dzecno do mie mówi Pusta noc w Kanadzie Tómk Fópka AleksandraKurowska-Susdorf 68 Z bùtna. Julis 62 Rómk Klëka Drzéżdżónk 66 X Konkurs „Moja pomorska rodzina” KrzysztofKowalkowski Òbkłôdka III Mòje serakòjsczé miesące Jarosłôw Kroplewsczi 67 Po czim pòznac artistã TómkFópka 68 Pëlckòwsczi meloman RómkDrzéżdżónk POMERANIA GÒDNIK 2015 POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Od redaktora W październiku redakcja „Pomeranii” wspólnie z Biurem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego zorganizowała kolejne, ósme już spotkania i warsztaty dla osób piszących po kaszubsku. Tym razem poznawaliśmy interesujących ludzi i ciekawe miejsca w gminie Kościerzyna. Byliśmy oczywiście we wdzydzkim Muzeum – Kaszubskim Parku Etnograficznym, gdzie już za pół roku spotkamy się na Zjeździe Kaszubów. Zainteresowało nas też kilka zakładów zatrudniających okolicznych mieszkańców. Większość artykułów, jakie powstały podczas tych spotkań, proponujemy naszym Czytelnikom w tym numerze „Pomeranii”. A za udział w warsztatach dziękujemy nie tylko tym dziennikarzom, którzy – jak Mariusz Szmidka czy Piotr Dziekanowski – pracują w różnych mediach od wielu lat, ale również początkującym na tej drodze uczniom z liceów ogólnokształcących w Kościerzynie i Brusach oraz z pelplińskiego Collegium Marianum. Jak przystało na grudzień, nie zabraknie też akcentów świątecznych. Tym razem przede wszystkim muzycznych. O swojej płycie z kolędami opowiedziała nam piosenkarka Weronika Korthals-Tartas, a Tomasz Fopke wskazuje, gdzie szukać kaszubskich utworów związanych z Bożym Narodzeniem. Takie informacje zapewne przydadzą się naszym Czytelnikom. A zatem życzymy Państwu miłej lektury oraz pięknego śpiewania w rodzinnym (a może szerszym) gronie nie tylko w tym wyjątkowym czasie Gòdów. Dariusz Majkowski ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Piotr Machola (redaktor techniczny) Marika Jocz (Najô Ùczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Janke Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski NA OKŁADCE PRENUMERATA Pomerania z dostawą do domu! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected] • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 2 Wdzydzki skansen z lotu ptaka Fot. ze zbiorów gminy Kościerzyna WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK Wydawnictwo Bernardinum Sp. z o.o. ul. Bpa Dominika 11 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 LUDZIE Pozostaniemy dłużnikami Fenomen trwania i przetrwania Kaszubów na południowym brzegu Bałtyku nie jest rezultatem szczęśliwego zbiegu okoliczności czy darem łaskawej historii. Dobrze wiemy, że historia nie szczędziła naszej społeczności dramatycznych doświadczeń, że niejednokrotnie byliśmy na krawędzi niebytu. Kaszubi obronili jednak swój matecznik, swoje siedziby na Pomorzu, przetrwali ciężkie próby XX w. Jeżeli więc istniejemy dziś jako wspólnota i rozwijamy swój region, to przede wszystkim dzięki aktywnej postawie wobec życia, które niosło przeróżne zagrożenia, ale i szanse. Nie byłoby to możliwe bez wszczepionego w pomorski kod kulturowy ideału pracy organicznej. Społecznicy tworzący ruch kaszubsko-pomorski przez lata konsekwentnie i nie bez osobistych wyrzeczeń przekładali go na język praktyki. Etos odpowiedzialności za Kaszuby i Pomorze pchał ich do działania na płaszczyźnie naukowej, politycznej, społecznej, kulturalnej i gospodarczej. To poczucie powinności nigdy nie było i niestety nie jest powszechne, ale na szczęście mieliśmy i mamy wśród nas osoby, które twórczo na nie odpowiadają i budują materialny oraz duchowy dorobek naszej społeczności, a tym samym i Polski. Do tych osób z całą pewnością należą Jan Wyrowiński i prof. Edmund Wittbrodt. Szkoda, że po wielu latach pracy w polskim parlamencie, gdzie byli ostoją nieczęsto tam spotykanego profesjonalizmu i trzeźwego realizmu, postanowili zrezygnować z aktywnego uczestnictwa w polityce i nie kandydować w tegorocznych wyborach parlamentarnych. Ale cieszy nas ich deklaracja, że oto teraz będą mogli jeszcze więcej czasu poświęcić pracy społecznej (w tym w szeregach Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego), bo doświadczenie, jakim dysponują, jest nieocenionym zasobem dla ruchu kaszubsko-pomorskiego. Przyglądając się szerokiej aktywności publicznej zarówno prof. E. Wittbrodta, jak i J. Wyrowińskiego, zaprezentowanej w wielkim skrócie i uproszczeniu w opublikowanych poniżej biogramach, łatwo zauważyć, że urodzeni w okresie powojennym (obaj rocznik 1947) na przeciwległych częściach Kaszub byli dziećmi w momencie krystalizowania się w 1956 r. idei Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. W dorosłym życiu włączyli się niezwykle aktywnie w kształtowanie tego środowiska, należąc do jego liderów i co niezwykle ważne, w praktyce wydatnie przyczyniali się do osiągania przez nie wyznaczonych celów. Od lat priorytetem jest dla nas zachowanie języka kaszubskiego i uzyskanie wsparcia ze strony władz publicznych w tym zadaniu. Czy zatem bez wieloletniego zaangażowania Wyrowińskiego w latach 90. w prace sejmowej Komisji Mniejszości i wsparcia Wittbrodta jako ministra edukacji oraz zaangażowania ich obu w wypracowanie warunków do stworzenia ustawy o języku regionalnym kilkadziesiąt tysięcy młodych Pomorzan uczyłoby się języka kaszubskiego w szkołach? Po dwudziestu latach nauczanie kaszubskiego to nie sensacja, ale normalność – proces ten nie był jednak samoczynny, za jego przeprowadzeniem stoi praca konkretnych ludzi. Albo czy możliwe byłoby bez wieloletniego zaangażowania Jana Wyrowińskiego i Edmunda Wittbrodta oraz jeszcze kilku liderów kaszubsko-pomorskich powstanie samorządów regionalnych i zjednoczenie Kaszub, wbrew niektórym środowiskom, w jednym województwie pomorskim? Idealizm i życiowy realizm wsparty inżynierskim podejściem okazał się skuteczną odpowiedzią na wyzwania czasów. Warto o tym pamiętać. Tego wymaga przyzwoitość. Odejście z Senatu RP prof. E. Wittbrodta i J. Wyrowińskiego to strata dla polskiego parlamentaryzmu. Za wykonaną przez nich solidną i rzetelną pracę pozostanie ich dłużnikiem także środowisko Zrzeszenia. Nadarza się dziś okazja, aby im podziękować za dotychczasowe zaangażowanie. Przypuszczam jednak, że żaden z nich spłaty tego długu nie będzie dochodził, a co więcej liczymy na ich wsparcie w naszych zrzeszeniowych działaniach, bo jeszcze, jak zawsze, wiele zostało do zrobienia. Łukasz Grzędzicki Jan Wyrowiński Urodził się w 1947 r. w Brusach w rodzinie od pokoleń mieszkającej na południu Kaszub. Jest absolwentem LO im. Filomatów Pomorskich w Chojnicach. W 1971 r. ukończył automatykę przemysłową na Politechnice Gdańskiej. Już na studiach angażował się w działalność społeczną, m.in. w Zrzeszeniu Studentów Polskich Politechniki Gdańskiej, był starostą roku, członkiem władz Parlamentu Studentów, uczestnikiem wydarzeń marca 68. Po studiach zamieszkał w Toruniu. W latach 1971–1992 pracował POMERANIA GÒDNIK 2015 w Resortowym Ośrodku Badawczo-Rozwojowym Automatyki „Chemoautomatyka” przy Zakładach Włókien Chemicznych „Elana” w Toruniu. Już w latach siedemdziesiątych, kiedy programowanie komputerowe dla wielu Polaków było terminem znanym tylko z powieści science-fiction, Wyrowiński razem z włoskimi specjalistami wdrażał w „Elanie” jeden z pierwszych w Polsce systemów sterowania komputerowego procesem chemicznym. W 1979 r. ukończył studia podyplomowe 3 LUDZIE Fot. ze zbiorów J.W. komputerowego sterowania obiektami przemysłowymi na Politechnice Warszawskiej. Jan Wyrowiński zapisał chlubną kartę jako działacz opozycji demokratycznej w PRL, animator życia społeczno-kulturalnego na Pomorzu i kompetentny parlamentarzysta III Rzeczpospolitej. Związany z kształtującym się w Toruniu w latach 70. środowiskiem antykomunistycznym, stał się jednym z jego liderów. Działał w toruńskim Klubie Inteligencji Katolickiej, którego przez pewien okres był wiceprezesem. Wraz z żoną Anną (cenioną w Toruniu lekarką-pediatrą) w swoim mieszkaniu organizowali zebrania struktur opozycji demokratycznej, m.in. spotkania z członkami Wolnych Związków Zawodowych. Za swoją działalność społeczno-polityczną był wielokrotnie zatrzymywany i poddawany rewizjom. Zaraz po podpisaniu Porozumień Sierpniowych w 1980 r. zaangażował się w tworzenie toruńskich struktur NSZZ „Solidarność”. Publikował m.in. w niezależnym piśmie „Wolne Słowo”. W marcu 1981 r. współorganizował toruński Komitet Obrony Więzionych za Przekonania i był sygnatariuszem deklaracji ideowej Klubu Samorządnej Rzeczpospolitej Wolność – Sprawiedliwość – Niepodległość. W kwietniu 1981 r. zakładał Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie w Toruniu, a w kolejnych latach działał w Zarządzie Głównym ZKP. Po ogłoszeniu stanu wojennego internowany w Potulicach (14 grudnia1981 – 31 marca 1982), a następnie w Strzebielinku (do 30 kwietnia 1982). Od połowy lat 80. był jednym z najbliższych współpracowników Elżbiety Zawadzkiej „Zo” (jedynej kobiety wśród cichociemnych). Założony przez nich przy toruńskim oddziale ZKP Klub Historyczny koncentrował się na popularyzacji 4 działalności na Pomorzu w okresie II wojny światowej struktur AK i TOW „Gryf Pomorski”. Klub okazał się zalążkiem powołanej w 1990 r. Fundacji Archiwum Pomorskie Armii Krajowej. W okresie PRL i po jego upadku Jan Wyrowiński przyczynił się do powstania w regionie licznych upamiętnień ruchu oporu antyhitlerowskiego. Inicjował powstanie różnych organizacji ekologicznych i współzakładał toruński oddział Klubu Myśli Politycznej „Dziekania”. 4 czerwca 1989 r. Jan Wyrowiński został wybrany posłem z okręgu toruńskiego z listy Komitetu Obywatelskiego Solidarność. Będąc posłem w latach 1989–2001, dużą wagę przywiązywał do swojej pracy w Komisji Samorządu Terytorialnego, Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych oraz Komisji Przekształceń Własnościowych. Rzetelna praca przy projektach ustaw dotyczących zmian w gospodarce pozwoliła Wyrowińskiemu na wyrobienie sobie i w otoczeniu, i w mediach dobrej opinii. Tygodnik „Polityka” lokował go wśród najlepszych posłów, a jedna z dziennikarek RMF stwierdzała: Najbardziej pracowity i rzetelny poseł sejmowej komisji skarbu. Może niezbyt efektowny, lecz czy nie na takich opokach opiera się polska racja stanu? Bardzo angażował się w reformę samorządu terytorialnego i tworzenie samorządowych województw. Będąc posłem, pozostawał bardzo aktywny w działalności społecznej, m.in. w latach 1994–98 pełnił funkcję prezesa Zarządu Głównego ZKP. W 2002 r. kandydował na prezydenta Torunia (uzyskał 48% głosów). W 2005 r. został posłem z listy Platformy Obywatelskiej, a od 2007 r. był senatorem i szefem senackiej Komisji Gospodarki Narodowej. Po ponownym wyborze na senatora w latach 2011– –2015 piastował funkcję wicemarszałka Senatu RP. W trakcie tej kadencji zapowiedział, że nie będzie kandydował w następnych wyborach parlamentarnych. Tak uzasadniał swoją decyzję: coraz gorzej się czułem w tej zmediatyzowanej polityce. Obecnie coraz mniej znaczy to, co człowiek ma do powiedzenia, a coraz więcej to, jak mówi, jak potrafi dopiec drugiemu. To jest, niestety, recepta na sukces. Być może krótkoterminowy, ale jednak. Warto przytoczyć fragment wywiadu udzielonego przez Jana Wyrowińskiemu jednemu z ogólnopolskich dzienników: [Pytanie dziennikarza] Nigdy nie ukrywał pan, że jest Kaszubą. Ale mocno angażuje się pan w to, co się dzieje w Toruniu. Zabiegał pan o budowę pomnika Piłsudskiego, składa pan kwiaty pod tablicą upamiętniającą zniszczoną synagogę przy ul. Szczytnej. [Odpowiedź Wyrowińskiego] Jest jeszcze jeden bardzo ważny dla mnie pomnik – pierwszego wojewody pomorskiego Stefana Łaszewskiego, który Niemcy zniszczyli w czasie II wojny światowej. Ufundował go wojewoda Stanisław Wachowiak sumptem wszystkich gmin pomorskich. Uważałem, że z wielu powodów należy przywrócić obelisk w takim kształcie, w jakim był zaprojektowany. Dla mnie to było ważne, siedziało to we mnie i chciałem to jakoś zrealizować. Udało się i poczytuję to sobie za sukces. To jest element mojego myślenia o historii. Takie znaki są potrzebne, to jest coś, co pomaga podtrzymywać świadomość, skąd jesteśmy. A Toruń jest dla mnie bardzo ważnym miastem, jednym z najważniejszych w życiu. W zasadzie są cztery takie miasta: Chojnice, gdzie kończyłem liceum. Później Gdańsk, miasto studiów i doświadczeń formacyjnych – tam przeżyłem wydarzenia marcowe i tragiczny grudzień. Toruń i ostatnie Chełmno. Wszystko to jest Pomorze i całe jest dla mnie bardzo ważne. Najpierw się czuję Kaszubą, potem Pomorzaninem, następnie Polakiem i Europejczykiem. POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 LUDZIE Edmund Wittbrodt Urodził się w 1947 r. w Rumi w powiecie wejherowskim. Pochodzi z rodziny od pokoleń zakorzenionej na północy Kaszub. Ukończył Technikum Mechaniczno-Elektryczne w Gdańsku, a następnie podjął studia na Politechnice Gdańskiej. Tej uczelni Edmund Wittbrodt pozostał wierny do dziś, a dzięki swojej pracy przyczynił się do budowy jej pozycji w Polsce i Europie. Bezpośrednio po studiach podjął pracę na Wydziale Budowy Maszyn Politechniki Gdańskiej, w 1972 r. uzyskał tytuł doktora, w 1983 r. doktora habilitowanego, w 1991 r. profesora nadzwyczajnego, a w 1996 r. profesora zwyczajnego. Odbył staż naukowy na University of Wales (Wielka Brytania, rok akademicki1976–77) i wykładał jako visiting professor w USA, RFN, Francji, Belgii, Szwecji, Danii, Grecji i Szwajcarii. Specjalizuje się w eksploatacji i budowie maszyn, mechanice teoretycznej i stosowanej, dynamice układów mechanicznych, automatyce, robotyce i biomechanice. Do jego dorobku naukowego zalicza się m.in. 25 monografii i skryptów oraz ponad 220 innych publikacji naukowych. Uczestniczył w realizacji więcej niż 120 opracowań dla przemysłu i prowadził liczne projekty badawcze. Prof. Wittbrodt ma także osiągnięcia w pracy dydaktycznej: wypromował wielu inżynierów i 7 doktorów. Jest współautorem oryginalnej polskiej metody obliczeniowej, tzw. metody sztywnych elementów skończonych, i autorem hybrydowej metody sztywnych i odkształconych elementów skończonych. Pełnił ważne funkcje we władzach Politechniki Gdańskiej: w latach 1984–87 prodziekana i dziekana Wydziału Budowy Maszyn, od 1991 r. kierownika Katedry Mechaniki i Wytrzymałości Materiałów (dziś to Katedra Mechaniki i Mechatroniki). W latach 1990–96 (przez dwie kadencje) był rektorem Politechniki Gdańskiej (został nim, mając 42 lata) i przewodniczył Radzie Rektorów Pomorza Nadwiślańskiego. W latach 1994–96 przewodniczył Konferencji Rektorów Polskich Uczelni Technicznych. Uczestniczył w pracach wielu krajowych i międzynarodowych organizacji naukowych. Poza ponadczterdziestoletnią już pracą zawodową na Politechnice Gdańskiej prof. Edmund Wittbrodt aktywnie angażuje się w życie polityczne i społeczne Pomorza i Polski. W 1993 r. z ramienia komitetu wyborczego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego ubiegał się o mandat senatora. W skład Senatu RP wszedł 4 lata później, kandydując z ramienia Akcji Wyborczej Solidarność. W izbie wyższej parlamentu zasiadał przez kolejne 18 lat (1997–2015), pełniąc ważne funkcje państwowe. Był przewodniczącym senackiej Komisji Nauki i Edukacji Narodowej, a w latach 2000–2001 ministrem edukacji narodowej i szkolnictwa wyższego (w rządzie Jerzego Buzka). Prof. Wittbrodt w latach 1997–2001 przewodniczył polskiej delegacji na Konferencji Parlamentarnej Państw Morza Bałtyckiego. Przez wiele lat był członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, gdzie m.in. zainicjował i sprawozdawał przyjęte przez nią rezolucje dotyczące sytuacji młodej kadry naukowej. W latach 2002–2003 jako jeden z trzech reprezentantów Polski wchodził w skład Konwentu Europejskiego opracowującego Konstytucję Unii Europejskiej (ostatecznie nie została przyjęta, ale niektóre jej rozwiązania zostały uwzględnione w traktacie lizbońskim). POMERANIA GÒDNIK 2015 Fot. S. Lewandowski W latach 2007–2015 był przewodniczącym senackiej Komisji Spraw Unii Europejskiej. W 2015 r. prof. Wittbrodt postanowił wycofać się z pracy parlamentarnej i nie ubiegać się o mandat senatora. Od wielu lat prof. Edmund Wittbrodt należy do Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Współzakładał Instytut Kaszubski i pełnił różne funkcje w jego władzach. W latach 1995–1998 był przewodniczącym Rady Programowej Komitetu Obchodów Tysiąclecia Gdańska, a obecnie przewodniczy Radzie Fundacji Gdańskiej. W 2004 był inicjatorem powołania i współzałożycielem Rumskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Obecnie pełni funkcję przewodniczącego Rady Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie. Za swoje dokonania na polu działalności publicznej otrzymał wiele wyróżnień, w tym m.in. w 1998 r. honorowe obywatelstwo Rumi, w 2005 r. tytuł Zasłużony dla Powiatu Wejherowskiego, a w 2013 r. Medal św. Wojciecha. Jak odnotowały media, prof. Wittbrodt pytany przez prof. Henryka Krawczyka (obecnego rektora Politechniki Gdańskiej) o receptę na sukces odpowiedział: Potrzebna jest pracowitość i konsekwencja w działaniu, a nade wszystko umiejętność pracy zespołowej i dobra organizacja czasu pracy. 5 GÒSPÒDARZENIÉ Złoté piôsczi pòd Kòscérzną Pò rekùltiwacje drãgò zmerkac, że chtos niedôwno kòpôł tuwò czis PIOTER LÉSSNAWA Baro mòżlëwé, że pòd aùtostradą A1 je piôsk òd naju, a na gwës bãdze pòd òkrãżnicą Kòscérznë i téż w czile jinszich placach na Kaszëbach i Pòmòrzim – gôdô nama Riszard Bùrandt z zarządu spółczi „Kruszywa Polskie” S.A. Firma zarządzywô cziskùlą w Rëbôkach kòl Kòscérznë – jedną z nôwikszich na Pòmòrzim. Cziskùla w Rëbôkach jidze ju wnetka na trzecé pòkòlenié. Wëdobëcé zaczãło sã w 1968 rokù i warô do dzysô. Zakłôd dôwô robòtã dlô wiãcy jak 60 sztëk lëdzy – mieszkańców òkòlégò: Kòscérznë, Rëbôków, Wąglëkòjc, Sëcowi Hëtë czë Łubianë. Cziskùla wëdobiwô 1 mln ton krusziwa òb rok. Drëdżi milión – leno bazaltu – drëdżi zakłôd firmë, jaczi je w Lesny na Dólnym Szląskù. Ale më òstóniemë na Kaszëbach. W Rëbôkach produkùje sã czisë – grëbi òd 2 do 8 mm, òd 8 do 16, òd 16 do 32 i jesz grëbszi. Do tegò są jesz drobné piôsczi ò rozmajitëch frakcjach – òd 0 do 3 mm i téż tzw. łómóné frakcje – mieszónczi i grësë. Naji produktë służą m.jin. do wërô bianiô betonu (na przëmiôr czisë), są wëz wëskiwóné do produkcje pòlbrukù a téż bùdowlany chemie (drobny piôsk), m.jin. mùrarsczich zaprawów naji gwôsny marczi Sandberg. W sëchi fòrmie mòżna téż wëzwëskac naji produktë do piôskòwaniô stalë – dolmaczi R. Bùrandt. 6 Kùli je piôskù w piôskù? Złożé „Rëbôczi VI” mô pónkt piôskòwi 75%. Òznôczô to, że 75% ùróbkù to richtich piôsk. Reszta to czisë i kamë – to, co je pò prôwdze wôrtné i co firma przedôwô. Piôsk jak nôbarżi téż, równak w wiele mniészi wielënie. Je òn wëzwëskiwóny do rekùltiwacje i do twòrzeniô rzmów. Ale ò tim za sztócëk. Firma „Kruszywa Polskie” S.A. dzejô dzysô ju na szóstim złożu, jaczé nazéwô sã prosto – „Rëbôczi VI”. Rechùje sã, że parłãczno mô wiãcy jak 100 hektarów, a sygnie jesz na wiãcy jak 20 lat robòtë. Ale równak na tim sã swiat nie kùńczi – dodôwô Bùrandt, jaczi pòkazëje nama wërobiszcze. Prawie dérëje dłudżi i drãdżi proces biôtczi ò pòstãpną kòncesjã – na złożé w Czãstkòwie. Nen pòkłôd téż je wiô ldżi na kòle 100 hektarów i rechùjemë, że mòże tam bëc nawetka 20 mln ton krusziwa, co sygnie na pòstãpnëch 20 lat robòtë. Równak bãdzemë mòglë wiãcy ò tim rzeknąc, czej mdzemë mielë papiór w gróscë. Je głosno, ale mùszimë sã dogadac Ni ma co wiele cëganic – wëdobëcé krusziwa i produkcjô wszelejaczich frakcjów je sparłãczonô z wiôldżim trzôskã, a w lëfce je widzec piôskòwą dôkã, jakô sôdô na wszëtczim jasno-bruną wiôrsztą. Dlô mieszkańców gwësno je to problem, ale równak ni mómë z tim jiwrów. A jeżlë taczé bëłë, to mielë jesmë starã je rozrzeszëc – dolmaczi nôleżnik zarządu spółczi „Kruszywa Polskie”S.A. Wkół Rëbôków i w sami wsë je wiele wczasowëch òstrzódków, jaczé przëjimają letników. Z nima téż mùszelë jesmë sã dogadac – dodôwô. Mùszimë ze sobą gadac, kòmùnikòwac – to nôwôżniészô sprawa. I ùdało sã nama stwòrzëc taczé warënczi, żebë wszëtcë abò wnet wszëtcë bëlë rôd. Na przëmiôr òb czas latnëch feriów nie zapùszczómë maszinów ò 6 z rena i nie robimë w sobòtë. Mieszkańcowie téż są tak pò prôwdze przënãcony do tegò, że mają taczégò sąsada. Pò pierszé – dlôte, że nen sąsôd je tu wnet 50 lat, a pò drëdzé dlôte, że dôwô jima robòtã. Bëlno sã dogôdiwómë wnet ze wszëtczima. Riszard Bùrandt gôdô „wnet”, bò czësto jinaczi wëzdrzi gôdka z cëzyń cama, jaczi wkół Rëbôków abò w sami wsë kùpilë zemiã, wëbùdowelë dodomë abò chòc latné domczi i chcą miec tam swój sztëczk raju na Zemi. Në a jeżlë za miedzą chtos tłëcze kamë, to mùszi duńc do zwadë. Grëpa „procëmników” nie je wiôlgô, ale je. Nie czëjemë z jich starnë jaczis zagrôżbë, ale wiémë, że mùszimë czedës sã dogadac – jistno jak z òstrzódkama wczasowima. Móm wiarã, że tak bãdze – dodôwô Bùrandt. A òglowò, jak sã żëje górnikóm na Kaszëbach? – pitómë. Ni mómë taczich ruchnów, jak ti górnicë na Szląskù – na przëmiôr na Barbórkã – smieje sã naji prowadnik pò rëbacczi cziskùlë. Niejedny gôdają: Co z waji za górnicë, czej nie kòpieta pòd POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 GÒSPÒDARZENIÉ zemią? A równak jesmë górnikama i to samò prawò tikô sã jich i naju. Rekùltiwacjô i dba ò nôtërã Kòl 75% ùróbkù to òdpadowi piôsk, jaczégò w całoscë nie zùżiwómë, a mùszimë gò jakòs wëzwëskac. To prawie z niegò robimë rzmë, òd jaczich zaczinómë rekùltiwacjã – wëjasniwô Bùrandt. Jak wëdrzi całi proces? Nôprzód trzeba piôsk zwiezc w jeden plac. Pòtemù przëjéżdżiwô cãżczi sprzãt i sztôłtëje teren tak, jak mô òn wëz drzec. Na tak zrobiony rzmie kładze sã hùmùs i tej, tak pò prôwdze, je ju zrëchtowóny plac, na jaczim mòżna zôs sadzëc drzewa. To robią lesny. Tu – na wërobiszczu pò złożu „Rëbôczi II pòle C”, gdze terô jesmë, móme do rekùltiwacje kòle piãc hektarów. A za nama je ju 200 hektarów, jaczé móme ju „òddóny nôtërze”. Nie je to nasza zemia. Leno jã pachtëjemë òd Państwòwëch Lasów. A w dogôdënkù dzerżawë je zapisóné, że jak skùńczimë eksploatacjã złożô, mùszimë je doprowadzëc do stanu sprzed zaczãcô robòtów. Wôżné je, żebë miec – jesz przed rekùltiwacją – ùdbóny czerënk. „Kruszywa Polskie”S.A. jidą w czerënkù lesno-wòdnym. Stądka na przëmiôr w placach rekùltiwacje pòjôwiają są môłé wòdné zbiérniczi, jaczé pòwstôwają dzãka gruńtowim wòdóm. To zbògacywô strzodowiszcze. Zwie rzãta mają wòdã do picô, zwikszô sã wielëna roscënów, a téż ògniarze mògą wëzwëskiwac wòdã do swòjich akcjów – dodôwô nasz rozmòwnik. Òkróm rekùltiwacje firma mùszi òpasowac na to, co rosce w òbéńdze złóż. Na przëmiôr na pòkładze „Rëbôczi II pòle C” béł widłak jałówcowati. Në i trzeba bëło òstawic kãpã ti ro scënë wnet na samim westrzódkù wërobiszcza, cobë ji nie zniszczëc. Jidze nowé – bioaktiwny wëpełniwôcz pòlimerowëch masów Drãgô przezwa, ale je to najô, czësto gwôsnô ùdba. Nôkrodzy gôdającë – skłôdają sã na to dwa ôrtë piôskù, wapiennô mączka i nanokrzemiónka srébra. Je to sëchi pich i dopiérze òstatny òdbiérca dodôwô do niegò pòlimerową żëwicã. Z tegò pòwstôwô masa, z jaczi wëléwô sã pòsadzczi POMERANIA GÒDNIK 2015 – mòcniészô i cwiardszô jak betonowô. Przede wszëtczim nowi produkt firmë z Rëbôków mô dzejac procëm grzëbóm i wilgòcë. Rechùjeme, że mdze wëzwëskóny w taczich bùdinkach, jak szpitale, produkcjowé hale, ale téż mòżna gò bãdze stosowac w chëczach – dolmaczi R. Bùrandt. Naji produkt je móderny i tak pò prôwdze dopiérze zaczinómë wëchadac z nim do lëdzy i firmów – nie wiémë jesz, czë sã przëjimnie, ale jesmë dobri dbë. *** Jeżlë jidze ò samò wëdobëcé czë produkcjã czisu – je to nasze codniowé dzejanié. Nick nowégò ju tuwò nie wëmëslimë, nick nowégò nie òdkrëjemë. Mòżemë le módernizowac to, co ju mómë. Terô na przikłôd twòrzimë nową produkcjową lëniã do mùrarsczich zôprawów, na jaczi robòtë bãdą ùkładac miechë na drzewianëch palétach – gôdô nôleżnik zarządu pòdjimiznë „Kruszywa Polskie”. A zaczinelë jesmë òd jedny stôri lënie, jakô bëła zrobionô pò prôwdze przez nas samëch. A dzysô gònimë Eùropã – dodôwô. Òdj. P. Léssnawa Tekst je brzadã pòtkaniów dlô piszącëch pò kaszëbskù, jaczé òdbëłë sã 9-10 rujana w Wąglëkòjcach. Òstałë òne ùdëtkòwioné przez Minystra Administracje i Cyfrizacje. 7 GÒSPÒDARZENIÉ Rëbôk dëcht jak gbùr Rëbacczé Zakładë „Wdzydze” zajimają sã chòwã pstrągów, karpów i jasotrów. Ze słëchającëch jima jezorów łowią wiele jinëch gatënków rëbów. Mają téż starã ò zarëbianié òkòlnëch wòdów. Pòdjimizna wcyg sã rozwijô, ale jiwrów, z jaczima mùszi sã biôtkòwac, je wierã corôz wiãcy. A N D R Z É J K R AÙ Z E , ŁU KÔ S Z ZO ŁT KÒ W S C Z I Wszëtkò chce swòjégò Przëwitôł naju robòtnik z Kòscérznë, chtëren prawie czëscył spadłé lëstë z kratë na dopłiwie wòdë do stawów chòwù rëbów w Grzëbòwsczim Młë nie. Wòdë je baro mało, a mùszi sygnąc dlô trzënôsce stawów z pstrągã, karpã i jasotrã. W całi Pòlsce latos je sëszô. Te błotka, plëtnice i môłé stawiczi w òkò lim są ju wëschłé. To wierã ze trzë lata mùszałobë padac – gôdô wasta Mark Igel. Wszëtcë gôdają, że më wiôldżé pieniądze zarôbiómë, a to doch je blós dwa dni przed gòdnikòwima swiãtama, a rëbã mùszi chòwac całi rok – pò czasu pòdczorchiwô. Przeńdzemë sã, pòkôżã naje gòs pòdarstwò – zachãcywô nasz roz pòwiôdôcz. Zdrzëta, tu më òdnôwiómë halã, wëlãgarniã narëbkù brzónë (Coregonus lavaretus, pòl. sieja) i karpa, chtërnyma bãdą pózni zarëbiony jezora w òkòlim. A terô jidzemë do naju wãdzarni – zdrzëta, jak to wszëtkò tu je zòrganizowóné, tu më wãdzymë na cepło, a tu pózni rëbë mùszą wisec, cobë òne wëschłë i swòjã soczëznã ùchòwałë. Wszëtkò chce swòjégò – wëjasniwô z ùsmiechã robòtnik. Papiorów jak wòdë Ò tim, jaczé są jiwrë Rëbacczich Zakładów „Wdzydze” i jak òglowò wëzdrzi jich dzejanié, kôrbilësmë z Jerzim Słomińsczim, zastãpcą direktora. Zakładë mają kòl 3 tës. ha, pòwstałë na spòdlim państwòwi firmë (Państwòwé 8 Òbiekt w Grzëbòwsczim Młinie widzóny òd stronë stawów Gòspòdarstwo Rëbacczé we Gduńskù Rëbacczi Zakłôd Wdzydze) w 1992 r., a swòjã robòcą dzejnotã zaczãłë rok pózni. Òdtądka minãło 23 lata. W tim czasu zmieniło sã wiele i nié tak wiele. Chów rëbów wnetka ten sóm, ale wszelejaczich papiorów wiãcy jak wòdë we wdzydzczich jezorach. Mómë rozmajité kòntrole tikającé zarëbieniô, gòspòdarzeniô, z Państwòwi Weterinarijny Inspekcje, a téż nasze, bënowé, do te jesz doszmërgnąc fakturë i zamówienia. Je nad czim sedzec – gôdô direktor Słomińsczi. Dzys zakładë mają 4 òbiektë: w Skò rzewie, Grzëbòwsczim Młënie, Rudze i Stôwiskach, na chtërnëch ùdostôwô sã geneticzny materiôł m.jin.: szczëczi, pstrąga, brzónë, mòrénczi (Coregonus albula, pòl. sielawa), a téż karpa. Do te pòłôwiają jinszé rëbë na jezorach i ù se przedôwają. Mùszã wspòmnąc, że ùdostôwómë wnetka 1/3 jikrë brzónë w Pòlsce. W ùszłim rokù bëło to 10 mln, z czegò 7–8 mln trafiało do zarëbieniô – klarëje direktor ë za sztót dodôwô – robòta je przë tim môchnistô i brëkùje wiele czasu. Dzysdnia zajimómë òsmënôsce robòtników. Przë chòwie rib trza chòdzëc wnetka jak gbùr, chtëren dozérô swòjégò pòla. I tak jak òn z czasã nabiérô doswiôdczeniô, tak téż rëbôk mùszi przerobic nié blós jeden, ale czile sezonów, bë pòznac swòjã robòtã. To nié leno wpùszczëc rëbë. Mùsz je dawac na nie bôczenié, robic rozmajité badania, a te pò wstąpieniu do POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 GÒSPÒDARZENIÉ Eùropejsczi Ùnie są baro rigòristiczné i skómplikòwóné. To bë nie bëło mòżlëwé bez bëlnëch prôcowników. Òpasowac mùszi, czë ni ma rozmajitëch bakteriów abò cëzożiwców. Mómë wòdë òtemkłé i nie je mòżlëwé, żebë przed jednyma i drëdżima sã ùstrzéc. Tu brëkòwnô je profilaktika, czasã szczepienia. Czej np. cëzożiwców je mało, rëbë same są w sztądze so z nima pòradzëc, atakòwóné są le słabé i chòré sztëczi. Czej je jich wiãcy, tej rëbë są wëchùdłé, mają anemiã. Do nôczãscy wëstãpùjącëch cëzożiwców nôleżą rëbiô spléwka i kùlorzãsek. Ten òstatny pòjôwiô sã, czej je hëc. A latos ù nas nie felowało gòrącëch dni. Òdczëlë to nié leno gbùrzë. I je jesz dzejanié człowieka i zwierząt...– pòmalë òbjasniwô Jerzi Słomińsczi. Szëplarze i wëdrë… We wdzydzczich zakładach czasã, czej padô chòc gòdzënã, trzeba spùszczac wòdã. W nym rokù òd Jastrów ni mù szelësmë ji zrzucac ani razu. Niechtërne zbiérniczi bëłë zalóné w 50%, a jinszé nót bëło do czësta òpróżnic – cëchò òpòwiôdô direktor, òb chwilã sã zastanôwiô a tej chùtkò, wërazno dodôwô – mô to swój cësk na terôczasną prizã rëbë. Pòlsczégò karpa mô bëc wiele mni, a do te mdze nawetka 30% drogszi. Sëszô to równak nié nôgòrszé, co mòże bëc w rëbacczim gòspòdarzenim. To nawetka nié ti, chtërny wëbiérają rëbë ë niszczą sécë. To wszëtkò je do strzimaniô, jich je corôz mni. Gòrszé są zwierzãta. Òd wiele lat prôwdzëwą zgrëzotã mómë z szëplarzama. Mëszlã, że tëch ptôchów je ù nas kòl tësąc. Jeżlë kòżdi z nich zjé chòc kòl kilo rib, to je to tona òb dzéń! A łowi òn brzónã, mòrénkã czë wãgòrza, dlô nas baro wôrtné rëbë. Czasã dostôwómë pòzwòlenié na òdstrzél 50 sztëk ptôchów. Le co to je. Jak to gôdają naji robòtnicë: „Ta òdrëbnica ju stoji, co człowiek zarëbi, to òna òdrëbi” – gôdô Słomińsczi. Jiwer je téż z wëdrą, chtërna zjô dô kòl trzech kilo rib na dzéń. W òkò lim zbiérników Rëbacczich Zakładów mô bëc cos kòl 200 pôr. To nick nadzwëkòwégò, że jidą tam, gdze czëją wiele jôdë. Pòza jinszima rëbama wëjôdają nam jezórną troc. Mómë starã ò to, bë dospòrzãdzëc ji w najich jezorach, bò to gatënk, chtëren òd wiedna tuwò béł. Jakò firma nick z tegò ni mómë. Robimë POMERANIA GÒDNIK 2015 Môłé jasotrë szukają jestkù na dnie Pstrądżi żdają na fùter to jakno wòlontariat. Równak w wikszim dzélu nikwi to wszëtkò nama wëdra – klarëje direktor „Wdzydzów”. A dze jinszé ptôchë, a bòbrë... Wiôldżi jiwer je téż z miastowima lëdzama, chtërny kùpilë dzél parcelë nad jezorã i òdgrôdzają sã gromistima płotama baro czãsto wchôdającyma w jezoro, bùdëją chëczë, z chtërnëch wszëtkò... jidze do pòblësczi wòdë. Przë rëbaczenim jiwrów je wiele, zrozmienié w ùrzãdach nijak nié tak wiôldżé, a wzątkù chcałobë sã wiãcy. Tak czë tak rëbôków mòrsczich czë na jezorach cos cygnie do negò szëmù, cos cygnie Kaszëbów do wòdë... Òdj. A. Kraùze, Ł. Zołtkòwsczi Tekst je brzadã pòtkaniów dlô piszącëch pò kaszëbskù, jaczé òdbëłë sã 9-10 rujana w Wąglëkòjcach. Òstałë òne ùdëtkòwioné przez Minystra Administracje i Cyfrizacje. 9 LËDZE Na gbùrstwie Wcësnioné midzë Wdą a ji dopłiwã Debrzënką sedzą Wąglëkòjce. Gòspòdarzi na nich m.jin. Jan Bùrandt z białką. WIKTORIÔ KÒZYKÒWSKÔ Chto z Kòscérznë jedze do Wdzydz, przemërgô przez Wąglëkòjce. Szasé krący sã lasama. Tec samô wies wkół mô pòla, łączi i błotka. Jinaczi jak sąsadze òd skansenu, Wąglëkòjce pò sezonie nie jidą spac jaż do zymkù. Pewno temu, że turistika je tu le dodôwkã. Chòc dzysô gbùrzenié téż nie wëdôwô sã drżéniã miestny ekònomie, më ùdbelë pòznac jednégò z òstatnëch lëdzy, jaczi żëje tu leno z zemi. We wsë mómë le dwùch taczich – klarëjë nama Jan Bùrandt. Prôwdac swòje hektarë òrzą i jinszi mieszkańcowie, ale òkróm tegò robią téż gdze jindze: w fabrikach, krómach, ùrzãdach abò grzëbòwsczim czerpiskù. Jesz wiãkszé je karno tëch, co pòla nawetka ni mają. 10 Bùrandcë mieszkają w westrzódkù Wąglëkòjc. Zazérómë do nich. Jan Bùrandt dostôł gbùrstwò w spôd kòwiznie pò swòjim òjcu, chtëren, jesz przed wòjną, pòstawił bùdink, w jaczim dzysô witają nas kawą i kùchã. Në kò historiô Bùrandtów w Wąglëkòjcach rozpòczãła sã przed tim czasã, czej stark wastë Jana – Émil – przecygnął z Gòstomiô. Jegò białka Berta ju tu mieszkała. Jak nama dopòwiôdô gòspòdôrz, przódk Emila przëjachôł na Kaszëbë jaż z Brandenbùrgie. Gbùrzenié w nëch piôszczëstëch stronach nie jidze letkò. Tu je dobrze, czej w nocë padô, a w dzéń słuńce swiécy – gôdô Jan Bùrandt. Wedle bònitacje to gruńt szósti klasë. Piérwi bëła to klasa 6Z, ale dało sã przëprawic na 6 – òbjasniwô nasz gòspòdôrz. Do grëpë Bùrandcë mają 23 ha – pòla, lasë, łączi. Seją żëto, lëpin (zwóny tuwò ùpinã), zaradelã, sadzą bùlwë. Z chòwë trzimią pôrã sztëk bëdła, kùrë. Krótkò bùdinków roscą jabłónczi. Òb lato przedôwają mlékò, jaja, twôróg, smiotanã. Òbrodnosc latoségò rokù zabrała sëszô. Cepło i mało deszczu nôlepi dało widzec w Debrzënce. W tim rokù wòda w ni nie płënie. Wasta Jan wdarziwô sobie, że za jegò żëcô rzéczka wëschnãła ju dwa razë. Mielë jesmë nôdzejã, że wrócy – wzdichô gbùr. Wspòminô pòtemù, jak za dzecnëch lat czãsto łapôł reczi. Gôdô, że wiedno dôł radã jich ùzbierac całi wãbórk. Do dzysô pamiãtô ból, chtëren sprawiło mù ùszczipniãcé jednégò òd nich. Na reczi chòdzëłë téż jegò dzôtczi. To bëło wnet 30 lat temù, co z ùsmiechã wspòminô Barbara – córka POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 LËDZE Pierszô kòmùniô w Wąglëkòjcach. J. Bùrandt stoji szósti òd lewi wsë òstałë pùblicznô biblioteka, szkòła i kòscół. Kò pò budinkach je widzec, że we wsë nijak nie je lëchò. W naddôwkù Wąglëkòjce roscą. Lëdze sã tu bùdëją. Niejedny wrôcają na staré lata. Tak je prawie z Aleksandrã, jednym z bracynów wastë Jana. Òn skùńcził mùzyczną szkòłã w Pòznanim, pózni béł solistą w òperze. Jesz jinégò jich brata téż cygnãło do mùzyczi. Grôł na skrzëpicach, a grë ùcził sã ze słëchù sóm, chòc warkòwò robił za mùrarza. Trzecy skùńcził pòlitechnikã we Gduńskù, pòstãpny béł banowim, a piąti elektrikã. Doma bëłë téż dwie sostrë: jedna szła za szkólną, drëgô do robòtë na gòspòdarstwie. Bùrandcë przë gbùrsczi robòce Jana. Szkòda, że wòda ju nié takô jak piérwi, i że reczi ju pòwëmiérałë. Równak w chëczë ù Bùrandtów na stół trôfiałë téż rëbë. Wspòminają rëbiónczi robioné nôczãscy z òkùnków. Warzëlë ji dwa ôrtë: biôłą (ze smiotaną i òctã) i zwëczajną (z masłã). Jôdelë téż piekłé płotczi a òkùnczi. Mòrénka trafiała sã na jaczé swiãto, bal, a wãgòrze na wieselé – gôdają gòspòdarze. Przódë pieklë téż swójsczi chléb. Za stodołą mielë jesmë wiôldżi piéck na 12 brótów. Chléb më pieklë co 14 dniów – wspòminô Jan Bùrandt. Taczé piece bùdowelë z glënë i słomë, a kòmin stôwielë z cegłë. Żebë sã nie rozjął, më gò na deszcz POMERANIA GÒDNIK 2015 przëkriwelë fòlią… Jesz dzysô czëjã pôchã i szmak tegò chleba… Stôri zwëk trzimelë jesz 20 lat dowslôdë. Nié le temù czedës żëcé w Wą glëkòjcach wëzdrzało jinaczi. Jak wdarziwô sobie gòspòdôrz, mielë tu swòjã pòcztã i òstrzódk zdrowiô. Aùtobùsë jezdzëłë co sztërk, z rena kòle 5, 6, 7, 8 i 10 gòdzënë, a nazôd (z Kòscérznë) nawetka ò 8 wieczór. Wiele robòtë w Kòscérznie i òkòlim dôwałë bùdacje, fabrika pòrcelanë w Łubianie, czerpiskò w Grzëbòwie, miãsnë firmë, krawcownie. Wąglëkòjce bëłë samòjistną gminą, a tak pò prôwdze gromadą. A terô... terô słëchają do gminë Kòscérzna. We Na kùńc pitómë, jakô je przińdnota gbùrstwa Bùrandtów. Gòspòdôrz nie wié, czë dzecë bãdą chcałë wząc sã za gbùrzenié. Kòżdé je wëżi sztôłconé, mô swòjã robòtã. Kò to jesz zbawi, nim przińdze czas na decyzjã. Póczi co ni ma na nick czasu, tec w domôctwie a na pòlu je tëlé do zrobieniô... Òdj. ze zbiérów familie Bùrandtów Tekst je brzadã pòtkaniów dlô piszącëch pò kaszëbskù, jaczé òdbëłë sã 9 i 10 rujana w Wąglëkòjcach. Òstałë òne ùdëtkòwioné przez Minystra Administracje i Cyfrizacje. 11 GOSPODARKA Obwodnica już w budowie SŁAWOMIR LEWANDOWSKI Kościerzyna, podobnie jak większość pomorskich miast, zmaga się ze wzrastającym z roku na rok ruchem samochodowym. W mieście krzyżują się bowiem główne szlaki komunikacyjne Pomorza – droga krajowa nr 20 łącząca województwo pomorskie z województwem zachodniopomorskim oraz drogi wojewódzkie nr 214 i 221. To sprawia, że przejechanie w godzinach szczytu przez miasto zajmuje kilkakrotnie więcej czasu w porównaniu choćby z dniem świątecznym, gdy na jezdni pojazdów jest zdecydowanie mniej. Ciągnące jeden za drugim samochody, co zrozumiałe, uprzykrzają życie także samym mieszkańcom Kościerzyny. Przejeżdżające auta obniżają przecież komfort ich życia, nie mówiąc już o negatywnym wpływie na środowisko naturalne. Władze Kościerzyny od lat zabiegały o budowę obwodnicy, która wyprowadziłaby ruch nielokalny, długodystansowy z zatłoczonego centrum miasta. O obwodnicy mówiło się, odkąd pamiętam, niestety na mówieniu dotąd się kończyło. Brak drogi omijającej centrum Kościerzyny najbardziej uderza w lokalnych przedsiębiorców, którzy swój biznes opierają na transporcie. Pokrzywdzeni są także mieszkańcy, dla których poruszanie się prywatnymi pojazdami przez wiecznie zakorkowane centrum jest mocno utrudnione – mówi Michał Majewski, burmistrz Kościerzyny. Ta inwestycja odciąży miasto, pozwoli jego mieszkańcom odetchnąć od dotychczasowych uciążliwości. Wierzę również, że będzie impulsem do dalszego rozwoju Kościerzyny – dodaje burmistrz. 12 Jednak droga omijająca miasto leżące w sercu Kaszub to nie tylko lokalna sprawa, ale jedna z największych i najbardziej oczekiwanych inwestycji na Pomorzu, stąd decyzja o rozpoczęciu jej budowy przyjęta została z radością w całym regionie. Obwodnica Kościerzyny to bardzo ważna inwestycja z punktu widzenia dostępności transportowej województwa pomorskiego. Nowa droga pozwoli pojazdom tranzytowym ominąć miasto, co wpłynie nie tylko na komfort jazdy, ale również zmniejszy czas przejazdu – mówi Ryszard Świlski, członek Zarządu Województwa Pomorskiego. W marcu br. odbyły się dwa spotkania informacyjne z lokalną społecznością na temat realizacji Projektu Budowlanego Obwodnicy Miasta Kościerzyna. Pozwoliło to na przybliżenie przyszłej inwestycji najbardziej zainteresowanej grupie, czyli mieszkańcom, i udzielenie przez inwestora i wykonawcę odpowiedzi na zadawane pytania, a przez to także rozwianie wszelkich wątpliwości, których zazwyczaj nie brakuje przy tego rodzaju inwestycjach. Jednak pierwszym i najważniejszym krokiem do rozpoczęcia inwestycji było podpisanie 10 września 2014 roku umowy pomiędzy inwestorem, czyli Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad Oddział w Gdańsku, i wykonawcą – konsorcjum firm: STRABAG Sp. z o.o. i STRABAG Infrastruktura Południe Sp. z o.o. – na zaprojektowanie i budowę obwodnicy Kościerzyny w ciągu drogi krajowej nr 20. Pod koniec czerwca br. inwestor zaakceptował projekt budowlany. W związku z tym prace nad nim zostały zakończone. Zaprojektowana trasa ma mieć 7,6 km długości i przekrój 2+1, co oznacza, że droga wyposażona jest naprzemiennie raz w jeden, raz w dwa pasy ruchu. Umożliwia to sprawne wyprzedzanie wolniejszych pojazdów, a co ważne, jak pokazują doświadczenia Skandynawów, tego rodzaju przekrój dróg zapewnia wyższy poziom swobody ruchu oraz wyższy poziom bezpieczeństwa. Obwodnica ominie miasto od południa. Powstaną cztery węzły drogowe łączące główną arterię z drogami niższych kategorii. Pierwszy węzeł Kościerzyna Zachód zostanie wybudowany na pięćsetnym metrze (0+500 km). Planowane jest tam skrzyżowanie z drogą krajową nr 20 i drogą powiatową nr 2403G. Kolejny węzeł to Kościerzyna Południe (2+300 km) i skrzyżowanie z drogą wojewódzką nr 214. Kolejny, trzeci węzeł Kościerzyna Wschód (5+800 km) to skrzyżowanie z drogą wojewódzką nr 221. Węzeł Wieżyca (7+300 km) skrzyżuje obwodnicę z obecną drogą krajową nr 20. Projekt przewiduje, że wykonane obiekty w ramach tych węzłów będą posiadały rezerwę terenu pod ewentualną przyszłą rozbudowę obwodnicy do przekroju 2×2. W ciągu trasy powstaną cztery obiekty mostowe, największy z nich mierzący ponad 100 metrów długości znajdzie się nad linią kolejową 201 Gdynia Port – Maksymilianowo. Kolejne pięć obiektów powstanie nad samą trasą. W ramach inwestycji zostanie zbudowana również infrastruktura mająca na celu ochronę środowiska: ekrany akustyczne, zieleń izolacyjna, przejścia dla zwierząt, przepusty ekologiczne wraz z ogrodzeniem ochronno-naprowadzającym, szczelny system odprowadzenia wód opadowych, zespoły podczyszczające wody opadowe z jezdni, zbiorniki POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 GOSPODARKA retencyjne i infiltracyjne. Przebudowane bądź wybudowane będą również drogi lokalne i dojazdowe (przeszło 10 km) obsługujące tereny przyległe do nowej trasy. 19 października br. Wojewoda Pomorski Ryszard Stachurski wręczył inwestorowi GDDKiA w Gdańsku pozwolenia na budowę Obwodnicy Miasta Kościerzyny. Ta decyzja umożliwiła przejęcie gruntów i rozpoczęcie prac budowlanych przez wykonawcę. Zanim jednak na teren budowy weszli POMERANIA GÒDNIK 2015 budowlańcy, pojawili się tam geodeci, a następnie cały obszar został przeszukany pod kątem ewentualnych niewypałów i niewybuchów. Ponadto na całej długości inwestycji przeprowadzone zostały prace archeologiczne. Zakończenie budowy i oddanie drogi do ruchu planuje się we wrześniu 2017 roku. W najbliższych latach swoich obwodnic doczekają się także inne pomorskie miasta, m.in. Starogard Gdański oraz Kartuzy. U ZU P E Ł N I E N I E W listopadowej „Pomeranii” w Klëce pisaliśmy o zakończeniu renowacji nagrobka Stefana Ramułta. Podając skład społecznego komitetu, który zajął się tą sprawą, pominęliśmy członków zarządu, za co bardzo przepraszamy. Uzupełniamy zatem tamtą informację: przewodniczącym powyższego komitetu był Tomasz Fopke, sekretarzem Janina Kurowska, a skarbnikiem Łukasz Richert. 13 NAJE KÔRBIÓNCZI Rozwij je widzec pò lëdzach Z Katarzëną Knopik, prezeską Kaszëbsczégò Institutu Rozwiju w Kòscérznie, gôdómë ò gòspòdarce, robòce dlô spòlëznë i kaszëbiznie. Adóm Hébel: Jak je nót rozmiec sło wò „rozwij” z pòzwë òrganizacje Ka szëbsczi Institut Rozwiju? Katarzëna Knopik: Baro szerok. Më rozwijómë Kaszëbë na rozmajitëch gónach. Drãgò to wszëtkò wëmienic, m.jin. kùltura, edukacjô, pòdjimiznë, në i przede wszëtczim kaszëbizna. A.H. KIR czãsto dzejô nié le sóm. Jak wëzdrzi wespółrobòta z kaszëbsczima strzodowiszczama? K.K. Wôżnym projektã robionym wëcmanim z Kaszëbskò-Pòmòrsczim Zrzeszenim je „KOWAL” – Kaszubski Ośrodek Współpracy i Aktywności Lokalnej, dze më mielë pòwòłóné bióro, jaczé pòmôgô kaszëbsczim bù tenrządowim òrganizacjóm, a drë dżim szpùrã bëła òrganizacjô debatów, jaczé miałë doprowadzëc do pòwòłaniô Kaszëbsczégò Kòngresu. Szkòda, że tegò kùńcowégò efektu to nie dało, le debatë ò naji juwernoce i jinëch wôżnëch dlô naju wôrtnotach, bëłë na całëch Kaszëbach robioné. A z Kaszëbską Jednotą më mómë wiele projektów realizowóné, np. coroczné Swiãto Kaszëbsczi Fanë 18 zélnika, tuwò, w kòscersczich stronach. Pôrã lat nazôd më pòzòrganizowelë wizytã Knégòbùsa, a téż jiné zéńdzenia témą sparłãczoné z nama, Kaszëbama. A.H. Jedna stowôra sã zajimô dwùma tak rozmajitima aspektama żëcégò – kùlturalnym i gòspòdarczim. Nie je to za wiôldżé zdebëltnienié? K.K. Nié. Më sã zajimómë tim, cobë Kaszëbë bëłë regionã òbëwatelsczi spòlëznë i wszëtkò sã zamikô w ti dbie. To nié leno kùltura i pòdjimiznë, le téż np. wiele edukacjowëch dzejaniów. W kòscersczim krézu më òdemklë pôrã przedszkòłowëch pónktów, w jaczich më wprowôdzómë elemeńtë kaszëbiznë. Òk r óm tegò më wespół r obi më z przedszkòlim Tãgòwô Trójeczka i ùdëtkòwiwómë ùczbã kaszëbsczégò jãzëka dlô dzôtków, chtërne np. na Rodny Mòwie wëstãpiwają. A.H. Tu je gôdka ò wiôldżim òbrë mienim robòtë. Jak wë sã z tą żimką robòtą czëjece? K.K. Më jakno nôleżnicë zarządu, jaczi òdpòwiôdô za całą dzejalnosc KIR-u, robimë w rozmajitëch placach, a Kaszëbsczim Institutã Rozwiju sã zajimómë w wòlnym czasu. Temù, że to je spòlëznowô dzejalnosc, òna je spaniałô. To dô jesz jeden wôżny aspekt najégò dzejaniô. Më wiedno dôwelë òbacht na dzejalnosc białków. Dlô mie baro czekawim i blësczim karnã są Kòła Wiesczich Gòspòdëniów, chtërne rozwijają môlowé spòlëznë, festinë robią, kùrsë, òrganizëją szkòlenia – jima wôrt pòmagac. Jed ny m z w idocznëc h efek tów wespółrobòtë z tim strzodowiszczã je pierszô na Kaszëbach témiznowô wioska, to je „Tobakòwô Wioska”. Òna pòwsta w Zgòrzałim dzãka tamtészi stowôrze białków. Mòże jô bë ni mia tegò gadac, le jak jô wzéróm na wsë wkół Kòscérznë, to mie sã zdôwô, że ù nas te białczi są barżi aktiw niżlë gdze jindze. A.H. Jak wëzdrzi pòmôganié pòd jimcóm? K.K. To dało czile taczich projektów, na jaczé më dostelë ùdëtkòwienié z Eùro pejsczégò Spòlëznowégò Fùnduszu. To bëło dlô naju baro wôżné, bò doch rozwij Kaszëb to téż to, żebë Kaszëbi mòglë zarabiac dëtczi. Dzãka tim strzódkóm pòwstało cziledzesąt firmów w branżach taczich, jak bùdacjowô czë balbiérskô. 14 POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 NAJE KÔRBIÓNCZI A.H. Jak wedle was całé Kaszëbë w slé dnëch latach sã rozwijają? K.K. Jô mëszlã, że ten rozwij je widzec chòcle pò lëdzach. Jô jem dbë, że òni są barżi drist, gwës swòjégò placu na zemie, bògatszi – téż dzãka ùdëtkòwieniémù i nowim firmóm. Mést téż barżi pòzytiwno do swiata nastawiony. Jô bë jesz mòże chca, żebë lëdze wicy ò najich Kaszëbach mëslelë w kònteksce swòji juwernotë, ò tim, chto i skądka më jesmë. Jô bë chca, cobë wicy mieszkańców naji zemie nasz jãzëk pòznôwało, a kaszëbskô kùltura sã nié le fòlkloristno rozwija. Marta Miszczôk: Jak wëzdrzi òrga nizacjô robòtë w Kaszëbsczim Insti tuce Rozwiju? Jaczi je métel waszégò dzejaniô? K.K. Jô mëszlã, że nama sã ùdało przeńc na drëdżi etap – ùwarkòwieniô bùtenrządowi òrganizacje, mómë nié blós wòlontérów, spòlëznowëch dzejarzów, le téż robòtników, jaczi kòżdi dzéń są w biórze i realizëją projektë. Nasze bióro je ôpen trzë razë w tidzeniu. A më, 3-personowi zarząd (dwùch chłopów i jô), jesmë w łączbie z tima robòtnikama, czãsto sã pòtikómë, gôdómë ò naji wizje, ò tim, czegò je nót na przińdnosc i nômni rôz w rokù òrganizëjemë zéńdzenié z wszëtczima nôleżnikama òrganizacje. Tedë mómë starã sã dobrima ùdbama wëmieniwac. M.M. Jak wasze dzejania òdbiérają lëdze? Rôd sã włącziwają we waszã dzejalnosc? K.K. Tak sã dzeje. Jeżlë ò tim gôdka, to mùszã rzec ò jesz jednym wôżnym dzejanim. Òd dłudżégò czasu më prowadzymë Kòscersczi Ùniwersytet Trzecégò Wiekù i to téż je grëpa, jakô nama dôwô wiele dobrëch ùdbów i inspiracje do dzejaniô, bò to nie je blós tak, że më naszich sztudérów czegòs ùczimë, më téż sã òd starszich mieszkańców Kòscérznë ùczimë! Jô pamiãtóm pierszą edicjã KÙTW, czej më jima zabédowelë pòtkania z doktorama, z rehabilitańtama, dietetikama, a òni rzeklë: „Nié! Më nie chcemë taczich zajmów, to më kòżdi dzéń mómë. Më sã chcemë kómpùtrów ùczëc, anielsczégò, miemiecczégò”. I më to z nima robimë. Mómë jãzëkòwé, kómpùtrowé a nawet samòòbronowé kùrsë. POMERANIA GÒDNIK 2015 M.M. A skądka bierzeta ùdbë? K.K. Ze swiata wkół! Më tu, w Kòs cérznie, żëjemë, tej widzymë, co je lóz i czegò je nót. Ale nié blós stądka mómë ùdbë, do naju téż rozmajiti lëdze z nima przëchôdają. Na przëmiôr tak pòwstôł Kòscersczi Klub Aktiwnëch Białków. To prawie z inspiracje jedny aktiw kòbiétë wëszło. Òna nama rzekła, że ji sã roji taczi môl, dze sã mdą pòtikac białczi z Kòscérznë. Dlô mie to bëła bëlnô ùdba, bò jô wiedno zôzdrosca nôleżniczkóm Kòłów Wiesczich Gòspòdëniów, że na wsë tak co mòże robic, a w gardach to je përznã cãższé. Terô w Klubie më sã cykliczno pòtikómë w rozmajitëch témach, bò i mómë na szkle malowóné, i kwiatë z bibùłë robioné, i kùrs samòòbronë béł... M.M. Wa jesta baro aktiwną òrga nizacją, jakô dzejô ju 13 lat. Wë bë mòglë wëmienic wikszé projektë, ta czé, jaczé sã nôbarżi wami widzałë abò nôwicy robòtë bëło przë nich nót? K.K. Taczim dzejanim bëła òrganizacjô Midzënôrodnégò Zjazdu Kaszëbów w Kòscérznie. Gwës wôżné i nieletczé bëło twòrzenié nowëch firmów. To bëło baro pòmachtóné i wiele fòrmalnosców dało, le téż nama wëszło. Wôżnym projektã, jaczi zaczinelë jesmë dzãka ùdëtkòwieniémù z Eùropejsczégò Spòlëznowégò Fùnduszu, a dzys za darmôka, wòlontérskò robimë (rëchcenwaltka przëchôdô rôz na tidzéń i bezpłatno doradzywô), je Pónkt Bezpłatnëch Prawnëch Doradów. Wiôlgą robòtą bëłë téż midzënôrodné projektë, jak ne, dze jô wespółrobiła z partnersczim gardã Pryłuki na Ùkrajinie (leżi kòl 100 km òd Kijowa). Jô bëła tam jachónô z drëchã z Institutu na dwie niedzele. Widzałé przeżëcé, mòżlëwòta pòznaniégò codniowi kùlturë. Kòl nas za to bëłë dwie stażistczi tamstądka. Do tegò białczi – mòje ùszkò. Jich aktiwnosc to nié blós sztudiowé wëjazdë KWG, le téż zaczãti przez naju (i dérëjący do dzysô) Krézowi Turniér Kòłów Wiesczich Gòspòdëniów w Kòscérznie. Nigle më sã za to wzãlë, to tak czegò nie bëło w naszim krézu. M.M. Môta wa jakąs prowadną mëslã? K.K. „Kaszëbë regionã òbëwatelsczi spòlëznë”. To je nasza prowadnô më sla, nasza misjô i do ji realizacje më zgrôwómë. A.H. To wszëtkò je dzélã Waszi spò lëznowi robòtë, a jak to je z kaszëbizną we waszim priwatnym żëcym? K.K. Kaszëbë mie wiedno bëłë żëczné. Jô dłudżi czas bloga piszã i w nim jô mia wpisóné: „Jô jem Kaszëbką”, bò jô sã nią czëjã, i to, gdze jô jem ùrodzonô, skądka jem, to, że mie sã kaszëbsczégò ùdało naùczëc, to je dlô mie baro wôżné. A na co dzéń jô kaszëbsczi mùzyczi słëchóm, Radio Kaszëbë doma graje. Ta juwernota, mòja môłô tatczëzna, to je dlô mie nôwôżniészé. Òdj. ze zbiérów KIR 15 WËDARZENIA Królewiónka w mòrsczim gardze Na latosé Kaszëbsczé Diktando kòl 160 bëtników przëjachało do Gdini. Szlë na mión czi z tekstama patrona 2015 rokù – ks. Léóna Heyczi. Jak rok w rok ùczãstnicë diktanda mùszelë nôprzódka jak nôlepi napisac pierszi dzél diktanda, nalezc sã w finale i tam zrobic baro mało felów. Dlô mie latos barżi drãdżi béł pierszi etap. Jesmë mielë wëjimk z jedny szôłôbùłczi i szło to gòrzi jak w finale – gôdô Elżbié ta Prëczkòwskô, chtërna dobëła w kategórie lëdzy, co warkòwò zajimają sã kaszëbizną. Jistno rzekła nama Mónika Lidzbarskô, jakô dosta pierszi môl westrzód dozdrzeniałëch: w ti szôłôbùłce bëło wiele przezwëstków. Jô je znała z dodomù, ale nie wiedzała jem, jak je zapisac. Na szczescé ùdało sã weńc do finału. A to krótczi wëjimk z tegò tekstu: „A jakùżże mëmka do cebie gôdô? Czej òna rozżartô, sekretnie rëczi: a lelek, a lola, a leżôk, a czapa; a czej jô do lasu móm jic za mechã: Gùsteczkù, mùleczkù, òtroczkù, synkù. A jak sã szôłtës do ce òdzéwô? A lëwer, a lorbas, a lópa, a lëbas”. Diktando òdbëło sã w Zespòle Szkòłów nr 11. Ùroczësto òtemkła je tamecznô direktorka Judita Slëwińskô wespół z przédnikã gdińsczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô Andrzejã Bùslerã. Pò skùńczenim pierszégò etapù béł czas na zwiedzanié òkrãtowiszcza w Gdini, Mùzeùm Emigracji i żeglôcza Dar Pomorza. Jesmë w mòrsczim miesce i chcemë to pòkazac. Dlôte prawie taczé atrakcje bédëjemë biwôczóm diktanda. Òne sã téż piãkno parłãczą z Kaszëbama, bò pòrt bùdowelë prawie Kaszëbi, a wiele mieszkańców tegò regionu to marénowie, stoczniowcë, pòrtówcë – pòdczorchiwô A. Bùsler. W artisticznym dzélu rozegracje wë stąpiło karno Nórcëk z Zespòłu Szkòłów nr 11 w Gdini, karno Wilczki Morskie i przedstôwcowie Kaszëbsczégò Kółka ze Spòdleczny Szkòłë nr 40 w Gdini, Krôsniãta ze Spòdleczny Szkòłë nr 6 16 Dobiwcowie w kategórie wëżigimnazjalnëch szkòłów wespół z òrganizatorama diktanda. Òdj. DM w Gdini, kaszëbsczé karno tuńca, jaczé dzejô kòl Pòùczënowégò Zespòłu w Liniewie a téż Karno Spiéwë i Tuńca „Gdynia”. Òkróm te dało òbezdrzec pòkôzk carvingù (rzezbieniô w brzadze) przëszëkòwóny przez Pawła Sztendersczégò i Grzegòrza Gniecha. Tak bòkadny program bë nie béł mòżlëwi bez ùdzélu rozmajitëch partnerów, jak szkòła, ògniôrze ze Strażacczégò Karna m. ks. Mùchòwsczégò, wiele firmów, jaczé pòmògłë nama nié leno financowò – gôdô przédnik gdińsczégò partu. Chcemë dodac, że spisënk nëch współprôcowników, jistno jak galeriô òdjimków z tegò wëdarzeniô i wszëtczé tekstë, jaczé piselë ùczãstnicë, mòże nalezc na starnie www.kaszubi.pl. A na kùńc lësta dobiwców Kaszëb sczégò Diktanda 2015: Môłi Mésterk Kaszëbsczégò Pisënkù (spòdleczné szkòłë) I. Wiktoriô Marszałkòwskô – Łapalëce, II. Jack Soczik (pòl. Soczyk) – Szëmôłd, III. Gabriela Brzeskô – Łapalëce; wëprzé dnienia: Małgòrzata Król – Przedkòwò, Béjata Ptach – Miszewò Strzédny Mésterk Kaszëbsczégò Pisën kù (gimnazjalné szkòłë) I. Karolëna Kòssak-Główczewskô – Brzézno Szlachecczé, II. Dorota Mateja – Przedkòwò, III. Paùlina Fópka – Szëmôłd; wëprzédnienia: Paùlina Czoska – Szëmôłd, Béjata Jakùbòwskô – Wiôldżi Pòdles Wiôldżi Mésterk Kaszëbsczégò Pisën kù (wëżigimnazjalné szkòłë) I. Paùlina Kùlas – VIII LO Gdańsk, II. Tomôsz Brilowsczi – I LO Kartuzë, III. Wioleta Kònkòl – I LO Wejrowò; wëprzédnienia: Edita Wenta – I LO Kartuzë, Maja Pindera – I LO Kòscérzna Méster Kaszëbsczégò Pisënkù (do zdrzeniałi) I. Mónika Lidzbarskô, II. Pioter Kòwa lewsczi, III. Teréza Klasa; wëprzédnie nia: Mariô Dradrach, Paùlina Wãserskô Warkòwi Méster Kaszëbsczégò Pisën kù I. Elżbiéta Prëczkòwskô, II. Aleksandra Dzãcelskô, III. Karolëna Serkòwskô; wëprzédnienia: Henrik Klasa, Wòjcech Mëszk DM POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 PRAWO Gorycz prezydenckiego weta ŁUKASZ GRZĘDZICKI Na początku tego roku minęło 10 lat od uchwalenia Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym. Z tego powodu odbyło się wiele konferencji podsumowujących dotychczasowe stosowanie ustawy. Zdobyte doświadczenia i przeprowadzony przegląd pozwoliły wypracować projekt nowelizacji ustawy o mniejszościach oraz kilku innych ustaw (w tym o systemie oświaty czy o radiofonii i telewizji). W tym poselskim projekcie ustawy zaproponowano jedynie pewne techniczne zmiany mające na celu usprawnienie działań państwa w przedmiocie polityki mniejszościowej i wspierania języka regionalnego. Niestety na skutek ogłoszonego 26 października br. weta Prezydenta RP ustawa ta nie wejdzie w życie. Swoją decyzję głowa państwa uzasadniła wątpliwościami w zakresie oszacowania skutków finansowych dla budżetów powiatów i gmin związanych z wprowadzeniem i używaniem na ich obszarach języka pomocniczego. Szkoda. Cała sytuacja z wetem Prezydenta ogłoszonym dzień po wyborach parlamentarnych odbiła się echem w mediach. W wypowiedziach różnych dyskutantów chętnie zabierających głos w tej sprawie i upatrujących w niej paliwo polityczne ujawniły się bazowanie na stereotypach i uprzedzenia. Niestety fakt nieprzeczytania ze zrozumieniem zawetowanej ustawy nie stanowił dla nich problemu, więc nie uniemożliwił formułowania komentarzy. Bez emocji i spokojnie warto przypomnieć główne zmiany przewidziane w zawetowanej ustawie. Od kilku lat w 5 gminach na Kaszubach (Parchowo, Sierakowice, Linia, Luzino i Żukowo) język kaszubski jako język pomocniczy decyzją miejscowej wspólnoty może być używany w relacjach pomiędzy obywatelem a instytucjami gminy. Ewentualne koszty finansowe takiego udogodnienia dla mieszkańców pokrywałby budżet gminy, jednak dotychczas takie wydatki nie wystąpiły. W rzeczywistości wprowadzenie języka pomocniczego było legalizacją praktyki, bo klienci urzędów gmin z urzędnikami (wywodzącymi się najczęściej z miejscowej społeczności) naturalnie rozmawiali też po kaszubsku. Wprowadzenie języka kaszubskiego jako pomocniczego to akt symboliczny, bo dzięki temu urząd może być przyjaźniejszy obywatelom. Zawetowana ustawa proponowała rozszerzenie możliwości wprowadzenia języka pomocniczego też na powiaty, gdzie często używany tradycyjnie jest język regionalny lub mniejszości. W praktyce uprawnienie to zyskałyby w Polsce 4 powiaty (2 z językiem kaszubskim – kartuski i pucki, 1 z językiem białoruskim – hajnowski, 1 z językiem litewskim – sejneński). Doświadczenie gmin wskazuje, że język pomocniczy wbrew obawom Prezydenta nie pociąga za sobą dodatkowych kosztów finansowych. Trudniej będzie po tym wecie upominać się władzom Polski o prawo używania języka polskiego w życiu publicznym przez polską mniejszość na Wileńszczyźnie (liczącą około 300 tys. członków), skoro Litwa będzie mogła wysunąć kontrargument, wskazując, że Polska nie dopuszcza używania języka litewskiego w relacjach z władzami maleńkiego powiatu sejneńskiego (liczącego ok. 21 tys. mieszkańców, z czego ok. 6 tys. to Litwini). Ponadto nadal w komisjach konkursowych na dyrektorów szkół, w których uczony jest język kaszubski (jako przedmiot dla chętnych), nie będzie niestety żadnego przedstawiciela społeczności posługującej się językiem kaszubskim. Rozwiązanie to miało uwrażliwić ubiegających się o posadę dyrektora szkoły na specyfikę nauczania języka kaszubskiego, tak aby znalazła ona odzwierciedlenie w przedstawianej przez kandydata koncepcji pracy szkoły. Powinna ona korespondować z lokalnym otoczeniem, a dotychczas nierzadko nauczanie języka regionalnego pomimo sporych subwencji traktowane jest po macoszemu. Pozostaje gorycz po wecie Prezydenta. Pozostaje konieczność spokojnego i merytorycznego przekonywania do naszej kaszubsko-pomorskiej sprawy i wypracowywanie nowych rozwiązań z nadzieją na zrozumienie. Stolemy 2015 Członkowie Klubu Studentów Pomorania 25 listopada przyznali swoje doroczne nagrody. Medale Stolema za rok 2015 otrzymali: Aleksandra Kucharska-Szefler za odkrywanie Kaszub jako tematu w sztuce oraz Jaromir Szroeder za mówienie o Kaszubach poprzez teatr. Laureatom serdecznie gratulujemy! POMERANIA GÒDNIK 2015 17 KASZËBI W PRL-U Zéńdzenia ù Méstra Jana. Jón Trepczik w ùbecczich zôpiskach do 1956 r. SŁÔWK FÒRMELLA* Jeżlë pò pierszi òperacjowi rozmòwie z Janã Trepczikã fónkcjonariuszowie Ùrzãdu do sprawów Pùblicznégò Bezpiekù (ÙdsPB) mielë jesz zdebło nôdzeje, że mòże ùdô sã gò zachãcëc do wespółdzejaniô, tej pò drëdżim zetkanim z Méstrã Janã stało sã dlô ùbówców czësto gwësné, że ùdostanié gò na jich stronã nie je mòżlëwé. Trepczik nie zrobił tegò, co chcelë òd niegò jegò rozpòwiôdôcze z ÙdsPB, a òkróm tegò nie tacył przed nima, że nie widzy mù sã sytuacjô Kaszëbów i kaszëbiznë w Lëdowi Pòlsce. Dzél z tegò, co pòwiedzôł na tã témã, òstało ju napisóné w pòprzédnym teksce z tegò cyklu. Òkróm tegò żôlił sã òn pòdpòrucznikòwi Potapczukòwi, chtëren 26 zélnika 1955 r. prowadzył z nim òperacjową rozmòwã, że Przédnictwò Pòwiatowi Nôrodny Radzëznë (pòl. Prezydium Powiatowej Rady Narodowej) w Wejrowie nie chce zatwierdzëc bùdżetu na òriginalné òbleczenié dlô chórowégò karna „Kaszubi”2. Nadczidnął, że przëchôda do niegò w ti sprawie Francëszka Majkòwskô, chtërna prosa gò ò doradã, co zrobic z tim jiwrã. Przë leżnoscë J. Trepczik nie zabôcził téż pòwiedzec, że białka ta, jedna ze znónëch dzejôrków kaszëbsczégò żëcô, robia tedë w wejrowsczi Miesczi Bibliotece i zarôbia tam 400 złotëch na miesąc. Trepczik rzekł tej Potapczukòwi, że we- 18 dle niegò takô robòta i taczi wzątk za niã dlô F. Majkòwsczi to pòmsta ze stronë wëszëznów. Dlô pòrównaniégò wôrt tuwò wspòmnąc, że strzédnô miesãcznô wëpłata w latach 1955 i 1956 wënôsza pòsobicą 1008 i 1118 zł. Pò skùńczony drëdżi òperacjowi rozmòwie z Méstrã Janã ppòr. Potapczuk béł ju gwësny, że béł òn przédnym dejologã kaszëbsczégò separatizmù i że nie je wôrt ju w przińdnoce prowadzëc z nim niżódnëch òperacjowëch kôrbieniów, a òkróm te je mùsz gò rozprôcowiwac. Òb czas krëjamnégò dozéraniô personë Trepczika Potapczuk mëslôł dali wëzwëskiwac Bruna Richerta, chtëren zaregistrowóny béł jakno wiadłodôwôcz ò tacewnym mionie „Kos-Wojciech”. Przëczëną tegò bëło to, że znôł òn kaszëbsczich dzejarzów i miôł mòżlëwòtã stëkac sã z nima. Òkróm tegò, przënômni wedle dbë ùbówca, figùrancë sprawë wierzëlë Richertowi, a òn sóm ju òd jaczégòs czasu znôwù mieszkôł w òbéńdze gduńsczégò wòjewództwa. Wëzdrzało tej na to, że pò przëcygnienim z Warszawë na Pòmòrzé „Kos-Wojciech” bãdze miôł wiãkszé mòżlëwòtë dôwaniô bôczeniégò na zrzeszińców i zbieraniô corôz to nowëch wiadłów na témã jich dzejaniów. Slédną kùreszce nôdbą Potapczuka zamkłą w jegò zôpiskù z drëdżi òperacjowi rozmòwë z J. Trepczikã bëła mësla, żebë wząc pòd ùwôgã werbùnk na krëjamnégò wespółrobòtnika bezpieczi Antona Bòczka z Chòniców. (dzél 7) Widzymë tej, że to wszëtkò, co pòwiedzôł ò nim Trepczik, mògło letkò òstac przez bezpiekã wëzwëskóné procëm niemù. To, że A. Boczek pòtikôł sã z Méstrã Janã, bëło ju dlô bezpieczi pòdskacënkã do tegò, żebë spróbòwac zrobic z niegò zdrzódło wiadłów na témã samégò Trepczika, a mòże nawetka i jinëch zrzeszińców. W aktach Institutu Nôrodny Pamiãcë nie nalôzł jem równak niżódnëch nadczidków na témã tegò, czë A. Boczek miôł pózni jakąs łączbã z krëjamnyma służbama Lëdowi Pòlsczi, czë téż nié. Pò dwùch òperacjowëch zetkaniach J. Trepczika z przedstôwcama ÙdsPB sprawa òperacjowégò sprôwdzeniô zaregistrowónô 19 lëpińca 1955 r., a chtërny figùrantama bëlë zrzeszińcë, cygnionô bëła dali. Wedle materiałów z gòdnika 1956 r. nie ùdało sã równak bezpiece pòtwierdzëc tegò, ò co pòsądzywa òna Trepczika ë jinëch zrzeszińców. W stëcznikù 1956 r. ùdosta òna prôwdac nowé rapòrtë òd „Kosa-Wojciecha”, ale zamkłé bëłë w nich blós pòdôwczi, co rozszérzałë donëchczasné pòsądzenia, jaczé mielë ùbówcë w òdniesenim do Trepczika, Aleksandra Labùdë i Ignaca Szutenberga. Krótkò pò tim, to je w gromicznikù 1956 r. III Wëdzél III Departamentu Kòmitetu do sprawów Pùblicznégò Bezpiekù wësłôł do III Wëdzélu WÙdsPB pismiono, w jaczim kôzôł przeregistrowac zaczãtą 19 lëpińca łońsczégò rokù sprawã òperacjowégò sprôwdzeniô na agenturową sprawã. POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 KASZËBI W PRL-U Stosowno do tegò pòlétu 7 maja 1956 r. referent III Sekcje III Wëdzélu gduńsczi bezpieczi Aleksander Kwasniewsczi, chtërnégò znajemë ju jakno tegò, co pôrã lat pózni bãdze krëjamno dozérôł midzë jinszima Wòjcecha Czedrowsczégò, ùrëchtowôł Pòsta nowienié ò założenim agenturowi sprawë na karno (pòl. Postanowienie o założeniu sprawy agenturalnej na grupę). Mia òna tacewną pòzwã „Dzejarze” (pòl. „Działacze”), a figùrantama ji bëlë J. Trepczik, A. Labùda ë I. Szutenberg (w aktach napiselë: Schuttenberg). Òrãdzą do ji prowôdzeniégò bëło to, że nadczidniãti wëżi lëdze òd czile miesący òdbiwają zéńdzenia, na chtërnëch mdącë dbë, że są przedstôwcama kaszëbsczégò lëdztwa, kôrbią ò mòżlëwòtach nawiązaniô łączbë z tpzw. „gduńsczim rządã” w Lübeck. Fig[ùrancë] planëją òderwanié kaszëbsczi òbéńdë òd Pòlsczégò Państwa i stwòrzenié separatisticznégò kaszëbskò-gduńsczégò państwa pòd òpieką ë w òpiarcym ò Niemcë. Jakno kaszëbsczi dzejarze wëz wëskiwają dowiérnotã ù lëdzy zrzeszonëch z kaszëbizną. Pòstanowienié to òstało zacwierdzoné przez ùbecczé wëszëznë 30 maja 1956 r. Wedle rapòrtu ò zaczãcym spra wë ò kriptonimie „Dzejarze” z 12 lëpińca 1956 r. môlã, gdze kôrbioné bëło ò wszëtczich wspòmnionëch përznã wëżi sprawach, bëło prawie mieszkanié J. Trepczika. Òkróm tegò w dokùmence tim przeczëtac mòżemë, że òb czas swòjich zetkaniów figùrancë òbgôdiwelë téż mòżlëwòtë wësłaniô do nôwëższich wëszëznów Związkù Socjalisticznëch Sowiecczich Repùblików (ZSSR, pòl. ZSRR) memòriału, w jaczim chcelë przedstawic kaszëbską sprawã jakno taką, chtërna mùszi bëc jesz rôz rozsądzonô. Zrzeszińcë mielë nibë prosëc sowiecczé wëszëznë ò pòmòc, przëcziństwò ù pòlsczégò rządu i wskôzë co do mòżnoscë ùdostaniô aùtonomie. Przë leżnoscë òbgôdiwaniô ti témë przińc mòże do głowë kąsk przesmiéwnô mësla, że jeżlë to wszëtkò na ògle bëłobë prôwdą, to bë òznôczało, że zrzeszińcë dobrze wiedzelë, że to prawie Mòskwa dëcht nôwiãcy mô w Pòlsce do gôdaniô, a nié Warszawa. Ale na tim pòsądzenia kòm ù nys ticznëch wës zëznów Pòlsczi POMERANIA GÒDNIK 2015 w òdniesenim do zrzeszińców sã nie kùńczëłë. Nié dosc, że ju przed wòjną zrzeszony bëlë z separa tisticzną rësznotą na Ka szëbach, ale jesz òb czas II swiatowi wòjn ë La bùda i Trepczik mielë nibë chcec dogadac sã z hi tlerowsczim gaùleiterã Albertã Forsterã w sprawie stwòrzeniô Kaschubenvolkù. Do tegò dochôda jesz lëchò òbtaksowiwónô przez wë szëznë dzejnota pòwòjnowi „Zrzeszë Kaszëbsczi”. W aktach nalôzł jem téż nadczidkã ò tim, że J. Trepczik pòwiedzôł wia dłodôwôczowi ò mionie „Kos-Wojciech”, to je B. Richertowi (a ten gwësno òdkôzôł to bezpiece), że A. Labùda miôł w Trepczikòwim mieszkanim w Wejrowie zwòłac zéńdzenié zrzeszińców. Miało òno òdbëc sã òb czas jastrowëch feriów, to je na pòczątkù łżëkwiata 1956 r. Témama, jaczé nibë bëłë tam òbgôdiwóné, bëło napisanié wëżi wspòmnionégò memòriału do sowiecczich wëszëznów i to, na jaczi ôrt nawléc łączbã z òrganizacją „Bund der Danziger” w Lubece. To, że môlã zetkaniów krëjamno dozérónëch przez ÙdsPB figùrantów bëło prawie mieszkanié Méstra Jana, pòdskacëło fónkcjonariuszów do założeniégò w tim placu òperacjowi techniczi (pòl. technika operacyjna). W słowiznie pòlsczi bezpieczi òznôczało to midzë jinszima jizbòwi pòdsłëch, dzãka chtërnémù ùbówcë mòglë wiedzec, chto i ò czim kôrbi w chëczach Trepczika. Żebë równak zwëskac mòżlëwòtã pòdsłëchiwaniô zrzeszińców, bezpieka mùsza założëc pasowną instalacjã, a żebë to zrobic, mùsz bëło wlezc do jednégò z mieszkaniów, co sąsadowałë z Trepczikòwim, bò blós tak szło sã pòdłączëc. W tim przëtrôfkù ÙdsPB chcôł wëzwëskac do tegò mieszkanié jednégò z sąsadów „figùranta”. Człowiek nen robił w tim czasu jakno czerownik Wëdzélu Pòùczënë Przédnictwa Pòwiatowi Nôrodny Radzëznë (pòl. Wydział Oświaty Prezydium Powiatowej Rady Narodowej) w Pùckù. Przed założenim pòdsłëchù fónkcjonariuszowie ùdbelë so jachac do môla jegò robòtë do Pùcka, bë zgadac sã z nim na pòstãpné zetkanié w pózniészim czasu, jaczé miało òdbëc sã ju w jegò priwatnym mieszkanim. Òb czas negò drëdżégò zéńdzeniô przedstôwcowie bezpieczi chcelë zrobic pòtrzébny do założeniô pòdsłëchòwi instalacje céchùnk bùdinkù, w jaczim mieszkôł J. Trepczik. Jeżlë chòdzy ò czas do kùńca 1956 rokù, nie nalôzł jem w papiorach dokazów na to, że pòdsłëch nen òstôł prawie tedë w chëczach Méstra Jana założony, ale w aktach stwòrzonëch czile lat pózni zamkłé je wiadło ò tim, że na gwës dzejôł òn w Trepczikòwim mieszkanim w tim czasu (to je na przełómanim lat 50. i 60. XX stalata) i béł wëzwëskiwóny przez SB òb czas krëjamnégò dozeraniô dzejaniów zrzeszińców. 1 Aùtor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny Pamiãcë. 2 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzãté z pòlskòjãzëkòwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk Fòrmella. 19 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH Kosmos a mrówka STANISŁAW SALMONOWICZ Maurice Maeterlinck, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, był także autorem głośnych książek o życiu pszczół i termitów. Książki o mrówkach nie napisał. Mrówki mieszkają zazwyczaj w kopcu-mrowisku w lesie, z dala od ludzkich siedzib. W przeciwieństwie do ludzi żyją spokojnie, życiem uregulowanym, wolnym od sporów wewnętrznych. Toczą jednak czasem wojny ze światem zewnętrznym, z innymi mrówkami. W kopcu każdy ma swoje obowiązki. Otoczenie natomiast mrowiska jest dla nich raczej tajemnicze, niespokojne, nieraz niebezpieczne, a orientacja mrówki w jej wędrówkach w otaczającym ją świecie sięga w najlepszym razie w głąb lasu otaczającego kopiec w granicach kilkuset metrów, może nieco więcej. Można sądzić, że mrówka ma mgliste poczucie, że świat wokół niej jest o wiele większy niż jej codzienne wędrówki i bezpośrednie wrażenia, ale nie prowadzi raczej badań w tym zakresie, i zapewne kwestia ta jej nie niepokoi. Zwykły człowiek od wieków był w stosunku do kosmosu w podobnej sytuacji, choć długo nie zdawał sobie z tego sprawy, ale – w przeciwieństwie do mrówek – stworzył w długiej ewolucji różne postawy i poglądy na temat budowy świata. Droga wiodła od początkowego traktowania Ziemi bądź jako centrum 20 świata, bądź jako zależnej od Słońca, które jednak miało krążyć wokół Ziemi, po odebranie jej rangi centrum kosmosu – zdegradowanie do roli satelity krążącego wokół Słońca. Dalsze badania naukowe, jakże dziś intensywne, prowadzą do wniosku, który mrówka mogłaby sformułować, gdyby miała pisać prace naukowe, a mianowicie poglądu, że kosmos jest bezgranicznie wielki, że stale jakby ucieka od Ziemi i że w gruncie rzeczy wiemy o nim coraz więcej i chyba coraz mniej rozumiemy, jaką rolę w tym wszystkim odgrywa Ziemia, na której żyjemy. Nie jestem niestety ani astronomem, ani fizykiem, i w tej sytuacji wracam raczej do pozycji małej mrówki, która prawdopodobnie nie przejmuje się tym, że las, w którym mieszka, leży w jakimś kraju, kraj ten należy do kontynentu opływanego morzami i oceanami, że w sumie mieszka na ogromnej w proporcjach do życia mrówki Ziemi. Na szczęście mrówka nie wie nawet o istnieniu kosmosu i jej żadne lęki metafizyczne czy kosmiczne nie dotyczą. Pytanie: Czy nam czasem nie grozi strach przed nieskończonością kosmosu wobec utraty stabilnej wiary w realia Ziemi jako swego rodzaju centrum naszego świata? Strachy takie, raczej wprawdzie tylko dla pieniędzy, szerzą filmy o kosmitach i „walkach światów”. Może więc lepiej wracać spokojnie do codziennej krzątaniny na wzór pracowitych mrówek, krzątaniny, która oczywiście, w obliczu niepojętego w swej wielkości kosmosu, wydawać się może zupełnie nieważną, marginesową. Czy można jednak eksplorować dalej i dalej kosmos, nie zwracając uwagi na skutki tego działania w myśleniu o naszej egzystencji? Czy możemy wszystko pojąć bez błędu i kłopotów? Czasami, choćby w telewizji, wskazują nam nowe teorie na przykład o „czarnej dziurze” w kosmosie, której definicje astronomów wydają się tak skomplikowane, że nie każdy współczesny polski maturzysta pojmie łatwo, o co chodzi. Możemy oczywiście powiedzieć „Polacy, nic się nie stało” i wracać do podróży Twardowskiego na Księżyc. Notabene wśród pierwszych autorów, którzy pisali na świecie o podróży na Księżyc, był znakomity autor polski – Jerzy Żuławski (książka Na srebrnym globie rok 1903. Jest także polski film oparty na tej książce). Doświadczenie zarówno historii, jak i obecnych czasów świadczy wyraźnie, że społeczeństwa ludzkie niekoniecznie są skłonne przyjmować takie czy inne pewniki nauki. Moim zdaniem „kondycja człowieka”, jego obecność „tu i teraz” nie ułatwia wyjścia spojrzeniem daleko poza własną, bieżącą egzystencję, określa jej możliwości. Dobrym przykładem są tu losy zwalczanej nieraz i dziś, a ogólnie przyjętej w nauce teorii darwinizmu co do ewolucji życia na Ziemi. Nawet w niezwykle „postępowym” Związku Radzieckim Stalina teoria ta była zwalczana, głoszono POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH w biologii poglądy zupełnie absurdalne, a uczonych, którzy się z tymi teoriami nie zgadzali, wysyłano do GUŁAGU. Przez wieki liczne ludy czciły Słońce jako boga. Długo w astronomii obowiązywała teoria, że Ziemia nie jest okrągła i że Słońce krąży wokół Ziemi, a nie odwrotnie. Przez czas dłuższy odmienny pogląd Mikołaja Kopernika, rodem z Torunia, był ostro zwalczany nie bez krwawych represji. Dziś tego poglądu nikt w nauce nie kwestionuje, ale nie ulega wątpliwości, że tak jak żyją do dziś na świecie środowiska uznające realność czarów i magii, nawet w Europie, tak żyją też różne środowiska na świecie, które nie przyjmują do wiadomości wielu podstawowych informacji panujących w nauce. Rzecz w tym, że realna wiedza wielu ludzi, zwłaszcza ich bezpośrednie, nazwijmy to: empiryczne doświadczenia rzeczywistości wskazują im coś innego niż prawa fizyki odkrywane przez naukę. Łańcuchy przyczyn i skutków ustalane przez naukę (pomijam tu kwestię, że oczywiście nauka przez wieki wytwarzała wiele błędnych teorii, z których później się wycofywała) a pozorne łańcuchy przyczynowe, jakie wydają się nam doświadczane w życiu codziennym, są to nieraz zgoła odmienne poglądy. W swoim czasie popularne było powiedzenie, że nieliczni tylko ludzie „wiedzą”, że istnieją bakterie, pozostali muszą w tej sprawie „wierzyć” nauce. Mógł więc romantyk Adam Mickiewicz pisać dumnie: „Tam dojdę, gdzie graniczą Stwórca i natura”, ale dziś nawet nie wiemy, gdzie i w jaki sposób kończy się kosmos, czy i gdzie są jakieś inne światy, może naszemu bliskie. Myślę, że przeciętny człowiek, nie badacz tych spraw, nie może wyjść poza swój układ myślenia. Mrówka ma jednak lepiej, bo nie ulega metafizycznym lękom, nie musi się zastanawiać, czy za jej lasem są inne lasy, pełne może dziwów, z którymi się nigdy dotąd nie zetknęła. Jesteśmy wobec stałych sukcesów nauki w sytuacji mrówki spotykającej na leśnej drodze traktor, który wywozi ścięte drzewa z lasu, i myślącej sobie (jeżeli tak myśli): szkoda, że te drzewa, które mogłyby nam mrówkom służyć do użytecznych celów, leżąc spokojnie w lesie, teraz gdzieś jadą, nie wiadomo, gdzie i po co. Czy wobec sukcesów techniki, całej cywilizacji elektronicznej, której zasad z reguły wielu z nas nie pojmuje (także ci, którzy potrafią z niej korzystać, ale i tak nie wiedzą, na jakich zasadach jest ona oparta), czy tylko „wapniaki” w moim rodzaju czują się jak owa moja mrówka w lesie? Astronomowie, jak wiemy, posługują się w swoich matematycznych ustaleniach liczbami, których nie znają budżety nawet największych mocarstw naszego świata. Już samo pojęcie „lat świetlnych” (nb. polskie encyklopedie przeważnie ten termin pomijają) określających odległości w kosmosie jest dość trudne do pojęcia, wyobrażenia sobie w naszych skromnych umysłach. Na pytanie, jakie miejsce na przykład „swoją masą” (?) zajmuje nasza Ziemia w kosmosie, jaką jest częścią kosmosu, wydaje się, że precyzyjnej odpowiedzi „na dziś” nie mamy, i nie jestem pewny, czy znane struktury kosmosu pozwolą nam kiedyś taką odpowiedź sformułować. Jedno jest raczej pewne, że takich układów kosmicznych, quasi-samodzielnych (?) jak nasz Układ Słoneczny, jest wiele i wiele z nich prawdopodobnie przewyższa swym ogromem Układ Słoneczny. Nie zapominajmy (dla pognębienia mrówki), że Ziemia jest tylko jedną z ośmiu planet naszego Słońca. Jak konkludować owe odważne (mam nadzieje, że astronomowie UMK w Toruniu nie obrażą się na dywagacje felietonisty) rozważania o samopoczuciu mrówki wobec kosmosu? Konkluzja moja będzie dość oszczędna i skromna: jesteśmy na Ziemi w obliczu nieskończonej wielkości kosmosu czymś w rodzaju mrówek. Astronomowie i fizycy owym mrówkom dostarczają niezwykłe perspektywy, równie może oszałamiające, a niekiedy niepokojące, jak informacje, że zbudujemy roboty, które mogą się zbuntować i objąć władzę na Ziemi. Dodam tu co do robotów, że skoro ludzie – pełni emocji, nauk różnych wyznań, budujący wielowiekową kulturę – mogli, jakby na zimno, urządzać w XX wieku, i dalej mają na to ochotę, organizować ludobójstwa, to czego mamy się spodziewać po mechanicznym stworze pozbawionym duszy, którą człowiek dotąd, wedle naszej tradycji posiada, podobnie jak poczucie zła i dobra? Czy nauczymy roboty poczucia winy po morderstwie?! To jednak tylko moja dygresja. Wracam do spraw kosmosu. Cywilizacja ludzka zaludniła Ziemię i stworzyła jej historię, pełną błędów i „wypaczeń”, by nie rzec morderstw indywidualnych czy zbiorowych, którym jak dotąd żadne przykazania boskie czy ludzkie nie zapobiegły. Czy mamy się chełpić ludzką cywilizacją, która swymi badaniami sięga w głąb kosmosu, czy chwalić się swoją samotnością w kosmosie, to już pytania nie na ten felieton. Chciałem tylko zwrócić uwagę na rosnącą przepaść między egzystencją znacznej części ludności (chociażby Afryka, część Azji i Ameryki Południowej) globalnego świata a rozkwitem nauki w naszej cywilizacji. Pytanie przewrotne do astronomów zapamiętane z wypowiedzi mojego katechety sprzed wieków: Czy ciekawość to nie jest pierwszy krok do piekła? Oczywiście, katecheta nie miał na myśli kosmosu... R E K L A M A POMERANIA GÒDNIK 2015 21 POMORSKA PRASA Idea polskiego kolonializmu na wybranych przykładach prasy międzywojennej (część 2) PIOTR SCHMANDT Jak pisaliśmy w poprzednim numerze, w zbiorach Działu Prasy Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie znajdują się trzy tytuły prasowe, których wydawcą była Liga Morska i Kolonjalna: „Morze. Organ Ligi Morskiej i Rzecznej”, po zmianie nazwy wydawcy „Morze. Organ Ligi Morskiej i Kolonjalnej”, „Morze i Kolonie” oraz „Polska na Morzu. Pismo Ligi Morskiej i Kolonjalnej”. Niżej zamieszczamy krótkie omówienie zawartości „Morza” oraz jego kontynuatora „Morza i Kolonii”. „MORZE” zaczynało skromnie, jako organ Ligi Morskiej i Rzecznej. Na jego łamach przedstawiano efektowne fotografie, np. statku handlowego podczas sztormu wyrzuconego na brzeg i pokrytego lodem (Nr 2 z lutego 1925), omawiano warunki rozwoju dróg wodnych w Polsce (Nr 7 z lipca 1925), czy też zajmowano się problemem ekspansji politycznej Niemiec (tamże). Jednak równolegle na łamach pisma obecna była tematyka aktywności polskiej na morzach. Relacjonowano np. rejs statku Warta, będącego własnością Żeglugi Polskiej, do portów w Gibraltarze i Algierze, nie ograniczając się do spraw gospodarczych, ale szczegółowo prezentując codzienne realia odmiennych kultur (Nr 8–9 z sierpnia – września 1927). Pojawia się charakterystyczny język. Artykuł poświęcony zwiększeniu polskiej aktywności handlowej na odległych obszarach zatytułowany jest „Nasza zamorska ekspansja handlowa” 22 (Nr 10 z października 1927). Nadal jednak koncentrowano się głównie na sprawach morskich w odniesieniu do terenu Polski. W wymienionym numerze omówiono program budowy portu gdyńskiego, kwestię rozpoczęcia działalności przez szkołę morską w Tczewie, zanalizowano też opinie Anglików o naszej Marynarce Wojennej. „Morze” w kolejnych rocznikach poświęcać będzie sprawom portu w Gdyni oraz marynarkom: wojennej i handlowej wiele miejsca, popularyzując je w ten sposób na wielką skalę wśród licznych czytelników z całej Polski. W roku 1929 w „Morzu” pojawia się dodatek zatytułowany „Pionier kolonialny. Organ Związku Pionierów Kolonialnych”. Związek ów był sekcją LMiR. Już w pierwszym numerze ze stycznia dodatek opisuje, piórem dr. Gustawa Załęckiego, osadnictwo polskie w brazylijskiej Paranie, ze wszystkimi jego blaskami i cieniami, jednak w duchu podziwu dla odwagi i determinacji kolonistów. W numerze lutowym „Pioniera” z 1929 r. znaleźć można artykuł o ekspedycji naukowo-ekonomicznej do Angoli. Jej inicjatorem była liga. W tymże numerze – migawki z kolonii portugalskich, holenderskich i francuskich, a także omówienie tendencji polityki kolonialnej wymienionych państw. Marzec 1929 przyniósł numer „Pioniera” z jasną deklaracją: Własne kolonie zamorskie, to wzmożenie politycznego prestige`u Polski, to zabezpieczenie naszej gospodarczej samowystarczalności. To też Liga Morska i Rzeczna domaga się 10% kolonij poniemieckich tytułem należnej nam słusznie i bezspornie schedy, propaguje ideę wyzyskania kolonij francuskich w formie kondominium gospodarczego z Francją na tym terenie. Idźmy śmiało śladami Arciszewskiego, Beniowskiego, Szulca-Rogozińskiego! (...) tereny koncentracji – to dla mas szerokich... Parana, dla osadnictwa jednostkowo-grupowego... Angola. Angola, wówczas kolonia portugalska, widać bardzo leżała na sercu działaczom ligi i redaktorom jej organu, skoro „Morze” z lipca – sierpnia 1929 r. zamieszcza kolejną część bardzo obszernego i szczegółowego reportażu właśnie z Angoli, wzbogaconą atrakcyjnymi fotografiami. Nieprzypadkowo z kolei prezentuje życiorys Maurycego Beniowskiego, którego związki z Madagaskarem miały stanowić argument za polską ekspansją na największą afrykańską wyspę, w tym czasie kolonię francuską. „Pionier” z sierpnia – września 1929 r. przynosi ważną informację – oddziały ligi na terenie całego kraju zebrały już około 100 tysięcy podpisów pod petycją do władz polskich o rozpoczęcie międzynarodowych procedur mających na celu oddanie Polsce części kolonii niemieckich. Problem polegał jednak na tym, że tereny należące przed I wojną światową do wilhelmińskiego cesarstwa już dawno zostały rozdzielone, a ich lwią część otrzymała Wielka Brytania. Potęgom takim, jak Wielka Brytania trudno odebrać kolonie, toteż F. Ordyński w „Pionierze” (artykuł „Do kogo należy Antarktyda?”) z grudnia 1929 r. zastanawia się nad... łatwo zgadnąć! Rok 1930 rozpoczyna „Pionier” w styczniowym numerze relacją z „Rewji morsko-kolonjalnej w Antwerpji”. Na owej „rewji” zaistniała też Polska ze POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 POMORSKA PRASA swym pawilonem, zorganizowanym przez ligę wespół z Żeglugą Polską, prezentując ojczysty dorobek w zakresie rozbudowy floty i rynków morskich oraz aktywności naukowej w dalekich krajach. Podstawy finansowe organizacji, która ideę kolonializmu propaguje, musiały być czymś istotnym. Rozmaite były sposoby gromadzenia środków pieniężnych, np. „Pionier” z kwietnia 1930 r. informuje, że wydano znaczki na fundusz kolonialny, w cenie 10 i 50 gr. Można było je nabyć w oddziałach ligi na terenie całego kraju. Majowy numer „Pioniera” z 1930 r. kontynuuje obszerny cykl reportaży poświęconych Madagaskarowi. W Kronice kolonjalnej „Pioniera” z sierpnia 1930 r. pojawia się następująca informacja: W początkach sierpnia r.b. Zarząd Związku Pionierów Kolonjalnych otrzymał pierwszą wiadomość od członków związku pp. Jesionowskiego i Kłobukowskiego, którzy przed paru miesiącami udali się do Angoli celem osiedlenia się na roli. Ze sprawozdania, jakie nadesłali nasi pionierzy, wynika, że na terenie angolitańskim można liczyć na uzyskanie większych obszarów ziemi pod przyszłą polską kolonizację. „Morze” w każdym numerze prezentowało życie polskich osadników w najodleglejszych rejonach świata, m.in. w Peru i na Filipinach, jak również ukazywało czytelnikom realia w krajach, gdzie Polaków (jeszcze!) nie było zbyt wielu, jak np. w Maroku. Z kolei w każdym numerze „Pioniera” zamieszczony jest tzw. wstępniak dotyczący programu ligi i polskich postulatów w odniesieniu do przyszłej kolonizacji, np. w numerze 11 z listopada 1930 r. znalazł się artykuł wstępny dr. W. Rosińskiego zatytułowany „Od programu do jego wykonania”. „Morze”, już jako organ Ligi Morskiej i Kolonjalnej, zaprasza w numerze styczniowym z 1933 r. na wycieczkę okrętem Polonia do Afryki w dniach 3–27 kwietnia. Trasa obejmować miała: Lizbonę, Casablankę, Malagę, Sewillę i Antwerpię. Nie były potrzebne wizy i paszporty, co niewątpliwie znacznie pomniejszało zakres formalności. W numerze marcowym „Pioniera Kolonialnego” dalszy ciąg opisu projektu P. Wereszczyńskiego (z roku 1874). POMERANIA GÒDNIK 2015 Ów teoretyk kolonializmu postulował wtedy, o czym wyżej, założenie kolonii polskiej na wyspach Oceanii. Na fundusz kolonialny, o czym informuje „Pionier” z kwietnia 1933, wpłacili ostatnio m.in.: Jan Lewandowski – 25 zł, Iz. Pabudziński – 4 zł, Centrum Wyszkolenia Saperów – 139,84 zł. Każdego roku obchodzono hucznie Święto Morza. Liga z tej okazji, o czym informuje „Morze” z maja 1933 r., wydała już wcześniej Kalendarz Morski i Kolonjalny, w którym znaleźć można było szczegółowe informacje dotyczące najbliższych obchodów. Gdy mowa o publikacjach, LMiK posiadała własny Instytut Wydawniczy. „Pionier” z czerwca 1933 r. poleca m. in. Program Ligi Morskiej i Kolonjalnej gen. Gustawa Orlicz-Dreszera, Kolonje dla Polski L. Bulowskiego i Wysoki płaskowyż Angoli Franciszka Łypa. „Morze” z lipca 1933 r. niemal każdą kolejną stronicę zdobi hasłami w rodzaju: Mamy morze, zdobywajmy oceany; Kto ma morze, tego nikt nie zmoże; Morze i kolonje – to potęga Polski; Pamiętaj o Funduszu Akcji Kolonjalnej. Do idei Polski kolonialnej i w ogóle morskiej miały zachęcać barwne, na poły beletrystyczne wspomnienia, napisane ze swadą i przedstawiające przygody oraz rozmaite perypetie podróżników. Takie są Leopolda Janikowskiego „Wspomnienia z podróży afrykańskich w latach 1882–1886”, zamieszczone w numerze 8–9 „Pioniera” z sierpnia – września 1933 r. Numer 12 „Pioniera” z grudnia 1933 r., jak zresztą wszystkie go poprzedzające, informuje o działalności kół ligi na terenie całego kraju. Zwraca uwagę mnogość pożytecznych inicjatyw kół ligi, np. oddział w Hrubieszowie propagował lokalny rozwój sportów wodnych; z jego inicjatywy zbudowano przystań wodną na rzece Nuczwie – przebieralnię, magazyn na kajaki, a przede wszystkim pływalnię. Tego typu inicjatywy stanowiły zresztą element wprowadzający konkretną społeczność w tematykę wodną znacznie większego kalibru. Michał Pankiewicz z Warszawy był stałym felietonistą, a raczej teoretykiem i członkiem, jak byśmy to dziś nazwali, think tanku LMiK. „Pionier” ze stycznia 1934 r. prezentuje jego artykuł zatytułowany „Jak należy organizować kolonizację zamorską”, w którym autor szczegółowo przedstawia kolejność i obszary posunięć mających na celu polityczne, ekonomiczne i społeczne zagospodarowanie ziem przewidzianych jako przyszłe polskie dominia. Kolonie koloniami, a dopóki ich nie ma, dopóty trzeba sprowadzać rozmaite zamorskie towary od obcych. W kwietniowym numerze „Pioniera” z 1934 r. Adam Grodecki z Warszawy analizuje główne kierunki importowe Polski. I tak, dowiadujemy się, że z Azji (głównie z Indii Brytyjskich) sprowadzamy produkty roślinne, np. ryż niewyłuszczony, jutę, bawełnę, koprę, siemię lniane. Za to z Bliskiego Wschodu docierają do nas pomarańcze, mandarynki, grappe-fruit (pisownia oryginalna), tytoń, oliwa jadalna i nieco wyrobów ze srebra. Z kolei Australia 23 POMORSKA PRASA eksportowała do Polski wełnę, skądinąd kraina kangurów była w tym względzie światowym potentatem. Pismo żywo interesowało się skupiskami polonijnymi w dalekich krajach, łącząc z nimi dalekosiężne plany. W numerze lipcowym „Morza” z 1934 r. artykuł „Ośrodki polskie na obczyźnie” podaje wiele interesujących szczegółów dotyczących Polaków w Kolumbii, Chile czy Panamie. Skupiska Polaków istniały w wielu miejscach. Mało kto wie, że jeszcze w czasach Rosji carskiej liczni Polacy budowali w Mandżurii linię kolejową pomiędzy Rosją a Chinami. Silnym „polskim” ośrodkiem stał się wtedy Harbin. W 1934 r., o czym informuje numer listopadowy, mieszkało tam 5 tysięcy naszych rodaków. W artykule „Sprawa kolonizacji polskiej w Mandżurii” inż. K.G. zastanawia się, czy i na tym „froncie” nie dałoby się działać w celu pozyskania kolonii. Niektóre zamierzenia przybierały bardzo realny kształt. „Morze” z marca 1935 r. informuje, że Dnia 3 kwietnia 1934 roku, misja Ligi M.iK. w osobach pp. 24 Janusza Makarczyka i Jana Dmochowskiego wyjechała z Bordeaux statkiem holenderskim „Amstelkerk” i zwiedziła kolejno Sierra Leone, Gwineę Francuską, Liberję, Wybrzeże Kości Słoniowej, Wybrzeże Złote, Togo i Dahomey, wracając do Warszawy w końcu czerwca tegoż roku. Imponuje precyzją i liczbą nagromadzonych faktów analiza tamtejszych rynków gospodarczych i perspektyw Polski na rozwój wymiany handlowej z wymienionymi krajami (w większości koloniami), nie wyłączając nawiązania współpracy w kreowaniu procesów ekonomicznych wyższego rzędu (kooperacja inwestycyjno-produkcyjna). Przywoływany już Michał Pan kiewicz w majowym numerze „Morza” z 1935 r. operuje językiem patetycznym, charakterystycznym dla międzywojnia, przy tym wyzbytym wszelkich niuansów dyplomatycznych: Hasło: Żądamy kolonij dla Polski musi stać się dzisiaj hasłem całego narodu, winno ono wypełnić naszą myśl i przepoić naszą wolę, a wówczas rząd, silny poparciem powszechnej opinii narodu, zażąda i zdobędzie mandat kolonjalny dla Polski. Błąd z r. 1919 powtórzyć się nie powinien i nie może. Czerwcowy numer z 1935 r. podaje kwoty wpłacone w poszczególnych latach na Fundusz Akcji Kolonjalnej (dla zainteresowanych – P. K. O. Nr 1030; kto wie, może mimo zawirowań wojennych konto jakimś cudem przetrwało w zakamarkach tej największej polskiej instytucji finansowej...). I tak, w roku 1933 wpłacono 143 410,39 zł, w 1934 – 179 000,88 zł, natomiast w 1935 (do 1 maja) 136 602,39 zł. Organ ligi z niepokojem, ale i zazdrością dostrzegał poczynania państw mogących stanowić konkurencję dla polskich dążeń kolonialnych. Z artykułu płk. dypl. T. Tomaszewskiego z lipca 1935 r., dotyczącego szkoły kolonialnej w Niemczech przygotowującej kadry mające zarządzać w przyszłości odzyskanymi przez Niemców koloniami, przebija też uczucie i przesłanie pozytywne – od sąsiadów należy uczyć się rzeczy dobrych, a więc zapału, zdolności praktycznych i organizacyjnych, jak również konsekwencji. Ważnym elementem działalności LMiK były letnie obozy młodzieżowe. Numer 8–9 „Morza” z sierpnia – września 1935 r. prezentuje fotoreportaż z obozu na Helu. Namioty, ćwiczenia gimnastyczne, plażowanie, wszystko to musiało być dla młodego człowieka doby międzywojennej atrakcyjne. Opinia międzynarodowa zaczynała z czasem dostrzegać polskie dążenia kolonialne, które nie mogły zostać przychylnie przyjęte. W artykule „Dążenia kolonjalne” zamieszczonym w grudniowym numerze „Morza” z 1935 r. pojawia się smutna konstatacja: Dążenia kolonjalne, które ujawniać się poczynają w naszem społeczeństwie, nie uchodzą uwagi opinji publicznej za granicą. Rzadko jeszcze spotykają się one z należytem zrozumieniem, a już tylko pojedyńcze głosy organów tej opinji – prasy – zajmują wobec naszych dążeń stanowisko przychylne. Dynamiczny, niemający precedensu w polskiej historii rozwój Gdyni, niewątpliwie miał wpływ na zainteresowanie Polaków morzem i perspektywami, jakie niesie jego zagospodarowywanie. Skoro potrafiliśmy zbudować taki port i mamy coraz większą flotę, kolonie będą prostą konsekwencją rozwoju Polski morskiej – i właśnie Gdyni. Kazimierz Jeziorański w styczniowym numerze „Morza” z 1936 r. pisze w tekście zatytułowanym „Gdynia a Kolonje”: Aby port polski Gdynia, aby praca nasza na morzu mogła dać nam te wszystkie korzyści, jakie ciągną inne państwa – musimy dotrzeć do źródeł surowców kolo njalnych, odgrywających tak wielką rolę w naszem życiu gospodarczem, wziąć w swe ręce produkcję i transport tych surowców. A to stać się może tylko wówczas, gdy panować będziemy nad terenami produkcji, gdy będziemy mieć kolonje. Gdynia, to brama wypadowa, przez którą prędzej czy później dopłynąć musimy do własnych terenów ekspansji zamorskiej – do kolonij. Druga połowa lat 30. to czas, kiedy i oficjalne czynniki państwowe najwyższego szczebla zabierają głos w kwestii POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 POMORSKA PRASA kolonialnej. Nr 3 „Morza” z marca 1936 r. cytuje słowa szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych Józefa Becka, wypowiedziane w przemówieniu podczas posiedzenia Komisji Budżetowej Senatu RP 29 stycznia. Z uwagi na rangę urzędnika i miejsce, warto zacytować dłuższy fragment tej wypowiedzi: Sprawy kolonizacyjne. Mówi się o nich dziś dość dużo, niektórzy aktualnie biją się nawet o to. Sądzę, że jesteśmy na progu jakby dojrzewania nowej koncepcji zagadnienia kolonjalnego. Przedstawiciel największego mocarstwa kolonjalnego, sir Samuel Hoare, powiedział, iż przewiduje możliwość i potrzebę międzynarodowego porozumienia co do podziału zarówno źródeł surowców, jak i spożytkowania ludzkiej pracy na świecie. Sądzi on, iż szukać tego trzeba na drodze porozumienia pokojowego. W Genewie zaznaczyłem w odpowiedniej formie, że rezerwujemy sobie powrócenie do tej sprawy w przyszłości. Przy rozpatrywaniu tego problemu w drodze porozumienia międzynarodowego, nasze państwo będzie miało oczywiście równe prawo i równą możliwość zaspokojenia swoich interesów. Język dyplomatyczny, nieco ezopowy, ale... Tymczasem liga, która już wcześniej robiła wiele w celu rozwoju jak najściślejszych stosunków z Liberią i miała na tym polu niemałe osiągnięcia, może się pochwalić, w tekście z lipca 1936, że Prace plantacyjne w Liberii, prowadzone przez Polaków na terenach koncesyjnych LMK, rozwijają się stopniowo. Pozakładano już szkółki niektórych cennych roślin, jak kakao i kawy. W związku z powołaniem Instytutu Morskiego i Kolonialnego redakcja zwróciła się do prof. Stanisława Pawłowskiego z prośbą o omówienie celów i metod przyszłej działalności instytutu. Prof. Pawłowski w „Morzu” z lutego 1937 r. szczegółowo przedstawia przyszłą działalność, naukową i jednocześnie praktyczną, powołanej właśnie placówki. „Morze” z maja 1937 r. prezentuje obszerne podsumowanie działalności LMiK w latach 1935–1937, w odniesieniu do Delegatury w Jarosławiu, okręgów: Białostockiego, Lubelskiego, Lwowskiego, Łódzkiego, Nowogródzkiego, Pomorskiego, Poznańskiego, Radomsko-Kieleckiego, Stanisławowskiego, POMERANIA GÒDNIK 2015 Stołecznego, Tarnopolskiego, woj. warszawskiego, Wileńskiego, Wołyńskiego, Zagłębia Węglowego, włącznie z podaniem kwot składek zebranych w każdym z okręgów. W artykule o nostalgicznym, ale i budzącym nadzieje tytule „Polskie tradycje kolonialne” (Nr 9 z września 1937 r.) K. Jeziorański przypomina Maurycego Beniowskiego, Adama Mierosławskiego, Antoniego Pisulińskiego, braci Stebleckich, Władysława Jagniątkowskiego, Tomasza Bartmańskiego, Pawła Strzeleckiego – na ogół dziś zapomniane niespokojne duchy podróżujące po egzotycznych zakątkach świata, zawsze, oprócz pasji odkrywczej i żyłki awanturniczej, mające na względzie dobro przyszłej, odrodzonej Polski. Grudniowy numer „Morza” z 1937 r. w artykule wstępnym zatytułowanym „Walka o kolonie” podaje przykład agresywnej i skutecznej polityki ekspansji Włoch w Abisynii. A Polska? Posiadamy już wymianę towarową, w tym surowcową ze światem, nasi rodacy są w wielu krajach na dalekich kontynentach, flota rozwija się imponująco, mamy wielki, nowoczesny port, Toteż domagamy się kolonij dla Polski! Wspominaliśmy już o udziale we władzach ligi wielu prominentnych osób z kręgów decydenckich II RP. Oto Nr 1 „Morza” ze stycznia 1938 r. podaje, iż Rada Główna LMiK zwróciła się do Inspektora Armii gen. broni K. Sosnkowskiego z prośbą o przyjęcie godności Protektora Ligi. Zaszczyt został przez zainteresowanego przyjęty. Zapowiedź zorganizowania przez ligę „Dni Kolonialnych” na terenie całego kraju w dniach od 7 do 13 kwietnia 1938 r. można znaleźć w numerze 3 z marca tegoż roku. Liga zorganizować miała przemarsze, parady, konkursy, prelekcje, zabawy i, jak byśmy dziś powiedzieli, gry uliczne. Późniejsze relacje prasowe z tego wydarzenia ukażą rzeczywiście wielką skalę przedsięwzięcia oraz popularność, jaką cieszyło się ono w szerokich warstwach społecznych. Ważna informacja: jak podaje „Morze” z czerwca 1938 r., stan liczebny członków LMiK wynosił: dożywotnich – 12, protektorów – 44, opiekunów – 142, zwyczajnych – 160 009, popierających – 105 678, zespolonych – 237 452, szkolnych (uczniów) – 256 076; łącznie – 759 413 członków. „MORZE I KOLONIE” to miesięcznik, który ukazywał się od stycznia 1939 r. Właściwie nie różnił się zbytnio od „Morza”, którego był kontynuatorem. Dużo miejsca poświęcał sprawom polskiej gospodarki morskiej, ale też wiele w nim tematów krajoznawczych i kolonialnych. Działalność pisma rozpoczyna się od noworocznych życzeń Rady Głównej i Zarządu Głównego LMK, których zakończenie brzmi: Obok życzeń pomyślności osobistej składamy życzenia – byśmy w realizacji naszych zamierzeń ideowych i programowych nie ustawali, by Bandera z Orłem Białym nie na jednym łopotała morzu i lądzie i wszędzie budziła szacunek i uznanie, stwierdzając niezbicie, że Polska jest i będzie mocna na lądzie i morzu, i że kroczy po drogach, które wiodą ku wielkości i potędze. Dalej, w tekście Jana Dębskiego, znajdujemy stwierdzenie, iż Nasz oficjalny organ od niniejszego numeru nosić będzie tytuł „Morze i kolonie”. Marcowy numer zajmuje się „Problemem kolonialnym w sejmie i senacie”. Okazuje się, że sprawy kolonialne dość często poruszane były w obu izbach parlamentu. Na przykład poseł Sowiński mówił podczas posiedzenia sejmu w dniu 8 lutego, że (...) pilność rozwiązania zagadnienia kolonialnego dla Polski wysuwa się na plan pierwszy. Walka o zdobycie rynku kolonialnego i surowcowego to walka o wolny oddech przeszło 33-milionowego Państwa. Z kolei senator Katelbach, tego samego dnia na posiedzeniu senackiej Komisji Budżetowej, oświadczył, iż (...) aby władać koloniami, trzeba w nich siedzieć, trzeba się stać autochtonem, trzeba być w nich obecnym fizycznie i kulturalnie. Nadal ważna była dla ligi działalność edukacyjna i popularyzatorska. Pismo w numerze 4 z kwietnia informuje, że Liga Morska i Kolonialna organizuje konkurs dla młodzieży (dostępny dla dziewcząt i chłopców). Konkurs ten ma na celu pogłębienie zainteresowania młodzieży sprawami kolonialno-surowcowymi. Udział w konkursie może wziąć młodzież szkolna wszelkiego typu szkół: powszechnych, gimnazjów i liceów. Dla każdego 25 POMORSKA PRASA rodzaju szkół dostosowany jest odpowiedni poziom zadań konkursowych. A oto jedno z zadań dla młodzieży szkół powszechnych oraz I i II klasy gimnazjów: 1) Zrób model osiedla kolonisty polskiego: W Ameryce Północnej lub Południowej albo w Afryce. Wykonaj model w ten sposób, aby można było poznać, jak wygląda takie osiedle (dom mieszkalny wraz z otoczeniem, rośliny w ogrodzie i w polu, narzędzia rolnicze, zwierzęta itd.). Materiał i wielkość modelu dowolne. W dniach 20–21 maja 1939 r. w Toruniu odbył się VIII Walny Zjazd Delegatów LMK. Padły liczne postulaty, nie zabrakło sprawozdań, ale też z wypowiedzi delegatów przebijała troska o losy kraju w związku z coraz większym zagrożeniem ze strony Niemiec. Liga, niezwykle zasłużona w rozwoju Funduszu Obrony Morskiej, zaapelowała do społeczeństwa i władz Polski o zwielokrotnienie wysiłku w celu dozbrojenia Marynarki Wojennej. Ostatni, sierpniowy numer „Morza i Kolonii” przytacza pełne dramatyzmu, ale i nadziei przemówienie prezydenta I. Mościckiego wygłoszone podczas czerwcowych Dni Morza, relacjonuje zresztą obficie samo doroczne wydarzenie. Gdyńskie obchody stanowiły dla ligi okazję do promowania swoich celów. Członkowie organizacji, tak jak i podczas „Dni Kolonialnych”, np. przebierali się za Murzynów, smarując twarze pastą do butów, paradowali w mundurach wzorowanych na angielskich uniformach kolonialnych, nakładali na głowy korkowe hełmy z przypiętymi doń orzełkami. Warto dodać, że podczas Dni Morza w 1939 r. nastąpiło uroczyste otwarcie Instytutu Higieny Morskiej i Tropikalnej. Jego kontynuatorem do chwili obecnej jest szacowna gdyńska placówka – Instytut Medycyny Morskiej i Tropikalnej. Tytuł jednego z artykułów, „Gdańsk kluczem sytuacji” brzmi nad wyraz proroczo. Nie brak jednak i relacji z egzotycznych wojaży. „Bamwanjara wódz czarnej Safari” to barwny opis ekspedycji do zachodniej Ugandy, belgijskiego Konga i belgijskiego mandatu Ruandy – Urundi zorganizowanej przez Polskie Towarzystwo Wypraw Badawczych od grudnia 1938 do maja 1939 r. Szefem ekspedycji był prof. dr Edward Loth. Nigdy już więcej nie miało się ukazać czasopismo Ligi Morskiej i Kolonjalnej. Nigdy już też nie myślano o zdobywaniu przez Polskę zamorskich kolonii. Zmieniły się czasy, kolonializm nie jest w modzie, a niemal każdy naród, choćby najmniejszy i najbiedniejszy, pragnie mieć niepodległość, do której ma takie samo prawo, jak Wielka Brytania czy Francja, dawne potęgi kolonialne. Tym bardziej możemy dziś z nostalgią (i czystym sumieniem) spojrzeć na międzywojenne próby dołączenia Polski do „kolonialnego wyścigu”. Wynikały one z przeświadczenia o marnowaniu szans i stracie czasu przez cały okres zaborów. Zachłyśnięcie się wolnością sprawiło, że nasi przodkowie od razu chcieli dorównać europejskim potęgom. I z tej potrzeby wybuchła miłość do morza (także i Pomorza), do Gdyni, której to potrzeby natychmiastową konsekwencją była tęsknota do dalekich kontynentów. Literatura wykorzystana WYDAWNICTWA ZWARTE Atlas geograficzny, Warszawa 1971 Ferguson Niall, Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat, Kraków 2013 Getter Leon, Ze spływem „Przez Polskę do Gdańska”, Warszawa 1934 Szolc-Rogoziński Stefan, Żegluga wzdłuż wybrzeży zachodniej Afryki na lugrze „Łucya-Małgorzata” 1882–1883, Warszawa (b.r.w.) WYDAWNICTWA CIĄGŁE „Do Rzeczy. Historia” 2015, Nr 7(29), lipiec „Morze. Organ Ligi Morskiej i Rzecznej”, Warszawa 1925, R. II, Nr 2, 7 „Morze. Organ Ligi Morskiej i Rzecznej”, Warszawa 1927, R. IV, Nr 3–5, 8–12 „Morze. Organ Ligi Morskiej i Rzecznej”, Warszawa 1928, R. V, Nr 1 „Morze. Organ Ligi Morskiej i Rzecznej”, Warszawa 1929, R. VI, Nr 1–12 „Morze. Organ Ligi Morskiej i Rzecznej”, Warszawa 1930, R. VII, Nr 1–12 „Morze. Organ Ligi Morskiej i Kolonjalnej”, Warszawa 1933, R. X, Nr 1–12 „Morze. Organ Ligi Morskiej i Kolonjalnej”, Warszawa 1934, R. XI, Nr 1–12 „Morze. Organ Ligi Morskiej i Kolonjalnej”, Warszawa 1935, R. XII, Nr 1–12 „Morze. Organ Ligi Morskiej i Kolonjalnej”, Warszawa 1937, R. XIII/XIV, Nr 1–12 „Morze. Organ Ligi Morskiej i Kolonjalnej”, Warszawa 1938, R. XV, Nr 1–12 „Morze i Kolonie”, Warszawa 1939, R. I (XVI), Nr 1, 3, 4, 6, 8 26 POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 KSIĄŻKI, KTÓRE WARTO PRZECZYTAĆ Opowiastka o samotności czyli „Nora” wychodzi w morze Salińskiego (część 2) Stanisław Maria Saliński, już za życia uznany za jednego z najwybitniejszych pisa rzy-marynistów, to niezwykła, choć nieco zapomniana postać polskiej literatury. PA U L I N A K A L B A R C Z Y K Na autentyzm utworów Salińskiego składają się moim zdaniem nie tylko autentyczne przeżycia, lecz także wyczuwalny w każdym niemal utworze niezwykle emocjonalny stosunek autora do opisywanych zdarzeń. Nieodłącznym elementem jego utworów jest świadomość przemijania i bezpowrotności zdarzeń. Problem ten najpełniej obrazuje powieść „Nora” wychodzi w morze. Książka, która ukazała się w 1962 roku, stanowiła pewnego rodzaju eksperyment Salińskiego – była, jak sam ją określił, małą próbką pisarstwa „bez taryfy ulgowej”, za którą uważał dalekowschodnią egzotykę. W „Norze” zamiast odległych wód występuje bowiem Bałtyk. Materiały do książki autor zgromadził podczas urlopu spędzonego w Jelitkowie. Pojawienie się w gdańskim porcie fińskiego żaglowca – tytułowej „Nory” – staje się przyczyną dziwnego zachowania mieszkańców domu przy Akacjowej, gdzie pan Es (Saliński) wynajął pokój. Zaintrygowany tym, zaczyna prowadzić „śledztwo”, poznając stopniowo mroczne tajemnice gospodarzy – małżeństwa Wenclów – i stając się uczestnikiem ich rodzinnego dramatu. Okazuje się bowiem, że wielomiesięczny rejs na pokładzie „Nory” to marzenie Wencla, które teraz ma szansę się spełnić, do czego jednak nie chce dopuścić Tomasz, zagadkowy lokator i przyjaciel rodziny. Es, dociekając przyczyny POMERANIA GÒDNIK 2015 zachowania Tomasza, dowiaduje się, że kocha on z wzajemnością Annę Wenclową – w młodości mieli się pobrać, jednak rozdzieliła ich wojna. Kobieta, przekonana o jego śmierci, zdecydowała się poślubić innego. Kiedy po wielu latach powrócił, zamieszkał z Wenclami, ale mąż Anny nigdy nie poznał tej historii. Tomasz zdaje sobie sprawę, że jeśli Wencel wyruszy teraz w rejs, to nie będzie miał już do kogo wracać. Rozdarty pomiędzy lojalnością wobec przyjaciela a miłością do kobiety, decyduje się sfałszować datę odpłynięcia „Nory” tak, by tamten nie zdążył dostać się na pokład, a sam prawdopodobnie popełnia samobójstwo, o czym Es dowiaduje się z gazety, którą czyta w drodze do Warszawy (znajduje tam informację o mężczyźnie zabitym przez pociąg). Interesujące zagadnienie, pomijane przez krytyków twórczości Salińskiego, stanowi w jego utworach motyw morza jako „persony dramatis”, który najwyraźniej przedstawiony został właśnie w „Norze”1. Morze pojawia się w powieści około czterdziestu razy – najczęściej przywołuje je sam pan Es, ponieważ jest widoczne z jego pokoju. Za każdym razem, kiedy podchodzi do okna, jego uwagę zwraca barwa lub dźwięk, przeważnie wrażenia nakładają się. Interesujące, że opisom morza wielokrotnie towarzyszą czasowniki, które wyraźnie wskazują na jego aktywność, żywotność: morze Salińskiego szeleści, warczy, huczy, wyłania się. Czasem jednak przyjmuje postawę bierną: staje się potulne, pozwala, by nakładał się na nie zmierzch. Charakteryzuje je zmienność – przybiera rozmaite barwy: bywa czarne, srebrne, turkusowe i zielone. Tę zmienność i dynamikę podkreśla dodatkowo statyczna pozycja obserwującego, który widzi ciągle to samo okno, ciągle ten sam skrawek brzegu. Co ciekawe – morze jest obecne nawet poprzez nieobecność: pisarz zauważa, że milczy, nie dając znaku życia. Na obraz rzeczywisty nakładają się dodatkowo wspomnienia morskiej przeszłości autora-narratora. To, że teraz obserwuje morze tylko z lądu, często z dużej odległości – przez lornetkę, dodatkowo podsyca jego tęsknotę. Mimo że akcja powieści obejmuje kilka dni, słusznie zauważył Telega, że treść została rozszerzona o „czas psychiczny” – przeżycia bohaterów, stała obecność morza i przygotowania do rejsu wciągają narratora w wir własnych dalekowschodnich wspomnień. Młody chłopak, wysłany do Wencla z pokładu „Nory”, staje się „marynarskim autoportretem”2 pisarza, który nazywa go gościem z zaświatów: Z oczu mu patrzyło, że popychadło. Przyglądałem mu się z sympatią. Sam byłem kiedyś taki. […] Szczenięce lata, dalekie czasy, niepowrotny świat. […] Tak, tak, pamiętam takiego właśnie, chociażby z odbicia w lustrze w kajucie „Indigirki”, bardzo, bardzo dawno temu. Bardzo, bardzo daleko. Ten krawat, pierścionek z „moon-stone”, przykrótkie rękawy i dopiero co ukończonych szesnaście lat!... Cały świat otworem!...3 27 KSIĄŻKI, KTÓRE WARTO PRZECZYTAĆ tylko obrazkiem wpisującym się w nurt małego realizmu, sięgnął dalej, nadając powieści wymowę uniwersalną. Mały realizm wykorzystał zaś do uwypuklenia dramatu bohaterów: Tam kontra dwóch światów – ostatniego Mohikanina w naszej rzeczywistości, wiernego przyjaźni, Tomasza, śmiesznego Don Kichota – i chamskiego świata codzienności, ordynarnej panny Elżbiety, chamskiej kelnerki w kawiarni („Wszyscy do mnie z grubymi, a ja urodzę drobne czy co?”)5. Fot. z archiwum Stanisława Marii Salińskiego w Oddziale Rękopisów Książnicy Pomorskiej w Szczecinie Ze stale powracającymi, bolesnymi wspomnieniami walczą także domownicy – Tomaszowi o traumatycznych wydarzeniach wojennych nieustannie przypomina blizna na twarzy, Annie o śmierci dziecka – Marynka, córka sąsiadki. Ta dziewczynka, która buduje na podwórku cmentarz dla zwierząt, wprowadza do utworu atmosferę niepokoju. Jako jedyna przeczuwa zamiar Tomasza, próbując go zatrzymać, gdy ten idzie w kierunku torów. Saliński po mistrzowsku żongluje w powieści rozmaitymi motywami, które ulegają nieustannej transformacji, stale nabierają nowych znaczeń, początkowo niejasne tworzą na koniec niezwykle spójną całość. Wskazać tu można między innymi na motyw mgły – głuchej, rozprzestrzeniającej się, wprowadzającej niepokój 28 i zapowiadającej zbliżające się nieszczęście, z którą łączy się motyw miejscowej doki (kasz. dôka – mgła) – złej mgły. Do istotnych motywów należą również trucizna oraz pęknięcie. Ponadto przenikające się motywy snów i masek, które wskazują na dwoistą naturę ludzkiego życia: Maski, maski wszyscy chodzimy ciągle w maskach. […] każdy ma ich całą kolekcję w kieszeni, na każdą okazję, na wszelki wypadek…4 Wszystko to ukazuje kolejne istotne cechy twórczości Salińskiego – konsekwencję oraz wierność literackim założeniom, które stanowiły odzwierciedlenie jego postrzegania świata i ludzkiej natury. W „Norze”, która mogła być Realizm to także doskonale oddany klimat Gdańska przełomu lat 50. i 60. oraz wczasowo-rybackiej osady, jaką stanowiło wówczas Jelitkowo. Urlop pana Es przypada na lipiec – sezon turystyczny rozpoczął się więc na dobre. Od strony plaży nieustannie rozlega się gwar, na każdym kroku spotkać można harcerzy oraz uczestników obozów sportowych. Tłoczno jest także w miejscowej gospodzie w parku, gdzie Es co dzień przychodzi na obiad. Poza letnikami obyczajowy obrazek osady tworzy także miejscowa ludność. Saliński przedstawił ją dość schematycznie, sięgając po psychologiczne uproszczenia – celem tego zabiegu było zbudowanie wspomnianej wyżej „chamskiej codzienności”, w której jednak odnaleźć można relikty dawnego świata rybackiego, reprezentowane przez tutejszych, kaszubskich rybaków, jak choćby życzliwość czy umiejętność prognozowania pogody na podstawie obserwacji natury: – Dzień dobry, pani gospodyni – powiedziałem. – I co? Zyda idzie? – A jidze. Ale doka z nordy to czwiortoczka na szlaga. Wyminęliśmy się. – Nie zrozumiałem – powiedziałem do pana Biszera – czasem ich trochę rozumiem, a teraz tyle, że doka z nordy, mgła od północy. A reszta? – Czwiortoczka to czterodniowa febra, trwa cztery dni. I ta mgła jest czterodniowa, wróci na niepogodę. Można wierzyć, tutejsi, z dawna osiadli Kaszubi znad Gardna, mają dobre obserwacje. To przejaśnienie jest złudne. W nocy będzie mgła6. Uwagę zwraca również niezwykle dokładny opis drogi – od opuszczenia przez Es domu przy Akacjowej 2 aż do dotarcia do miasta, na dworzec główny POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 KSIĄŻKI, KTÓRE WARTO PRZECZYTAĆ (tramwajem do pętli w Oliwie, następnie kolejką elektryczną z oliwskiego dworca): O tej porze wagon tramwajowy był niemal pusty […]. Akacjowa dwa, noc i morze oddalały się szybko i niepostrzeżenie. Znajomy zakręt ku szosie, kiosk ze słodyczami, mostek, koniec stawu i kępy tataraków, wszystko ledwie rozpoznawalne w gęstniejącej mgle. Jeszcze jeden mostek, domki willowe, zasłonięte okna, już jesienne georginie w ogródkach. Przepłynęła we mgle ferma zwierząt futerkowych, widać zarysy klatek. […] Jeszcze jeden mostek. Gdyby nie mgła, otworzyłby się stąd szeroki widok na oliwskie wzgórza. Między nimi – ogromny obszar ZOO […]. Wiadukt, przejazd przez szosę; tramwaj skręcał w wąski kanion między domami a drzewami oliwskiego parku. Od końcowego przystanku na pętli trzy minuty drogi do dworca7. Podczas lektury tego opisu trudno się oprzeć pokusie porównywania i poszukiwania zmian, jakie zaszły w miejskim krajobrazie. Gdańskie tło powieści utkał Saliński z drobiazgów, które – skupiając się na głównym wątku – bardzo łatwo przeoczyć, a które to właśnie, moim zdaniem, pokazują aurę tamtych lat. Warto wymienić tu choćby organowy koncert Bronisława Rutkowskiego w katedrze oliwskiej (początki Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej w Gdańsku-Oliwie), Pannę Wodną kursującą jeszcze wtedy między Gdańskiem a Helem, restaurację Kameleon przy ul. Rybińskiego czy stację kolejki elektrycznej – POLANKI. Pan Es czyta ponadto lokalną prasę – „Dziennik Bałtycki” i dodatek do niego, czyli „Rejsy”, oraz „Wieczór Wybrzeża”. Odkrywanie tych drobiazgów sprawia wiele radości. „Norę” zaliczył Telega8 do tzw. nurtu „literatury brzegu”, a więc tej pozornie mniej związanej z morzem. Według niego Salińskiemu udało się jednak ukazać pogłębiony obraz życia wybrzeża oraz wprowadzić problematykę moralnego niepokoju – każdy człowiek zakłada przed drugim maskę, a ta swoista dwoistość nadaje życiu tragiczny sens. Warstwa obyczajowa stanowi w utworze tylko jedną z wielu. Pisarz znalazł więc sposób na powiązanie „tradycyjnej tematyki własnej ze scenerią polskiego wybrzeża”9. Wymowę uniwersalną nadał Saliński „Norze” poprzez umieszczenie w niej szwedzkiej legendy o mieczu, zasłyszanej przez Tomasza nad Siljanem, która odzwierciedla dramat bohaterów. Opowiada o dwóch braciach, rybakach ze starego rycerskiego rodu: Żyli w zgodzie i spokoju, aż nadszedł czas, a żona starszego brata i brat młodszy zrozumieli, że kochają się głęboko. […] Aż kiedyś starszy brat był zmuszony udać się w daleką podróż na wiele dni na drugi brzeg Siljanu. Ufał młodszemu bratu i bezgranicznie ufał żonie, lecz wiedział zarazem, iż mężczyzna i kobieta są tylko mężczyzną i kobietą. […] Więc przed odjazdem starszego brata poszli do kościółka, gdzie młodszy brat ślubował opiekę i troskę o żonę starszego brata. […] A dla umocnienia obietnicy wzięli stary rodowy miecz, przynieśli go do chaty i położyli pośrodku […]. Złożyli śluby, że zapory tej nie przekroczą. […] A którejś nocy oboje zaczęli błagać w milczeniu o coś, co musi się stać nieodwołalnie. Nad Siljan nadciągała ogromna burza, w okolicy Siljanu są wielkie złoża rud i pioruny biją tu gęsto w ziemię. Właśnie taki jeden uderzył w chatę. Uderzył – spopielając miecz! […] Za kilka dni wrócił starszy brat. Spotkali go na brzegu, młodszy brat uderzył starszego nożem w serce. […] Zabrali zwłoki starszego brata do łodzi, wypłynęli na sam środek jeziora i wrzucili trupa do wody. Zawrócili do brzegu, ale mgła była tak gęsta, że nie wiedzieli, gdzie są. I zaczęli błądzić w największej, jaka nad Siljanem bywała, mgle…10. Nad Siljanem znanych jest wiele wersji zakończenia legendy – na przykład taka, że dwoje zbrodniarzy powróciło na brzeg i cieszyło się szczęśliwym życiem, oraz taka, że młodszy brat, wiedząc, że nie jest w stanie dochować przysięgi, błaga o piorun, który go zabije. Każdy może wybrać sobie własne zakończenie. W liście do Miazgowskiego autor napisał o „Norze” następująco: „Jest to […] przystępna opowiastka zawsze o tym samym: »Człowiek jest samotny«. Jak to u Salińskiego”11. 1 Jak wyjaśniał Miazgowskiemu: „W tej książce morze jest istotą żywą, bierze udział w akcji jako istota żywa, jako jeden z bohaterów […]”. Z listu do Miazgowskiego (Warszawa, 19.12.1963). Korespondencja pochodzi ze zbiorów Biblioteki Gdańskiej PAN. 2 Zob. S. Telega, Odkrycie Bałtyku w literaturze, Poznań 1970, s. 195–197. 3 S.M. Saliński, „Nora” wychodzi w morze, Gdynia 1962, s. 101–104. 4 Ibidem, s. 37. 5 Z listu do Miazgowskiego (Warszawa, 19.12.1963). Korespondencja pochodzi ze zbiorów Biblioteki Gdańskiej PAN. 6 S.M. Saliński, op. cit., s. 159. 7 Ibidem, s. 188–189. 8 Zob. S. Telega, Literatura brzegu, [w:] tegoż, op. cit. 9 L. Prorok, Przedmowa, w: Stanisław Maria Saliński, Utwory wybrane, Gdańsk 1972, s. 23. 10 S.M. Saliński, op. cit., s. 181–182. 11 Z listu do Miazgowskiego (Warszawa 26.04.1962). Korespondencja pochodzi ze zbiorów Biblioteki Gdańskiej PAN. POMERANIA GÒDNIK 2015 29 MUZYKA Łezka się w oku kręci Z piosenkarką Weroniką Korthals, Kaszubką rodem z Połczyna, rozmawiał Stanisław Janke. Pani rodzina słynie na Kaszubach z ta lentów muzycznych. Przypominam so bie, że często Korthalsowie z Połczyna występowali na Spotkaniach Rodzin Muzykujących, corocznej imprezie o wieloletniej tradycji organizowanej przez gminę Puck. Jak pani zapamiętała swoje śpiewacze i muzyczne początki? Muzyka na żywo od zawsze była w naszym domu. Tatuś grał na akordeonie i na harmonijce, mamusia śpiewała, brat Hirek grał na trąbce i instrumentach klawiszowych, brat Tadziu na instrumentach klawiszowych. W muzycznym domu dorastałam i śpiewałam, odkąd pamiętam. I nagrywałam swoje śpiewy na kasety. Pamiętam, że kiedy przygotowywałam się do wykonania psalmu w połczyńskiej kapliczce, to najpierw nagrywałam się na kasetę. Odsłuchiwałam i poprawiałam to, co mi się nie podobało. Domowe studio nagrań (śmiech). Będąc uczennicą piątej klasy szkoły podstawowej, rozpoczęłam naukę w szkole muzycznej w klasie skrzypiec. Bardzo lubiłam obie szkoły i przemiło je wspominam. O puckiej szkole muzycznej nawet pisałam swoją pracę magisterską. Z całą pewnością w pani rodzinie roz mawiało się po kaszubsku… O tak, mamusia i tatuś zawsze rozmawiali ze sobą po kaszubsku. Ze mną i z braćmi rozmawiali po polsku. Ale kaszubski zawsze był obecny w naszym domu, u krewnych, w domach sąsiadów, na ulicy czy w sklepie w Połczynie. W szkole wielokrotnie śpiewałam kaszubskie utwory, reprezentowałam też szkołę na konkursach recytatorskich, na przykład w „Bë nie zabëc mòwë starków” – przygotowywała mnie do nich 30 pani Marylka Rintz. Przewspaniała pani z biblioteki. Wszystkie dyplomy zachowałam na pamiątkę i łezka się w oku kręci na ich widok. Gdy myśli pani „Nie ma miłości bez zazdrości”… To uśmiecham się z nostalgią. Oglądałam „Szansę na sukces” regularnie w telewizji i pewnego dnia zamarzyłam, by również wystąpić. Był rok 1999. Na eliminacje pojechał ze mną do Warszawy Tadziu. Kiedy zobaczyłam w budynku telewizji tłumy oczekujące na swoją kolej, to zwątpiłam. Ale miałam szczęście, pani Elżbieta Skrętkowska zaprosiła mnie do programu z repertuarem Violetty Villas. Nie znałam utworów, więc musiałam się w szybkim tempie ich nauczyć. Na nagranie programu małym fiatem pojechali ze mną moi cudowni rodzice, którzy zawsze mnie wspierali. Marzyłam o utworze „List do matki”, ale pan Wojciech Mann wylosował dla mnie „Nie ma miłości bez zazdrości”. Finał okazał się dla mnie bardzo szczęśliwy. Piękne wspomnienia i duet z Violettą Villas. To było coś. Dzięki temu wydarzeniu otrzymałam mnóstwo zaproszeń koncertowych, telefon stacjonarny (śmiech) się rozdzwonił. Magia telewizji. A z uczestnikami programu cały czas utrzymujemy kontakt, piękne znajomości. Można powiedzieć, że jest pani pre kursorką śpiewania po kaszubsku, ale jednocześnie pani sylwetka artystycz na jest rozpoznawalna w całej Polsce, bo w śpiewaniu po polsku odnosi pani liczne, nietuzinkowe sukcesy. Jak pani na tym ogólnym tle traktuje tę kaszub ską inność, odrębność? Czy śpiewanie po kaszubsku będzie wpisane na za wsze w pani artystyczne plany? Rzeczywiście po kaszubsku śpiewam od zawsze. Grałam również w kapeli kaszubskiej na skrzypcach. Świetne przeżycia! Ale zanim w studio nagraniowym zarejestrowałam swoje pierwsze utwory po kaszubsku, działał już zespół Chëcz. Dla nich ukłony, że język kaszubski wprowadzili do muzyki rockowej. Prekursorzy pełną gębą i cieszę się, że wracają z nowym materiałem. Jeśli chodzi o moje ostatnie działania – w tym roku nagrałam duet „Do dna” z Grzegorzem Skawińskim z zespołu Kombi. Niedawno ukazała się płyta pt. On, na której znajdują się wiersze ks. Jana Twardowskiego. Skomponowałam muzykę wspólnie z Mirosławem Hałendą. Powiadają, że to dobra płyta… (śmiech). Zawsze była mi bliska poezja ks. Twardowskiego. Niebawem powstanie teledysk do jednego z utworów. Ale nie zapominam oczywiście o języku kaszubskim. Album W darënkù na Gòdë to propozycja na zimowy czas – znalazły się na niej utwory świąteczne w języku kaszubskim z moją muzyką i tekstami Tomka Fopkego. Materiał nagrywaliśmy w NorthStudio w Swarzewie. Aby rozśpiewać słuchaczy, postanowiłam POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 MUZYKA / WAŻNE DATY zamieścić na płycie również wersje instrumentalne. Dzięki temu dzieci, młodzież i wszyscy chętni mogą śpiewać po kaszubsku do gotowych podkładów. Na płycie znajdą się następujące utwory: „Nieba sprzątanié”, „Dwa słowa w darënkù”, „Przë tim stole”, „Aniołów bal”, „Wstawôjta, drëszë”, „Gloria dlô Jezëska”, „Bibkôj, môłi Bòże”, „Za ną Gwiôzdą”, „W Gwiôzdora miechù”, „Gòdë z dzecynnëch lat”. To ważne, by pamiętać o swoich korzeniach. Fundament to podstawa. Lubię zarażać kaszubszczyzną! Muszę wspomnieć w tym miejscu o Natalce Szroeder, bo w temacie zarażania kaszubszczyzną Natalka wykonuje cudowną robotę dla nas – Kaszubów, i jestem z niej szalenie dumna. A jak pięknie zaśpiewała utwór „Pòtrzébny je drëch”, moją kompozycję do słów Tomka Fopkego. Dla takich głosów chce się pisać. Cud – miód! Przeszła pani solenną edukację mu zyczną, której zwieńczeniem jest uzy skany z wyróżnieniem w Akademii Muzycznej w Gdańsku dyplom z dyry gentury chóralnej. Czy wiąże pani z tą umiejętnością jakieś życiowe plany? Tak się miło składa, że nauka nie poszła w las – prowadzę w Trójmieście Kaszubskim zespół wokalny i chór. Lubię to. Lubię też komponować, nie tylko dla siebie. Coraz częściej komponuję dla innych wokalistów, zgłaszają się młodzi zdolni, którzy mają wielki talent i piękne głosy, ale brakuje im repertuaru. Generalnie nie ma nudy (śmiech). Serdecznie zapraszam do odwiedzania mojej strony www.facebook.com/KorthalsWeronika. Tam na bieżąco staram się informować o tym, co u mnie słychać. Na koniec życzę wszystkim Czytelnikom „Pomeranii” zdrowia i miłości. Życzenia tendencyjne, ale czyż nie to jest w życiu najważniejsze? (uśmiech) Do zobaczenia na koncertach! DZIAŁO SIĘ w grudniu • 3 XII 1975 – w Słupsku utworzono oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Pierwszym prezesem został Zbigniew Talewski. • 16 XII 1875 – powstało Towarzystwo Naukowe w Toruniu, jedna z instytucji naukowych najbardziej zasłużonych dla Kaszub i Pomorza. • 16 XII 1935 – w Gdyni urodził się Mieczysław Baran, nauczyciel, dyrygent i działacz społeczny, szczególnie związany z ziemią wejherowską. Współinicjator i współorganizator Festiwalu Pieśni o Morzu w Wejherowie, działacz ZKP, współtwórca Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, autor monografii Zjednoczony ruch śpiewaczy na Kaszubach. Zmarł 4 sierpnia 1980. Pochowany na Cmentarzu Śmiechowskim w Wejherowie. • 17 XII 1975 – przy oddziale gdańskim ZKP utworzono Klub Siedmiu Kolorów propagujący haft kaszubski. Pierwszym prezesem Klubu została Barbara Rezmer, autorka książki Jak haftować po kaszubsku. • 17 XII 1985 – w Studzienicach powstał oddział ZKP. • 29 XII 1995 – w Pucku zmarł Zygfryd Prószyński, nauczyciel, publicysta, ludoznawca i dokumentalista, stały współpracownik dwutygodnika „Kaszëbë”, autor m.in. wspomnień Z belfrowskiego podwórka i pracy Ziemia pucka w opowiadaniu, baśni i anegdocie ludowej. Urodził się 26 lutego 1908 w Nieszawie, został pochowany na cmentarzu parafialnym w Pucku. • 30 XII 1925 – decyzją papieża Piusa XI utworzono diecezję gdańską. Fot. z archiwum Weroniki Korthals POMERANIA GÒDNIK 2015 Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie 31 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH ÙCZBA 49 Hotel RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Hòtel abò gòscyńc to pò pòlskù hotel, gościniec. W hòtelu są jizbë dlô gòscy, tj. pokoje gościnne. Jizbã w hòtelu nôlepi rëchli zarezerwòwac, co pò pòlskù znaczy zarezerwować. Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi. (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski). – Wëbiérôsz të sã dze? – Jo, jadã do Krakòwa. – A jaką drogą të jedzesz? – Në bez Warszawã, òkòm Czãstochòwë… – A długò to sã jedze? – Mëszlã, że òb jeden dzéń sã dô to zrobic. – A za czim të tak dalek jedzesz? Mòże dlô mie co przëwiezesz? – A të ksążkã piszesz? – Nié, tak sã pitóm. Ale jô bë tak dalek sã nie dôł. – Kò dobrze, czej chcesz wiedzec, tej cë rzekã – jadã na kònferencjã. – Widzã, że długò na kònferencjô mdze wara. Jô wiedno béł przék taczim zéńdzenióm. – Dokładno nie wiém, jak długò. Mëszlã, że bez trzë dni. – Tej za czim të jaż dwa kòfrë ze sobą wleczesz? – Przecã mùszã wszëtkò wząc, co mie mdze brëkòwné – ni mògã jachac bez òbleczeniô, rãczników, sëszarczi do włosów, szklónczi, grzałczi… – To mòże jô cë przëslã bez mòjégò sëna wikszé torbë? – Mëszlã, że bez to jô bë béł jesz barżi nerwés. Jô nie lubiã niczegò pòżëczac. – To je bùten szëkù! A dze wa mdzeta spelë? W jaczims penzjónace? – Nié, w sztërëgwiôzdkòwim hòtelu. – W sztërëgwiôzdkòwim? Tej za czim të ze sobą bierzesz mët ne wszëtczé zachë? Przecã rãczniczi, sëszarkã a szklónczi w taczim hòtelu są w sztandardze. – Tegò jô nie jem gwës. Czej jô béł trzëdzescë lat temù nazôd jachóny do Krakòwa, tej jô mieszkôł w taczim gòscyńcu, dze nick nie bëło. – Chłopie, dlô ti twòji niedowiérnotë bãdzesz tëli dwigôł? Nie zmerkôł jes, że czasë sã zmieniłë? Tec terô w kòżdim hòtelu wszëtkò je na placu. Jô bë jeden kòfer òstawił 32 doma. Docz sã marachòwac z dwiganim? Lepi jachac w bezpiekù. – Mòże i je to sztërëgwiôzdkòwi hòtel, ale nigdë nie je wiedzec, czë nëch gwiôzdków jô nie mdã widzôł bez dzurã w dakù! – Në, në, ale më tu prawimë, a jô w kam móm zabëté, dlô czegò to jô do ce przëszedł. Chcôł jem cos pòżëczëc, a mòże òddac… – Gwësno jes przëszłi, żebë mie jesz barżi znerwòwac. Cwiczënk 2 Wëzwëskùjącë słowôrz, przełożë na kaszëbsczi jãzëk pòstãpné słówka (korzystając ze słownika, przetłumacz na język kaszubski następujące słówka): pokój jednoosobowy – pokój trzyosobowy – recepcja – pokój z łazienką – kuchnia – aneks kuchenny – hol – kawiarnia – telefoniczna (internetowa) rezerwacja – lokator – nocleg – Rzeczë ò swòji slédny wanodze. Wëzwëskôj pòdóną wëżi słowiznã. (Opowiedz o ostatniej swojej wycieczce. Wykorzystaj podane wyżej słownictwo). Cwiczënk 3 Wstawi w pùsté place pasowné słowa. (Wstaw w wolne miejsca odpowiednie słowa). – Dobri dzéń. Jô bë chcôł ……………………… jizbã. – Na wiele ……………? – Na trzë. POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH żëczice, dni, przińdze, rezerwòwac, jedinkã, czasu, lëdzy Cwiczënk 4 Wëpiszë z dialogù słowa zapisóné pògrëbioną czconką. Niejedne z nich pòjawiłë sã czile razy, wëbierzë blós te, co są zapisóné rôz. (Wypisz z dialogu słowa zapisane pogrubionym drukiem. Niektóre z nich pojawiły się kilka razy,wybierz te, które są zapisane raz). Môsz w swòjim zesziwkù taczé słowa: òkòm, òb, bùten, przék. Nalézë w słowarzu Sztefana Ramùłta abò Bernata Sëchtë pòlsczé równoznaczënë tëch słów i zapiszë przë nich wszëtczé znaczenia. (Masz w zeszycie takie słowa… Znajdź w słowniku Stefana Ramułta lub Bernarda Sychty polskie odpowiedniki tych słów i zapisz przy nich wszystkie znaczenia). Przetłómaczë i zapiszë zdania z dialogù, w jaczich ne słowa wëstąpiłë. (Przetłumacz i zapisz zdania z dialogu, w których te słowa wystąpiły). Cwiczënk 5 Słowa zapisóné w dialogù grëbszim drëkã – to przëmiónczi. A te zapisóné w 4. cwiczënkù nôleżą do òsoblëwëch, apartnëch przëmiónków, chtërne wëstãpùją blós w kaszëbiznie. (Słowa zapisane w dialogu pogrubioną czcionką – to przyimki. A te z ćwiczenia 4 należą do osobliwych, szczególnych, które występują tylko w kaszubszczyźnie). Ùtwòrzë czile zdaniów z òsoblëwima w kaszë biznie przëmiónkama. (Utwórz kilka zdań z osobliwymi przyimkami kaszubskimi). Cwiczënk 6 Przëmiónk òb (przez, w ciągu, podczas) parłãczi sã z taczima słowama, że razã wëznôczają jaczis cząd czasu (przyimek òb łączy się z takimi wyrazami, że razem tworzą wyrażenia nazywające jakiś przedział czasu): òb czas (przez czas, w czasie, podczas), òb dzéń (przez dzień, w ciągu dnia), òb noc (przez noc, w ciągu nocy), POMERANIA GÒDNIK 2015 òb jeséń (przez jesień, jesienią), òb lato (latem, przez lato), òb zëmã (przez zimę, zimą), òb rézã (w drodze, w podróży, podczas drogi), òb wieczór (przez wieczór, wieczorem), òb zymk (wiosną, przez czas wiosny, na wiosnę). Z tegò zestawieniô wëchôdô, że w kaszëbiznie pòlsczé kònstrukcje tipù: wieczorem siedzą razem przy stole, jesienią wszyscy ciężko pracują, zimą przędą len, latem nie mają czasu, zmienią sã na kònstrukcje z przëmiónkòwim wërażenim: òb wieczór sedzą razã przë stole, òb jeséń wszëtcë cãżkò robią, òb zëmã przãdą len, òb lato ni mają czasu. (Z tego zestawienia wynika, że w kaszubszczyźnie polskie konstrukcje typu…zmienią się w konstrukcje z wyrażeniem przyimkowym…) Ùłożë zdania z wërażeniama znad ramczi. Bô czë, że kòżdé z nich mô téż pò czile pòstãpnëch znaczeniów. (Ułóż zdania z wyrażeniami znad ramki. Zwróć uwagę, że każde z nich ma również po kilka kolejnych znaczeń). Cwiczënk 7 Zdrzë, jaczé przëmiónczi pòwtôrzają sã w teksce pò czile razy. Przëmiónczi bez i dlô mają w kaszëbiznie jinszé nigle w pòlaszëznie zôkrãżé ùżiwaniô (jaczé, wińdze to pò wëkònanim pòstãpnégò zadaniô). (Zauważ, które przyimki powtarzają się w tekście po kilka razy. Przyimki bez i dlô mają w języku kaszubskim inny niż w polszczyźnie zakres używania – jaki, to się okaże po wykonaniu kolejnego zadania). Wëpiszë z tekstu zdania, w jaczich ne przëmión czi sã pòjawiłë, i przełożë je na pòlsczi jãzëk. (Wypisz z tekstu zdania, w których te przyimki się pojawiły, i przetłumacz je na język polski). Przełożë z kaszëbsczégò na pòlsczi (przetłumacz z j. kaszubskiego na j. polski): Òna przëjacha bez dëtków na wczasë. Më szlë bez łąkã. Òni òstelë bez noc. Òna mie przësła kùcha bez naszã sąsôdkã. To bãdze dérowało bez trzë gòdzënë. Jô brëkùjã bez tësąc złotëch. Bez to jô mùszôł wëjachac. SŁOWÔRZK – W jaczim ……………? – Òd 5 do 8 stëcznika. – Rozmiejã. Na trzë dni. Jizba na dwòje czë troje ……………? – Mdã sóm. – Baro proszã, zapisywóm ………………………. – Wiele to …………………………? – ……………….…… so z frisztëkã? – Jo. – Tej to wëchôdô 80 złotëch na dzéń, razã to dôwô 240 złotëch. – Bóg zapłac. docz – po co, gwës – pewny, kòfer – walizka, kufer; ksążkã pisac – tu: być ciekawym, marachòwac – męczyć, penzjónat – pensjonat, warac – trwać, zacha – rzecz, zmerkac – zorientować się 33 GDAŃSK MNIEJ ZNANY Szlakiem Pomorskiej Kolei Metropolitalnej Zima nie sprzyja długim spacerom, a mimo to dzisiejsza trasa liczyć będzie 17 km. Przemierzymy ją jednak nie o własnych siłach, a siedząc w wygodnych wagonach Pomorskiej Kolei Metropolitalnej (PKM). M A RTA S Z A G Ż D O W I C Z Reaktywacja Od września tego roku możemy korzystać z nowego transportu publicznego, jakim są szynobusy PKM. Gdańsk-Wrzeszcz połączony został z lotniskiem, a w październiku z Kartuzami. Linia kolejowa biegnie głównie dawnym traktem, którym pociągi jeździły w latach 1914–1945. Pierwsza stacja w Gdańsku od strony Kartuz to Gdańsk Rębiechowo. Nazwa kojarzy się głównie z lotniskiem, które funkcjonuje tu od 1974 roku, a od 2004 nosi imię Lecha Wałęsy. Tereny te przyłączono do Gdańska dopiero rok przed otwarciem portu lotniczego. Dawna wieś Rębiechowo została wtedy podzielona i do dziś jej druga część znajduje się w gminie Żukowo. Od czasów średniowiecznych do XIX wieku obszary te należały do klasztoru norbertanek z Żukowa. Trasa PKM prowadzi nas do Matarni. O tej dzielnicy pisaliśmy w lutowym numerze „Pomeranii” w 2014 roku, więc przypomnijmy tylko, że jest tu co oglądać. Dzielnica łabędzi Kolejna stacja to Kiełpinek. Dzielnica znana jest głównie ze znajdującego się tu Centrum Handlowego Auchan. To jeden z najstarszych hipermarketów w Gdańsku, otwarty został w 1998 roku. Gdańszczanie i przejezdni oglądają Kiełpinek najczęściej jedynie przez szyby samochodów, mknąc aleją Armii Krajowej lub aleją Kazimierza Jagiellończyka, czyli obwodnicą Trójmiasta. Tymczasem jadąc pociągiem, odkrywamy zupełnie inne oblicze dzielnicy. Wydawałoby się ciche i spokojne. Tory biegną wzdłuż północnej części Kiełpinka, która graniczy z Trójmiejskim Parkiem Krajobrazowym. Pierwsze wzmianki o wsi Kiełpinek pochodzą z XIV wieku. Nazwa pochodzi od słowa „łabędź”, które po kaszubsku brzmi „kôłp” (w staropolszczyźnie „kiełp”). A skąd tu łabędzie? Z pewnością z pobliskiego jeziora Jasień, które kiedyś zwane było Kiełpińskim. W średniowieczu tereny należały do pokutnic – wspólnoty kobiet ze Starego Miasta Gdańska, które chciały zadośćuczynić swe dawne winy. Od XVI wieku Kiełpinek był dobrem szlacheckim. Znajdował się tutaj dworek z zabudowaniami. Ich pozostałości dopatrzeć się można na końcu ulicy Szczęśliwej. W okresie międzywojennym 34 Przystanek PKM Brętowo. Fot. M.S. Kiełpinek leżał na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Znajdowało się tu przejście graniczne z Polską. Zwany był wtedy Klein Kelpin – Mały Kiełpinek, w odróżnieniu od Hoch Kelpin, który do dziś nazywa się Kiełpinem Górnym (leży po drugiej stronie alei Amii Krajowej). Zamieszanie z Brętowem Z Kiełpinka ruszamy dalej, jadąc przez tereny dawnego poligonu wojskowego. Funkcjonował tu od końca XIX wieku do 2001 roku. Mijamy tzw. Wróbla Staw, który po II wojnie światowej wykorzystywany był przez żołnierzy do ćwiczeń. Znajdowały się tu wtedy betonowe rampy oraz pomosty. W trakcie prac budowlanych PKM rozważało nazwanie przystanka Wróbla Staw. Ostatecznie jednak nosi on nazwę Jasień, tak jak pobliska dzielnica mieszkaniowa. Dojeżdżamy do Brętowa. Nawet gdańszczanom trudno stwierdzić, gdzie właściwie leży Brętowo. Administracyjnie składa się na nie Matemblewo i Niedźwiednik, i to tych określeń używają mieszkańcy. Historyczne centrum wsi Brętowo, która w średniowieczu należała do oliwskich cystersów, znajdowało się w okolicy skrzyżowania obecnej ulicy Potokowej z ulicą Słowackiego, a więc bliżej następnego przystanku Niedźwiednik. Przez Strzyżę docieramy do Wrzeszcza. Ale to już temat na kolejną wyprawę. POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 KÙLTURA Faktów sã nie zmieniwô, faktë sã kòmentérëje Mdze to film ò Kaszëbach – nié blós tëch dobrëch ë bògòbójnëch, ale téż ò mòrdôrzach, ò lëdzach, chtërny zdradzëlë swòjich sąsadów – dolmaczi Mirosłôw Piepka, scenarzista filmù „Kamerdyner”. Kaszëbskô saga krący Filip Bajon. W kinach òbrôz ùzdrzimë w 2017 rokù. P I O T E R L É S S N AWA Matéùsz je chłopã z biédny kaszëbsczi familie. Jegò mëmka ùmarła przë jegò rodzenim a òjc sóm sã zabił z rozpaczë. Wëchòwanim knôpa pò smiercë jegò starszich zajimô sã prëskô aristokratka – Gerda von Krauss. W pałacu von Kraùssów Matéùsz spãdzywô dzecné lata razã z córką Gerdë – Maritą. Młodi sã kòchają, a że to ni mòże bëc letkô miłota – wiémë z historie. Ta nie bëła łaskawô dlô lëdzy, jaczich sparłãczëło wseczëcé, ale pòdzelëła wòjna. Nie je to historiô wëmëszlonô, ale zainspirowónô dzejama miemiecczich rodów, jaczé żëłë na Pòmòrzim w òkòlim Pùcka ë Wejrowa – von Grass ë von Below. Scenarnik do filmù stwòrzëlë pòspólno Mirosłôw Piepka (priwatno syn Jana Piepczi – kaszëbsczégò pòétë ë prozaika) ë Michôł Prusczi, jaczi ju rëchli razã napiselë scenarnik m.jin. do filmù „Czarny Czwartek”. Ò „Kamerdinerze” mëslelë jesz przed realizacją filmù ò wëdarzeniach Gòdnika ’70. Ale ni miôł to bëc film fabùlarny, leno dokùment – wëjasniwô Piepka. Równak materiału zrobiło sã baro wiele – za wiele na dokùment i zaczãlë mëslec ò filmie fabùlarnym. Ò filmie, chtëren bë pòkôzywôł cziledzesąt lat wespółjistnieniô na Pòmòrzim Kaszëbów, Miemców ë Pòlôchów. Czej pòlitika ë wòjna nie mieszają w jich żëcym, tej mòżna so to wespółjistnienié jakòs ùłożëc, ale czej zaczinô sã pò prôwdze POMERANIA GÒDNIK 2015 drãdżi czas, tej drëchòwie stôwają sã wrogama a dochôdô do taczich mòrdów, jak na przëmiôr w Piôsznicë – dodôwô scenarzista. Mirosłôw Piepka ùrodzył sã w Sta rzënie kòle Kłanina, tim, dze dzeje sã akcjô „Kamerdinera”. Jegò ópa béł flészrã kòl von Grassa, a òjc pasł hrabiowsczé krowë, czej béł dzeckã. Bez całé dzecné lata jô słëchôł òpòwiesców ò tëch czasach ë ò tëch lëdzach – wspòminô Piepka. To nie je nic dlô mie cëzégò. Jak pòdczorchiwô, pòspólno z Mi chałã Prusczim mielë starã stwòrzëc òbrôz „sprawiedlëwi”, taczi, chtëren pòkôże równo – dobrëch ë złëch Pòlôchów, Kaszëbów ë Miemców. Bò westrzód mieszkańców Kaszëb téż bëlë mòrdôrze ë zdrajcë – gôdô Mirosłôw Piepka. Czãsto – jakno Kaszëbi – jesmë zazdrzony sami w se, w swòjã martirologiã. Ë mùszimë pamiãtac, że òb czas wòjnë lëdze, jaczi tu żëlë, téż robilë krziwdã jinym. Miejmë òdwôgã sã do tegò przeznac. To są faktë, a faktów sã nie zmieniwô. Je sã kòmentérëje. *** Na zaczątkù drëdżi swiatowi wòjnë hitlerówcë zamòrdowelë w Piôsznicë 35 KÙLTURA kòl 12 tësący lëdzy – przedstôwców kaszëbskò-pòmòrsczi inteligencje ë téż niefùlsprôwnëch ë ùmësłowò chòrëch lëdzy przëwiozłëch z III Rzeszë. Ten dzél nordowi historie mdze jednym z wôżniészich w całim filmie. Przëbôczmë, że akcjô „Kamerdinera” 36 dzeje sã w latach 1900–1945, tej czej dochôdómë do 1939 rokù, Piôsznica mùszi sã pòjawic – dolmaczi aùtor scenarnika. Rëchtëjąc całą òpòwiésc, zazdrzôł jem do cziles ùczbòwników do historie. W trzech czwiôrtëch z nich nie bëło ani jednégò zdania ò Piôsznicë. W jinëch aùtorzë blós nadczidnãlë, że taczi mòrd – pierszi masowi w Pòlsce – sã zdarził ë to prawie na Kaszëbach – dodôwô Piepka. Jô widzã, że reżiserowi zanôlégô na tim, żebë Piôsznicë pòkazac jak nôwicy – nawetka kòsztã jinszich scenów – gôdô nama Môrcën Drewa – jeden ze statistów, ale téż historiczny kònsultant do sprôw piôsznicczi zbrodnie. Bëłë ju trzë filmë dokùmentalné ò tim, co sã tuwò stało – w 1990, 2008 e 2011 rokù. Ale fabùlarnégò filmù, zrobionégò z taczim rozmachã, jesz nie bëło. To baro wôżné, żebë pamiãc ò ti wiôldżi tragedii Kaszëb ë Pòmòrzégò docarła do jak nôwikszi wielënë lëdzy – pòdsztrichiwô. Jak gôdają mieszkańcowie Domôtowa, jaczi są statistama na planie „Kamerdinera”, dlô nich pamiãc ò przódkach je nôwôżniészô. Robią to prawie dlô nich. Jô móm w Piôsznicë straconé dwóch mòjich ópów i terô, czedë grajemë te scenë, tej czasã mie je cãżkò – gôdô Irena Stin. A to nié blós jô tak móm – jiny, co tu są, rëchli gôdalë, że mdą cwiardi, ale téż są wzruszony. Ë òglowò lëdze ze wsów wkół Piôsznicë, jaczich spòtikómë na planie POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 KÙLTURA „Kamerdinera”, gôdają jistné rzeczë – że mùsz je pamiãtac, przëbôcziwac ò tim, co sã stało w piôsznicczich lasach. To dlô nich sprawa hònoru, chòc są téż taczi Kaszëbi na Nordze, jaczi nie wiedzą, że Pòmòrskô stracëła w tëch lasach kwiat swòji inteligencje. *** Czësto krótkò naju stoji Eùgeniusz Prëczkòwsczi – tu jakno statista, ale téż szpec òd kaszëbiznë, szkólny Janusza Gajosa. W ancugù, czôpkù na głowie ë ze sztëczną krwią na twarzë. Pije kawã, bò dzéń je dosc zëmny. Przed sztócëkã zdżinął, zamòrdowóny bez Miemców. Wiele tak pò prôwdze mdze ti kaszë biznë w „Kamerdinerze”? – pitóm sã. Mia bëc blós trochã, a tak pò prôwdze to nawetka ni mia bëc czëstô kaszëbizna, le blós jãzëk wzórowóny na kaszëbsczim – sztilizowóny. Òstateczno pò kaszëbskù w filmie gôdô jaż 11 pòstacëjów, a nôwicy òczëwistno Janusz Gajos. Òn prawie ze wszëtczima Kaszëbama w filmie gôdô pò kaszëbskò – baro bëlno pò kaszëbskù. Tak jak na przëmiôr Diana Zamòjskô – òdpòwiôdô Prëczkòwsczi. Ale nié blós òni gôdają pò kaszëbskù w „ Ka merd i nerze”. Téż M ic hôł Kòwalsczi, Môrcën Kwasny, Jakùb Krawczik e wiele jinszich pòstacjów, chòc òczëwistno ni tak wiele kwestiów, jak Gajos. *** Statiscë wchôdają do aùtobùsu. W tim placu zdjãca sã skùńczëłë. Jedzemë razã z nima do bazë nalezc Janusza Gajosa. W filmie Filipa Bajona graje Tónã Ôbrama – a dokładno pòstacjô wzórowóno na „Królu Kaszëbów”, bò nazywô sã tuwò Bazyli Miotke. Legenda pòlsczégò filmù je w swòji prziczepie. Pije gòrącą arbatã, bò pò prôwdze tegò dnia je diôbelskò zëmno. „Doktór Grossa je jachóny na jachtã” – to jedurné zdanié, jaczé na terôz pamiãtóm pò kaszëbskù – gôdô Janusz Gajos. Czãsto jeżdżã na Él, dze czëjã kaszëbsczi jãzëk, ale w praktice – tak, żebë gadac – je to dlô mie pierszi rôz. Wszëtczégò mùszã sã ùczëc z kôrtków, jaczé przërëchtëje mie wasta Prëczkòwsczi. A słowizna je baro drãgô – kaszëbiznë trzeba sã ùczëc jak kòżdégò cëzégò jãzëka – dodôwô (mô sã rozmiec, pò pòlskù) aktor. POMERANIA GÒDNIK 2015 *** Mdze to film wiôldżi ë epicczi. Dlôcze? A chòcbë dlôte, że mdze warôł dwie a pół gòdzënë, a skłôdôł sã z kòle 250 scenów. Na przëmiôr „Czarny Czwartek” miôł scenów blós 92. Në i to, co nôwôżniészé – reżiserã je Filip Bajon, jaczi je szpecjalëstą òd prôwdzëwie wiôldżich métrażów. Òd czasów „Nocy i dni” prôwdzëwie epicczé filmë sã nie zdarzałë w pòlsczi kinematografie. A më prawie taczi chcelë zrobic. A mógł gò zrobic blós Filip Bajon – rzekł nama Mirosłôw Piepka, chtëren je téż wespółproducentã filmù. *** Czë „Kamerdyner” to w jaczis spòsób wëfùlowanié testamentu òjca? – pitóm sã Piepczi. Mòże nié tëli wëfùlowanié testamentu, co je to pùnkt hònoru dlô mie – wëjasniwô. Szląsk mô filmòwi triptik Kazmierza Kutza, Wiôlgòpòlskô dokôz „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”, Mazurë òd niedôwna mają „Różã”, a Kaszëbë nick, òkróm filmù „Kaszëbë” Riszarda Bera, chtëren równak béł barżi basniowi jak realisticzny. A më chcemë pòkazac prôwdzëwé ë nieletczé losë Kaszëb. Òdj. P.L. 37 Z POŁUDNIA Powroty z zapomnienia KAZIMIERZ OSTROWSKI Zdarza się, że artyści – malarze, poeci i inni – wiele lat po śmierci otrzymują drugie życie. Ich dzieła, wytwory intelektu i talentu, zostają przez następne pokolenia na nowo odkryte i docenione bardziej aniżeli przez im współczesnych. Tak chyba się stało w przypadku chojnicko-bydgoskiego pisarza Kazimierza Kummera, zmarłego tragicznie przed ponad pół wiekiem. Swego rodzaju wydarzeniem kulturalnym w Chojnicach stała się niedawno promocja książki, w której zebrane zostały utwory prozą tegoż autora. Kazimierz Kummer urodził się w 1934 r. w Dąbrówce k. Tucholi w rodzinie nauczycielskiej z kaszubskimi korzeniami. Ojciec Franciszek, wróciwszy z hitlerowskich obozów, objął po wojnie szkołę powszechną w Ogorzelinach k. Chojnic. Kazimierz, mając 17 lat, ukończył liceum w Chojnicach i rozpoczął studia polonistyczne na uniwersytecie w Poznaniu, których tok zakłóciło aresztowanie przez UB (13 marca 1953 r., tydzień po śmierci Stalina) za jawne głoszenie „niesłusznych” poglądów. Skazany został na rok obozu pracy przymusowej na budowach Warszawy, po tej resocjalizacji pozwolono mu kontynuować studia. Nakaz pracy otrzymał do Bydgoszczy, gdzie prędko dał się poznać jako dociekliwy i wrażliwy reportażysta. W 1959 r. został pracownikiem redakcji literackiej Bydgoskiej Rozgłośni Polskiego Radia. Równocześnie regularnie publikował prozę artystyczną na łamach pism kulturalnych, zwracając uwagę krytyki literackiej. Uznanie wzbudziła debiutancka, objętościowo skromna, powieść Kummera pt. Klatka, nagrodzona w konkursie Wydawnictwa Morskiego. On sam tego nie doczekał; 16 lipca 1962 r., w drugim dniu swego urlopu w Jastarni, 28-letni pisarz utonął, a książka ukazała się w grudniu tego roku. Fabuła tej powieści jest oparta na autentycznej historii, opisuje tragiczne losy Kazimierza Zabłockiego. Zabłocki pochodził z Wilna, od 1922 r. mieszkał w Chojnicach, jako właściciel autobusu otworzył w mieście stałą komunikację. Podczas wrześniowej ucieczki w 1939 r., rozłączony z rodziną, został aresztowany pod Świeciem i uznany przez hitlerowców za bestialskiego „mordercę z Chojnic”. W takim charakterze obwożono go w klatce po okolicznych wsiach i miasteczkach pomorskich. Zdjęcia „zwyrodnialca” ukazały się w licznych niemieckich gazetach i czasopismach. Starannie wydana książka pt. Opowiadania i słuchowiska. Klatka (wyd. Episteme, Lublin 2015) przypomina czytelnikom i Kazimierza Kummera, i jego dzieło – zawiera 62 opowiadania, słuchowiska radiowe i reportaże literackie oraz właśnie głęboko poruszającą Klatkę, ponadto obszerny szkic krytycznoliteracki. 38 Pamięć o innym chojniczaninie przywraca natomiast książka Marcina Synaka Jan Paweł Łukowicz (1886–1957). Portret myśliwego. Ceniony chirurg z lekarskiej rodziny, dr Jan Paweł był człowiekiem niepospolitym, obok pracy zawodowej czynnym na wielu polach życia społecznego. Wielce zasłużył się dla kultury, m.in. jako kolekcjoner – muzealnik (kontynuator dzieła swego ojca Jana Karola), prezes przedwojennego Towarzystwa Miłośników Chojnic, członek redakcji „Zaborów”, fundator pamiątek historycznych, pod koniec życia także współzałożyciel Zrzeszenia Kaszubskiego w Chojnicach. Pasją doktora, w pewnym stopniu też odziedziczoną po ojcu, było myślistwo, któremu oddawał się od młodzieńczych lat. Nie tylko polował, lecz także był działaczem Związku Łowieckiego w skali kraju, prekursorem kynologii łowieckiej na Pomorzu, posiadaczem cennej biblioteki łowiecko-przyrodniczej, czcicielem św. Huberta. Książka Synaka (wyd. Muzeum Historyczno-Etnograficzne im. J. Rydzkowskiego) jest pięknym owocem kilkuletniej pracy historyka, stanowi też rodzaj hołdu dla wybitnego obywatela miasta. Tak jak cenne są wspomnienia o życiu i dziełach jednostek, tak też słuszna i nieodzowna jest reanimacja pamięci o zbiorowościach ludzkich, których już nie ma. Czyni to z godną pochwały konsekwencją, poprzez konferencje naukowe i publikacje, fundacja Sandry Brdy w Chojnicach, odtwarzając przeszłość mieszkańców Kosznajderii, z którymi nader krzywdząco obeszła się historia. Mieszkańcy tej niemieckojęzycznej enklawy, których przodkowie, pochodzący w większości z Westfalii, za przyczyną Krzyżaków zasiedlili najpierw siedem wiosek na południe od Chojnic (potem się rozprzestrzenili), w ciągu pięciowiekowej obecności wytrwali przy wierze katolickiej, wytworzyli własną kulturę ludową, obyczaje, gwarę, formy życia społecznego, wysoki poziom gospodarki rolnej. Wiele przejęli od sąsiadów Kaszubów, z którymi integrowali się poprzez związki małżeńskie. Ze społeczności tej wyszło wielu duchownych, w tym kilku biskupów oraz ludzi nauki. Po II wojnie światowej niektórzy Kosznajdrzy wyjechali z własnej woli, większość została wysiedlona do Niemiec, lecz także dużo spolonizowanych rodzin pozostało, o czym świadczą liczne typowo „kosznajderskie” nazwiska w mieście i okolicy Chojnic. Ukazała się ostatnio piąta już książka poświęcona tej tematyce, pt. Kosznajderskie miscellanea (tak jak poprzednie pod red. dr. Jerzego Szwankowskiego), w której można przeczytać m.in. o powojennych losach rodzin wywodzących się z Kosznajderii. POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 REPORTAŻ Kilkaset metrów do podróży w czasie czyli kulisy odtwórstwa historycznego Okrągła tarcza wysunięta przed siebie zakrywa prawie cały tors. W ręku krótki to porek, ale go nie widać, tarcza zasłania. Długie włosy spięte w kucyk, zapuszczona broda. Grube skórzane buty. Z całego opancerzenia ma na sobie tylko ciemnozieloną przeszywanicę. Nie było potrzeby brać ochraniaczy i hełmu, bo to tylko pokaz, bez walk. MACIEJ KRAJEWSKI Tak wyglądał Piotr Baranowicz, na którego wołają Snorri, w maju ubiegłego roku (najniższy z czterech mężczyzn na zdjęciu na s. 40, zrobionym podczas Dni Otwartych Projektów Unijnych), student prawa na Uniwersytecie Gdańskim, „po godzinach” przywódca 20-osobowej grupy biorącej udział w festiwalach historycznych i archeologicznych. Pasjonat historii, który wraz z innymi poszedł o krok dalej. Zamiast tylko przeglądać zapiski z danego okresu i czytać prace historyków, on to odtwarza, pokazuje, momentami wręcz przeżywa. Gotowość i zabezpieczenie Nie sądziłem, że aż tak będę się wyróżniał. Patrząc wokół, cały czas dostrzegam rzeczy, które są jakby wyrwane z filmu lub książki. Tu grupka brodatych mężczyzn w tunikach jak sprzed kilkuset (co najmniej) lat przygotowuje miejsce na wieczorne ognisko. Tam, w rogu, trójka rozkłada namiot, a obok kobiety, w ubraniach przypominających worki na ziemniaki, plotą sobie nawzajem warkocze. Pod słomianym zadaszeniem dwóch ludzi robi coś, co przykuwa moją uwagę. Jeden, używając osełki, ostrzy topór, drugi natomiast zapamiętale uderza mieczem w obity skórami kawałek drewna. Jak się potem dowiedziałem, POMERANIA GÒDNIK 2015 miało to doprowadzić do stępienia miecza – był zbyt ostry, żeby móc bezpiecznie z niego korzystać na pokazach. W kilku małych, drewnianych chatach zauważam kolejne osoby: naprawiają zniszczone elementy opancerzenia, zaszywają dziury w wełnianych spodniach (bo jak to tak, z dziurami do ludzi wychodzić?). Pewien chłopak, na oko szesnastoletni, przeciąga sznurki przez każdy segment zbroi lamelkowej. Ciekawe, czy przyszedł tu z własnej inicjatywy, bo to jego hobby, czy np. ktoś z rodziny wziął go ze sobą, żeby sam nie musiał się zajmować tą żmudną robotą? Na razie nie ma tu zbyt wielu młodych. Toż to dopiero 5.30, Święto Pracy, a sopocka Majówka na Grodzisku oficjalnie rozpocznie się koło południa. Ale ci, którzy już przyszli, intensywnie pracują: przecież trzeba wszystko przygotować, zapiąć na ostatni guzik, nie może być uchybień podczas festiwalu (festynu?) archeologicznego. Tak naprawdę to właśnie te zabezpieczenia w pewien sposób burzą immersję [zanurzenie, np. w świat gry komputerowej]. Przed wejściem stoją sanitariusze, przy każdej z grup co najmniej jeden medyk. Przygotowani jak na wojnę, a przecież to mają być tylko zwykłe pokazy. Dwa lata temu na festiwalu w Wenecji (wieś w województwie kujawsko-pomorskim, niedaleko Jeziora Biskupińskiego) to nie było takich zabezpieczeń, i dziś się cieszę, że już są. Nocą był pokaz łuczniczy i podczas niego używano też płonących strzał. Ładnie wyglądało, ale prawie nam namioty popalili, bo ktoś źle wycelował. Na szczęście udało się opanować sytuację – mówi jeden z tutejszych, gdy go pytam, co sądzi o przygotowaniach. Od niedawna cieszymy się też ubezpieczeniem od rekonstrukcji historycznych, które obejmuje takie urazy, jak rany po toporze, postrzał z łuku bądź stratowanie przez konia. Niby kosztuje więcej, ale przynajmniej nie ma kłopotów z podciąganiem przykrych zdarzeń pod zwykłe ubezpieczenia. Słabo znana cześć historii Przeniosłem się ponad tysiąc lat wstecz, a jednocześnie wciąż się znajduję niedaleko luksusowego, czterogwiazdkowego hotelu Haffner, niemalże w sercu Sopotu. Można by zapytać: Co ma Oddział Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, bo tym właśnie jest Grodzisko w Sopocie, do wczesnośredniowiecznej Skandynawii? Z badań archeologicznych wynika, że na terenie dzisiejszego Grodziska w okresie od VIII do IX wieku istniała zwykła, nieogrodzona osada z ziemiankami na krawędzi wzgórza. W połowie IX wieku powstał już warowny gród, najprawdopodobniej strażniczy, który miał za zadanie kontrolować i chronić przybrzeżny pas nadmorski. Ale chronić przed kim? 39 REPORTAŻ Fot. Krzysztof Różycki, z archiwum Najemnej Drużyny Wojów Ulfhoednar Z opisów działalności wikingów na Pomorzu oraz z notatek dotyczących odkryć archeologicznych wynika, że właśnie w epoce przedpiastowskiej (w przypadku wschodniego Pomorza jest to okres przed drugą połową X wieku) wyprawy wikińskie w te okolice nie były niczym nietypowym. Początkowo wikingowie przybywali w celach handlowych, jednakże z czasem coraz częściej podejmowali wyprawy militarne. Na terenie Pomorza Gdańskiego znaleziono liczne hełmy, groty włóczni, a nawet miecze, charakterystyczne dla wczesnośredniowiecznej Skandynawii. Tutejsi nie mieli wtedy łatwego życia. Od południa państwo piastowskie, od północy wikingowie i każdy z nich najchętniej by zabrał wszystko, co mają. Kiedy poznałem tę część naszej historii, obecność Skandynawów na 40 Będąc już w chacie, odczuwam zdziwienie, żeby nie powiedzieć – rozczarowanie. Poza wytwarzanym sprzętem wszystko, co widzę, niezbyt się różni od tego, co można zobaczyć u stolarza czy krawca. Stół, piła, niezliczone pilniki w szafkach i szufladach. Tak naprawdę wyróżnia się tylko kowadło i piec, ale Snorri mówi, że z nich to akurat niezbyt często korzysta. Pytam się, dlaczego nie używa narzędzi z danego okresu. Noże, piły i stoły już wtedy znali, a w tym fachu wiele więcej nie potrzeba – odpowiada, podchodząc do stojaka obok kowadła. W zasadzie jedyne, co historycznie tutaj się nie zgadza, to prąd – wskazuje ręką na (ledwo) palącą się żarówkę pod sufitem. Na ścianach wisi chyba pięć egzemplarzy takiego samego stroju – wełniane spodnie, skórzane buty, tunika. Standardowy ubiór cywilny wczesnośredniowiecznej Skandynawii, a przynajmniej tak wynika ze źródeł historycznych i znalezisk archeologicznych. Przy czym Snorri nie zajmuje się jedynie wytwarzaniem ubrań. Sam robię i naprawiam łuki, topory, noże, czasem zdarzy mi się też odrdzewiać miecze lub hełmy. Aha! No i meble – dodaje po chwili. Meble? – dziwię się. No tak, wbrew pozorom wielu ludzi chce mieć meble wikińskie lub celtyckie. Dużo tego nie znaleźli, ale parę zdjęć krąży po internecie, aczkolwiek dobrze w tym wypadku jest znać szwedzki albo norweski – uśmiecha się. W sumie meble to mój główny „towar eksportowy”. sopockim festynie archeologicznym przestała mnie zastanawiać. Nie pytałem Snorriego, czy o tym wiedział Jeden z wielu/sam dla siebie – pewnie by się zdziwił, że ja dopiero Pytam, co on w ogóle robi w ramach teraz przejrzałem odpowiednie teksty. tego odtwórstwa historycznego. Czy zajmuje się czymś jeszcze poza robieniem łuków i mebli na zlecenie albo Samotnia Udało mi się namówić Piotra Barano- przychodzeniem na archeologiczne czy wicza, żeby pokazał mi swój warsztat. historyczne festiwale. Jak jeszcze współpracowałem z gruWcześniej przychodził do sopockiego Grodziska, teraz – z przyczyn, których pą, częstym źródłem zarobku były lekcje wyraźnie nie chciał mi wyjawić – musi „żywej historii”. Głównie zainteresowane jeździć ok. 40 km w jedną stronę, aż do tym były szkoły, ale zdarzyło nam się Brodnicy Górnej. Po licznych perype- kilka razy występować dla jakiejś firmy tiach dotarłem na miejsce, pod chatę na wieczorze integracyjnym albo czymś na środku pola. Najbliższe sąsiedztwo w tym stylu. Różnice między pracą w zespole to dwa place budowy, jedna willa, przy której Snorri nigdy nie widział żywej a byciem „rekonstruktorem niezrzeszoduszy, kilka domków jednorodzinnych nym”, jak sam siebie określa, są spore, i sklepik spożywczy. Można powiedzieć: choć Snorri nie sprawia wrażenia, jakzwyczajna wiejska okolica na Kaszubach. by żałował dokonanego wyboru. Praca POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 REPORTAŻ w grupie miała swoje zalety. Przede wszystkim będąc przywódcą dużej drużyny (średnio jest to 15–25 osób; w Trójmieście obecnie jest 5 takich grup), miał o wiele łatwiejszy dostęp do różnorodnego sprzętu. Wprowadzono w niej bowiem budżet wspólny, dzięki któremu część dochodów za występy, nagrody itp. szła na przygotowanie np. namiotów, transportu, wyżywienia, co zostawiało więcej własnych środków na samo wyposażenie. Mógł też korzystać ze wspólnych kontaktów, miał więcej rąk do pracy przy dużych projektach. Niestety wraz ze stałą współpracą pojawiały się stałe problemy. Głównie okazjonalne sprzeczki, im więcej ludzi, tym bardziej się komplikują też sprawy finansowe. Teraz ma większą swobodę, nie użera się z ludźmi, którzy na pół godziny przed pokazem informują, że jednak nie zdążą dojechać. Nie ma obowiązku pojawiać się na każdym festiwalu, co pozytywnie wpływa na jego bilans wydatków i przychodów, choć jednocześnie cały sprzęt musi kupować za własne pieniądze i osobiście dostarczać go na miejsce. Ogólnie jestem zadowolony, aczkolwiek musisz zauważyć, że już sobie wyrobiłem markę, więc zdecydowanie łatwiej znajduję oferty współpracy czy zaproszenia, niż gdybym był nowy, nieznany w branży. Bez odpowiednich kontaktów można mieć znaczne trudności ze znalezieniem pracy. Brak namiarów na rzemieślników czy zaproszeń na imprezy jeszcze bardziej komplikuje sprawy młodego, niezrzeszonego rekonstruktora. Gdy pytam, czy przypomina sobie jakiś szczególnie ciekawy wyjazd, przywołuje wspomnienie tego, od którego zaczął się zajmować rekonstrukcjami, ponad 8 lat temu: Koleżanka stwierdziła, że mnie wyciągnie na pokaz, tylko nie powiedziała, że też mam w nim brać udział. Żeby było jeszcze ciekawiej, wszystko miało miejsce w szkolnej sali gimnastycznej, w której umyto podłogę tuż przed pokazem. W efekcie z historycznej walki zamieniło się to w rewię na lodzie. Ślizgaliśmy się co drugi krok. Poza tym nie byłem najlepiej przygotowany, bo jednak częściej strzelam z łuku, niż macham mieczem. Do tego skórzane buty to jednak nie trampki czy adidasy. Tak czy inaczej to mi się spodobało. I tak się zaczęło... POMERANIA GÒDNIK 2015 Jak żyć? To proste pytanie nasuwało mi się przez cały czas, gdy przebywałem w warsztacie Snorriego i gdy rozmawiałem z nim w jednym z gdyńskich barów. Jak on jest w stanie funkcjonować, skąd bierze pieniądze na to dość kosztowne i niebezpieczne hobby, skoro za jeden występ zarabia od 100 do 1500 zł? I to na całą grupę. Powiedział mi tylko, że zdaje sobie sprawę z tego, że musi to traktować raczej jako kosztowną pasję niż sposób na życie. Ale irytuje go podejście innych do historii. Przez kilka minut wymienia mi tytuły filmów, seriali i gier komputerowych, w których prawie nic nie było przedstawione poprawnie. Trudno uwierzyć, że jest tego aż tyle. Zwykli ludzie mijani czasem na ulicach nie są lepsi – gdy jeszcze działał w zespole, tworzyli z kumplami listę najlepszych określeń na ich ubiór: jedi, rycerz, pirat, samuraj i spartanin. Powszechną rzeczą jest na przykład mylenie wojownika wczesnośredniowiecznego, czyli woja, z rycerzem, w czym celują rodzice, którzy z miną znawcy opowiadają swoim dzieciom, czego się nauczyli, oglądając takie superprodukcje, jak „Xena” czy „Trzynasty wojownik”. I za nic do nich nie dociera, że może być inaczej, niż mówią. Ale są też ludzie, którzy przyznają się do niewiedzy i chcą się czegoś nowego nauczyć. Dzięki nim jakoś odzyskuje się wiarę w ludzkość. Rozmowa trwa jeszcze przez kilka minut, ale w pewnym momencie uświadamiam sobie, że tylko siedzimy naprzeciw siebie i milczymy. Kelnerki mijają nasz stolik, jakaś kapela rozkłada się, żeby zacząć grać. Snorri dopija piwo, po czym wstajemy i kierujemy się do wyjścia. To w sumie zaważyło na tym, że zajmuję się Skandynawią – w drzwiach zaskakuje mnie zwierzeniem. Po długich rozmyślaniach, czy chcę robić wikinga czy rycerza, wybrałem tego pierwszego, do czego w dużej mierze przyczynił się ten pienisty trunek. I spodnie. Jakoś wolę nosić spodnie niż nogawice. Wygodniej. Fot. z archiwum rozmówcy Fot. z archiwum rozmówcy 41 ZROZUMIEĆ MAZURY Rybaczenie WA L D E M A R M I E R Z WA Teoretycznie największym skarbem Mazur są jeziora, a największym skarbem mazurskich jezior ryby. O ile jednak liczba jezior od czasu ostatniego zlodowacenia niewiele się tylko zmniejszyła, o tyle ryb w nich jest coraz mniej, a w wielu nie ma już prawie wcale. Kilka znamy przyczyn tego stanu rzeczy, na niektóre zwracano uwagę już sto lat temu. Fritz Skowronnek w 1916 r. zauważał w Księdze Mazur, że zła gospodarka rybacka wynikała stąd, że jeziora „wyzyskiwano potrójnie. Po pierwsze czyniły to osoby uprawnione do połowów, które skwapliwie korzystały ze swego przywileju, czego wszakże nie można mieć im za złe. Po drugie dzierżawcy, po trzecie zaś kłusownicy, bezkarni wobec niewystarczającego nadzoru”. Dość szybko, a po 1945 r. w ogóle, rozwiązany został jedynie problem przywilejów rybaczenia, bo ludowe państwo polskie stało się także jedynym właścicielem wód i wszystkiego, co w nich żyje. Wraz z przemianami 1989 r. powrócili na mazurskie jeziora dzierżawcy. Już Skowronnek nie miał o tym zajęciu najlepszego zdania, bo „nie omieszkali wyciągnąć z jezior wszystkiego, co tylko dało się złapać”. Niestety niewiele, a raczej nic się w tej kwestii nie zmieniło. W drugiej połowie XIX w. większość jezior znalazła się w dzierżawie polskich Żydów lub osiadłych w wioskach Puszczy Piskiej starowierców. Richard Petong, opisując życie mieszkańców Leca (Giżycka), ubolewał, że „rybołówstwo dzierżawiono polskim Żydom, którzy wielkimi długimi 42 sieciami wyławiali nasze rybne bogactwo i wywozili je na czas postu do Polski”, mazurski poeta Michał Kajka zawrze w jednym z wierszy frazę „tylko Żydzi są panami nad naszymi jeziorami”. O obecności Żydów nad Mamrami świadczą także nazwy płycizn Judenberg i Koszelne (Koszerne). Już pod koniec XIX w. zaczęto mobilizować opinię publiczną za przyznaniem dzierżaw jezior „krajowej ludności”. Kiedy więc Śniardwy „mazurscy rybacy z Mikołajek przysądzone otrzymali”, Albert Zweck (Mazury, 1900) napisał, że stało się to „ku ogólnej radości”. Początek XX w. przyniósł pojawienie się niemieckich dzierżawców z Pomorza Zachodniego i Kaszub, w połowie lat trzydziestych dzierżawa jezior stała się nagrodą dla zasłużonych działaczy NSDAP. Polscy badacze uważają, że poziom gospodarki rybackiej na mazurskich jeziorach przed wojną nie był zbyt wysoki. Lepiej miała się przedstawiać sytuacja z przetwórstwem ryb, działało sporo wędzarni i kilka fabryk konserw. Niemieckie roczniki statystyczne podają, że w całych Prusach Wschodnich rocznie odławiano cztery tysiące ton ryb, w tym dwieście ton węgorza. W 1943 r., gdy duża liczba mazurskich rybaków walczyła już w niemieckiej armii, odłowiono jeszcze półtora tysiąca ton ryb. Po zakończeniu działań wojennych za gospodarkę rybacką w regionie zaczął odpowiadać Wydział Rybacki Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie, za handel rybami i ich przetwórstwo Mazurska Spółdzielnia Rybacka w tymże, swoją drogą, warmińskim przecież mieście. Już w połowie 1945 r. zaczęto przejmować od Rosjan gospodarstwa rybackie. Pomagała w tym grupa wykwalifikowanych rybaków przysłanych z Warszawy, ważną rolę odegrali także fachowcy wysiedleni z Wileńszczyzny. Braki w sprzęcie i zatrudnieniu były jednak nadal poważne – w kadrze oceniano je nawet na 1500 rybaków. Próby ich werbunku z dorzeczy Narwi i Bugu, mimo atrakcyjnych warunków, nie powiodły się. Choć w latach 1946–1947 osiągnięto zaledwie ok. 30 proc. produkcji przedwojennej, ryb jednak nie brakowało, przynajmniej w magazynach, ponieważ dystrybucja borykała się z nierozwiązywalnymi problemami. Witold Korzynek wspominał, że „ryby [było] tyle, że magazyny i sklepy Mazurskiej Spółdzielni Rybackiej w Olsztynie nie mogły podołać w rozprowadzeniu takowej. Wędzarnia i solarnia pracowały całą mocą”. Sytuacji nie poprawiło otwarcie Zakładów Rybnych w Giżycku. Problemy ze sprzedażą mazurskiej ryby były tu znane i przed wojną. Rynków zbytu szukano w Berlinie (sielawa, węgorz), a także w Polsce (leszcz). Trzeba pamiętać, że tak przed wojną, jak i po niej, tak w Prusach Wschodnich, jak i w Polsce ryby słodkowodne przegrywały rywalizację z morskimi. Dzieje się tak zresztą do dzisiaj, bo smak jest ważniejszy od ceny tylko u bogatych. W przejmowanych od Rosjan gospodarstwach zakładano Spółdzielnie Pracy Rybackiej. Pod koniec 1946 r. było ich 12, w połowie zaś 1948 r. już 40. W latach 1948–1949 jeziora przeszły pod zarząd Państwowych Gospodarstw Rolnych, spółdzielnie zostały zlikwidowane, a powstałe w ich miejsce zespoły rybackie podporządkowano Warszawie. W efekcie tych zmian POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 ZROZUMIEĆ MAZURY już w 1948 r. Mazurska Spółdzielnia Rybacka w Olsztynie skupiła o jedną trzecią mniej ryb niż przed rokiem. Nie rozwiązało to oczywiście problemu dystrybucji, ale oznaczało koniec spółdzielczości na jeziorach. Ostatnią przed 1989 r. restrukturyzację przyniósł rok 1958, gdy w miejsce zespołów powołano państwowe gospodarstwa rybackie. Przez wiele lat po 1945 r. gospodarka rybacka opierała się właściwie wyłącznie na eksploatacji. Wojenne zmniejszenie połowów spowodowało, że mazurskie jeziora zasobne były w ryby, a że deficyt produktów białkowych był w powojennych latach poważną sprawą, władze stale naciskały na zwiększanie poziomu dostaw. Połowy wzrastały do 1954 r., kiedy uzyskano prawie 33 kg ryb z hektara, już trzy lata później były jednak aż o połowę niższe. Płacono cenę zaniechania akcji zarybiania, co doprowadziło w końcu do przełowienia zbiorników i załamania produkcji. Dopiero w 1959 r. przystąpiono do projektowania gospodarki w poszczególnych zbiornikach, opierając się na naukowych zasadach, co pozwoliło, o ile wierzyć ówczesnym statystykom, mniej więcej dwadzieścia lat po wojnie osiągnąć poziom odłowów sprzed 1939 r. Na mazurskich jeziorach przez wieki zmieniało się prawie wszystko: właściciele, uprzywilejowani, narodowość dzierżawców, poziom wód, ich zasobność oraz techniki połowu, niezmienne pozostawało jedynie kłusownictwo. Dla jednych było ono plagą, dla innych środkiem utrzymania, wielu przyniosło grzywny i więzienie, wcale nielicznym zaś dostatek. Mazurzy kłusowali od zawsze, rybaczenia w nieswoim jeziorze nie mieli za grzech, a kłusownictwo było dla nich odwiecznym sposobem zdobywania jedzenia i pieniędzy. Albert Zweck zauważył, że „Mazura można w gruncie rzeczy uznać za uczciwego, chociaż trudno mu jest pogodzić się z myślą, że drewno w lesie, ryby w jeziorze i dzikie zwierzęta na polach nie mogą być wspólnym dobrem wszystkich”. Swoją drogą, minęło ponad sto lat od napisania tych słów, Mazurów właściwie już nie ma, ale stosunek dzisiejszych mieszkańców regionu do sprawy pozyskiwania drewna, ryb i dziczyzny POMERANIA GÒDNIK 2015 pozostał niezmienny. Widocznie nie tak w książce Zasmakuj w Mazurach. tyle ludziom został tu przypisany, co Rzecz nie tylko o kuchni wspomina pobyty z ojcem przy śluzie na Kanale Jeziemi. Najcenniejszą mazurską rybą jest glińskim, miejscu największych na Mawęgorz. Od zawsze smakował on zurach połowów węgorza: „Nie wiem, wszystkim tu rządzącym, a po 1945 r. kiedy rybacy sypiali, wydawało mi się, także zwykłym funkcjonariuszom apa- że w ogóle. Po postawieniu przestawy ratu władzy, urzędnikom wszelkich [specjalnej sieci] pili wódkę, rozmawiali szczebli oraz operującym lekarzom. i jedli smażonego węgorza. Nad ranem Węgorza ma się tu zresztą do dzisiaj za płynęli podnieść przestawę, na śniarybę najmądrzejszą, która mimo małej danie pili wódkę, popijając ją rybnym głowy wszystko potrafi załatwić. Nie rosołem (…). Kiedy węgorz »szedł«, to dziwi więc, że toczono o niego zaciekłe w domku rybackim wódka płynęła tak, boje. Front nigdy nie był do końca jasny, jak w kanale. Ten, kto chciał go kupić, bo w walki byli uwikłani i kłusownicy, musiał oprócz pieniędzy mieć wódkę i rybacy, i przedstawiciele organów ści- i zakąskę, dobrze widziane było piwo. gania, bywało nawet, że również kadra Czasem trafiała się ćwiartka świniaka, zakładów rybackich. Skala procederu częściej kiełbasy domowego wyrobu. była na tyle poważna, że TV zdecydo- (…) To, co rybacy mieli z połowów na wała się poświęcić mu serial „Akwen kanale, rzadko widziało się na sklepoEldorado” (1988). W walce ze świetnie wych półkach”. Węgorza w naszych jeziorach jest zorganizowaną grupą węgorzowych kłusowników nad Śniardwami młodzi już dzisiaj niewiele, w sklepach częściej bohaterowie pozostają osamotnieni. niż mazurskiego kupić można osobniW tej tragicznej historii pada trup, są ka wyłowionego w Azji. Zmniejszyła się krwawe bijatyki, widowiskowe pościgi, także skala kłusownictwa, niewielka to w końcu wyroki więzienia. Pozafilmo- jednak pociecha, bo główną przyczyną wa rzeczywistość była niestety rów- spadku jest to, że wielu potencjalnych nie brutalna. Piękna drewniana ryba- kłusowników wyjechało z Mazur na czówka na wodzie Wielkiej Dąbrowy zarobkową emigrację. Mazurzy w Wigilię nie jadali ryby, w Dąbrównie przetrwała dwie wojny światowe, spłonęła dopiero w wyniku głównym daniem tego dnia była pieczowalk między kłusownikami a rybakami na gęś. Za to w wieczór sylwestrowy, co o panowanie nad wodą na początku lat odnotował Max Toeppen w Wierzeniach mazurskich, starano się przygotować 90. XX w. Dzisiaj w Dąbrównie węgorza nie na wieczerzę „zdobyte za wszelką cenę ma prawie wcale, a rybaków w ogóle. duże ryby, gdyż oznaczają one duże pieDobre czasy dla tych ostatnich minę- niądze”. ły bezpowrotnie. Kiedyś byli panami, tak naprawdę tylko do nich należała decyzja, kto będzie szczęśliwym nabywcą węgorza. Mirosław Gworek, właściciel najlepszej w Polsce restauracji rybnej w Głodowie nad Śniardwami (w Puszczy P i s k iej), s y n rybaka z brygady w Głodowie, Mazurscy rybacy, lata trzydzieste XX w. Fot. z archiwum autora. 43 HISTORIA Kaszubi na Pomorzu Zachodnim na przestrzeni wieków Część 5: Wypieranie kultury kaszubskiej przez niemiecką Z YG M U N T S Z U LT K A Na proces przemian etniczno-językowych i narodowościowych Pomorza Zachodniego w XIV–XVI w. duży wpływ wywierały miasta, coraz silniej związane z będącą u szczytu swej potęgi Hanzą, z której napływały nie tylko statki, kapitały i postęp techniczny, ale również niemieckojęzyczni kupcy i rzemieślnicy, będący nosicielami kultury niemieckiej. W omawianym okresie miasta nie mogły się rozwijać bez stałego napływu autochtonicznej ludności słowiańskiej, ale niemieckojęzyczny patrycjat i niemieckojęzyczni rzemieślnicy zorganizowani w cechach uniemożliwiali jej dostęp do prawa miejskiego i korporacji miejskich przy użyciu tzw. paragrafu wendyjskiego. Przez to niejako z litery prawa autochtoni osiedli w miastach – w zależności od wielkości ośrodka miejskiego – stawali się obywatelami trzeciej lub niższej kategorii, ograniczonymi do funkcji pomocniczych i poślednich usług. Te kategorie społeczne nie były zdolne na gruncie macierzystego języka zaznaczyć swej obecności w życiu miast1. Niemieckojęzyczne rynki lokalny i regionalny były stymulatorami kultury niemieckiej nie tylko miast, ale również wsi, w coraz szerszym zakresie czynszowej i związanej z wymianą towarowo-pieniężną z miastem. Na wsi symbioza elementu napływowego z ludnością autochtoniczną miała największą przestrzeń i dlatego proces niemczenia autochtonów był najwolniejszy, a język ojczysty najdłużej pozostawał żywą mową. Jednak niemożność 44 podniesienia się ojczystej mowy do rangi języka pisanego była jedną z najważniejszych przyczyn pogłębiających się różnic i dysproporcji w życiu kulturalnym, a co za tym idzie również materialnym między ludnością kaszubskoi niemieckojęzyczną. Należy pamiętać, że nawet utrata języka ojczystego i niewykrystalizowanie się świadomości narodowościowej słowiańskiej ludności autochtonicznej nie oznaczały jeszcze jej całkowitego zniemczenia i utraty własnej tożsamości. Język nie jest bowiem jedynym wyznacznikiem kultury, obejmującej szerszy krąg procesów i zjawisk, jak tradycja, obyczaje i zwyczaje życia indywidualnego i rodzinnego, formy życia zbiorowego, budownictwo i przedmioty kultury materialnej itd.2, których w większości nie znamy i z braku źródeł, jak się zdaje, nie poznamy. Badania językowe są zaś bardzo bogate, ale ich przydatność dla wykreślenia granic etniczno-językowych w późnym średniowieczu i czasach nowożytnych jest bardzo ograniczona, chociaż zależności między nimi a granicami plemiennymi i politycznymi kwestionować nie można. Ich przeglądu dokonał Jan M. Piskorski, który w konkluzji stwierdził, że w odniesieniu do Pomorza Zachodniego nie widać wyraźniejszych związków między granicami plemiennymi i politycznymi3. Najbardziej przydatne w prezentacji przemian językowych są niewątpliwie źródła historiograficzne4. Wydaje się, że na początku XVI w. zachodnia granica zasięgu kaszubszczyzny biegła od Bałtyku z rejonu jeziora jamneńskiego rzeką Unieść do jeziora Nicemino, stąd w kierunku południowo-zachodnim ciągnącym się kilkadziesiąt kilometrów pasmem lasów, przecinając rzekę Radew w rejonie Mostowa, a rzekę Chotlę – Bukowa, docierając do Parsęty, gdzie wpada do niej Dębnica, dalej Dębnicą na południe w kierunku granic Polski, dochodząc do jezior Pojezierza Drawskiego i źródeł Drawy. W ten sposób oddzielała dobra ziemskie Koszalina i biskupstwa kamieńskiego od dominium opactwa bukowskiego, rozgraniczała żyzne gleby od mało urodzajnych obszarów południowej części biskupstwa, dalej dobra niemieckiego rodu napływowego von Münchow oraz niemieckich Versenów, następnie zaś rzeką Dębnicą rozdzielającą z zachodu posiadłości Manteufflów, zaś od strony wschodniej – Woldenów i Glasenappów5. Mowa kaszubska na początku XVI w. była jeszcze żywym językiem wschodniej i południowej części ziemi koszalińskiej, w rejonie Bobolic, na południowym skrawku ziemi białogardzkiej i dużych obszarach ziemi szczecineckiej. Jest zrozumiałe, że po obu stronach tak wytyczonej granicy występowały obcojęzyczne enklawy, większe niemieckie po stronie wschodniej (dominium bukowskie, dobra słupskich norbertanek, wsie Darłowa, Sławna i Słupska) niż kaszubskie po zachodniej. Kroniki Johannesa (Jana) Bugenhagena i Tomasza Kantzowa są niekwestionowanym dowodem na to, że ludność kaszubska na początku XVI w. była lekceważoną i pogardzaną mniejszością. Ten drugi pisał: „[…] jeszcze jest na Pomorzu Tylnym [tzn. na wschód od Góry Chełmskiej] cały obszar, który zamieszkują jedynie marni Wendowie POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 HISTORIA […]. A chociaż obecnie nazwa i ród Wendów są u nas w takiej pogardzie, że jeden drugiego dla obelgi nazywa Wendem lub Słowianinem, to my jednak nie chcemy wstydzić się tego pochodzenia”6. Względy ekonomiczne i antagonizm kulturowy, zwłaszcza językowy zamykały cechy i place targowe przed Kaszubami nieumiejącymi się wysłowić po niemiecku, podobnie jak bramy miast przed Żydami i Szkotami. Atmosfera wyższości niemieckiego pochodzenia i języka nad kaszubszczyzną była powszechna7. Doświadczyli tego kanclerz Jakub von Zitzewitz i generał Joachim E. von Krockow, którzy nie umieli ukryć swego kaszubskiego rodowodu, a zwłaszcza prosty lud kaszubski. Pod koniec rządów księcia Bogusława X na Pomorze Zachodnie zaczęły przenikać z Wittenbergii idee reformacyjne. Książę i jego synowie do 1531 r. podchodzili do nich z tolerancją i dużą rozwagą. Patrząc na nie przez pryzmat władzy książęcej i racji stanu państwa, podejmowali przeciw nim działania tylko tam i wtedy, gdy pociągały one za sobą zaburzenia społeczne. Problem zaprowadzenia reformacji na Pomorzu Zachodnim i ziemi lęborsko-bytowskiej odgrywał szczególną rolę, dotyczył bowiem każdego mieszkańca. Z jego znaczenia zdawali sobie sprawę współcześni, dlatego sejm w Trzebiatowie, który miał o nim rozstrzygać – zebrany 13 grudnia 1534 r. – poprzedziły wyjątkowo staranne przygotowania. Zaangażowali się w nie osobiście dwaj książęta i biskup kamieński, Erazm von Manteuffel (1521–1544). Jednak już w drugim dniu obrad biskup odrzucił przedłożony dzień wcześniej przez radców książęcych projekt reformy Kościoła, uzgodniony z luterańskimi teologami, z Janem Bugenhagenem (1485–1559) na czele, i protestacyjnie opuścił obrady sejmu. Jego wystąpienie poparli prałaci, stany biskupstwa kamieńskiego, większość posłów szlacheckich i prawdopodobnie miejskich, którzy wyjechali do swych domostw. Sejm nie podjął więc żadnej uchwały w sprawie religii czy Kościoła, ale w tym krytycznym momencie książęta Barnim IX (1523–1573) i Filip (1531–1560) przypuszczalnie jedynie ustnie proklamowali swemu POMERANIA GÒDNIK 2015 Fragment Mapy Europy Kacpra Vopela z 1555 r. przedstawiający środkową Europę, w tym Pomorze Zachodnie. Mapa wydana przez Bernarda von der Putte w 1572 r. Za K. Buczek, „Dzieje kartografii polskiej od XV do XVIII w.”, Wrocław 1963, aneks XIII. Reprodukcja z wystawy: Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie otoczeniu wolę kontynuowania dzieła reformy Kościoła według projektu przedłożonego Sejmowi ze zmianami obliczonymi na pozyskanie biskupa. Zgodnie z wolą księcia Barnima Jan Bugenhagen zredagował Ordynację Kościelną (druk 1535 r.), która stała się konstytucją nowego Kościoła. Delegalizowała ona Kościół katolicki i zapewniała wyłączność Kościołowi urządzonemu według nauki Marcina Lutra. Zgodnie z nią następowała też przebudowa stosunków kościelnych, szybciej w zachodniej i środkowej części księstwa zachodniopomorskiego, wolniej – we wschodniej, mieszanej językowo, kaszubsko-niemieckiej, gdzie przeciągała się ona aż pod koniec XVI stulecia8. Proklamacja reformacji stworzyła jeszcze korzystniejsze warunki rozwoju ludności i kultury niemieckiej. Jej skutkiem było zacieśnienie stosunków Pomorza Zachodniego z Rzeszą, a zwłaszcza luterańską Saksonią, oraz osłabienie kontaktów politycznych i kulturowych z Polską, ale nie spowodowała napięć w stosunkach dobrosąsiedzkich, na 45 HISTORIA co w największym stopniu wpływały czynniki ekonomiczne, zwłaszcza handlowe. Wielkim społecznym i politycznym cierniem na stosunkach pomorsko-polskich do końca istnienia niezawisłego państwa zachodniopomorskiego było niespłacanie przez Polskę pożyczki 100 000 talarów, udzielonej przez książąt pomorskich w 1569 r. królowi Zygmuntowi Augustowi (1548–1572)9. Przez to, że reformacja podniosła języki narodowe do rangi języków liturgicznych, mogła się stać impulsem ożywienia umysłowego i kulturalnego, a za tym – wzrostu materialnego ludności kaszubskiej. Wymagało to zrozumienia i równego traktowania potrzeb językowych ludności niemieckiej i kaszubskiej przez książąt i władze nowego Kościoła oraz znacznego zaangażowania się samych Kaszubów. Żaden z tych warunków nie został spełniony, bo wynarodowieni słowiańscy książęta i niemieckie władze nowego Kościoła nie dostrzegali problemu Kaszubów. Brak zrozumienia i nierówne traktowanie potrzeb religijnych i językowych ludności niemiecko- i kaszubskojęzycznej z ich strony oraz ograniczone zaangażowanie się samych Kaszubów sprawiły, że reformacja na Pomorzu Zachodnim – ogólnie rzecz biorąc – nie stała się, jak w wypadku Łużyc, Prus Książęcych, Litwy czy Białorusi, czynnikiem ożywienia umysłowego i kulturalnego Kaszubów. Nie wyniosła ona języka kaszubskiego do rangi języka pisanego, a nowy nietolerancyjny Kościół nie wprowadził go do liturgii kościelnej, nie dbał o kształcenie kleru dla swych kaszubskich wiernych ani dostarczanie im książek religijnych w języku przez nich zrozumiałym, czyli kaszubskim lub polskim. Dlatego wszystkie najważniejsze dokumenty nowego Kościoła aż do 1594 r. słowem nie wspominały o ludności kaszubskiej. Książęta i władze Kościoła ewangelickiego problem opieki duszpasterskiej nad ludnością kaszubską dostrzegli dopiero po 60 latach od czasu proklamowania reformacji i jego rozwiązanie przekazali prepozytom, pastorom i zakrystianom. Dokładnie sto lat po sejmie w Trzebiatowie szlachta na sejmie w Szczecinie skarżyła się, że na kaszubskim pograniczu 46 Fragment kroniki Thomasa Kantzowa „Pomerania” dotyczący zasięgu języka słowiańskiego i kaszubskiego. Rękopiśmienny odpis kroniki Kantzowa z XVIII w. AP Szczecin, Zbiór S.G. Loepera, sygn. 25. Reprodukcja z wystawy: Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie pomorsko-lęborsko-bytowskim spadek kultury religijnej powodował szerzenie się „ateizmu”. Realizacji podjętych działań, mających na celu zmianę tych niekorzystnych dla szlachty procesów, stanęła na przeszkodzie wojna trzydziestoletnia (1618/1627–1648)10. Obiektywne stosunki językowe spowodowały, że nie język kaszubski, lecz polski – gdyż był językiem pisanym, rozumianym przez Kaszubów i posiadającym wielowiekową tradycję „języka kościelnego” – wprowadzono tylko w tych kościołach ewangelickich, w których szlachta parafialna nie rozumiała po niemiecku, oraz w będących pod patronatem książęcym i miejskim, w których większość wiernych (na wsi) lub duża liczba (w mieście) nie znała biernie języka niemieckiego. Ponieważ w początkach XVI w. nad większością kościołów na wschód od Parsęty patronat sprawowali mówiący po niemiecku książę lub szlachta także znająca ten POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 HISTORIA język, dlatego do wojny trzydziestoletniej zachodnia granica kaszubszczyzny przesunęła się z linii Koszalin – Białogard – Szczecinek na linię Sławno – Polanów – Szczecinek. W pierwszym stuleciu Kościoła luterańskiego proces obumierania mowy kaszubskiej na obszarze mieszanym językowo był najszybszy w dziejach Pomorza Zachodniego. Na terenach wschodnich zaś, zamieszkałych przez ludność mówiącą w przewadze po kaszubsku lub po polsku, w tym szlachtę, tj. na wschód od Słupi i w starostwach lęborskim i bytowskim, z konieczności i zgodnie z nauką M. Lutra wprowadzono do liturgii język polski, bo przytłaczająca większość społeczeństwa nie rozumiała po niemiecku. Tutaj reformacja odgrywała ze wszech miar pozytywną rolę w zachowaniu przez ludność kaszubską swej tożsamości i języka, coraz bardziej zabarwionego polonizmami. Właśnie tu, z inicjatywy szlachty zainteresowanej utrzymaniem poddanych w posłuszeństwie i pastorów sprawujących opiekę duszpasterską nad ewangelickimi Kaszubami, doszło do wydania przez Kaszubę pastora Szymona Krofeja Małego katechizmu M. Lutra (1586 r. lub wcześniej) i śpiewnika (1586 r.) oraz przez Niemca pastora Michała Pontanusa (Brüggemana) tegoż Małego katechizmu i Pasji11. Śmierć ostatniego Gryfity, księcia Bogusława XIV (1637 r.) oraz decyzje traktatu pokojowego z Osnabrück (1648 r.) poprzedziły przejęcie przez Brandenburgię (1653 r.) przyznanej jej części Pomorza Zachodniego. Większość Pomorzan z nowym swym panem wiązała duże nadzieje. Jednak elektor Fryderyk Wilhelm (1640–1688) swą polityką stanową, podatkową, wojskową i religijną rychło zraził ich do siebie i spowodował ukształtowanie się stałej opozycji stanowej. W umacniającym budowę absolutyzmu państwie Hohenzollernów coraz silniej dawały znać procesy unifikacyjne i centralistyczne, wyrażające się w likwidacji pomorskiej odrębności i brandenburgizacji Pomorza, tzn. przenoszenia na jego grunt prawa i instytucji działających w marchiach brandenburskich i zastępowaniu nimi pomorskich. Oddziaływanie tych procesów bardzo niekorzystnych z punktu widzenia trwania kaszubszczyzny osłabiło pochłonięcie walką między kalwinizmem i luteranizmem władz państwowych i kościelnych, które nie dostrzegały spraw pozostawionej samej sobie ludności kaszubskiej. Reformacja wpłynęła korzystnie na wzrost kultury umysłowej ludności niemieckojęzycznej przez reformy szkolnictwa wyższego (Uniwersytet w Greifswaldzie 1539/1545 i założenie Pedagogium 1543) oraz szkół łacińskich dużych miast, ale wiejskie szkółki parafialne (elementarne, zakrystianów) przeżywały do początków XVIII w. nie mniejszy kryzys niż za czasów katolickich. Przez to nastąpiło zahamowanie narastania różnicy w rozwoju oświaty między ludnością niemiecko- i kaszubskojęzyczną. Po wojnie trzydziestoletniej korzystne dla Kaszubów było to, że na wschodnią część brandenburskiej części Pomorza w czasie wojny północnej 1655–1660 napływało wielu przybyszy z Polski, którzy poważnie wzmocnili osłabioną w czasie wojny ludność kaszubską. Niekorzystne były natomiast zmiany ustrojowo-organizacyjne synodu słupskiego, którego superintendent posiadał prawo egzaminowania i ordynowania pastorów obszaru od Góry Chełmskiej do Prus Książęcych. Od 1652 r. funkcję tę sprawował każdorazowy pastor głównego kościoła miasta Słupska. W 1669 r. jego prawo ordynowania ograniczono do synodu słupskiego, a w 1691 r. odebrano mu je całkowicie12. 1 G. Labuda, Zapiski kaszubskie, pomorskie i morskie. Wybór pism, Gdańsk 2000, s. 175, 285; tenże, Problematyka badań wczesnodziejowych Szczecina, Przegląd Zachodni 8: 1952, 3–4, s. 9 n.; H. Ludat, Die ostdeutsche Kietze, Hildesheim 1984, s. 18 n., 49; D.G. Hopp, Die Zunft und die Nichtdeutschen im Osten, insbesondere in der Mark Brandenburg, Marburg/Lahn 1954. 2 G. Labuda, Zapiski, s. 175. 3 J.M. Piskorski, Pomorze plemienne. Historia – Archeologia – Językoznawstwo, Poznań – Szczecin 2002, s. 225. 4 G. Labuda, Uwagi dyskusyjne w sprawie przemian etnicznych Pomorza Zachodniego, Studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski i Pomorza 1: 1955, 1, s. 118. 5 Z. Szultka, Język polski w Kościele ewangelicko-augsburskim na Pomorzu Zachodnim od XVI do XIX wieku, Wrocław 1991, s. 29–43. 6 Des Thomas Kantzow Chronik von Pommern in hochdeutscher Mundart, hrsg. v. G. Gaebel, Stettin 1897, s. 3; Johannes Bugenhagens Pomerania, hrsg. v. G. Heinemann, Stettin 1900, s. 38. 7 Z. Szultka, Język polski w Kościele, s. 37 n. 8 B. Wachowiak, Pomorze Zachodnie w schyłkowej epoce feudalizmu (1464–1845), w: Historia Pomorza, t. II, cz. I, pod red. G. Labudy, Poznań 1976, s. 802 n. (tamże literatura); Z. Szultka, Die Reformation und ihre Bedeutung für die pommerschen Kaschuben, w: Pommern, Geschichte – Kultur – Wissenschaft. 2. Kolloquium zur Pommerschen Geschichte 13. und 14. September 1991, Greifswald 1991, s. 73 n. 9 B. Wachowiak, Pomorze Zachodnie w początkach czasów nowożytnych, s. 788 n., 979 n.; tenże, Zjednoczone Księstwo Pomorskie (do 1648 r.), w: Pomorze Zachodnie poprzez wieki, red. J.M. Piskorski. Szczecin 1999, s. 136 n.; Z. Boras, Stosunki polsko-pomorskie w II połowie XVI wieku. Zarys polityczny, Poznań 1965, s. 128 n.; tenże, Próba wprowadzenia polskiej soli na Pomorze Zachodnie w XVI w., Przegląd Zachodniopomorski 1964, 1, s. 8 n. 10 Z. Szultka, Język polski w Kościele, s. 44 n.; K. Ślaski, Przemiany etniczne na Pomorzu Zachodnim w rozwoju dziejowym, Poznań 1954; tenże, Polskość Pomorza Zachodniego w świetle źródeł XVI–XVIII w., w: Pomorze nowożytne, pod red. G. Labudy i S. Hoszowskiego, Warszawa 1959, s. 41 n. 11 Z. Szultka, Studia nad piśmiennictwem „starokaszubskim”, w szczególności Michała Brüggemana alias Pontanusa albo Mostnika, cz. I–II, SO, t. 45–46/47: 1988–1989–1990; tenże, Piśmiennictwo polskie i kaszubskie Pomorza Zachodniego od XVI do XIX wieku, Poznań 1994; R. Herrmann-Winter, Sprachen in Pommern, Niederdeutsches Jahrbuch 118: 1995., s. 173 n. 12 H. Landwehr, Die Kirchenpolitik Friedrich Wilhelms des Grossen Kurfürsten, Berlin 1894; H. Heyden, Neue Aufsätze zur Kirchengeschichte Pommerns, Köln – Graz 1965; G. Labuda, Uwagi dyskusyjne, s. 320. POMERANIA GÒDNIK 2015 47 LUDZIE Droga ku pamięci W związku z przypadającą w tym roku 75. rocznicą zbrodni katyńskiej oddział Zrze szenia Kaszubsko-Pomorskiego w Konarzynach wraz ze środowiskiem saperskim dawnego garnizonu Drawno i członkami Izby Historycznej Pełczyce postanowili upamiętnić komendanta byłego Komisariatu Straży Granicznej Konarzyny komisa rza/majora Kazimierza Kociatkiewicza. MARIA ROGENBUK Ten urodzony na Kresach oficer niemal od początku swej służby w szeregach Straży Granicznej (SG) związany był z tym komisariatem. W młodym wieku brał udział w walkach o wolność Polski, m.in. w wojnie z bolszewikami. W SG przeszedł szczeble od aspiranta do komisarza. Natomiast w wojsku kolejno awansował od podchorążego do kapitana, przez wiele lat był oficerem rezerwy kawalerii. W 2010 r. pośmiertnie otrzymał awans na majora WP. Był jednym z głównych animatorów życia patriotyczno-obywatelskiego i sportowego na podległym mu służbowo terenie, położył wielkie zasługi w dziedzinie patriotycznej edukacji historycznej i obronnej. Działał w wielu towarzystwach, od kombatanckich po charytatywne. M.in. jego zasługą jest postawienie w Konarzynach w 1932 r. pomnika Józefa Piłsudskiego, co stało się wydarzeniem na Pomorzu, gdyż w tym regionie był to pierwszy i do 1939 r. jedyny taki pomnik. Komisarz miał także swój udział w powstaniu istniejącego do dziś konarzyńskiego pomnika Serca Jezusowego. Miejscowa Straż Graniczna za sprawą jej komendanta organizowała imprezy sportowe, pogadanki, konkursy, zabawy i bale charytatywne, a młodsi strażnicy starali się rozwinąć hobbystyczne i uniwersalne zainteresowania u konarzyńskich dzieci i młodzieży. K. Kociatkiewicz wśród podległych strażników trzymał żelazną dyscyplinę, w przeciwieństwie do komisariatów w Brzeźnie i Lipnicy na terenie podległym 48 Fot. Marcin Wróblewski konarzyńskiemu komisariatowi SG bardzo rzadkie były przypadki użycia broni wobec mieszkańców. W połowie 1939 r. Kociatkiewicza przeniesiono na stanowisko kwatermistrza Inspektoratu Granicznego Jasło. Jego następcą został komisarz/porucznik WP Piotr Marciniak. Nie wiemy, jakie zadania komisarz Kociatkiewicz wykonywał po wybuchu wojny. Faktem jest, że trafił do radzieckiej niewoli, co okazało się tragiczne w skutkach. Został bestialsko zamordowany w kwietniu 1940 r. – Lista katyńska nr 029/2 z kwietnia 1940 roku, poz. 54 – spoczywa na katyńskim cmentarzu. Z obozu w Kozielsku, gdzie został osadzony, jego żona Teresa (z d. Sobczak, córka Agnieszki i Feliksa, konarzyńskiego masarza) dostała tylko jeden list, w którym napisał „Nie martw się. Jest ciężko, ale chyba się jeszcze zobaczymy”. Mając na uwadze dokonania kom. Kociatkiewicza, miejscowy oddział ZKP, kierowany przez Marię Rogenbuk, postanowił doprowadzić do spopularyzowania tej postaci. Efektem wspólnych działań zrzeszeńców i ww. organizacji z województwa zachodniopomorskiego jest opracowanie szczegółowego życiorysu Kazimierza Kociatkiewicza oraz zamieszczenie w lokalnych mediach („Merkuriusz Człuchowski”, „Biuletyn CSSP Koszalin”, „Dziennik Bałtycki”) artykułów dotyczących komisariatu i jemu podległych placówek. Ponadto w celu przybliżenia postaci komendanta byłego Komisariatu Straży Granicznej Konarzyny i jego podwładnych w 2011 i 2012 r. opracowano wspólnie z ZKP Oddział w Konarzynach dwa numery specjalne „Biuletynu Kawaliera” wydawanego przez Stowarzyszenie Saperów Polskich POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 LUDZIE / W GDAŃSKU (SSP) koło nr 21 w Drawnie i Izbę Historyczną w Pełczycach. Trzeba dodać, że o Kociatkiewiczu wspomniał już na początku lat 80., niestety zdawkowo, Władysław Stanisławski w Historii płonącego pogranicza. Natomiast w 2012 r. podczas poświęconych straży granicznej w tym regionie „Spotkań na Gochach”, organizowanych przez Fundację Naji Gochë, szczegółowo przedstawiono historię Komisariatu SG Konarzyny. Dwa lata później wspomniana Fundacja, przy wsparciu Lasów Państwowych i drawieńskiego koła SSP, wykonała strażnicę pamięci w miejscu, gdzie znajdowała się siedziba Placówki I Linii Kiełpin Szosa, przy okazji ukazano postać przełożonego tej placówki kom. Kazimierza Kociatkiewicza. W ramach ogólnopolskiego programu „Katyń ocalić od zapomnienia” wspomniane na wstępie organizacje postanowiły posadzić w Konarzynach Dąb Pamięci ku czci komendanta Kociatkiewicza. Izba Historyczna w Pełczycach z drawieńskim kołem Stowarzyszenia Saperów Polskich zobowiązały się do wykonania czynności związanych z zaprojektowaniem i wykonaniem tablicy pamiątkowej, która miała zostać umieszczona na kamieniu upamiętniającym komendanta, a miejscowy oddział ZKP wziął na siebie pozostałe zadania. Drzewko przekazało Nadleśnictwo Miastko. Kamień uzyskano dzięki wiceprezesowi ZKP o. Konarzyny Markowi Dykierowi. Wykonanie tablicy wraz z formą wyeksponowania Dębu Pamięci zrealizowano także przy moralnym wsparciu Komitetu Społecznego na Rzecz Budowy Miejsca Pamięci Historycznej oraz Akcji Katolickiej w Konarzynach, Fundacji Naji Gochë, Stowarzyszenia Historyczno-Kulturalnego Bastion Tradycji z Kalisza Pomorskiego i Radovana Protiča z Łowicza Wałeckiego. 18 października br. Dąb Pamięci został posadzony w pobliżu kościoła pw. św. Piotra i Pawła. W uroczystości pobłogosławienia Dębu Pamięci i umieszczonego obok niego kamienia z tablicą pamiątkową wzięli udział m.in. ułani z Klubu 18 Pułku Ułanów Pomorskich, pułku będącego towarzyszem broni Komisariatu SG Konarzyny podczas walk Zgrupowania Chojnice w 1939 r. Ponadto Żandarmeria Wojskowa Wydziału Ustka wystawiła posterunek honorowy przy Dębie Pamięci, oddając w ten sposób cześć swojemu oficerowi, gdyż Kociatkiewicz w chwili śmierci był zmobilizowanym kapitanem żandarmerii. Pojawili się także przedstawiciele Bractwa Kurkowego z Królewskiego Miasta Czarne, w którym to mieście władzę starostów sprawowali przez lata przedstawiciele wywodzącego się z Konarzyn rodu Konarskich. Panu mjr. Andrzejowi Szutowiczowi dziękuję za udostępnienie materiałów, które wykorzystałam, opracowując część historyczną artykułu. XI Miejski Konkurs „Moja Pomorska Rodzina” Zarząd Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku zaprasza uczniów gdańskich szkół podstawowych, gimnazjalnych i liceów ogólnokształcących na XI edycję Konkursu „Moja Pomorska Rodzina”. Współorganizatorami konkursu są Urząd Miejski w Gdańsku, Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Gdańsku, Stowarzyszenie Archiwistów Polskich Oddział Gdańsk oraz Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne. Historię regionu i Polski tworzą dzieje ich mieszkańców. Organizacja konkursu ma właśnie na celu zachęcenie jego uczestników do poznania przeszłości swoich przodków, a za jej pośrednictwem – poznanie dziejów Dużej i Małej Ojczyzny. Konkurs umożliwi odkrycie nieznanych kart z życia przodków oraz zachowanie i utrwalenie pamięci o nich w rodzinie. Pozwoli także na zaprezentowanie ich historii mieszkańcom Gdańska i Pomorza. W tym roku po raz pierwszy do konkursu zostali zaproszeni licealiści. Zachęcamy młodzież do uczestnictwa w konkursie i do wysiłku w poszukiwaniach informacji o historii rodziny, a nauczycieli do podjęcia się roli opiekunów uczniów biorących udział w konkursie. Prace konkursowe należy składać w Gimnazjum nr 1 w Gdańsku ul. Wilka Krzyżanowskiego nr 6 (Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 1) od poniedziałku do piątku w godz. 8–14 (tel/fax 58 341 09 29). POMERANIA GÒDNIK 2015 Termin składania prac upływa w dniu 11 kwietnia 2016 roku. Prace z jednej szkoły należy składać razem zgodnie z zasadami określonymi w regulaminie konkursu. Szkoły biorące udział w konkursie zostaną powiadomione o terminie oficjalnego ogłoszenia wyników konkursu oraz terminie wręczenia nagród i zorganizowania wystawy najlepszych prac (wstępny termin 2 czerwca 2016 roku). Regulamin jest opublikowany na stronie www.kaszubi.pl/ Wszelkich informacji i wyjaśnień w imieniu organizatora udziela Joanna Niwińska z Gimnazjum nr 1 w Gdańsku tel. 58 341 09 29, e-mail: [email protected] lub Krzysztof Kowalkowski e-mail: [email protected] Honorowy patronat nad konkursem objął Prezydent Miasta Gdańska Paweł Adamowicz. Patronat medialny nad XI Miejskim Konkursem „Moja Pomorska Rodzina” sprawują Radio Gdańsk i „Dziennik Bałtycki”. W imieniu organizatorów konkursu Krzysztof Kowalkowski ZKP Oddział w Gdańsku 49 Z KOCIEWIA Długe góny Kociewia MARIA PA J Ą KO W S K A- K E N S I K Kociewie to region na mapie raczej długi, wzdłuż Wisły, a w szerokości ku Borom Tucholskim się snuje i je częściowo obejmuje, dzieląc się też nimi z Kaszubami i nie tylko. Nie można zapomnieć o wspólnej dużej krainie – Pomorzu. Szukając, z życiowej zasady, tego, co łączy, zawsze zwracam uwagę na wspólne słownictwo, czy też inne formy językowe. Właśnie zakończyłam czytanie książki o ks. Janie Kaczkowskim (Życie na pełnej petardzie), wcześniej zobaczywszy programy telewizyjne o nim. Niesamowity kapłan i książka wciągająca bardzo. Świadectwa księdza związanego z Puckiem krzepią, choć nie dają łatwej pociechy. Szukanie nadziei, postawa wobec spraw ostatecznych – to kwestie uniwersalne, co nie przeszkodziło mi zauważyć, że są w tej książce fragmenty regionalne. Twórca hospicjum zauważa cechy Kaszubów. Na zdanie: „Kiedy Kaszubi nic nie mówią albo tylko pomrukują... to jest to równoznaczne z najwyższym uznaniem” – musiałam zwrócić uwagę. Wymienia też zdrobniałe formy czasowników, które występują także na Kociewiu. Głównie w mowie do dzieci (chodźkaj, zniżkaj itp.), ale i wobec dorosłych bliskich, gdy się szczególnie przymilamy. Poza tym na Pomorzu, rzadziej niż np. na Kresach, używa się słownictwa nacechowanego pozytywnie. Jak jest dobrze, to nie ma chwalby, bo to jak norma. Muszę tu dodać, że na znanym mi Pomorzu, czyli też Kociewiu, ogólnie takie były zasady. Surowa, oszczędna szkoła międzyludzkich relacji. Można to potwierdzić, analizując słownictwo ekspresywne w słownikach ks. dra Bernarda Sychty, gdzie przy okazji znajdujemy uwagi „por. koc.” lub „por. kasz.”. Jednak oficjalnie „różnimy się pięknie” i niech tak pozostanie. Życia szkoda na bezsensowną walkę kulturową, która w niewybaczalnej wcześniej formie grozi obecnie światu, Europie... Właśnie świat znowu oniemiał – jak można w imię Boga bestialsko zabijać? Okazuje się, że świat bez granic jednak nie jest możliwy. I robi się coraz bardziej jesiennie, szaro, smutno. Kiedyś jesień kojarzyła mi się z wytężoną pracą w polu, bo dzień krótki, a trzeba zdążyć przed zimą. Zapisał mi się w pamięci obraz jesiennej orki, mozolnej, z końmi zaprzężonymi do pługa. Skiba za skibą. Trzeba było cierpliwości oracza, gdy długe góny i tyle ich jeszcze przed nim, by potem (zwykle dopiero wiosną) można było siać nadzieję na nowe plony. Odwieczny rytm życia na oswojonej ziemi. Nawet gdy zwyczajnie, nieodświętnie, było dobrze. Żal za minionym światem znajduję m.in. w tekstach kolejnego (w tym felietonie już trzeciego) księdza – Franciszka Kameckiego, szeroko kojarzonego z Grucznem, u bram Kociewia. „Szkoda, że rozwerków nie ma/ dreszmaszyna zardzewiała... / szymlów nie ma / nie ma postronków ani kip”. W innym tekście pytał, kto jeszcze będzie wiedział, co to jest sztyga... Regionaliści robią, co mogą, by „dodać blasku temu, co gaśnie”. Na przykład urządzają kongresy. Tegoroczny, V Kongres Kociewski wchodzi w ostatnią fazę. Już o tym pisałam. Po „Plachandrach z uczbó” doszły konkursy recytatorskie. Od kilku lat Szkoły Katolickie w Świeciu organizują konkurs „Poeci z Kociewia”. Okazuje się, że jest co recytować i czym się wzruszać. Laureaci konkursu w ramach nagrody jadą do Tczewa na VIII Festiwal Twórczości Kociewskiej im. Romana Landowskiego. Zawsze bogaty program i miejsce integrujące region, co zawdzięczamy śp. patronowi festiwalu. W Roku Kongresowym jest nie tylko festiwalowo, poetycko... ale też naukowo. Kolejne seminarium poświęcone tożsamości – edukacji i świadomości regionalnej – odbyło się w Świeciu nad Wisłą. Referaty przygotowali przedstawiciele UMK w Toruniu, UKW w Bydgoszczy i AP w Słupsku. Natomiast na konferencję „Polska regionalna. Mowa, kultura, edukacja” dojadą do Tczewa badacze z UG po UJ, czyli od Gdańska po Kraków. Inicjatorem tej konferencji jest Kociewski Oddział ZKP w Tczewie oraz ośrodki zajmujące się kulturą regionalną. Kociewie ma swój dobry czas. Zbliża się Gwiazdka, kupiłam już kartki, by podtrzymać piękną tradycję wysyłania ich pocztą. Wcześniej ogrzać serdecznością, okrasić pamięcią i dopełnić zwyczaju dobrego! Życzę Państwu radosnej i tradycyjnej Gwiazdki, ale też wielu dobrych dni po niej – takich, żeby chciało się żyć w 2016 roku. R E K L A M A A MOŻE PRENUMERATA? 50 s. 2 POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 FENOMEN POMORSKOŚCI Lewant i Maszrek JACEK BORKOWICZ Od strony morza góry syryjskie nie wydają się wysokie. Wznoszą się łagodnie i powoli, by na szczytach zmienić się w szerokie płaszczyzny, po których spacerują stada owiec. Z tej strony przesadą zdaje się nawet nazywać je górami – nie ma tu stromizn ani skalnych urwisk, jak w Tatrach. To raczej wyżyny, podobne do naszej, gdańskiej. Urozmaicają krajobraz, ale nie budzą respektu. Zupełnie inne wrażenie mamy, gdy pierwszy raz spojrzymy na nie z głębi lądu, od Aleppo. Przybrzeżny masyw, który w oczach przybysza znad Morza Śródziemnego nieefektownie dodaje metr do metra, tutaj, jakby w przypływie szaleństwa, całą tę oszczędnie nagromadzoną wysokość wytraca w nagłym spadku ku przepaści. Różnica poziomów dochodzi tu do półtora kilometra! Majestatyczna fasada biegnie równolegle do linii wybrzeża, którą góry Ansarija mają za plecami. Chyba nikt ze stojących u stóp owej ściany nie ma już teraz wątpliwości, że oto rozpościera się przed nim kraj zupełnie inny od pustynnego płaskowyżu głębokiej Syrii. Tak było tu od wieków, od tysiącleci. Dołem, z północy na południe i z południa na północ, ciągnęły karawany – z jedną z nich przybył tu Abraham. Brodaci kupcy zmierzający w kierunku bazarów Damaszku lub dalej, do Jerozolimy, obojętnie mijali ansaryjską przepaść. Jeśli już spoglądali w kierunku gór, czynili to z niechęcią lub obawą POMERANIA GÒDNIK 2015 – bo przecież stamtąd przychodzi zło. Skały Ansariji to doskonałe kryjówki dla rozbójników. Stanisław Bystroń, który zwiedzał Syrię w 1926 r., nazwał te góry „bramą wypadową do Syrii” – ale on oglądał je tylko od dostępnej, zachodniej strony, od wybrzeża. W rzeczywistości przez większą część długiej historii Bliskiego Wschodu ta brama była zamknięta. Doskonałym przykładem może być tu epoka wypraw krzyżowych. Europejscy zdobywcy, Frankowie – jak nazywano ich tutaj – trzymali się raczej ograniczonego górami pomorskiego pasa. W głąb śródlądowej pustyni zapuszczali się mniej pewnie, tam też z reguły przegrywali z muzułmanami. Ale i przed krzyżowcami, i po nich ludy morza, aktywne w śródziemnomorskich portach, nie sięgały po panowanie nad interiorem. Ich domeną były okręty, tak jak domeną ich sąsiadów – wielbłądzie karawany. Wschodnie wybrzeże Morza Śródziemnego oraz przylegający doń pas lądu z dawna zwykło się u nas nazywać Lewantem. Słowo to pochodzi z języka włoskiego i oznacza kraj wschodzącego słońca. Włosi, a konkretnie armatorzy z Genui i Wenecji, to klasyczni reprezentanci wspomnianych ludów morza. Od setek lat mieli tu swoje kupieckie przystanie. Krzyżowcy przychodzili i odchodzili, oni zostawali, wżeniając się w miejscową ludność. Do dziś chrześcijańscy mieszkańcy portowych miast syryjskich mówią o sobie, że są Lewantyńczykami. Choć mówią po arabsku, jednak niekoniecznie by chcieli, aby uważano ich za Arabów. Bo Arabowie to tamci, zza gór Ansarija. Południowi sąsiedzi Lewantyńczyków, Maronici z gór Libanu, lubią nazywać się potomkami Fenicjan. Nieważne, czy są nimi naprawdę. Istotne jest to, że również oni nie chcą być Arabami. A szukając tożsamości, odwołują się do śródziemnomorskiego symbolu. Bo starożytni Fenicjanie byli ludem Morza Śródziemnego. Arabska nazwa Maszrek również oznacza kraj wschodzącego słońca. Ale Arabowie określają nią kraj znacznie rozleglejszy, ciągnący się od palestyńskiego i syryjskiego wybrzeża aż po iracką nizinę Eufratu. Maszrek to prastary szlak karawan, wzdłuż którego rozwijały się i upadały imperia. Szlak śródlądowej cywilizacji. Lewant zawsze spoglądał i spoglądać będzie w stronę Europy, Maszrek – w kierunku Bagdadu, miasta Opowieści Tysiąca i Jednej Nocy. Ludzie Lewantu i ludzie Maszreku, choć żyją tak blisko siebie, są sobie obcy. Ta obcość, połączona z bliskością, owocuje konfliktami. Gdy patrząc na wojnę w Syrii, zapomnimy o hasłach wypisanych na sztandarach każdej ze stron konfliktu, dostrzeżemy że sporą część tych krwawych zapasów określić można jako wojnę Lewantu z Maszrekiem. Podobnie dzieje się w Libanie, który przez trzydzieści lat był teatrem wojny domowej, a który w każdej chwili może stoczyć się w jej otchłań ponownie. Zmieniają się czasy, języki, wiary, ideologie – ale antagonizm pozostaje ten sam. Jest odwieczny, bo pomorzanie i ludzie z głębi lądu zawsze patrzyli, i patrzeć będą, w przeciwnych kierunkach. 51 GÒDË NA KASZËBACH Ach, co za radosc, swiãto je, Że Syn Mariji przëszedł! Wszëtkò, co żiw je – spiéwô „Glorija” wkół rozbrzmiéwô. Witôjkôj, Dzecã Bòżé! Chcemë pòkòlãdowac? Tą jedną z nônowszich kaszëbsczich kòlãdów1 pòwitô latos môłégò Przëbëcza chór z Pùcka. I nie je to bënômni jedinô gòdowô spiéwa, jakô pòwstała w tim rokù. Chcemë spróbòwac dac so òdpòwiésc na to, jak Kaszëbi są mùzyczno przërëchtowóny na kòlãdowi cząd. TOMÔSZ FÓPKA Czë më, Kaszëbi, spiéwómë doma 2 , w kòscele, òbczas przezérków kòlãdë pò kaszëbskù? Na to pëtanié nôlepi nôpierwi òdpò wiedzec sobie samémù. Nie je to prawie czãsto tak, że pùszczómë mùzykã z platczi? Ze zdrzélnika, radia lecy, z kómpùtra? A są to przënômni kaszëbsczé słowa? Wëdôwac sã mòże, że wiele je spiéwóné pò kaszëbskù3, równak wcyg mało je wëkònywónëch piesni pòbòżnëch, w tim kòlãdów, jaczich je nôwicy pòstrzód bòżónków. Nie nalôzł jem zdrzódła, z jaczégò mòżna bë sã wicy dowiedzec ò kòscelnëch spiéwach òbczas terôczasnëch kaszëbsczich mszów sw., jaczich w regionie mómë niemało4. Wierã wiele jesz òstało w kaszëbsczich kòscołach z dôwny prakticzi spié wu, òpisóny przez Jana Patocka we wstãpie do zbiéru Kopa szetopórk 5. Temu baro ceszi dzejanié òrganistów młodszégò pòkòleniô, chtërny wprowôdzają do mszi kaszëbsczé piesnie6. Niechle chòc wspòmnã ò Karolu Krefce z Chwaszczëna a Mateùszu Meyerze z Mrzezëna. Tam-sam, tej-sej je czëc ò domòwim, rodzynnym kòlãdowanim7. Nasze rodné gòdowé spiéwë czëc są w szkòłach np. przë leżnoscë wëstôwianiô jasełk8. Nalôzł 52 jem dwa przëtrôfczi „rodzynnëch” rozegracjów, jaczé są robioné w kòscołach: w Chwaszczënie9 (Rodzinne spotkanie z kolędą) a w Wierzchùcënie10 (Rodzinne kolędowanie). Przédną „kòlãdową” kaszëbską rozegracją òstôwô Pòmòrsczi Kònk ùrs Kaszëbsczi Gòdowi Spiéwë w Szë môłdze11. Robi gò w stëcznikù, òd 2006 rokù, szëmôłdzczé gimnazjum. Spiéwający wëstãpiwają solo abò w karnach, òd przedszkòlô pò ùstnëch. Wëkònóné mògą bëc dwie spiéwë, co pòwstałë w jãzëkù kaszëbsczim, przë czim jedna z nich je bez towarzeniô instrumeńtu. Co rokù przëjéżdżô do Szëmôłda kòl dwasta ùczãstników, a dodôwkòwim brzadã kònkùrsu są nowé spiéwë, pisóné co rokù na zamówienia czerowników karnów a szkólnëch, co przëgòtowiwają dzecë a młodzëznã. Ùczestnieniô wôrt je téż Festi wal Kaszëbsczich Kòlãdów w Pier wòszënie12, robiony przez Stowôrã Kaszëbsczi Regionalny Chór Mòrzanie z Pierwòszëna. Jedna z kòlãdów spiéwónëch przez rôczoné karna je òbrzészkòwô òpracowónô na chór przez Przemësława Stanisławsczégò. Brzadã pòsobnëch festiwalów je m.jin. zsziwk z czilenôsce taczima kòlãdoma przëszëkòwónyma na chórë13. Festiwal òdbiwô sã pòd kùńc gòdnika, òd 2006 rokù. Nôwicy kaszëbsczégò repertuaru kòlãdowégò wëkònywają karna z Radë Kaszëbsczich Chórów14. Òd 2002 rokù w Mùzeùm Kaszëb skò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi (MKPPiM) we Wejrowie rëchtowóné są kòncertë kaszëbsczich kòlãdów. Robi je Witosława Frankòwskô w òbrëmim aùtorsczégò cyklu „Pòtkania z mùzyką Kaszëb”. Ceszą sã òne wiôldżim zajinteresowanim15. A skądka brac tekstë i nótë kaszëbsczich kòlãdów? Z ksążk a z internetu16. Z bògati bibliografie kaszëbsczi kòlãdë17 dostãpnëch szerzi je leno pôrã zdrojów kòlãdowëch. Nôwiãkszima zdrzódłama òstôwają Kaszëbsczié kolędë ë godowé spiéwë pòd redakcją Władisława Kirsteina, wëdóné przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié (KPZ) w rokù 1982, a nônowszi zbiér Kaszubski śpiewnik bożonarodzeniowy pòd redakcją Witosławë Frankòwsczi, wëdóny latos przez wëdôwiznã Region a MKPPiM. Òkróm tëch wikszich spiéwników leno z kòlãdama, wôrt je sygnąc do jinëch zdrzódłów, jak: Dlô Was Panie (KPZ, Gduńsk 2006) a Nótë kaszëbsczé (Rost z Banina, 2008), przër. przez E. Prëczkòwsczégò; aùtorsczé: Jana Trepczika Lecë choranko (wëd. przez Wejrowsczé Centrum Kùlturë a MKPPiM, Wejrowò 1997); Tomasza Fópczi, Eùgeniusza Prëczkòwsczégò a Jerzégò POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 GÒDË NA KASZËBACH z Banina). Chórë a rozmajité spiéwno-instrumeńtalné karna pewno rôd skòrzëstają ze spisënkù, jaczi mòże nalezc w nowùchnym, stolemnym dokôzu Witosławë Frankòwsczi Kolędowanie na Kaszubach. Dzieje kolęd na Pomorzu od VI wieku do XXI wieku18. Dofùlowanim négò spisënkù mògą bec prawie wëdóné przez wejrowsczé mùzeùm Pieśni kaszubskie w opracowaniu Marzeny Graczyk na 3-głosowy chór mieszany, dze nalazłë sã gòdowé spiéwë z mùzyką Kazmierza Gùzowsczégò a Wòjcecha Bratka. Stachùrsczégò Piesnie Rodny Zemi (Rost, 2003); Wacława Kirkòwsczégò Z Tobą bëc (Rost, 2007); Antoniégò Peplińsczégò Antologia lëteracczich dokôzów (Gminã Serakòjce w 2009) a Édmùnda Lewańczika Wanoga z piesnią (part KPZ Co mòże zabédowac z naszich kòlãdowëch platk?19 W całoscë to, co jesz mòże dze kùpiac. Te nônowszé: Morzanie. Kolędy – Kaszubski Regionalny Chór Morzanie (2007), Gòdë na Kaszëbach – chór Discantus i orkiestra Progress (2012), Kaszëbsczé kòlãdë – zespół Lewino (2012), Kolędy z Tatą – Anna i Tomasz Fopke (2012), W dzysészą noc swiãtą – Zespół Pieśni i Tańca Ziemia Lęborska (2013) a W darënkù na Gòdë – Weronika Korthals (2014). Je z czegò wëbierac. Chcemë so żëczëc na Gòdë, cobë bëłë òne òbònioné kaszëbską kòlãdą. Niechle nasze rodné spiéwanié wëpòraji z chëczów rozmajité kòmercjowé christmasë a dżinglanié belsama. A przërôczmë chòranką môłégò Jezëska: Czej tak je namienioné I sã ùrodzëc trzeba Przińdzkôj le w nasze stronë I bądz jak më – Kaszëba. Nie dómë Cebie skrziwdzëc Za złé mdze kania scãtô Nie bãdze żëła w biédze Kòl nas Familia Swiãtô...20 1 Witôjkôj, Dzecã Bòżé, mùzyka: Francëszk Richert, słowa: Tomôsz Fópka, 2015, niepùblikòwónô. „Z chwilą gdy na Pomorzu nieuchronnie odchodzą w przeszłość dawne formy obrzędowe, wskrzeszane tu i ówdzie przez nauczycieli powodowanych misją ocalenia tradycji, coraz powszechniejszą staje się nowa forma celebrowania okresu świąt Bożego Narodzenia poprzez przeglądy, festiwale i koncerty kolęd w kościołach, domach kultury, na ogół już nie wymagająca od słuchaczy osobistego uczestnictwa”. W: Witosława Frankowska, Kolędowanie na Kaszubach. Dzieje kolęd na Pomorzu od VI wieku do XXI wieku, Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 2015, s. 15. 3 Niejaczé rozeznanié ò tim dôwô mój artikel pt. Rozegracje kaszëbsczi spiéwë. Cassubia cantat, „Pomerania” 2015, nr 5. 4 Tematã kaszëbsczich mszów swiãtëch zajimôł sã w „Pòmeranii” przez pôrã lat Janusz Kòwalsczi. 5 „Na Kaszubach śpiewano z dawien dawna polskie pieśni kościelne. Nauczycielem śpiewu był organista. Śpiewał po polsku, bo najczęściej władał tym językiem. Lud zaś, któremu obcy był polski sposób wymawiania, przerabiał tekst na swój sposób, kaszubski”. W: Kopa szetopórk, zebrał, ułożył i opracował J. Patock, Czcionkami Drukarni Kaszubskiej w Wejherowie, 1936, s. 14. 6 Kòlãdã, jakno lim midzë pòlskòscą a kaszëbskòscą przedstawił ks. red. Sławomir Czalej w ksążce Filary ziemi, Region, Gdynia 2010, s. 92–95. 7 http://kaszubi.pl/aktualnosci/aktualnosc/id/320, data dostępu 22.11.2015 8 http://www.sp82.internetdsl.pl/?p=1423, data dost. 22.11.2015 9 http://expresskaszubski.pl/zapowiedzi/2014/12/chwaszczyno-trzecie-rodzinne-spotkanie-z-koleda, data dost. 22.11.2015 10 http://kck.krokowa.pl/ogolne/rodzinne-koledowanie/, data dost. 22.11.2015 11 http://gimnazjumszemud.cba.pl/?page_id=105, data dost. 22.11.2015 12 http://www.kosakowo.pl/strona/?q=node/1059, data dost. 22.11.2015 13 Pòsobny zbiérk rëchtowóny je na kùńc tegò roku. 14 Chór Miészóny „Lutnia” z Lëzëna na 248 różnëch dokôzów mô w repertuarze 20 kaszëbsczich kòlãdów. W: Historia ruchu śpiewaczego na Kaszubach – gmina Luzino, Gminny Ośrodek Kultury w Luzinie 2014, s. 107–125. 15 http://www.muzeum.wejherowo.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=654:kaszubi-i-gorale-koldowy-rekord-wmuzeum&catid=6:aktualnoci, data dost. 22.11.2015 16 Nôwiãcy terôczasnëch kaszëbsczich gòdowëch spiéwów z nótoma a tłómaczenim na pòlsczi je w internece na aùtorsczi stronie www.fopke.pl. Na dzéń 21.11.2015 je jich 14. 17 Witosława Frankowska, op.cit., s. 431–468. 18 Tamùj, na s. 404–430 19 Witosława Frankowska, op.cit (przër. przëp. 2). Aùtorka na stronach 472–476 wskôzywô 40 pòzycjów regionalny fònografie. Zafelało pòstrzód nich platk z kaszëbsczima gòdowima spiéwoma: Biesiada kaszubska, Towarzystwo Przyjaciół Gminy Szemud 2004, Przylecieli Aniołkowie – Chór Kakofonia i Kartusia, SOLITON 2005; Gdze mòja chëcz, Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 2006, Na wiedno – Weronika Korthals, North Studio 2009; A jô so spiéwiã pò kaszëbskù, Radio Gdańsk/North Studio 2009; CD i DVD Boży świat pełen harmonii – mòje stronë – Chór Męski HARMONIA, Wejherowskie Centrum Kultury 2010; Piãkné Kaszëbë – Zespół Regionalny Koleczkowianie, GCKSiR w Szemudzie 2010; Wiedno Kaszëbë, ZKP Banino 2012; W stajeneczce narodzonemu. Kaszubskie kolędowanie dzieci z Bukowiny, Stowarzyszenie Rozwoju Bukowiny 2012; Naju swiat – Kartësczé zwónczi, 2012; Bytowska kolęda, Bytowskie Cetrum Kultury 2013, W darënkù na Gòdë – Weronika Korthals, MALVISION 2014, Kaszubski Zespół Pieśni i Tańca BYTÓW, Bytowskie Centrum Kultury 2014; Pieśni na każdy czas – Chór Kaszubski Rumianie, 2014. 20 Za czim jes przëszedł, Jezë? – mùz. i sł. T. Fópka, niepùblikòwónô. 2 POMERANIA GÒDNIK 2015 53 KASZËBI I BASKÒWIE Môłé je wiôldżé „Jãzëczi to je skôrb kùlturë, jich rozmajitoscą ë bòkadnoscą darzą nas wszëtczé kraje na swiece. Jãzëczi są nieòbéńdnyma nôrzãdłama do bùdowaniô swòjégò pòczëcégò ë rozwiju krajów ë lëdzy” – midzë jinyma te słowa nalazłë sã w Manife sce, jaczi pòdpisóny òstôł na kùńc dérëjącégò rok kaszëbskò-baskijsczégò projektu „Txikiak Handi – Môłé je wiôldżé”. Wszëtkò sã zaczãło w rujanie 2014 rokù òd mejla òd Maialen Sobrino. No dzéwczã z Elizondo, wsy w dolëznie Baztan, w Nafarroa (szp. Navarra, pòl.: Nawarra) òd rokù ju bëło w Pòlsce. Òno ùczëło jãzëka baskijsczégò (euskera) nôprzód w Warszawie a tej w Pòznaniu. Tam òno sã dowiedzało ò Kaszëbach, a że w nym czasu prawie ji stowôra Baztan Ikastola dostała prawò do zrëchtowaniô Nafarroa Oinez, wiôldżégò edukacjowégò projektu, co jegò dzélã je „Txikiak Handi – Môłé je wiôldżé”, Maialen zaprosa Kaszëbów do wëspółrobòtë przë pòspólnym rozkòscérzanim wiédzë ò mniészëznach kaszëbsczi ë baskijsczi w swòjim òkòlim. Rôczbã przëjãła stowôra Kaszëbskô Jednota. Ò tim wszëtczim, co przez nen rok sã pòdzejało, mòże so przeczëtac ë òbezdrzec na starnie kaszebsko.com/basque. Tam jidze so pòczëtac ò sadzenim drzéwków, co są merkã starë ò mniészëznowé jãzëczi, òbezdrzec filmë ò „Olentzero” – baskijsczim gwiôzdorze, abò ò pieczenim kaszëbsczich pùrclów ë jastrowim zajcu, co béł jachóny jaż do Elizondo. Tu le wspòmnimë, że do kaszëbskò-baskijsczi wespółrobòtë wcygnioné òstałë szkòłë na Głodnicë i w Stôri Hëce, Zrzesz Szkół numer 1 w Wejrowie, a téż Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi w Wejrowie ë Radio Kaszëbë. Òstatnym pónktã projektu „Txikiak Handi – Môłé je wiôl dżé” bëło pòdpisanié Manifestu, na kùńcu jaczégò stronë (Kaszëbskô Jednota ë Baztan Ikastola) przëjmùją na se òbrzészk „cobë midzë mniészëznama bùdowac mòstë”, në kò doch „jednota môłëch robi nas wiôldżima”. No pòdpisywanié miało môl w òsoblëwim czasu, bò òbczas swiãta Nafarroa Oinez, na chtërno do Elizondo w dolëznie Baztan przëjachało cziledzesąt tësący Basków z Nafarroa ë sąsadnégò Kraju Basków, jak téż z Francji. Na celebracjô je sparłączonô z deją Ikastolów w Nafarroa, to je szkòłów, w jaczich dzecë sã ùczą blós pò baskijskù. Je jich przeszło 100. A pòczątk jich béł równo 50 lat temù, jesz za czasów diktaturë jenerôla Franko. To so dzysô je cãżkò wdarzëc, że naszi starszi słelë nas do szkòłów, co bëłë jesz wnenczas nielegalné – gôdôł Ùnai Arellano. Mój bratina ë mòja sostra są mie òsmë lat starszi, ale nawetka jô jesz szed do Ikastolë, czej nie bëło to dozwòloné. Naszi mëma ë tata nie gôdalë pò baskijskù, ale mielë nã swiądã, że bez jãzëka nasza kùltura zdżinie. Dôwalë nas do szkòłë, dze nas ùczëlë w rôdny mòwie, chòc wszëtcë mòglë miec z tegò wiôldżi kłopòt. Dzysô 40-latny Ùnai Arellano je jedną z wôżniészich personów w stowôrze dzejający dlô szkòłowi edukacje Basków w Nafarroa. To òn nadzorowôł projekt kaszëbskò-baskijsczi, le nié sóm doch, bò pò òbëdwùch starnach dosc bëło lëdzy do ti 54 TXIKIAK handi MANIFESTUA/MANIFEST MANIFEST – MÔŁÉ JE WIÔLDŻÉ (KAXUBIERA- KASZËBSZI) Ti, co niżi sã pòdpiszą, chcą: Òpòwiedzec: Swiat je wielejãzëkòwi. Jãzëczi to je skôrb kùlturë, jich rozmajitoscą ë bòkadnoscą darzą nas wszëtczé kraje na swiece. Jãzëczi są nieòbéńdnyma nôrzãdłama do bùdowaniégò swòjégò pòczëcégò ë rozwiju krajów ë lëdzy. Ògłosëc: Miészëznowé jãzëczi mają prawò bëc dostrzégłé ë achtnioné. Mają prawò do pòmòcë ë òbarnë nôbarżi w òbrëmienim normalizacje całi edukacjowi systemë. Mają prawò bëc ùznóné za òbòwiązującé zgódno z prawã w ti a ny òbéńdze. Prawò do ùżiwaniégò naszich jãzëków w całim rëmie spòlewégò żëcégò. Bëc w òbrzészkù: Cygnąc robòtã wkół ùrównaniégò jãzëków, cobë midzë nama miészëznama bùdowac mòstë, kò doch jednota„ môłëch” robi nas wiôldżima. Rozkòscérzac nen manifest jak szërok sã dô. robòtë. Pò rokù skùńcził sã projekt, ale stronë negò ùgôdënkù chcą dali razã dzejac. Kaszëbi ë Baskòwie mają pò prôwdze wiele pòspólnégò, chòc są tak różny ë tak dalek òd se żëją. Më mielë to szczescé, że më mòglë pòznac Basków ë razã doznac sã, co są na swiecie nôrodë rozmajité ë w ti rozmajitoscë tak jednaczi! – gôdôł w czas ùroczëstoscë w Elizondo, 18 rujana, Artur Jablonsczi ze stowôrë Kaszëbskô Jednota. Jô jem rôd, że Kaszëbi mòglë bëc dzélã projektë Txikiak Handi, przez co më móglë pòznac kùlturã Basków ë razã, jedny drëdżima bëc ambasadorama naszich jãzëków: baskijsczéhò ë kaszëbsczéhò. Jo. Më to mdzemë robilë wiedno, bò przez taczé pòspólné dzejanié no môlé sã pò prôwdze robi wiôldżé. Red. POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 Gryf w Feniksa przemieniony Kiedy w 2013 roku pojawiła się powieść Artura Jabłońskiego Namerkôny nikt chyba nie przypuszczał, że będzie to pierwsza część większej kompozycji epickiej. Czytelnicy podeszli do tej propozycji ostrożnie, nie do końca wiedząc, jak ją rozumieć. Wszystko dlatego, że rysowały się dwa alternatywne sposoby interpretacji… Z jednej strony można było o tej powieści sądzić, że jest wynikiem wieloletniego rozwoju artystycznego jej autora, który zdecydował się wreszcie na dużą formą prozatorską, z drugiej jednak istniała możliwość, że to literacki manifest, który w artystycznej formie wyraża tezy ideowe Stowarzyszenia Osób Narodowości Kaszubskiej „Kaszëbskô Jednota”. Namerkôny Artura Jabłońskiego jawił się więc jako utwór o różnych konsekwencjach semantycznych: albo jako autobiografia z elementami fikcji, albo proza fikcjonalna z kluczem autobiograficznym. Jeśli założyliśmy, że nasza lektura akcentuje prywatność, to w powieści szukaliśmy znanych z otoczenia autora ludzi i wydarzeń. Jeśli jednak trzymaliśmy się strony estetycznej utworu, to odkrywaliśmy polonosceptyczne postrzeganie współczesnego społeczeństwa pomorskiego oraz specyficzną wiktimizację Kaszubów. Takie przedstawianie faktów historycznych i sytuacji kulturowej narzucało wizję tożsamościowej opresji, w jakiej znaleźli się dawni i współcześni Kaszubi. Jabłoński zaistniał zatem w swojej pierwszej powieści jako autor nurtu political fiction, tworząc tendencyjną momentami historię alternatywną, która przyniosła ze sobą zestaw problemów w odmiennej perspektywie, aniżeli czyni to oficjalna, akademicka historiografia. Jako literat dał sobie prawo podkreślania POMERANIA GÒDNIK 2015 czynników subiektywnych, sensacyjnych czy fikcjonalnych w obrazie świadomości regionalnej i narodowej, aby uwypuklić własną ocenę sytuacji politycznej czy socjologicznej dzisiejszych Kaszubów. Rok później wydana Smùgã okazała się powieścią dojrzalszą artystycznie. Stało się to na różnych poziomach kompozycji, treści i technik artystycznych. Wzmocnieniu uległa sfera przedstawienia realistycznego utworu. Jego wydarzenia rozgrywają się wszak w określonych latach rzeczywistego czasu historycznego, na potwierdzalnych geograficznie północnych Kaszubach, w sytuacji zmian mentalnościowych po 1989 roku. W powieściowym świecie Jabłońskiego panuje powszechna nieufność, korupcja, kombinatorstwo, co w systemie wartości narracji jest krytykowane i piętnowane. Dojrzalej aniżeli w pierwszej powieści wykreowany został główny bohater – Gerat, kaszubski idealista, samotnik, niemal tożsamościowy heros. Nie jest już tak nieskazitelny, bywa, że błądzi w młodzieńczych emocjach, choć ostatecznie zdobywa poczucie sensu życia. Oprócz realistycznego oraz kryminalnego duktu narracyjnego Smùgã zawiera partie, które nadają utworowi estetycznej głębi. Dzieje się to przede wszystkim dzięki mityzacyjnym fragmentom przywołującym świat kaszubskiej tradycji. Owe partie powieści nasycone są snami, złudzeniami oraz przywidzeniami, które osadzają postacie w samym rdzeniu ich tożsamości. Smùgã Jabłońskiego jawi się w takim układzie jako utwór przemycający wątki identyfikacji kulturowej w nowoczesnej formie historii kryminalno-mitycznej. Takie połączenie atrakcyjnie wydobyło temat autodeskrypcji i przedstawiło go w formach dotychczas w języku kaszubskim nieobecnych. I oto w 2015 roku, nakładem wydawnictwa Region, z graficznie wysmakowaną okładką autorstwa Gracjany Potrykus, pojawia się Fényks Artura Jabłońskiego. To kolejny i chyba ostatni w trójdzielnej kompozycji akt budowania samoświadomości kaszubskiej za pomocą literatury pięknej. Po samotnym bohaterze z Namerkônégò, po dwojgu postaci ze Smùgã, teraz pojawia się kolejne pokolenie ludzi poszukujących swojego „ja” w niestałym, płynnym i fragmentarycznym świecie. W trzeciej powieści Jabłońskiego brakuje nieco jednego głównego bohatera, choć dominują tutaj partie poświęcone młodej dziewczynie: Grecie. To głównie jej dojrzewanie osobowościowe i psychofizyczne organizuje wiele części powieści i to o niej najwięcej dowie się czytelnik. Natomiast drugi typ bohatera to awatary mężczyzny – Jana, który uosabia wielowiekowe losy Kaszubów. Zmienność zewnętrznej powłoki owej coraz to nowszej historycznie inkarnacji kolejno ukazywanych Janów bynajmniej nie zmienia poczucia ograniczenia i niespełnienia, które w realizacji swej kaszubskości odczuwają męscy bohaterowie, zmagający się z sytuacją geopolityczną, społeczną i z własnymi ograniczeniami środowiskowymi. Nie są oni w swoich czynach kryształowi i wyłącznie szlachetni, mają czasami problemy osobowościowe, jak każdy inny człowiek na ziemi. Narratorska aporia co do sposobu kreowania głównego bohatera znajduje swoją kontynuację w braku konsekwencji stylistycznej i gatunkowej powieści. Utwór przybiera postać heterogenicznego tworu, z trzema przynajmniej aspektami wzajemnie się na siebie nakładającymi: kryminalnym, obyczajowym oraz ideowym. Ze szkodą dla Fényksa są owe genologiczne 55 LEKTURY plany nie dość wyzyskane. Tak istotny dla pierwszych rozdziałów książki Jabłońskiego nurt historii kryminalnej kończy się dość banalnie i w jakimś nagłym zagmatwaniu romansowo-rodzinnym. Czynnik obyczajowy, tak ciekawy w środkowej części utworu, obrazujący zarówno przekształcanie się wrażliwości, jak i nowoczesny sposób komunikowania się kaszëbsczi młodzëznë, w ostatnich rozdziałach rozmywa się w podróżniczo-reporterskim opisie Norwegii i happyendowym obrazie stadła bohaterów. Wreszcie plan ideowy, coraz wyraźniejszy w ostatnich partiach powieści, znalazł swój opis jedynie w zdawkowych, poprzerywanych błyskami psychiczno-duchowymi wglądach, które swoją fragmentarycznością nieco wątpliwie mają zapewnić metafizyczną aurę dla kaszubskiego rozwoju osobowościowego. Mimo wspomnianych niedostatków formy i stylistycznego niewykończenia owe trzy przestrzenie w najnowszej powieści Jabłońskiego wyraźnie oddziałują na czytelnicze emocje. Pierwsza z nich – hołdująca nieco czytelniczej modzie na kryminały – widoczna jest głównie w losach Grety Białej, która szukając swoich rodzinnych korzeni i poznając jedynie cząstki swojego kulturowego dziedzictwa, pośrednio staje się śledczym. W swoim prywatnym dochodzeniu rozważa nie tylko możliwe scenariusze zaginięcia jednej z młodych kobiet (a przy tym jej przyjaciółki), lecz jednocześnie wkracza w przestrzeń środowiska dziennikarzy i aktywistów przyjmujących przeróżne, czasami nawet niewygodne dla obowiązującej władzy państwowej stanowiska ideowe. Próba rozwiązania kryminalnej zagadki doprowadza ją do odsłonięcia motywacji działania ambitnych regionalistów i… do wyjawienia rodzinnej tajemnicy. Drugi aspekt omawianej powieści wiązać można z sugestywnymi opisami przemian społeczno-obyczajowych kaszubskiego społeczeństwa. Pojawianie się coraz to nowych Janów w powieści Jabłońskiego, a wraz z nimi coraz to odważniejszych sposobów wyrażania swego zdania, emocji i podmiotowego „ja”, przynosi ze sobą ciekawe poznawczo szczegóły etnograficzne 56 i mentalnościowe. Przedstawiane w powieści normy posłuszeństwa wobec władzy, grupy społecznej czy rodziny ulegają ciągłym przekształceniom, wiodąc bohaterów do stanu, w którym to oni sami są odpowiedzialni za swoje wybory życiowe. To, czy żyją w usankcjonowanych religią związkach, czy też wierzą w kościelne kazania lub oficjalne przemówienia polityków lub wreszcie czy potrafią jawnie i bez kompleksów wyrażać swoje emocje, to wszystko staje się indywidualnym, ale i odpowiedzialnym wyborem współczesnego Kaszuby i współczesnej Kaszubki. Trzeci aspekt powieści Jabłońskiego, nasycony myśleniem o idei narodu kaszubskiego, znajduje swoją realizację w obrazach Grety i ostatniego z szeregu Janów, przebywających gdzieś na północnym krańcu Norwegii. Na dominującą osobę w tym związku wybija się kaszubska dziewczyna, wykazująca wielką odpowiedzialność za swoje samokształcenie, krytycyzm i samodzielność. Jej odwaga, bezkompromisowość i swoista agresywność pokazują, jak ważne przesunięcia nastąpiły w systemie wartości dzisiejszego społeczeństwa Kaszub. Już nie tylko mężczyznom przychodzi walczyć o podmiotowość, nie tylko do mężczyzn należy decydowanie o losach rodzin… Dynamikę procesu budowania świadomości przejmuje kobieta i to z jej perspektywy dokonuje się wielu ocen kaszubskiego ruchu tożsamościowego. To właśnie dzięki odwadze kobiety jej syn opisany z sympatią w powieści staje się nadzieją na lepszą przyszłość; to opiekuńcze i inspirujące gesty matki nauczyły go otwartości, która zachęca do dalszej i coraz głębszej pracy ideowej. We wszystkich trzech powieściach Jabłońskiego wątki realistyczne oraz obyczajowe są nasycane elementami metafizycznymi. Taka właśnie aura pojawia się w Namerkônym w figurach ludzkich dusz-ptaków, które wnikają w ludzkie ciała w procesie swoistej metempsychozy. W Smùgã podobnym zabiegiem uniezwyklającym wydarzenia jest motyw muszli kauri, znalezionej przez Gerata na plaży, później zaś stale obecnej w losach bohaterów oraz spełniającej rolę amuletu. W Fényksie pojawia się wątek fantastycznego ptaka, który zgodnie z przekazem mitycznym wciąż na nowo odnawia się z własnych popiołów. Śnią o nim niektórzy z bohaterów najnowszej książki Jabłońskiego jak o specyficznym bóstwie opiekuńczym, które ich wesprze w działaniu a także ochroni przed zwątpieniem. Jednakże w tym postrzeganiu feniksa przechodzą oni czasami na poziom psychicznego utożsamienia, a zatem postrzegają się jako istoty, które stale, w cyklu upadków i wzrostów, poświęcają się budowaniu kulturowej podmiotowości. Nie chodzi jednak tylko o to, że jakaś konkretna osoba czuje się wybrańcem, lecz że w odwiecznym prawie natury stanowi ona kolejne ogniwo w rodzie feniksów, jednostek poświęcających się sprawom uniwersalnym i ogólnokaszubskim. Można także założyć coś jeszcze szerszego, że feniksem jest cała tradycja kaszubska, która mimo niesprzyjających warunków geopolitycznych, mimo zagrożeń tożsamościowych i procesów asymilacyjnych, wciąż jednak odradza się ku nowym przestrzeniom życia. W świetle takiego ujęcia w ostatniej powieści Jabłońskiego kaszubski gryf przeistacza się w wiecznie odżywającego feniksa. Gryf-feniks staje się potężną, niespożytą i wciąż żywotną siłą, której nie można zniszczyć. Takie przekształcanie symbolów kaszubszczyzny świadczy o odejściu od dawnych, tradycyjnych autorytetów literackich Aleksandra Majkowskiego czy Jana Karnowskiego, od obrazów pomnikowego gryfa i delikatnej królewianki proszącej o przeniesienie na drugi brzeg rzeki, ku bardziej aktywistycznym, konfliktowym nawet postawom Aleksandra Labudy czy Jana Rompskiego oraz ku kreowanym przez nich obrazom batalistyczno-rozliczeniowym. Niezwykle ważną rolę w nowym świecie mitów kaszubskich pełni także Jan Drzeżdżon, z którym Jabłoński i jako autor, i poprzez figurę narratora odczuwa głęboką więź. Na kartach Fényksã odnajdziemy kilka aktów intertekstualnej gry, która wysuwa prozę autora Twarzy Smętka na plan ważniejszy aniżeli dziedzictwo młodokaszubów. Powieści Artura Jabłońskiego to trylogia tożsamościowa, którą można czytać jako nowoczesną sagę o mieszkańcach Kaszub. Odnajdą się wśród tych POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 LEKTURY losów czasy i ludzie naznaczeni rodzimą obyczajowością, z wieloma detalami etnograficznymi, niekiedy przesłonięci mgiełką dawności, ale i przecież poddani gwałtownym wydarzeniom społecznym i politycznym, niekiedy przeżywający problemy bardzo świeże, a czasami wręcz paląco aktualne, jak krytyczna ocena ostatnich 25 lat Polski po okrągłym stole. Bywa, że postacie tej prozy mają klarowne motywacje postępowania, zachowują się jednowymiarowo, co wytwarza wrażenie, że obcujemy z utworem zaopatrzonym w jednoznaczny klucz środowiskowy lub biograficzny. Jednocześnie jednak Jabłoński dąży do nadania swym powieściom uniwersalnego wymiaru i ontologicznego ładu, w których kaszubskość nie jest jakimś jednostkowym fenomenem, egocentryczną fanaberią czy marginalnym wydarzeniem społecznym. To sprawa nie tyle regionalna, co niemal globalna. Fényks jest powieścią napisaną atrakcyjnym stylem, żywą i mówioną kaszubszczyzną, która tylko w niektórych partiach kuleje, gdy na przykład kilkunastoletnia dziewczyna wypowiada napuszone, sztuczne zdania znamionujące raczej osobę dojrzałą aniżeli młodego człowieka. To kaszubszczyzna bylacząca, chwilami oryginalna, ale nie sztuczna, choć czasami napisana chyba zbyt szybko, z niekonsekwentnymi formami językowymi albo w której widać nieuważną robotę edytorską. Mankamenty językowe nikną jednak wobec tak odważnych pomysłów tematycznych, jak współczesna obyczajowość. Po odważnych charakterystykach życia erotycznego męskiego bohatera pierwszej powieści, po jędrnych opisach autoerotyzmu lub trójkąta erotycznego w powieści drugiej, teraz przyszedł czas na kolejny krok. Fényks wywalczył dla prozy kaszubskojęzycznej tak zakazane dotąd przestrzenie, jak homoseksualizm, którego dotąd w kaszubszczyźnie nie było, a teraz wreszcie znalazł jakąś wstępną formę. Szkoda, że tak ważny element ludzkiej natury został potraktowany jedynie wywoławczo i szkicowo, nie objawiając głębi postaci i skomplikowania osobowościowego bohatera, zmagającego się ze swoją innością w seminarium duchownym. Można mieć nadzieję, że Jabłoński-literat POMERANIA GÒDNIK 2015 dotknie w przyszłości także rejonów z dalszymi jeszcze formami zachowań seksualnych, które przecież jakże dobitnie wyrażają tak wielkość jak i małość człowieka. Na koniec 2015 roku ukazuje się na kaszubskojęzycznym rynku powieść bardzo ważna. Może ona niektórych frapować, innych bulwersować, jeszcze innych zachęcać do wyraźnego samookreślenia się tożsamościowego. Jej cele nie są wyłącznie artystyczne, wyczuwa się w niej nurt literatury zaangażowanej, komentującej i oceniającej rzeczywistość, chcącej być ważnym punktem odniesienia. Nie ma takiej siły dzisiejsza poezja kaszubska, prawie żadnej mocy inspiratorskiej nie ma współcześnie tworzona dramaturgia. A zatem poprzez prozę wyłania się z morza zewnętrznych i wewnętrznych przeciwności… Feniks, który może na chwilę, a może na dłużej, zamieszkał w świadomości pisarza z nordowego Czarnego Młyna. Daniel Kalinowski Artur Jablonsczi, Fényks, Wydawnictwo Region, Gdynia 2015. Nié le lëpùskô edukacjô Lëpùsz to je bòdôj nôlepi historiczno òpisónô wies na Kaszëbach. Mô jaż dwie mònografie: Lipusz Mariana Lemańczika i Lipusz Dziemiany pòd redakcją prof. Józefa Bòrzëszkòwsczégò. Je téż ksążka-wspòmink ks. Zygmùnta Jutrzenka-Trzebiatowsczégò Przez trudy do radości, w chtërny je wiele faktów z żëcô lëpùsczi parafii II pòłowë XX stalata. Lëpùsz mô téż swòjégò dzejopisôrza, ks. Władisława Szulësta, chtëren ju napisôł wiele ksążków o lëpùsczi historii, a téż dzysdniowòscë. Nen widzałi historik Pòmòrzô i kaszëbsczi Pòlonii na swiece ju òd wiele lat mieszkô w ti wsë i je baro sparłãczony z lëdzama z Lëpùsza. Òstatno wëdôł ksążkã ò lëpùsczi òswiace òd II pòłowë XVI stalata do dzysdnia. Baro dokładno i pòdrobno òpisëje w ni òrganizacjô naùczaniô, bùdinczi, szkólnëch i ùczniów. Widzec je w ti historii nôcësk miemczëznë, pòzni hitlerizmù i téż stalinizmù, ale téż òbarnã lëdzy, żebë nimò tëch totalitarizmów bëc wiedno sobą, ze swòją katolëcką wiarą, kaszëbizną i wiôlgą tatczëzną Pòlską. Colemało szkólnyma bëlë w tëch dzejach swòjińcë, leno òbczôs Kùlturkampfù i za Hitlera rodzony Miemcë. Bëłë téż wëdarzenia baro dramaticzné, w chtërnëch môlowim lëdzóm wiedno pòmôgôł rzimskòkatolëcczi Kòscół, lëpùsczi probòszczowie. Tak bëło na pòczątkù XX stalata, czej Miemcë wprowadzëlë nôùkã religii pò miemieckù, i w pòłowie lat 80., czej kòmùnyscë zjimelë krziże w szkòle. Totalitarizmë i Miemcë szlë lóz, a równak Kaszëbi tuwò òstelë i są dzys prôwdzëwima gòspòdôrzama swòji zemi, dzecë ùczą sã pò kaszëbskù, a rodnô kùltura jaż pùlsëje òd wëdarzeniów. Co wiãcy, w Lëpùszu je prôwdzëwò symbioza midzë teritorialnym samòrządã a parafią – bez pòliticznëch znanków. Pòza tim widzec je starã władzë ò bëlné warënczi dlô naùczaniô: nimò że nie je to bògatô gmina, ùdało sã pòstawic baro widzałi szkòłowi bùdink, tak że dzecë ni mùszą chòdzëc na lekcje na zmianë. A stôri bùdink szkòłë òstôł z pietizmã zmódernizowóny i miescy sã w nim gminny ùrząd. Ksądz Szulëst jak wiedno wëdôwô swòje ksążczi gwôsną smarą, temù téż w kòżdi pùblikacji colemało zamieszcziwô swòje historiczné przëczinczi. W ti 57 LEKTURY ksążce pisze ò „brązowëch bòhaterach”, to je lëdzach, chtërny wedle niegò zasłużëlë sã dlô kùlturë i Kòscoła na Kaszëbach i na Pòmòrzim. Są tamò tej biografie: Swiãtopôłka Bëlnégò, Bògùsława X, Jakùba Wejera, Antona Ôbrama, Juliana Rëdzkòwsczégò, ks. Józefa Wrëczë, ks. prałata dr. Hilarégò Jastaka, ks. prałata Henrika Jankòwsczégò. Pòza tim są genealogie kaszëbsczich szlachecczich rodów i jiné dokłôdczi. Je téż jak wiedno baro czekawé postscriptum, to je rozmiszlania na rozmajité tématë. Dëcht na kùńcu tegò tekstu je zôpisowô żëczba, bë na jegò nôdgrobny tôflë béł le skrócënk „ks.” i nick wiãcy. Aùtor je przikłôdã wiôldżi skróm noscë, prostotë i òbszczãdnoscë w słowach. Ceszi sã nié le w Lëpùszu wiôldżim aùtoritetã. Stanisłôw Janka Władysław Szulist, Lipuska oświata od II połowy XVI wieku do 2015 roku i brązowi bohaterowie, nakład własny, Lipusz 2015. „Nowości Regionalne” Krôjnowi Òddzél Wòjewódzczi i Miastowi Pùbliczny Bibloteczi we Gduńskù (Dział Regionalny Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku) òd ùszłégò rokù rëchtëje i sélô do Autor: Krzysztof Gradowski Tytuł: Pomorska emigracja do Brazylii Wydawnictwo: Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Rok wydania: 2015 ISBN: 978-83-63538-80-4 www: www.ksiazkakaszubska.pl Publikacja przedstawia wycinek z historii emigracji Pomorzan, zamieszkałych na terenach dzisiejszego województwa pomorskiego i północnej części województwa kujawsko-pomorskiego, którzy w drugiej połowie XIX w. wyruszyli do odległej Brazylii. Osiedlali się w różnych jej regionach, najczęściej wybierając stany południowe: Paranę, Santa Catarinę i Rio Grande do Sul. Nie sposób podać dokładnej liczby Pomorzan, których los w XIX stuleciu skierował do Brazylii. Hieronim Derdowski, ceniony kaszubski twórca i działacz, również emigracyjny, szacował, że kraj ten wybrało ok. 15 tys. Kaszubów. W trakcie badań Autorowi udało się potwierdzić emigrację 2167 osób, które w latach 1872–1904 wyjechały z Pomorza do Brazylii. Z różnych rejonów Pomorza emigrowała różna liczba osób. pòmòrsczich bibloteków elektroniczną wëdowiznã „Nowości Regionalne”. Czwiôrti latosy numer przëszedł téż do naji redakcje i jesmë z te baro, baro rôd – hewò w jednym placu mómë spisënk i krótëchną òbgôdkã (trzë przikładë z „NR” niżi) wôżnëch i czekawëch ksążków ò Pòmòrzim, tej bez sznëkrowaniô w sécë wiémë ju, jaczé dokazë wôrt òmawiac w najim cządnikù. Jak nama rzekła Iwóna Jocz-Adam kòwicz (pòl. Iwona Joć-Adamkowicz), czerowniczka Krôjnowégò Òddzélu WiMPB, pierwòsznô ùdba bëła takô, żebë wiertelnik (pòl. kwartalnik) wëselac do gduńsczich bibloteków, cobë jich prôcownicë wiedzelë, jaczé nowé krôjnowé pùblikacje wôrt je kùpiwac i np. òmawiac na zéńdzeniach z czëtińcama. Zaczekawił równak téż robòtników jinëch pòmòrsczich ksążniców, np. z Tczewa i Nowégò Dwòru Gduńsczégò, chtërny chãtno z niegò kòrzistają. Skądka I. Jocz-Adamkòwicz i ji pòmòcnik Grzegórz Grzenkòwicz (Grzegorz Grzenkowicz), jaczi szëkùją „Nowości Regionalne”, bierzą wiadła ò nowëch ksążkach? Zazérają na internetowé starnë rozmajitëch wëdôwiznów, nié leno z najégò wòjewództwa, i do cządników, m.jin. do tëch, z jaczima mają do ùczinkù, rëchtëjącë elektroniczną bazã Bibliografie Gduńsczégò i Westrzédnégò Pòmòrzô (http://katalogbpg.wbpg. org.pl:8085/Opac4/faces/Glowna.jsp). Autor: Małgorzata Sokołowska Autor: Maria Roszak Tytuł: Kobiety Gdyni z kraju i ze świata Tytuł: Słowniczek polsko-kociewski Wydawnictwo: Verbi Causa Wydawnictwo: Region Rok wydania: 2015 Rok wydania: 2015 ISBN: 978-83-60494-60-8 ISBN: 978-83-7591-425-2 www: www.verbicausa.pl www: www.wydawnictworegion.pl Poprzez sylwetki kobiet udało się Autorce spojrzeć na powstanie Gdyni - „okna na świat” i dumy II RP od zupełnie innej strony. Panie prowadziły kilkanaście kobiecych Mowa kociewska wytworzyła się przypuszczalnie w wiekach stowarzyszeń, organizowały spektakle teatralne, akcje charytatywne, różnych firm.język Siostry średnich,były gdy wwłaścicielkami wyniku migracji na używany kaszubski szarytkinałożyły wybudowały i zarządzały wielkim szpitalem, siostry się wpływy kujawskie i mazowieckie. Choć gwara urszulanki – szkołą, siostry ochronką kociewska zbliżona jest wielkopolanki dziś do języka– ogólnopolskiego, i sierocińcem. Inne panie prowadziły firmy pod własnym zachowała bogactwo pomorskiego słownictwa i stanowi szyldem. wyróżnik etniczny oraz podstawę autoidentyfikacji Jest tu mieszkańców opowieść o pierwszej i jedynejregionu. przedwojennej radnejzawiera tego pięknego Słowniczek gdyńskiej, poprzez którą przypomniany został dekret podstawowe zwroty, ponad 600 słów oraz „Hymn Piłsudskiego z 1918 r., dający kobietom prawa wyborcze, oraz Kociewski”. pierwszych posłankach w polskim parlamencie (których Red. Autor: Praca zbiorowa Tytuł: Tłumaczenia z kaszubskiego. Osoby, techniki, perspektywy Wydawnictwo: Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Rok wydania: 2015 ISBN: 978-83-6353-876-7, 978-83-8969-279-5 www: www.ksiazkakaszubska.pl Książka zawiera referaty wygłoszone na konferencji pod tym samym tytułem, która odbyła się w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie w grudniu ubiegłego roku. Mowa tu m.in. o czeskich tłumaczeniach z kaszubskiego, o Ferdinandzie Neureiterze jako tłumaczu języka kaszubskiego, o problemach z tłumaczeniem z języka kaszubskiego na serbski, angielski czy francuski. obecność budziła ogólną wesołość). Jest też życie codzienne Gdyni, damska kronika kryminalna, a w niej także „kwitnący nierząd”. Są wdowy piaśnickie, aktywistki, opozycjonistki, nauczycielki, marynarzowe, kobiety polityki (jak F. Cegielska), artystki (jak A. Przybylska), malarki, pisarki, dziennikarki, żeglarki, matki chrzestne statków... 19 58 Dostôwają téż do rãczi ksążkòwé nowòscë z całi Pòlsczi, w jaczich sã pisze ò Pòmòrzim – dzãka temù, że do gduńsczi bibloteczi wëdowiznë mùszą selac „òbrzészkòwi egzemplôrz” kòżdi prôcë na taczi prawie témat (mùszi jich do te Ustawa o obowiązkowych egzemplarzach bibliotecznych z 1996). Czerowniczka Krôjnowégò Wëdzélu pòdsztrichiwô, że chòc mają wiédzã pewno ò wszëtczich „pòmòrsczich ksążkach”, równak w swòjim wiertelnikù wëmieniwają leno taczé, jaczé mògą wedle nich zainteresérowac wiãkszi dzél czëtińców. A westrzód tëch, ò jaczich mòże przeczëtac w pismionie „Nowości Regionalne”, są dokazë lëteracczé dlô dozdrzeniałëch, młodzëznë czë dzecy i téż pùblikacje nôùkòwé i pòpù larizatorsczé z taczich òbrëmiów, jak historiô, etnografiô, socjologiô, kùltura, religiô, wiédzô ò jãzëkù, i jesz albùmë czë pùblikacje dlô wanożników. W sódmim numrze redaktorzë wiertelnika przedstôwiają przez 50 ksążków, ale biwało i tak, że prezentowelë nawetkã kòl 80. Zamkłosc wëdowiznë „Nowości Regionalne” (do dzysdnia sédmë numrów) je przistãpnô dlô wszëtczich, mùszi leno zazdrzec na internetową starnã gduńsczi bibloteczi i weńc na pòdstarnã ji Krôjnowi Prôcownie: http://www.wbpg. org.pl/pracownia_regionalna 36 POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 LËDZE Szkólny Òdj. AM Szkólny Wòjcech Mëszk krążi midzë tôblëcą a katédrą. Jô sedzã w stôri, cwiardi łôwce. Móm strach, że weznie na mie czija abò kôże mie klëczec na grochù. Tëlé, że to jô pitajã, a szkólny òdpòwiôdô… W rujanowi dzéń 2015 rokù copiemë sã dwaji w czasu – w midzëwòjnowi cząd i téż w lata, czedë Wòjcech béł ju na nym kaszëbsczim swiece. RÓMAN DRZÉŻDŻÓN Wdzydze Wòjcech Mëszk rocznik 1976. Ùrodzył sã, ùcził a do dzysô mieszkô w Kòs cérznie. Òd kòle 8 lat robi w Mùzeùm – Kaszëbsczim Parkù Etnograficznym m. T. i I. Gùlgòwsczich we Wdzydzach. Pò prôwdze jô sã tu czëjã jak doma. Mòja starka je prawie z Wdzydz – gôdô. Wëcygô móbilkã a pòkazëje òdjimk, na jaczim widzec je karenkò snôżich dzéwczãtków, co prezentëją wësziwóné tôflôczi: To je mòja prastarka Bronisława Tuszkòwskô. Òna sã ùcza kòl Tédorë Gùlgòwsczi kaszëbsczégò wësziwù. Ji córka, Jadwiga, mòja starka, téż wësziwa. POMERANIA GÒDNIK 2015 starã, żebë zwiedzającym wëdolmaczëc, jak ne wszëtczé sprzãtë sã zwią a do czegò bëłë ùżiwóné. Lëdze jegò za to chwôlëlë, kò w jinszich chëczach mało chto jima tak fejn òpòwiôdôł. Pòtemù òstôł przeniosłi do szkòłë. Je to bùdink z pòłowë XIX stalata ze wsë Wiãckòwë. Béł jem pôrã razy na ùczbach, jaczé szkólny Wòjcech prowadzy. Trzeba rzec, że rozmieje òn bëlno wczëc sã w rolã szkólnégò. A ùczi Wòjcech spòdlowi wiédzë ò kaszëbiznie (na tôblëcë pisze kaszëbsczé lëtrë, a próbùje naùczëc, jakùż to sã wëmôwiô), òpòwiôdô a prezentëje kaszëbsczé òbrzãdowé instrumeńta, spiéwô Kaszëbsczé Òd kùznie do szkòłë Czej Wòjcech zaczinôł robòtã w mù nótë, pòkazëje, jak przódë lat lëdze zeùm, trafił do kùznie. Wiedno miôł piselë gãsym piórã. W maju i czer- Dali gôdómë ò wdzydzczim mù zeùm. Pitajã sã, czë Wòjcech lubi swòjã robòtã. Nen krëjamno òdpòwiôdô, że jo, że to je cél jegò kaszëbsczi egzystencji… Dodôwô téż, że jak cos sã lubi, a to zaczinô ce mãczëc, tedë to je robòta… To tak wëzdrzi, jakbë Wòjcech béł wcyg w robòce. Kò dzysô je sobòta, a òn w robòce. Witro téż mdze – kò mùszi òprowadzëc karno młodëch kaszëbsczich gazétników. Rzôdkò móm wòlné – pòwiôdô. Bò jes niezastąpiony! – gôdajã ze smiéchã. Jo, lëdze niezastąpiony rzôdkò awansëją… 59 LËDZE Òdj. R.D. sandra Majkòwsczégò Żëcé i przigòdë Remùsa. Òd te czasu, czedë gò pòznôł, zaczął kùpiac a czëtac kaszëbsczé ksążczi. Dzysô nie czëtóm wszëtczégò, jak mie sã co nie widzy, tej nie czëtóm – gôdô Wòjcech. Kaszëbsczégò pisënkù naùcził sã czësto sóm. Wiele razy sztartowôł w kaszëbsczich diktandach, na jaczich czãsto dobiwôł wësoczé place. Pierszi plac w kategórie ùstnëch miôł w Bëtowie w 2010 rokù. Kò człowiek robi cos temù, bë wëgrac! Wòjcech dobiwô téż na pisarsczich kònkùrsach, chòcbë prozatorsczim kònkùrsu miona Jana Drzéżdżona, jaczi rëchtowóny je bez wejrowsczé mùzeùm. Kò je òn kaszëbsczim prozajikã a pòétą. Jegò dokazë mòże Kaszëbskô droga W dzecnëch a młodëch latach Wòjcech nalezc chòcbë w lëteracczim pismioza kaszëbizną za baro sã nie czero- nie „Stegna” czë zesziwkach „Zymkù”. wôł. Kò tak bëło. Dopiérze, jak trafił Jak jô ju cos napiszã, tedë do tegò tekstu do pelplińsczégò seminarium, béł nie lubiã zazerac – smieje sã, czej pitajã nôleżnikã kaszëbsczégò klubù „Jutrz- ò jegò pisarstwò. Króm tegò Wòjcech niô”, ale za baro sã w jegò robòce nie wespół z Felicją Bôską-Bòrzëszkòwską ùdzélôł. Jak dlô wielu młodëch lëdzy pisze ùczbòwnik kaszëbsczégò jãzëka rodzonëch w 70. i 80. latach, tak téż dlô Jô w Kaszëbsczi. Kaszëbskô w swieniegò „strzélą w serce” béł roman Alek- ce, jaczi namieniony je młodzëznie wińcu taczich ùczbów mô czilenôsce òb dzéń. Dzecë a młodzëzna na jegò ùczbach sedzą w ławach jak zaczarzony. Wòjcech je jak pòlsczi szkólny z midzëwòjnowégò cządu – mô aùtoritet. Chòc, jak sóm gôdô, dzysôdnia dzecëszcza wiele rozmieją dokazëwac. Równak na to znaje radã: dżibczi czij a klëczenié na grochù. Je to mòże dzywné, ale dzecë czasã same proszą, żebë szkólny dôł jima sztrôfã. Nôwicy chãtnëch je do klëczeniô. Wòjk téż òprowôdzô pò mùzeùm. Kaszëbi sã nie chwôlą, jak górale, ze swòją mòwą – òdpòwiôdô, czedë pitajã ò to, czë gôdô do turistów pò kaszëbskù. 60 z wëżigimnazjowëch szkòłów. Jak szkólny to szkólny! Do ùzdrzeniô na Zjezdze Zdrzã na czas. Je czwiôrtô pò pôłnim. Wòjcech kùńczi robòtã. Czas jachac dodóm. Spòtkómë sã gwës na Zjezdze Kaszëbów, jaczi w 2016 rokù bdze we Wdzydzach. Wierã bãdze to zjôzd, na jaczi Wòjcech nie pòjedze… To zjazdowicze przëjadą do niegò. A tedë wôrt mdze zazdrzec do stôri szkòłë z Wiãckòwów, dze szkólny Wòjcech poprowadzy czekawą kaszëbską ùczbã… Tekst je brzadã pòtkaniów dlô piszącëch pò kaszëbskù, jaczé òdbëłë sã 9-10 rujana w Wąglëkòjcach. Òstałë òne ùdëtkòwioné przez Minystra Administracje i Cyfrizacje. POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 KLËKA STÔRÔ HËTA. „KASZUBSKIE MADONNY” Ju jednôsti rôz w Spòdleczny Szkòle w Stôri Hëce, tim razã 30 rujana, pòtkelë sã ùczniowie i szkólny z kartësczégò i wejrowsczégò krézu, cobë pòdzywiac prôce przëszëkòwóné prawie przez nich na lëterackò-plasticzny kònkùrs „Kaszubskie Madonny”, òrganizowóny przez stowôrã „Akademia Głodnica” i Kartuskie Centrum Kultury. Latos ùczãstnicë mielë napisac pò kaszëbskù prozatorsczi dokôz abò zrobic kaplëczkã (żłobinã czë instalacjô). Przikro to rzec, ale nowëch kaszëbskòjãzëkòwëch ùsôdzków lëteracczich më sã nie dożdelë, tak tej w 2015 rokù ni ma leżnoscowi ksążeczczi... Plasticznëch dokazów równak przëszło, z 22 szkòłów, baro wiele, bò prawie dwasta, a wiãcy niżlë pòłowa z nich òstała wëprzédnionô równowôżną nôdgrodą, bò taczi je w tim kònkùrsu zwëk: ni ma placów, le laùreacë, chtërny dostôwają diplomë (jich szkólny téż) i darënczi. W tim rokù nôdgrodą bëła ksążeczka, z òbrôzkama szkólnégò z Głodnicë i Stôri Hëtë, pt. Magiczny świat Kaszub, jaczi nabëcé ùdëtkòwił kartësczi pòwiôt. Òbczas zesëmòwaniô miónków w stôrohëcczi szkòle béł pòkôzk wëprzé dnionëch kaplëczków, deklamòwanié lëteracczich ùsôdzków i gitarowi kòncert. Red. Òdj. z archiwùm stowôrë „Akademia Głodnica” GDUŃSK. PÒMÒRSCZÉ LEGENDË W Centrum sw. Jana we Gduńskù 27 rujana mógł òbezdrzec mùltimedialné widzawiszcze „Legendy pomorskie”. Kùńczëło òno lëteracczi festiwal „Czytanie Pomorza. Korzenie”. Òrganizatorã wëdarzeniô bëło Nadbôłtowé Centrum Kùlturë. Metafizyczną wersjã pòmòrsczich lëdowëch òpòwiedniów przëszëkòwôł Daniél Òdija, a czëtôł je aktor Adóm Ferency. Òkróm snôżich tekstów tikającëch pòmòrsczi zemi, zwëków i wierzeniów, pòjawiłë sã téż rozmajité krëjamné zwãczi, głosë, dëchë i wzdichnienia a téż rëszné òbrazë téatru céniów. Red. STARA HUTA – PORTO. O KASZUBACH W PORTUGALII Czworo nauczycieli z Ośrodka Edukacji Kaszubskiej – Szkoły Podstawowej w Starej Hucie brało udział w 5-dniowym POMERANIA GÒDNIK 2015 szkoleniu w Porto w Portugalii w ramach programu Erasmus+. Dwie nauczycielki były tam w sierpniu, jeden nauczyciel i ja w październiku (w różnych terminach). Szkolenie odbywało się w języku angielskim lub niemieckim. Szczegóły i program tu: http://ifel-institut.eu/?page_id=56 Oprócz nabywania wiedzy na temat zarządzania projektami i wymiany młodzieży trzeba było przed uczestnikami kursu, czyli nauczycielami z Niemiec, Litwy, Łotwy, Finlandii, Islandii, Słowenii, Słowacji, Grecji i Polski, opowiedzieć o swojej szkole i pracy oraz przedstawić region, z którego się przyjechało. Nasze kaszubskie szkółki na Głodnicy, w Starej Hucie i Bączu bardzo się wszystkim podobały. Zajęcia trwały często do późnego wieczora, ale można było jeszcze zwiedzić piękne i zabytkowe portugalskie miasto Porto oraz posmakować słynne tutejsze wino, czyli porto. Taki wyjazd to wspaniała okazja, aby czegoś się nauczyć, poznać nowe miejsca i nowych ludzi, poprawić swoje kompetencje językowe , no i przede wszystkim podpatrzeć ciekawe pomysły na urozmaicanie i wzbogacenie oferty edukacyjnej we własnej szkole. Halina Bobrowska, zdj. z archiwum HB 61 KLËKA BËTOWÒ. STARSZÔ JAK PIERWI Nié Madonna, a swiãtô Katarzëna. W naddôwkù nié z XVII, a z XV sto latégò, a mòże z jesz dłëgszą metriką. Nowé badérowanié stôri drzewiany figùrë w Zôpadnokaszëbsczim Mùzeùm w Bëtowie dało czekawi brzôd. Jesmë rëchtowelë nową wëstawã, a ta prawie rzezba téż mia sã na ni nalezc. Donëchczôs më dbelë, że je z XVII stolatégò i że to Madonna. Prôwdac, je òna bez Jezëska, kò stoji na lwie, a tak jã akùrôt w dôwnëch czasach na Pòmòrzim przëdstôwielë – gôdô Macéj Kwaskewicz, przédnik artisticzno-historicznégò dzélù bëtowsczégò mùzeùm, a zarô dodôwô: Kò jak terô jesmë sã wzãlë za ji òbzéranié, to më pòznelë, że miast lwa białka stoji na chrzebce zgrużdżonégò człowieka. Tak jesmë domerkelë, że to pewno swiãtô Katarzëna Aleksandrijskô, patrónka nôstarszi bëtowsczi parafie. Tim człowiekã je cesôrz Maksencjusz, chtëren kôzôł zabic swiãtą. Mùzealnicë badérowelë téż artisticzny szëk, wedle jaczégò ùsadzëlë rzezbã. Bëtowskô sw. Katarzëna szlac hùje za tim malbòrsczim z czasów krzëżacczégò państwa. To dôwô spòdlé do nowégò datowaniô f igùrë. W Nôrodnym Mùzeùm we Gduńskù je baro pòdobnô, a òna pòchòdzy z pòłowë XIV stolatégò. Nie jesmë gwës, że nasza je jaż tak stôrô, tec pewno nié młodszô jak z XV – klarëjë M. Kwaskewicz. Rzezbã mòżna òbzerac w mù zealnym dzélu zómkù na wëstawie, co pòkazëje nôstarszé ekspònatë spar łãczoné z zómkã i miastã. Je na ni téż strzédniowieczny katowsczi miecz z Bëtowa, në to ju czësto jinô historiô... P.D. Rzezba z bëtowsczégò mùzeùm wierã pòchòdzy jaż z krzëżacczich czasów. Òdj. K. Rolbiecczi WEJROWÒ. PROMÒCJÔ FÉNYKSA W wejrowsczim Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi 27 rujana bëła promòwónô nônowszô ksążk a Artura Jabłońsczégò pt. Fényks. No lëteracczé zéńdzenié przë chłoscëło wiele lubòtników kaszëb sczi lëteraturë a przëdstôwców mô lowëch władzów, m.jin. bëła starosta wejrowsczégò pòwiatu Gabriela Lisius. Z aùtorã ò jegò pisarstwie, widzenim swiata a sznëkrowanim za słowama gôdôł przédny redaktór miesãcznika „Pomerania” Dariusz Majkòwsczi. Sztëczczi romana czëtelë Ana i Adóm Héblowie. Promòcjô za kùńczëła sã kòńcertã Wéróniczi Kòrthals-Tartas z mùzycznym karnã. Fényks ùkôzôł sã nôdkładã Wëdôwiznë Region z Gdinie. Fényks je slédnym dzélã trzëksãgù, w jaczégò skłôd wchôdają jesz Namerkôny i Smùgã. rd Òdj. DM WDZYDZE. GWIÔZDKA JIDZE PRZEZ WIES Mùzeùm – Kaszëbsczi Etnograficzny Park we Wdzydzach m. Tédorë i Izy dora Gùlgòwsczich òrganizëje òd 3 lës topadnika tr. do 15 stëcznika 2016 rokù warkòwnie pt. „Gòdë na Kaszëbach”. Ùczãstnicë zajimniãców mają leżnosc doznac sã np. tegò, skądka na Pòmòrzim sã wzãła danka i jaczé czedës bëłë gòdowé zwëczi, òbrzãdë i jestkù. Swòjorãczno wëtwôrzają téż tradicyjné dankòwé wëòzdobë. Jich zadanim je téż 62 zrëchtowanié papiorowëch kwiatów, jaczé w wiele môlach na Kaszëbach strojiłë kòscołë, kapelczi i bùdinczi. Òbczas zwiedzywaniô Mùzeùm ùczãs tnicë warkòwniów parłãczą sã z karnã gwiżdżów i wespół z nima kòlãdëją òd chëczë do chëczë. Wiãcy infòrmacjów na starnie: http://www.muzeum-wdzydze.gda.pl/. Red. POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 KLËKA GDAŃSK. KOCIEWIACY Z TRÓJMIASTA ZNOWU NA KORZENNEJ Jesienne spotkanie Trójmiejskiego Klubu Kociewiaków im. Króla Jana III Sobieskiego tradycyjnie miało miejsce w Sali Mieszczańskiej Ratusza Staromiejskiego w Gdańsku (przy ul. Korzennej). Przybyłych powitał prezes TKK Przemysław Kilian, przedstawiając zebranym program wieczoru oraz prezentując limeryk pt. „Kociewie” autorstwa Huberta Pobłockiego, obecnie prezesa honorowego Trójmiejskiego Klubu Kociewiaków i Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Pierwszy prelegent Ryszard Szwoch przybliżył naszym członkom postać Jana z Jani, pierwszego wojewody pomorskiego. (...) Ponadto zaprezentował i krótko omówił również swoje dzieło, a mianowicie piąty tom Słownika biograficznego Kociewia. Następnie Judyta Król, doktorantka Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Gdańskiego, opowiedziała o badaniach obrzędowości kociewskiej (...). Ostatni z prelegentów redaktor Tadeusz Majewski zaprezentował swoją najnowszą książkę pt. Starsza Pani pilnuje. O Kociewiu niewygnanym z pamięci, cytując co ciekawsze i zarazem śmieszniejsze anegdoty w niej zawarte. Na zakończenie wystąpił poseł Jan Kulas. Wyraził radość z organizacji kwartalnych spotkań trójmiejskich Kociewiaków, życząc organizatorom kolejnych w tak doborowej atmosferze. Podczas spotkania można było nabyć wyroby z haftem kociewskim Marii Leszman z Pelplina i Katarzyny Nowak z Tczewa. Dla zebranych przygotowano poczęstunek, ufundowany przez Ryszarda Morawskiego z Malenina, braci „EL” Lipińskich z Wrzeszcza i restaurację „Zielony Smok” z Gdańska. Przemysław Kilian Fot. ze zbiorów Trójmiejskiego Klubu Kociewiaków GDAŃSK. GÜNTER GRASS NA ŁAWECZCE W 88. rocznicę urodzin pochodzącego z Gdańska noblisty na placu Wybickiego we Wrzeszczu odsłonięto jego pomnik. Günter Grass usiadł na ławeczce obok Oskara – bohatera jednej z najgłośniejszych swoich powieści Blaszany bębenek. Obie rzeźby wykonał gdański artysta, profesor Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku Sławoj Ostrowski. Pomnik z brązu zmarłego w kwietniu br. noblisty gotowy był już 13 lat temu i miał być odsłonięty jednocześnie z figurką Oskara w 2002 roku. Günter Grass początkowo zgodził się na postawienie pomnika, jednak z czasem zmienił zdanie. Grass uznał bowiem, że dopóki żyje, dopóty pomnik nie powinien być upubliczniony. Rzeźba trafiła do przechowalni, by ujrzeć światło dzienne po śmierci pisarza, a więc zgodnie z jego wolą. Na ławeczce Günter Grass prezentuje się z nieodłączną fajką w ręce. Ma na sobie m.in. charakterystyczną marynarkę. Na kolanie trzyma otwartą książkę, po której pełza ślimak, ten sam, którego pisarz uwiecznił na okładce swojej powieści pt. Z dziennika ślimaka. Sławomir Lewandowski Fot. S.L. LÃBÓRG. ÙSZŁOTA PÒMÒRZÔ ZAPISÓNÔ W ARCHITEKTURZE Mùzeùm Lãbòrsczi Zemi w Lãbòrgù rôczi do zwiedzaniô wëstôwkù „Zamki i rezydencje na Pomorzu”. Ùroczësté òdemkniãcé ekspòzycje òdbëło sã 6 lëstopadnika, a bãdze jã mòżna òbzerac do 10 stëcznika 2016 rokù. Wëstôwk òstôł przëszëkòwóny ze zbiérów Zómkù Pòmòrsczich Ksążãtów w Szczecënie. Pòkazywô wëbróné pamiątczi, jaczé pòchòdzą z cządu òd XV do pòczątkù XX wiekù, i są sparłãczoné POMERANIA GÒDNIK 2015 z ùszłotą Pòmòrzô, ksążãcą rózgą Grifitów i pòmòrską szlachtą. Ekspòzycjô je zestawionô z 9 makétów rezydencjów m.jin. Trzebiatowa, Tuczna, Swòbnicë, Krãgù, Pãzyna i Ludwigsbùrga. Towarzą jima plansze, na jaczich są òpisënczi i òdjimczi 35 pòmòrsczich rezydencjów. Red. Òdj. https://www.facebook.com/ Muzeum-w-Lęborku 63 KLËKA WEJROWÒ. „POWIEW WENY” Téma latosy X edicji lëteracczégò kònkùrsu „Powiew Weny” brzëmia: „Niech ten jubileusz milowym będzie kamieniem…”. Jegò rozrzeszenié i wrãczenié nôdgrodów òdbëło sã 4 lëstopadnika w Miastowi Pùbliczny Bibliotece m. Aleksandra Majkòwsczégò w Wejrowie. Jurorama bëlë: Bògdón Tokłowicz, Tadéùsz Dąbrowsczi, Barbara Gùsman, Henrik Pòłchòwsczi i Éwelina Magdżarczik-Plebanek (pòl. Magdziarczyk-Plebanek). W kategórie òd 16 do 19 lat dobiwcama òstelë: I môl – Martina Selonke, II. Môrcën Romanik, III. Arleta Gruba, wëprzédnienié – Agata Jaedtke. W kategórie wëżi 19 lat (proza): I. Krësztof Szkurłatowsczi, II. Dariô Kaszubòwskô, III. Bògna Zubrzëckô, wëprzédnienié – Tomôsz Mering. W ti sami wiekòwi kategórie westrzód pòétów: I. Hana Makùrôt, II. Bògùmiła Mielewczik, III. Andrzéj Waszkiewicz, wëprzédnienié – Patricjô Pionke. Red. Fot. https://www.facebook.com/ powiatwejherowski BÓLSZEWÒ. MÉSTROWIE CZËTANIÔ 5 lëstopadnika w filie nr 1 Pùbliczny Biblioteczi Gminë Wejrowò w Bólszewie òdbëłë sã krézowé eliminacje kònkùrsu „Méster Bëlnégò Czëtaniô”. Jurorama bëlë Róman Drzéżdżón, Pioter Léssnawa i Adóm Hébel. Zgłoszonëch òstało 61 ùczãstników. W kategórie klas I– III pierszi môl dostôł Macéj Chòlcha, drëgô bëła Juliô Dzãgelewskô, a trzecy Bartosz Pòtrëkùs. W kategórie klas IV–VI pierszi môl òstôł przëznóny Kòrnelie Pùzdrowsczi, drëdżi Julie Pùzdrowsczi, a trzecy Karolënie Òkrój. Westrzód gimnazjalëstów dobëła Anna Mëszke, drëgô bëła Nataliô Mielewczik, a trzecô Juliô Wòjewskô. W kategórie dlô ùczniów z wëżigimnazjalnëch szkòłów dobëła Magdaléna Klein przed Katarzëną Majzner, a westrzód dozdrzeniałëch Henrika Albeckô przed Markã Czoską i Lidią Zdzytowiecką. Red. Òdj. ze zbiérów bólszewsczi biblioteczi BOLSZEWO. ŚWIĘTO BIBLIOTEKI Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo w Bolszewie 30 października świętowała 55-lecie istnienia. Obchody połączono z 20. rocznicą nadania jej imienia Aleksandra Labudy oraz z promocją książki jej patrona pt. Òstatny sąd w Mirchòwie. Brawãda na dzejowò-spòlecznym spòdlim. 64 Na uroczystość przybyli przedstawiciele władz gminy Wejherowo, miasta Wejherowo, gminy Linia, Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, dyrektorzy szkół i lokalnych instytucji kultury. Ważnym punktem uroczystości był występ młodzieży z koła kaszubskiego działającego przy Samorządowym Gimnazjum im. Jana Pawła II w Bolszewie. Uczniowie zaprezentowali montaż słowno-muzyczny pt. „Pamięci Aleksandra Labudy”. Dyrektorka bolszewskiej książnicy Janina Borchmann przygotowała dla zebranych prezentację multimedialną pt. „Biblioteka na przełomie lat 1960– –2015”. Następnie zagrał Kaszubski Zespół Regionalny Levino z Lęborka. Ponadto tego dnia wręczono statuetki „Anioła Kultury” oraz „Super Anioła Kultury” osobom, które od lat ściśle współpracują z biblioteką. Statuetkę otrzymali: Tadeusz Linkner, Jaromira Labudda oraz Maciej Tamkun. O książce Òstatny sąd w Mirchòwie. Brawãda na dzejowò-spòlecznym spòdlim opowiadał historyk Dariusz Szymikowski. Rocznicowym uroczystościom towarzyszyły wystawy o tematyce regionalnej oraz kiermasz. Obchody zakończono uroczystą kolacją. Red. Fot. https://www.facebook.com/ powiatwejherowski/ POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 KLËKA ŁĘG. POMORSKA EMIGRACJA DO BRAZYLII W Ośrodku Kultury w Łęgu 30 października odbyła się promocja książki autorstwa Krzysztofa Gradowskiego pt. Pomorska emigracja do Brazylii w II poł. XIX wieku, wydanej przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Publikacja przedstawia wycinek z historii emigracji Pomorzan w drugiej połowie XIX wieku. W książce wymieniono 2167 osób, które w tamtych latach wyemigrowały do Brazylii, z czego ponad 400 z samej ówczesnej parafii Łąg. Szczegółowo omówiono historię emigracji rodziny Hamerskich i Lewińskich. Publikacja zawiera ok. 200 zdjęć, 29 listów wysłanych do rodziny w Brazylii oraz dzieje najstarszych dziesięciu kaplic wybudowanych przez Pomorzan. Książkę można kupić na stronie: http:// kaszubskaksiazka.pl/. Red. Fot. ze zbiorów Ośrodka Kultury w Łęgu BÒRZESTOWÒ. WÔRT DZEJAC DLÔ KASZUB Na lëstopadnikòwé zéńdzenié Re mùsowégò Krãgù, jaczé òdbëło sã 5 lëstopadnika, przëjachôł gòsc jaż ze Szczecëna. Dr Riszard Stoltmann, przédnik szczecyńsczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, laùreat Òrmùzdowi Skrë za 2014 rok, gôdôł ò rob òce Kaszëbów na Zôpadnym Pòmòrzim, a téż ò swòjich dzejaniach dlô promòcje kaszëbsczi kùlturë i naji rodny mòwë. Kôrbił ò żëcowi stegnie, jakô zaprowadzëła gò do dzysdniowi biôtczi ò przëbôcziwanié historie i téż ò rozkòscérzanié kaszëbsczégò jãzëka na całi Pòmòrsce. Red. Òdj. ze zbiérów Remùsowégò Krãgù KÒSCÉRZNA. NOWÔ KSĄŻKA Z KASZËBSCZIMA GÔDKAMA W Stôrim Browarze w Kòscérznie 16 lëstopadnika òdbëła sã promòcjô Kaszëbsczich Przësłowiów ë Anegdotów zebrónëch do grëpë przez Benedikta Karczewsczégò. W pùblikacje jidze nalezc przez tësąc rozmajitëch gôdk i rzeklënów (piselë jesmë ò ni w séwnikòwi „Stegnie”). Promòcjã prowadzëła Ana Cupa-Dzemińskô, chtërna czëtała ùczãstnikóm wëjimczi z ti ksążczi. Ò donëchczasnëch wëdôwiznach wastë Benedikta gôdała direktorka kòscersczi gardowi biblioteczi Gabriela Bieleckô-Hòmel, direktor Mùzeùm Kòscersczi Zemi Krësztof Jażdżewsczi òpòwiedzôł ò żëcym i dobëcach aùtora (nié blós tëch sparłãczonëch z wiérztama i rzeklënama), a direktor Centrum Kùlturë i Spòrtu w Kòscérznie Jan Dittrich przëblëżił promòwóną ksążkã, to je Kaszëbsczé Przësłowia ë Anegdotë, WWW.KASZUBI.PL POMERANIA GÒDNIK 2015 i przeczëtôł tekst Powiedzenia, przysłowia i celne myśli w zbiorku Benedykta Karczewskiego, jaczi w 2004 rokù napisôł prof. Jerzi Tréder. Na zakùńczenié wëstąpił sóm aùtor, chtëren pòdzãkòwôł wszëtczim za przińdzenié abò przëjachanié na promòcjã, i zaprezentowôł czile anegdotów. Dodôwkòwą atrakcją promòcje béł kòncert mùzycznégò karna Kaszubska PAKA z Kòscérznë, w jaczim wëstãpiwô téż wasta Karczewsczi. Red. Òdj. DM WIADOMOŚCI & KOMUNIKATY 65 KLËKA GDUŃSK. DZÉŃ Z PROF. JANÃ STRELAÙÃ Dwa zéńdzenia z bëlnym pòmòrsczim ùczałim Janã Strelaùã òdbëłë sã we Gduńskù 5 lëstopadnika. Pierszé z nich miało môl na Wëdzélu Spòlëznowëch Nôùków Gduńsczégò Ùniwersytetu. Profesor kôrbił tam na témã „Òd spòdlecznëch badérowaniów do wëzwëskaniô w psychòlogiczny praktice na przikładze Regùlacyjny Teòrie Temperamentu”. Pòtemù, òb wieczór, w Kaszëbsczim Dodomie we Gduńskù òdbëła sã promòcjô ksążczi-wëwiadu z prof. Strelaùã Poza czasem. Prowadzył jã prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi. Chcemë dodac, że prof. Jan Strelaù, chtëren ùrodzył sã w 1931 rokù, dzecné lata spãdzył w Bëtowie i Tczewie. Je òn absolwentã Warszawsczégò Ùniwersytetu (skùńcził tam psychòlogiã w 1958 r.). Znóny je przede wszëtczim z badérowaniów nad temperamentã. Red. WEJHEROWO. POWRÓCILI NA SCENĘ Grupa muzyczna Chëcz po ok. 15 latach wróciła na scenę z nową płytą pt. Dërnosc. Wielu Kaszubów pamięta utwory „Lëst”, „Pòjuga” czë „Do Młodech” z pierwszej płyty zespołu. Nic więc dziwnego, że 15 listopada tłumy fanów wypełniły salę koncertową Filharmonii Kaszubskiej w Wejherowie. Nowa płyta to połączenie muzyki rockowej z tekstami Adama Hebla, 66 oczywiście w języku kaszubskim. Podczas koncertu promocyjnego można było nabyć nową płytę, a niebawem pojawi się ona w sprzedaży internetowej. Warto zatem śledzić stronę grupy Chëcz na Facebooku, gdzie zespół informuje o aktualnych wydarzeniach. Red. Fot. P. Lessnau POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ 1 Dzecno do mie mówi TÓMK FÓPKA W głowùlce, ùszkach, òczkach wszëtulkò jaczészk-taczészk zaskòczkóny są? Wnetkã swiãtëchny Mikòłôjk mdzùszkò malëtinczé. Drobnëchné. Dzeckóm. Dzecuszkóm. Dzeculkóm fejrowkóny. Cëzëchné, czerwiónczkòwé stwórczi z bródkanamieńkóné. Padaszkù dadaszkù. Sniegùlk. W drzéwiãtkach ma bãdùlką sã spùszcziwkac z balkónków a dzeculczi mdą drzémùlkô wiaterk. Na wietewkach dërgòtkają ptôszczi żdôjkac z bótkama za bómùszkama a jinyma szmaczkama. z òdmiarzłima rzëckama. Teck to gòdniczk – taczé rzeczczi Timczaskã kaszëbsczëchny gwiôzdórk smùtëchno łezkã sã zdôrzajkają. To nick, że ni mkóm kòl aùtołka òpònków òcérknie a ze swòjką larwką a bòrdką zaklepkô na chëczkòwé dwiérczi. Pierwszkô gwiôzdeczna zëmùlkòwé miéńkóné. Że ka zaswiéckô. Gòdowé drzéwkò mùcka z barónkã jeszczkù Stańkómë z kùlindżkã zazybkô sã z kùżelkama, co n a p òl ë c c e w sz a fc e s ã a wôrztczi sobkù w nich sã przezdrzylkô famiwëlegiwùlkô. Że szaluszk zatackóny dzesk w nórcëczkù ùpieczkómë na ògniulczkù. lijka przë stoliszkù sedząckô. nôcemniészim a rãkawicczi Wëpijkómë coszkù A do zjôdkaniô grzibczi, ribczi, brzôdkòwô zupka, klóseczczi z jednëchnym pôlckã na rozgrzéwkanié z maczkã, slédzëczi w smion i móżkają sã na lôżkac. Zarôzkù gwësnulkò pùdkóm i rëgnijkómë dalkù, tance, barszczëk z ùszkama, pòsznëkrówckac w jaczimsk dodomkù. Włączkómë nudelczi a karpczi różnëchné. Pastereczka, na chtërnuszczi szurczkù. Mòżkù pòtkùlkóm zdrzélniczczi, dze prawkac lùdeczkòwie zanóckają kòlãdczi. jakąms zapòzdzałkałą mëszkã, mdą ò tim, że przëszłka zëmka i ni mka Pòd chórkã schòwkają sã ti, co z pólka zabôczka przed bielëchnym piszkã zwiornąckòmùlkù dróżków co wieczerzkã zaprawkelë sznapskã. A terô na trzë głokac abkò jéżka z nôòstatniészim sczi jadkają z glorijkama. jabłuszkã, co spadniuszkało ze starëchny jabłónczi kòlk sąsadka. Téżkò mòżkù bëckac taczkù, Ksądzulk złóżkô żëczbczi na swiãtka. Rozjachùlkają sã pò że spùrgùlknã sã a szklóneczkã sobkù stłëczulkóm a bez ti- rodzynkach w pierszëchné i drëgùchné swiãtkò. Wróckają dzéńk bądkóm krzëwùlkò chòdzkôł. A ludkòwie bądzuszkają i mdą mëslkac ju ò Nowùchnym Roczkù. Pò tim zaklepkają mëszliwkac, że mòżkù napitkóny za mòculkò chłopùlk abkò do dwiérczków TrójKrólkòwie zez szopùlkama, mòże jaczi coszkù... Wëcygnulkóm sónczi a z górczi pòzjeżdżiwùlkóm gwiżdżkòwie przińdzkają. Krómùszczi wzątulk stolemkòwi sobkù. Pózniészkù na miészkù. Pò szitkù. Niechżkù lenkù zanôtéréjkają a dzôtczi na krótëchno do szkółk zazdrzijkają, napadkô sniéżkù skòpicką – ùlëmkómë z dzecùszkama cobë zarôzkù nazôtk na ferijczi do domków warcknąc. Przińdbùwrónka. Dostónkô miotełeczkã w môlëczczi rãczków, kają Jasterczi z jôjkama a kaninkama. Pózni są przëjãcka grôpùszulk na główkã, marchiewkã tamùlk, dze nosk je, pòdłużk „wezkôj na bórdżk a nawëstawkôj fùlk”. I latkò, co a wãgliszkòwé òczka. Kùlindżk sobkù zróbkómë. Kòniczczi z białeczk ruchenka zdjimnijkô chwatkò. Co sã naòpólkają, dwa, jednédżkò fókska a drëdżczégò sywùlka do wasążkù napławkają w ceplëchnëch wódkach... Jeséńka przëczurpkô zaprzëżulkómë. Sónczi przërzeszkómë. Kùczerk batużkã strzél- niespòdzajenkò ze swima deszczkama, rozczapkónyma dróżkô i... pònëkùlkómë. Prostëchno bez lask, dróżką, co lenkò kama, stedżenkama. Z grzibkama i grzëbniczkama. Z wszez ni letëchno kòłoważczi są widzkac. Zapadkóny calëchny lejaczczima chërkama, sznëpkama a rzëpkama. Wnetulkò swiatk. Gwësnkò Pónk Bóżk jakąmsk pierzënkã frëszulkô jagwańtk przëturzkô. Mdzemkamë sã ceszkelë na môlinczégò i temkù taczczé biôlëchné szwatołczi tuńckają pò niebkù. Jezëska z Marijką i Józefkã. Ò bidlątkach nie wspòminkóm. Stańkómë z kùlindżkã a wôrztczi sobkù ùpieczkómë na I zôsk spadulknie sniéżk... ògniulczkù. Wëpijkómë coszkù na rozgrzéwkanié i rëgnijkómë dalkù, dodomkù. Włączkómë zdrzélniczczi, dze prawkac mdą ò tim, że przëszłka zëmka i ni mka kòmùlkù dróżków Ten felietón chcôłbëm zadedikòwac wszëtczima tima, co mówią do mie jak a ùlëczków òdsniéżkac. A kògùlkò to je winka? Zôskù służbczi do dzecka. W całoscë tima, co za tómbakã a barã stoją. POMERANIA GÒDNIK 2015 67 Z BÙTNA Julis RÓMK DRZÉŻDŻÓNK – Cãżką môsz të ale robòtã – pòżałowôł jem Julisa Dôwno jem gòscy w nym mòjim zaczarzonym Pëlckòwie ni miôł. Kò, rzeczeta, brifka kòl ce dërchã sedzy. I to je prawie to a nasëpôł mù samòróbny tobaczi. – A biôj mie z tim! – drëch strząsł z pótë proszk. – Jô – dërchã sedzy. Ò nim mòże rzec, że tak jakbë tuwò mieszkô. A jak chto mieszkô, nawetkã „tak jakbë”, tej nijak ni mòże tegò móm za wiele w robòce. Tec jô kòżdémù mùszã, chto gò gòscã pòzwac. Rôz na pëlckòwsczi miesąc lesny do mie so zażëczi, pòkazowac, jak Pëlckòwiôcë zażiwają. Takô to je wpadnie. Wpadnie – mało rzekłé – wlejcy jak pò òdżiń, a tej robòta. – A lëdze mëszlą, że w mùzeùm nick sã nie robi. dali w swój las nëkô. Taczi gòsc, co piãc minut spòkójno nie – Jak cë jednégò pãknã… – drëch zrobił sã czerwiony na ùsedzy, to nie je gòsc. (Przënômni tóńszi je jak brifka, jaczégò gãbie jak gùlôcz. – Nick sã nie robi? Tak pò prôwdze mùzealnik mianowac mòże „gòscã baro drodżim”). Miesąc pò wëbòrach, tidzéń pò zaprzësyżenim nowégò bë mógł swiãtowac Dzéń Bibliotekarza, Dzéń Ksãgarza, rządë zaklepôł na mòje dwiérze jaczis strëch. (Piszã Wama Dzéń Szkólnégò, Dzéń Sprzątacza, Dzéń Samòrządzënowégò ò nëch pòliticznëch faktach, żebë Wa wiedza, że to czësto Ùrzãdnika, Dzéń Mùzyka a Mùzykańta, Dzéń Animatora niedôwno bëło). Cemno bùten jak scyrz, temù jem gò dora- Kùlturë, Dzéń Instruktora, Dzéń Turisticznégò Prowadnika, Dzéń Aktora, Dzéń Reżisérë, zu nie pòznôł a wpùscëc bënë Dzéń Dolmaczérë, Dzéń Pisamiôł strach. Dopiérze jak nen rza, Dzéń Archiwistë, Dzéń sã nym swòjim cenczim głosã Sprzedôwcë Pamiątków, Dzéń òdezwôł, doznôł jem sã, chtëż Taczi gòsc, co piãc Drëkarza, Dzéń Redachtora, to za jaczi. Dzéń Malarza… – Wpùscë biédnégò człominut spòkójno nie Dzéń– Żłobiarza, Jo, jo – przerwôł jô wieka kùlturë – wëjikôł strëch. ną litaniją. – Czej wa, – Julis! – riknął jem na całi ùsedzy, to nie je gòsc. jemù mùzealnicë, tak wiele dniów gôrdzel. Chùtkò jem dwiérze swiãtëjeta, tej jô sã nie dzywiã, òtemkł a jegò z całi mòcë serże tak mało wama płacą. deczno ùscyskôł. – Julis, cëż të Julis tak sã nó miã przë tu ò cemnicą robisz? Tëli lat, zdrzôł, wëcygnął z taszi wëgniotłi cedel a pòdetkł mie gò tëli lat… – Jenkù jo – jãknął Julis, a widzec bëło, że je czësto zmar- pòd knérã. – Wzérôj, mackù przegrzeszony, to je mòja wipłata! Baro niałi. Në cëż, lëdze kùlturë wëpasłi nigdë nie bëlë. – Nie scydobrze ò dëtkach, co më je dostôwómë, gôdô nen stôri wic: skôj tak mòckò, bò mie ùdëszisz. – Dobrze ju dobrze – zarôcził jem niespòdzajnégò gòsca „Czemù nama dwadzestégò piątégò kòżdégò miesąca płacą? w paradnicã. – Sadni, chłopie, a gôdôj, cëż kòl cebie nowégò A temù, żebë nama do pierszégò sygło…”. Në ale, të jes mie czëc. Jes të jesz tim animatorã kùlturë w Pëlckòwsczi Filhar- niepòtrzébno wcygnął w ną gôdkã ò pieniądzach. – Julis hapsnął w płëca wiôldżi szluk lëftu a z bùchą rzekł: – Më mónie? – Nié, cëż të – machnął zrezygnowóny Julis. – Pëlckòwskô pëlckòwsczi mùzealnicë robimë dlô deji! Tej, mie nic, tobie nic, Julis zapitôł: Filharmónia pëlckòwskô je, dlô mie ju dzãka Bògù bëła, leno – Ni môsz pòżëczëc piãcdzesąt złotëch? z pòzwë. Tã rôz na rok co naszégò sã dzejało, temù nie bëło – Jô cë rôd pòżëczã. Kùlturã doch mùszi wësprzéc – cwëkù tã dłëżi sedzec. Òd wicy jak rok robiã w Pëlckòwsczim wëcygnął jem z miészka dëtczi a dôł Juliskòwi. – Pewno cë, Mùzeùm. biédôkù, na jedzenié nie sygô. – Jakno ekspònat – zasmiôł jem sã. – Ale dze! Stôrô Gréta mô do sprzedaniô baro stôri różk – Skąd wiész? – zadzëwòwôł sã Julis. – Pò prôwdze tak mie turiscë, a czãsto, wstid rzec, téż naju lëdze pòzywają. tobaczny. Mùszã ji zarôzka za niegò zapłacëc… – Tak za swòje të ekspònatë do państwòwégò mùzeùm Pôlcã mie niechtërny pòkazëją a wòłają ùredóny: „Patrzcie dzieci, to jest pan Pelckowiak, który po pelckowsku wam coś kùpiwôsz? – terôzka jô béł czësto zadzëwòwóny. – Móm powie”. A tej dzecë chcą, żebë jima rzec, jak pò naszémù je nôdzejã, że cebie je òddadzą… a të mie. – Wiész, jak je, mòże jô dostónã je nazôd, mòże nié. Móm „prezerwatywa” i „środki antykoncepcyjne”… To są czasë, strach, że terôczas nowô władza mdze mia jinszé prioritetë. nawetkã dzecë le ò pie… mëszlą. Wiész, nowô pòlitika, wiôlgònôrodnô, dëtczi pùdą na nôrod– I co të jima gôdôsz? – Co móm jima gadac? Manic mùszã, że taczich słowów ną kùlturã, a më mùzealnicë z pëlckòwsczich barabónów mdzemë jesz barżi biédowelë. w najim jãzëkù ni ma, bò Pëlckòwiôcë tak co nie ùżiwają. 68 POMERANIA GRUDZIEŃ 2015 Jarosłôw Kroplewsczi Mòje serakòjsczé miesące Gòdnik Pózno reno, cemno chùtkò Dwa dni szlapë, a trzë sniegù Rôrotë i spijta z Bògã Tak jedna niedzela, drëgô… Jaż na rënk wëskòcził stëcznik W mùndur szandarë òblokłi Zagwizdôł i tak sã zbiegłë Miesące z całégò roku. Wszëtczé pòprzezeblekóné: Na przódkù pùrtk – to béł czerwińc Za pùrtkem rogôl – to lëpińc Dali miedwiédz, a za nim Żid Za nima baba, za babą dżôd Smùtan za sëchą, Strëmiannik to kóń Séwnik to bòcónk Kòminiôrzem – môj. Za tą zgrają W brodati larwie Gòdnik stanôł Czijem bùcnôł Zwónkem glingnôł, I wszëtczé miesące zaspiéwałë: Wesołą Nowinã wszëscë spiéwają, bracô Kaszëbi do żłóbka gnają…. Òdj. ©VRD – fotolia.com
Podobne dokumenty
Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Bardziej szczegółowoPaździernik 2015
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Bardziej szczegółowoKaszubi na Pomorzu Zachodnim s. 4
Widok na Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie
Bardziej szczegółowoCzerwiec 2014
Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.
Bardziej szczegółowoPaździernik 2013
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Bardziej szczegółowoGrudzień 2013
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 27 31, e-mail: [email protected] • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.pr...
Bardziej szczegółowoKaszubski teatr s. 3–13
W dawnych czasach, kiedy nie znano lodówek, mięso wędzone zimą spożywano przez całe lato. Gęsi to zwierzęta, które hodowane były dawniej na Pomorzu, w tym także na Kaszubach w bardzo dużych ilościa...
Bardziej szczegółowo